Strona 1 z 3

Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro] (zakończony)

: 01 lut 2020, 23:53
autor: Hiraeth
Miejsce akcji - głazy obok Jeziora, niedaleko wulkanu.
Czas akcji - powiedzmy dwa miesiące wstecz


Gdzieś za szczytami Zachodniej Korony chowało się słońce. Powietrze przyjmowało ten rozedrgany, pomarańczowy odcień, zwyczajny dla dnia chylącego się ku końcowi. Niedługo zrobi się całkiem ciemno. Grzeczne zwierzątka o tej porze kładą się do snu w swoich norkach.
Chyba, że są niegrzecznymi zwierzątkami.
Albo na przykład... nocnymi łowcami.
Albo spiskowcami, o!
Albo małymi puchatymi fenkami, przemykającymi się gdzieś między głazami, w sobie tylko wiadomym celu.

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 02 lut 2020, 23:27
autor: Spyro
Spyro wymknął się z nory w momencie, w którym jego rodzice już spali. Wiedział, że się ostro zdenerwują gdy zobaczą, że go nie ma, ale nie dbał o to i miał nadzieję wrócić przed rankiem. Chciał zwiedzać. Swoje kroki skierował w stronę najbardziej zagadkowej rzeczy, jaką kiedykolwiek udało mu się dostrzec w oddali... Wielki wulkan. Nie wiedział czego się spodziewać. Było już dość ciemno, ale na szczęście jego kocie oczy, nie miały problemu w odnalezieniu się w mroku.
Minęło trochę czasu, nim w ogóle zbliżył się w okolice wulkanu. Gdy był blisko, słońca już prawie nie było widać. Czas ten był dla niego wspaniały. Wszechobecna cisza i brak światła wyostrzały jego zmysły. Nawet najdrobniejszy ruch, szelest czy oddech był jak tupot słonia na sawannie.
Gdy znalazł się już wystarczająco blisko, przystanął i zaczął się rozglądać. Nocne drapieżniki już czekały w ciemnościach.
Bystre oczy Spyro wyłapały ruch niedaleko niego. Kolacja? Kocur oblizał się i powoli przypadł do ziemi. Bardzo ostrożnie zaczął zbliżać się do swojego celu... Każdy ruch był doskonale wyliczony. Oddech spłycony do minimum. Ogon przy samej ziemi. Tak jak uczyli go rodzice. Niczego nieświadoma ofiara, (tak, o Tobie mowa Hiraeth czekała tylko aż zostanie zjedzona... Spyro nie wiedział, że jest to tylko przyjazny Fenek. Nigdy do tej pory nie spotkał, tych małych stworzeń.
Gdy był już wystarczająco blisko, popełnił największy błąd łowcy... Niewielka gałązka, trzasnęła pod łapą kocura. Serwal zaklął w duchu i wykonał skok w kierunku swej ofiary, licząc na to, że się nie spóźnił...

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 03 lut 2020, 10:27
autor: Hiraeth
Zaprawdę puchata fenka mogła wydawać się idealną kolacją. Taką akurat przegryzką przed dalszym delektowaniem się nocą, w sam raz dla młodocianego serwala.
Który jednakowoż nie przewidział, że lisiczka również ma duże uszka, poza tym nie jest tu po raz pierwszy, w przeciwieństwie do niego. A przede wszystkim, nie przewidział tej nieszczęsnej gałązki. Bo abstrahując od predyspozycji zwierząt typowo nocnych, Hiraeth zwyczajnie miała refleks. I bardzo nie lubiła być zaskakiwana.
Kiedy trzasnął patyk, odruchowo odskoczyła nieco w bok, usuwając się z trajektorii jego skoku, choć oczywiście nie tak całkiem - i o ile nie została przyduszona do ziemi, to jednak oberwała pacnięta jedną z serwalowych łap.
Warknęła, i wycofała się gdzieś między kamienie.
- Gdzie z tą mordą? - zapytała "przyjaźnie" ciemność spomiędzy głazów. Chyba poczynił pewne błędne założenia co do swojej kolacji.

