Strona 1 z 4

Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 13 lis 2023, 20:06
autor: Lyanna
Powoli dzień chylił się ku końcowi, samotna sylwetka rozmyślała nad wszystkim co ją w ostatnim czasie spotkało. Leżała na brzuchu z łapami spuszczonymi w przepaść skalistego zbocza. Wysoki szczyt kaskady na którym znalazła się lwica prawdopodobnie stanie się teraz jej ulubioną samotnią. Bardzo źle znosiła powrót do przeszłości, zwłaszcza tej która tak wiele dla niej znaczyła, do części która poniekąd była całym jej życiem. Spodziewała się gościa, nie miała czasu wcześniej zamienić kilku słów z jednym z kawalerów zwerbowanych przez kuzyna. Jako iż temat zdawał się jej być poważny i prywatny dla szarego samca, nie poryszyła nurtujących go kwesti przy reszcie towarzystwa uznając, że nie z każdym chce się dzielić z wszystkimi naokoło. Szanowała prywatność i szczerość dlatego też umówiła się z Wajibu w tym miejscu, sami na wietrznej scenerii niebezpiecznego zbocza otoczeni ciemnością i wyłaniającymi się z bezkresnego mroku przodkami wędrującymi po niebie. Tego wieczoru wyjątkowo szybko przypomnieli o swojej obecności, dosłownie na kilka minut przed całkowitym zachodem słońca. Niebo było bezchmurne i zdawało się dobrze znosić nowych właścicieli okolicznych ziem. To dobry omen prawda? Jednooka lwica wyczekiwała zarówno na towarzysza jak i na gościa specjalnego, którego obecności dziś nie powinna przegapić. Jej ojciec księżyc dzisiaj ujrzy lico swej córy, jakże blisko z nim związanej przez ostatnie miesiące. Dawał jej ukojenie w każdym rodzaju bólu i zapewniał nadzieję na lepsze jutro, mimo iż czasami zdawał się niezadowolony z jej decyzji życiowych kryjąc się za peleryną nocnych obłoków. Wzięła głęboki wdech, a zimne powietrze napełniło jej płuca, czuła więź z tym miejscem i lwami ją otaczającymi. Nie potrafiła przyznać sama przed sobą...



@Wajibu

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 13 lis 2023, 22:54
autor: Wajibu
Początkowo poczuł się zignorowany przez towarzystwo, w szczególności przez jasną lwicę, wszak zadał jej pytanie które nigdy nie doczekało się odpowiedzi. Jak się okazało, już po zajęciu wszystkich terenów, chodziło tu tylko i wyłącznie o to, by przekazać owe informacje w cztery oczy. Cóż, nie przemyślał swego pytania do końca, wszak nie miał pojęcia kim jego ojciec w przeszłości był i co robił, dlaczego więc miałby się wstydzić i nie chcieć rozmawiać o tym przy reszcie stada, prawda? Dobrze że chociaż ona miała łeb na karku... choć czy faktycznie te informacje z czasem nie dojdą do reszty grupy? Póki co nie zamierzał się nad tym zastanawiać, jedyne co go interesowało to kim był jego ojciec, przy okazji może będzie też wiedziała coś więcej o matce dzięki czemu w końcu będzie znał swe korzenie. Niby nic takiego, nie zmieni to faktu kim był tudzież kim się stanie, ciekawość jednak była silniejsza i być może zgubna.
Przybył w wyznaczone przez jasną miejsce po czym usiadł obok niej, przyglądając się jej z zaciekawieniem. -Jestem już, teraz porozmawiamy?- zaczął spokojnie, mając w końcu czas na uważniejsze przyjrzenie się towarzyszce. Widać że czas jej nie oszczędzał, mimo to nadal była atrakcyjna.
@Lyanna

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 0:25
autor: Lyanna
Ciekawość nie zawsze wiązała się z cudownymi efektami i skutkami uzyskania odpowiedzi tudzież zaspokojenia tej jątrzącej się potrzeby, lecz doskonale wiedziała na czym ten niuans polega. Każdy zmaga się ze swoimi demonami i rozterkami, staje przed wyborami, które nie zawsze są łatwe. Dla Lynn parę lat temu niedługo po powodzi liczyła się tylko jej przeszłość i pochodzenia i mimo iż nadal nie była to dla niej kwestia totalnie obojętna była zdania, że więcej niż wie się już niestety nie dowie. Nadal była w kwiecie wieku i do starości czekała ją jeszcze spora droga, a to jak wyglądała zawdzięczała w większości swojej impulsywności i narwistości, którą nie tyle co starała się wyplewić przez ostatnie tygodnie, co ostudzić. Jak widać wyszło jej to na dobre, bo drugie z ślepi nadal było na swoim miejscu.
Doczekała się swojego rozmówcy, przywitała go skinieniem łba i wróciła spojrzeniem ku coraz bardziej widocznym gwiazdom. Zdawała sobie sprawę, że reakcja Wajibu na to co za chwilę mu przekaże może okazać się różnoraka, ale nie chciała nic przed nim ukrywać, a tym bardziej nie miała na celu okłamywania go. Zanim jednak zdecydowała się podjąć temat spotkania, postanowiła ostudzić zapał samca i dać mu do zrozumienia, że może niekoniecznie chce uzyskać wiedzę, którą posiadała. Sama wszystkich szczegółów nie była pewna, ale ciężko byłoby w niektóre sprawy nie uwierzyć gdy znało się Uhariego.
- Wiesz dlaczego tu jesteśmy? - zapytała - Powiem ci wszystko co wiem, co usłyszałam... nie mam pojęcia jak wiele z tego będzie prawdą, ale jedno jest pewne. - zrobiła sobie pauzę na przeciągłe ziewnięcie - Tak jak i ja, ty również nie wybierałeś sobie rodziców, lecz z jakiegoś powodu przodkowie zadecydowali w ten sposób o twoim życiu i na to już nie masz żadnego wpływu. - skierowała spojrzenie sprawnego oka w stronę szarego i wskazała mu łapą rozgwieżdżone niebo - Twój ojciec na pewno jest teraz z ciebie dumny, a matka o ile ją przodkowie wezwali do siebie na wieczne łowy również nie powinna czuć wstydu. Widzisz to wszystko nie jest takie łatwe jak mogłoby się wydawać i nic nie jest tylko kwestią przypadków. Nawet to, że teraz siedzimy tu sami i gadamy na tak niewygodny temat. Zanim powiem coś więcej chciałabym mieć pewność, że chcesz dowiedzieć się więcej. - czekała na odpowiedź.
To coś dla niej bardzo niespotykanego, nigdy nie prowadziła dialogów w taki opanowany sposób nie dając się ponieść emocjom i napływającej wściekłości na samo wspomnienie postaci Uharibifu, bądź co bądź ugodło ją to jak skończył i postępował za życia. Pogodziła się jednak z tym naprawdę szybko i teraz dziękowała sama sobie, że ten siedzący obok nie jest jej synem, a w czystej teorii tak mogłoby być.
- Mam zacząć od początku? Nie będę niczego koloryzować, bo osoba twojego ojca była naprawdę bardzo specyficzna i z pewnością długo jeszcze będzie gościć w mojej pamięci i to niekoniecznie w pozytywnym tego słowa znaczeniu.. - kończąc położyła łeb na wyciągniętych łapach.


