Maelvius
: 30 wrz 2023, 13:45
Imię: Maelvius
Wiek: Dorosły, zdecydowanie już niemłody.
Gatunek: Lew afrykański.
Charakter: W młodości był osobnikiem skorym do gniewu, a jednocześnie okropnie pysznym i często wręcz aroganckim. Jednakże, czas zrobił swoje i teraz mocno się zmienił. Wyciszył się, nauczył się panować nad emocjami i odrobinę spokorniał, choć bynajmniej nie odzyskał już radości życia - zamiast tego stając się po prostu ponurym gburem. Długi czas spędzony w odosobnieniu też zrobiły swoje i teraz czasami Mael miewa problem, by odnaleźć się w lwim społeczeństwie. Można odnieść wrażenie, że z duchami dogaduje się dużo lepiej, niż z żywymi - wówczas jest w stanie wykrzesać z siebie nieco więcej, niż zazwyczaj emocji i poczuć się odrobinę swobodniej. Choć i martwym szczerze powiedziawszy nie do końca ufa. Miewa też tendencję do popadania w zamyślenie, niekiedy tracąc przy tym kontakt z rzeczywistością.
Zwykle odnosi się do innych z chłodną, czasami nieco przesadną uprzejmością. Bywa okropnie tajemniczy. Nie lubi mówić o sobie, nigdy nie porusza też tematu swej przeszłości. Nienawidzi również, gdy ktoś zwraca zbytnią uwagę na jego nietypowy wygląd.
Mocne strony:
Z całą pewnością prezentuje się dość niecodziennie. Z daleka całkiem nietrudno wziąć go za lwicę, co prawda niezbyt urodziwą, ale jednak, bądź samca ledwie wkraczającego w dorosłość. Dopiero z bliska można dojść do wniosku, iż patrzy się starszego samca, któremu z jakiegoś powodu nigdy nie wyrosła grzywa, zastąpiona tylko jakimiś nędznymi dłuższymi kłaczkami na czubku głowy i karku. Jest również stosunkowo nieduży, rozmiarem zbliżony bardziej do przeciętnej samicy, o szczupłej sylwetce. Ciało pokrywa czarne włosie, choć o nieco nieregularnym odcieniu, bowiem gdzieniegdzie przez lata zdążyło już nieco spłowieć do ciemnobrunatnej barwy. Ślepia ma ciemnoniebieskie, niemalże granatowe.
Ostatnimi rzucającymi się w oczy cechami jest nadgryzione ucho i brzydka blizna na szyi, która odróżnia się wyraźnie od jego ciemnej sierści.
W przeciwieństwie do co niektórych lwów trudniących się tą samą, co on profesją na co dzień nie nosi zbyt wielu ozdób, być może nie chcąc dodatkowo zwracać na siebie uwagi. Jednakże na potrzeby co niektórych rytuałów lub podczas większych uroczystości pokrywa swe ciało rozmaitymi malowidłami, zazwyczaj w odcieniach krwistej czerwieni.
Cechy szczególne:
Wszystko zaczęło się daleko stąd, w pewnym niewielkim, niewyróżniającym się niczym szczególnym stadzie. Jego członkowie na ogół wiedli spokojny, zwyczajny żywot. Czasami tak spokojny i zwyczajny, że zakrawał nawet i na nudny i monotonny. Nic dziwnego, że skandal, jaki miał niebawem wybuchnąć, wstrząsnął tą grupą dogłębnie.
Cała ta historia zaczyna się od związku, który nie miał prawa bytu i który niebawem miał być okrzyknięty wynaturzeniem. Uczucie zrodziło się bowiem między kuzynostwem. Przez dłuższy czas młoda szamanka i jeden z wojowników ukrywali swój romans przed resztą stada, lecz wkrótce niemalże pewne było, iż wszystko wyjdzie na jaw. Bowiem po pewnym czasie samica zaszła w ciążę. Co prawda starała się ona, jak mogła, by ukryć prawdziwą tożsamość ojca lwiątek, lecz miała przeczucie, że prędzej, czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw. Cały okres ciąży spędziła na zamartwianiu się nad tym, co będzie, stanowczo zbyt późno żałując swej decyzji.
