Strona 1 z 3

Szczelina

: 15 kwie 2020, 13:37
autor: Praojciec
Na końcu krętej, biegnącej przez Iglicowisko ścieżki znajduje się kamienna ściana - ta sama która ogranicza większość obwodu całej kotliny. Tu jednak nie stanowi ona monolitycznej płaszczyzny, a wręcz przeciwnie, posiada całkiem spore pęknięcie,mające swój początek kilka metrów nad poziomem gruntu. Biegnąc w dół, rozszerza się ono stopniowo, tuż przy ziemi osiągając szerokość jakiś trzech metrów, tworząc tym samym sięgający w głąb skały tunel, którym spokojnie może przemieszczać się nawet sporej wielkości zwierze. Jednak panująca wewnątrz ciemność i dziwaczny znak wykuty tuż przy wejściu na opadającej lekko z każdym kolejnym krokiem podłodze dość skutecznie odstraszają większość i tak dość nielicznych bywalców tych okolic przed sprawdzeniem dokąd on prowadzi...

Re: Szczelina

: 01 maja 2020, 21:45
autor: Hiraeth
Być może faktycznie żadnemu z ich trzyosobowej grupki nie było pisane długie życie, doczesne czy pozagrobowe. Tak to bywa, kiedy wsadza się łapki w sprawy większe od siebie samej... A z racji na nieduże rozmiary fenki, sporo spraw mogło się takimi właśnie, olbrzymimi, wydawać. Ona sama jednak - zupełnie nie przejmowała się wielkością. Robiła to, co należało zrobić. Przecież tym właśnie była. Szamanką. Strażniczką. Poszukiwaczką prawdy.
A cała reszta... cóż, podążała z nią dobrowolnie, cokolwiek nimi nie powodowało.
Hiraeth porzuciła już rozmyślania o motywach Bora. Nie liczyła, że ten cokolwiek wyjaśni. Owszem, mogła się obracać w sferze intuicji... Ale słowa bywały niezbędne. A tych szakal z premedytacją oszczędzał.
No, trudno. Jak ginąć, to z przytupem. I być może pociągnąć kogoś za sobą, jeśli będzie taka potrzeba. A jeśli się uda, uratować.
Lisiczka dreptała ścieżką okoloną iglicami swobodnie, jakby szła spacerkiem przez las, i wyzywała wszystkie czające się tu byty samym swoim jestestwem. Grunt to nie pokazywać po sobie strachu. Nie każdy patrzył głębiej.
Natomiast fenka patrzyła, prosto w ciemność, czającą się w szczelinie na końcu ścieżki. Ciemność patrzyła na fenkę, odbijając się w jej czarnych ślepkach.
Ciemność jest szczodra, jest cierpliwa i zawsze zwycięża, lecz w samym sercu jej siły leży jej słabość: wystarczy jedna, jedyna, samotna świeca, by ją pokonać.
Hiraeth wyciągnęła z sakiewki dwa kłęby mchu, które wieczór wcześniej zapewniały jej, i szakalowi, coś na kształt romantycznego nastroju przy kolacji, i potoczyła jeden z nich w kierunku rudofutrego. Gdyby mogła, zaśmiałaby się gorzko, przypominając sobie tamtą sytuację, tak niedawną, a cholernie odległą. Ale poprzestała na ledwo zauważalnym uśmiechu, skutecznie stłumionym przez mszak trzymany w pyszczku i wydzielający blade światło.
Zrobiła krok do przodu.