@Wajibu

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 0:43
autor: Wajibu
Zdecydowanie ciekawość bywała gorszą z cech, wszak mogła niejednokrotnie wpędzić samca w kłopoty, tudzież wiedza którą pozyska mogła niekoniecznie dobrze na niego wpłynąć. Tak to już jednak było z młodszymi, najpierw działania później myślenie, wszak buzowały te wszystkie hormony. Często było podobnie i z Wajibu, choć najczęściej dość szybko się budził z letargu i ogarniał na ile jest coś opłacalne, w tym jednak przypadku nie tak łatwo będzie go odwieźć od podjętej decyzji. -Oczywiście, by dowiedzieć się czegoś o ojcu, przy okazji może i czegoś nowego o matce.- kiwnął głową na znak iż rozumie, po czym uciszył się by nie pominąć ani jednego słowa z jej pyska. Było to naprawdę dla niego ważne, wszak od małego ciekawiło go czemu matka nie chciała o nim opowiadać i czy faktycznie był tak zły. Sama lwica nie należała do normalnych, przynajmniej tak się wydawało młodemu Wajiemu, wszak dla niej jedynie lwice były coś warte i najlepiej żeby samce po ziemi nie kroczyły, ciekawe jak inni by się rodzili, pff. Czasem zastanawiał się czy ktoś go nie podrzucił jej do miotu, bo oprócz upartości to chyba za dużo cech nie przejawiał, może więc okaże się wykapanym tatusiem? -Fedha dumna? Chyba jej nie znałaś, ona mną gardziła, tak jak i większością rodzeństwa a w szczególności tymi z jajami pomiędzy nogami.- prychnął, kładąc się na boku tuż obok niej, by móc spojrzeć w gwiazdy na które to wskazywała. Jej słowa brzmiały nieco jak jakaś bajeczka dla małych dzieci, coś na pocieszenie typu tatuś i mamusia cię kochają ale się rozstają. Zdecydowanie nie po to tu przyszedł i liczył że nie zamierza na tym poprzestać, a przede wszystkim że potraktuje go poważnie i dorośle, wszak nie był już podrostkiem. -Tak, proszę powiedz wszystko co wiesz i nie martw się o mnie. Dam sobie radę, lepsza prawda niż jakieś bajeczki o kochających rodzicach.- odpowiedział, patrząc tym razem w jej ślepia. Westchnął lekko, nie była to może łatwa rozmowa, chciał jednak mieć to za sobą, poznać swoje pochodzenie, które tak czy siak nie wpłynie na to kim był, pozwoli mu jednak poznać lepiej siebie jak i swoje cechy, może uniknąć też błędów innych. Kto wie, może gdzieś tam ma jakieś rodzeństwo i dzięki temu się dowie? Sam w sumie nie wiedział co może tym uzyskać... mimo to po prostu chciał wiedzieć.

