Wiek: Na świat przyszła 4 sierpnia 2015 roku, co oznacza, że liczy sobie niemal 6 lat.
Gatunek: Lew, teoretycznie całkiem zwyczajny - chociaż obdarzony niezwyczajną grzywką.
Charakter: Shanteeroth przede wszystkim uchodzi za istotę o złotym sercu, co nie uległo zmianie pomimo wielu okropieństw i okrucieństw, jakie widziały jej oczy. Dobra, pomocna i każdemu życzliwa, nawet potencjalnemu wrogowi życzy jak najlepiej. Serdeczna i przyjazna, uprzejma oraz grzeczna, lojalna i wierna bliskim. Chociaż jednak wydaje się całkiem nieszkodliwa, spokojna oraz niegroźna - potrafi wpaść w złość, aczkolwiek zdarza się to wyjątkowo rzadko. Zawsze gotowa służyć pomocą, wsparciem, radą oraz ciepłym słowem. To innych stawia zawsze na piedestale, własne potrzeby czy uczucia odsuwając na dalszy plan. Bywa przy tym lekkomyślna i naiwna; wierzy, że w każdym stworzeniu czai się dobro - czasami tylko trzeba głęboko poszukać. Cierpliwa i zrównoważona, chociaż nie zawsze odporna na stres - zwłaszcza, kiedy rozchodzi się o zdrowie, bezpieczeństwo lub życie innych osób (aczkolwiek z czasem i tak jest już na tej płaszczyźnie odrobinę lepiej, aniżeli jeszcze jakiś czas temu). O przyjaciołach nigdy nie zapomina i stara się pielęgnować relacje, cierpi zaś kiedy któraś z więzi ulega zerwaniu.
Shantee jest ponadto samicą wyrozumiałą, stałą w uczuciach, pragnącą stabilizacji. Z drugiej jednak strony w nawale bezinteresownego niesienia pomocy wszystkim wkoło niełatwo jej wygospodarować czas, który mogłaby poświęcić na budowanie własnej rodziny oraz pielęgnowanie znajomości, co nierzadko jest niczym kamień w bucie. Jest jednak przekonana o tym, iż odstawienie na bok uzdrawiania na rzecz życia osobistego byłoby zbyt egoistyczne, dlatego dotąd nie posunęła się do takiego "szaleństwa". Nierzadko wychodzi z niej przerośnięte dziecko, gotowe cieszyć się małymi rzeczami i nie potrzebujące nazbyt wiele do szczęścia. Zresztą nieczęsto zastanawia się nad tym, czego jej do pełni spełnienia brakuje - nie jest typem filozofa. Stara się żyć chwilą, nie rozpamiętywać przeszłości ani też nie dołując się przesadnie tym, co jeszcze przed nią.
Mocne strony:
- Na przestrzeni ostatnich lat zdobyła spore doświadczenie medyczne. Po odebraniu szkolenia u Daktariego wiele wolnego czasu poświęciła na zbieraniu ziół oraz edukacji na ich temat, więc można powiedzieć, że pod tym względem niemal nie ma sobie równych. Ponadto złożyła już niejedną kończynę czy opatrzyła niejedną ranę.
- Mawiają, że posiada naprawdę sporo uroku osobistego, na skutek czego dotąd udawało jej się unikać większych tarapatów. Zawsze uczynna, uprzejma i uśmiechnięta podobno ma w sobie coś takiego, na skutek czego nie łatwo się na nią złościć.
- Chociaż los pożałował jej nieco siły, uczynił ją wyjątkowo szybką, dzięki czemu jest w stanie zebrać jeszcze więcej ziół w krótkim czasie!
- Może z racji na to, że na świat przyszła w dżungli (do której ma, swoją drogą, dziwną słabość), a może z powodu dość smukłej sylwetki - Shantee dobrze chodzi po drzewach, chociaż zdaniem niejednego umiejętność łażenia po drzewach mają jedynie młode lwy. Widocznie czasami zapomina, że swoje latka już na karku dźwiga.
- Świetnie rozwinięty zmysł węchu, wyczulony na zapachy roślin uzdrawiających i trujących. Na płaszczyźnie wywąchania ziółek niemal nie ma sobie równych, aczkolwiek jej receptory zdają się pozostawać momentami bardziej nieczułe na inne, ważniejsze nierzadko w przetrwaniu, wonie.
Słabe strony:
- Shantee jest wyjątkowo naiwna i łatwowierna, przez co nietrudno wprowadzić ją w błąd, okłamać czy nawet zmanipulować. Na ogół jednak z czasem składa fakty do kupy, jednak w pierwszym odruchu zawsze każdemu zawierzy na słowo.
- Bezpłodna, czego sama nie jest jeszcze pewną - podejrzewa jednak, iż przerost grzywki ma podobne konsekwencje. Boi się, że z tego powodu nie będzie atrakcyjnym materiałem na żonę, co nieraz zakłóca jej ogólnie beztroskie podejście do życia. Na szczęście nie przejmuje się tym, co przykre zbyt długo. W końcu zawsze znajdzie się ktoś, komu trzeba pomóc, czyż nie?
Wygląd: Shanteeroth jest smukłą, stosunkowo niedużą lwicą. Jej ciało pokrywa srebrzysta sierść, wyjątkowo miękka i przyjemna w dotyku. Jej pyszczek, pierś, brzuch, koniec ogona oraz krańce łap są jaśniejsze, nadal w odcieniach szarości, przechodzące w ciemniejszy kolor stopniowo, nieco jakby wręcz gradientem. Na łebku posiada ciemnoszarą, niemal czarną grzywkę; takiego też koloru jest pędzelek, tworzący zwieńczenie ogona samicy. Ciemny nosek, fioletowe oczy pełne blasku oraz różowe wnętrze uszu.
