- Ranna. Ptaszyna ranna. Zła ptaszyna ranna. Ewidentnie zła ptaszyna ranna... Szybko Shentooraht... - Mówił w pośpiechu, gdy nagle zatrzymał się przed gęstym krzakiem.
Odgłosy ptasiej kłótni były już doskonale słyszalne.
- ...i jeszcze powiesz, że to moja wina? Tak? - Powiedział damski uniesiony głos.
- Gdybyś czasem słuchała tego co mówię, a nie pchała się w paszczę lwa to teraz nie leżałaś byś tutaj... - Odpowiedział jej spokojny męski głos.
- W dziub ci wsadzę twoje poetyckie ostrzeżenia! - Przerwał mu damski głos.
Pawian spojrzał na ciebie z spojrzeniem jasno mówiącym "powodzenia", po czym przeszedł przez krzak, ty poszłaś za nim, a twoim oczom ukazała się orlica o bardzo ciemnym upierzeniu z ewidentnie rannym skrzydłem. Natomiast obok niej stał bielik, który przyglądał się ranie, lecz gdy tylko wyszliście z krzaków. Spojrzał na was od razu stanął przed orlicą.
- Po co ściągnąłeś tutaj lwicę!? - Zawołał do pawiana, szukając czegoś w swoich sakwach.
- Uzdrowicielka Shentooraht - Odpowiedział pokazując na ciebie palcem. Tak oto właśnie cała trójka zaczęła patrzeć na ciebie, oczekując jakiejkolwiek reakcji.
/Wybacz za zastój

















