Strona 1 z 1

Palące słońce, spękana ziemia [Nataka, Dhoruba]

: 12 sty 2019, 21:30
autor: Dhoruba
Śledząc jakąś niedużą antylopę, która nieopatrznie odłączyła się od stada zapuścił się znacznie dalej, niż początkowo zamierzał. Co więcej przez dłuższy czas nie zdawał sobie z tego sprawy, zajęty podążaniem śladem swej zdobyczy. Gdyby skupił się na czymś innym, niż śledzeniu ofiary zapewne dostrzegłby, że otoczenie powoli się zmienia. Trawa stopniowo stawała się coraz mniej bujna, żyźniejsza gleba ustępowała piaskowi i suchej, popękanej ziemi. Oddalał się od granic Lwiej Ziemi, niewątpliwie zbliżając do cmentarzyska, lecz zarówno on, jak i jego zagubiona, niespokojna przyszła ofiara wydawały się to ignorować.
Wreszcie, zbliżywszy się do zwierzyny na dogodną odległość, rzucił się pędem przed siebie, by ją dogonić i powalić. Trzeba przyznać, że porozrzucane wszędzie kości w dużym stopniu mu pomogły - zdecydowanie spowolniły spanikowaną antylopę, a gdy gepard wreszcie ją dopadł, uczepiając łapami jej grzbietu, wytrącona przez niego z równowagi potknęła się dodatkowo i runęła na ziemię, gdzie wystarczyło jedynie ją dobić.
Dhoruba napełnił żołądek, zostawiając resztki na pastwę padlinożerców i dopiero wówczas, oblizując pysk z resztek po uczcie, rozejrzał się dookoła zaskoczony. Chwilę zajęło mu zorientowanie się, w jakiej części krainy się znalazł, jednakże po jakimś momencie przypomniało mu się o cmentarzysku położonym na granicy między Lwią a Złą Ziemią. Tak. To musi być to miejsce.
Postanowił ruszyć przed siebie, lekko marszcząc brwi. Nie był pewien, czy na pustkowiach wciąż żyją jakieś lwy. Biorąc pod uwagę to, co wiedział o historii krainy nie zdziwiłby się, by te tereny były teraz całkiem opustoszałe. Jeśli nawet pozostały tu jakieś niedobitki wciąż lojalne wobec Ziry, całkiem możliwe, że powódź ostatecznie ich stąd przegnała.
Postanowił więc udać się na mały spacer po cmentarzysku, by ostatecznie wrócić tą samą drogą. Ot, dla rozeznania sytuacji.

Re: Palące słońce, spękana ziemia [Nataka, Dhoruba]

: 23 sty 2019, 18:43
autor: Nataka
Szamanka często przychodziła na cmentarzysko w celu wyciszenia się, chcąc odpocząć od ciężkiej i nudnej atmosfery w stadzie. Tak też było i dzisiaj. Z reguły przychodziła tutaj na długie spacery, wsłuchując się w opowieści tutejszych duchów, które z jakiegoś powodu postanowiły zostać na tej ziemi. Niektórym czasem pomagała, niektóre przepędzała... Wszystko to zależało od tego, jak bardzo natarczywe i pokorne były dusze zmarłych, które zaczepiały szamankę w celu uwolnienia się z kajdan nagłej lub nieprzyjemnej śmierci czy niezałatwionych za życia spraw.
Dzisiaj jednak duchy milczały, co od razu zwróciło uwagę szamanki.
Mogła jedynie podejrzewać, z jakiego powodu żadna zjawa nie ujawniła się dzisiaj na jej drodze. Ale były to tylko podejrzenia, którym szamanka nie bardzo chciała ufać.
Stąpając po spopielonej ziemi do jej uszu dobiegł dźwięk kroków innego zwierzęcia.
Smolista lwica zatrzymała się i rozejrzała się naokoło - nasłuchując.
Cmentarzysko było niczym labirynt, które na szczęście Nataka znała jak własną kieszeń.
Stojąc tak nieruchomo w miejscu postarała się namierzyć kierunek, w którym powinna się udać, aby namierzyć intruza.

Re: Palące słońce, spękana ziemia [Nataka, Dhoruba]

: 24 sty 2019, 10:34
autor: Dhoruba
Na cmentarzysku panowała niesamowita cisza. Nie dało się na dłuższą metę zignorować tej ciężkiej, posępnej atmosfery, która jednocześnie miała również w sobie coś z podniosłości. Gepard poczuł coś na kształt lekkiego ukłucia wyrzutów sumienia. Być może nie powinien zakłócać spokoju tego miejsca i spoczywających tutaj licznych, zwierzęcych dusz? Nie był szamanem, ba, w gruncie rzeczy żadnego nawet zbyt dobrze nie znał, lecz nie oznaczało to, że nie wierzył w duchy. Doskonale pamiętał słowa matki dotyczące ich przodków. Opiekują się nimi, lecz i łatwo ich urazić.
Niespokojne myśli szybko przyniosły swoje skutki. Dhorubie raz, czy dwa wydawało się, że słyszał coś, co mogło przypominać kroki, lecz walające się wszędzie stosy kości uniemożliwiały mu dostrzeżenie czegokolwiek. Czy naprawdę nie był sam? A może tylko wyobraźnia płata mu figle?
Wreszcie przystanął, zatrzymując się nad jakąś pokaźną czaszką, prawdopodobnie kiedyś należącą do bawoła. Wziął kilka głębszych wdechów, chcąc opanować rosnący niepokój i zaczął nasłuchiwać. Szczerze mówiąc wolałby, gdyby rzeczywiście nie był sam.
Przed żywym zwierzęciem przynajmniej można się bronić, lub uciekać.