@Lyanna

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 1:49
autor: Lyanna
W rzeczy samej podeszła do niego nieadekwatnie. Był już dorosły tak samo jak i Tendai, ale nadal dla niej byli tylko młodym pokoleniem, który na świat przyszło pod jej rządami. Obu wiele zdawało się dzielić, lecz ojca mieli wspólnego i było to niezaprzeczalnym faktem. Z dwójki to jednak Wajibu wydawał się fizycznie najbliżej swojego przodka. Pięknookiego nie miała okazji aż tak doglądać za młodu, zaginął dość szybko i nie było po nim najmniejszego śladu, a na dodatek okoliczności i pozycja jego matki sprawiły, że poszukiwania nie zostały przeprowadzone poprawnie jeśli w ogóle.
- Jaka matka chciałaby stracić syna... dziecko.. Fedha była jaka była, ale mimo wszystko nie porzuciła cię po porodzie i dała ci szansę żyć. Nie można jej wiele przypisać, przykładem nie była, ale jej sytuacja w stadzie wcale do ciekawych nie należała. Została zwerbowana ze swoją przyjaciółką, której zdawała się usługiwać. - jakoś ciężko było się za to zabrać, ale jak już się zaczęło... szło w miarę płynnie - Z tego co wiem twoi rodzice nie zdecydowali się na zbliżenie z miłości, a twoja matka została wykorzystana. Dobrze jej nie poznałam, ale spełniała swoje zadania w stadzie na tyle na ile ty i rodzeństwo jej pozwalaliście. Co do ojca.. - zastrzygła uchem - Jesteś do niego bardzo podobny stąd też zgadłam przy naszym pierwszym spotkaniu, że cię spłodził. Uharibifu był typowym casanovą i zaliczał zapewne wszystko co miało cztery łapy i choć trochę atrakcyjności. W stadzie też długo nie pobył... zwerbowałam go oferując więcej niż potrafiłam mu zapewnić, myślał tylko kroczem, więc jakoś tak wyszło iż stał się jednym z nas. Tak jak ja i Ragir urodził się na Złej Ziemi i w stadzie dorastał, po tym jak obaliliśmy Nyeusi znalazł mnie w pobliżu miejsca w którym aktualnie jesteśmy i podjął decyzję o zostaniu jednym z nas. Potrzebowałam samców w stadzie nie ważne jak przedmioto nie traktowali by płci przeciwnej. - wyjaśniła - Niestety jego siła, pewność siebie i wybuchowe podejście do życia nie działały do końca na jego korzyść. Miał miot z Nuzirą, siostrą naszego króla... i no... poniekąd masz tu nawet rodzinę z krwi. - odchrząknęła, znużenie i nieprzyzwyczajone do górskiego powietrza struny głosowe dawały o sobie znać - Namora, Kurdybanek i... Tendai to twoje przyrodnie rodzeństwo. Te ze swojego miotu może pamiętasz, ale mnie pamięć tu zawodzi nie kojarzę ich już z imion było was sporo, a ja byłam zbyt zajęta żeby przejmować się kolejnym młodym pokoleniem. Do dziś nie mam pewności, czy po krainie nie włóczy się więcej twojego przyrodniego rodzeństwa, ale na pewno nie można tego wykluczać. - pozwoliła sobie na przerwę, aby Wajibu mógł sobie to wszystko sensownie ułożyć w głowie i wytchnąć od naporu informacji z jej strony - W stadzie była jeszcze niejaka Falka, medyczka. Ponoć brutalnie ją wykorzystał... ciężko mi w to nie uwierzyć, ale prawdy nie znamy bo nie widziałam jej od dwóch lat. W każdym razie... twojego ojca jaki by nie był potraktowano niezgodnie z naszymi stadnymi zasadami. Lwia Ziemia pochwyciła go i więziła w lochach. To oni też odpowiadają za jego śmierć w brutalnych okolicznościach. Miałam możliwość odbicia go, ale musisz zrozumieć, że nie mogłam sobie pozwolić na ugody z Tibem, mieliśmy liczne lwiątka do wykarmienia, a nasze siły stopniały przez liczne zaginienia członków Szkarłatnych Grzyw. Poza tym wyrzeknięcie się go i naklejenie łatki zdrajcy było nam na łapę. Zależało nam na wymierzeniu sprawiedliwości na naszych zasadach, ale niestety nie było nam dane. Za to ta potulna Lwia Ziemia pozbawiła go życia, podejrzewam iż i tak żywego by go nie oddali, a byłoby to tylko pretekstem do wojny na którą nie mogłam wtedy pozwolić. - zapauzowała, miała nadzieję, że niczego nie pominęła i nie pokręciła bo byłoby jej nie w smak oszukiwać kogokolwiek ze stada w tak istotnych dla drugiej strony okolicznościach.
Spodziewała się każdej możliwej reakcji lwa na to co mu powiedziała, liczyła się też, że może mieć do niej o to pretensje i wyrzuty, ale jako dorosły powinien zrozumieć priorytety, które kierowały jej decyzjami. Zresztą nie podjęła jej zupełnie sama. Ponownie postarała się by ich spojrzenia się zeszły. Jej wybrakowane lico było obojętnie beznamiętne, ten temat nie był dla niej personalnie ważny i istotny. Uszanowała jednak to, że Wajibu zasługiwał na całą tę niezbyt ciekawą opowiastkę.
- Jeśli masz jakieś konkretne pytanie, postaram się udzielić odpowiedzi. Pytaj o co chcesz byleby sprawnie, nie chciałabym spędzić tu nocy. Jest chłodno, w górach nie byłam spory szmat czasu i odzwyczaiłam się tego mikroklimatu. - przeszyła energicznym ruchem ogona powietrze za sobą i poprawiła pozycję w jakiej leżała.



