x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Pastwiska
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Re: Pastwiska
I właśnie ten aspekt upływającego czasu, powinien być niepokojący dla Val. Mówi się, że każdy zasługuje na piękną miłość, a w przypadku Strażniczki było więcej krzywdy, niżeli rzeczywistego, szczerego uczucia. A czas tykał... ani ona, ani on piękniejsi nie będą, no chyba że ktoś w krainie wymyśli krem na zmarszczki, czy zadziała jakaś magia i staną się nieśmiertelni, a przy tym odmłodzeni. To... byłoby ciekawe doświadczenie. W każdym razie - właśnie dlatego powinni poważnie pomyśleć o sobie, o przyszłości... znając życie, nikt im nie pomoże jak będą ledwo się ruszać. Prędzej ich dobiją, bo przecież tak łatwo się pozbyć problemu, czyż nie? Dlatego też reakcja Val, nieco go zaskoczyła... przynajmniej na początku. Gdy jej łeb przylgnął do czarnej klaty Sama, jego i tak już walące jak oszalałe po swym wyznaniu serce, przyśpieszyło jeszcze bardziej. Jej bliskość i ciepło sprawiały, że nie potrafił na sobą panować i trochę było mu z tego powodu głupio... na "szczęście" wszystko nieco się uspokoiło, gdy jego czarna Afrodyta odsunęła się od niego. Jeszcze trochę, a chyba pikawa by mu padła.
- Widzisz, mówiłem... jakkolwiek idiotycznie to nie wygląda, to... jest to prawda. - odrzekł zaraz po niej, zapewne rumieniąc się jak burak gdyby tylko nie był okryty czornym płaszczem nad stóp do głów. I wtedy też przyszedł lekki moment zwątpienia. Czarna najwidoczniej nie potrafiła przyjąć całej tej sytuacji do zrozumienia, a przynajmniej tak wydawało się Samaelowi. Mimo wszystko milczał i pozwolił jej mówić. Wtedy też przyszedł moment oświecenia - a więc tu nie chodziło o niego, chodziło o obawy... i w sumie czarnulka brzmiała tak, jakby czuła się niegodna jego uczucia. Rzeczywiście - Sam nie myślał o potomstwie, przecież halo, on jeszcze nie tentego, a uczucie którym pałał do samicy, pojawiło się po raz pierwszy w życiu.
- Gvalch'ca. - wyrzekł tylko, ponownie zaglądając wgłąb jej oczu, jakoby chcąc się w nich zatopić. - Znasz powiedzenie... "serce nie sługa"? Nie jestem lwem, który ma głównie potrzebę znalezienia sobie partnerki by ją... posunąć, by mieć dzieci i olać jak się znudzi, bo wokół jest wiele innych. Lamparty szukają partnerki na całe życie, a jeżeli uczucie się zrodzi - to koniec. Spotkałem wiele lwic, wiele lamparcic... nawet Lyanna chciała mi się oddać, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Ale ja nie chciałem... nie chciałem, bo czułem że to nie fair względem własnych uczuć. Już wtedy wiedziałem, czego pragnę... a pragnąłem i dalej pragnę Ciebie, Val. Pragnę byś była moją pierwszą i ostatnią, pragnę trwać przy Tobie w każdej dobrej, czy złej chwili. Rozumiesz? Kocham Cię... dlatego wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Po tym niesamowicie emocjonalnym monologu, wreszcie zamilkł i sięgnął łapskiem do czarnego policzka Szkarłatnej i przesunął po nim swym pazurem.
- Widzisz, mówiłem... jakkolwiek idiotycznie to nie wygląda, to... jest to prawda. - odrzekł zaraz po niej, zapewne rumieniąc się jak burak gdyby tylko nie był okryty czornym płaszczem nad stóp do głów. I wtedy też przyszedł lekki moment zwątpienia. Czarna najwidoczniej nie potrafiła przyjąć całej tej sytuacji do zrozumienia, a przynajmniej tak wydawało się Samaelowi. Mimo wszystko milczał i pozwolił jej mówić. Wtedy też przyszedł moment oświecenia - a więc tu nie chodziło o niego, chodziło o obawy... i w sumie czarnulka brzmiała tak, jakby czuła się niegodna jego uczucia. Rzeczywiście - Sam nie myślał o potomstwie, przecież halo, on jeszcze nie tentego, a uczucie którym pałał do samicy, pojawiło się po raz pierwszy w życiu.
- Gvalch'ca. - wyrzekł tylko, ponownie zaglądając wgłąb jej oczu, jakoby chcąc się w nich zatopić. - Znasz powiedzenie... "serce nie sługa"? Nie jestem lwem, który ma głównie potrzebę znalezienia sobie partnerki by ją... posunąć, by mieć dzieci i olać jak się znudzi, bo wokół jest wiele innych. Lamparty szukają partnerki na całe życie, a jeżeli uczucie się zrodzi - to koniec. Spotkałem wiele lwic, wiele lamparcic... nawet Lyanna chciała mi się oddać, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Ale ja nie chciałem... nie chciałem, bo czułem że to nie fair względem własnych uczuć. Już wtedy wiedziałem, czego pragnę... a pragnąłem i dalej pragnę Ciebie, Val. Pragnę byś była moją pierwszą i ostatnią, pragnę trwać przy Tobie w każdej dobrej, czy złej chwili. Rozumiesz? Kocham Cię... dlatego wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Po tym niesamowicie emocjonalnym monologu, wreszcie zamilkł i sięgnął łapskiem do czarnego policzka Szkarłatnej i przesunął po nim swym pazurem.

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Wytrzeszczyła na niego groszkowe ślepia i uniosła brwi do góry w zdumieniu. Królowa, przystawiała się do niego? No proszę, ile ciekawych rzeczy dowiadywała się w tak krótkim czasie, jeszcze trochę takich informacji i całkiem straci rezon. Nie podejrzewała ją o to. Powinna teraz poczuć lekkie ukłucie zazdrości, albo - równoważnie - przypływ furii, w której rzuciłaby się na nią, ale jedyne, co teraz czuła, to dezorientację i zmieszanie, z nutką niepokoju po takich, a nie innych niespodziankach. Pomasowała się po potylicy i wbiła spojrzenie w majaczącą w tle kaskadę z kamienia. Nie, nie będzie poruszać z nią tego tematu, a teraz ową kwestię przemilczy. Ale zgadywała, że po takich zalotach Samaelowi bardzo wzrosła samoocena połączona z pewnością siebie, kto wie, może tak bardzo, że aż odważył się jej przez to wszystko wyznać?
Po jej monologu przyszła pora na jego, choć zdecydowanie przeważały w nim emocje, aniżeli logika. Co za niepoprawny optymista, pomyślała. Najczęściej ci właśnie lądowali u medyków na kozetce, sądząc, że są w stanie podbić świat oraz, że wszystkie ich plany się powiodą, bez względu na koszta. Tak przepadł w wyznawaniu uczuć, że całkiem zapomniał odnieść się do jej pytania. No chyba, że zwrot "wierzę, że wszystko będzie dobrze" był odpowiedzią, aczkolwiek było to tak ogólnikowe, że miała poważne wątpliwości. Sapnęła pod nosem, a kiedy przystawił pazur do jej pyska, złapała go łapą po chwili i delikatnie odstawiła na ziemię, moment jeszcze przytrzymując kończynę w tamtym miejscu, po czym zabrała ją z powrotem, speszona.
