Strona 1 z 2
Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 24 lut 2019, 19:52
autor: Mane
Miejsce: kraina pochodzenia Manea
Czas: około pół roku temu (?)
Od urodzenia powoli piąłem się w hierarchii, zaczynając od bycia wojownikiem w końcu awansując na dowódcę. Sprawdzałem się dobrze, moje osiągnięcia znajdowały uznanie w oczach władcy, który w końcu wziął mnie na swojego doradcę. Stary idiota nie wiedział, co robi. Traktowałem umiejętności za ważniejsze od linii krwi? Zaufał komuś, kto był ambitny? To nie były dobre pomysły… ale oczywiście zamierzałem to wykorzystać. Po kilku tygodniach zaproponowałem zorganizowanie Igrzysk. Zasugerowałem, że nasi wojownicy mają małe doświadczenie bojowe, że nasze stado jest najsłabsze z trzech będących w tej krainie, że w zasadzie od początku stoimy na granicy wojny, więc jakaś dłuższa wyprawa przez pustynie na obce tereny tylko po to, by wypróbować nasze oddziały, by dać im szansę zdobycia odrobiny doświadczenia jest świetnym pomysłem. Zasugerowałem, że można byłoby też porwać parę lwiątek tylko po to, by organizować co jakiś czas igrzyska. By zainteresować inne nasze lwy walką i indoktrynować schwytanych młodych. Władca również uznał to za świetny plan i po długich przygotowaniach, większość naszych sił wyruszyła na wyprawę. Tylko na to czekałem! Gdy lwów było mniej, straży było mniej, w końcu mogłem wcielić swój prawdziwy plan w życie! Po kilku dniach udało mi się doprowadzić do śmierci Władcy… a po kolejnych kilku dniach i walce dwóch stronnictw, które się kłóciło o to, kto ma być kolejnym władcą, udało mi się przejąć władzę. W końcu spełniłem swój cel!
Wyprawa skończyła się pełnym sukcesem. Nie mieliśmy większych strat, oddziały zyskały doświadczenie bojowe i potwierdziły wysoki poziom przeszkolenia. A schwytane lwiątka zostały zamknięte w jakimś lochu, poddanie ciężkiemu treningowi i indoktrynacji. W końcu zorganizowano pierwszy turniej, kilka dni po mojej koronacji. Siedziałem na jakiejś trybunie, lwiątka idące do boju oddawały mi hołd, ale prawdę mówiąc niezbyt uważnie się przyglądałem samym walkom. Po prostu miałem ważniejsze sprawy na głowię, takie jak umocnienie mojej władzy i zabezpieczenie się przed atakiem pozostałych dwóch stad, które mogły wykorzystać chaos, który zawsze występuje przy zmianach władzy. No i musiałem obawiać się potencjalnej zemsty ze strony lwów zza pustyni, chociaż podobno Ci zostali całkiem rozbici. Skupiałem się również na przygotowaniu mojej intrygi, mającej na celu skłócenie tamtych dwóch stad i przyjęciem władzy. Dopiero kolejne igrzyska, zorganizowane dwa miesiące później, mogłem oglądać z większym zainteresowaniem. Lwiątka były już większe, doroślejsze, miały około roku (?), więc i walki były bardziej zawzięte, krwawsze i zdecydowanie bardziej interesujące.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 27 lut 2019, 21:36
autor: Benjamin
Benjamin był zdecydowanie zbyt młody na to co działo się w jego życiu. Widział jak jego rodzice są zabijani przez konkurencyjne stado. Właściwie to nie rozumiał tego całego pożądania władzy i mordowania się nawzajem. Zupełnie tak jakby inni nie mogli żyć swoim życiem nikomu nie wadząc. Leżąc tak w lochu słuchając płaczu innych lwiątek, które pochodziły z jego stada samczyk zastanawiał się jak stąd uciec. Jego inteligencja zdecydowanie była nieprzeciętna i nawet sam Benjamin zdawał sobie sprawę, że gdyby chciał mógłby już dawno temu przejąć władzę w stadzie, ale targany brakiem zainteresowania ową pozycją zwyczajnie tego nie zrobił. Wszystko czego pragnął to było normalne życie gdzie zakłada rodzinę i umiera ze starości. Tymczasem leżąc w ciemnym kącie czekał, aż nadejdą kolejne igrzyska i możliwe, że będzie mógł coś wymyślić. Jedyne co wiedział to to, że aby się stąd wydostać musi się wpinać po szczeblach władzy, czyli musiał zrobić to czego chciał najmniej.
