Strona 1 z 2
Wielki rów
: 26 paź 2018, 16:55
autor: Praojciec
Znajduje się blisko wielkiej czaszki słonia. Jest bardzo szeroki i ciągnie się w głąb cmentarzyska. Bywa miejscami dość stromy i trzeba uważać wspinając się aby nie spaść, w szczególności jak jest się małymi ciekawskimi lwiątkami.
~Nyks
Re: Wielki rów
: 17 mar 2019, 23:18
autor: Kobbari
Szczerze? Nie miała pojęcia jak się tu w ogóle znalazła. To znaczy trochę miała. Otóż szła sobie i rozglądała się i z daleka dostrzegła nagły spad z zazielenionych terenów. Postanowiła podejść i sprawdzić co jest w dole i kiedy dostrzegła wielki i ponury cmentarz słoni postanowiła od razu się odwrócić i odejść. Coś jednak poszło nie tak i potknęła się o coś bliżej nieokreślonego by chwilę potem sturlać się prosto wgłąb tegoż rowu! Wszystko ją bolało... i tak dobrze, że tylko się poturlała i nic sobie nie zrobiła zamiast spadać jak kamień. Mogłaby sobie na prawdę coś zrobić. Zresztą zjechała (bo w gruncie rzeczy tak właśnie było) na całkiem miękką stertę piachu.
Dźwignęła się z mozołem a gdy już miała ogląd na otaczające ją tereny przestraszyła się nie na żarty! Zaczęła biec przed siebie tak długo aż nie znalazła schronienia w jednej z mniejszych czaszek i tam się schowała.
Re: Wielki rów
: 15 maja 2019, 13:46
autor: Kobbari
Gdy tylko zrobiło się spokojnie a ona już nie odczuwała większego dyskomfortu (no może poza tym, że przebywała w tak paskudnym i ponurym miejscu) ruszyła przed siebie żeby poszukać nieco lepszego miejsca dla siebie.
zt
Re: Wielki rów
: 19 lut 2020, 23:26
autor: Shanteeroth
Postanowiła więc zrobić dokładnie tak, jak zapowiedziała swojemu nowemu ziomeczkowi. O dziwo pomimo wielu różnic wyjątkowo przyjemnie się z nim gaworzyło. Żadne z nich nie oczekiwało od drugiego zwierzeń i wynurzeń, nie naciskało na ckliwe historie z dzieciństwa czy zabawne anegdoty z różnych przygód. Rozmowa jakoś toczyła się swoim torem - podobnie, jak Shanteeroth i @Hatimakali toczyli się teraz rowem, przemierzając cmentarzysko. Jeszcze kiedy mijali boczkiem tereny zajęte przez Królestwo Oazy samica zdążyła wyjaśnić kompanowi, iż Cmentarzysko to miejsce spoczynku słoni - a raczej region, gdzie porozrzucane ich kości sugerować mogły, że przed latami przetoczył się tędy jakiś potężny kataklizm, wykańczając całe stada tych wielkich ssaków.
Ku zadowoleniu - miejmy nadzieję! - hiszpańskiej wersji Skazy jego przewodniczka nie poruszała więcej kwestii swoich uwięzionych na pustyni przyjaciół. Była przekonana, że dadzą sobie radę, więc starała się o tym nie myśleć - a skupiać się teraz na tym, by zaspokoić ciekawość towarzyszącego jej lwa. Wiadomo, gdzieś z tyłu głowy wciąż myślami była pośród szalejącej piaskowej burzy, niemniej nie uciekała tam duszą tak mocno, jak podczas przemierzania skrajnie zachodniej części Królestwa.
- Jak mówiłam, chyba duchy zmarłych królów nie zapuszczałyby się tutaj - powiedziała półszeptem. Nie lubiła tego miejsca. Zawsze wywoływało u niej irracjonalne poczucie niepokoju. Być może przypominało o przemijaniu, tak po prostu, a ona - jak każda baba! - wolała wierzyć w to, iż pozostanie już na zawsze młoda i piękna? Dobrze, że tym razem nie musiała przemierzać tego dość przytłaczającego, przygnębiającego miejsca w pojedynkę...