- Nie chcę ci niczego obiecywać, ale też niczego nie neguję. Daj mi czas, muszę sobie to wszystko przemyśleć, ochłonąć po ostatnich wydarzeniach. Wierzę, że skoro wytrzymałeś tyle czasu, by mi to powiedzieć, to będziesz w stanie poczekać jeszcze trochę. Wierzę również, że przyjdzie taki moment, byś mógł udowodnić swoje szczere intencje. Ech, do tej pory piętnowałam osoby, które grają na czyichś uczuciach oraz na zwłokę, wyszło na to, że robię dokładnie to samo. - parsknęła krótko i zerknęła na niebo. Nie wiadomo kiedy słonce sturlało się po firmamencie, już prawie z niego znikając, barwiąc przy tym wszystko na różne odcienie żółci, pomarańczy i czerwieni. Zrobiło się też zdecydowanie chłodniej, bardziej rześko, mogli w końcu pooddychać czymś sensownym, wrócić do równowagi.
- Ciekawe rzeczy mówiłeś o lampartach, wiązać się na całe życie, intrygujące. Chętnie posłucham jeszcze czegoś o was, o ile nie masz nic przeciwko. Nomen omen nadal bardzo mało o was wiem. - gładko zmieniła temat, powracając wzrokiem na Samaela. Chciała trochę rozluźnić atmosferę, poza tym naprawdę interesowała ją ich rasa, a skoro miała okazję dowiedzieć się czegoś więcej, czemu miałaby nie skorzystać?
Po jej monologu przyszła pora na jego, choć zdecydowanie przeważały w nim emocje, aniżeli logika. Co za niepoprawny optymista, pomyślała. Najczęściej ci właśnie lądowali u medyków na kozetce, sądząc, że są w stanie podbić świat oraz, że wszystkie ich plany się powiodą, bez względu na koszta. Tak przepadł w wyznawaniu uczuć, że całkiem zapomniał odnieść się do jej pytania. No chyba, że zwrot "wierzę, że wszystko będzie dobrze" był odpowiedzią, aczkolwiek było to tak ogólnikowe, że miała poważne wątpliwości. Sapnęła pod nosem, a kiedy przystawił pazur do jej pyska, złapała go łapą po chwili i delikatnie odstawiła na ziemię, moment jeszcze przytrzymując kończynę w tamtym miejscu, po czym zabrała ją z powrotem, speszona.
- Nie chcę ci niczego obiecywać, ale też niczego nie neguję. Daj mi czas, muszę sobie to wszystko przemyśleć, ochłonąć po ostatnich wydarzeniach. Wierzę, że skoro wytrzymałeś tyle czasu, by mi to powiedzieć, to będziesz w stanie poczekać jeszcze trochę. Wierzę również, że przyjdzie taki moment, byś mógł udowodnić swoje szczere intencje. Ech, do tej pory piętnowałam osoby, które grają na czyichś uczuciach oraz na zwłokę, wyszło na to, że robię dokładnie to samo. - parsknęła krótko i zerknęła na niebo. Nie wiadomo kiedy słonce sturlało się po firmamencie, już prawie z niego znikając, barwiąc przy tym wszystko na różne odcienie żółci, pomarańczy i czerwieni. Zrobiło się też zdecydowanie chłodniej, bardziej rześko, mogli w końcu pooddychać czymś sensownym, wrócić do równowagi.
- Ciekawe rzeczy mówiłeś o lampartach, wiązać się na całe życie, intrygujące. Chętnie posłucham jeszcze czegoś o was, o ile nie masz nic przeciwko. Nomen omen nadal bardzo mało o was wiem. - gładko zmieniła temat, powracając wzrokiem na Samaela. Chciała trochę rozluźnić atmosferę, poza tym naprawdę interesowała ją ich rasa, a skoro miała okazję dowiedzieć się czegoś więcej, czemu miałaby nie skorzystać?
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Może wspomnienie o zachowaniu Lyanny względem niego nie było zbytnio na miejscu, jednakże jeżeli kiedyś dojdzie do sytuacji w której rzeczywiście staliby się sobie bardziej bliscy, czarnulka będzie wiedziała by uważać na najwidoczniej niezwykle zdesperowaną królową. Co do pewności siebie - nie, zaloty królowej nie poruszyły nim w żaden sposób, nie miały być również argumentem dla którego Val powinna rozważyć "ofertę" czarnucha, co do partnerstwa, no chyba że podepnie to pod "Nie jest taki łatwy i łasy".
- Nie martw się, Val. Nie oczekiwałem że po tym wyznaniu rzucisz się w me objęcia i będziemy żyli długo i szczęśliwie, tak też... poczekam. Poczekam, bo jest na kogo.
Odrzekł, unosząc kącik pyska ku górze w delikatnym uśmiechu. Oczywiście bez problemu zauważył delikatne speszenie wymalowane na jej pysku gdy tylko ją tknął, co niezwykle ogrzało jego, wreszcie powoli uspakajające czarne serce. Swoją drogą, trzeba było przyznać że z biegiem czasu, zaczęło się tu robić niezwykle... romantycznie. Brakowało tylko księżyca w pełni i nieba pełnego gwiazd.
- Jasne, chętnie Cię dokształcę na "nasz" temat. - wyszczerzył się delikatnie, podnosząc swe dupsko, coby powoli ruszyć przed siebie, zerkając zza barku na lwicę, jakoby zachęcając ją do wspólnego spaceru. - Lamparty są samotnikami, nie tworzą stad, czy innych klanów, a jedyne większe grupy jakie istnieją, to takie wewnątrzrodzinne. To dlatego właśnie z taką ogromną dozą ostrożności podchodziłem do kwestii dołączenia do Grzyw. Jako, że jesteśmy samotnikami, większość lampartów szuka miejsc gdzie będą bezpieczne, oraz wykorzystają swoje atuty, a że tereny dżungli pasują idealnie - przynajmniej jeżeli mowa o takich czarnuchach jak ja - bardzo często to ona jest tego bezpieczeństwa źródłem. Nie jesteśmy wspaniałymi wojownikami, dlatego zwykle bierzemy ofiary z zaskoczenia, co można uważać za tchórzostwo, ale... no niestety nie jesteśmy takimi klocami mięśni jakimi są lwy. - przerwał na moment, czując lekkie zażenowanie. - Sytuacja wygląda jednak inaczej, gdy jakimś cudem lampart znajdzie sobie drugą połówkę - wtedy całe życie obraca się wokół wspólnych działań. Polowań, nawet tych bardziej otwartych, oznaczania terenu, obrony go - tu nie ma gorszej czy lepszej płci, jesteśmy sobie równi. Właśnie dlatego tak nienawidzę tych grzywiastych patusów, którzy czasem ruszą dupsko zabawić się z lwicą, a resztę obowiązków zrzucają na Was. Przynajmniej takie historie słyszałem od jakiegoś starego lwa, który często zagadywał mnie gdy byłem młodszy.
W sumie to było takie ogólnikowe, więc jeżeli czarnulka chciała - mogła pytać o co chce.
- Nie martw się, Val. Nie oczekiwałem że po tym wyznaniu rzucisz się w me objęcia i będziemy żyli długo i szczęśliwie, tak też... poczekam. Poczekam, bo jest na kogo.
Odrzekł, unosząc kącik pyska ku górze w delikatnym uśmiechu. Oczywiście bez problemu zauważył delikatne speszenie wymalowane na jej pysku gdy tylko ją tknął, co niezwykle ogrzało jego, wreszcie powoli uspakajające czarne serce. Swoją drogą, trzeba było przyznać że z biegiem czasu, zaczęło się tu robić niezwykle... romantycznie. Brakowało tylko księżyca w pełni i nieba pełnego gwiazd.
