x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Bliźniacy z innej matki i innego ojca (Samael & Falka)
-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Re: Bliźniacy z innej matki i innego ojca (Samael & Falka)
- Chciałam jedynie zniżyć się do waszego poziomu, by ułatwić dyskusję, ale widzę, że już nie muszę. - oczywiście nie miała na myśli niskiego poziomu ich rozmowy, do którego doszli, wręcz przeciwnie - Samael z każdą minutą przeobrażał się z cichociemnego rzezimieszka w normalnego partnera do rozmów. Mogła się mylić, w końcu doskonale znała mimikę i psychikę lwów, a nie lampartów. Ze względu na to, jak małą garstkę spotkała ich w przeszłości, nadal to były dla niej tajemnicze stworzenia. Podobnie jak i wszystkie człekokształtne.
- Łącznie? Słyszałam o pięciu, z nami i Lwią Ziemią. - nie wiedziała, po co lampartowi ilość wszystkich stad w krainie. Chciał wiedzieć, jak szeroki ma wybór, bo sam był niedoinformowany? A może potwierdzał plotki, które usłyszał od kogoś innego?
- Dla wrogów i innych indywiduów działających na szkodę stada faktycznie jesteśmy... bezkompromisowi i srodzy. - zaśmiała się pod nosem, szukają synonimów, które mogłyby zastąpić słowo "złowrogi". Nie podobało jej się ono, przedstawiałoby ich ugrupowanie w złym świetle. Poza tym brzmiało jakoś tak.. no, po prostu źle.
- Wobec siebie jesteśmy bardzo lojalni. Stanowimy jedną wielką rodzinę, za którą gotowi jesteśmy skoczyć w ogień. - dywagowała, czy dobrze zrobiła wypowiadając ostatnie sformułowanie. Nie chciała wystraszyć zanadto czarnego, acz z drugiej strony wiedziałaby, czy nie jest zbyt bojaźliwy. Takich nie potrzebowali w szeregach.
- Nie mamy żadnej religii i nie jesteśmy bogobojni. Oczywiście nikt nie zabrania ci wyznawać konkretnego kultu, mieć swoich patronów. - zrobiła przerwę, starając się mówić krótko, zwięźle i na temat, by nie przytłoczyć Samaela informacjami. - Nasze główne wartości to odwaga, wytrwałość, współpraca oraz ambicja. - wyszczególniła ostatnie słowo, dając mu do zrozumienia, że nie są stadem miernot bez perspektyw.
- Zachęta powiadasz? Cóż, mamy dużo urodzajnych ziem, od groma zwierzyny, legowisk, a także pełno pięknych dziewcząt. - powiedziała i puściła mu oczko. Ostatnie oczywiście było żartem, ale pokrywało się z rzeczywistością - mieli od cholery samic, samców o wiele mniej. A że na brzydszą płeć zazwyczaj działały podobne argumenty, to postanowiła ich użyć. Wszystko, co mówiła, to były ogólniki. Nie mógł ich używać jako karty przetargowej i absolutnie nic nie wnosiły do płaszczyzny politycznej. Nie ze mną te numery Bruner.
- Łącznie? Słyszałam o pięciu, z nami i Lwią Ziemią. - nie wiedziała, po co lampartowi ilość wszystkich stad w krainie. Chciał wiedzieć, jak szeroki ma wybór, bo sam był niedoinformowany? A może potwierdzał plotki, które usłyszał od kogoś innego?
- Dla wrogów i innych indywiduów działających na szkodę stada faktycznie jesteśmy... bezkompromisowi i srodzy. - zaśmiała się pod nosem, szukają synonimów, które mogłyby zastąpić słowo "złowrogi". Nie podobało jej się ono, przedstawiałoby ich ugrupowanie w złym świetle. Poza tym brzmiało jakoś tak.. no, po prostu źle.
- Wobec siebie jesteśmy bardzo lojalni. Stanowimy jedną wielką rodzinę, za którą gotowi jesteśmy skoczyć w ogień. - dywagowała, czy dobrze zrobiła wypowiadając ostatnie sformułowanie. Nie chciała wystraszyć zanadto czarnego, acz z drugiej strony wiedziałaby, czy nie jest zbyt bojaźliwy. Takich nie potrzebowali w szeregach.
- Nie mamy żadnej religii i nie jesteśmy bogobojni. Oczywiście nikt nie zabrania ci wyznawać konkretnego kultu, mieć swoich patronów. - zrobiła przerwę, starając się mówić krótko, zwięźle i na temat, by nie przytłoczyć Samaela informacjami. - Nasze główne wartości to odwaga, wytrwałość, współpraca oraz ambicja. - wyszczególniła ostatnie słowo, dając mu do zrozumienia, że nie są stadem miernot bez perspektyw.
- Zachęta powiadasz? Cóż, mamy dużo urodzajnych ziem, od groma zwierzyny, legowisk, a także pełno pięknych dziewcząt. - powiedziała i puściła mu oczko. Ostatnie oczywiście było żartem, ale pokrywało się z rzeczywistością - mieli od cholery samic, samców o wiele mniej. A że na brzydszą płeć zazwyczaj działały podobne argumenty, to postanowiła ich użyć. Wszystko, co mówiła, to były ogólniki. Nie mógł ich używać jako karty przetargowej i absolutnie nic nie wnosiły do płaszczyzny politycznej. Nie ze mną te numery Bruner.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Gdyby miał złe intencje, za nic w świecie by się o tym nie dowiedziała, Sammy dokładnie wiedział co ukrywać, a co nie pod maską obojętności, ale póki w grę wchodziły drogocenne informacje - mógł się pobawić w rozentuzjazmowanego kota chętnego wiedzieć wszystko o wszystkich, albo poudawać zainteresowanego dołączeniem do jej ekipy. Zresztą - kto wie, może rzeczywiście dołączy? Może będzie miała argumenty trafiające do jego samczego serca i rozumu?
- Daj spokój, bujać to las, a nie nas. - mruknął prędko, przyglądając się jej z zainteresowaniem - Ale miło spotkać kogoś, kto posługuje się podobnym językiem.
Nawet wysilił się na nikły, acz widoczny uśmiech w jej stronę. Może ten przypadek rzeczywiście będzie skwitowany zakwitnięciem kwiatu nowej, cennej znajomości? Miała charakter, trzeba było przyznać, a takich - nigdy nie za wiele.
- Pięciu? To jakie jeszcze istnieją? Chyba, że nie chcesz robić innym reklamy, wtedy zrozumiem. - na moment wykrzywił mordę, choć potem uśmiechnął się cwanie, lecz tylko chwilowo, bo potem samica przeszła do konkretów, czyli opisu działania SG. Słowa bezkompromisowi i srodzy, brzmiały tak banalnie... - Daj spokój, Rhena. Wprost - zdrajców, wrogów obijacie i mordujecie? Nie musisz bawić się w delikatne określenia, jestem samcem, nie kociakiem.