@Gvalch'ca

Re: Szczelina

: 13 maja 2020, 13:34
autor: Mistrz Gry
Dotychczas wyprawa posuwała się bez większych przeszkód, przynajmniej ze strony mieszkańców Uroczyska - występujące na tych ziemiach byty zdecydowanie nie przepadały za światłem i nie niepokoiły wędrującej w pełnym słońcu grupy - nawet jeśli samo słońce wydawało się być tu dziwnie przytłumione. Teraz jednak miało się to zmienić - oto bowiem wkraczali do wnętrza skały, w mrok, pośród istoty którym światło jawiło się jako zjawiskiem zgoła niecodzienne. I choć strach był przecież zarezerwowany dla żyjących, na myśl o czekającej ich drodze odczuwał niepokój i nie dający się jakoś konkretnie sprecyzować dyskomfort. Tym większy podziw odczuwał wobec swych żywych towarzyszy, szczególnie zaś wobec szamanki, która mimo swego, zdawało by się mikrego, wzrostu, trzymając w pysku kłąb jarzącego się blado mchu, wkroczyła w ciemność. Z drugiej jednak strony, może była to też kwestia doświadczenia? W końcu on za życia zajmował się jedynie materialnymi formami egzystencji, jego domeną była krew i kość, i nawet teraz, samemu będąc duchem, nie zgłębił jeszcze przecież rozlicznych sekretów swojego stanu. Czym innym bowiem była nauka za życia i po nim, a i czas żywych inaczej liczył się niż czas umarłych.
Nie chcąc jednak pozostawać w tyle i pozwolić by lisiczka, której obiecał wszak służenie radą i pomocą zagłębiła się samotnie w rozciągający się z szczeliną ciemny, kamienny tunel, ruszył za nią, mając nadzieję że milczący od jakiegoś czasu szakal nie wpadnie na jakiś głupi pomysł i podąży za nimi bez zbędnego ociągania.

Re: Szczelina

: 13 maja 2020, 14:18
autor: Gvalch'ca
Szakal pisze:
Obrazek
I sunął beztrosko ścieżyną pomiędzy ostańcami, sam i - jak niesłusznie zauważył niematerialny podmiot liryczny - na przedzie, towarzyszów zostawiając hen za sobą, ba, niezbyt się tym przejmując. Dlatego też niemożliwym byłoby, gdyby jego uszu dotarło rozpaczliwe wołanie fenki w jego stronę. Absolutnie nic nie zwróciło po drodze jego uwagi, co w tym miejscu uchodziło za zbyt podejrzane, zwłaszcza, że miał wisior, dzięki któremu miał rzekomo wszystkie nienormalne byty widzieć, słyszeć i czuć. Gdy zbliżyli się do ściany ze szczeliną, opamiętał się nieco i zaczekał na lisicę i... lwa, którego imienia nie zdążył przyswoić. Widząc gest ze strony szamanki uniósł brew ku górze, ale bez dalszych tudzież zbędnych dywagacji chwycił - podobnie jak ona - świecący mech w pysk, by cokolwiek widzieć w ciemnościach. I ruszył, tym razem za osobliwą kompanią.

Re: Szczelina

: 22 maja 2020, 1:03
autor: Mistrz Gry
Grupa wędrowców wkroczyła w ciemność , ciemność zaś rozwarła się i wchłonęła ich, opadając dookoła ciężkimi splotami. Przez chwilę w tunelu majaczyły jeszcze blade ogniki niesionych przez nich świateł, lecz gdy pokonali pierwszy zakręt one również zniknęły - i nic już z zewnątrz nie wskazywało na to, że przed chwilą ktoś przekroczył Szczelinę i zaglębił się w skałę.
Z punktu widzenia wędrowców, pierwsza część trasy okazała się być dość monotonna - proste odcinki korytarza, opadające w dół pod niezbyt stromym kątem i połączone stosunkowo ostrymi zakrętami. Jedynym bodajże urozmaiceniem były pojawiające się co jakiś czas plamy czegoś podobnego do pleśni, czy może porostów (co było o tyle dziwne iż powietrze w tunelu było suche, zdecydowanie bardziej suche niż pod ziemią być powinno), wydzielające niezdrowe zielone światło.
Potem jednak korytarz wyprostował się, podłoga wróciła zaś do poziomu... i nagle lecący za lisiczką duch wybuchł w powietrzu poszarpanymi bordowymi piorunami.
Właściwie technicznie rzecz biorąc nie wybuchł on sam - złowrogie iluminacje rozbłysły bowiem bezgłośnie tuż przed nim w powietrzu, dookoła zać rozbłysły słabą czerwienią skrzywione glify, wpisane w ściany, podłogę i strop tunelu, zbudowanego od tego miejsca z nieco innego kamiania niż poprzednio - na miejscu łączenia widzać nawet było niezbyt szeroką rysę.
Zdezorientowany wojownik Kompanii cofną się o kilka metrów, płynąc w powietrzu, jak gdyby odepchnięty nieznaną siłą, by dopiero wtedy opanować swój lot i pokręcić z niedowierzaniem łbem - nie często przecież zdarzało się by duch w coś uderzył. Po chwili jednak ruszył powoli do przodu, zatrzymał się przed miejscem w którym przed chwilą doznał zderzenia i wyciągnął przed siebię jedną łapę - ta zaś przez chwilę przesuwała się plynnie, tylko po to by na płaszczyźnie wyznaczanej przez jarzące się ponuro znaki natrafić nagle na niewidzialną ścianę, krzesząc przy tym czerwonawe iskry, i stanowiące antytezę światła odpryski czerni...

