Hiena po raz kolejny splunęła krwią i uśmiechnęła się.
- Broniliśmy, bronimy i bronić będziemy naszego króla, przywrócimy naszemu plemieniu dawną chwałę, a wtedy każde zwierzę będzie drżeć przed choćby wspomnieniem o Czarnej Grani. Śmierć to zbyt mało by nas powstrzymać. Nasza warta będzie trwać dopóty król nie odzyska tego co stracił... A teraz proszę zakończ mój żywot, przegrałem i zawiodłem - kiedy przywódca hien mówił słychać było w jego głosie niekłamaną pasję i zapał.
x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Nadchodzi Burza [Bjorn, Lyanna, Tadji, Nyeusi, Ragir]
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Re: Nadchodzi Burza [Bjorn, Lyanna, Tadji, Nyeusi, Ragir]
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Bjørn
- Posty: 472
- Gatunek: P.Leo Leo
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 06 cze 2016
- Specjalizacja: Medyk poziom 1
- Waleczność: 61
- Zręczność: 56
- Percepcja: 36
Rozejrzał się po pokonanych hienach, było z nimi trochę zachodu, ale czy groźby że na szczycie czeka na nich coś gorszego, robiło na nim wrażenie? Może jakieś tam robiło, ale nie na tyle by wlać w serce lwa dość trwogi, by podwinął ogon pod zadek i uciekał. Parsknął wyrzucając z płuc powietrze na jednym wydechu.
- Beznadziejna z was straż, w Valhalli nie ma miejsca dla takich mizernych wojowników. - Nie mówił tego zbyt głośno, jakby wcale nie przemawiał do pokonanej hieny.
Wierzył w to że skoro ich król miał taką armię, nie mógł być zbyt silny, gdyby faktycznie był demonicznie potężny nie potrzebowałby jej wcale? Czarna Grań, do teraz nie słyszał tej nazwy i gdyby był zdolniejszy w wyrażaniu emocji, posłałby krokucie pełne żalu spojrzenie.
- Ten wasz król, to też hiena? Myślałem że na czele klanu zawsze stoi samica.- Czyżby jakiś lew zrobił sobie z nich podnóżek? Przeniósł wzrok na Nyeusi, może urwą pokonanemu łapy, puszczą go wolno okazując "łaskę"?
- Beznadziejna z was straż, w Valhalli nie ma miejsca dla takich mizernych wojowników. - Nie mówił tego zbyt głośno, jakby wcale nie przemawiał do pokonanej hieny.
Wierzył w to że skoro ich król miał taką armię, nie mógł być zbyt silny, gdyby faktycznie był demonicznie potężny nie potrzebowałby jej wcale? Czarna Grań, do teraz nie słyszał tej nazwy i gdyby był zdolniejszy w wyrażaniu emocji, posłałby krokucie pełne żalu spojrzenie.
- Ten wasz król, to też hiena? Myślałem że na czele klanu zawsze stoi samica.- Czyżby jakiś lew zrobił sobie z nich podnóżek? Przeniósł wzrok na Nyeusi, może urwą pokonanemu łapy, puszczą go wolno okazując "łaskę"?
