Jak to Punk z Naczelnikem się pączkiem zajadał, czyli perypetie Hiati'ego
: 21 lut 2020, 0:20
Obiecałem opisać dzisiejszą wizytę w Sztumskim Zakładzie Karnym ulokowanym na ulicy Nowowiejskiego, więc tak też czynię. Mam nadzieję, że to właściwy dział. Postaram się przekazać jak najdokładniej swoje odczucia. Tekst jest pisany z perspektywy drugiej (dzięki Brokatowy Potworze) osoby.
Pozdrawiam odważnych, którzy podejmują się tej lektury XD
Cała historia zaczyna się o 5:20 w Tłusty Czwartek. Zmuszony by zarabiać na życie wychodzisz spokojnie do pracy. Po kilku godzinach zwalniasz się szybciej, gdyż już dawno ustaliłeś ze swoim znajomym, iż tego dnia trochę poimprezujecie u niego w domu w Malborku. Dojeżdżasz pociągiem do miasta, gdzie też po chwili znajdujesz się w mieszkaniu i spożywasz alkohol. Dwa piwa, 3 szoty wódki. Nagle przypominasz sobie, że obiecałeś odebrać paczkę dla swojej znajomej ze studiów - Ani. Oczywiście nie chcesz jej zawieść, więc czym prędzej sprawdzasz podany przez nią adres, wklepujesz go w GPS i ściągasz najtrzeźwiejszą osobę na imprezie, by ta podwiozła Cię do Sztumu. Od razu kupicie więcej alkoholu i zbierzecie jeszcze jednego ziomka z tej wiochy. Kolega zgadza się, więc pakujecie się do zielonej Corsy i mkniecie pod podany adres.
Sprawdzacie adres kilka razy, jednak aplikacja nie może się mylić. Stoi przed wami prawdziwa twierdza, olbrzymi Zakład Karny. Z głośników auta leci Dezerter, akurat weszło "Zapytaj Milicjanta". Wspaniały zbieg okoliczności, po prostu świetnie. Jesteście już na miejscu, a obietnica to obietnica. Wysiadasz i mimo wahania podchodzisz do bramy. Po prawej są małe drzwi i domofon, po krótkiej wymianie zdań dostajesz się do środka. Przed Tobą stoi pan z wąsem, dla uproszczenia nazywać będziemy go od teraz Starszy Pałujący. Więc też Starszy Pałujący prowadzi Cię najpierw do pomieszczenia, gdzie też jesteś sprawdzany i podpisujesz jakiś papier, zostawiasz tam portfel, grzebień, itd. Chcą zabrać Ci szelki, ale bronisz się, że spadną Ci spodnie. No cóż, możesz iść w szelkach - "Tylko się na nich nie powieś". Miłe przywitanie. Dalej Starszy Pałujący prowadzi Cię korytarzami do jakiejś salki, gdzie przez kolejne kilka minut czekasz wraz z nim. Przyłazi Młodszy pałujący - on nie ma zarostu. Ani brzucha. W ogóle taki zwykły facet. Obaj się w ogóle do Ciebie nie odzywają, siedzą w ciszy. Mija wieczność.
W końcy Stary wychodzi, po chwili wraca z trzema tackami pączków (XD) i zabiera Cię korytarzami na klatkę schodową za taką jebutną kratą. Jedno piętro. Drugie. Trzecie.
Mija chwila i już stoisz przed drzwiami do czegoś, co wygląda jak sekretariat. W oknach kraty, na trzecim piętrze, tak tylko przypomnę. Wchodzisz do środka a tam krótko ostrzyżony facet, którego nazwiemy na potrzeby opowieści Ulizanym Pałującym. Stary Pałujący zostawia pączki i znika. Twój nowy kolega sekretarz wskazuje na krzesło, siadasz. Jesteś świadom, że i tu sobie posiedzisz dłużej, sięgasz więc po gazetę leżącą na biurku. Ten zrywa się i pyta czy chcesz herbatę. No jasne, że chcesz. Jaką? Hmm, może jakaś owocowa? Nie ma. To z jeżyn? Nie ma. Melisa? Nie ma. Miętowa? Nie. Cytrynowa, pytasz zrezygnowany? Tak, jest. Szybciej niż jesteś w stanie to ogarnąć leje Ci herbaty do kubka, który pojawił się z nikąd. Ale zalewa tylko połowę. Resztę musisz sobie dolać z dozownika. No ale on też Ci dolewa i to zimnej. Czyli będziesz czekał krócej niż wieczność. Chociaż tyle.