Kawa na ławę, tak jak ona to robiła, a by podkreślić jeszcze mocniej swoją postawę, "teatralnie" uniósł łapę ku górze i ujawnił swe czarne pazurzyska, jakby szukał na nich skazy, po czym ułożył na podłożu i zerknął wgłąb oczu rozmówczyni. Ciekawe jak teraz na niego spojrzy.
- Nie chcę niczego kwestionować, ale średnio by to wyglądało, gdyby ktokolwiek skakał w ogień za lampartem, szczególnie jeżeli liczebnością górują u Was lwy. Nie muszę chyba wspominać, jak wyglądają stosunki miedzy naszymi gatunkami, prawda?
Właśnie dlatego nienawidził samców. LEW MÓZG, LAMPART DUPA, pieprzenie, bleh... ale co zrobić, nic nie poradzą, że samce mają w głowie mięśnie a nie rozum. Przechodząc jednak dalej - religię miał w poważaniu, bo wierzył w swoje umiejętności, soł... nic ciekawego. Odwaga, współpraca i ambicja... Zabójca to raczej tchórz, był samotnikiem więc ze współpracą średnio... no ambicja, to było jeszcze w miarę do przyjęcia.
- Dobra, dobra, nie puszczaj mu tu swoich uwodzicielskich oczek. Piękna to może jesteś, ale mnie bardziej interesuje reszta... da radę znaleźć miejsce do spania, ciemne i w miarę ciche?
- Daj spokój, bujać to las, a nie nas. - mruknął prędko, przyglądając się jej z zainteresowaniem - Ale miło spotkać kogoś, kto posługuje się podobnym językiem.
Nawet wysilił się na nikły, acz widoczny uśmiech w jej stronę. Może ten przypadek rzeczywiście będzie skwitowany zakwitnięciem kwiatu nowej, cennej znajomości? Miała charakter, trzeba było przyznać, a takich - nigdy nie za wiele.
- Pięciu? To jakie jeszcze istnieją? Chyba, że nie chcesz robić innym reklamy, wtedy zrozumiem. - na moment wykrzywił mordę, choć potem uśmiechnął się cwanie, lecz tylko chwilowo, bo potem samica przeszła do konkretów, czyli opisu działania SG. Słowa bezkompromisowi i srodzy, brzmiały tak banalnie... - Daj spokój, Rhena. Wprost - zdrajców, wrogów obijacie i mordujecie? Nie musisz bawić się w delikatne określenia, jestem samcem, nie kociakiem.
Kawa na ławę, tak jak ona to robiła, a by podkreślić jeszcze mocniej swoją postawę, "teatralnie" uniósł łapę ku górze i ujawnił swe czarne pazurzyska, jakby szukał na nich skazy, po czym ułożył na podłożu i zerknął wgłąb oczu rozmówczyni. Ciekawe jak teraz na niego spojrzy.
- Nie chcę niczego kwestionować, ale średnio by to wyglądało, gdyby ktokolwiek skakał w ogień za lampartem, szczególnie jeżeli liczebnością górują u Was lwy. Nie muszę chyba wspominać, jak wyglądają stosunki miedzy naszymi gatunkami, prawda?
Właśnie dlatego nienawidził samców. LEW MÓZG, LAMPART DUPA, pieprzenie, bleh... ale co zrobić, nic nie poradzą, że samce mają w głowie mięśnie a nie rozum. Przechodząc jednak dalej - religię miał w poważaniu, bo wierzył w swoje umiejętności, soł... nic ciekawego. Odwaga, współpraca i ambicja... Zabójca to raczej tchórz, był samotnikiem więc ze współpracą średnio... no ambicja, to było jeszcze w miarę do przyjęcia.
- Dobra, dobra, nie puszczaj mu tu swoich uwodzicielskich oczek. Piękna to może jesteś, ale mnie bardziej interesuje reszta... da radę znaleźć miejsce do spania, ciemne i w miarę ciche?

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Och, nie tylko on był perfekcyjnym aktorem. Sama dużo wiedziała w tym zakresie i nader często praktykowała. A czasem, tak jak teraz, nie chciało jej się przywdziewać jednej z licznych masek i po prostu była sobą. Znała pewną osobę, która grała kogoś innego. Zawsze i wszędzie. Po dwóch, czy trzech latach, zatraciła własną tożsamość bądź najzwyczajniej w świecie jej zapomniała. I od tamtej pory musiała grać, nie z własnego widzimisię, a z przymusu. Nie chciała skończyć podobnie.
- Fakt, nie będę ich tutaj promować. - wyszczerzyła się zadziornie, mrużąc oliwkowe ślepia. - Gdy spotkasz kogoś z innych stad, bardzo chętnie sami ci o sobie opowiedzą. - w zależności co kierowało czarnym. Jeśli zważał tylko na dobrobyt, powinien iść na Lwią Ziemię. Jeśli miał sadystyczne zapędy i egoistyczny charakterek, mógł zwrócić się do Mrocznych, ewentualnie do Królestwa Oazy. A jeżeli liczyła się dla niego rodzina, oddanie i wierność, bezkompromisowo wysyłałaby go do Szkarłatnych. Dość samolubne podejście, ale cóż.
- Tak, na zdrajców i wrogów zawsze czeka wyrok. Najczęściej śmiertelny. - podobało jej się to, że podobnie jak ona, nie lubił owijać w bawełnę i oczekiwał prostych, nieskomplikowanych informacji. Chociaż nie specjalnie ją to dziwiło - samce z reguły nie były skomplikowaną maszynerią.
- Mogę zapewnić, że jeśli wstąpisz w nasze szeregi, nie zaznasz dyskryminacji, ani innych, mniej lub bardziej złośliwych zachowań. Tak jak mówiłam, stanowimy jedną rodzinę, w związku z tym gatunek schodzi na dalszy plan. - pierwszy raz słyszała o złych stosunkach lwów i lampartów. O lwach i hienach owszem, każdy słyszał, ale o tym? Bzdury. I ich liczebność nie miała w tej kwestii nic wnoszącego.
- A ty nie musisz udawać takiego wstrzemięźliwego. - wzorem zielonookiego również machnęła łapą. - Jak wspomniałam, mamy dużo legowisk. Przy nadrzeczu, na sawannie, w dolinie między górami. Te, które opisałeś, również posiadamy. Zwłaszcza w podziemiach i w borze. Dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego. - przy tak szerokiej palecie ziem, wybór był naprawdę ogromny. Każde zwierzę znalazłoby coś dla siebie.