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Z powodu małej już aktywności postanowiłem zakończyć te wyprawę. Był to pierwszy tego rodzaju eksperyment i nie wszystko zostało dobrze rozplanowane, ale mam nadzieję, że i tak dość miło się pisało. Obiecuję, że następne "duże akcje specjalne" będą już bardziej profesjonalne i dotrwają do swojego końca. Tak czy siak dla wszystkich uczestników we wszystkich stadach mam nagrodę w postaci jednego punktu losowej statystyki (NIE Punktu doświadczenia). Nagroda jest jedynie pocieszeniem gdyż wyprawa zakończona sukcesem dostarczyłaby wam jakieś artefakty
(Dla Pierworodnych którzy dotarli najdalej mam jeszcze dwie porcje Krwi Spod Góry, tego silnie żrącego osadu ze ścian, rozdzielcie to między siebie)
Nagle w jednej sekundzie rozległ się ogromny huk, a cały świat zatrząsł się w posadach. Hałas wdzierał się brutalnie wibrując w czaszkach wszystkich zwierząt w pobliżu i wewnątrz góry. Ta kakofonia sprawiała wręcz namacalny, fizyczny ból i wydawała się pochodzić nie z tego świata. Czas wyglądał jakby zwolnił. Mimo ogromnych chęci jakaś niezrozumiała, magiczna siła powstrzymywała wszystkich od poruszania się we wszystkich kierunkach. Co gorsza świat powoli zaczął się ściemniać, tak jakby wszystkie źródła światła gasły, jakby życiowa energia światła płynąca w ich żyłach powoli się kończyła. Kiedy mrok był już niemożliwy do przejrzenia i tak gęsty, że wręcz duszący, serca zgromadzonych zwierząt ścisnął lodowaty szpon przerażenia odbierając im wszystkie siły. I wtedy wszystkim niezależnie od miejsca w którym byli ukazała się ta sama scena. Ciemność ustąpiła jedynie na kilka metrów i każdy Pierworodny, Strażnik czy Złoziemiec ujrzeli dokładnie to samo. Bez znaczenia było to gdzie się znajdowali i w jakim kierunku zwrócony był ich wzrok przed hukiem. Zarówno drużyna Athastana w korytarzu, jak i przybysze ze Złej Ziemi na zewnętrznym zboczu oraz gromada, która dotarła najdalej pod przywództwem Tiba, każdy bez wyjątku dostrzegł wyłaniającą się z cienia dwójkę majestatycznych istot. Z jednej strony lew pokryty wręcz oślepiająco białym futrem z iskrą szaleństwa w oczach i kłami pokrytymi zaschniętą krwią, która wyglądała jakby pokrywała je od lat. Z drugiej sylwetka przerażającego monstrum przypominającego nieco panterę utkaną z dymu i płomieni ze złowrogimi ślepiami, jak krople płynnej lawy. Dwójka ta mierzyła się wzrokiem, wyglądali jak gdyby unosili się nad ziemią, w mroku widoczni byli tylko oni. W końcu po chwili ciszy głębokiej jak w sercu świata i niczym nie zmąconej, odezwał się biały lew.
- Jakem Genn, Władca Czarnej Grani, zrobiłem wszystko czego żądałeś. Sprowadziłem Ci niezliczone dusze wraz z pomocą mych towarzyszy -kiedy to mówił za jego plecami błyskały niewielkie obrazy przedstawiające jego przyjaciół. Uśmiechniętego pawiana, rudogrzywego lwa, węża błyskającego łuskami w słońcu, czarnego jak noc lwa i dumną, zadowoloną z siebie hienę. Wszystkie te obrazy po chwili rozpadały się w pył. Aż w końcu został tylko pełen, podniosłego wyczekiwania Genn, w którego ślepiach błysnęły łzy.
- Kosztowało to nas wszystko co mieliśmy, zwróć mi zgodnie z umową moją małą córeczkę -dodał po chwili drżącym ze wzruszenia głosem.
- Pan Zmarłych nie łamie swych obietnic. Pójdź w stronę błyszczącego tam światła, a już wkrótce zostaniesz wraz ze swoją córą sam na sam, i zostaniesz tam z nią do końca życia - kiedy płomienny potwór odezwał się, we wszystkie strony wystrzeliły iskry, a jego głos brzmiał jak gdyby potrafił spopielić duszę słuchacza w kilka chwil. Białofutry wydawał się jednak nie zwracać uwagi na aurę zła otaczającą Pana Zmarłych i posłusznie ruszył w stronę światła, które rozbłysło daleko za nim. Nie minęła krótka chwila a zniknął obserwatorom z oczu. Ognista pantera zaśmiała się, a płomienie na jej grzbiecie strzeliły wyżej. Za jego plecami rozbłysły obrazy przyjaciół Genna padających w mękach na ziemię. Pawian upadł a z buzi trysnął mu strumień zielonego śluzu. Z oczu hieny wypłynęła krew, mieszając się z tą z ran. Kustosz zatrzymał się nagle zaczął trząść w konwulsjach, kiedy z jego brzucha wysunęły się ogromne robaki. Wąż w pewnym momencie zwinął się w kłębek a jego ciało zaczęło się rozpuszczać. Tylko rudy lew wyglądał na nieporuszonego.
