Strona 1 z 1
Wieżyca Zamubary
: 10 kwie 2019, 22:06
autor: Praojciec
Najbardziej wysunięta ku środkowi jeziora wyspa oddalna nieco od pozostałych. Jednak nie to jest powodem jej niezwykłości - cała składa się bowiem z jednego skalnego masywu, o niemalże cylindrycznym kształcie, którego szczyt wznosi się kilkanaście metrów ponad rozpościerającą się wokoło taflę jeziora.
W niemalże wzdłuż całego obwodu wyspy szara, wygładzona przez erozję skała wystaje wprost z wody, za wyjątkiem niewielkiego skrawka skalistego gruntu znajdującego się od południowej, najlepiej osłoniętej od wiatrów stronie. Z tamtą ciągnie się również droga na szczyt - nieregularny ciąg około metrowych, skalnych półek, poznaczonych płytkimi wgłębieniami wytartymi przez nieznane łapy. Sam wierzchołek jest płaski, pozbawiony jakiś większych nierówności, poza umieszczonym centralnie pierścieniowatym żłobieniem o zwietrzałych już krawędziach, od którego rozchodzą się na wszystkie strony proste linie, noszące podobne znaki czasu.
Ze szczytu rozciąga się widok na całkiem spory kawałek nizinnej okolicy, niemalże zawsze wieje tu również, niekiedy nawet silne, wiatry. To właśnie z ich powodu, zarówno tajemnicze ryty, jak i niezwykły kształt wyspy przypisuje się legendarnemu Opiekunowi Wiatrów, Zamubarze.
Re: Wieżyca Zamubary
: 05 mar 2020, 12:20
autor: Athastan
W zasadzie nie powinno go tu być - miał jeszcze kilka miesc do odwiedzenia, jednak gdy płynąc przez jezioro dostrzegł wznoszącą się ponad tafle sylwetkę Wieżycy, nie potrafił się oprzeć. Był tu już kiedyś, jeszcze za czasów Rafikiego, i miejsce to wywarło na nim wrażenie, którego nie zatarły nawet późniejsze wydarzenia. Oczywiście z wiadomych względów nie mógł sobie pozwolić na kolejne wizyty - najpierw powódź i związane z nią wewnętrzne kłopoty stada, później zaś banda zbójów do niedawna okupujących te ziemie dość skutecznie uniemożliwiały ich przeprowadzanie. Teraz jednak, gdy te ziemie na powrót stały się wolne, mógł tu wreszcie powrócić.
Siedząc na szczycie gładził łapą starożytne ryty zdobiące powierzchnię kamienia, przypominając sobie to, co niegdyś na ich temat powiedział mu mistrz. Wedle jego słów ich powstanie datowano na daleką przeszłość, aż do czasów na poły legendarnych Wojen Znaków. Podobno były pozostałością jednych z tworzonych wtedy konstruktów, czegoś w rodzaju protoplastów dzisiejszych kręgów wykorzystywanych przez szamanów, jednak o wiele bardziej złożonej budowie. Grupy niewielkich nacięć, pojawiających się wzdłuż pierścienia i rozchodzących się od niego promieni, choć niepodobnych do żadnych współczesnych glifów, wydawały się potwierdzać tą teorię. Podobnie jak i sama struktura wyspy - kamienne monolity otoczone ciągiem spiralnych stopni raczej nie były formacją szczególnie powszechnie występująca w środowisku naturalnym. Jednak kim byli ich twórcy? Co myśleli, co wiedzieli o tym świecie? Jak wyglądała ich kultura, zwyczaje i zwykłe, codzienne podejście do otaczającej ch rzeczywistości?
Westchnął, wiedząc że raczej nie będzie mu dane poznać odpowiedzi na te pytania. Pośród żyjących nie pozostał już raczej nikt, kto dysponowałby obszerniejszą wiedzą na ten temat, zaś duchy, które potrafiły sięgnąć pamięcią do tamtych czasów były dość... specyficzne. I zdecydowanie zbyt potężne, by zaprzątać ich myśli takimi pytaniami, powodowanymi wszak jedynie samą ciekawością.
Zamiast więc myśleć, zamknął oczy i oczyścił umysł, by wyczuć zawiłą strukturę otaczającej go rzeczywistości. Po chwili poczuł znajome uczucie zapadania się w głąb samego siebie, a przed jego wewnętrznymi zmysłami zaczęła się powoli odsłaniać inna, głębsza natura otocznia. Ukazały się przpominające rozedrgane włókna linie Mocy, biorące swój początek w pokrywających wierzchołek rytach i biegnące w głąb kamiennego bloku, by tam związać się i połączyć w nie możliwy, nawet dla niego, do wyjaśnienia sposób. Stopniowo zaczęły do niego docierać sygnały z otaczającego go pola duchowej energii, które w tej okolicy było o wiele intensywniejsze niż w większość miejsc, nie tak jednak silne jak aura otaczająca Zakątek, odbierane przez niego jako coś w rodzaju delikatnych prądów i zmian ciśnienia tudzież zawirowań otoczenia, w końcu zaś dotarała do niego świadomość pewnej inności, nie tyle obcej czy nienaturalnej, co po prostu dziwnej, która charakteryzowała w tym miejscu granicę pomiędzy pomiędzy światami ciała i ducha...
Pogrążył się w kontemplacji i dopiero po długim, przynajmniej w subiektywnym odbiorze, czasie, na powrót wypłynął na powierzchnię świadomości. Zamrugał oczami, by na powrót przyzwyczaić się do otaczającego go oświetlenia, po czym oszacował pozycję słońca na niebie. Nie było źle, powinien jeszcze spokonie wyrobić się ze wszystkim co miał jeszcze w planach. Z lekkim westchnięciem, jako że z miłą chęcią spędził by tu jeszcze chwilę, podniósł sakwę i zszedł po kamiennych stopniach na niewielki skrawek lądu znajdujący się na wysokości lustra wody. Potem uniósł swój trzmany w pyski pakunek nad głowę i pogrążył się w wodach jeziora.
~Zt.