Strona 1 z 1
Para nr 6
: 13 lut 2019, 21:52
autor: Mistrz Gry
Ostatnie promienie znikającego za horyzontem słońca padają na niewielka sadzawkę znajdująca się w samym centrum Upendi. Nad niewzburzoną taflą wody pojawiły się już pierwsze świetliki a lada moment tutejsze świerszcze rozpoczną swój wspaniały koncert. Całości dopełnia unosząca się w powietrzu woń niespotykanych nigdzie indziej kwiatów. Czy można sobie wymarzyć lepsze miejsce na romantyczną randkę z nieznajomym?
Re: Para nr 6
: 14 lut 2019, 2:30
autor: Maer’vu
Maer'vu trafił w to miejsce przypadkiem, kiedy szukając kogoś, z kogo można by wyciągnąć jakieś przydatne informacje, zawędrował aż do sadzawki, nad którą krążyły świetliki. Po stosunkowo długiej wędrówce uznał, że nadszedł czas na odpoczynek; nie czuł co prawda zmęczenia, nie chciał jednak przemęczać mięśni, a sadzawka wydawała się odpowiednim miejscem do zregenerowania sił.
Podszedł więc do niej, nachylił się i na początek upił kilka łyków chłodnej wody, jedynym okiem obserwując latające dookoła świetliki.
Re: Para nr 6
: 14 lut 2019, 11:21
autor: Duch
A Duch... ona odpoczywała gdzieś w zaroślach - może nie tak bardzo w pobliżu sadzawki, jednak też nie na tyle daleko, by przez tą całą roślinność nie dostrzec (a być może nie usłyszeć) nieznajomego lwa. Dlatego też podniosła się do pół-siadu, wychylając łeb zza krzaków i oblizując nos. Spoglądała na niego przez moment uważnie.
- No proszę, chyba niezły wojownik mi się tutaj trafił. - rzuciła "przywitaniem", lustrując samca uważnym spojrzeniem. Taki duży, tyle blizn...
Czym właściwie jednak było to "tutaj"? No cóż... było to całkiem... klimatyczne miejsce. A źródło wody i bujna roślinność sprawiały, że było tu więcej wszelkich zwierzaków. Sama nie była w tym miejscu pierwszy raz.
Wstała powoli i przeciągnęła się leniwie, wypinając zad do góry, a następnie wychodząc zza krzaków i innych takich całkowicie - nie zbliżała się jednak jeszcze. Ostrożności nigdy za wiele.
Re: Para nr 6
: 14 lut 2019, 15:32
autor: Maer’vu
Mimo bycia pozornie całkowicie skoncentrowanym na obserwacji świetlików i zaspokajania pragnienia, Maer'vu zachowywał czujność i bez trudu wychwycił szelest w pobliskich zaroślach. Natychmiast się spiął i szybko odwrócił w stronę źródła dźwięku, przygotowany na atak.
Jednak ku jego zaskoczeniu (którego oczywiście nie było po nim widać) z krzaków nie wyskoczył żądny jego krwi wróg, lecz wyjrzała z nich lwica, która na powitanie skomentowała jego wygląd... przynajmniej tak to zrozumiał. Równie dobrze mogła być kanibalką, która właśnie pochwaliła wygląd swojego potencjalnego posiłku i jego apetyczność...
Lub miała po prostu dziwny sposób witania się z innymi.
- Mógłbym powiedzieć to samo o tobie, wojowniczko. - Odbił pałeczkę beznamiętnym tonem, przyglądając się, jak samica wychodzi z zarośli. Widział po jej budowie ciała, że jest zręczna i silna, zapewne potrafi walczyć. I była ładna. Maer'vu, w przeciwieństwie do Hazira, nigdy nie oglądał się za lwicami, zbyt skupiony na swym treningu, pragnąc stać się najlepszym wojownikiem w dziejach. Nie umawiał się na randki z samicami (ani samcami), nie interesowały go takie rzeczy i nie znał się na płci przeciwnej. Ale mimo wszystko miał wrażenie, że gdyby Hazir tu był, określiłby nieznajomą jako "ładną", jeśli nie "piękną".
Przynajmniej tak zgadywał.
Obserwował jednym okiem srebrnofutrą lwicę, cały czas czujny i gotowy uskoczyć w bok, gdyby próbowała go zaatakować. Nie zamierzał dać się zabić przez zwykłą nieostrożność, a z doświadczenia wiedział, że niekiedy niewinnie wyglądające samice potrafiły być bezlitośniejszymi i skuteczniejszymi zabójcami niż samce.