Lwica miała na tyle szczęścia, że mimo wszystko lwiątka urodziły się zdrowe - a przynajmniej wydawało się tak na razie. W przyszłości trójka braci miała już na zawsze pozostać drobnej budowy i słabowita, ponadto mieć problemy natury hormonalnej, objawiające się przede wszystkim niepełnym wykształceniem grzywy. Na razie jednak trójka maluchów nie różniła się jednak niczym od innych nowo narodzonych kociąt. No, prawie. Każde jedno z nich urodziło się pokryte czarnym, jak noc futrem, które w stadzie posiadał tylko jeden samiec. Oprócz tego rysy pysków młodych samczyków także były niebywale podobne. Na tej podstawie stado szybko doszło do wniosku, iż nowo narodzone lwiątka były owocem kazirodczego związku. Wieść ta spotkała się z ogólnym oburzeniem ze strony członków stada, co skończyło się publicznym poniżeniem owej pary a następnie jej wygnaniem. Ich potomstwo jednakże nie podzieliło ich losu. Ówczesny król zdecydował, że dzieci nie są winni przewinień ich rodziców, a skoro byli zdrowi, nie miał powodów, by pozbawić stada trójki członków, którzy w przyszłości mogli się im przydać. Bracia trafili pod opiekę jednej z lwic, co nie wszystkim się podobało, lecz w tamtejszych stronach słowo władcy było świętością, tak więc nikt nie ośmielił się mu sprzeciwiać.
Maelvius i jego dwaj bracia dorastali więc, nie znając swojej rodziny, ani też nie mając pojęcia, dlaczego tak wielu miało w zwyczaju gapić się na nich jak na dziwadła i szeptać za ich plecami. Nikt nigdy nie raczył im niczego wyjaśnić, dlatego przez jakiś czas czuli, że taka jest po prostu kolej rzeczy. Co nie sprawiało jednak, iż nie trawiła ich nieraz złość i zazdrość i że nie pomstowali pod nosem na wszystko to, co znali.
Maelvius był z tej trójki najmniejszy i najszczuplejszy, lecz jednocześnie najbystrzejszy, co sprawiło, że szybko udało mu się owinąć sobie pozostałą dwójkę wokół łapy. Bracia zawsze trzymali się razem, a on od zawsze był mózgiem każdej operacji. Było tak już od czasów dziecięcych i nie miało się to zmienić kiedy dorastali. Zmieniły się jedynie pomysły, jakie wpadały mu do głowy. Te dotyczące zwykłych, szczeniackich zabaw jakiś czas później zmieniły się w propozycje drobnych złośliwości, stanowiących niejako odwet za wszystkie te wścibskie spojrzenia i nieprzyjemne słowa. Na tym etapie nie było w tym jeszcze nic szczególnie groźnego, lecz z pewnością uciążliwego. Wielu członków stada znosiło to cierpliwie tylko dlatego, że mimo wszystko wywiązywali się ze swych obowiązków - co swoją drogą również było pomysłem Meala, który chciał się upewnić, że nieważne jak bardzo złośliwi i uciążliwi wobec innych by nie byli, nie dadzą nikomu prawdziwych powodów, by ich ukarać.
Nikt jednak, nawet jego bracia, nie wiedzieli o jednym. O jego dziwnych snach, które nawiedzały go co jakiś czas, w których wydawać by się mogło, że jest kimś zupełnie innych i znajduje się w miejscu nie przypominającym nijak znajomą sawannę. Od zawsze zastanawiał się nad znaczeniem owych snów, lecz nikomu nie ufał wystarczająco, by o to zapytać. Dziwaczne wizje stały się więc jego osobistym sekretem.
Los braci odmienił się dłuższy czas później, gdy byli już wystarczająco samodzielni, by tak, jak inne samce w ich wieku, patrolować teren. Zazwyczaj czynili to razem, jak zresztą niemalże wszystko. Pewnego razu natknęli się na pewną starą lwicę, której pysk wydawał się im dziwnie znajomy. Owszem, była to ich matka - do tej pory trzymająca się na uboczu, teraz przypadkowo natknęła się na dorastających synów. Od tamtego czasu spotykali się z nią regularnie, początkowo nie podejrzewając niczego, niesamowicie szczęśliwi, że w końcu znaleźli kogoś, kto rozumie ich o wiele lepiej, niż członkowie stada. Któregoś razu, podczas spaceru wyznała im prawdę, w którą początkowo trudno im było uwierzyć. Jednakże prędzej, czy później ją zaakceptowali.