@Wajibu

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 20:20
autor: Wajibu
Sporo jeszcze miał przed sobą, wszak długo po tych ziemiach nie stąpał, mimo to zdecydowanie nie był już dzieciakiem, nie w głowie mu zabawy czy głupoty. W sumie już za nastolatka musiał myśleć o tym, jak przeżyć i może właśnie to spowodowało że tak szybko wydoroślał? -Fedha od początku gardziła nami, wszak nie byliśmy zrodzeni z miłości... o ile ona w ogóle potrafiła obdarzyć kogokolwiek takim uczuciem.- prychnął, nadal nie wierząc że ktoś może ją bronić. -Do teraz nie rozumiem czemu od razu nas nie utopiła czy zagryzła, może wyrzuty sumienia albo poczucie obowiązku skoro należała do stada? Szybko jednak zniknęła a mnie porwano i nie dane było mi się dowiedzieć prawdy.- westchnął na myśl o matce, niby powinien się cieszyć że zdążył ją poznać, tylko co to za matka? Nie potrafił nawet za dużo o niej powiedzieć, miał tylko urywki wspomnień przez fakt, ile tak naprawdę się nimi zajmowała. -Uhari...- szepnął imię ojca pod nosem, czyli tak się zwał. W sumie podejrzewał że nie należał do dobrych i kochanych lwów, skoro matka nawet nie chciała o nim wspomnieć musiał wyrządzić jej jakąś krzywdę... tylko czy na pewno? Wszak dzięki niemu na świecie pojawiły się jej dzieci, to chyba nie jest aż taka tragedia? Sam Wajibu był jakiś czas temu wzięty siłą, za dzieciaka dodatkowo, więc mógł się po części postawić na jej miejscu i jakoś nie wydawało mu się to takim końcem świata by porzucić wszystkich naokoło. Wymierzył sprawiedliwość oprawcy, poza tym dzięki niemu dowiedział się że w sumie nie było to takie złe, o ile oboje tego chcą... no cóż, sam nie zamierzał iść w ślady ojca, nie miał takiego popędu, może dzięki matce i jej genom? -Wychodzi na to że podobny tylko z wyglądu. Nie żeby nie podobały mi się te tematy, nie rzucam się jednak na każdego jak leci.- zaśmiał się pod nosem, pomijając temat brania kogoś siłą, nie żeby się w tym lubował, było to raczej zarezerwowane jako ostateczna forma kary i nie ma co nawet o tym dyskutować, wszak zdarzyło się raz i może jedyny. -Tendai... to mój brat?- wypalił zdziwiony, przecież żartował sobie w myślach o tym byciu rodziną z każdym a tu jednak... nawet podobni do siebie nie byli. Ciekawe czy tamten też wiedział? Zdecydowanie po wszystkim będzie musiał z nim porozmawiać, chociaż czy na pewno był to dobry pomysł? Sam już nie wiedział, nie spodziewał się aż tylu informacji, raczej czegoś o złym ojcu i ewentualnie o matce ale o rodzeństwie i to być może licznym? -Lwia Ziemia go zabiła?- warknął, momentalnie wstając. Tego już za wiele, co by nie zrobił, kogo nie zgwałcił, jakim prawem zabili jego ojca! Nie zamierzał go oceniać przez pryzmat plotek które istniały na jego temat, poza tym szary nie oceniał się jako dobry czy zły, więc dla niego branie lwicy siłą może nie było czymś przyjemnym, jednakże nikogo nie zabił więc nie powinien za to ginąć. -Wiedziałaś kim był i jak się zachowywał biorąc go do stada, a gdy wrogowie go mieli po prostu go olałaś? Czyli jak mnie porwą to również będziesz miała mnie w dupie bo tak łatwiej? Najpierw miałaś mało samców, później lwów, ciągłe wymówki a stada jakoś nie uratowałaś, skoro Ragir stworzył je od nowa, czyż nie?- warknął, odsuwając się od niej, gardził nią w tej chwili. Pomyśleć że mu się z początku spodobała, chyba za bardzo chciał w końcu znaleźć kogoś i stworzyć rodzinę - najwidoczniej to właśnie łączyło go z ojcem, chęć posiadania potomstwa. Jednakże, w porównaniu z nim, wolał już być samotny niż spłodzić je z byle kim.