Nie minął miesiąc, a czekanie się zakończyło. Ogłoszone zostały kolejne igrzyska. Nie chciał ranić i zabijać swoich pobratymców, ale Benjamin wiedział, że jest w stanie zrobić wszystko, aby przetrwać. Spędzanie czasu w lochu wśród rozpłakanych lwiątek prawie całkowicie odarło go z dziecięcej niewinności i skrupułów.
Czarnogrzywy został wywołany w już w drugim pojedynku. Jego przeciwnikiem był o kilka miesięcy starszy od niego lew. Owy samiec często gnębił Benjamina gdy jeszcze byli w stadzie. Teraz jednak brązowogrzywy był jednym z lwiątek, które płakały najgłośniej. Arena była osadzona w wąwozie. Wyjścia z dwóch stron były blokowane przez lwy oglądające przedstawienie. Jednak taki teren zdecydowanie pasował Benjaminowi. Dużo skał i kilka małych drzewek sprawiało, że był to taktycznie idealny teren. Walka nie trwała zbyt długo. Skończyło się na tym, że przeciwnik Benjiego zginął pod skałami, które na niego zrzucił. Lew przeprosił swojego przeciwnika i podziękował mu za wspaniałą walkę. Przed odejściem spojrzał na przywódcę analitycznym wzrokiem, szukając jakiś wskazówek jak go podejść.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 27 lut 2019, 22:39
autor: Mane
Można było uznać, że rodzice schwytanych lwiątek zostali zabici przez konkurencyjne stado? Oczywiście, że nie. Nie żyliśmy na tym samym obszarze, więc nie rywalizowaliśmy o tereny czy zwierzynę. Patrząc na naszą ogromną przewagę, też ciężko pisać, by byli dla nas jakąkolwiek konkurencją. Po prostu wojownicy naszego stada potrzebowali treningu, lwiątka były miłym trofeum a ja… ja potrzebowałem wolnej łapy, by spokojnie pozbyć się władcy i przejąć władzę. To, że na początek sprawowania dowództwa dostałem lwiątka, które walczyły w trakcie turnieju na moją cześć, było tylko dodatkiem uprzyjemniającym koronację. Tylko dodatkiem, taką małą myślą, bo zajęty ważniejszymi sprawami, nawet nie miałem czasu im się przyglądać.
Przy drugim turnieju, organizowanym dwa (?) miesiące później, było już znacznie ciekawiej, bo miałem więcej czasu i w końcu mogłem poobserwować zmagania lwiątek, które były większe, silniejsza a ich walki znacznie bardziej interesujące. Może dość prosta, by nie powiedzieć prostacka rozrywka… ale musiałem przyznać, że miała swój urok. No i pozwalała… na drobne zakłady. Uśmiechnąłem się, gdy pierwszą walkę wygrał mój faworyt. Więc przy drugiej walce… obstawiłem ostrzej. Byłem pewien, że większe lwiątko o brązowej grzywie bez najmniejszych problemów wygra. I zirytowałem się, gdy jego przeciwnik… no wykorzystał sytuację i zwyciężył. Musiałem przyznać, że zrobił to ciekawie… chociaż przegrana… przegrany zakład mnie zabolał. Nie lubiłem przegrywać. Chyba nikt nie lubił a zwłaszcza ja.
- Przyprowadzić go wieczorem do mojej jaskini – oznajmiłem generałowi, który moje polecenia zapewne przekazał lwu odpowiedzialnemu za pilnowanie jeńców. A sam… sam wróciłem do oglądania kolejnych walk.