Re: Szczelina

: 24 maja 2020, 10:21
autor: Hiraeth
Coraz głębiej, coraz ciemniej, dalej i dalej, aż gaśnie nawet wspomnienie o świetle...
Im dalej wchodzili w szczelinę skalną, tym mniej światła zewnętrznego przebijało się przez otaczającą ich ciemność, aż w końcu jedynym jego źródłem były dwa kłębki mchu w pyszczkach psowatych. Źrenice poszukiwaczy przygód siłą rzeczy rozszerzały się do granic możliwości, starając się wyłapać choćby te resztki oświetlenia, żeby nie tylko widzieć, gdzie się idzie, ale może też dostrzec coś na ścianach, pod nogami... weszli tu w końcu w poszukiwaniu konkretnego przedmiotu, z zaklętym duchem.
Bezgłośna eksplozja, do której doszło za ich ogonami, miała więc działanie nieomal granatu błyskowego.
Hiraeth zaskomlała odruchowo, zaciskając powieki.
- Co to było?! - pisnęła, wypuszczając mech z pyszczka. Nastawiła uszy i zastygła w bezruchu, żeby innymi zmysłami nadrobić chwilowo unieczynniony wzrok. Nic jednak się nie wydarzyło, i kiedy po odczekaniu stosownej chwili pod powiekami przestały jej latać galaktyki, mgławice i kilkanaście supernowych, zdecydowała się otworzyć ślepka i ostrożnie rozejrzeć dookoła.
I tym oto sposobem ujrzała całą tę bordowo-czarną otoczkę, wymazaną na ścianach i wyłażącą z nich, generującą barierę między nimi, a towarzyszącym im duchem.
- Wszystko w porządku, panie Sauti? - zapytała. Nie, żeby wydawał się bardziej, albo mniej nieżywy niż wcześniej, ale chciała przy okazji sprawdzić dźwiękoszczelność bariery... A skoro już o szczelności mowa...
Lisiczka podeszła do niematerialnej ściany powstrzymującej ducha, i sama wyciągnęła łapkę w jej kierunku. Czy ona będzie w stanie ją przełamać? Czy to tylko zapora antyduchowa? Czy może została uwięziona tu z Borem, bez możliwości odwrotu... dopóki nie wypełni swojego zadania? I co z kamieniem dusz, który jej wisiał u szyi? Czy Sauti nie mógłby W NIM przekroczyć bariery? Przyjrzała się też glifom, chcąc ocenić, czy będzie w stanie je odczytać. Być może w znakach będzie coś znajomego, co podpowie jej, jak można odwrócić ich działanie... Podążyła za nimi wzrokiem, chcąc się przekonać, czy są skupione tylko w tym miejscu, czy ciągną się dalej wgłąb jaskini.
- No to... wpadliśmy, Bor - powiedziała w końcu, przypatrując się szakalowi uważnie. Była ciekawa, jaki pogląd ma ryży defetysta na tę całą sytuację.