- Fakt, nie będę ich tutaj promować. - wyszczerzyła się zadziornie, mrużąc oliwkowe ślepia. - Gdy spotkasz kogoś z innych stad, bardzo chętnie sami ci o sobie opowiedzą. - w zależności co kierowało czarnym. Jeśli zważał tylko na dobrobyt, powinien iść na Lwią Ziemię. Jeśli miał sadystyczne zapędy i egoistyczny charakterek, mógł zwrócić się do Mrocznych, ewentualnie do Królestwa Oazy. A jeżeli liczyła się dla niego rodzina, oddanie i wierność, bezkompromisowo wysyłałaby go do Szkarłatnych. Dość samolubne podejście, ale cóż.
- Tak, na zdrajców i wrogów zawsze czeka wyrok. Najczęściej śmiertelny. - podobało jej się to, że podobnie jak ona, nie lubił owijać w bawełnę i oczekiwał prostych, nieskomplikowanych informacji. Chociaż nie specjalnie ją to dziwiło - samce z reguły nie były skomplikowaną maszynerią.
- Mogę zapewnić, że jeśli wstąpisz w nasze szeregi, nie zaznasz dyskryminacji, ani innych, mniej lub bardziej złośliwych zachowań. Tak jak mówiłam, stanowimy jedną rodzinę, w związku z tym gatunek schodzi na dalszy plan. - pierwszy raz słyszała o złych stosunkach lwów i lampartów. O lwach i hienach owszem, każdy słyszał, ale o tym? Bzdury. I ich liczebność nie miała w tej kwestii nic wnoszącego.
- A ty nie musisz udawać takiego wstrzemięźliwego. - wzorem zielonookiego również machnęła łapą. - Jak wspomniałam, mamy dużo legowisk. Przy nadrzeczu, na sawannie, w dolinie między górami. Te, które opisałeś, również posiadamy. Zwłaszcza w podziemiach i w borze. Dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego. - przy tak szerokiej palecie ziem, wybór był naprawdę ogromny. Każde zwierzę znalazłoby coś dla siebie.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
I właśnie to się mu w niej podobało, nie była idiotką, wiedziała co powiedzieć, jak się zachować, kiedy zaatakować, a kiedy stonować. Nie lubił płytkich, prostych samic - nawet jeżeli mimo swej płytkości, okazywały więcej inteligencji od nawet większości lwich samców. No i... do tego wszystkiego, była nawet śliczna, co z tego że nie dorównywała lamparcicom.
- Daj spokój, nie będę specjalnie łaził po krainie i wypytywał, zresztą... może nie będzie to potrzebne, jeżeli zdecyduję dołączyć do Szkarłatnych, nie sądzisz?
Wtedy raczej będzie chciał szukać informacji na temat tego, jak im dokopać, przecież prędzej czy później przydadzą się jego zdolności bojowe. Ciekawe jednak jak ze stadem było naprawdę... czy rzeczywiście byli taką związaną, oddaną rodziną.
- No i dobrze, nie toleruję zdrady, a każdego zdrajcę powinna czekać długa śmierć w męczarniach. - mówił to wszystko z takim błogim spokojem, niczym kat mający kilka lat doświadczenia w fachu. - No skoro tak mówisz, nie chciałbym starać się ma marne o szacunek reszty stada.
Dodał po chwili, podnosząc na moment zad, by się rozciągnąć i zerknąć na nią lekko zdziwiony, gdy wspomniała o wstrzemięźliwości. W sumie... wychodził na takiego freda, co się samic wstydził.
- A więc spokój miałbym gwarantowany, powiadasz. Może rzeczywiście rozważę opcję dołączenia do was. - bez słowa powstał na równe łapy i ruszył ku niej, na moment stając obok by zbliżyć pysk do jej ucha. - A wracając do kwestii wstrzemięźliwości, oraz pięknych dziewcząt... początek naszej znajomości nie należał do najlepszych, ale Rheno, zechciałabyś może przemyśleć kwestię wspólnego spaceru?
Zerknął w samicze oczy, posyłając jej czysty, pozbawiony negatywnych sygnałów uśmiech, unosząc przy tym delikatnie ogon.
- Daj spokój, nie będę specjalnie łaził po krainie i wypytywał, zresztą... może nie będzie to potrzebne, jeżeli zdecyduję dołączyć do Szkarłatnych, nie sądzisz?
Wtedy raczej będzie chciał szukać informacji na temat tego, jak im dokopać, przecież prędzej czy później przydadzą się jego zdolności bojowe. Ciekawe jednak jak ze stadem było naprawdę... czy rzeczywiście byli taką związaną, oddaną rodziną.
- No i dobrze, nie toleruję zdrady, a każdego zdrajcę powinna czekać długa śmierć w męczarniach. - mówił to wszystko z takim błogim spokojem, niczym kat mający kilka lat doświadczenia w fachu. - No skoro tak mówisz, nie chciałbym starać się ma marne o szacunek reszty stada.
Dodał po chwili, podnosząc na moment zad, by się rozciągnąć i zerknąć na nią lekko zdziwiony, gdy wspomniała o wstrzemięźliwości. W sumie... wychodził na takiego freda, co się samic wstydził.
- A więc spokój miałbym gwarantowany, powiadasz. Może rzeczywiście rozważę opcję dołączenia do was. - bez słowa powstał na równe łapy i ruszył ku niej, na moment stając obok by zbliżyć pysk do jej ucha. - A wracając do kwestii wstrzemięźliwości, oraz pięknych dziewcząt... początek naszej znajomości nie należał do najlepszych, ale Rheno, zechciałabyś może przemyśleć kwestię wspólnego spaceru?
Zerknął w samicze oczy, posyłając jej czysty, pozbawiony negatywnych sygnałów uśmiech, unosząc przy tym delikatnie ogon.

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
- Decyzja należy do ciebie. My nie wcielamy nikogo siłą. - żachnęła się. Nie miała zamiaru dłużej przekonywać go do dołączenia do Szkarłatnych Grzyw, ani wyperswadować to, by chodził i wypytywał innych o pozostałe ugrupowania. Powiedziała mu wszystko, co powinien wiedzieć każdy kandydat, opisała stado w samych superlatywach, wytłuściła czarno na białym wszystkie i najważniejsze zasady, czy wartości, a nawet kwestię wiary. Nie podobało jej się to, że wpierw robił zgubną nadzieję, jakoby miał już stuprocentową pewność, a później zbaczał z kursu tudzież zmieniał temat. Czarna nie poruszy już tej materii, no chyba, że sam o to poprosi. Ona już i tak naskakała się wokół niego i natrudziła, by miał o nich dobre zdanie.