Wieczorem leżałem w swojej jaskini. Właśnie wyszedł ode mnie lew odpowiedzialny za zwiad. Przedstawił mi wszystkie informacje dotyczące sytuacji w pozostałych dwóch stadach oraz wspomniał o ostatnich ruchach zwierzyny. Te były dobre, nawet lepsze niż się spodziewałem. Większe opady deszczu spowodowały obfity wzrost roślin, a to przyciągnęło roślinożerców, którzy podobnie całkiem sprawnie przybierali na wadze. Znaczyło to, że nie tylko było można, co nawet należało zachęcać lwice do posiadania potomstwa i powoli odbudowywać potęgę stada. Rozmyślając nad tym wszystkim czekałem, aż schwytane lwiątko zostanie przyprowadzone.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 03 mar 2019, 21:07
autor: Benjamin
Benjamin z opatrzonymi po walce ranami spał w ciemnym kącie celi. Szargały nim wspomnienia pobratymca, którego był zmuszony zabić. Nie mógł przestać śnić o roztrzaskanej czaszce samca, o ilości krwi jaka wylała się na ziemię i minie jaką pokazał mu przed śmiercią. Benjamin co prawda nie dogadywał się z samcem, ale nie życzył mu śmierci, a co gorsze to Benjiemu przyszło usunąć go z tego świata. Zlany potem niespokojny samczyk został zbudzony przez jednego ze strażników. Rosły samiec z rudą jak wiewiórka grzywą kazał mu za sobą podążyć, a niechcący żadnych kłopotów Ben wstał i zrobił co mu kazano.
Po chwilowym spacerze znalazł się w wielkiej komnacie gdzie na jej środku leżał lew, którego Benjamin zauważył na igrzyskach. Teraz jedynie potwierdził swoje przypuszczenia, że owy samiec był przywódcą tego stada. Rudy samiec, który go przyprowadził ukłonił się jedynie i wyszedł. Benjamin stanął naprzeciwko Mane'a i lekko mu się ukłonił nic nie mówiąc. Postanowił najpierw zebrać trochę informacji.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 04 mar 2019, 19:47
autor: Mane
Rozmyślałem nad ostatnimi raportami, planowałem dalszą politykę stada, gdy w końcu usłyszałem, że ktoś się zbliża. Nawet jeśli robiłby to niezwykle cicho, to strażnik pilnujący wejścia do mojej jaskini powitał go dobrze słyszalnym głosem, tak by mi dać znać, że ktoś wchodzi. Z jednej strony się niecierpliwiłem ale z drugiej… przerwał mi tok myślowy. No trudno, dalsze planowanie zrobię później. Leniwie podniosłem łeb obserwując rosłego samca, którego chyba skądś kojarzyłem, pewnie jednego ze strażników pilnujących lwiątek. I właśnie zapewne jego podopiecznego – młodziaka, którego widziałem w trakcie turnieju. Ile mógł mieć? Koło roku może? Nie znałem się zbytnio na lwiątkach, więc ciężko było mi ocenić jego wiek. Miałem w końcu ważniejsze i ciekawsze rzeczy na łbie niż zajmowanie się czymś tak nieistotnym jak lwiątka czy więźniowie. Oni byli dla mnie… tylko statystyką. Pozycją w raporcie dotyczącym naszej populacji. Ledwo zauważalnie skinąłem łbem strażnikowi informując go, że może odejść i skupiłem wzrok na lwiątku, lustrując go wzrokiem… raczej zimnym, może z ledwo widocznym zainteresowaniem. Zachowywałem ciszę, dopiero po dłuższej chwili uśmiechając się do niego zimno.
