Wszystko co opromienia słońce...

[Mistrz Gry]

- Los nie jest sprawiedliwy... Na przykład ja nigdy nie będę miał chwili spokoju... A ten dureń Mufasa biega sobie gdzie chce po całej krainie... - tego dnia myśli krążące po głowie monarchy Lwiej Skały nie należały do najweselszych. Nie dość, że tegoroczne susze stanowiły prawdziwe utrapienie, to jeszcze wysunięte posterunki pilnujące zachodniej granicy donosiły że ochrona patrole ostatnimi czas coraz częściej napotykały grupy zdegenerowanych i wybitnie agresywnych osobników pałętających się przy granicy królestwa.
Nie trzeba było dużej wyobraźni, by domyślić się kto mógł ich tu sprowadzić. A zapowiadało się już tak dobrze... Po tym jak Ahdi mianował go oficjalnie swoim następcą, jego szanowny brat, ogarnięty wściekłością zbiegł na swannę... No dobrze, właściwe to strażnicy wyrzucili go z sali tronowej, po tym jak próbował rzucić się ojcu do gardła, nie mniej później ślad po nim zaginął. Jednak nic co dobre nie trwa wiecznie, i wyglądało na to, że po ponad roku spokoju braciszek znów powrócił na te ziemię, tym razem w asyście bandy podobnych sobie troglodytów.

- Panie, patrole donoszą że 'książę' Mufasa i jego bojówki przekroczyły dziś rano granicę Lwiej Ziemi... - dźwięczny głos przywódczyni lwioziemskich hien i Pierwszej Doradczyni króla wyrwał go z zamyślenia.
- A więc jednak, stało się. - przemknęło mu przez głowę. Dotychczas żywił jeszcze cień nadzieji na to, że buntownicy ograniczą się na razie do wzbudzania niepokojów na terenach granicznych, a gwardii królewskiej uda się ich wyłapać jednego po drugim. Niestety, wyglądało na to, że ta opcja nie wchodziła już w grę...
- Dobrze Shenzi. - westchnął ciężko - Zwołaj zebranie Zgromadzenia. Wyślij też od razu swoich Tropicieli, niech mają na nich oko. I przekaż Gwardii, żeby rozpoczęła mobilizację...

[Ragir]

Słysząc plotki oraz wezwanie wstawiłem się. W końcu jakbym mógł zignorować je? Było rozprawić się z tym zdradzieckim typem. Nie było by teraz kłopotów. Nie mi jednak decydować o tym co będzie dalej do roboty.

[Jasir]

Jasir słyszał wieści o zebraniu. Słyszał też podobno, że te wezwanie jest niezwykle ważne, ostatnio sytuacja była niepokojąca. Jako lojalny lew nie mógł sobie odpuścić, a wiernie i odpowiedzialnie stawił się na miejsce zbiórki i czekał na rozkazy.

[Moyo]

Następny pojawił się pewnien szlachcic jak zwykle oddany koronie. Słyszał o tym co się działo i również przybył na miejsce, by dopomóc w ewentualnych walkach.
- Witajcie panowie- powiedział do swych kamratów i zajął swoje miejsce.

[Mistrz Gry]

Władca popatrzył na zgromadzone u podnóża Lwiej Skały stado, i już szykował się do wejścia na niski kamienny postument, gdy jego zastępczyni przybyła z kolejnym raportem.
- Tropiciele w polu, wysłałam dwie drużyny. Gwardia powiadomiona, wstępny stan formacji na chwilę obecną - zgodny, mniej dwóch członków w terenie i pomocnika medyka wysłanego po zaopatrzenie. Jesteśmy gotowi Skazo, sir.- pewnym głosem zrelacjonowała pokrótce stan przygotowania jednostek.
- Bardzo dobrze, w takim razie zaraz wyruszamy. - stwierdził, odczuwając pomimo dręczących go obaw swoiste zadowolenie. W końcu to dzięki jego zmianą, wprowadzonym w ciągu ostatniego roku cały ten system działał tak sprawnie. Nie to co przez ostatnią dekadę, bandy lwów biegnące na siebie w szyku zwanym rojem...
Odchrząknąłwszy cicho wskoczył na kamień, i dźwięcznym, przejmującym głosem przemówił:
- Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej Królewskiej Lwiej Ziemi!
Zwracam się dziś do Was jako władca i opiekun wszystkich lwioziemców . Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej.
Jak zapewne wiecie, rok temu, po tragicznej śmierci Króla Ahdiego, i zakończonej niepowodzeniem próbie zamachu, mającego na przejęcie tronu, mój brat, książę Mufasa podjął decyzję o opuszczeniu terenów królestwa i udaniu się własną drogą. Niestety, w świetle najnowszych doniesień, które część z was zapewne także już miała okazję usłyszeć, jasnym staje się, że jego odejście nie miało na celu założenia własnego stada na oddalonych od naszych terenów, a zebranie armii. I to armii najgorszego gatunku - morderców, sadystów, barbarzyńców i degeneratów. I oto dziś, na czele tej właśnie armii przekroczył powtórnie granicę Lwiej Ziemi, chcąc podbić nasze stado, eliminując każdego kto mu się przeciwstawi i wprowadzając swoje krwawe rządy.
Pytam więc was, jako Lud Lwiej Ziemi i każdego z osobna - czy staniecie ze mną ramie w ramię, dziś, w godzinie próby, by chronić naszych cnót, prawd i wartości?! Czy staniecie wraz ze mną do walki, w obronie naszej wolności, naszych rodzin i przyjaciół?! Czy dacie razem ze mną opór zbliżającym się siłą, chcących zniszczyć wszystko, co jest nam drogie i bliskie?! - gdy skończył, stał przez chwilę w pełnej ekspresji pozie na szczycie podwyższenia, a za nim, na tle sawanny było widać formujący się w szyk regularnych członków Gwardii Królewskiej, nielicznej choć doskonale wyszkolonej jednostki pełniącej zazwyczaj rolę strażników pokoju, oraz towarzyszących im pomocniczych oddziałów hien. Następnie zeskoczył na ziemię, i stanął z łbem zwróconym w stronę granicy, gotów poprowadzić wszystkich, którzy zdecydują się za nim pójść.