
Bo oto rany po walce z dość sprytnym lampartem zostawiły szramę na jego grzbiecie, powodując mało przyjemną, otwartą ranę. Wprawdzie obmył ją nieco zaraz po całym zajściu, ale to jednak może być zbyt mało dla takiego poważnego obrażenia. Miał akurat możliwość oddalenia się nieco od swojej grupy, przeszedł się do oazy, by znaleźć nieco cienia, gdyż upał niezbyt dobrze pomagał w gojeniu się, a także pustynny wiatr mógł bardzo łatwo ją zanieczyścić.
Złoty syknął nieco czując kolejne ukłucie z tyłu, nie ma wątpliwości, że potrzebna mu będzie pomoc jakiegoś znachora. Miał nieco szczęścia, bo dość niedaleko na cmentarzysku stacjonowała akurat grupa przyjaznych lwów, a w tym ta jedna wyjątkowa lwica, ale nie ze względu, że się zaraz zakochają, tylko kluczowa postać w tym całym wątku, który strasznie zalatuje takim "zupełnie przypadkowym spotkaniem", ale autorzy nie mieli lepszego pomysłu na fabułę.











≈ 