- Nie sądziłem, że przeżyjesz – oznajmiłem chłodnym tonem. Bo w sumie to, czy przeżył czy nie, nie miało większego znaczenia. Był pionkiem, kimś nieliczącym się, mało istotną częścią równania nie mającą w zasadzie żadnego wpływu na końcowy wynik – Ale cóż, w sumie może powinienem Ci pogratulować – dodałem. Technicznie to nie były gratulację, ale lwiątko na nic więcej nie mogło liczyć. Powinno być zadowolone z samego faktu, że obdarzyłem go litościwym spojrzeniem – Obstawiłem wygraną Twojego… przeciwnika? Czy lepiej powiedzieć… znajomego? Przyjaciela z dawnego życia? – zainteresowałem się, uśmiechając się złośliwie – Co czułeś, zabijając go? Radość? Poczucie triumfu? Mściwość? A może rozczarowanie, że to nie ty zginąłeś, kończąc swoją niewolę? Wyrzuty sumienia, że mordujesz go ku uciesze tych, którzy odpowiadali za śmierć Twoich rodziców? – dopytywałem się. Z jakichś powodów… bawiło mnie to. Ostatni członkowie dawnego stada skaczący sobie do gardeł, mordujący się wzajemnie. Czy nie było to… na swój sposób piękne? Nie powiem… było to przyjemne uczucie – „Idący na śmierć pozdrawiają Cię.” – tak dawno temu zaczynało się walki, przynajmniej według legend. Teraz… teraz nie ma już takiego kultu Władcy… a może powinien być – zastanawiałem się na głos, wpatrując się w ścianę, stukając pazurami prawej, przedniej łapy o podłoże, rozmyślając nad tym, po czym ponownie wpatrzyłem się w lwiątko.
- Masz w ogóle jakieś imię? Jak się… wabisz? – spytałem, uśmiechając się do niego złośliwie.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 04 mar 2019, 21:25
autor: Benjamin
Od razu po wejściu Benjamin poczuł jak od Mane'a bije silna chęć władzy i wyższości nad innymi. Sposób w jaki lew się poruszał tylko utwierdzał beżowego samczyka w tym, że jego wnioski są słuszne. Czarnogrzywy zdecydowanie nie mógł się zrelaksować z kimś takim w pobliżu. Dlatego też stał tam nieruchomo jak na żołnierza przystało. Nie odpowiedział na pierwsze pytanie przywódcy. Benjamin dobrze wiedział, że nie obchodzi go to jak on się z tym czuje, a jedynie chciał zobaczyć jak samczyk reaguje na te prowokujące słowa. Pamięć zabitego pobratymca nie ruszała go tak bardzo jak wspomnienie o rodzicach i choć samczyk jedynie lekko napiął mięśnie to w środku, aż gotował się z wściekłości. Poglądy Benjamina i Mane'a zdecydowanie się różniły, Benjamin wcale nie chciał władać, a już tym bardziej nie chciał aby go czczono. Drugie pytanie zachłannego przywódcy nieco zdziwiło samczyka, przecież lew, który sędziował na igrzyskach głośno i wyraźnie przedstawiał każdego uczestnika.
- Benjamin - odpowiedział krótko szczędząc emocji na pysku.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 04 mar 2019, 22:10
autor: Mane
Uśmiechnąłem się z nieukrywaną pogardą, ostentacyjnie okazywaną wyższością, widząc sztywne lwiątko, które ewidentnie nie mogło się odnaleźć w sytuacji, w jakiej się znalazło. Cóż, w trakcie walki było… pewniejsze siebie. Komuś mogłoby wydawać się to dziwne, że w momencie gdy mogło zginąć nie było tak zestresowane, a teraz ewidentnie wolało być gdziekolwiek indziej, ale mnie osobiście jego zachowanie nie dziwiło. Jednak walka, starcie powodowały wystrzał adrenaliny a teraz? Teraz mu tego brakowało. Ponownie zlustrowałem go wzrokiem wyszukując jakichkolwiek cech, które mogłyby świadczyć o jego wartości, które mogły mu dać tę wygraną, jaka mu przypadła… ale nie dało się niczego dostrzec. Był na pewno młodszy, słabszy od tego, którego zabił. Wykazał się sprytem… więc albo był znacznie inteligentniejszy albo miał po prostu szczęście. Było sens to sprawdzać? Oczywiście, że nie. W końcu jeśli to było tylko szczęście, to kolejnej walki, w turnieju za kolejne dwa miesiące, nie przeżyje – zwłaszcza, że jego kolejny przeciwnik będzie wiedział, jak zginęła dzisiejsza jego ofiara. Drugi raz nie użyje tej samej sztuczki. Oczywiście nie uszło mojej uwadze, jak zareagował na wspomnienie o rodzicach. To było na swój sposób ciekawe czy raczej zabawne w lwiątkach, że dało się z nich czytać jak z otwartej księgi. Młode i naiwne. Dopiero z czasem lwy nabierały pewności siebie, obycia, uczyły się skrywać emocję. Dlatego tak powszechne było robienie z lwiątek wojowników, którzy długo się ćwiczyli, z których większość ginęła ale Ci, którzy przetrwali mordercze treningi i kilkunastomiesięczne pranie mózgu, były warte każdych zainwestowanych w nie środków. Uśmiechnąłem się ponownie, widząc jego zdziwienie pytaniem o imię. Naprawdę sądził, że interesowało mnie coś tak mało istotnego jak imię ich wszystkich, wymienianych na początku turnieju? Nawet nie wiedział, jak bardzo nimi gardzę. Po co zawracać sobie łeb pamiętając ich dane skoro i tak większość zginie w ciągu kolejnych miesięcy.