Re: Wielki rów
: 20 lut 2020, 1:10
autor: Hatimakali
Biegł obok niej upewniając się, że nie spogląda z powrotem w stronę burzy. Starał się podsycać rozmowę najbardziej naturalnie jak umiał, raczej prostymi pytaniami i stwierdzeniami. Na szczęście nie zauważył, by dalej jakkolwiek okazywała swoje zmartwienie, co trochę go ucieszyło. Przynajmniej to mu wychodziło. Niedo końca też prowadził tą rozmowę dla niej, strasznie zafascynowała go pleneria Cemantarzyska, tak duża ilość kości i okalająca je ciemność były niesamowite. Może nie wyglądało ono zbyt przyjaźnie, lecz jego ciekawość zdecydowanie przemagała wszelkie blokady czy to strachu, czy ostrożności. W kościelisku tym, jak i skałach je okalających było coś zdumiewająco atrakcyjnego. Nie był jednak w stanie określić co tak przyciągało jego uwagę.
- Gdybym to ja był duchem jakiegoś króla, to zdecydowanie leżałbym tutaj by nie zakłócano mojego spokoju. - Wprawdzie odpowiedział jej szepcząc, ale wcale nie było to jego intencją. Po prostu powtarzał po niej skupiając się raczej na widokach. No może nie tyle skupiając, bo nie było się na czym skupiać - wszystko wyglądało podobnie - po prostu nie mógł oderwać swoich zielonych ślepi od walających się wszędzie gnatów. Niektóre z nich wyglądały, jakby ustawiono je w jakiś wzór. Albo po prostu ktoś je tak przekopał podczas biegu. Nieważne co się im przytrafiło ani jak się tu znalazły. Były tu i idealnie pasowały, bielejące kości i czaszki. Mógłby coś zaśpiewać, gdyby znał jakieś piosenki. Niestety jednak nigdy nie słyszał ani radia, ani też nie był na brodway'u, więc po prostu w zdumieniu rozglądał się wokół.
- To miejsce jest niesamowite. - Zarzucił grzywą i znów obleciał scenerię spojrzeniem dalej idąc obok lwicy. - Nigdy w życiu nie widziałem takiej ilości kości w jednym miejscu. Nie mogę się doczekać innych tak niebywałych miejsc jakie znajdują się na tej ziemi.
Głos drżał mu lekko, nieuważny słuchacz mógłby powiedzieć, iż był to strach, jednak to właśnie zachwyt nie dawał mu dojść do głosu. Cóż, niewiele było w nim romantyka, nie miał też może wyczucia, ale gust to miał zdecydowanie jak na lwa nietuzikowy.
Re: Wielki rów
: 20 lut 2020, 15:53
autor: Shanteeroth
Chociaż mogło się wydawać, że dla wrażliwej Shanteeroth fascynacja kompana tym miejscem będzie zaskoczeniem - nie była. Zdążyła ona już bowiem w ciągu swojego kilkuletniego życia pojąć doskonale, iż każdy ma własny gust, nie tylko względem smaku mięsa, koloru ulubionego kwiatu czy sposobem ozdobienia swojej domowej jaskini, lecz także miejsc i krajobrazów. Jak widać kiedy Shantee preferowała łąki, najlepiej kwieciste, oazy pośród piachów lub przeciwnie gęste dżungle i lasy, Hatimakali wolał cmentarzyska, noszące na sobie wciąż oznaki śmierci. A może tylko wyobraźnia płatała szarej psikusa, wmawiając, iż nadal pachnie tutaj zagładą, a puste oczodoły przewiercają jej duszę? Tak czy inaczej gdyby nie obecność samca, z pewnością opuściłaby to miejsce galopem, gnając przed siebie. Teraz jednak zwolniła, aby samiec mógł napawać oko tym, co najwyraźniej mu przypadło do gustu.