Spięła się, gdy zaczął iść w jej stronę, jak gdyby nigdy nic, choć jeszcze parę chwil temu kulił się na jej widok i odskakiwał. Bardzo szybko zmieniał zdanie względem kogoś, nie wiedziała, czy aby na pewno była to dobra cecha. Kolejny minus. Wysłuchała go cierpliwie, a gdy skończył, warknęła krótko, obnażając kły. W języku kotowatych oznaczała to ni mniej ni więcej "odsuń się, spasuj, won". Niech sobie nie myślał, że pozwoli na takie spoufalanie i tak mocne przekraczanie prywatnej przestrzeni, jeśli i nie osobistej. Powinien się cieszyć, że od razu nie rzuciła mu się do gardła. Wracając. Przemyślała sobie jeszcze raz to, co powiedział przed momentem. Westchnęła i zerknęła na zachodzące słońce oraz na czający się gdzieś w oddali księżyc w kształcie rogalika. Chciała w ten sposób ocenić, ile czasu minęło i ile go może jeszcze "przetrwonić".
- Niech będzie, byle sprawnie. Mam coś do załatwienia. - parła beznamiętnym tonem, nie wyczuwając jakichkolwiek ukrytych intencji lamparta. Rozejrzała się po okolicy i zacmokała.
- Gdzież to zamierzasz mnie zabrać na ten spacer, hm? Na drugi brzeg jeziora, czy do tego spalonego lasu o tam? - zapytała ironicznie, palcem wskazując pogorzelisko.
Spięła się, gdy zaczął iść w jej stronę, jak gdyby nigdy nic, choć jeszcze parę chwil temu kulił się na jej widok i odskakiwał. Bardzo szybko zmieniał zdanie względem kogoś, nie wiedziała, czy aby na pewno była to dobra cecha. Kolejny minus. Wysłuchała go cierpliwie, a gdy skończył, warknęła krótko, obnażając kły. W języku kotowatych oznaczała to ni mniej ni więcej "odsuń się, spasuj, won". Niech sobie nie myślał, że pozwoli na takie spoufalanie i tak mocne przekraczanie prywatnej przestrzeni, jeśli i nie osobistej. Powinien się cieszyć, że od razu nie rzuciła mu się do gardła. Wracając. Przemyślała sobie jeszcze raz to, co powiedział przed momentem. Westchnęła i zerknęła na zachodzące słońce oraz na czający się gdzieś w oddali księżyc w kształcie rogalika. Chciała w ten sposób ocenić, ile czasu minęło i ile go może jeszcze "przetrwonić".
- Niech będzie, byle sprawnie. Mam coś do załatwienia. - parła beznamiętnym tonem, nie wyczuwając jakichkolwiek ukrytych intencji lamparta. Rozejrzała się po okolicy i zacmokała.
- Gdzież to zamierzasz mnie zabrać na ten spacer, hm? Na drugi brzeg jeziora, czy do tego spalonego lasu o tam? - zapytała ironicznie, palcem wskazując pogorzelisko.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Sprawdzał ją, musiał, a to że zmieniał temat - nie znaczyło że tracił zainteresowanie, czy usypiał jej czujność. Był wewnętrznie zadowolony z otrzymanych informacji i szczerze rozważał dołączenie do stada lwicy, mimo lekkich obaw, ale kto wie co z tego wyjdzie ostatecznie.
- Wiem, wiem. Dzięki za wszystko.
Rzekł spokojnie, nie będąc zbytnio poruszonym jej postawą - spodziewał się takiej reakcji, co wyglądało w sumie rzeczywiście dosyć zabawnie, bo sam niedawno miał obawy, ale nie wydawała mu się zła, może nie tak zła jak na początku, no i była samicą - a więc była rozsądniejsza od samców, choć to nie jest w tej chwili samozaoranie? Nevermind. Otrzymując ostrzeżenie, zatrzymał się na moment, pozwalając się jej uspokoić, a gdy tylko nieco z niej zeszło, dopiero podszedł i dokonał tego, co zostało oznajmione w historii chwilę wcześniej. Nie liczył zbytnio na jej zgodę, acz... o dziwo się zgodziła, na co zareagował delikatnym skinięciem pyska, łapą zaś "przepuszczając ją", Panie przodem.
- Pospacerujmy po okolicy, jeżeli zaś zechcesz - ruszymy do, właśnie... kto u Was rządzi? - zapytał, przypominając sobie o tej, w sumie niezwykle ważnej kwestii. Oby tylko nie jakiś baran. Wracając jednak - jeżeli lwica ruszy, lampart za nią, pozostawiając między nimi przestrzeń odpowiadającą wielkości potężnego, lwiego samca. - Czy wśród Szkarłatnych, działa coś na zasadzie mentorstwa? Coby nowi członkowie mogli wejść w miarę najłatwiej w życie stada?
Zapytał, obserwując ją kątem oka. Chciał poruszyć inny temat, ale przyjdzie na to jeszcze czas...
- Wiem, wiem. Dzięki za wszystko.
Rzekł spokojnie, nie będąc zbytnio poruszonym jej postawą - spodziewał się takiej reakcji, co wyglądało w sumie rzeczywiście dosyć zabawnie, bo sam niedawno miał obawy, ale nie wydawała mu się zła, może nie tak zła jak na początku, no i była samicą - a więc była rozsądniejsza od samców, choć to nie jest w tej chwili samozaoranie? Nevermind. Otrzymując ostrzeżenie, zatrzymał się na moment, pozwalając się jej uspokoić, a gdy tylko nieco z niej zeszło, dopiero podszedł i dokonał tego, co zostało oznajmione w historii chwilę wcześniej. Nie liczył zbytnio na jej zgodę, acz... o dziwo się zgodziła, na co zareagował delikatnym skinięciem pyska, łapą zaś "przepuszczając ją", Panie przodem.
- Pospacerujmy po okolicy, jeżeli zaś zechcesz - ruszymy do, właśnie... kto u Was rządzi? - zapytał, przypominając sobie o tej, w sumie niezwykle ważnej kwestii. Oby tylko nie jakiś baran. Wracając jednak - jeżeli lwica ruszy, lampart za nią, pozostawiając między nimi przestrzeń odpowiadającą wielkości potężnego, lwiego samca. - Czy wśród Szkarłatnych, działa coś na zasadzie mentorstwa? Coby nowi członkowie mogli wejść w miarę najłatwiej w życie stada?
Zapytał, obserwując ją kątem oka. Chciał poruszyć inny temat, ale przyjdzie na to jeszcze czas...

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Przepuszczona przodem wstała i z lekką dumą ruszyła przed siebie. Cóż za Francja elegancja.
- Nasze ziemie znajdują się ładny kawałek stąd, nie będziemy teraz do nich iść. Zwłaszcza, że mi całkowicie nie po drodze. - mogła znów zabrzmieć dość samolubnie i despotycznie, tak, by wszyscy tańczyli tak jak im zagra, lecz nie miała takiego zamiaru. Po prostu był sprawy ważne i ważniejsze, a ona nie chciała zawracać i rezygnować z własnej misji, aby tylko odprowadzić rekruta pod granicę. Zanim szkolenie dojdzie do skutku i zanim się skończy, minie sporo czasu, mógł więc pochodzić po krainie, pozwiedzać, a dopiero później stawić się w umówionym miejscu. Poruszy tą kwestię później, o ile przyszły niedoszły Szkarłatny wyrazi stuprocentową pewność.