Re: Szczelina

: 26 maja 2020, 1:17
autor: Gvalch'ca
Szakal pisze:
Obrazek
Chyba pisk, czy raczej skowyt lisicy wystraszył go bardziej niż sama magiczna eksplozja. Oczywiście nie dał po sobie niczego poznać, ni nie podskoczył, ni nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ale za to obrócił się machinalnie do tyłu, jak na komendę sternika, żeby sprawdzić, co tu się właśnie wydarzyło. Poświecił fluorescencyjnym mchem przed nosem, ale niepotrzebnie, ponieważ glify, czy czymkolwiek były te znaki, już wystarczająco emanowały poświatą. Faktycznie wyglądało to jak bariera, która przepuszczała tylko żywe istoty. Albo wszystkich, z wyjątkiem brata Sautiego, który podpadł jegomościowi, którego właśnie szukali. Tak jakby.
- Właśnie widzę. - mruknął w odpowiedzi do szamanki.
- Te czary chyba są zbyt silne, byś mogła je zdjąć. Będziemy musieli iść dalej sami. - na to się w końcu pisali, na niebezpieczeństwo i musieli mieć ten fakt z tyłu głowy. Bor przynajmniej go miał, nie widział tej wyprawy w różowych barwach, chciał się przygotować na najgorsze.

Re: Szczelina

: 06 lip 2020, 19:56
autor: Mistrz Gry
- Cóż, na ile mogę stwierdzić, to nie... - odparł duch, pośpiesznie kontrolując wszystkie elementy składające się na jego obecną formę egzystencji. Struktura widmowa jego 'ciała' wydawała się nienaruszona, umysł i pamięć, na ile sam mógł to ocenić również nie przejawiały jakiś odstępstw od normy, więź utrzymująca połączenie pomiędzy nim a niesionym przez lisiczkę kamieniem także pozostawała aktywna... jedyne co odbiegało od normy, to coś, co u żywych można by zapewne opisać jako nieprzyjemne mrowienie w okolicy umownego miejsca występowania kręgosłupa, będące, zgodnie z tym co podpowiadała mu ukształtowana przez lata intuicja, efektem ubocznym znajdującym się pomiędzy nim, a obiektem przykucia przesłony.
- Z tego co widzę, ten... ekran nie ma wpływu na żyjących, więc zakłdam, że wam również nic się nie stało...? Zapytał, czy też może stwierdził, obserwując jednocześnie jak łapa szamanki przechodzi na drugą stronę wyznaczonego przez ryty pierścienia bez wywołania najlżejszej reakcji.
- Natomiast nawiązując do pierwszego pytania... nie mam pojęcia. Jak już wspominałem, kwestie szamańskie, z wyłączeniem niektórych artefaktów, nie leżały nigdy w sferze mojej kompetencji... - zalewachał się na chwilę, jak gdyby zastanawiając się, czy powiedzieć coś jeszcze. Po chwili jednak podjął:
...jedyna sytuacja, w której miałem okazję zaobserwować cokolwiek podobnego miała miejsce wtedy gdy, podczas ważnej narady, jeden z szamanów Kompanii obłożył salę czymś co określał jako Blokada, rzucając jednocześnie na to pomieszczenie zaklęcie mające wizualizować na potrzeby osób niebędących adeptami elementy wymiaru duchowego. Pamiętam że widziałem wtedy kilkukrotnie jasne błyski formujące na ścianach coś w rodzaju okręgów, trochę przypominających fale rozchodzące się po wodzie... Jak mi wtedy powiedziano, były to ślady po zatrzymywanych na granicy duchach. Z drugiej strony, tamte błyski były jedynie nieznacznie podobne do tego, co spotkało mnie tutaj, więc nie wiem, czy doszukiwanie się tu jakichkolwiek analogii ma w ogóle sens.
- zakończył, po czym odwrócił się w kierunku szakala i wycelował łapę w jego kierunku
- To, za moich czasów klasyfikowane było jako defetyzm i uznawane za całkowicie pozbawione jakiegokolwiek sensu. Poza tym wierzę iż pańska koleżanka bez większych problemów poradzi sobie z tą przeszkodą. - wygłosił, po czym opadł ku podłodze, tak aby znaleźć się mniej więcej na wysokości fenki, badającej już wyryte w ścianie symbole.
- Więc z czym tu możemy mieć do czynienia? - zapytał lisiczkę, przyglądając się badanym przez nią rytom. Tez zaś, oglądane z bliska ukazywały pewien zaskakujący szczegół - główne symbole, wycięte głęboko i precyzyjnie w ciemnym kamienu, sprawiające wrażenie oryginalnych, wyglądały jak elementy całkiem normalnego skryptu. Widoczne na pierwszy rzut oka 'skrzwienie' i nieregularności były efektem drugiego zestawu glifów - o wiele drobniejszych, rytych płytko i nieregularnie dookoła, a czasem i na większych, łącząc się z nimi przy pomocy chaotycznych i niekoniecznie prostych linii. Większość z nich odnosiła się w ten czy inny sposób do "zaprzeczenia" czy też "negacji", natomiast pozostałe, takie jak Kivuli, Rushwa czy niedający się przeoczyć symbol Bezgwiezdnej Otchłani stanowiły raczej możliwe do przewidzenia w obecnej sytuacji uzupełnienie inskrypcji.