Matka była również pierwszym nauczycielem Maelviusa. Stara szamanka dostrzegła w jednym ze swych synów pewien potencjał i zaczęła go potajemnie uczyć swego fachu. Młody wówczas lew był pojętnym uczniem. Trzeba przyznać również, że świadomość, iż ktokolwiek go w jakikolwiek docenił sprawiała mu niesamowitą przyjemność. Stara lwica była jedyną osobą, która dowiedziała się z czasem o dziwnych snach jej syna. Wytłumaczyła mu, że są one prawdziwym darem, wizjami zesłanymi przez duchy i że jeśli kiedykolwiek będzie pragnął odkryć ich znaczenie, będzie musiał zrobić to na własną łapę. Z jakiegoś powodu stało się to dla niego powodem dla dumy, która z biegiem czasu miała się przerodzić w pychę.
Szybko okazało się, że wygnana samica nie spotkała się ze swym potomstwem przez przypadek, ani też nie utrzymywała z nimi kontaktu z dobroci serca, lub ponieważ za nimi tęskniła. Lwica szybko zaczęła podczas ich lekcji podrzucać swemu ulubionemu synowi pomysły o zemście. Zemście na stadzie wypełnionym lwami, które traktowały ich jak dziwadła i szeptali za ich plecami, wyśmiewali się z ich nędznych namiastek grzyw i nie darzyli szacunkiem przez te wszystkie księżyce. Jak również i na królu, który wygnał ich rodziców oraz podjął decyzję o ich rozdzieleniu z nimi. Maelvius, przepełniony tłamszonym przez długi już czas gniewem i goryczą, szybko te pomysły podchwycił i namówił swych braci do pomocy.
Plan był stosunkowo prosty - zakraść się do stadnej spiżarni i zatruć przetrzymywane tu mięso ziołami, jakie miała zdobyć ich matka. Niemniej, nie powiódł się. Dzień przed realizacją swego planu, gdy po raz ostatni naradzali się, co czynić zostali podsłuchani przez jednego z młodzików, który wkrótce później powiadomił o ich planach innych. Kiedy nazajutrz udali się więc zgodnie z planem do spiżarni, czekała na nich grupa wojowników, która wprawnie obezwładniła spiskowców i zaprowadziła przed oblicze władcy. Za zdradę zazwyczaj groziła śmierć, król jednakże postanowił zlitować się nad trójką samców i zamiast tego kazał ich wygnać. Ścigani więc przez wściekły tłum, obrzucani wyzwiskami i groźbami, byli więc zmuszeni do opuszczenia terytorium stada.
Nie wiedząc, co czynić, ruszyli przed siebie. Bracia początkowo pragnęli wrócić do matki, lecz Maelvius zaprotestował. Kto wie, czy członkowie stada nie wiedzieli, że przebywa w okolicy i czy nie zaczną jej podejrzewać o udział w spisku. Bądź też, czy ktoś nie dostrzeże ich powracających, by ją odnaleźć, i czy nie sprowadzą na nią kłopotów. Zresztą, czy naprawdę chcieli wracać w te okolice? Pozostać tak blisko ziemi, gdzie nikt ich nie szanował, teraz wypełnionej lwami, które ich nienawidziły? Nie, musieli zacząć nowe życie. Musieli iść dalej, gdzie łapy poniosą. Gdzieś na pewno znajdą dla siebie lepszy dom.
Podróż niesamowicie się dłużyła, a gdzie okiem nie sięgnąć tam pustkowia. Taki stan rzeczy utrzymywał się już od dłuższego czasu, przez co bracia Mealviusa zaczęli się niecierpliwić. Przyzwyczajeni byli do pokornego słuchania każdego słowa brata, lecz teraz po raz pierwszy w życiu zaczęli mieć wątpliwości. Czy naprawdę wiedział co robi, czy może właśnie prowadził ich na pewną śmierć? Któregoś dnia ktoś nie wytrzymał i rzucił kilka nieprzyjemnych słów. Wybuchła kłótnia, która koniec końców przerodziła się w bójkę. Bracia, wściekli i mający serdecznie dosyć jego pomysłów, rzucili się na Maelviusa i powalili go na ziemię. Nie wiadomo, któremu udało się zranić go w szyję, a który widząc, co się stało spanikował i podjął decyzję o ucieczce. Tak, czy owak, obaj odeszli, przekonani, że właśnie zabili swego brata, którego każdego polecenia słuchali przez większość swego życia.