- Jasne, chętnie Cię dokształcę na "nasz" temat. - wyszczerzył się delikatnie, podnosząc swe dupsko, coby powoli ruszyć przed siebie, zerkając zza barku na lwicę, jakoby zachęcając ją do wspólnego spaceru. - Lamparty są samotnikami, nie tworzą stad, czy innych klanów, a jedyne większe grupy jakie istnieją, to takie wewnątrzrodzinne. To dlatego właśnie z taką ogromną dozą ostrożności podchodziłem do kwestii dołączenia do Grzyw. Jako, że jesteśmy samotnikami, większość lampartów szuka miejsc gdzie będą bezpieczne, oraz wykorzystają swoje atuty, a że tereny dżungli pasują idealnie - przynajmniej jeżeli mowa o takich czarnuchach jak ja - bardzo często to ona jest tego bezpieczeństwa źródłem. Nie jesteśmy wspaniałymi wojownikami, dlatego zwykle bierzemy ofiary z zaskoczenia, co można uważać za tchórzostwo, ale... no niestety nie jesteśmy takimi klocami mięśni jakimi są lwy. - przerwał na moment, czując lekkie zażenowanie. - Sytuacja wygląda jednak inaczej, gdy jakimś cudem lampart znajdzie sobie drugą połówkę - wtedy całe życie obraca się wokół wspólnych działań. Polowań, nawet tych bardziej otwartych, oznaczania terenu, obrony go - tu nie ma gorszej czy lepszej płci, jesteśmy sobie równi. Właśnie dlatego tak nienawidzę tych grzywiastych patusów, którzy czasem ruszą dupsko zabawić się z lwicą, a resztę obowiązków zrzucają na Was. Przynajmniej takie historie słyszałem od jakiegoś starego lwa, który często zagadywał mnie gdy byłem młodszy.
W sumie to było takie ogólnikowe, więc jeżeli czarnulka chciała - mogła pytać o co chce.

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Niechętnie, acz bez zbędnego marudzenia, podniosła się z ziemi i leniwie ruszyła za lampartem, pokrótce zrównując się z nim i idąc ramię w ramię, ku bliżej nieokreślonym miejscom. Było jej to absolutnie obojętne dokąd szli, byleby nie przekroczyli zbytnio stadnych granic, bo wtedy obydwoje mogliby mieć kłopoty. Rzecz jasna Samael miałby większe aniżeli ona, lecz tak czy tak oberwałaby przy okazji. Z nieukrywaną fascynacją i skupieniem zaczęła słuchać o zwyczajach lampartów, konotując wszystko w niewidzialnym notesie. Odkryła, że cętkowany potrafił ładnie się wysławiać, tworzyć merytoryczne i odpowiedniej długości zdania, choć czasem brzmiały one nieco potocznie. W każdym bądź razie, były złożone na tyle poprawnie, że zapamiętała każdą wypowiedzianą przez niego informację, choćby i tą najmniej ważną. Ze zdziwieniem odkryła również, że podoba się jej tembr jego głosu, który niczym niezmącony wylewał się jednostajnie z jego pyska. Głos ten i szklanka ciepłego mleka byłyby idealnym remedium na bezsenność, jaką miewała od czasu do czasu. Ale, wracając do spraw przyziemnych. "Nie jesteśmy wspaniałymi wojownikami, dlatego zwykle bierzemy ofiary z zaskoczenia". Z tym zgadzała się bezsprzecznie, miała dowód jego umiejętności jeszcze godzinę wcześniej, kiedy podkradł się do niej bezszelestnie, a ona żadnym ze zmysłów nie była w stanie go wykryć. I nawet kolor jego futra tutaj nie sprawiał mu problemów. Co się zaś tyczy reszty - ich folklor i wrodzone cechy były na tyle dobre oraz gruntowne, że aż poczuła szczery wstyd. Wstyd za własny gatunek. Do tej pory sądziła, że to, co wyczyniają samce lwów, w tym oddawanie polowań lwicom, obrony terytorialnej, masowy rozpłód, były czymś powszednim, zwyczajnym. Teraz wiedziała, że ich zachowania, w porównaniu do innych zwierząt, są prymitywne, grubiańskie i ordynarne. Nie mogła uwierzyć tylko w jedną rzecz - że o wszystkim opowiedział mu lew, który tak nagannie wypowiadałby się o swojej płci oraz rodowodzie.
- Czyli stado, z którego pochodzisz, było wewnątrzrodzinne? Odniosłam wrażenie, że było was tam całkiem sporo, no chyba, że byliście familią wielopokoleniową i wielodzietną. - zażartowała, dreptając raźnie tuż obok lamparta, czasem - bezdyskusyjnie przypadkowo - trącając go ogonem. Odłożyła wszystkie zmartwienia na bok i po prostu starała się cieszyć chwilą obecną. - I co miało oznaczać "gdy jakimś cudem lampart znajdzie sobie drugą połówkę"? Jesteście aż tacy wybredni, czy brakuje tam u was płci żeńskiej? - och, mając za przykład Samaela, podejrzewała, że byli bardzo, bardzo wybredni. Oczywiście wiedziała, że to kwestia ich introwertyzmu, ale i tak chciała się z nim trochę podroczyć, jak to miała w zwyczaju.
- Interesuje mnie ten stary lew, który cię zagadywał. Opowiesz o nim coś więcej? Albo jakie rzeczy jeszcze mówił o nas? Nie często spotyka się kogoś takiego. - tu posłała mu wymowne spojrzenie, lecz jeśli tego nie zauważył, odwróciła wzrok czym prędzej i znowu zawiesiła go na pomarańczowym nieboskłonie, jak gdyby nigdy nic.
- Czyli stado, z którego pochodzisz, było wewnątrzrodzinne? Odniosłam wrażenie, że było was tam całkiem sporo, no chyba, że byliście familią wielopokoleniową i wielodzietną. - zażartowała, dreptając raźnie tuż obok lamparta, czasem - bezdyskusyjnie przypadkowo - trącając go ogonem. Odłożyła wszystkie zmartwienia na bok i po prostu starała się cieszyć chwilą obecną. - I co miało oznaczać "gdy jakimś cudem lampart znajdzie sobie drugą połówkę"? Jesteście aż tacy wybredni, czy brakuje tam u was płci żeńskiej? - och, mając za przykład Samaela, podejrzewała, że byli bardzo, bardzo wybredni. Oczywiście wiedziała, że to kwestia ich introwertyzmu, ale i tak chciała się z nim trochę podroczyć, jak to miała w zwyczaju.
- Interesuje mnie ten stary lew, który cię zagadywał. Opowiesz o nim coś więcej? Albo jakie rzeczy jeszcze mówił o nas? Nie często spotyka się kogoś takiego. - tu posłała mu wymowne spojrzenie, lecz jeśli tego nie zauważył, odwróciła wzrok czym prędzej i znowu zawiesiła go na pomarańczowym nieboskłonie, jak gdyby nigdy nic.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Cóż, starał się mówić najsensowniej jak tylko potrafił, choć nie zawsze mu to wychodziło, czego oczywiście był świadom. Nie był najlepszym mówcą, był raczej jednym z tych którzy słuchają, niżeli paplają, ale póki Gvalch'ca rozumiała co miał jej do przekazania - zbytnio się nie przejmował. Ciekawym również był fakt, iż czarnulce podoba się jego głos - gdyby o tym wiedział, nie myślałby o sobie niczym o jakimś fetyszyście, który jara się czyimś głosem... o Falce mógłby też w ten sposób myśleć!