Klawisz zaczyna rozmowę, mówi w miarę miło ale widzisz jak wlepia oczy w Twoje ubrania. Do tego zażera się pączkami. Nawet kilka Ci dał. Zjadłeś dwa. On 13. TRZYNAŚCIE. No faktycznie nie pasujesz do tego miejsca. Ale masz chociaż koszulę. W kratę. Czerwoną. Flanelę dokładnie. No cóż. Gadasz z nim dłuższy moment, aż zaczyna Cię irytować. Szczególnie jak wbija oczy w kilkudniowy nieogolony zarost, bródkę i grzywkę. No tak, on taki piękniusi ładniusi ulizany, a Ty jak jakiś brudas wyglądasz. W sumie nie jest to dalekie od prawdy, przecież jesteś punkiem. W końcu zza drzwi bije głos: "WEJŚĆ". Chcesz przeczesać włosy grzebieniem zanim wejdziesz ale misiaczki przy wejściu kazały Ci go zostawić. Przynajmniej szelki masz, to nie będziesz świecił w środku. Eh.
Wstajesz i jednym susem wbijasz się do środka zanim Ulizaniec postanowi otworzyć Ci drzwi. Jesteś. No gabinet ten tego, taki fajny. Zakratowane okna. No kto by się spodziewał. Ale firanki są, meble jakby znajome, czy to komoda z ikei...? No nieważne, widać budżetówka i tutaj. Z kim masz do czynienia? Oto w fotelu siedzi sam zastępca Naczelnika, pan X. czemu pan Iks? Bo gdybym wydał jego dane to bym wrócił tam szybciej niż myślę. No i na pewno na dłużej. Tak więc pan X nie wygląda na jakiegoś groźnego. Rysy ma jak Cezary Pazura. Taki styty, przygrubaśny Pazura. No i ma wąsa. Ten wąs niejedną celą trząsł, jak się darł na więźniów. No, tak przynajmniej Ci się wydaje. Taki typowy wujek z wesela, co dolewa Ci do kiliszka i mówi "PIJ PJOTER, FACET MUSI UMIEĆ PIĆ". Stoisz przed nim Ty. Punkowiec metr siedemdziesiątpięć z kłody cięty. Albo raczej wytłukiwany stępioną siekierą. Chłopskie rysy twarzy, zarost. Na Tobie flanela, na niej skóra z wpinkami, nawet się znajdzie A w kółeczku co dostałeś od ziomka. Do tego lekko ubrudzone ciemne jeansy, szelki i glany dwudziestkiczwórki Altercore. Za prawym uchem dalej siedzi Ci czerwony malborasek. Widać nie tego się spodziewał w swoim królestwie ten nasz władca Służby Więziennej, zastępca samego Cesarza tego zacnego przytułka. Wymiana zdań nie trwała długo. Dostajesz pakuneczek 40x30x30cm. Mniej więcej. No i tylko następuje wyklarowanie:
- Jesteś chłopakiem mojej córki?
- Nie.
- No i bardzo dobrze.
Kamień spada Ci z serca. Tym razem masz szczęście. Oprócz szczęścia masz też rozkaz się wynosić. No to co, nie ma co oponować, więc żegnasz się i dajesz dyla do sekretariatu. Tam czeka znany nam już Starszy Pałujący. Odprowadza calusieńską drogę do komnaty tajemnic, gdzie są Twoje fanty. Pyk pyk podpisik, chowasz portfel itd, wyjmujesz szluga z paczki zapominając o tym za uchem. Wychodzisz, ale auta ani śladu. Zapalniczki też nie. Dzwonisz domofonem czy nie mają ognia. Mają. Młodszy Pałujący wystawia rękę przez drzwi i odpala Ci szluga. Dzwonisz po kumpla gdzie jest ze swoją Corsą. Pojechał po tego ziomka co mieliście odebrać, bo nie chciał podpity siedzieć pod sławetnym Zakładem Karnym. Idziesz na skrzyżowanie i zostajesz odebrany. Uciekacie stąd jak najszybciej nie wymieniając słowa. Tylko radio gra Analogsów:
"Hej dzieciaki, niech zapłoną serca
Każdy policjant to j*bany morderca
Nie wierz w ich uśmiech i zapewnienia
Pręgi od pałek i przesłuchania"
A kolejny szlug płonie w Twojej dłoni.