On jednak przeżył. Zadana rana nie okazała się wystarczająco głęboka, by być śmiertelna. Podniósł się z trudem i ruszył przed siebie, przeklinając w myślach swych braci na milion sposobów, poniekąd pewien, że w pewnym momencie po prostu łapy odmówią mu posłuszeństwa. Cudem udało mu się jednak dotrzeć nad brzeg jeziorka, nad którym mieszkał pewien stary szaman pustelnik. Podstarzały samiec postanowił zająć się nim w zamian za obietnicę pomocy w codziennym życiu. W taki też sposób wrócił do zdrowia. Wkrótce został on również drugim z jego nauczycieli, który zdołał nauczyć go tego, czego nie przekazała mu matka. Stał się także jedną z niewielu osób, jakie spotkał w przeszłości, jakie do tej pory miło wspomina.
Pozostał u jego boku do końca jego życia, szkoląc się pod jego okiem na szamana. Gdy starzec umarł, po odprawieniu rytuału pogrzebowego opuścił jego dotychczasowy dom, na nowo ruszając w świat, sam nie wiedząc, czego właściwie szuka. Być może jedynie pragnąc zostawić przeszłość za sobą, może gnany chęcią odkrycia odwiecznej tajemnicy jego dziwnych snów.
W taki oto sposób dotarł i tutaj.
Do zatrzymania się tu na stałe skłoniły go tajemnicze nadprzyrodzone zjawiska nękające wówczas krainę, lecz szybko musiał zrezygnować z prób ich badania. Najazd obcej armii zmusił Maelviusa do ukrywania się na pustkowiach, gdzie wiódł żywot pustelnika, unikając kontaktu z innymi zwierzętami, z pominięciem zwierzyny łownej i błąkających się po okolicy duchów. Pewnego dnia jednakże pogłoski o wycofaniu się najeźdźców dotarły i do niego, co skłoniło go do opuszczenia swej kryjówki na tych niegościnnych ziemiach.
Wiek: Dorosły, zdecydowanie już niemłody.
Gatunek: Lew afrykański.
Charakter: W młodości był osobnikiem skorym do gniewu, a jednocześnie okropnie pysznym i często wręcz aroganckim. Jednakże, czas zrobił swoje i teraz mocno się zmienił. Wyciszył się, nauczył się panować nad emocjami i odrobinę spokorniał, choć bynajmniej nie odzyskał już radości życia - zamiast tego stając się po prostu ponurym gburem. Długi czas spędzony w odosobnieniu też zrobiły swoje i teraz czasami Mael miewa problem, by odnaleźć się w lwim społeczeństwie. Można odnieść wrażenie, że z duchami dogaduje się dużo lepiej, niż z żywymi - wówczas jest w stanie wykrzesać z siebie nieco więcej, niż zazwyczaj emocji i poczuć się odrobinę swobodniej. Choć i martwym szczerze powiedziawszy nie do końca ufa. Miewa też tendencję do popadania w zamyślenie, niekiedy tracąc przy tym kontakt z rzeczywistością.
Zwykle odnosi się do innych z chłodną, czasami nieco przesadną uprzejmością. Bywa okropnie tajemniczy. Nie lubi mówić o sobie, nigdy nie porusza też tematu swej przeszłości. Nienawidzi również, gdy ktoś zwraca zbytnią uwagę na jego nietypowy wygląd.
Mocne strony:
- jest spostrzegawczy
- jest całkiem inteligentny i pomysłowy
- jest dociekliwy, lubi pogłębiać swoją wiedzę
- potrafi panować nad emocjami
- jest nieszczególnie silny i kiepsko radzi sobie w walce
- niezbyt dobrze odnajduje się w lwim społeczeństwie - bywa okropnie niezręczny podczas rozmowy, czy też miewa problemy z przestrzeganiem zasad
- okropnie ponury, nie potrafi się cieszyć z życia
Z całą pewnością prezentuje się dość niecodziennie. Z daleka całkiem nietrudno wziąć go za lwicę, co prawda niezbyt urodziwą, ale jednak, bądź samca ledwie wkraczającego w dorosłość. Dopiero z bliska można dojść do wniosku, iż patrzy się starszego samca, któremu z jakiegoś powodu nigdy nie wyrosła grzywa, zastąpiona tylko jakimiś nędznymi dłuższymi kłaczkami na czubku głowy i karku. Jest również stosunkowo nieduży, rozmiarem zbliżony bardziej do przeciętnej samicy, o szczupłej sylwetce. Ciało pokrywa czarne włosie, choć o nieco nieregularnym odcieniu, bowiem gdzieniegdzie przez lata zdążyło już nieco spłowieć do ciemnobrunatnej barwy. Ślepia ma ciemnoniebieskie, niemalże granatowe.