Cechy szczególne: Jedynym, co ją wyróżnia na tle innych lwic, jest ciemna grzywka.
Historia: Shanteeroth jest sierotą. Przyszła na świat jako Camille, niemniej na pewnym etapie życia poczuła, że nie odzyska zbyt prędko utraconej tożsamości, więc w przypływie impulsu zaczęła mianować się zupełnie inaczej. Porzucona przez ojca jeszcze nim się narodziła, opuszczona przez matkę niedługo po tym, jak zaczęła względnie udolnie polować (na małą jeszcze zwierzynę, toż ledwie podrostkiem była!). O ile ojciec jednak zniknął z jej życia w pełni dobrowolnie oraz świadomie, o tyle matkę pochłonęła choroba, wysysając z niej stopniowo energię i siły witalne - co sprawiło, iż poczciwa lwica, gotowa nieba córce przychylić, umierała dosłownie na jej oczach. Miały tylko siebie, dwie samotne kobiety, z których jedna pozostała już jedynie niewyraźnym wspomnieniem.
Obiecała nie zatracić zdolności czerpania dziecięcej radość z błahych nawet rzeczy. Obiecała pozostać uśmiechniętą oraz serdeczną, niezależnie od tego, jaki los ją spotka, kogo napotka czy jakich opinii na swój temat dozna. Obiecała pozostać sobą - zawsze, wszędzie, bezapelacyjnie. Jednak już na krótko po śmierci rodzicielki pojęła, że nie jest to zadanie łatwe, a raptem kilka tygodni później zrozumiała, iż jest to wręcz ponad jej siły. Nie potrafiła już się uśmiechać, nie była w stanie z pogodą ducha kroczyć po świecie. Tułała się jakiś czas, oddalając nieco od serca dżungli, które dotąd było jej domem. Osiadła na Pustkowiach, gdzie spotkała starego, poczciwego, ślepego na jedno oko lwa. Ten zaopiekował się młodą samicą, aczkolwiek zdecydowanie trudno mówić tutaj o zwyczajnej relacji, jaka powinna była się pomiędzy nimi rozwinąć: był raczej zimnym mentorem i nieczułym na jej płacze obserwatorem niż opiekuńczym, troskliwym wujkiem. I chociaż wtedy miała mu to za złe, dzisiaj jest mu wdzięczną za zaszczepienie hartu ducha oraz wytrwałości, których sama nie byłaby w stanie u siebie wykształcić.
To właśnie jemu po raz pierwszy przedstawiła się jako Shanteeroth. Żeby było zabawniej - nawet jej o imię nie zapytał, lecz młodziutka lwica sama uznała, iż wypadałoby jakoś się zaprezentować. Odczuwając wstyd wobec nieżyjącej matki (w końcu nie dochowała obietnic, zmieniła się, stała kimś, kogo rodzicielka nie darzyłaby już takim szacunkiem...) próbowała zamazać to, kim naprawdę jest. Zupełnie, jakby z obawy, iż przedstawienie się prawdziwym imieniem sprawi, że jej winy wypełzną na wierzch, sprawiając, że samotnik zacznie postrzegać ją przez pryzmat niedotrzymanego słowa, złożonych naprędce i bez zastanowienia przyrzeczeń. Głupota, owszem... ale nie zapominajmy, że mamy do czynienia z nadal nie w pełni stabilną osobowością i kruchym poczuciem własnego "ja".
Kiedy dostatecznie dorosła, samiec wyraźnie dał jej do zrozumienia, iż pora się pożegnać. Opuściła zatem tego, którego w duchu zwała "ojcem", ruszając na poszukiwanie własnej ścieżki.
Po jakimś czasie poznała Leona - któremu, może wbrew pozorom, doprawdy wiele zawdzięcza. To on na nowo pokazał jej, iż może być szczęśliwą i pogodną; przywrócił wiarę w siebie, poczucie własnej wartości oraz na nowo rozniecił tą samą Camille, która cały czas trwała uśpiona na dnie jej duszy. I chociaż ich związek (a może romans?) okazał się niezbyt długi, nigdy nie miała do niego żalu. Bolało bardzo długo, jednak chęć pomocy innym skutecznie spychała własne cierpienie na dalszy plan. Podjęła praktyki o Daktariego, poznała świetnego lamparta (który nie pałał do niej sympatią, co jednak jej nie zniechęciło) - swojego pierwszego pacjenta, któremu poskładała łapę. Obiecała mandrylowi, iż od czasu do czasu podrzuci mu jakieś ziółka i stara się z tej obietnicy wywiązywać.
Zbierając się po rozstaniu z Leonem zbliżyła się do Nabo. I chociaż nieszybko pewnie się przełamie do kolejnym wyznań - grubasek jest jej bliższy, niż chyba ktokolwiek inny w Krainie. Poznała smak alkoholu oraz przykre skutki dnia następnego. Tak, tak - dotąd miała do czynienia jedynie z miodem pitnym, kiedy więc skosztowała nalewki z maruli... było to dość dziwne doznanie. Być może gdyby nie marulówka - nie nawiązałaby aż tak dobrej relacji z pędzącym ją szamanem.
Podczas burzliwych wydarzeń minionego roku starała się nieść pomoc pokrzywdzonym lwom oraz przedstawicielom innych gatunków. Po raz pierwszy spotkała się z taką brutalnością oraz okrucieństwem, niemniej nie zabiło to w niej nadziei na to, że czekają ją i jej przyjaciół oraz znajomych lepsze dni. Chociaż widziała niejedną ranę, słyszała niejeden przeraźliwy skowyt - wciąż próbuje wierzyć w dobro, zaklęte w każdej żywej duszy.
Kto wie, co jeszcze ją czeka?

