Dlaczego taka forma? Wczujcie się w moją skórę i cierpcie jak ja! xD
Pozdrawiam odważnych, którzy podejmują się tej lektury XD
Cała historia zaczyna się o 5:20 w Tłusty Czwartek. Zmuszony by zarabiać na życie wychodzisz spokojnie do pracy. Po kilku godzinach zwalniasz się szybciej, gdyż już dawno ustaliłeś ze swoim znajomym, iż tego dnia trochę poimprezujecie u niego w domu w Malborku. Dojeżdżasz pociągiem do miasta, gdzie też po chwili znajdujesz się w mieszkaniu i spożywasz alkohol. Dwa piwa, 3 szoty wódki. Nagle przypominasz sobie, że obiecałeś odebrać paczkę dla swojej znajomej ze studiów - Ani. Oczywiście nie chcesz jej zawieść, więc czym prędzej sprawdzasz podany przez nią adres, wklepujesz go w GPS i ściągasz najtrzeźwiejszą osobę na imprezie, by ta podwiozła Cię do Sztumu. Od razu kupicie więcej alkoholu i zbierzecie jeszcze jednego ziomka z tej wiochy. Kolega zgadza się, więc pakujecie się do zielonej Corsy i mkniecie pod podany adres.
Sprawdzacie adres kilka razy, jednak aplikacja nie może się mylić. Stoi przed wami prawdziwa twierdza, olbrzymi Zakład Karny. Z głośników auta leci Dezerter, akurat weszło "Zapytaj Milicjanta". Wspaniały zbieg okoliczności, po prostu świetnie. Jesteście już na miejscu, a obietnica to obietnica. Wysiadasz i mimo wahania podchodzisz do bramy. Po prawej są małe drzwi i domofon, po krótkiej wymianie zdań dostajesz się do środka. Przed Tobą stoi pan z wąsem, dla uproszczenia nazywać będziemy go od teraz Starszy Pałujący. Więc też Starszy Pałujący prowadzi Cię najpierw do pomieszczenia, gdzie też jesteś sprawdzany i podpisujesz jakiś papier, zostawiasz tam portfel, grzebień, itd. Chcą zabrać Ci szelki, ale bronisz się, że spadną Ci spodnie. No cóż, możesz iść w szelkach - "Tylko się na nich nie powieś". Miłe przywitanie. Dalej Starszy Pałujący prowadzi Cię korytarzami do jakiejś salki, gdzie przez kolejne kilka minut czekasz wraz z nim. Przyłazi Młodszy pałujący - on nie ma zarostu. Ani brzucha. W ogóle taki zwykły facet. Obaj się w ogóle do Ciebie nie odzywają, siedzą w ciszy. Mija wieczność.
W końcy Stary wychodzi, po chwili wraca z trzema tackami pączków (XD) i zabiera Cię korytarzami na klatkę schodową za taką jebutną kratą. Jedno piętro. Drugie. Trzecie.
Mija chwila i już stoisz przed drzwiami do czegoś, co wygląda jak sekretariat. W oknach kraty, na trzecim piętrze, tak tylko przypomnę. Wchodzisz do środka a tam krótko ostrzyżony facet, którego nazwiemy na potrzeby opowieści Ulizanym Pałującym. Stary Pałujący zostawia pączki i znika. Twój nowy kolega sekretarz wskazuje na krzesło, siadasz. Jesteś świadom, że i tu sobie posiedzisz dłużej, sięgasz więc po gazetę leżącą na biurku. Ten zrywa się i pyta czy chcesz herbatę. No jasne, że chcesz. Jaką? Hmm, może jakaś owocowa? Nie ma. To z jeżyn? Nie ma. Melisa? Nie ma. Miętowa? Nie. Cytrynowa, pytasz zrezygnowany? Tak, jest. Szybciej niż jesteś w stanie to ogarnąć leje Ci herbaty do kubka, który pojawił się z nikąd. Ale zalewa tylko połowę. Resztę musisz sobie dolać z dozownika. No ale on też Ci dolewa i to zimnej. Czyli będziesz czekał krócej niż wieczność. Chociaż tyle.