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 03 lut 2020, 12:23
autor: Spyro
Kocur nie miał pojęcia, kogo tak naprawdę próbował upolować. Początkowo sądził, że jego celem jest swego rodzaju "mysz". Jednak się pomylił.
Gdy zrozumiał, że jednak jego ofiara, nią nie jest szybko, się zreflektował. Mały fenek ukrył się między skałami. Ani trochę mu to nie pomogło, gdyż sprawne oczy Spyro bez większego problemu były wstanie go zlokalizować. Jednakże nagle odechciało mu się jeść. Poczuł się bardzo źle... W żołądku zaczęło mu się przewracać. Kilka długich sekund później, "przyjazna" ciemność mogła ujrzeć wymiotującego serwala. No i pięknie... pomyślał i usiadł na moment, chcąc złapać powietrze. Do tej pory polował głównie na ryby i znacznie mniejsze gryzonie. Nigdy nie zdarzyła mu się taka sytuacja.
Kocur podniósł się i odszedł kilka kroków dalej - Przepraszam Cię... - jęknął cicho i ponownie się odwrócił w stronę "ciemności" - Myślałem, że jesteś... Myszą... - wytłumaczył się. Sytuacja, w jakiej znalazł się Spyro, była nieciekawa. Nie miał pojęcia, jak teraz zareaguje jego niedoszła "ofiara".

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 03 lut 2020, 12:44
autor: Hiraeth
No, opcje reakcji były rozmaite, od rzucenia mu się do gardła, korzystając z jego zajęcia się regurgitacją, poprzez wciśnięcie się głębiej między skały i wyjścia drugą stroną, gubiąc za sobą trop, aż do... pozostania w miejscu. I faktycznie Hiraeth siedziała w swojej szczelinie, beznamiętnie przyglądając się serwalowi. Pozornie beznamiętnie, bo tak naprawdę czuła się głęboko dotknięta. Jeszcze nikt na jej widok się nie zrzygał. Ale nie wyciągajmy zbyt daleko idących wniosków, może kotowaty był chory.
- Jesteś chory? - poinformowała się.
- Nie podchodź tutaj - dodała szybko, kiedy skończył zwracać i zrobił ruch, jakby chciał się zbliżyć. - Nie jestem myszą. Jestem Fenkiem - powiedziała z dużej litery, chcąc wykorzystać fakt, że nieznajomy serwal być może nigdy w życiu nie spotkał fenka, i zasiać w jego sercu ziarno niepokoju. A nuż uzna, że fenki są trujące.

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 03 lut 2020, 13:06
autor: Spyro
Nie był chory. Zdecydowanie nie był. Ale musiał wyjaśnić, czemu jego organizm zachował się w taki, a nie inny sposób. Pomimo prośby, by tego nie robić, kocur zbliżył się do fenka. Osobnik był o wiele mniejszy od Spyro. Możliwe, że dlatego go pomylił z kolacją.
Kocur usiadł obok, a następnie położył się, chcąc zrównać swój wzrok z Hirą - Nie jestem chory. Znaczy chyba... Ale raczej nie - zaczął powoli się tłumaczyć. Musiał się mocno postarać, żeby w ogóle coś z tej "znajomości" zostało - Po prostu słysząc Cię, przeraziło mnie, że mogłem Cię skrzywdzić i zabić... I zrobiło mi się słabo... - kocur wzruszył przepraszająco barkami.
Gdy do jego uszu dotarło, to kim jest jego niedoszła ofiara, Spyro się zamyślił... Fenek? Fenek... Fenek....... Fenek........... Po chwili doszło do niego, że kiedyś słyszał o tym w rozmowie. Pustynne lisy. Niedaleko stąd była pustynia.
- Wybacz mi proszę to, że potraktowałem Cię jak potencjalną przekąskę. Nie widziałem nigdy Fenka. Jedynie słyszałem o was... A że jesteś znacznie mniejszy ode mnie... Sądziłem, że jesteś jakimś gryzoniem... Przepraszam

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 03 lut 2020, 14:29
autor: Hiraeth
Przechyliła łepek z nastroszonymi uszami i przez moment wyglądała jak sowa, słuchając wyjaśnień długonogiego kota. "Przeraziło mnie, że mogłem cię skrzywdzić"? Niepojęte. Hiraeth nie mieściło się to w głowie. Serwal musiał być jeszcze bardzo młody. Być może nikt dotąd mu nie wyjaśnił, skąd bierze się mięsko, i zanim stanie się mięskiem, jest żywe?
- Jesteś przecież drapieżnikiem - zauważyła ostrożnie. - Zanim coś zjesz, a nie jest to trawa, wypada to najpierw zabić. Jedzenie żywcem... to jest dopiero "robienie krzywdy" - wzdrygnęła się lekko. - Życie jest życiem, niezależnie od tego, jaką przybiera formę - dodała jeszcze, i oblizała nos. Zdawała sobie sprawę, że igra z ogniem, ale szczelina za jej plecami i fakt, że Serval jest bądź co bądź od niej większy i tam się nie wciśnie, gdyby zdecydowała się wycofać, dodawała jej otuchy.
Ale ostatecznie, im dłużej przyglądała się większemu od niej zwierzęciu, tym bardziej zauważała jego faktyczny brak agresji, przynajmniej aktualnie. Wydawał się wręcz skruszony, że ją zaatakował. Dlatego właśnie Hiraeth nie lubiła być zaskakiwana. Teraz mogła się przyjrzeć na spokojnie, i powyciągać wnioski. Wiadomo, nie zawsze się ma na to szansę.
- Nie zjadłeś mnie, bo nie jestem myszą, tak? - upewniła się. Może ten akurat serwal uznawał za jadalne tylko gryzonie - to faktycznie ułatwiałoby sprawę, nie musiałaby mu już wciskać kitu o potencjalnie trujących właściwościach fenkowego mięsa - i może nawet mogłaby wyjść z dziury. Ale jeszcze na to było za wcześnie. Powiedział też "słysząc cię", może chodziło o coś innego? I przez swoją pyskatość wywinęła się śmierci?