@Lyanna

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 21:30
autor: Lyanna
Powód dla którego broniła Fedhy był oczywisty, ale szary nie mógł go przecież znać. Zresztą jak wszyscy w ich aktualniej grupie i zapewne w całej lwiej krainie. Lyanna bardzo pragnęła zostać kiedyś matką i poniekąd miała do tego kilka okazji, ale każda kończyła się tak samo dla niej tragicznie, stąd też uznała, że czarno biała cokolwiek by o potomstwie nie uważała... to dażyła je na swój sposób jakimś matczynym uczuciem, obowiązkiem opieki i przywiązaniem.
Dla niej temat potencjalnego gwałtu nie był obcy, ale na tamtą chwilę odbierała to inaczej, jako zdradę i policzek w stronę stada. Dodatkowo Falka była jej bliska i nie ma co tego ukrywać bardzo możliwe, że to głównie stąd płynęła jej niechęć do martwego samca. Był jej potrzebny czasowo i wcale się z tym nie kryła.
- Wspólny ojciec, więc tak. - nie rozumiała pytania, czy nie wystarczająco jasno postawiła sprawę z jego rodzeństwem... chociaż po Nuzirze mogła spodziewać się wszystkiego, kochliwa z niej była pannica, ale nie to prawdziwie ją definiowało.
Właściwie to mogła pominąć ten fragment, bo niechęć między nimi przy pierwszym spotkaniu była ogromna, a teraz mogła doprowadzić do ewentualnego konfliktu. Chociaż patrząc na to obiektywnie? Czy był ku temu jakiś większy powód? Po raz kolejny poprawiła się w leżącej pozycji i przeleciała jęzorem niesforny kłak na boku ramienia. Trochę się rozczochrała podczas drogi, zachaczając to o gałązkę to ocierając się o drzewo. Oczywiście nie było to wykonane efektem działania marulówki! Co to, to nie.
- Tak to oni są za to odpowiedzialni, ale gdyby wrócił też nie uniknąłby sprawiedliwości, okrzyknięty został zdrajcą Szkarłatnych Grzyw co więcej mogę dodać... - no takie były niestety fakty.
Chwilę później słowa i zachowanie Wajibu wzbudziły w niej nagły przypływ złej energii, którego nie zamierzała w najmniejszym stopniu hamować. Podniosła się ociężale na równe łapy i rzuciała na niego pełne agresji spojrzenie. Na jego warknięcie nie była dłużna, ryknęła niskim tonem bardzo gardłowo z charaktersystyczną dla siebie chrypką. Zaraz potem sprawnym krokiem stanęła naprzeciw niego pyskiem w pysk. Zmarszczyła w geście niezadowolenia wibrysy i położyła po sobie naderwane uszy. Czy gdzieś ubodły jej ego słowa młodszego osobnika? Jak najbardziej tak! Nie znosiła tego typu sposobu wypowiadania się w jej stronę, a już na pewno nie zamierzała tego ot tak ignorować i puścić tę niejako zniewagę płazem.
- Myślisz, że oddałabym niewinne życia swoich poddanych w nierównej walce skazanej z góry na porażkę za życie zdrajcy i zbrodniarza?! Nie uszanował danej ode mnie szansy, poza tym... gdy naprawdę go potrzebowała szwędał się za lafiryndami poza granicami stadnych ziem! Głupiś jeśli postąpiłbyś w inny do mojego sposób będąc w moim położeniu! - zrobiłą przerwę na nerwowe warknięcie, smagnęła niezachwycona ogonem i obeszła samca, stając z drugiej stony.
- Kim jesteś by mnie oceniać?! Synem gwałciciela i matki niewolnicy... równie dobrze mogłabym zapytać co działo się z tobą podczas nieobecności, też zdradziłeś Szkarłatnych idąć śladami Uharibifu?! - wrzasnęła, nie było już raczej szansy na to by się szybko uspokoiła, odczuwała iż z każdym kolejnym słowem jest jeszcze bardziej równana z glebą, a to wszystko mało miało wspólnego z realnym stanem rzeczy na moment kryzysu w stadzie - A czy to nie Ragir nas porzucił? Czy to nie ja bez większej wiedzy i umiejętności zostałam przygnieciona obowiązkami i trudną sytuacją związaną z zaginięciami członków stada?! Widzisz jak wyglądam! Nadal śmiesz uważać, że nie zrobiłam co w mojej mocy, by trzymać to w łapach mimo iż jak pustynny piach zdawało mi się ginąć w łapie?! To nie są wymówki młodzieńcze, to fakty i realia, których nie byliśmy w stanie przeskoczyć. Wiesz co na koniec zostałam tu zupełnie sama i tylko jeden Tendai nie porzucił tego w co niby wszyscy wierzyli. Stada nie tworzy tylko król, lecz w głównej mierze jego członkowie, ale najwidoczniej za głupiś by to pojąć i obiektywnie spojrzeć na sprawę. - zakończyła, powiedziała co chciała powiedzieć i już naprawdę nie miała ochoty prowadzić dalszej wymiany zdań w takim charakterze rozmowy.
Spodziewała się, że całe nieszczęście jakie miało miejsce za jej władania zostanie tylko i wyłącznie zrzucone na jej barki, bo czemu by nie. Przecież była tak okropna, że przez nią wszystko się totalnie posypało, a realnie trzymała wszystkich twardą łapą na swojej pozycji dłużej niż robił to jej kuzyn i wcześniej Nyeusi. Brak jakichkolwiek słów na to jak bardzo źle została teraz potraktowana, bo podeszła to celu rozmowy z łapą na sercu i otwartą głową, będąc gotowa powiedzieć wszystko co wie byleby samiec miał spokojną głowę i nie czuł się oszukiwany, a w zamian oberwała rykoszetem. Obeszła ponownie Wajibu i stanęła w pierwotnym miejscu, naprzeciwko szarego lwa, wlepiając w niego pełne gniewu i rozczarowania spojrzenie.