- Mam nadzieję, że nie próbujesz mnie teraz przestraszyć? - Serdecznym uśmiechem oraz żartobliwym tonem zamaskowała (chociażby częściowo) pewne podenerwowanie, które wywołały słowa zielonookiego. Cóż, faktycznie miejsce sprawiało wrażenie średnio uczęszczanego, odludnego, mało zachęcającego na rodzinne spacerki. Kto wie, czy faktycznie poza duszami zmarłych olbrzymów nie czaiły się tu również Przodkowie? Nie chciałaby wpaść na swojego ojca, zakładając, że ten nadal żył. I chociaż była mu wdzięczna, za życie, które jej ofiarował, wciąż na dnie serca obwiniała go o swój los oraz o śmierć matki. Ale na szczęście - przynajmniej z tego, co było jej wiadomo - nie był on wielkim królem, więc pewnie jego truchło gniło w jakimś błocie daleko stąd.
- Skoro odpowiada ci taki klimat, być może dobrze odnalazłbyś się na dawnych ziemiach tamtych złodupców, co się ewakuowali? - zamyśliła się, marszcząc czoło. - A jeśli pustkowia niekoniecznie spełniają twoje oczekiwania, to na lewo znajdziesz spore ciernisko. Też nieco... - próbowała wyszperać z odmętów umysłu odpowiednie określenie, by w żadnym razie nie urazić samca. Oczywiście ton jej miękkiego głosu wolnym był od jakiejkolwiek uszczypliwości, bo to, iż nie rozumiała zachwytu podobną scenerią nie oznaczało bynajmniej, by czuła się upoważniona do uznawania czyjegoś zdania za mniej ważne i mniej "prawdziwe" czy "właściwe" od swojego własnego. Każdy miał prawo do własnych opinii. Szanowała to oraz w pełni akceptowała. - Też nieco mogące uchodzić za przygnębiające.
Re: Wielki rów
: 20 lut 2020, 17:52
autor: Hatimakali
Fuknął na nią kręcąc łbem naburmuszony. - Nie jestem TAKIM lwem! - poczuł się urażony jej słowami. Przecież nie wyglądał ani jak bandyta, ani też jak złoczyńca. Przynajmniej tak mu się wydawało. Pospieszył więc z wyjaśnieniami.
- Jak byłem mały to dużo czasu spędzałem z takim baaaaaaaaaaaardzo - przedłużył to słowo na tyle, iż w końcu zabrakło mu tchu - starym lwem. Zawsze rozdziabiał pysk w ten sposób, by widać bylo jego jeden jedyny kieł. - otworzył pysk w podobny sposób symulując wygląd tamtego. Po chwili zaśmiał się lekko pod nosem oblizując swoje własne kły, jakby był wdzięczny, że wciąż je posiada.
- Nie wiem jak się nazywał, wszyscy nazywali go staruszkiem. W każdy razie opowiadał mi przeróżne bajki, o lwach z pyskami ptaka i skrzydłami, gazelach tak wielkich, że mogly nadziać na rogi dorosłego lwa, a rogi te były płaskie i rozchodziły się na boki, o białych lampartach w cętki z ogonami tak długimi, że mogły łapać je w swój pyszczek, czy właśnie o takich miejscach jak te, gdzie goreją góry bielejących kości. Cóż, może nie wszystko co opowiadał było wymysłami starości... zatrzymał się i rozejrzał jeszcze raz wokoło, po czym spojrzał w fioletowe oczy samicy. - Nigdy jednak nie mówił nic o Lwiej Ziemi ani Królestwie Oazy, ani też innych stadach które spotkałem, więc po prostu musiał mieć szczęście w swoich zwidach.
Ostatnie słowa na pewno nie brzmiały przekonująco, sam nie był już pewien, czy to co mu opowiadano za kocięcia było prawdą, czy fikcją. A jeżeli tak wielkie gazele naprawdę istniały...? Szturchnął piętrzące się obok skupisko gnatów.
- Takie miejsca jak to zawsze opisywał jako święte. Według niego kości nie mogły leżeć w słońcu i goreć, a powinny znaleźć swe miejsce w wiecznej wędrówce. Bo kiedyś odrodzimy się z gwiazd -- zwrócił swój wzrok ku niebu - bo tam jest dom wszystkiego co żywe. Kości są odbiciem nocnego nieba. Gdy tu ubywa z nich mięsa to tam przybywa, by w końcu powstało nowe zwierze. Nic nie ginie. Więc im dłużej bieleją nasze szczątki, tym dłużej możemy stąpać po tym świecie. A potem znowu tu wrócimy, ot jako przykładowo latający lew z dziobem. - Nie wytrzymał i zaśmiał się, nie mógł już dłużej utrzymać poważnego tonu. Nie wierzył w żadną z tych bujd, jednak coś zawsze kłuło go w środku, gdy wyśmiewał słowa starego jednozęba. Mimo wszystko szanował go i było mu żal, że nigdy się z nim nie pożegnał.