- Cóż, nie nazwałbym naszej grupy stadem. To był zlepek różnorakich osobników, nie potrafiących znaleźć sobie bezpiecznego miejsca. Z "rodziny" był tam tylko ojciec i matka, nie kojarzę nikogo więcej, choć kilka samic tytułowało się "ciotkami". - oczywiście że nie miał normalnej rodziny, tak też nie traktował nikogo w sposób, w jaki powinien ją traktować. Wolał o wszystkim zapomnieć, a zmierzła mina która nadpisała ciepły uśmiech, była tego idealnym znakiem. Na szczęście jednak Falka przybyła z pomocą, a raczej - jej ogon z nią przybył. Czując jej dotyk, raz po raz zerkał na samicę z niezwykle dzieciuchowym spojrzeniem, jakoby pytając "Tak chcesz się bawić?', by wreszcie samemu wręcz przylgnąć do jej boku, oplątując swój giętki, czarny ogon wokół ogona lwicy. Nie oddam, moje!
- Cóż, kwestia charakteru i wierzeń. Lamparty są niezwykle dumnymi kotami, więc zwykle wierzą że zasługują na to co najlepsze, a to co najlepsze - przychodzi z chwilą gdy przemawia serce. Może być wiele wspaniałych samic, czy samców, ale dopóki serce nie da znaku - nie ma szans na cokolwiek. Gdy zaś serce przemawia, a druga strona jest chętna mu odpowiedzieć - dopiero wtedy można mówić o jakiejkolwiek przyszłości.
Tak to niestety było. On jako lampart, będąc odrzuconym - musiałby czekać aż znajdzie się taka, dla której serce znowuż zabije mocniej, a znając swe szczęście - już raczej żadna inna by się nie znalazła.
- Hmmm... nie znałem go zbytnio. Kiedyś wszyscy dorośli zbierali się w grupie i wysłuchiwali jego opowieści. To był stary lew, taki... szary, a jego grzywa wręcz biała. Podobno został wygnany ze swego stada, więc czasem dostawał schronienie u nas. W zamian opowiadał o lwach... - przerywając na moment, podrapał się pazurem po brodzie, jakoby sięgając pamięcią do tych wydarzeń. - Zawsze wpajano mi, że lwy to władcy, że dbają o stada, o partnerki, o wszelkie zwierzęta. On zaś mówił że to nie prawda, opowiadał o tym jaka jest rzeczywistość. Pewnego razu zarzuciłem mu że kłamał i odszedłem, nie chcąc więcej tego słuchać. Od tamtej pory, gdy zmierzał do nas zwykle mnie zagadywał... czy zmierzyłem się z rzeczywistością, czy jestem gotów przestać wierzyć w kolorowe bajeczki i spojrzeć na sprawę tak jak powinienem. Ostatecznie.. wyszło na to że miał rację.
Kończąc ten monolog, spojrzał ku niebu, jakoby szukając jego duszy. Podobno gdzieś tam jest, a przynajmniej tak zapewniała go kiedyś mała lisiczka.
- Cóż, nie nazwałbym naszej grupy stadem. To był zlepek różnorakich osobników, nie potrafiących znaleźć sobie bezpiecznego miejsca. Z "rodziny" był tam tylko ojciec i matka, nie kojarzę nikogo więcej, choć kilka samic tytułowało się "ciotkami". - oczywiście że nie miał normalnej rodziny, tak też nie traktował nikogo w sposób, w jaki powinien ją traktować. Wolał o wszystkim zapomnieć, a zmierzła mina która nadpisała ciepły uśmiech, była tego idealnym znakiem. Na szczęście jednak Falka przybyła z pomocą, a raczej - jej ogon z nią przybył. Czując jej dotyk, raz po raz zerkał na samicę z niezwykle dzieciuchowym spojrzeniem, jakoby pytając "Tak chcesz się bawić?', by wreszcie samemu wręcz przylgnąć do jej boku, oplątując swój giętki, czarny ogon wokół ogona lwicy. Nie oddam, moje!
- Cóż, kwestia charakteru i wierzeń. Lamparty są niezwykle dumnymi kotami, więc zwykle wierzą że zasługują na to co najlepsze, a to co najlepsze - przychodzi z chwilą gdy przemawia serce. Może być wiele wspaniałych samic, czy samców, ale dopóki serce nie da znaku - nie ma szans na cokolwiek. Gdy zaś serce przemawia, a druga strona jest chętna mu odpowiedzieć - dopiero wtedy można mówić o jakiejkolwiek przyszłości.
Tak to niestety było. On jako lampart, będąc odrzuconym - musiałby czekać aż znajdzie się taka, dla której serce znowuż zabije mocniej, a znając swe szczęście - już raczej żadna inna by się nie znalazła.
- Hmmm... nie znałem go zbytnio. Kiedyś wszyscy dorośli zbierali się w grupie i wysłuchiwali jego opowieści. To był stary lew, taki... szary, a jego grzywa wręcz biała. Podobno został wygnany ze swego stada, więc czasem dostawał schronienie u nas. W zamian opowiadał o lwach... - przerywając na moment, podrapał się pazurem po brodzie, jakoby sięgając pamięcią do tych wydarzeń. - Zawsze wpajano mi, że lwy to władcy, że dbają o stada, o partnerki, o wszelkie zwierzęta. On zaś mówił że to nie prawda, opowiadał o tym jaka jest rzeczywistość. Pewnego razu zarzuciłem mu że kłamał i odszedłem, nie chcąc więcej tego słuchać. Od tamtej pory, gdy zmierzał do nas zwykle mnie zagadywał... czy zmierzyłem się z rzeczywistością, czy jestem gotów przestać wierzyć w kolorowe bajeczki i spojrzeć na sprawę tak jak powinienem. Ostatecznie.. wyszło na to że miał rację.
Kończąc ten monolog, spojrzał ku niebu, jakoby szukając jego duszy. Podobno gdzieś tam jest, a przynajmniej tak zapewniała go kiedyś mała lisiczka.

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Oprócz oczywistej czarnej urody, łączył ich też inny aspekt - oboje nie byli gadułami i woleli słuchać, aniżeli mówić. Co w obecnej sytuacji mogło by się wydawać co najmniej fałszem, gdyż każde z nich wymieniało się nawzajem opowieściami tudzież pytaniami i to wcale nie takimi krótkimi. Ktoś jej kiedyś powiedział, że przy bratniej duszy zmieniali się na lepsze, nie miała już chyba co do tego najmniejszych wątpliwości. Mało tego, gdy już milczeli, a jedynym dźwiękiem dookoła były odgłosy natury, również czuła się dobrze, nie było tej niezręczności, a przynajmniej ona jej nie zauważała. To chyba pozytywnie rokowało?
Zlepek różnorakich osobników nie potrafiących znaleźć sobie miejsca. To mogło zabrzmieć dość dwojako. Mogło oznaczać, że faktycznie w ich dżungli nie wiodło się najlepiej i bezpieczniej, więc nagięli instynktowne zasady i stworzyli grupę, albo byli samymi typami spod ciemnej gwiazdy, mordercami, gwałcicielami i rabusiami, szabrującymi niewinne zwierzęta. Jego ojciec na pewno do takowych należał. Miała nadzieję, że Sam nie wdał się w niego, a złe geny nie ujawnią się z biegiem lat. Ani jemu, ani jego latorośli... z kimkolwiek by jej nie posiadał.
Nie przewidziała, że lampart odbierze niewinne zaczepki aż tak dosłownie i zacznie na nią tak mocno napierać. Ech, faceci, daj im palec, a wezmą całą rękę. Poczekała, aż cętkowany odczuje radochę z takiego położenia, po czym odsunęła się i odwiązała ogon od jego kity. W takiej pozycji szło się bardzo niewygodnie, a im dalej w las, tym więcej napotykali nierówności terenu.