- Benjamin… syn szczęścia. Zabawne imię… w kontekście Twojego losu – skomentowałem, szczerze rozbawiony jego próbami ukrywania emocji. Nie wiem, czy bardziej mnie bawiłoby, gdyby je okazywał… czy właśnie wtedy, gdy starał się je ukrywać – Nie sprawiasz wrażenia zbytnio zszokowano pierwszym… zabójstwem? Czy raczej drugim, bo to chyba drugi Twój turniej? Drugim morderstwem. A może to lubisz? – napawałem się – Myślisz, że rodzice byliby zadowoleni z tego? Czy zabijając innych, przypominasz sobie, jak oni ginęli? Widziałeś to? – dopytywałem się, wciąż się uśmiechając. Z każdym słowem szerzej – A Twoje rodzeństwo? Zginęło również w trakcie tamtych walk? Może ich śmierć widziałeś? – zainteresowałem się. Nie miałem pewności, że miał jakichś braci czy siostry… ale jego imię jasno to sugerowało. Świadczyło, że pozostałe rodzeństwo było znacznie starsze – zbyt stare, by zostało porwane. A on był… właśnie beniaminkiem, oczkiem w głowie rodziców – Śmierć rodziny… być może na Twoich oczach. Zginęli szybko czy powoli? Byli gwałceni przed śmiercią? Może coś mi opowiesz? Lubię takie historię – kontynuowałem, wpatrując się z mieszanką zainteresowania, fascynacji, pogardy i rozbawienia – Błagali o litość? Prosili aby chociaż Ciebie ocalić? A może wprost przeciwnie? Gotowi byli Cię oddać byle ocaleć? – dopytywałem, nie przestając się uśmiechać.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 08 mar 2019, 18:38
autor: Benjamin
Nawet jeśli samczyk wyglądał jakby się bał to tak nie było, jego postawa sugerowała jedynie ostrożność względem nieznajomego. Różnica między teraz, a sytuacją jaka zaszła na arenie była taka, że tam Benjamin znał swojego przeciwnika. Walczył z nim niezliczoną ilość razy przez co poznał cały jego wachlarz ruchów, znał jego nawyki i najmniejsze odchylenia od normy, które podświadomie definiowały jego ataki.
- Nie wierzę w znaczenia imion - powiedział ostrożnie. Chciał lekko "popchnąć" Mane'a do pokazania nieco więcej swojego charakteru. Jeśli Benjamin chciał stąd uciec to Mane zdecydowanie był kluczem do tego.