- Mamy królową. I to ona ostatecznie wprowadzi cię do naszej wspólnoty. - nie mogła przecież decydować za nią i przyprowadzać na tereny stadne obcego samotnika. I nie zyskaliby nowego klubowicza i ona dostałaby porządny opieprz. Po co ryzykować?
- No pewnie. Każdy nowicjusz od początku ma swojego przydzielonego mentora. Po pierwszej ceremonii i po awansie w hierarchii, będziesz mógł opuszczać z nim ziemie stada. Do tego czasu nie możesz tego robić, w żadnym wypadku. Takie reguły, co poradzić. Ale nie martw się, nie potrwa to długo. - wzięła głęboki oddech i wypuściła go ze świstem. - Gdy uplasujesz się do takiej pozycji, jak ja, będziesz mógł swobodnie przekraczać granice bez mentora.
Nie miała ochoty iść do zniszczonego lasu, więc świadomie zaczęła naprowadzać lamparta w stronę wulkanu. Był to jedyny ciekawy punkt, o jaki mogli się zaczepić.
- Opowiedz mi coś o sobie. Może być dłuższa wersja.
- Nasze ziemie znajdują się ładny kawałek stąd, nie będziemy teraz do nich iść. Zwłaszcza, że mi całkowicie nie po drodze. - mogła znów zabrzmieć dość samolubnie i despotycznie, tak, by wszyscy tańczyli tak jak im zagra, lecz nie miała takiego zamiaru. Po prostu był sprawy ważne i ważniejsze, a ona nie chciała zawracać i rezygnować z własnej misji, aby tylko odprowadzić rekruta pod granicę. Zanim szkolenie dojdzie do skutku i zanim się skończy, minie sporo czasu, mógł więc pochodzić po krainie, pozwiedzać, a dopiero później stawić się w umówionym miejscu. Poruszy tą kwestię później, o ile przyszły niedoszły Szkarłatny wyrazi stuprocentową pewność.
- Mamy królową. I to ona ostatecznie wprowadzi cię do naszej wspólnoty. - nie mogła przecież decydować za nią i przyprowadzać na tereny stadne obcego samotnika. I nie zyskaliby nowego klubowicza i ona dostałaby porządny opieprz. Po co ryzykować?
- No pewnie. Każdy nowicjusz od początku ma swojego przydzielonego mentora. Po pierwszej ceremonii i po awansie w hierarchii, będziesz mógł opuszczać z nim ziemie stada. Do tego czasu nie możesz tego robić, w żadnym wypadku. Takie reguły, co poradzić. Ale nie martw się, nie potrwa to długo. - wzięła głęboki oddech i wypuściła go ze świstem. - Gdy uplasujesz się do takiej pozycji, jak ja, będziesz mógł swobodnie przekraczać granice bez mentora.
Nie miała ochoty iść do zniszczonego lasu, więc świadomie zaczęła naprowadzać lamparta w stronę wulkanu. Był to jedyny ciekawy punkt, o jaki mogli się zaczepić.
- Opowiedz mi coś o sobie. Może być dłuższa wersja.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Gdy ruszyła, dumna niczym angielska królowa, pokręcił delikatnie pyskiem i zaśmiał się, dotruchtując do jej boku, od tego momentu nie oddalając się od niej nawet na chwilę. Te samice, weź je tu zrozum... raz się bronią przed Twoją bliskością, ale na spacer to już się zgodzą - choć czy miał powód do marudzenia? Jemu to jak znalazł!
- Och, nie obrazisz się, jeżeli zapytam co planowałaś nim na siebie "wpadliśmy"?
Zapytał, ciekawy po cóż wyruszyła lwica. Czy chodziło o coś związanego z jej znachorstwem? A może robiła jakiś zwiad? Powód mógł być błahy, ale zawsze to jakiś temat na początek, by nieco rozwiać początkowe niesnaski. Nie ukrywając jednak, miał pewne obawy... w końcu niezbyt dobrze znał krainę, więc umawianie się w jakimś miejscu, może skończyć się dla niego niekoniecznie dobrze, skoro po spędzeniu sporego czasu na pustyni, zamiast ruszając do Dżungli trafił akurat tutaj. Póki nie był w dziczy, jego umiejętności odnajdowania w terenie, były dosyć słabe, dlatego cicho liczył na wsparcie Rheny.
- Mądrze. Wierzę iż Wasza władczyni ma łeb na karku, skoro jej władza nie została w żaden sposób naruszona przez żadnego przemądrzałego samca.
I znowu przytyk w stronę tych tępaków, ech, on to się nigdy nie zmieni. Ta informacja była również jednym z argumentów, skłaniających kota ku ostatecznym dołączeniu do Szkarłatnych. Łatwiej będzie mu uszanować Lwicę, niż Lwa, a ponadto wierzył w jej rozsądek oraz umiejętność doceniania oddanych i pracujących na siebie członków. Jak to będzie, przekona się gdy spotka się pysk w pysk z Szkarłatką władczynią, a póki co - został ponownie zdziwiony. Nie sądził, że samica zechce go poznać, ale w sumie... jeżeli mają współpracować w przyszłości, to może tak będzie lepiej?
- Cóż, jakby Ci to... - zaczął, nieco zastanawiając się od czego zacząć - Może tak... narodziłem się daleko stąd, gdyż podróżuję tak właściwie kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu księżyców non-stop, w miejscu gdzie dominowały wszelkiej maści koty mojego pokroju. Lamparty, Gepardy, Lwów zaś było mało, choć nie mogę powiedzieć że nie istniały - żyły w odosobnieniu, ze względu na napięte sytuacje między nimi, a przedstawicielami naszego gatunku. - zrobił chwilę przerwy, coby sobie wyobraziła to wszystko. Właśnie dlatego mówił o napiętych sytuacjach, myślał że tu sprawa wygląda podobnie. - Pewnego dnia, gdzieś w głębi terenów na świat przyszedłem ja. Nie wyglądało to jednak tak, jak sobie możesz wyobrażać, nie powstałem z miłości, a zwykłej żądzy samca, który chcąc sobie ulżyć, zerżnął lamparcicę którą sobie uwiódł. Mój "ojciec" uchodził za wspaniałego, dumnego i wiernego Lamparta, jednakże samotność odbiła na nim piętno, którego ciężar musiała ponieść ma matka, wydając na świat mnie. Przemilczę, że chciała doprowadzić do mojej śmierci, zresztą pewnie Cię to nie dziwi, która samica chciałaby zajmować się spuścizną jakiegoś idioty. - przerwał do ponownie, wzdychając. Czuł się źle, obarczając tym wszystkim Rhenę, ale cóż... - Ostatecznie jednak się narodziłem, a ojczulek widząc że jestem samcem, postanowił zaopiekować się mną, jak i matką. Pewnie liczył, że dzięki temu oczyści się ze wszelkich złych słów jakie na niego padały. Obiecał matce, że będzie wierny, oraz będzie przy niej trwał aż do końca, zaś ma matka, z racji iż ojciec kiedyś taki nie był - uwierzyła mu. Jak się okazało, wszystko było jedną wielką chałą, a ojciec raz po raz rżnął inne samice, gdy nie było mnie, oraz matki w pobliżu, brał je z zaskoczenia, nie zważał na to czy miały partnerów, czy nie - on je siłą zmuszał do oddania się pod groźbą śmierci. Pewnego razu, matka dowiedziała się o jego wybrykach i skonfrontowała się z nim, a on ją zamordował z zimną krwią, o czym słyszałem z plotek, a gdy pytałem o to tego wrednego chuja o prawdę - mówił że matka nas zostawiła, bo była niewierną zdzirą.