- Nieźle to sobie staruszek obmyślił, co? - szturchnął ją lekko nosem szczerząc się.
Re: Wielki rów
: 20 lut 2020, 18:17
autor: Shanteeroth
Zaskoczona była pierwszą reakcją samca, toteż wbiła weń pełne braku zrozumienia spojrzenie. Czyżby znowu - przypadkowo! - powiedziała coś nieodpowiedniego? Szybko przewertowała w głowie wspomnienia minionych minut, próbując doszukać się tego elementu wypowiedzi, który mógłby stanowić zapalnik. TAKIM lwem? Co miał na myśli? Przecież to, że lubił obcować z kośćmi nie czyniło z niego bynajmniej TAKIEGO lwa - cokolwiek miał na myśli; Shantee jednak odniosła wrażenie, iż z pewnością nie było to nic pozytywnego. Czy pomyślał, że uznała go za szajbusa wielbiącego widok trucheł w większym bądź mniejszym stadium rozkładu? Czy może uznał, iż widziała w nim kogoś, kto chętnie sam położyłby trupem kilka istnień?
- Wybacz, nie chciałam cię urazić i nie miałam niczego złego na myśli - zapewniła ze skruchą, przepraszająco skinąwszy mu łbem. Nawet, jeśli jego reakcja była celowo nieco przesadzoną, nawet jeśli po prostu się z nią drażnił - tym razem intuicja zawiodła i nie wyczuła tego. Cóż, nie znała go w końcu, więc nie miała pojęcia, jakie reakcje są dla niego naturalnymi. Może nie miał w sobie tyle dystansu, ile Nabo lub nie miał wrażliwości Tauro. Nie był w końcu żadnym z nich.
- Oooch - zareagowała jedynie na opowieści o jednozębnym seniorze, być może nieco szalonym, jak mogłyby sugerować słowa, którymi uraczył Hatiego będącego lwiątkiem. Cóż, Shanteeroth była jedną z tych istot, które podobne opowieści chłoną jak gąbka, uwielbiają słuchać oraz poznawać nowe miejsca - nawet te nierzeczywiste, a istniejące tylko w świecie fantazji. Jej ślepka zdawały się błyszczeć jeszcze mocniej, niż dotychczas, zdradzając ogrom jej zaciekawienia historią staruszka - czy też raczej tym, co opowiadał. Kilkukrotnie pokręciła w milczeniu łbem, nie zgadzając się być może z jakimś zdaniem, kilkukrotnie też przytaknęła bezgłośnie. - Interesujące... - wyrzuciła z siebie w końcu, gdy lew zakończył swoją wypowiedź, po czym odchrząknęła cicho, próbując przywrócić siebie światu rzeczywistemu. Troszkę jej się odbiegło myślami od doczesności, cóż począć? - Nie słyszałam ani o tej historii z powracaniem na ten świat, ani tym bardziej nic mi nie wiadomo o stworzeniach, które opisał twój znajomy. Chociaż słyszałam o lwach o dziwnie płaskich pyskach, wielbiących się w zadawaniu zagadek umęczonym wędrowcom - przypomniała sobie bajeczkę, którą pewnie zasłyszała gdzieś w okolicy Oazy, chociaż nie mogła być pewną. Jej matka miała ogromny dar dzielenia się historiami, od niej w końcu też pierwszy raz usłyszała takie miana jak Ra, Ozyrys czy Anubis.
Re: Wielki rów
: 20 lut 2020, 19:13
autor: Hatimakali
Dalej wpatrywał się mijane przez nich szczątki. Stosom wydawało się nie być końca.