- "Zasługują na to co najlepsze", cóż za megalomania. - parsknęła, wcinając się po wypowiedzi tamtego, psując ckliwą atmosferę, jaka się utworzyła. Czy zamierzenie, czy nie, musiał już ocenić sam. To było silniejsze od niej, widząc przywarę czy inny błąd - musiała go wytknąć, wskazać palcem, namówić do poprawy. Tacy byli perfekcjoniści.
- Gdyby nie to, że wszystko o czym mówił było prawdą, pomyślałabym, że wypowiada się o nich niepochlebnie tylko dlatego, że wyleciał ze stada i chce poczuć nutkę satysfakcji. - wzruszyła ramionami. Siwy na pewno był mądrym lwem, musiał też wzbudzać duże zaufanie wśród panter, skoro wierzyły w każde jego słowo, nawet te największe niedowiarki jak Samael. To jej o czymś przypomniało. Przełknęła ślinę i zamyśliła się na chwilkę.
- Wiesz, jak już mowa o starych ekscentrycznych lwach, które wzięły się nie wiadomo skąd... w moim dawnym ugrupowaniu był taki jeden. Nie wiem czy cię to zainteresuje, ale i tak opowiem ci o nim, bo podobno lubisz słuchać mojego głosu. - to był zarówno pstryczek w nos, jak i dowód, że słucha go bardzo uważnie. - To były dla nas dość ciężkie czasy, w dodatku panował wirus nosówki. Jedni umierali od razu, drudzy wykurowywali się po kilku dniach, ja zaś chorowałam bardzo długo. Nie pamiętam dokładnie ile, miałam wtedy raptem kilka miesięcy, byłam więc dzieckiem. Leżałam z gorączką, nie mogłam utrzymać jedzenia, plułam krwią, ogólnie rzecz biorąc było bardzo źle. Rodzice już wręcz szykowali się do mojego pochówku. No i któregoś dnia zawitał do nas pewien ciemnogrzywy nomad, wołali na niego Helmut. To był bardzo dziwny lew, pewien czas nawet się go bałam. Podawał mi codziennie ohydne ziołowe napary, wcierał dziwne substancje w okolicach zatok i nosa i o dziwo to podziałało. Nie chciał za to żadnego wynagrodzenia, zwinął swoje manatki i opuścił nas, bez słowa. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tu dziś. - spuściła wzrok, czekając, aż Sam wszystko to sobie poukłada. Gdy uznała, że może kontynuować, odchrząknęła i mówiła dalej. - Kilka miesięcy temu, gdy leżałam ranna po walce na kozetce u jednego szamana, stwierdził, że jakiś duch chce się ze mną skomunikować. Nie wierzyłam w życie pozagrobowe, wyśmiałam go, ale kiedy podał mi jego imię oraz wszystkie szczegóły z tamtych lat, w których się spotkaliśmy, sama omal nie wyzionęłam ducha. Teraz, po śmierci upomina się o zapłatę, a ja nawet nie wiem, jak się do tego zabrać. Dał mi zadanie wręcz niemożliwe do wykonania. Powiedziałam na odczepne, że mu pomogę, od tamtej pory mnie nie nęka i siedzi cicho, choć kto wie, czy nie jestem na kontrolowanym. Pewnie uważasz mnie teraz za wariatkę, co? - i tak o to przeszli z romantycznych niuansów do opowieści o zabarwieniu paranormalnym, co za plot twist. Nie zdziwi się, jak Sam wybuchnie śmiechem, albo faktycznie uzna ją za niepoczytalną i spieprzy gdzie pieprz rośnie.
Zlepek różnorakich osobników nie potrafiących znaleźć sobie miejsca. To mogło zabrzmieć dość dwojako. Mogło oznaczać, że faktycznie w ich dżungli nie wiodło się najlepiej i bezpieczniej, więc nagięli instynktowne zasady i stworzyli grupę, albo byli samymi typami spod ciemnej gwiazdy, mordercami, gwałcicielami i rabusiami, szabrującymi niewinne zwierzęta. Jego ojciec na pewno do takowych należał. Miała nadzieję, że Sam nie wdał się w niego, a złe geny nie ujawnią się z biegiem lat. Ani jemu, ani jego latorośli... z kimkolwiek by jej nie posiadał.
Nie przewidziała, że lampart odbierze niewinne zaczepki aż tak dosłownie i zacznie na nią tak mocno napierać. Ech, faceci, daj im palec, a wezmą całą rękę. Poczekała, aż cętkowany odczuje radochę z takiego położenia, po czym odsunęła się i odwiązała ogon od jego kity. W takiej pozycji szło się bardzo niewygodnie, a im dalej w las, tym więcej napotykali nierówności terenu.
- "Zasługują na to co najlepsze", cóż za megalomania. - parsknęła, wcinając się po wypowiedzi tamtego, psując ckliwą atmosferę, jaka się utworzyła. Czy zamierzenie, czy nie, musiał już ocenić sam. To było silniejsze od niej, widząc przywarę czy inny błąd - musiała go wytknąć, wskazać palcem, namówić do poprawy. Tacy byli perfekcjoniści.
- Gdyby nie to, że wszystko o czym mówił było prawdą, pomyślałabym, że wypowiada się o nich niepochlebnie tylko dlatego, że wyleciał ze stada i chce poczuć nutkę satysfakcji. - wzruszyła ramionami. Siwy na pewno był mądrym lwem, musiał też wzbudzać duże zaufanie wśród panter, skoro wierzyły w każde jego słowo, nawet te największe niedowiarki jak Samael. To jej o czymś przypomniało. Przełknęła ślinę i zamyśliła się na chwilkę.
- Wiesz, jak już mowa o starych ekscentrycznych lwach, które wzięły się nie wiadomo skąd... w moim dawnym ugrupowaniu był taki jeden. Nie wiem czy cię to zainteresuje, ale i tak opowiem ci o nim, bo podobno lubisz słuchać mojego głosu. - to był zarówno pstryczek w nos, jak i dowód, że słucha go bardzo uważnie. - To były dla nas dość ciężkie czasy, w dodatku panował wirus nosówki. Jedni umierali od razu, drudzy wykurowywali się po kilku dniach, ja zaś chorowałam bardzo długo. Nie pamiętam dokładnie ile, miałam wtedy raptem kilka miesięcy, byłam więc dzieckiem. Leżałam z gorączką, nie mogłam utrzymać jedzenia, plułam krwią, ogólnie rzecz biorąc było bardzo źle. Rodzice już wręcz szykowali się do mojego pochówku. No i któregoś dnia zawitał do nas pewien ciemnogrzywy nomad, wołali na niego Helmut. To był bardzo dziwny lew, pewien czas nawet się go bałam. Podawał mi codziennie ohydne ziołowe napary, wcierał dziwne substancje w okolicach zatok i nosa i o dziwo to podziałało. Nie chciał za to żadnego wynagrodzenia, zwinął swoje manatki i opuścił nas, bez słowa. Gdyby nie on, nie byłoby mnie tu dziś. - spuściła wzrok, czekając, aż Sam wszystko to sobie poukłada. Gdy uznała, że może kontynuować, odchrząknęła i mówiła dalej. - Kilka miesięcy temu, gdy leżałam ranna po walce na kozetce u jednego szamana, stwierdził, że jakiś duch chce się ze mną skomunikować. Nie wierzyłam w życie pozagrobowe, wyśmiałam go, ale kiedy podał mi jego imię oraz wszystkie szczegóły z tamtych lat, w których się spotkaliśmy, sama omal nie wyzionęłam ducha. Teraz, po śmierci upomina się o zapłatę, a ja nawet nie wiem, jak się do tego zabrać. Dał mi zadanie wręcz niemożliwe do wykonania. Powiedziałam na odczepne, że mu pomogę, od tamtej pory mnie nie nęka i siedzi cicho, choć kto wie, czy nie jestem na kontrolowanym. Pewnie uważasz mnie teraz za wariatkę, co? - i tak o to przeszli z romantycznych niuansów do opowieści o zabarwieniu paranormalnym, co za plot twist. Nie zdziwi się, jak Sam wybuchnie śmiechem, albo faktycznie uzna ją za niepoczytalną i spieprzy gdzie pieprz rośnie.