Klawisz zaczyna rozmowę, mówi w miarę miło ale widzisz jak wlepia oczy w Twoje ubrania. Do tego zażera się pączkami. Nawet kilka Ci dał. Zjadłeś dwa. On 13. TRZYNAŚCIE. No faktycznie nie pasujesz do tego miejsca. Ale masz chociaż koszulę. W kratę. Czerwoną. Flanelę dokładnie. No cóż. Gadasz z nim dłuższy moment, aż zaczyna Cię irytować. Szczególnie jak wbija oczy w kilkudniowy nieogolony zarost, bródkę i grzywkę. No tak, on taki piękniusi ładniusi ulizany, a Ty jak jakiś brudas wyglądasz. W sumie nie jest to dalekie od prawdy, przecież jesteś punkiem. W końcu zza drzwi bije głos: "WEJŚĆ". Chcesz przeczesać włosy grzebieniem zanim wejdziesz ale misiaczki przy wejściu kazały Ci go zostawić. Przynajmniej szelki masz, to nie będziesz świecił w środku. Eh.
Wstajesz i jednym susem wbijasz się do środka zanim Ulizaniec postanowi otworzyć Ci drzwi. Jesteś. No gabinet ten tego, taki fajny. Zakratowane okna. No kto by się spodziewał. Ale firanki są, meble jakby znajome, czy to komoda z ikei...? No nieważne, widać budżetówka i tutaj. Z kim masz do czynienia? Oto w fotelu siedzi sam zastępca Naczelnika, pan X. czemu pan Iks? Bo gdybym wydał jego dane to bym wrócił tam szybciej niż myślę. No i na pewno na dłużej. Tak więc pan X nie wygląda na jakiegoś groźnego. Rysy ma jak Cezary Pazura. Taki styty, przygrubaśny Pazura. No i ma wąsa. Ten wąs niejedną celą trząsł, jak się darł na więźniów. No, tak przynajmniej Ci się wydaje. Taki typowy wujek z wesela, co dolewa Ci do kiliszka i mówi "PIJ PJOTER, FACET MUSI UMIEĆ PIĆ". Stoisz przed nim Ty. Punkowiec metr siedemdziesiątpięć z kłody cięty. Albo raczej wytłukiwany stępioną siekierą. Chłopskie rysy twarzy, zarost. Na Tobie flanela, na niej skóra z wpinkami, nawet się znajdzie A w kółeczku co dostałeś od ziomka. Do tego lekko ubrudzone ciemne jeansy, szelki i glany dwudziestkiczwórki Altercore. Za prawym uchem dalej siedzi Ci czerwony malborasek. Widać nie tego się spodziewał w swoim królestwie ten nasz władca Służby Więziennej, zastępca samego Cesarza tego zacnego przytułka. Wymiana zdań nie trwała długo. Dostajesz pakuneczek 40x30x30cm. Mniej więcej. No i tylko następuje wyklarowanie:
- Jesteś chłopakiem mojej córki?
- Nie.
- No i bardzo dobrze.
Kamień spada Ci z serca. Tym razem masz szczęście. Oprócz szczęścia masz też rozkaz się wynosić. No to co, nie ma co oponować, więc żegnasz się i dajesz dyla do sekretariatu. Tam czeka znany nam już Starszy Pałujący. Odprowadza calusieńską drogę do komnaty tajemnic, gdzie są Twoje fanty. Pyk pyk podpisik, chowasz portfel itd, wyjmujesz szluga z paczki zapominając o tym za uchem. Wychodzisz, ale auta ani śladu. Zapalniczki też nie. Dzwonisz domofonem czy nie mają ognia. Mają. Młodszy Pałujący wystawia rękę przez drzwi i odpala Ci szluga. Dzwonisz po kumpla gdzie jest ze swoją Corsą. Pojechał po tego ziomka co mieliście odebrać, bo nie chciał podpity siedzieć pod sławetnym Zakładem Karnym. Idziesz na skrzyżowanie i zostajesz odebrany. Uciekacie stąd jak najszybciej nie wymieniając słowa. Tylko radio gra Analogsów:
"Hej dzieciaki, niech zapłoną serca
Każdy policjant to j*bany morderca
Nie wierz w ich uśmiech i zapewnienia
Pręgi od pałek i przesłuchania"
A kolejny szlug płonie w Twojej dłoni.
Dlaczego taka forma? Wczujcie się w moją skórę i cierpcie jak ja! xD