Re: Szczelina

: 21 lip 2020, 9:22
autor: Hiraeth
- Nie, nam nic nie jest - powiedziała lisiczka za siebie i za Bora, rzucając mu kolejne sprawdzające spojrzenie. A potem słuchała wywodu ducha, jednocześnie analizując znaki i starając się połączyć wszystkie informacje w jedną całość.
- Wygląda na to, że nasz Wahi wybrał to miejsce nieprzypadkowo - powiedziała w końcu z namysłem. - Tu już wcześniej był obszar obłożony czymś w rodzaju duchowej blokady... dość specyficznej, powiedziałabym... szczegółowej, jeśli tak można to nazwać - tak przynajmniej rozumiała te głębokie ryty, które nie zostały całkowicie zatarte przez powierzchowne bohomazy. - Tak jakby urządził sobie schron przed Przedwieczną Odchłanią? Albo włamał się do niego. - jej wzrok spoczął na znajomych runach. Duch i przekupstwo, które mogło oznaczać też ofiarę... pytanie, kto musiał ją ponieść, żeby przełamać blokadę i umocnić ją w nowej formie. Duchy nie mogły przecież wpływać bezpośrednio na świat fizyczny i rysować, ba, ryć run w podłożu... - Podejrzewam, że ktoś mu pomagał. Ktoś żywy, a przynajmniej żywy wtedy, bo albo zginął podczas rytuału, albo ze starości, sądząc po przedawnieniu całej historii. - A skoro ten ktoś żywy był fizyczny, a ona i szakal byli fizyczni...
Zamiast szturchać łapką fluoryzującą barierę dzielącą ich od Sautiego, położyła obie na podłożu i przesunęła nimi po świeżych rytach - początkowo delikatnie, jakby je głaszcząc, jakby chciała wyczuć na poduszeczkach podeszew ich głębokość, i strukturę, i energię w nich skumulowaną. A potem docisnęła łapki mocniej, wysuwając pazurki - wykonując gwałtowny ruch jak wtedy, kiedy przerywała i zamazywała wyrysowany przez siebie na ziemi rytualny krąg. I jeszcze w jednym miejscu. I w kolejnym...

Re: Szczelina

: 21 lip 2020, 22:28
autor: Gvalch'ca
Szakal pisze:
Obrazek
Zlustrował sylwetkę ducha podejrzliwie, szukając jakichkolwiek ubytków, gdy takowych nie dostrzegł, stracił zainteresowanie i zaczął ponownie przyglądać się glifom, a nawet mchu, który robił za lampkę. Pokręcił łbem za zadane przez upiora pytanie, nie musiał się odzywać, bowiem szamanka znów go w tym wyręczyła. I dobrze, nie musiał mleć ozorem po próżnicy.
Ożywił się, gdy przezroczysty wycelował łapę w jego kierunku i nazwał defetystą. Prychnął, marszcząc brwi, absolutnie nie zgadzając się z tą tezą. Następna konwersacja obecnej dwójki wpadała mu jednym uchem, a wylatywała drugim. Nie interesował się szamaństwem, łamigłówkami i innymi zbędnymi pierdołami. To nie było na jego głowę. On wolał konkretne wytyczne, cele, a nie gdybanie godzinami, którego i tak się już wystarczająco nasłuchał podczas wędrówki. Póki nie ustalili nic wnoszącego, nie wtrącał się, siedząc z boku i nie dając znaku życia. Odpłynął. Przeklinał swoją głupotę i chęć wzięcia udziału w tej karnej ekspedycji.