Widać było że to nim wewnętrznie trząchało, bo jego głos stawał się ostrzejszy.
- Bylem zbyt młody by w to wnikać, dlatego ostałem się przy nim i tak mijały kolejne dni, miesiące, aż w końcu, przeciwko temu ścierwu utworzono zasadzkę w wyniku której zginął, a w której zginąć również miałem ja, jako jego spuścizna, która zagrażała otoczeniu jako następstwo lubieżnych czynów. Nie miałem więc wyjścia, uciekłem... i tak po długim czasie, chcąc sięgnąć po wodę, stanąłem na drodze pewnej ślicznej damulce.
Ależ się rozgadał... ale od tego wszystkiego, jakoś tak zrobiło mu się lepiej.
- Wybacz, jeżeli Cię tym przytłoczyłem. - dodał po chwili, zerkając na czarnulkę.
- Och, nie obrazisz się, jeżeli zapytam co planowałaś nim na siebie "wpadliśmy"?
Zapytał, ciekawy po cóż wyruszyła lwica. Czy chodziło o coś związanego z jej znachorstwem? A może robiła jakiś zwiad? Powód mógł być błahy, ale zawsze to jakiś temat na początek, by nieco rozwiać początkowe niesnaski. Nie ukrywając jednak, miał pewne obawy... w końcu niezbyt dobrze znał krainę, więc umawianie się w jakimś miejscu, może skończyć się dla niego niekoniecznie dobrze, skoro po spędzeniu sporego czasu na pustyni, zamiast ruszając do Dżungli trafił akurat tutaj. Póki nie był w dziczy, jego umiejętności odnajdowania w terenie, były dosyć słabe, dlatego cicho liczył na wsparcie Rheny.
- Mądrze. Wierzę iż Wasza władczyni ma łeb na karku, skoro jej władza nie została w żaden sposób naruszona przez żadnego przemądrzałego samca.
I znowu przytyk w stronę tych tępaków, ech, on to się nigdy nie zmieni. Ta informacja była również jednym z argumentów, skłaniających kota ku ostatecznym dołączeniu do Szkarłatnych. Łatwiej będzie mu uszanować Lwicę, niż Lwa, a ponadto wierzył w jej rozsądek oraz umiejętność doceniania oddanych i pracujących na siebie członków. Jak to będzie, przekona się gdy spotka się pysk w pysk z Szkarłatką władczynią, a póki co - został ponownie zdziwiony. Nie sądził, że samica zechce go poznać, ale w sumie... jeżeli mają współpracować w przyszłości, to może tak będzie lepiej?
- Cóż, jakby Ci to... - zaczął, nieco zastanawiając się od czego zacząć - Może tak... narodziłem się daleko stąd, gdyż podróżuję tak właściwie kilkunastu, jak nie kilkudziesięciu księżyców non-stop, w miejscu gdzie dominowały wszelkiej maści koty mojego pokroju. Lamparty, Gepardy, Lwów zaś było mało, choć nie mogę powiedzieć że nie istniały - żyły w odosobnieniu, ze względu na napięte sytuacje między nimi, a przedstawicielami naszego gatunku. - zrobił chwilę przerwy, coby sobie wyobraziła to wszystko. Właśnie dlatego mówił o napiętych sytuacjach, myślał że tu sprawa wygląda podobnie. - Pewnego dnia, gdzieś w głębi terenów na świat przyszedłem ja. Nie wyglądało to jednak tak, jak sobie możesz wyobrażać, nie powstałem z miłości, a zwykłej żądzy samca, który chcąc sobie ulżyć, zerżnął lamparcicę którą sobie uwiódł. Mój "ojciec" uchodził za wspaniałego, dumnego i wiernego Lamparta, jednakże samotność odbiła na nim piętno, którego ciężar musiała ponieść ma matka, wydając na świat mnie. Przemilczę, że chciała doprowadzić do mojej śmierci, zresztą pewnie Cię to nie dziwi, która samica chciałaby zajmować się spuścizną jakiegoś idioty. - przerwał do ponownie, wzdychając. Czuł się źle, obarczając tym wszystkim Rhenę, ale cóż... - Ostatecznie jednak się narodziłem, a ojczulek widząc że jestem samcem, postanowił zaopiekować się mną, jak i matką. Pewnie liczył, że dzięki temu oczyści się ze wszelkich złych słów jakie na niego padały. Obiecał matce, że będzie wierny, oraz będzie przy niej trwał aż do końca, zaś ma matka, z racji iż ojciec kiedyś taki nie był - uwierzyła mu. Jak się okazało, wszystko było jedną wielką chałą, a ojciec raz po raz rżnął inne samice, gdy nie było mnie, oraz matki w pobliżu, brał je z zaskoczenia, nie zważał na to czy miały partnerów, czy nie - on je siłą zmuszał do oddania się pod groźbą śmierci. Pewnego razu, matka dowiedziała się o jego wybrykach i skonfrontowała się z nim, a on ją zamordował z zimną krwią, o czym słyszałem z plotek, a gdy pytałem o to tego wrednego chuja o prawdę - mówił że matka nas zostawiła, bo była niewierną zdzirą.
Widać było że to nim wewnętrznie trząchało, bo jego głos stawał się ostrzejszy.
- Bylem zbyt młody by w to wnikać, dlatego ostałem się przy nim i tak mijały kolejne dni, miesiące, aż w końcu, przeciwko temu ścierwu utworzono zasadzkę w wyniku której zginął, a w której zginąć również miałem ja, jako jego spuścizna, która zagrażała otoczeniu jako następstwo lubieżnych czynów. Nie miałem więc wyjścia, uciekłem... i tak po długim czasie, chcąc sięgnąć po wodę, stanąłem na drodze pewnej ślicznej damulce.
