Widziałem wkurzenie więźnia… i prawdę mówiąc z jednej strony mnie to napawało strachem, bo jakby się uwolnił to musiałbym spierda… oddalić się możliwie szybko. Bardzo, bardzo szybko. Ale z drugiej… podobało mi się to. Pełna władza nad schwytanym osobnikiem. Było w tym coś… atawistycznego. Władza była tym, czego zawsze pożądałem, za co byłem w stanie poświęcić wszystko – pod warunkiem oczywiście, że to nie ja za to płaciłem. To dla władzy pozbyłem się poprzedniego władcy i tak pokierowałem późniejszymi wyborami, by to mnie uczynili przywódcą – jako kompromis między dwoma zwalczającymi się stronnictwami. Zadrżałem… a później uśmiechnąłem się, widząc jak wyciąga i chowa pazury. Byłem spostrzegawczy – coś takiego nie mogło ujść mojej uwadze, nawet przy delikatnym półmroku. W końcu wyciąganie pazurów, spore zdenerwowanie, powodowało napinanie większej liczby mięśni. A więzień… chyba nie starał się ukryć narastającego wkurzenia, mimo, że moim zdaniem powinien próbować zachować jakiekolwiek pozory. Uważałem, że nigdy nie należy nikomu pokazywać swojego prawdziwego ja. Że zawsze należy coś ukrywać za fasadą pozorów. No chyba… że ktoś i tak ma nie przeżyć. Wtedy można być szczerym.
- Może i masz rację. Ale z drugiej strony, z ich punktu widzenia, krycie się po krzakach było dobrą taktyką, jak wynika z tego, co mi mówili. A ty… mógłbyś chociaż rozważać opcję, że jest ich więcej, a skoro tak, to reszta się kryje tylko dlatego, że taka taktyka jest dobra? – odpowiedziałem – Chociaż owszem… jesteś tylko nieistotnym lwem? Nie myślisz o przyczynach i konsekwencjach? Nawet bezpośrednich, nie mówiąc już o przyczynach przyczyn i konsekwencjach konsekwencji? – bardziej stwierdziłem niż spytałem, w pełni z siebie zadowolony. Jednak uśmiech z mojego pyska zniknął prawie natychmiast zastąpiony przerażeniem, gdy lew warknął i zaczął się rzucać. Odruchowo cofnąłem się o krok, nim w końcu się powstrzymałem, jakoś zapanowałem nad mimiką pyska i ponownie się uśmiechnąłem, być może odrobinie sztucznie. Po czym zacząłem go obchodzić dookoła. Uśmiechnąłem się nawet szerzej, gdy dałem radę zdeptać jego ogon i warknąłem ostrzegawczo, gdy mnie zdzielił kitą. Próbowałem ją ugryźć, ale niestety byłem zbyt wolny i dał radę (?) ją cofnąć. Postanowiłem więc udać… że wcale mnie to uderzenie nie zabolało, nie dotknęło.
- Oj, to pytanie, na ile okażesz się przydatny. Przecież Ci mówiłem. Zawsze można Cię zabić i powiesić na ścianie jaskini jako trofeum lub wystawić na granicy, jako znak ostrzegawczy, jako przestrogę dla innych, że z nami lepiej nie zadzierać. Można Cię wykorzystać do jakichś walk w trakcie naszych regularnych Igrzysk. Wygrasz… to po kilku, może kilkunastu dniach będziesz walczył ponownie… i ponownie, ponownie, ponownie aż do przegrania i śmierci. Mogę Cię wykorzystać jako model do treningów moich wartowników. Albo jako swoją osobistą zabawkę, maskotkę – przykutą w mojej jaskini. – rozważałem różne opcje – Jak widzisz… możliwości jest sporo. A wszystko zależy od Twojego zachowania. Jak się będziesz sprawdzał… to może pewnego dnia dołączysz do stada – dodałem. W końcu najlepszą metodą kontroli nad kimś, było danie mu jakiejkolwiek nadziei. Nawet mało realnej. Zdesperowane lwy były w stanie uwierzyć w cokolwiek. Na takiej zasadzie działały wszelkie lwie religie.