Ostatnimi rzucającymi się w oczy cechami jest nadgryzione ucho i brzydka blizna na szyi, która odróżnia się wyraźnie od jego ciemnej sierści.
W przeciwieństwie do co niektórych lwów trudniących się tą samą, co on profesją na co dzień nie nosi zbyt wielu ozdób, być może nie chcąc dodatkowo zwracać na siebie uwagi. Jednakże na potrzeby co niektórych rytuałów lub podczas większych uroczystości pokrywa swe ciało rozmaitymi malowidłami, zazwyczaj w odcieniach krwistej czerwieni.
Cechy szczególne:
- brak grzywy
- niewielkie rozmiary (wielkością bliżej mu do przeciętnej samicy, niż dorosłego samca), szczupła sylwetka
- blizna na szyi
- czarna sierść
Wszystko zaczęło się daleko stąd, w pewnym niewielkim, niewyróżniającym się niczym szczególnym stadzie. Jego członkowie na ogół wiedli spokojny, zwyczajny żywot. Czasami tak spokojny i zwyczajny, że zakrawał nawet i na nudny i monotonny. Nic dziwnego, że skandal, jaki miał niebawem wybuchnąć, wstrząsnął tą grupą dogłębnie.
Cała ta historia zaczyna się od związku, który nie miał prawa bytu i który niebawem miał być okrzyknięty wynaturzeniem. Uczucie zrodziło się bowiem między kuzynostwem. Przez dłuższy czas młoda szamanka i jeden z wojowników ukrywali swój romans przed resztą stada, lecz wkrótce niemalże pewne było, iż wszystko wyjdzie na jaw. Bowiem po pewnym czasie samica zaszła w ciążę. Co prawda starała się ona, jak mogła, by ukryć prawdziwą tożsamość ojca lwiątek, lecz miała przeczucie, że prędzej, czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw. Cały okres ciąży spędziła na zamartwianiu się nad tym, co będzie, stanowczo zbyt późno żałując swej decyzji.
Lwica miała na tyle szczęścia, że mimo wszystko lwiątka urodziły się zdrowe - a przynajmniej wydawało się tak na razie. W przyszłości trójka braci miała już na zawsze pozostać drobnej budowy i słabowita, ponadto mieć problemy natury hormonalnej, objawiające się przede wszystkim niepełnym wykształceniem grzywy. Na razie jednak trójka maluchów nie różniła się jednak niczym od innych nowo narodzonych kociąt. No, prawie. Każde jedno z nich urodziło się pokryte czarnym, jak noc futrem, które w stadzie posiadał tylko jeden samiec. Oprócz tego rysy pysków młodych samczyków także były niebywale podobne. Na tej podstawie stado szybko doszło do wniosku, iż nowo narodzone lwiątka były owocem kazirodczego związku. Wieść ta spotkała się z ogólnym oburzeniem ze strony członków stada, co skończyło się publicznym poniżeniem owej pary a następnie jej wygnaniem. Ich potomstwo jednakże nie podzieliło ich losu. Ówczesny król zdecydował, że dzieci nie są winni przewinień ich rodziców, a skoro byli zdrowi, nie miał powodów, by pozbawić stada trójki członków, którzy w przyszłości mogli się im przydać. Bracia trafili pod opiekę jednej z lwic, co nie wszystkim się podobało, lecz w tamtejszych stronach słowo władcy było świętością, tak więc nikt nie ośmielił się mu sprzeciwiać.
Maelvius i jego dwaj bracia dorastali więc, nie znając swojej rodziny, ani też nie mając pojęcia, dlaczego tak wielu miało w zwyczaju gapić się na nich jak na dziwadła i szeptać za ich plecami. Nikt nigdy nie raczył im niczego wyjaśnić, dlatego przez jakiś czas czuli, że taka jest po prostu kolej rzeczy. Co nie sprawiało jednak, iż nie trawiła ich nieraz złość i zazdrość i że nie pomstowali pod nosem na wszystko to, co znali.