@Wajibu

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 22:19
autor: Wajibu
Czyżby tą dwójkę coś łączyło, choć z pozoru nie koniecznie to było widać? Choć jeszcze młody to miał dość przyziemne marzenia, chociażby znalezienie swojego miejsca na ziemi, skąd nie będzie musiał uciekać czy szukać lepszego, by przetrwać. Znaleźć kogoś z kim będzie mógł spłodzić potomstwo, by pokazać mu jak przejść przez życie i nie dać się złapać. Słysząc o Uharim zdecydowanie nie wyglądało by poszedł w ojca czy matkę, miał cechy obu i to nie tak widocznie jak u nich, może dziadkowie tu mieli lepsze geny? -Zdrajcą? Przepraszam bardzo, sądziłem że wasze stado nie przejmowało się zabijaniem czy krzywdzeniem innych, za co więc? A może ta lwica była Ci bliska? - warknął, a gdy się podniosła ugiął lekko łapy, jakby czekając na jej atak. Spora ilość wiadomości jak i fakt, że mógł kiedyś ojca spotkać lecz został zabity bo nie mogła go uratować, czy też go poświęciła, spowodował u samca gniew i raczej była to naturalna reakcja. Szok przeplatany smutkiem i rozczarowaniem, ciężko by przebiło się tu jakiekolwiek szczęście a fakt że miał brata nie był wystarczający. Poza tym miał teraz obawy czy powinien być w jednym stadzie z kimś takim jak ona, jeszcze wypnie się przy pierwszej lepszej okazji, przecież nie tego oczekiwał wstępując w ich szeregi. -Proszę Cię, nie trzeba od razu rzucać się do walki, można wszystko rozegrać na milion sposobów, wybrałaś najprostszą i wygodniejszą dla Ciebie.- prychnął, patrząc prosto w jej ślepia. Szukała wymówki za wymówką byle tylko jakoś się wybielić a przecież wystarczyło w końcu otworzyć oczy i się przyznać do błędu - wydała jednego ze swoich. Gdyby była prawdziwą królową, władcą z krwi i kości nigdy by nie zostawiła nikogo na pastwę losu i sama wymierzyła sprawiedliwość, szczerze mówiąc to lepiej by zniósł, ale zabójstwo przez Lwią Ziemię? Tych wyrzutków? -Kim jestem? Dowodem na twe słabe umiejętności przywódcze!- również i on krzyknął, po czym wziął wdech by się lekko uspokoić.- Porwał mnie samiec o imieniu Mane, przez długi czas przetrzymywał i wykorzystywał tak, jak mój ojciec te lwice. I zgadnij co? Nie potrzebowałem twojej pomocy by się uwolnić ani wymierzyć sprawiedliwość. Nie, nie zabiłem go ale poznał jak to jest, a jak jeszcze raz go spotkam obiecałem mu że skończę jego marny żywot. To samo zrobię z oprawcą mojego ojca, coś czego Ty nie byłaś w stanie zrobić... ale jeszcze możesz. - spojrzał raz jeszcze głęboko w ślepia lwicy, może faktycznie stała pod ścianą i nie miała wtedy możliwości, a może jednak chodziło o jakąś bliską jej lwicę, tak czy siak powinna być bezstronna i bronić swoich, po czym osądzić ich na swoich ziemiach, wszak to jej przysięgał nie Lwioziemcom. -Gdy stado urośnie w siłę i będziemy mieć możliwości, pomóż mi ukarać winnego. Nawet jeśli dopuścił się niewybaczalnych czynów, powinien zostać osądzony przez Ciebie, jego władczynię. Napluli Ci tym zabójstwem w twarz, nie jesteś ani trochę zła?- zapytał lekko zaskoczony, nie wyglądała na taką co daje sobą pomiatać, wręcz przeciwnie. Mimo to jej słowa mówiły kompletnie coś innego, przez co te blizny wyglądały tylko jak namalowane, jak jakieś pozory by odstraszyć natrętów. -Byłem sam przez większość swojego życia, nie jest to jednak powód by się poddać i skulić ogon, czy też użalać nad sobą. Wręcz przeciwnie, pragnę stworzyć dom dla mych dzieci, o ile takowych doczekam, w którym nie będą musiały się martwić że ktoś je porwie, zniewoli czy skrzywdzi. W którym będą kochane i pewne tego, że co nie odwalą to rodzina za nimi stanie... no oczywiście w granicach rozsądku. - dodał już spokojniej, gdy to znów stanęła przed nim. Ciało również się rozluźniło, mimo to nadal stał gdyby jednak planowała go zdzielić po łbie. Cóż, czasem trzeba się wyryczeć i wyrzucić z siebie całe te emocje, pytanie czy przez to wszystko ta dwójka będzie jeszcze potrafiła ze sobą rozmawiać i znajdą nić porozumienia, a może będą wrogami we wspólnym stadzie?