- To było moje ósme - powiedział zdawkowo. Najwidoczniej Mane nie był zainteresowany Igrzyskami na tyle, aby znać ich formę. Jednak jak na kogoś nie zainteresowanego to samiec zadawał strasznie dużo pytań. Benjamin nie miał zamiaru na nie odpowiadać, robił to w duchu. Tak, aby nikt nie usłyszał. Ostatnie pytanie trochę ruszyło samczyka jednak nie na tyle, aby było to po nim widać. Przypomniał mu się ojciec, który został zabity przez jego własną ambicję i znając jego charakter to pewnie byłby dumny z tego co w tej chwili robi Benjamin. Początkowo Benjamin patrzył się prosto przed siebie jednak teraz spojrzał na Mane'a.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 08 mar 2019, 19:21
autor: Mane
Bawiło mnie obserwowanie lwiątka. Napawałem się jego strachem i władzą, jaką nad nim miałem. Może nie mogłem go zabić w trakcie turnieju… ale przez turniejem mogłem tak dobrać przeciwników, by Ci go zabili. Dać mu kogoś znacznie silniejszego, albo dobrać taki teren, by nie mógł go wykorzystać na swoją korzyść, albo kazać go przegłodzić, by nie miał siły, w przeciwieństwie do dobrze odżywionego oponenta, albo kazać mu walczyć parami odpowiednio dobierając jego partnera i przeciwników. Sposobów było sporo. A i między turniejami mogłem z nim zrobić, co tylko chciałem. Nawet teraz. Uśmiechnąłem się do niego drapieżnie.
- Jesteś dopiero małym lwiątkiem. Jeśli w coś wierzyć lub jeśli w coś nie wierzysz… to zwykle nie jest Twoją decyzją. Prędzej wpływem Twoim martwych rodziców – odpowiedziałem mu, traktując go protekcjonalnie, wyraźnie akcentując słowo „martwych”. Tak, jakbym mu przypominał, że i on może skończyć, jak i oni.
- Ósme? Być może. Zawsze Ci się może łapa podwinąć – odpowiedziałem mu swobodnym tonem, jakbym wspominał o pogodzie. Rzeczywiście nie śledziłem zbytnio losów turnieju, mając ważniejsze sprawy na łbie. – Nic nie odpowiadasz? Czyżby śmierć rodziców i rodzeństwa były wspomnieniami, które wolisz wymazać z pamięci? – dopytywałem rozbawiony.
Humor mi troszkę zepsuło… wpatrzenie się lwiątka we mnie. Może nie tyle mnie to zirytowało… co zaskoczyło. Bo brakowało mi w tym wspomnieniu… jakiegoś takiego strachu. Albo chociaż wkurzenia, irytacji, bezczynnej złości. Lubiłem wszelkie emocje, niekoniecznie negatywne, ale na pewno intensywne. To one napełniały życie lwa kolorami.
- Nie powinieneś być… bardziej przerażony albo wnerwiony? – spytałem. Mogłem mu grozić… ale czasami sugestia groźby budzi większy strach niż otwarte grożenie komuś – A, chyba Ci o czymś nie wspomniałem. To był mój pomysł – stwierdziłem, zawieszając głos na kilka chwil, uśmiechając się do niego wrednie – To był mój pomysł, aby zorganizować wyprawę. Aby nasi wojownicy zdobyli trochę doświadczenia, wyżynając jakieś małe stado, by się rozerwali gwałcąc jakieś lwicę i by zdobyli trofea w postaci osieroconych lwiątek – oznajmiłem mu, uważnie go obserwując, przypatrując się jego reakcji.
Re: Igrzyska Śmierci [Mane, Benjamin]
: 17 mar 2019, 19:01
autor: Benjamin
Benjamin zauważył, że cała ta rozmowa była jedynie zabawą dla Mane'a. Nie miała ona żadnego konkretnego celu, samiec chciał jedynie zabawić się uczuciami małego chłopca, któremu zabił rodziców.
- Nie bardzo - odpowiedział jednocześnie na oba pytania. W tej chwili Benjamin już nie czuł żadnych intensywnych emocji. Nie chciał zapominać, ani nie czuł przerażenia czy złości. Raz kiedyś ojciec mu powiedział, że przeżyją tylko silni, a po słabych nie należy płakać.
- Wiem o tym - powiedział patrząc Mane'owi prosto w oczy. Lew nie wiedział, że Benjamin widział co zadziało się podczas ataku na jego stado.
- Atak był tyko przykrywką, potrzebowałeś zamieszania, aby dostać to czego chciałeś. Moje stado tylko ci się napatoczyło - powiedział pewnym głosem jednak bez zbytniego wywyższania się.