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Gdy tylko skończyłaś mówić @Gvalch'ca poczułaś jak coś w twojej torbie... drga? A gdy ją otworzyłaś, aż ciężko nie było zauważyć, że kamień który zabrałaś z kamiennego kręgu znowu się mienił. Tym razem delikatnym, bladym jasnoniebieskim światłem, gdy tylko dotknęłaś go łapą poczułaś coś dziwnego, twoje zmysły wyostrzyły się oraz otępiały w tej samej chwili. Mimo iż miałaś wrażenie, że twoje zmysły przestały działać to w dalszym ciągu czułaś, widziałaś, słyszałaś. Jednak z tym wszystkich było ukryte coś jeszcze, to coś co odczułaś. Ostrzeżenie. Nie mogłaś wiedzieć dokładnie przed czym, ale to... coś... wrażenie, że nie powinnaś wracać do swojego domu. Do swojej groty, gdzie uzdrowiłaś Lyannę. Na tereny swojego stada. Nie trwało to dłużej niż pare sekund, ale gdy tylko się skończyło wszystko wróciło do normy. Twoje zmysły znowu były w najlepszej formie, ale w pamięci ci zostało to krótkie, ale jakże dziwne odczucie. Kamień w dalszym ciągu drgał delikatnie, jeszcze słabiej niż wcześniej mieniąc się, co to wszystko mogło znaczyć? A co najciekawsze, Samael mógł bez problemu dostrzec, że na tą dosłownie chwilę cię przy mroczyło.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Szczęśliwie dla Sama, nie odebrał reakcji Falki negatywnie, w pewnym sensie to rozumiejąc. Trochę na siłę szukał możliwości by się do niej zbliżyć, był upartym... lampartem, więc aż dziw że jeszcze go nie zjechała, szczególnie że zachowywał się trochę jak nafutrowany dzieciak - z jednej strony szanował jej decyzję, a z drugiej... za bardzo dawał się ponieść swym uczuciom. Chyba będzie trzeba się uspokoić, bo jeszcze zniechęci czarną do siebie i będzie starym kawalerem.
- Tak właściwie, każdy zasługuje na to co najlepsze, no chyba że jest się lwem z ego większym od przyrodzenia. - LWEM, samcem, nie lwem w ogólnym tego słowa znaczeniu. A zresztą, będzie wiedziała o co chodzi, nie miała uchowanego gdzieś sprzętu... chyba. - Zdążyłem się przekonać o tym jacy są Ci wasi samce... mam jednak cichą nadzieję, że gdzieś są jeszcze tacy... rozumni i kierujący się czymś więcej niż ciągotą do seksu.
Mając takiego sojusznika, czy kumpla - jakkolwiek go nazywając, rozszerzyłoby się pole do popisu w aspekcie przyszłościowych akcji, czy po prostu zwykłej egzystencji.
- Zamieniam się w słuch.
Odrzekł jej krótko, połowicznie się odwracając, jakoby czując że będzie to jakaś poważniejsza opowieść. I w sumie, nie mylili się - ani ona, ani on.Mógł jej słuchać w nieskończoność, a przynajmniej dopóki temat rozmowy był zajmujący i sensowny, a nie gadanie o dupie marynie, czy wspominki o ostatniej kupie. A co do opowieści czarnej - sam nie rozumiał o cholerę tu chodziło z tym całym znachorem. Pojawić się znikąd, wyleczyć - bądź co bądź - poważnie chorą, młodą lwicę i nie chcąc za to niczego - zniknąć? Cholera, to brzmiało zbyt pięknie... takie sytuacje zawsze wracały z jakimiś konsekwencjami.
- A może on był jakoś z Tobą powiązany? Wiesz, może był kiedyś przyjacielem rodziny, zapomnianym, lub odrzuconym... i czuł wewnętrzną potrzebę by się za coś odwdzięczyć i pomóc? Takie sytuacje zwykle mają jakieś sensowne wytłumaczenie.
Może rodzina ukrywała takie fakty przed Falką? To rzeczywiście była kwestia do głębszego przemyślenia i rozbicia na części pierwsze. Póki co jednak, lwica ponownie zabrała głos, a Sam poczuł jakiś dziwny wewnętrzny niepokój. Cóż, czarny nigdy nie doświadczył żadnych spotkań czy innych kontaktów duchowych, więc podchodził do tej kwestii z lekkim dystansem, aczkolwiek nie było tak jak Falka to sobie wyobrażała - nie uważał jej za chorą psychicznie. Może gdyby to był pierwszy raz, to by ją wyśmiał... ale nie w tym przypadku.
- Nie, Val. Uhm... pamiętasz gdy po spotkaniu w wulkanie się rozeszliśmy? Miałem poszukać królowej i obmówić z nią kwestię stada. W drodze na wasze tereny, spotkałem... samiczkę Fenka. Hiraeth? Tak miała na imię, o ile dobrze pamiętam... i była szamanką. Nie spotkałem się wtedy z tematem szamanizmu, więc owszem - było to dla mnie zabawne, ale... gdy tak rozmowa między nami się rozwinęła, wszystko zaczęło nabierać sensu. Mówiła mi o kontaktach z duchami, o tym że one są wśród nas, obserwują, reagują na nasze poczynania... oraz o tym, że nawet ja, po sesji lub kilku, mógłbym takowy kontakt nawiązać, co prawda nie osobiście, ale poprzez Szamana. Poprosić o radę, zapytać o potrzeby, o przyszłość... więc wierzę Ci.
Tak się rozgadał, że chyba... wymęczył czarnulkę, a przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż w pewnym momencie wyglądała na... nieobecną? Była niczym puste naczynie, z którego ktoś skradł całą energię. To chyba zbyt ciężkie tematy na rozmowę.
- Hej, Val... słuchasz mnie? Taka jakaś niewyraźna jesteś.
Pomachał jej łapskiem przed oczyma, oczekując jakiejkolwiek reakcji.
- Tak właściwie, każdy zasługuje na to co najlepsze, no chyba że jest się lwem z ego większym od przyrodzenia. - LWEM, samcem, nie lwem w ogólnym tego słowa znaczeniu. A zresztą, będzie wiedziała o co chodzi, nie miała uchowanego gdzieś sprzętu... chyba. - Zdążyłem się przekonać o tym jacy są Ci wasi samce... mam jednak cichą nadzieję, że gdzieś są jeszcze tacy... rozumni i kierujący się czymś więcej niż ciągotą do seksu.
Mając takiego sojusznika, czy kumpla - jakkolwiek go nazywając, rozszerzyłoby się pole do popisu w aspekcie przyszłościowych akcji, czy po prostu zwykłej egzystencji.
- Zamieniam się w słuch.
Odrzekł jej krótko, połowicznie się odwracając, jakoby czując że będzie to jakaś poważniejsza opowieść. I w sumie, nie mylili się - ani ona, ani on.Mógł jej słuchać w nieskończoność, a przynajmniej dopóki temat rozmowy był zajmujący i sensowny, a nie gadanie o dupie marynie, czy wspominki o ostatniej kupie. A co do opowieści czarnej - sam nie rozumiał o cholerę tu chodziło z tym całym znachorem. Pojawić się znikąd, wyleczyć - bądź co bądź - poważnie chorą, młodą lwicę i nie chcąc za to niczego - zniknąć? Cholera, to brzmiało zbyt pięknie... takie sytuacje zawsze wracały z jakimiś konsekwencjami.