Re: Para nr 6
: 16 lut 2019, 11:39
autor: Duch
Duch miała to do siebie, że często nie potrafiła się ugryźć w język - czy raczej często po prostu nie czuła takiej potrzeby, a nie "nie potrafiła". Zwykle nie witała się też w... normalniejszy, bardziej klasyczny sposób, bo też nie należała do najkulturalniejszych istot.
- Oh, zostałam rozgryziona. - Zaśmiała się krótko, a na jej pysku pojawił się lekki uśmieszek, można by rzec, że lisi - przymrużyła nieco srebrne oczyska, spoglądając uważnie na samca. Lustrowała go spojrzeniem i wcale nie kryła się z tym, że się gapiła - tyle, że ona w przeciwieństwie do niektórych robiła to, by oceniać oraz zgadywać, a nie się do kogoś ślinić czy... różne takie podobne. - Ale w sumie to nie tak z tym ciężko, Duży. - Tym razem zlustrowała wzrokiem swoje zwinne, ale całkiem dobrze umięśnione ciało. I tak, zwykła nadawać rozmówcom jakieś nazwy.
Zaraz powróciła wzrokiem do nieznajomego i ruszyła w jego stronę powolnym krokiem, obserwując go uważnie - a szła wolno, by sprawdzić jego reakcję, zamiary. W końcu normalna rzecz zamiast "szarżowania" do przodu.
Przystanęła w niedużej odległości przy tafli wody.
- Niecodziennie widuję takich... pokrytych bliznami samców w miejscach jak to. Miękkie serce? - zaczęła, w sumie to całkiem zaczepnym tonem, a w jej ślepiach zabłysnęło zainteresowanie - samiec na miękkiego nie wyglądał, a to całe upendi... hm. Duch zdążyła zaznajomić się nieco z tym miejscem podczas czasu, gdy przebywała w tej krainie.
Właściwie to wcześniej w tych krzakach znalazła coś nieźle pachnącego... czego nie potrafiła określić, przez co odczuwała jakąś zmianę, choć całkiem subtelną. Nie, żeby to była zła zmiana.
Machnęła ogonem i pewnie zahaczyłaby nim o czarnogrzywego, gdyby dzieliła ich mniejsza odległość. Następnie pochyliła się, by napić się wody, obserwując przy tym świetliki, których blask odbijał się w jej jasnych ślepiach.
Re: Para nr 6
: 19 lut 2019, 0:05
autor: Maer’vu
Obserwował lwicę równie uważnie co ona jego, tyle, że on nie próbował oceniać ani zgadywać - już wyrobił sobie na jej temat opinię. Wolał jednak nie dać się zaskoczyć, toteż nie spuszczał czujnego spojrzenia z srebrnofutrej, cały czas przygotowany na atak.
Duży? Jednooki postanowił przemilczeć jej... uwagę. Owszem, mógł się pochwalić imponującymi rozmiarami cielska, ale samica wyraźnie miała dość osobliwe podejście w stosunku do nieznajomych. Wolał się nad tym nie zastanawiać.
Wyprostował się, gdy lwica ruszyła w jego stronę, napinając czujnie mięśnie, w każdej chwili spodziewając się ataku... który jednak na razie nie nastąpił.
- Nie - odparł obojętnym tonem na jej sugestię co do jego słabości. Nie zamierzał tłumaczyć lwicy, skąd się tu wziął i po co przyszedł; lepiej ujawniać zbyt mało niż zbyt wiele. - Ty również nie sprawiasz wrażenia, jakbyś często odwiedzała takie miejsca jak to. Z ciekawości, co tu porabiasz? - zagadnął. Nigdy nie wiadomo, czy srebrnofutra nie będzie miała czegoś ciekawego do powiedzenia, a od czegoś zdobywanie informacji trzeba przecież zacząć.
Powietrze miało tu jakiś dziwny zapach, odmienny od tego, do jakiego przywykł Jednooki. Pachniało w jakiś słodki, nieco piżmowy, trudny do określenia sposób. Nie znał się na roślinach i nie wiedział, co właściwie czuje, doszedł jednak do wniosku, że ta woń mu się podoba.
Jego źrenica lekko się rozszerzyła.
Przyglądał się, jak lwica schyla się, by zaspokoić pragnienie, tak jak on parę chwil wcześniej. Wiedział, że powinien zachować ostrożność, w końcu srebrnofutra może starać się uśpić jego czujność, by znienacka zaatakować - ale ta myśl kołatała się gdzieś w tyle jego głowy i wydała mu się nieważna.
Usiadł, owijając w okół łap ogon zakończony czarno-białym pędzelkiem.