Maelvius był z tej trójki najmniejszy i najszczuplejszy, lecz jednocześnie najbystrzejszy, co sprawiło, że szybko udało mu się owinąć sobie pozostałą dwójkę wokół łapy. Bracia zawsze trzymali się razem, a on od zawsze był mózgiem każdej operacji. Było tak już od czasów dziecięcych i nie miało się to zmienić kiedy dorastali. Zmieniły się jedynie pomysły, jakie wpadały mu do głowy. Te dotyczące zwykłych, szczeniackich zabaw jakiś czas później zmieniły się w propozycje drobnych złośliwości, stanowiących niejako odwet za wszystkie te wścibskie spojrzenia i nieprzyjemne słowa. Na tym etapie nie było w tym jeszcze nic szczególnie groźnego, lecz z pewnością uciążliwego. Wielu członków stada znosiło to cierpliwie tylko dlatego, że mimo wszystko wywiązywali się ze swych obowiązków - co swoją drogą również było pomysłem Meala, który chciał się upewnić, że nieważne jak bardzo złośliwi i uciążliwi wobec innych by nie byli, nie dadzą nikomu prawdziwych powodów, by ich ukarać.
Nikt jednak, nawet jego bracia, nie wiedzieli o jednym. O jego dziwnych snach, które nawiedzały go co jakiś czas, w których wydawać by się mogło, że jest kimś zupełnie innych i znajduje się w miejscu nie przypominającym nijak znajomą sawannę. Od zawsze zastanawiał się nad znaczeniem owych snów, lecz nikomu nie ufał wystarczająco, by o to zapytać. Dziwaczne wizje stały się więc jego osobistym sekretem.
Los braci odmienił się dłuższy czas później, gdy byli już wystarczająco samodzielni, by tak, jak inne samce w ich wieku, patrolować teren. Zazwyczaj czynili to razem, jak zresztą niemalże wszystko. Pewnego razu natknęli się na pewną starą lwicę, której pysk wydawał się im dziwnie znajomy. Owszem, była to ich matka - do tej pory trzymająca się na uboczu, teraz przypadkowo natknęła się na dorastających synów. Od tamtego czasu spotykali się z nią regularnie, początkowo nie podejrzewając niczego, niesamowicie szczęśliwi, że w końcu znaleźli kogoś, kto rozumie ich o wiele lepiej, niż członkowie stada. Któregoś razu, podczas spaceru wyznała im prawdę, w którą początkowo trudno im było uwierzyć. Jednakże prędzej, czy później ją zaakceptowali.
Matka była również pierwszym nauczycielem Maelviusa. Stara szamanka dostrzegła w jednym ze swych synów pewien potencjał i zaczęła go potajemnie uczyć swego fachu. Młody wówczas lew był pojętnym uczniem. Trzeba przyznać również, że świadomość, iż ktokolwiek go w jakikolwiek docenił sprawiała mu niesamowitą przyjemność. Stara lwica była jedyną osobą, która dowiedziała się z czasem o dziwnych snach jej syna. Wytłumaczyła mu, że są one prawdziwym darem, wizjami zesłanymi przez duchy i że jeśli kiedykolwiek będzie pragnął odkryć ich znaczenie, będzie musiał zrobić to na własną łapę. Z jakiegoś powodu stało się to dla niego powodem dla dumy, która z biegiem czasu miała się przerodzić w pychę.
Szybko okazało się, że wygnana samica nie spotkała się ze swym potomstwem przez przypadek, ani też nie utrzymywała z nimi kontaktu z dobroci serca, lub ponieważ za nimi tęskniła. Lwica szybko zaczęła podczas ich lekcji podrzucać swemu ulubionemu synowi pomysły o zemście. Zemście na stadzie wypełnionym lwami, które traktowały ich jak dziwadła i szeptali za ich plecami, wyśmiewali się z ich nędznych namiastek grzyw i nie darzyli szacunkiem przez te wszystkie księżyce. Jak również i na królu, który wygnał ich rodziców oraz podjął decyzję o ich rozdzieleniu z nimi. Maelvius, przepełniony tłamszonym przez długi już czas gniewem i goryczą, szybko te pomysły podchwycił i namówił swych braci do pomocy.
