Przybycie [Mane, Tadji]
: 27 sty 2019, 15:32
Miejsce: okoliczne tereny
Czas: kilkanaście tygodni temu (?)
Zostałem wygnany, skazany na banicję, wypędzony z miejsca, gdzie się urodziłem. Za co? Za to tylko, że doprowadziłem dwa stada prawie na skraj wojny, która miała je wyniszczyć? Nie widziałem w tym niczego złego. Był to plan, który miał szansę się powieść, a wtedy moje stada i ja, który nim rządziłem, przejęlibyśmy całą tamtejszą krainę. A że plan nie wyszedł… to właśnie zostałem wygnany. W sumie więc, kara była za plan… czy właśnie za to, że nie został dobrze wykonany? Ciekawe pytanie filozoficzne. Morderca czy złodziej jest zabijany za to co zrobił, czy za to, że zrobił to niewystarczająco dobrze? Naprawdę cienka granica dzieli lwa zbrodniarza od lwa, bohatera swojego stada.
Po wielu tygodniach wędrówki, w końcu zacząłem dochodzić do terenów, które sprawiały wrażenia lepiej nadających się do życia. Jak mi się udało zorientować po roślinności, opadów było tutaj więcej. Ślady na ziemi wskazywały na obecność roślinożerców… ale również niestety innych lwów, które niestety mogły nie być chętne, do dzielenia się swoimi terenami. Więc… więc chyba najlepiej było się przyjrzeć okolicy. Kolejne dni spędziłem na przechadzaniu się terenami, zapoznawaniu się z nimi, poznawaniu otoczenia i krótkim wyprawom. Udało mi się również znaleźć jakąś jaskinię nadającą się na tymczasowe schronienie. Tylko… tylko jak tutaj zdobyć więcej informacji? Przydałoby się dorwać jakiegoś lwa czy kogoś, kto mógłby mi coś więcej opowiedzieć. Przygotowałem sobie w jaskini sporo lian, które przytargałem sobie z dżungli i zacząłem regularne patrole, próbując dojrzeć jakiegoś lwa, ale póki co okazało się, że ten teren chyba nie należał do zbyt często uczęszczanych. Cóż, byłem cierpliwy. Nigdzie mi się nie spieszyło i spokojnie realizowałem swój plan.
Właśnie byłem na kolejnej krótkiej wyprawie. Na razie nie dostrzegłem ani nie wyczułem niczego podejrzanego, chociaż się nie poddawałem i wciąż zachowywałem czujność, rozglądając się uważnie i wdychając oraz dokładnie analizując wszelkie zapachy. Wszedłem na jakiś pagórek, z którego był dobry widok i położyłem się w cieniu w trawie, by nie być zbytnio widocznym, ale by samemu mieć dobry widok na okoliczne tereny.
Czas: kilkanaście tygodni temu (?)
Zostałem wygnany, skazany na banicję, wypędzony z miejsca, gdzie się urodziłem. Za co? Za to tylko, że doprowadziłem dwa stada prawie na skraj wojny, która miała je wyniszczyć? Nie widziałem w tym niczego złego. Był to plan, który miał szansę się powieść, a wtedy moje stada i ja, który nim rządziłem, przejęlibyśmy całą tamtejszą krainę. A że plan nie wyszedł… to właśnie zostałem wygnany. W sumie więc, kara była za plan… czy właśnie za to, że nie został dobrze wykonany? Ciekawe pytanie filozoficzne. Morderca czy złodziej jest zabijany za to co zrobił, czy za to, że zrobił to niewystarczająco dobrze? Naprawdę cienka granica dzieli lwa zbrodniarza od lwa, bohatera swojego stada.
Po wielu tygodniach wędrówki, w końcu zacząłem dochodzić do terenów, które sprawiały wrażenia lepiej nadających się do życia. Jak mi się udało zorientować po roślinności, opadów było tutaj więcej. Ślady na ziemi wskazywały na obecność roślinożerców… ale również niestety innych lwów, które niestety mogły nie być chętne, do dzielenia się swoimi terenami. Więc… więc chyba najlepiej było się przyjrzeć okolicy. Kolejne dni spędziłem na przechadzaniu się terenami, zapoznawaniu się z nimi, poznawaniu otoczenia i krótkim wyprawom. Udało mi się również znaleźć jakąś jaskinię nadającą się na tymczasowe schronienie. Tylko… tylko jak tutaj zdobyć więcej informacji? Przydałoby się dorwać jakiegoś lwa czy kogoś, kto mógłby mi coś więcej opowiedzieć. Przygotowałem sobie w jaskini sporo lian, które przytargałem sobie z dżungli i zacząłem regularne patrole, próbując dojrzeć jakiegoś lwa, ale póki co okazało się, że ten teren chyba nie należał do zbyt często uczęszczanych. Cóż, byłem cierpliwy. Nigdzie mi się nie spieszyło i spokojnie realizowałem swój plan.
Właśnie byłem na kolejnej krótkiej wyprawie. Na razie nie dostrzegłem ani nie wyczułem niczego podejrzanego, chociaż się nie poddawałem i wciąż zachowywałem czujność, rozglądając się uważnie i wdychając oraz dokładnie analizując wszelkie zapachy. Wszedłem na jakiś pagórek, z którego był dobry widok i położyłem się w cieniu w trawie, by nie być zbytnio widocznym, ale by samemu mieć dobry widok na okoliczne tereny.