- Zadałem pytanie i oczekuję odpowiedzi! A nie Twoich głupich pytań! – warknąłem na niego, otwierając lekko pysk, podnosząc wargi i eksponując kły. Tak by mu uzmysłowić, że mogę być bardzo, bardzo niezadowolony, jeśli nie dostanę odpowiedzi.
x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Patrol [Mane, Hatari]
- Hatari
- Posty: 207
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 12 cze 2012
- Waleczność: 60
- Zręczność: 60
- Percepcja: 30
- Kontakt:
No cóż, sam Hatari uważał, że chęć władzy była czymś naturalnym zwłaszcza dla samca. Co jednak nie oznacza, iż pojmował postępowanie brązowogrzywego. Po prostu dlatego, że był prostym, nieskomplikowanym lwem. Może co niektórzy nazwaliby go dzikusem czy barbarzyńcą, lecz cóż, to nie jego wina, że los zgotował mu takie, a nie inne życie w samotności, z dala od jakichkolwiek stad, czy innych zwierzęcych grup. W gruncie rzeczy dla niego liczyła się tylko przewaga nad przeciwnikiem, jeśli nie dzięki czystej sile, to dzięki sprytowi. Jednakże nie miał głowy do skomplikowanych intryg. Co prawda miało się to zmienić w przyszłości, kiedy już wyciągnie z tej sytuacji jakieś wnioski, niemniej jak na razie było, jak było.
Zresztą, nawet, jeśli poniekąd mógł zrozumieć pragnienie władzy, tak w żadnym stopniu nie usprawiedliwiał samca ani nie próbował go zrozumieć. Był wściekły przez swoją porażkę i upokorzenie, chętnie odpłaciłby mu się teraz pięknym za nadobne.
Fuknął krótko.
- To oznaczałoby, że od początku nie chodziło im o żadne negocjacje, tylko po prostu planowali atak. To albo masz tchórzliwych sługusów - burknął ze złością. Po czym warknął krótko, ukazując zęby. - A ty myślisz o konsekwencjach? Wiesz, co będzie, jeśli się uwolnię? - zapytał, unosząc znacząco brew, po czym znów się szarpnął. Zauważył, że brązowogrzywy się go obawiał i dawało mu to sporo satysfakcji. No i istniała szansa, że jedna z luźniejszych pętli w końcu poluzuje się na tyle, by uwolnić łapę.
Parsknął krótko, wysłuchując z niechęcią jego gadaniny. Doprawdy nie był w stanie pojąć, po co zadawać sobie tyle trudu z jakimś obcym, skoro równie dobrze można mu skopać zadek i efekt byłby taki sam. A jeśli chodziło o groźby śmierci, to jakoś zbytnio się nie bał. Być może dlatego, że przecież tamta trójka łatwiej mogłaby go zabić wtedy, gdy był ogłuszony, niż męczyć się przy prowadzeniu go na swoje tereny. Doprawdy, w jego mniemaniu za dużo w tym było roboty. A ta obietnica dołączenia do jego stada w zamiar za dobre sprawowanie tylko go zniechęciła. W końcu wciąż oznaczałoby to służenie komuś od siebie słabszemu, co było dla niego zniewagą. Choć z drugiej strony, łatwiej uciec, jeśli nikt cię nie pilnuje...
- Co mam uczynić, żeby dostąpić takiego zaszczytu? - spytał, nie do końca kryjąc nutkę ironii. Nie oceniał w końcu inteligencji samca zbyt wysoko.
Gdy na niego warknął i pokazał kły sam odpowiedział tym samym. Może i igrał z ogniem, niemniej po prostu nawet teraz nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek okazywanie strachu. Bycie potulnym i uległym nie było w jego stylu.