- Są lwy na tym świecie, które za nawet najmniejszą z tych kostek potrafiłyby przegryźć komuś gardło. Wierzą oni, że kości odpędzają złe duchy, a ich odpowiednia ilość może dać im siłę danego zwierzęcia. To bardzo nieprzyjemne typy, lepiej byś nigdy na nich nie trafiła. - spochmurniał momentalnie, gdyż świeża rana na udzie dała się mi we znaki ponownie po tym, jak uderzył w coś po drodze. Zatrzymał sie na chwilę by ją przelizać. Wydawało się mu, że wszystko z nią w porządku, być może to ten wielki siniak wokół tak bolał.
- Uwierz mi na słowo, niewiele jest tak przyjaznych lwów w stronach skąd przybywam. A jeszcze mniej z nich raczy pomóc nieznajomemu. Do tego bezinteresownie. - uśmiechnął się do niej jak najmilej umiał. Faktycznie doceniał pomoc samicy, cały czas jednak z tyłu głowy miał wątpliwości co do jej intencji. Nie ma nic za darmo, prawda?
- Jak będę mógł Ci się odwdzięczyć za to wszystko? - zapytał jakby całkowicie ignorując jej opowieść o płaskopyskich wielbicielach zagadek. Momentalnie powróciła do niego cała podejrzliwość jaką nabył w czasie swoich wędrówek, zdał sobie sprawę, że jego beztroskość może go wiele kosztować. Choć w głębi serca nie wierzyl, by ta miła lwica miała własne złe intencje wobec niego, to pragmatyzm umysłu był tu zdecydowanie silniejszy. Z tego Kościeliska nie miał jak uciec. Fascynacja zmieniła się w lekki strach. Przecież to nie mogła być pułapka, miala już tyle dogodnych okazji... W jego oczach malował się głęboki niepokój.
Re: Wielki rów
: 23 lut 2020, 21:39
autor: Shanteeroth
/ najmocniej Cię przepraszam, miałam nadzieję, że przez weekend napiszę od narzeczonego, ale pochłonęło nas składanie mebli i takie różne ;(
Shanteeroth wzdrygnęła się mimochodem w reakcji na pierwsze słowa kompana, dotyczące istnienia zakapiorów, których z całą pewnością nie chciałaby spotkać na swej drodze. Odruchowo rozejrzała się dookoła, jakoby chcąc się upewnić, czy czasami jakiś z nich nie czai się pośród kości. Bo że @Hatimakali mógłby czaić się na jej zdrowie zwyczajnie nie wierzyła - gdyby taki był cel, najpewniej ukatrupiłby ją już dawno temu. Tymczasem, jak widać, oboje pozostawali żywymi, w przeciwieństwie do towarzyszących im słoni.
- Rozumiem, że miałeś wątpliwą przyjemność... - nie skończyła, uwagę koncentrując na wylizywanej przez samca ranie. Dlaczego nie zwróciła uwagi wcześniej? W końcu wciąż sączyła się z niej krew, dodatkowo rana co i rusz ulegała ponownym zabrudzeniom. Nie pytając lwa o zdanie, słuchając jednak uważnie jego słów i reagując na nie skinieniami łba, pochwyciła kamień oraz jakąś kość, z dawna już oczyszczoną przez robale z pozostałości jakiejkolwiek tkanki - być może była to czaszka malutkiego słonika lub coś całkiem innego, nie znała się na anatomii roślinożerców. W każdym razie kształtem przypominała nieco miseczkę, do której wrzuciła porcję aloesu, rozcierając na soczystą miazgę roślinkę kamieniem.
- Och, tutaj też trafiają się moje przeciwieństwa, pewnie jeszcze częściej. Wiesz, dobre serce i otwarty umysł to towary mocno deficytowe - rzuciła lekkim tonem, krótkim śmiechem - nieszczególnie głośnym - kończąc. Aloes ładnie puszczaj sok, tak więc podeszła do lwa z mokrawą papką. Nie czekając na żadną reakcję zaczęła okładać mu ranne udo. - Sok z aloesu powinien pomóc. Roślinka ta działa antybakteryjnie, kojąco. Przyspiesza dzięki temu gojenie ran. A co do zapłaty... - zmieniła ton na poważniejszy, spoglądając w zielone oczy tamtego. Milczała krótki moment, jakoby budując napięcie, po czym uśmiechnęła się serdecznie, z rozbawieniem mrużąc oczy: - Wystarczy, że nie musiałam zasuwać przez to cmentarzysko sama.
-1x aloes