@Lyanna

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 14 lis 2023, 23:59
autor: Lyanna
To było dla niej zdecydowanie za wiele, nie zamierzała w przyszłości zmagać się z tak bardzo problematycznymi osobnikami, nie po to się tu znalazła. Rzucanie w siebie błotem było co prawda dla samicy rzeczą godną co najwyżej lwiątek, ale nie oznaczało to wcale, że pozowli sobie plamić swoje imię i swój honor. Nikt nie miał prawa podważać jej decyzji, w końcu król stanowi prawo, a sytuacja o którą cała ta afera się kręciła, miała miejsce gdy takowym była. Nie podlegało więc dyskusji i osądom jej zdanie, a także podjęte decyzje. Teraz jej status się zmienił, ale nie rozmawiali o teraźniejszości tylko rozkładali na czynniki pierwsze odległą przeszłość, a co za tym idzie należało to robić w zgodzie z stanem rzeczy na tamten moment. Zarzut odnośnie bliższych relacji z Falką był totalnie trafiony, ale podobnie jak inne lwice w stadzie każda była jej niesamowicie bliska i ważna, a na krzywdy nie zamierzała przymykać oka, a już zwłaszcza te które popełnia członek stada jego innemu członkowi.
- Owszem nie zdrajcą tylko bohaterem. - prychnęła - Czy ktokolwiek kto zrobi tak potworną rzecz jednemu ze swoich nie jest zdrajcą? Oczywiście według ciebie pewnie nie, wdałeś się w ojca bardziej niżbyś tego chciał. Już czekam aż bezkarnie tkniesz Sigrun i wszyscy będą cię klepać po główce, bo przecież tak bardzo jesteśmy za krzywdzeniem i mordem. - uśmiechnęłą się do niego cynicznie, jeszcze chwila, a naprawdę przesadzi.
Czy wybrała najłatwiejszą opcję dla siebie samej? Oczywiście, że nie. Powiedziała już przecież, że głupotą byłoby jakiekolwiek podjęcie próby odzyskania Uhariego, zresztą na ten moment wcale nie żałowała, że tak wyszło. Młodzik upewnił ją w przekonaniu, że nawet jeśli by mogła nie kiwnęłaby palcem aby go chronić. Przejąć może tak, ale wtedy osobiście pozbawiłaby go życia bez większych wyrzutów. Przepełniona złością powstrzymywała się przed agresją fizyczną toteż posłała silny cios w ziemię, nie mogła znieść tego jak bardzo zależało mu na udowodnieniu jej winy. Zupełnie jakby to ona zgwałciła inną lwicę ze stada, a następnie dała się pochwycić Lwiej Ziemi i pozbawić żywota. Czy wtedy też robiłby taki raban? Jasne, że nie!
- Gdyby twoje słowa były choć w części prawdą stado upadłoby od razu po odejściu Ragira, a tak się jednak nie stało. Na to co działo się później nie miałam żadnego wpływu. Może powiesz mi dlaczego zostałeś porwany? A może sam tego chciałeś i również jesteś zdrajcą? - odchrząknęła i splunęła w bok.
Nie miał prawa wypowiadać się o niej w taki sposób. Mimo tego co się działo radziła sobie przez spory okres czasu, chociaż wcale nie była nigdy z tego powodu zadowolona. Nikt inny nie wyszedł wcześniej z inicjatywą zajęcia jej stanowiska i nikt nie zarzucił jej czegokolwiek, dlaczego więc miała brać sobie słowa, które rzucał w nerwach do serca? Jego opinia była dla niej najmiej istotna, ale nadal podtrzymując nie zamierzała dać się tak okropnie poniżać.
- W takim razie biegnij i zamorduj wszystkich na Lwiej Ziemi! Zobaczymy jaki z ciebie zajebisty strateg i wojownik, przecież to żaden problem odkładać to w czasie? A nie... zapomniałabym, że dla ciebie będzie tak łatwiej i wygodniej przeczekać. - zarechotała, po czym popatrzyła na niego z politowaniem.
Ani trochę nie ochłonęła, a negatywne emocje nadal nad nią górowały. Dawniej rzuciłaby mu się do gardła, lecz teraz sytuacja wyglądała z goła inaczej. Póki była częścią tego samego stada włosa zapewne mu z grzywy nie ubędzie, na jego szczęście.
- Chyba zapominasz się, że nie ty tu dyktujesz warunki i rozkazy? No chyba, że o czymś nie wiem i jakimś cudem Ragir namaścił cię swoim następcą lub pełnomocnikiem od wyrokowania i wyznaczania co całe stado ma robić. - ponownie z niedowierzaniem krzywo się uśmiechnęła, naprawdę zdołał ją rozbawić jeśli uważał, że brązowy zdecyduje się zaatakować w odwecie za śmierć Uhariego - Jeśli dojdzie do jakiejkolwiek potyczki to mogę cię zapewnić, że nie w motywie zemsty za to co zrobili twojemu ojcowi, a jeśli nasz król tak zadecyduje nie wrócę z pola bitwy żywa i to akurat mogę ci zagwarantować! - nadal nie mogła uwierzyć w narrację samca, czy on w ogóle choć przez chwilę zastanowił się nad tym co do niej mówił?
- Nie zrobili mi tego. - pokręciła głową - Zrobili to twojemu ojcu plując na jego żenujące truchło, gdyby wykazał się prawdziwą odwagą, sprytem lub mądrością zakończył by marne życie na własnych zasadach, a nie błagając o litość Lwioziemców. Ba! Mógłby uniknąć zniewolenia i nadal żyć gdzieś daleko stąd, ale jak widać zabrakło oleju w głowie i niestety muszę stwierdzić, że przekazał ci co nieco w genach. - tak to widziała.
- Byłeś sam? Oh jak mi przykro. - teatralnie udała, że rzeczywiście tak jest - Ty w głębi już dawno się poddałeś Wajibu. Sam nie wierzysz w to, że pomścisz ojca i zdajesz sobie z tego sprawę do tego stopnia, że swoim sfrustowaniem dajesz wyżyć się na mnie. Nigdy więcej się to nie powtórzy. Przyrzekam, że następnego razu nie dam ci już zaświadczyć. - miała na myśli sposób rozmowy i zarzucania jej całego zła jego życia i zrzucania ciężaru utraty ojca na jej głowę, jak widać nieskutecznie.
- Jesteś tak żenujący, że nie w sposób ciebie słuchać, naprawdę. - ponownie się zaśmiała i przymrużyła na chwilę ślepia zdając się być naprawdę rozbawioną - Tak jak mówisz w granicach rozsądku potraktowana została sytuacja twego oh ojca bohatera... Wajibu sam sobie zaprzeczasz i zaczynam poważnie obawiać się o to, czy nie masz jakichś głębszych problemów. - szturchnęła go końcem nosa w polik.
Z częścią ostatniej wypowiedzi musiała się zgodzić, ale w odniesieniu, że to właśnie z jego ust padały takie słowe, jakże sprzeczne z tym co wcześniej zaprezentował... Nie potrafiła brać go na poważnie i po prostu niedowierzała jak bardzo przejął go los ojca, który w ogóle się nim nie interesował. Może było inaczej? Wcale nie opuścił rodziny i nie szwędał się za kolejnymi ofiarami do zapylenia swoim nieskazitelnym nasieniem? Gdyby było inaczej stałby na straży terenów stada i chronił bliskich mu osób.
- Posłuchaj za twoje porwanie nie odpowiada nikt inny jak twój kochany ojciec, za którego ty gotów jesteś stracić całą moją przychylność twej osobie. Mógł nie opuszczać terytorium i stale je patrolować do momentu aż jego potomkowie nie osiągną wieku dorosłego, mógł chronić was przed niegodziwościami tego świata... - i tak w istocie być powinno z jej punktu widzenia, ale chyba nie każdy potrafił to dostrzec i rzeczywiście zrozumieć.


