► Pokaż Spoiler
- Zrobię co w mojej mocy, żeby go sprowadzić - powiedziała spokojnie, delikatnie się uśmiechając. Mimo wszystko nie mogła się powstrzymać od oceniania, na ile prawdopodobne jest, by partnerem kocicy i zarazem ojcem miotu był Nabo. Pierwsze skojarzenie, kiedy słyszała słowo "marulówka", niemniej... zapracował sobie na to, jakby nie spojrzeć.
- Zostań proszę z lwiątkami. I jeśli możesz opisz mi tego gagatka, żebym wiedziała, kogo mam szukać - dodała jeszcze. W końcu jednak uznała, iż raczej nie chodziło o znanego jej szamana. Lwica była bardzo jasna, niemalże biała. Lwiątka natomiast stanowiły mieszankę palety jasnego beżu i czerni. Albo więc ojcem był ktoś inny, albo odziedziczyły wygląd po dalszych krewnych - tego również wykluczyć nie mogła.
Na szczęście matka maleństw zgrabnie określiła partnera jako czarnego z ciemnobrązowymi akcentami i taką również grzywą. Zdecydowanie nie był to Nabo, co przyjęła z pewnym poczuciem ulgi - nie była zaś w stanie sprecyzować, z czego ono wynikało. Poprosiła nową znajomą, by pozostała tu z młodymi, sama zaś ruszyła na poszukiwania.
Zaczęła od szukania jakichkolwiek śladów, iż w okolicy przebywał lew. Niewiele dowiedziała się o jego zwyczajach, poza tym, że zazwyczaj spotykał się ze znajomymi pod jedną charakterystyczną akacją nieopodal wodopoju, jednakże nie było tam ani jego, ani owych znajomych. Stamtąd jednak zamierzała zacząć.
Próbowała odszukać jakiekolwiek wskazówki co do tego, gdzie udał się samiec. Całkiem świeży zapach marulówki mógł świadczyć o tym, iż libacja faktycznie odbyła się w tym samym miejscu,w którym zazwyczaj. Zaczęła sie rozglądać za tropami.
► Pokaż Spoiler

