Plan był stosunkowo prosty - zakraść się do stadnej spiżarni i zatruć przetrzymywane tu mięso ziołami, jakie miała zdobyć ich matka. Niemniej, nie powiódł się. Dzień przed realizacją swego planu, gdy po raz ostatni naradzali się, co czynić zostali podsłuchani przez jednego z młodzików, który wkrótce później powiadomił o ich planach innych. Kiedy nazajutrz udali się więc zgodnie z planem do spiżarni, czekała na nich grupa wojowników, która wprawnie obezwładniła spiskowców i zaprowadziła przed oblicze władcy. Za zdradę zazwyczaj groziła śmierć, król jednakże postanowił zlitować się nad trójką samców i zamiast tego kazał ich wygnać. Ścigani więc przez wściekły tłum, obrzucani wyzwiskami i groźbami, byli więc zmuszeni do opuszczenia terytorium stada.
Nie wiedząc, co czynić, ruszyli przed siebie. Bracia początkowo pragnęli wrócić do matki, lecz Maelvius zaprotestował. Kto wie, czy członkowie stada nie wiedzieli, że przebywa w okolicy i czy nie zaczną jej podejrzewać o udział w spisku. Bądź też, czy ktoś nie dostrzeże ich powracających, by ją odnaleźć, i czy nie sprowadzą na nią kłopotów. Zresztą, czy naprawdę chcieli wracać w te okolice? Pozostać tak blisko ziemi, gdzie nikt ich nie szanował, teraz wypełnionej lwami, które ich nienawidziły? Nie, musieli zacząć nowe życie. Musieli iść dalej, gdzie łapy poniosą. Gdzieś na pewno znajdą dla siebie lepszy dom.
Podróż niesamowicie się dłużyła, a gdzie okiem nie sięgnąć tam pustkowia. Taki stan rzeczy utrzymywał się już od dłuższego czasu, przez co bracia Mealviusa zaczęli się niecierpliwić. Przyzwyczajeni byli do pokornego słuchania każdego słowa brata, lecz teraz po raz pierwszy w życiu zaczęli mieć wątpliwości. Czy naprawdę wiedział co robi, czy może właśnie prowadził ich na pewną śmierć? Któregoś dnia ktoś nie wytrzymał i rzucił kilka nieprzyjemnych słów. Wybuchła kłótnia, która koniec końców przerodziła się w bójkę. Bracia, wściekli i mający serdecznie dosyć jego pomysłów, rzucili się na Maelviusa i powalili go na ziemię. Nie wiadomo, któremu udało się zranić go w szyję, a który widząc, co się stało spanikował i podjął decyzję o ucieczce. Tak, czy owak, obaj odeszli, przekonani, że właśnie zabili swego brata, którego każdego polecenia słuchali przez większość swego życia.
On jednak przeżył. Zadana rana nie okazała się wystarczająco głęboka, by być śmiertelna. Podniósł się z trudem i ruszył przed siebie, przeklinając w myślach swych braci na milion sposobów, poniekąd pewien, że w pewnym momencie po prostu łapy odmówią mu posłuszeństwa. Cudem udało mu się jednak dotrzeć nad brzeg jeziorka, nad którym mieszkał pewien stary szaman pustelnik. Podstarzały samiec postanowił zająć się nim w zamian za obietnicę pomocy w codziennym życiu. W taki też sposób wrócił do zdrowia. Wkrótce został on również drugim z jego nauczycieli, który zdołał nauczyć go tego, czego nie przekazała mu matka. Stał się także jedną z niewielu osób, jakie spotkał w przeszłości, jakie do tej pory miło wspomina.
Pozostał u jego boku do końca jego życia, szkoląc się pod jego okiem na szamana. Gdy starzec umarł, po odprawieniu rytuału pogrzebowego opuścił jego dotychczasowy dom, na nowo ruszając w świat, sam nie wiedząc, czego właściwie szuka. Być może jedynie pragnąc zostawić przeszłość za sobą, może gnany chęcią odkrycia odwiecznej tajemnicy jego dziwnych snów.
W taki oto sposób dotarł i tutaj.
Do zatrzymania się tu na stałe skłoniły go tajemnicze nadprzyrodzone zjawiska nękające wówczas krainę, lecz szybko musiał zrezygnować z prób ich badania. Najazd obcej armii zmusił Maelviusa do ukrywania się na pustkowiach, gdzie wiódł żywot pustelnika, unikając kontaktu z innymi zwierzętami, z pominięciem zwierzyny łownej i błąkających się po okolicy duchów. Pewnego dnia jednakże pogłoski o wycofaniu się najeźdźców dotarły i do niego, co skłoniło go do opuszczenia swej kryjówki na tych niegościnnych ziemiach.