- Za późno -szepnął, położył się na ziemi i zamknął pokryte bielmem ślepia. Obrazy rozpłynęły się po raz kolejny i w ciemności pozostał jedynie Pan Zmarłych. Pan Zmarłych, który ni stąd ni zowąd zaczął rosnąć, jak gdyby ktoś podsycał trawiące go płomienie drewnem. Po chwili okazało się, że w jego stronę lecą malutkie fragmenty światła. Duchy. Duchy, które wrzeszcząc w agonii spalały się w ogniu pantery, by nigdy się z niego nie odrodzić. Duchy zmarłych pozwalały mu rosnąć w siłę. W końcu pantera była wielka jak sama góra, a jej złowrogie ślepia przywodzące na myśl krwawe słońca zwróciły się w stronę obserwujących tę scenę żywych. Wszyscy poczuli gryzące ciepło palące ich wnętrze.
- Z wami spotkam się po śmierci... Chociaż może wcześniej, w końcu teraz mogę dostać się do waszego świata! Ha, ha, ha! - jego grzmiący śmiech zabrzmiał jak element burzy. A Pan Zmarłych rozdarł swym olbrzymim pazurem wyrwę w czarnym nieboskłonie, wyrwę zza której dostrzec dało się zielone łąki Lwiej Krainy.
I nagle wszystko znikło. Pierworodni, Strażnicy i Złoziemcy obudzili się obolali i z ogromnym bólem głowy, w lesie który kiedyś stał u stóp szczytu. No właśnie kiedyś, Majeshi Yasiyofaa zniknęła jak gdyby nigdy jej tu nie było. W ogóle cała ta wyprawa wydawała się teraz snem, mimo że skończyła się zaledwie przed chwilą. Deszcz ustał, a czarne chmury rozeszły się dając miejsce słońcu i pięknemu niebieskiemu niebu. Koszmar się w końcu skończył. Zgromadzone zwierzęta popatrzyły po sobie i pozbawione siły do dalszej rozmowy ruszyły w drogę powrotną do swoich domów. I gdyby nie wspomnienie przerażającej ognistej pantery, głęboko w ich umysłach można by nawet uznać, że wyprawa była udana.
Nagle w jednej sekundzie rozległ się ogromny huk, a cały świat zatrząsł się w posadach. Hałas wdzierał się brutalnie wibrując w czaszkach wszystkich zwierząt w pobliżu i wewnątrz góry. Ta kakofonia sprawiała wręcz namacalny, fizyczny ból i wydawała się pochodzić nie z tego świata. Czas wyglądał jakby zwolnił. Mimo ogromnych chęci jakaś niezrozumiała, magiczna siła powstrzymywała wszystkich od poruszania się we wszystkich kierunkach. Co gorsza świat powoli zaczął się ściemniać, tak jakby wszystkie źródła światła gasły, jakby życiowa energia światła płynąca w ich żyłach powoli się kończyła. Kiedy mrok był już niemożliwy do przejrzenia i tak gęsty, że wręcz duszący, serca zgromadzonych zwierząt ścisnął lodowaty szpon przerażenia odbierając im wszystkie siły. I wtedy wszystkim niezależnie od miejsca w którym byli ukazała się ta sama scena. Ciemność ustąpiła jedynie na kilka metrów i każdy Pierworodny, Strażnik czy Złoziemiec ujrzeli dokładnie to samo. Bez znaczenia było to gdzie się znajdowali i w jakim kierunku zwrócony był ich wzrok przed hukiem. Zarówno drużyna Athastana w korytarzu, jak i przybysze ze Złej Ziemi na zewnętrznym zboczu oraz gromada, która dotarła najdalej pod przywództwem Tiba, każdy bez wyjątku dostrzegł wyłaniającą się z cienia dwójkę majestatycznych istot. Z jednej strony lew pokryty wręcz oślepiająco białym futrem z iskrą szaleństwa w oczach i kłami pokrytymi zaschniętą krwią, która wyglądała jakby pokrywała je od lat. Z drugiej sylwetka przerażającego monstrum przypominającego nieco panterę utkaną z dymu i płomieni ze złowrogimi ślepiami, jak krople płynnej lawy. Dwójka ta mierzyła się wzrokiem, wyglądali jak gdyby unosili się nad ziemią, w mroku widoczni byli tylko oni. W końcu po chwili ciszy głębokiej jak w sercu świata i niczym nie zmąconej, odezwał się biały lew.