- Tak więc mam rację, rządzisz bandą idiotów - parsknął złośliwie. - Dla twojej informacji mam lwy, które zapewne teraz wyruszyły już w drogę, by mnie odbić - oczywiście kłamał, jednak liczył na to, że uda mu się przestraszyć samca. Może przemyśli kwestię jego wypuszczenia, by uniknąć nieistniejącego zagrożenia.
Zresztą, nawet, jeśli poniekąd mógł zrozumieć pragnienie władzy, tak w żadnym stopniu nie usprawiedliwiał samca ani nie próbował go zrozumieć. Był wściekły przez swoją porażkę i upokorzenie, chętnie odpłaciłby mu się teraz pięknym za nadobne.
Fuknął krótko.
- To oznaczałoby, że od początku nie chodziło im o żadne negocjacje, tylko po prostu planowali atak. To albo masz tchórzliwych sługusów - burknął ze złością. Po czym warknął krótko, ukazując zęby. - A ty myślisz o konsekwencjach? Wiesz, co będzie, jeśli się uwolnię? - zapytał, unosząc znacząco brew, po czym znów się szarpnął. Zauważył, że brązowogrzywy się go obawiał i dawało mu to sporo satysfakcji. No i istniała szansa, że jedna z luźniejszych pętli w końcu poluzuje się na tyle, by uwolnić łapę.
Parsknął krótko, wysłuchując z niechęcią jego gadaniny. Doprawdy nie był w stanie pojąć, po co zadawać sobie tyle trudu z jakimś obcym, skoro równie dobrze można mu skopać zadek i efekt byłby taki sam. A jeśli chodziło o groźby śmierci, to jakoś zbytnio się nie bał. Być może dlatego, że przecież tamta trójka łatwiej mogłaby go zabić wtedy, gdy był ogłuszony, niż męczyć się przy prowadzeniu go na swoje tereny. Doprawdy, w jego mniemaniu za dużo w tym było roboty. A ta obietnica dołączenia do jego stada w zamiar za dobre sprawowanie tylko go zniechęciła. W końcu wciąż oznaczałoby to służenie komuś od siebie słabszemu, co było dla niego zniewagą. Choć z drugiej strony, łatwiej uciec, jeśli nikt cię nie pilnuje...
- Co mam uczynić, żeby dostąpić takiego zaszczytu? - spytał, nie do końca kryjąc nutkę ironii. Nie oceniał w końcu inteligencji samca zbyt wysoko.
Gdy na niego warknął i pokazał kły sam odpowiedział tym samym. Może i igrał z ogniem, niemniej po prostu nawet teraz nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek okazywanie strachu. Bycie potulnym i uległym nie było w jego stylu.
- Tak więc mam rację, rządzisz bandą idiotów - parsknął złośliwie. - Dla twojej informacji mam lwy, które zapewne teraz wyruszyły już w drogę, by mnie odbić - oczywiście kłamał, jednak liczył na to, że uda mu się przestraszyć samca. Może przemyśli kwestię jego wypuszczenia, by uniknąć nieistniejącego zagrożenia.
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Mówiłem do schwytanego lwa, groziłem mu, próbowałem go przestraszyć. I chyba byłem odrobinę zawiedziony, że moje słowa… nie przynoszą wyraźniejszej reakcji. W końcu nie po to dążyłem do władzy, by jej później nie wykorzystywać dla własnej satysfakcji.