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 04 lut 2020, 21:33
autor: Spyro
Kocur obruszył się słysząc wyjaśnienia małego stworzenia. Został zdecydowanie źle zrozumiany. Spyro wyszczerzył zęby - Nie rób ze mnie idioty proszę - zaczął spokojnie i się oblizał. Poprawił się trochę leżąc. Było tu sporo małych i większych kamieni, co zdecydowanie nie pomagało w odpoczynku - Jestem drapieżnikiem jak sama mówiłaś. Ale mam pewne jakby to powiedzieć... Zasady... - tłumaczył powoli kocur. Nie powiedział jednak jakie są to zasady. Zapomniał? Zgubił myśl? Możliwe. A może nie chciał się przyznać, że nigdy do tej pory ŻADNA "przekąska" nie próbowała z nim rozmawiać. To byłoby bardzo głupie. Może to przez wiek, a może charakter Spyro. Miał zbyt dobre serce. Myśl o zabiciu, albo próbie zabicia kogoś, kto mógłby go błagać o litość, przyprawiała go o mdłości - No a poza tym jadam głównie ryby i gryzonie - zgrabnie pominął temat "gadającego jedzenia" - Więc tak. Fenki są przy mnie bezpieczne. Więc znów... Wybacz mą napaść, nie musisz się mnie obawiać - zakończył i zniżył łeb by był na równi z łbem Hiro. Na pysku Spyro malowała się skrucha.

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 04 lut 2020, 22:18
autor: Hiraeth
- Wybacz - powiedziało spokojnie wnętrze szczeliny skalnej, wypełnione fenkiem. - Nie chciałam cię urazić - w głosie dało się wyczuć delikatne nutki sarkazmu. Poniekąd to przecież fenka była niedoszłą ofiarą, nie serwal. - Zasady, powiadasz - podchwyciła swobodnie, wbrew jego ewidentnemu spięciu. - Dobrze, niech i tak będzie. Przyjmijmy, że się nie obawiam - uśmiechnęła się nawet lekko, o ile był to w stanie zauważyć w gęstniejącej ciemności. Siedziała sobie w dziurze zwinięta w wygodną kulkę, z kitką owijającą przednie łapki - w przeciwieństwie do wiercącego się na żwirze serwala.
- Co tu robisz? - zapytało zwierzątko po chwili milczenia.

Re: Pięćset milionów dzwoneczków [Hiraeth, Spyro]

: 06 lut 2020, 11:17
autor: Spyro
Serwal ponownie wyszczerzył białe niczym śnieg, (czymkolwiek śnieg był?), kły słysząc sarkazm w głosie fenka. Wiedział, że małe stworzenie mogło się czuć w jego obecności dość nieswojo. W końcu przed chwilą próbował go zjeść.
- Powiedzmy? Czyli nadal jestem dla Ciebie straszny? - zaśmiał się kocur. Wiedział, że był większy od swojego towarzysza rozmowy. Sam pewnie czułby się niepewnie przy lwie czy innym słoniu... Spyro westchnął cicho - Zacznijmy od początku... - mruknął i znów podniósł pysk. Spojrzał przyjaźnie na Hiro - Nazywam się Spyro. I pochodzę z... Mieszkam na południe od Lwiej Skały. Na sawannie - wyjaśnił od początku kocur - A co tu robię? Pewnie myślisz, że wyszedłem na polowanie... - zażartował. Wiedział, że ten żart może nie wypalić. Ale zaryzykował - Ale nie. Po prostu wymknąłem się z domu na nocną przechadzkę. Mam nadzieję, że rodzice się nie obudzą, bo wtedy ja będę siedział tak jak Ty teraz - zaśmiał się.