@Wajibu

Re: Jak daleko pada jabłko od jabłoni? [Lyanna, Wajibu]

: 15 lis 2023, 9:30
autor: Wajibu
Zdecydowanie i on nie planował czy podejrzewał że to spotkanie tak się właśnie potoczy, wszak miał się tylko dowiedzieć czegoś, co w sumie już podejrzewał, czyli że jego ojciec to zły lew i nie ma co się tym szczycić. I owszem, nie negował tego choć może słabo to wybrzmiało, nadal nie był w jego oczach bohaterem, mimo to nie miał jak zapytać go czemu uczynił tyle zła więc nie zamierzał go oceniać. Wajibu uważał że nie powinno się mówić źle o tych, którzy nie potrafią się obronić, poza tym po co? Może dlatego właśnie całą tą złość wyładowywał właśnie na lwicy, która to już tyle przeżyła, raczej więc da radę również znieść smutek szarego? Choć wyglądało to trochę jakby któreś z nich zaraz miało tego nie przeżyć. -Dlaczego zostałem porwany? Serio jeszcze pytasz? Dopiero broniłaś mojej mamusi, sama się chwalisz jak świetnie sobie radziłaś a to na twojej warcie chory lew wlazł na nasze tereny i wziął sobie lwiątko jak swoje.- warknął raz jeszcze, co próbował się uspokoić, lwica znów dźwigała jego ciśnienie. Naprawdę chciał pokojowo porozmawiać, podobała mu się więc po części liczył że się zaprzyjaźnią, ta jednak wolała go obrażać słowo po słowu. Kto wybrał ją kiedyś przywódcą stada, dla niego była co najwyżej nie wyżytą i zmęczoną życiem lwicą. -Właśnie tu jest ta różnica między nami, nie zapomniałbym nigdy co złego wyrządziło inne stado. Wbrew pozorom i ilości irytacji w tej chwili dość uważnie słucham i rozumiem że miałaś problemy stadne, nie rozumiem tylko jak mogłaś wyrzec się wartości o których opowiadał mi Ragir.- mruknął, nie zamierzał więcej na nią warczeć, nie da się jej tak łatwo wyprowadzić z równowagi. Źle ta rozmowa się potoczyła i nie zamierzał więcej dawać jej tego, czego chyba oczekiwała, jeszcze źle się to skończy a co jak co, w ślady ojca nie chciał iść, nie zamierzał jej zrobić krzywdy, choć akurat dobrze byłoby rozładować tą złą energię. -Akurat nie twój interes co mi Ragir obiecał i kim w stadzie będę.- mruknął jeszcze, patrząc na nią z irytacją. Skoro wcześniej wspomniał o wspólnych wrogach to kto wie, może zgodzi dołożyć do listy jeszcze winnego na Lwiej Ziemi, zamierzał z nim o tym porozmawiać lecz nie w tej chwili, musiał najpierw wyjaśnić sprawy między nim a lwicą. -Rozumiem że stałaś obok niego i doskonale wiesz jak się wszystko potoczyło, tak? Siedział i czekał na śmierć? Nie oceniaj czegoś, czego światkiem nie byłaś. Każdy ma prawo się bronić, nawet ktoś taki jak mój ojciec.- dodał w miarę spokojnym głosem. Nie, nie podobało mu się że wziął siłą jakąś lwicę, wiedział jednak jak łatwo jest rozwścieczyć płeć piękną, przez co zeznania jednej osoby były niewystarczające by w stu procentach uwierzyć w coś, poza tym nie był na miejscu i nie widział w jakim stanie była ta cała Falka. A może po prostu wypierał z siebie całą tą prawdę i choć Lyanna była doświadczona, nie potrafiła zrozumieć tego i podejść do niego odpowiednio? Jak ona by zareagowała na to wszystko gdyby była na jego miejscu? -Gdybym się poddał, jak mówisz, chodziłbym i mówił jak to wszyscy mnie opuścili. Masz swoje lata na karku, jesteś samotna a przy tobie ciąga się tylko mój biedny braciszek. Kto tu jest żenujący? Na dodatek wyśmiewasz naszego aktualnego władcę, ogarnij się kobieto. Nie tylko Ciebie życie nie potraktowało łaskawie, nie jest to jednak powód by się wyżywać na kimś, bo co, wyglądam jak ojciec? Bo wkurzyło mnie że ktoś sobie go zabił?- znów się nieco zirytował, ile można? Czy ona naprawdę nie może zachować się jak dorosła i po prostu wesprzeć go w ciężkiej chwili, zamiast tego woli mieszać go z błotem? On jedynie odpowiadał na jej docinki, które raz za razem rzucała bez mrugnięcia okiem. -Ojciec którego nie było bo pewnie już dawno nie żył?- zaśmiał się, chyba jej się pomyliła chronologia wydarzeń. -W jednym masz rację. Nie powinien nas zostawiać, o ile w ogóle wiedział o naszym istnieniu bo z tego co wiem urodziłem się już po jego zniknięciu. Tak czy siak, nie bronię go i nie cieszę się z tego, kogo synem jestem. Po prostu nie podoba mi się fakt, że Lwiej Ziemi uszło płazem zabójstwo jednego z członków stada, bo tak czy siak nim był. Gdybyś to Ty go zabiła, podziękowałbym za wymierzenie sprawiedliwości, ot co.- mówiąc to podszedł bliżej by ich pyski się stykały i mógł jej spojrzeć prosto w jej ślepia. Chciał by zrozumiała o co mu chodzi, nie był na nią zły, no może trochę za to że tak łatwo odpuściła, jednakże głównie chodziło tu o to ponoć milusie stado, które to dopuściło się zbrodni, podobnie do jego ojca. Nie powinni o tym zapominać.

@Lyanna