- A może on był jakoś z Tobą powiązany? Wiesz, może był kiedyś przyjacielem rodziny, zapomnianym, lub odrzuconym... i czuł wewnętrzną potrzebę by się za coś odwdzięczyć i pomóc? Takie sytuacje zwykle mają jakieś sensowne wytłumaczenie.
Może rodzina ukrywała takie fakty przed Falką? To rzeczywiście była kwestia do głębszego przemyślenia i rozbicia na części pierwsze. Póki co jednak, lwica ponownie zabrała głos, a Sam poczuł jakiś dziwny wewnętrzny niepokój. Cóż, czarny nigdy nie doświadczył żadnych spotkań czy innych kontaktów duchowych, więc podchodził do tej kwestii z lekkim dystansem, aczkolwiek nie było tak jak Falka to sobie wyobrażała - nie uważał jej za chorą psychicznie. Może gdyby to był pierwszy raz, to by ją wyśmiał... ale nie w tym przypadku.
- Nie, Val. Uhm... pamiętasz gdy po spotkaniu w wulkanie się rozeszliśmy? Miałem poszukać królowej i obmówić z nią kwestię stada. W drodze na wasze tereny, spotkałem... samiczkę Fenka. Hiraeth? Tak miała na imię, o ile dobrze pamiętam... i była szamanką. Nie spotkałem się wtedy z tematem szamanizmu, więc owszem - było to dla mnie zabawne, ale... gdy tak rozmowa między nami się rozwinęła, wszystko zaczęło nabierać sensu. Mówiła mi o kontaktach z duchami, o tym że one są wśród nas, obserwują, reagują na nasze poczynania... oraz o tym, że nawet ja, po sesji lub kilku, mógłbym takowy kontakt nawiązać, co prawda nie osobiście, ale poprzez Szamana. Poprosić o radę, zapytać o potrzeby, o przyszłość... więc wierzę Ci.
Tak się rozgadał, że chyba... wymęczył czarnulkę, a przynajmniej tak mu się wydawało, gdyż w pewnym momencie wyglądała na... nieobecną? Była niczym puste naczynie, z którego ktoś skradł całą energię. To chyba zbyt ciężkie tematy na rozmowę.
- Hej, Val... słuchasz mnie? Taka jakaś niewyraźna jesteś.
Pomachał jej łapskiem przed oczyma, oczekując jakiejkolwiek reakcji.

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
- Wykluczone. Wszyscy widzieli go po raz pierwszy w życiu, nie mógł być też nikim z rodziny, nawet bardzo bardzo dalekiej, bo nie był zupełnie do nikogo podobny. Moja familia nie miała w zwyczaju przyjmować w gościnę kogoś, z kim była pokłócona lub miała inne nierozwiązane porachunki. Byliśmy dość... rygorystyczni. - lekko mówiąc. Zazwyczaj delikwenci kończyli na dnie jeziora, albo po prostu dwa metry pod ziemią. Jej ojciec, włodarz tamtych ziem, nie certolił się w takich sprawunkach. Ale mniejsza o to. Samael poruszył dobra kwestię i zadał dobre pytanie, jednak musiała ostudzić jego entuzjazm i zamknąć poszlaki. - I ta wewnętrzna potrzeba minęła po śmierci, gdy jednak zmienił zdanie i domaga się zapłaty? Dobre sobie. - jeśli faktycznie tak było, lew musiał być bardzo niezdecydowaną osobą, z humorkami gorszymi od baby w ciąży. Poza tym nie wyglądał na kogoś, kto robi coś charytatywnie, dlatego jego decyzja wszystkich zaszokowała. - Wyobraź sobie, że kazał mi szukać jego mordercy, samemu nawet nie wiedząc, kim on jest. Jako jedynego podejrzanego podał, uwaga trzymaj się, kanclerza Lwiej Ziemi, który z mordem i krwiożerczością ma tyle wspólnego, co my z bielą. Nie miał na to jakichkolwiek dowodów, rzucał tylko niemrawymi insynuacjami. A zresztą, szaman miał tutaj przyjść, gdy dowiedzą się czegoś więcej i będą w stanie przekazać bardziej sensowne toposy i argumentację, lecz było to tuż po moim dołączeniu do Szkarłatnych Grzyw, a więc bardzo dawno temu. Możliwe, że sprawa już jest nieaktualna, bo sami ją rozwiązali, także mogę spać spokojnie. - wzruszyła barkami, nie mogła się martwić na zapas, bo i tak miała już od cholery na głowie.
Słuchała Samaela i kiwała miarowo hebanowym łbem. Czyli jej wierzył, odetchnęła z ulgą. Pewnie gdyby nie ta fenka, którą napotkał przypadkiem podczas podróży, widziałaby jego czarny zad znikający w wysokiej trawie. Dziwiło ją tylko to, co mówił o "sesjach". Specjalnie chciał się z kimś porozumieć z zaświatów? Tylko z kim? Zapytałaby o to, ale nagle jej sakwojaż zaczął wibrować, jakby miała w środku dzwoniący telefon. Odpięła płat skóry i aż oślepiło ją od blasku kryształu. Co do.. Z czystej ciekawości - oraz głupoty - złapała za niego pazurami i wszystko to, co wydarzyło się na plaży, znów miało miejsce. Znów czuła smak miodu, znów wpadła w idyllę, znów przed oczyma widziała różne obrazy. Tym razem, na szczęście, z jej mordy nie zaczęła kapać ślina. Teraz jednak było coś jeszcze, coś niepokojącego, ale i krótkiego. Po kilku chwilach ekstaza minęła, wszystko wróciło do normy, odzyskała kontakt z rzeczywistością. Zła na siebie wrzuciła kryształ do torby i zapięła ją. Przypomniała sobie "wizję" sprzed paru sekund. Nie zastanawiała się nad nią głębiej, uznała to za urojenia po kontakcie fizycznym z otoczakiem, bez ładu i składu. Wtedy też z pomocą przybył cętkowany.
- Widzisz to? - odpięła jeszcze na chwilkę torbę, by lampart mógł przyjrzeć się ledwo tlącemu się kryształowi. - Znaleźliśmy to ustrojstwo wtedy, na wysepce. Nie mam pojęcia co z tym jest nie tak, gdy się go dotknie, czujesz się zupełnie jak po kocimiętce. W dodatku zaczyna świecić się bez konkretnej przyczyny i po chwili przestaje. Miałam znaleźć szamana, który by lepiej się temu przyjrzał, ale jedyny jakiego znam, mieszka dość daleko stąd.. Może ty masz jakiś pomysł? Ten białas, którego widziałeś, był szamanem i miał pomóc, ale widzisz jakie są rezultaty. Potrzeba nam kogoś, kto się zna na rzeczy, bez dwóch zdań.