Ależ się rozgadał... ale od tego wszystkiego, jakoś tak zrobiło mu się lepiej.
- Wybacz, jeżeli Cię tym przytłoczyłem. - dodał po chwili, zerkając na czarnulkę.

-
Gvalch'ca
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
- Muszę udać się na szkolenie. - zdradziła nader lakonicznie, po czym mlasnęła ozorem. Nie widziała powodu, dla którego miałaby mu wyjawiać do kogo konkretnie idzie lub w jakie dokładnie miejsce. Ta wiedza była mu zbyteczną. Najważniejsze już wiedział - że jest przyszłą medyczką i musi w tym celu pobrać od kogoś nauki, które potwierdzą jej umiejętności. Umiejętności oraz zapał, którym emanowała do wszelkiej flory i ogólnego uzdrawiania.
Kolejnego samo-zaorania i przytyku względem własnej osoby nie skomentowała. Lampart ewidentnie miał problem z lwami albo wszystkimi samcami, którzy urodzili się na tym świecie. Nie rozumiała tego, ale dopiero za chwilę miała dowiedzieć się, czym to jest spowodowane. Gdy zaczął swą historię, zwolniła nieco kroku, cały czas jednak prąc w kierunku wielkiej dymiącej góry. Nie patrzyła na czarnego, zawiesiła wzrok w martwym punkcie, wyobrażając sobie każdy szczegół jego biografii, od samych podstaw. Była wzrokowcem, samo słuchanie rozmówcy było w jej przypadku bezwartościowe, dopiero gdy coś widziała, zapadało jej to w pamięci. Niektóre z kwestii stanowiły brakujący element układanki, którym niepełnym wzorem była cała osoba Samaela. Był niczym trudne puzzle, jakie właśnie składały się w całość. Cóż, może niezupełnie, ale w dużej części. Tylko cichy głos z tyłu głowy zadawał sobie pytanie, czy to co aktualnie mówił, było prawdą, czy historią zmyśloną na poczekaniu. Spotkała już od groma bajkopisarzy, którzy kłamali jak z nut, nawet przy tym nie mrugnąwszy, nawet nie mając ze swych działań żadnego pożytku. Nieważne, postanowiła póki co nie wybierać żadnej z opcji i pobierać wszystko z pewną dozą nieufności.
On podróżował od kilkunastu księżyców, ona od kilkudziesięciu. On miał wzloty i upadki, ona... same upadki. Różniło ich jedynie to, iż chcieli go zabić, a jej nie. Choć i tak jakiś kawałek jej duszy został martwy, nadal krążyła po tym padole łez. Im dłużej zagłębiał się w swoją opowieść, tym bardziej widziała, jak to na niego wewnętrznie działa, gdy obudził stare demony. Już nawet miała mu przerwać i powiedzieć, że nie musi. Żeby przestał. Ale jak na złość w tamtym momencie skończył, robiąc dobrą minę do złej gry. Zapanowała między nimi kilkuminutowa cisza. Zastanawiała się, do czego wrócić, co skomentować, co pozostawić bez komentarza, a co wyśmiać. Nie byłaby sobą, gdyby w jakiś sposób nie wylała z siebie jadu.
- Twój ojciec był skurwysynem, to fakt. Jednak twoja matka również miała swoje za uszami. Pomijając jej naiwność, powinna kochać cię bezgranicznie i bezwarunkowo, nie bacząc, z czyjego nasienia powstałeś. - zaczęła zastanawiać się, co by było, gdyby po tamtym feralnym dniu na cmentarzu i ona zaszłaby w ciążę z czarnookim. Czy faktycznie kochałaby je bezwarunkowo. Na pewno miałaby żal do siebie, do nich, do całego świata, jednak w końcu pogodziłaby się z tym i wychowała potomstwo na porządne lwy. Gorzej, jeśli geny tej łajzy byłby silniejsze i wyszłyby po paru beztroskich latach.
- Twoi współplemieńcy też nie postąpili godnie. Przez trwogę i zbytnią przezorność chcieli zabić dzieciaka, bo nuż wda się w ojca? Dyrdymały. - prychnęła, nie wierząc jak wielką ciemną masą mogą być koty.
- Najważniejsze, że sczeznął i gnije teraz w.. skądkolwiek cię przywiało. Razem z tą twoją pożal się boże rodzicielką. - skwitowała na koniec całą jego powieść, co miało stanowić swego rodzaju krótki epilog. Widziała, że ma żal zarówno do matki, jak i do ojca, toteż pozwoliła sobie na bezpośrednią szczerość.
- Nie przytłoczyłeś, prędzej wkurwiłeś. - teraz i ona zrobiła dobrą minę do złej gry, unosząc kąciki ust. - Widzę, że oboje nie mieliśmy lekko.
Nie wiedząc kiedy znaleźli się u podnóży wulkanu. Uniosła głowę wysoko do góry, podziwiając słup ciemnej pary. Zadziwiające było to, że wcześniejsi Złoziemcy nie obawiali się tego tworu, który dosłownie w każdej chwili mógł wybuchnąć i zmieść ich z powierzchni ziemi. Ryzykanci i adrenalinowcy pełną gębą.
- Może sprawdzimy, jak wygląda wewnątrz? - zapytała, niby ciekawskie lwiątko. Skoro i jej współplemieńcy się go nie bali, to ona tym bardziej nie mogła, ot co.
Kolejnego samo-zaorania i przytyku względem własnej osoby nie skomentowała. Lampart ewidentnie miał problem z lwami albo wszystkimi samcami, którzy urodzili się na tym świecie. Nie rozumiała tego, ale dopiero za chwilę miała dowiedzieć się, czym to jest spowodowane. Gdy zaczął swą historię, zwolniła nieco kroku, cały czas jednak prąc w kierunku wielkiej dymiącej góry. Nie patrzyła na czarnego, zawiesiła wzrok w martwym punkcie, wyobrażając sobie każdy szczegół jego biografii, od samych podstaw. Była wzrokowcem, samo słuchanie rozmówcy było w jej przypadku bezwartościowe, dopiero gdy coś widziała, zapadało jej to w pamięci. Niektóre z kwestii stanowiły brakujący element układanki, którym niepełnym wzorem była cała osoba Samaela. Był niczym trudne puzzle, jakie właśnie składały się w całość. Cóż, może niezupełnie, ale w dużej części. Tylko cichy głos z tyłu głowy zadawał sobie pytanie, czy to co aktualnie mówił, było prawdą, czy historią zmyśloną na poczekaniu. Spotkała już od groma bajkopisarzy, którzy kłamali jak z nut, nawet przy tym nie mrugnąwszy, nawet nie mając ze swych działań żadnego pożytku. Nieważne, postanowiła póki co nie wybierać żadnej z opcji i pobierać wszystko z pewną dozą nieufności.