- Jakem Genn, Władca Czarnej Grani, zrobiłem wszystko czego żądałeś. Sprowadziłem Ci niezliczone dusze wraz z pomocą mych towarzyszy -kiedy to mówił za jego plecami błyskały niewielkie obrazy przedstawiające jego przyjaciół. Uśmiechniętego pawiana, rudogrzywego lwa, węża błyskającego łuskami w słońcu, czarnego jak noc lwa i dumną, zadowoloną z siebie hienę. Wszystkie te obrazy po chwili rozpadały się w pył. Aż w końcu został tylko pełen, podniosłego wyczekiwania Genn, w którego ślepiach błysnęły łzy.
- Kosztowało to nas wszystko co mieliśmy, zwróć mi zgodnie z umową moją małą córeczkę -dodał po chwili drżącym ze wzruszenia głosem.
- Pan Zmarłych nie łamie swych obietnic. Pójdź w stronę błyszczącego tam światła, a już wkrótce zostaniesz wraz ze swoją córą sam na sam, i zostaniesz tam z nią do końca życia - kiedy płomienny potwór odezwał się, we wszystkie strony wystrzeliły iskry, a jego głos brzmiał jak gdyby potrafił spopielić duszę słuchacza w kilka chwil. Białofutry wydawał się jednak nie zwracać uwagi na aurę zła otaczającą Pana Zmarłych i posłusznie ruszył w stronę światła, które rozbłysło daleko za nim. Nie minęła krótka chwila a zniknął obserwatorom z oczu. Ognista pantera zaśmiała się, a płomienie na jej grzbiecie strzeliły wyżej. Za jego plecami rozbłysły obrazy przyjaciół Genna padających w mękach na ziemię. Pawian upadł a z buzi trysnął mu strumień zielonego śluzu. Z oczu hieny wypłynęła krew, mieszając się z tą z ran. Kustosz zatrzymał się nagle zaczął trząść w konwulsjach, kiedy z jego brzucha wysunęły się ogromne robaki. Wąż w pewnym momencie zwinął się w kłębek a jego ciało zaczęło się rozpuszczać. Tylko rudy lew wyglądał na nieporuszonego.
- Za późno -szepnął, położył się na ziemi i zamknął pokryte bielmem ślepia. Obrazy rozpłynęły się po raz kolejny i w ciemności pozostał jedynie Pan Zmarłych. Pan Zmarłych, który ni stąd ni zowąd zaczął rosnąć, jak gdyby ktoś podsycał trawiące go płomienie drewnem. Po chwili okazało się, że w jego stronę lecą malutkie fragmenty światła. Duchy. Duchy, które wrzeszcząc w agonii spalały się w ogniu pantery, by nigdy się z niego nie odrodzić. Duchy zmarłych pozwalały mu rosnąć w siłę. W końcu pantera była wielka jak sama góra, a jej złowrogie ślepia przywodzące na myśl krwawe słońca zwróciły się w stronę obserwujących tę scenę żywych. Wszyscy poczuli gryzące ciepło palące ich wnętrze.
- Z wami spotkam się po śmierci... Chociaż może wcześniej, w końcu teraz mogę dostać się do waszego świata! Ha, ha, ha! - jego grzmiący śmiech zabrzmiał jak element burzy. A Pan Zmarłych rozdarł swym olbrzymim pazurem wyrwę w czarnym nieboskłonie, wyrwę zza której dostrzec dało się zielone łąki Lwiej Krainy.
I nagle wszystko znikło. Pierworodni, Strażnicy i Złoziemcy obudzili się obolali i z ogromnym bólem głowy, w lesie który kiedyś stał u stóp szczytu. No właśnie kiedyś, Majeshi Yasiyofaa zniknęła jak gdyby nigdy jej tu nie było. W ogóle cała ta wyprawa wydawała się teraz snem, mimo że skończyła się zaledwie przed chwilą. Deszcz ustał, a czarne chmury rozeszły się dając miejsce słońcu i pięknemu niebieskiemu niebu. Koszmar się w końcu skończył. Zgromadzone zwierzęta popatrzyły po sobie i pozbawione siły do dalszej rozmowy ruszyły w drogę powrotną do swoich domów. I gdyby nie wspomnienie przerażającej ognistej pantery, głęboko w ich umysłach można by nawet uznać, że wyprawa była udana.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość
