Słuchała Samaela i kiwała miarowo hebanowym łbem. Czyli jej wierzył, odetchnęła z ulgą. Pewnie gdyby nie ta fenka, którą napotkał przypadkiem podczas podróży, widziałaby jego czarny zad znikający w wysokiej trawie. Dziwiło ją tylko to, co mówił o "sesjach". Specjalnie chciał się z kimś porozumieć z zaświatów? Tylko z kim? Zapytałaby o to, ale nagle jej sakwojaż zaczął wibrować, jakby miała w środku dzwoniący telefon. Odpięła płat skóry i aż oślepiło ją od blasku kryształu. Co do.. Z czystej ciekawości - oraz głupoty - złapała za niego pazurami i wszystko to, co wydarzyło się na plaży, znów miało miejsce. Znów czuła smak miodu, znów wpadła w idyllę, znów przed oczyma widziała różne obrazy. Tym razem, na szczęście, z jej mordy nie zaczęła kapać ślina. Teraz jednak było coś jeszcze, coś niepokojącego, ale i krótkiego. Po kilku chwilach ekstaza minęła, wszystko wróciło do normy, odzyskała kontakt z rzeczywistością. Zła na siebie wrzuciła kryształ do torby i zapięła ją. Przypomniała sobie "wizję" sprzed paru sekund. Nie zastanawiała się nad nią głębiej, uznała to za urojenia po kontakcie fizycznym z otoczakiem, bez ładu i składu. Wtedy też z pomocą przybył cętkowany.
- Widzisz to? - odpięła jeszcze na chwilkę torbę, by lampart mógł przyjrzeć się ledwo tlącemu się kryształowi. - Znaleźliśmy to ustrojstwo wtedy, na wysepce. Nie mam pojęcia co z tym jest nie tak, gdy się go dotknie, czujesz się zupełnie jak po kocimiętce. W dodatku zaczyna świecić się bez konkretnej przyczyny i po chwili przestaje. Miałam znaleźć szamana, który by lepiej się temu przyjrzał, ale jedyny jakiego znam, mieszka dość daleko stąd.. Może ty masz jakiś pomysł? Ten białas, którego widziałeś, był szamanem i miał pomóc, ale widzisz jakie są rezultaty. Potrzeba nam kogoś, kto się zna na rzeczy, bez dwóch zdań.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
No cóż, nie chciał się z czarną wykłócać... choć dalej cholernie go jakoś ta kwestia wewnętrznie ziębiła. Niby nie znał rodziny czarnej, aczkolwiek każda, nawet ta trzymająca się rygoru gromadka, ma sekrety które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Jak jednak ostatecznie było, raczej się nie dowiedzą. A może?
- Może to złe porównanie, ale... słyszałem o zwyczaju obdarowywania kogoś prezentami, które jakoby miały być odzwierciedleniem zadowolenia z relacji jaka dane osobniki wiązała. Gdy relacja ta się kończyła - prezenty się oddawało. Może jego prezentem dla Ciebie było życie i zdrowie, a teraz pragnie byś się odwdzięczyła? Wiesz, jest martwy, poza tym mówiłaś że się go obawiałaś, więc ta więź mogła tak właściwie być silna tylko po jednej stronie, a ostatecznie zaniknęła wraz z jego śmiercią. - westchnął cicho, trochę nie wiedząc po co tak się w ten temat wdrążył. - Do czego to doszło, żebym rozmyślał nad jakimiś szamańskimi kwestiami.
Od tego wszystkiego miał łeb jak sklep, a Val dołożyła mu kolejne kwestie które musiały zostać rozłożone na czynniki pierwsze. Kanclerz Lwiej Ziemi... pamiętał że ktoś również również pragnął jego śmierci.
- Chwila, chwila... coś mi tu nie gra. Mówisz, że ten cały Helmut, oskarżył Kanclerza Lwiej Ziemi o swoją śmierć, tak? Nie wiem czy Ci wspominałem, ale zanim się spotkaliśmy, wpadłem na lwicę, Lwioziemkę, która również pragnęła śmierci Kanclerza. Wspominała, że sposób w jaki tam się rządzi, wyniszcza lwioziemców, że są upokarzani. Danusia... tak, tak się nazywała. Może więc rzeczywiście pod maską przyjemnego, pragnącego dobra lewka, kryć może się krwiożerczy skurwiel?
To dawało sporo do myślenia. I było małym kawałkiem w wydawałoby się - niezwykle skomplikowanej układance. Falka jednak zdawała się na spokojną, więc niby nie powinni się tak tym zbytnio przejmować, jednakże gdyby temat ponownie dał o sobie znać - mieliby już jakąś odskocznię. Póki co jednak, wolał się skupić na powodzie nagłego zatracenia się Medyczki. Czyli to nie on zanudzał, a sprawa była bardziej... pokręcona.
- To dlatego musiało mnie tak przymulić gdy na Was czekałem. - stwierdził, bacznie przyglądając się kryształowi, nasłuchując dalszych słów płynących z ust szkarłatnej. - Uhm... A czy w stadzie czasem nie ma Szamana? O ile dobrze kojarzę, Nataka była szamanką, oraz należała do Grzyw.
No chyba że coś się zmieniło. Nim jednak pozwolił lwicy pociągnąć temat dalej, niczym ciekawskie kocię - dotknął trzymanego przez nią kryształu łapskiem, trochę nie wierząc że może mieć taki efekt jak opisywała go czarna.
- Może to złe porównanie, ale... słyszałem o zwyczaju obdarowywania kogoś prezentami, które jakoby miały być odzwierciedleniem zadowolenia z relacji jaka dane osobniki wiązała. Gdy relacja ta się kończyła - prezenty się oddawało. Może jego prezentem dla Ciebie było życie i zdrowie, a teraz pragnie byś się odwdzięczyła? Wiesz, jest martwy, poza tym mówiłaś że się go obawiałaś, więc ta więź mogła tak właściwie być silna tylko po jednej stronie, a ostatecznie zaniknęła wraz z jego śmiercią. - westchnął cicho, trochę nie wiedząc po co tak się w ten temat wdrążył. - Do czego to doszło, żebym rozmyślał nad jakimiś szamańskimi kwestiami.
Od tego wszystkiego miał łeb jak sklep, a Val dołożyła mu kolejne kwestie które musiały zostać rozłożone na czynniki pierwsze. Kanclerz Lwiej Ziemi... pamiętał że ktoś również również pragnął jego śmierci.
- Chwila, chwila... coś mi tu nie gra. Mówisz, że ten cały Helmut, oskarżył Kanclerza Lwiej Ziemi o swoją śmierć, tak? Nie wiem czy Ci wspominałem, ale zanim się spotkaliśmy, wpadłem na lwicę, Lwioziemkę, która również pragnęła śmierci Kanclerza. Wspominała, że sposób w jaki tam się rządzi, wyniszcza lwioziemców, że są upokarzani. Danusia... tak, tak się nazywała. Może więc rzeczywiście pod maską przyjemnego, pragnącego dobra lewka, kryć może się krwiożerczy skurwiel?
To dawało sporo do myślenia. I było małym kawałkiem w wydawałoby się - niezwykle skomplikowanej układance. Falka jednak zdawała się na spokojną, więc niby nie powinni się tak tym zbytnio przejmować, jednakże gdyby temat ponownie dał o sobie znać - mieliby już jakąś odskocznię. Póki co jednak, wolał się skupić na powodzie nagłego zatracenia się Medyczki. Czyli to nie on zanudzał, a sprawa była bardziej... pokręcona.
- To dlatego musiało mnie tak przymulić gdy na Was czekałem. - stwierdził, bacznie przyglądając się kryształowi, nasłuchując dalszych słów płynących z ust szkarłatnej. - Uhm... A czy w stadzie czasem nie ma Szamana? O ile dobrze kojarzę, Nataka była szamanką, oraz należała do Grzyw.
No chyba że coś się zmieniło. Nim jednak pozwolił lwicy pociągnąć temat dalej, niczym ciekawskie kocię - dotknął trzymanego przez nią kryształu łapskiem, trochę nie wierząc że może mieć taki efekt jak opisywała go czarna.

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość
