On podróżował od kilkunastu księżyców, ona od kilkudziesięciu. On miał wzloty i upadki, ona... same upadki. Różniło ich jedynie to, iż chcieli go zabić, a jej nie. Choć i tak jakiś kawałek jej duszy został martwy, nadal krążyła po tym padole łez. Im dłużej zagłębiał się w swoją opowieść, tym bardziej widziała, jak to na niego wewnętrznie działa, gdy obudził stare demony. Już nawet miała mu przerwać i powiedzieć, że nie musi. Żeby przestał. Ale jak na złość w tamtym momencie skończył, robiąc dobrą minę do złej gry. Zapanowała między nimi kilkuminutowa cisza. Zastanawiała się, do czego wrócić, co skomentować, co pozostawić bez komentarza, a co wyśmiać. Nie byłaby sobą, gdyby w jakiś sposób nie wylała z siebie jadu.
- Twój ojciec był skurwysynem, to fakt. Jednak twoja matka również miała swoje za uszami. Pomijając jej naiwność, powinna kochać cię bezgranicznie i bezwarunkowo, nie bacząc, z czyjego nasienia powstałeś. - zaczęła zastanawiać się, co by było, gdyby po tamtym feralnym dniu na cmentarzu i ona zaszłaby w ciążę z czarnookim. Czy faktycznie kochałaby je bezwarunkowo. Na pewno miałaby żal do siebie, do nich, do całego świata, jednak w końcu pogodziłaby się z tym i wychowała potomstwo na porządne lwy. Gorzej, jeśli geny tej łajzy byłby silniejsze i wyszłyby po paru beztroskich latach.
- Twoi współplemieńcy też nie postąpili godnie. Przez trwogę i zbytnią przezorność chcieli zabić dzieciaka, bo nuż wda się w ojca? Dyrdymały. - prychnęła, nie wierząc jak wielką ciemną masą mogą być koty.
- Najważniejsze, że sczeznął i gnije teraz w.. skądkolwiek cię przywiało. Razem z tą twoją pożal się boże rodzicielką. - skwitowała na koniec całą jego powieść, co miało stanowić swego rodzaju krótki epilog. Widziała, że ma żal zarówno do matki, jak i do ojca, toteż pozwoliła sobie na bezpośrednią szczerość.
- Nie przytłoczyłeś, prędzej wkurwiłeś. - teraz i ona zrobiła dobrą minę do złej gry, unosząc kąciki ust. - Widzę, że oboje nie mieliśmy lekko.
Nie wiedząc kiedy znaleźli się u podnóży wulkanu. Uniosła głowę wysoko do góry, podziwiając słup ciemnej pary. Zadziwiające było to, że wcześniejsi Złoziemcy nie obawiali się tego tworu, który dosłownie w każdej chwili mógł wybuchnąć i zmieść ich z powierzchni ziemi. Ryzykanci i adrenalinowcy pełną gębą.
- Może sprawdzimy, jak wygląda wewnątrz? - zapytała, niby ciekawskie lwiątko. Skoro i jej współplemieńcy się go nie bali, to ona tym bardziej nie mogła, ot co.
- Samael
- Posty: 120
- Gatunek: Lampart plamisty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 18 lis 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 50
- Kontakt:
A więc szkolenie... cóż, może to jednak źle, że zabierał jej aż tyle cennego czasu? Zresztą, teraz to już po ptokach, bo zaczął swoją opowieść. Nie mówił wszystkiego, tylko to co ważniejsze, bo przecież nie interesował jej raczej fakt, że nie miewał zbyt wielu znajomych. Najważniejszym jednak było to, że jej nie okłamywał, mówił szczerze - w końcu była duża szansa, że będą w jednej wspólnocie, a skoro tak, to najważniejszymi kwestiami były szczerość i zaufanie. Ponadto - miał nieukrywaną ochotę komuś się wygadać, szkoda że tylko że akurat na Rhenę padło, w końcu nie wiedział czy spodziewała się aż tak dobijającej historii. Szczęśliwie jednak - po długiej chwili mielenia ozorem, zakończył gadkę i zerknął na milczącą samicę, która najprawdopodobniej układała sobie wszystko w głowie. Gdy jednak ozwała się ponownie, zaśmiał się gardłowo, zerkając na ziemię.
- Daj spokój, moje życie to seria porażek póki co. - sam uważał, że jego rodzice byli półgłówkami, matka była idiotką, zaś ojciec skurwysynem, jak sama go określiła samica, za co oczywiście nie miał jej za złe - w końcu nie żył, a gdyby jednak, zapewne żywiłby do niego pełnią nienawiści. Kwestii współplemieńców nie chciał komentować, może mieli rację, może gdyby nie wstrząsnął nim fakt tego, czego dokonał jego ojciec, mógłby być niemu podobny? A może rzeczywiście byłby taki, jaki jest teraz... tylko taki, to znaczy jaki?
- Wiesz, podoba mi się ta Twoja bezpośredniość. - zaśmiał się, z zainteresowaniem przyglądając jej reakcji. - U Ciebie też nie było kolorowo, tak?
Zapytał, zerkając na ogromny wulkan, do którego już dosyć nieźle się zbliżyli. Pytanie o sprawdzenie wnętrza, przyjął z lekką dozą ostrożności, w końcu to wulkan... kto wie co mu może odbić.
- Jeżeli uraczysz mnie w trakcie wspinaczki swoją historią, jestem chętny, ale... ostrożnie.
To jego warunek, czy jednak się zgodzi?
- Daj spokój, moje życie to seria porażek póki co. - sam uważał, że jego rodzice byli półgłówkami, matka była idiotką, zaś ojciec skurwysynem, jak sama go określiła samica, za co oczywiście nie miał jej za złe - w końcu nie żył, a gdyby jednak, zapewne żywiłby do niego pełnią nienawiści. Kwestii współplemieńców nie chciał komentować, może mieli rację, może gdyby nie wstrząsnął nim fakt tego, czego dokonał jego ojciec, mógłby być niemu podobny? A może rzeczywiście byłby taki, jaki jest teraz... tylko taki, to znaczy jaki?
- Wiesz, podoba mi się ta Twoja bezpośredniość. - zaśmiał się, z zainteresowaniem przyglądając jej reakcji. - U Ciebie też nie było kolorowo, tak?
Zapytał, zerkając na ogromny wulkan, do którego już dosyć nieźle się zbliżyli. Pytanie o sprawdzenie wnętrza, przyjął z lekką dozą ostrożności, w końcu to wulkan... kto wie co mu może odbić.
- Jeżeli uraczysz mnie w trakcie wspinaczki swoją historią, jestem chętny, ale... ostrożnie.
To jego warunek, czy jednak się zgodzi?

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość















