Strona 1 z 1

Zakończenie

: 02 sty 2019, 17:58
autor: Mistrz Gry
Każda przygoda, a te szalone jak surykatka opita marulą to już szczególnie, muszą dotrzeć do swojego końca. Być może ciekawi jesteście jak zakończyła się historia rozbitych sań na Kilimadżaro. Otóż spieszę z opowieścią.

Odnaleziony dzięki ciasteczkom Benjamina Mikołaj wyruszył na swym wiernym rumaku reniferze wraz z lwem i Kometkiem do podnóża góry, by zająć się naprawą sań. Jakież było ich zdziwienie, gdy zaledwie po krótkim marszu w dół natknęli się na lwa próbującego upolować latającego rogacza. Ari, bo tak rzeczonemu lwu było na imię, widząc grupę wędrowców złożoną z ubranej na czerwono brodatej małpy, uszaliczonego lwa z dekoracyjną kokardą na ogonie i dwóch reniferów, w tym jednego z jarzącym się nosem, nie wytrzymał presji. Gdy zwrócił wzrok ku zbliżającej się grupie, Profesorek wykorzystał nadarzającą się okazję, by pokazać agresorowi gdzie koty zimują i wycelował kopytkiem prosto w głowę lwa. Obeszło się co prawda bez cięższych ran, a renifer otrzymał niezwłocznie ostrą reprymendę od Świętego, lecz Ari oberwał na tyle mocno, że zobaczył przed oczami wszystkie gwiazdy i na chwilę padł bez zmysłów. Kiedy się przebudził nie pozostał już ślad po Mikołaju ani jego pomocnikach, a lew za nic nie mógł przypomnieć sobie ostatnich kilku godzin. Jedyne co znalazł przy sobie to niewielki pakunek z podpisem „Za niedogodności. Święty Mikołaj.”, którego oczywiście nie mógł przeczytać, gdyż mieszkańcy Afryki nigdy nie słyszeli nawet o sztuce stawiania liter.

Nad wysokim jałowcem (który w zasadzie wyglądał raczej jak choinka), wędrowcy zastali widok co najmniej niecodzienny: szóstka lwów, każdy mniej lub bardziej przystrojony w świąteczne ozdoby plus lizak, który okazał się być wężem. Mikołaj podrapał się w zamyśleniu po brodzie, zsiadł z renifera i wyciągnął zza pazuchy pudełko podejrzanie wyglądających cukierków, które następnie rozdał wśród zebranych, nie omijając także Benjamina. Potwierdzając regułę, aby nie jeść nigdy cukierków od obcych, wszystkie zwierzęta jak jeden mąż zapadły w sen. Staruszek wykonał jeszcze kilka ruchów rękoma i dziwne przypadłości w postaci rogów, czerwonych nosów i Praojciec wie czego jeszcze, znikły bez śladu. Śmiejąc się ciepło, święty wyciągnął z kieszeni (które okazały się większe w środku niż na zewnątrz) kilka kolorowych paczek i ułożył je obok śpiących zwierząt, powstrzymując jednocześnie Złośnika od kopnięcia bogu ducha winnego Nabo, który spał smacznie jak aniołek. Lekko naburmuszony renifer podążył z Mikołajem i dwójką swych towarzyszy do Śnieżnego Zagajnika.

Tam zastali lwiątko i szczura buszującego po saniach. Mikołaj powtórzył sztuczkę z cukierkami (bo kto nie wierzyłby sympatycznemu staruszkowi, który częstuje cię słodyczami?) i już po chwili dwójka poszukiwaczy prezentów chrapała smacznie pod ośnieżonym krzakiem. Ostatnie co mogli zobaczyć przed zaśnięciem to starzec pstrykający palcami i zegar, którego wskazówki zaczęły nagle pędzić w przeciwną stronę.

Czy Mikołajowi udało się naprawić sanie? Czy zaprzęg odnalazł właściwą drogę? Czy wszystkie prezenty trafiły do grzecznych dzieci? Oczywiście, że tak! Przy odrobinie świątecznej magii wszystko jest możliwe.

Wszyscy uczestnicy eventu otrzymują w prezencie od Mikołaja po 5 paciorków.