- Oj, to nie dokładnie tak – zaprotestowałem – Mieli rozkaz zdobycia informacji. Ale zdobycia informacji za wszelką cenę. Jeślibyś ich udzielił… to pewnie zostawiliby Cię w spokoju. Nie jesteś, bez urazy oczywiście, na tyle cenny, by się Tobą zajmować, eskortować Cię taki kawał drogi i jeszcze ryzykować, że Twój brak ktoś zauważy, że kogoś to zaalarmuje. A jeśli informacji nie dostali… a mieli ją zdobyć, tak jak mówiłem, za wszelką cenę… to cóż, atak i ujęcie Cię było oczywiste. Przepytywanie Cię na miejscu nie miało sensu – bo po takim potraktowaniu mógłbyś mieć złośliwe podejście i nie powiedzieć za dużo, lub udzielić fałszywych informacji, a na domiar złego wspomnieć komuś, o kręcących się lwach z nie do końca przyjaznymi zamiarami. Jeśli zwiadowcy nie byli pewni, jak zareagujesz, to oczywiste, że zabezpieczyli się przed najgorszą możliwością i zaszli Cię od tyłu, przewidując potencjalny upór – wyjaśniałem mu, przybierając protekcjonalny, mentorski ton, jakbym rozmawiał z lwiątkiem, roślinożercą lub kimś niespełna rozumu. Miałem jeszcze coś złośliwego dodać… ale drgnąłem i zawahałem się, gdy zaczął mi grozić. Nerwowo przełknąłem ślinę i przecząco pokręciłem łbem.
- Nie sądzę, byś kiedykolwiek się uwolnił. Ja bym na Twoim miejscu raczej zaczął współpracować i skomleć – a może dasz radę przeżyć jeszcze z trzy pełnię – odpowiedziałem mu, po dłuższej przerwie, gdy byłem w miarę przekonany, że mój głos się nie załamie i zabrzmi w miarę pewnie. Próbowałem go przestraszyć… bo z naszej dwójki to on powinien się tutaj bać. A chyba o tym nie wiedział. No i wbrew sobie… zacząłem rzeczywiście się zastanawiać, co by było, gdyby któraś liana czy chociażby palik, do którego były one przymocowane, puściła. Nie podobały mi się te myśli i ponownie próbowałem uwagę i wzrok skupić na więźniu. Potrząsnąłem łbem, próbując wyzbyć się tych myśli i przywołać pytanie, jakie mi zadał. Zamrugałem oczami, jakby się przebudził.
- Zaszczytu? – spytałem jeszcze zamyślony, nim w końcu zrozumiałem sens pytania – Na pewno spędzić kilka pełni tutaj. Tak byś zapomniał o swoim żałosnym życiu i zrozumiał, że tylko służenie mi daje prawdziwe szczęście i radość – odpowiedziałem mu, w ogóle nie kryjąc się z ironią, będąc ciekawy, jak on na to zareaguje. Nie miałem wątpliwości, że kto jak kto… ale spory samiec, zapewne samotnik, miał wrodzoną potrzebę dominacji i raczej nie miał ochoty się nikomu podporządkowywać. A przynajmniej, póki się go nie złamie. Czas, oderwanie od starego życia, nowe otoczenie, przełożeni, powolne przywykanie do wykonywania rozkazów… z każdego dało się zrobić posłusznego niewolnika. Zdyscyplinowana armia nie potrzebowała myślących lwów wykazujących się inicjatywą. Tylko takich, którzy postępowali zgodnie z rozkazami i ustalonymi procedurami.
Ponownie spiąłem się na jego warknięcie i ciężko westchnąłem, słysząc jego odpowiedź.
- No to strasznie późno się zorientowały. Byłeś noc przetrzymywany na miejscu, kolejną noc spędziłeś tutaj. Jeśliby zauważyli Twój brak po dobie, to by właśnie dochodzili… więc musiała upłynąć przynajmniej doba. Nawet więcej, bo przez Twój opór szliście dość wolno. Po dobie ślady byłyby już słabe i łatwe do zgubienia. Szliście po pustyni a wiatr szybko przesypuje piasek, zasypując ślady, mała wilgotność usuwa zapachy. Więc może… tylko sobie wymyśliłeś lwy? Nie było innych śladów, innych zapachów, nie wołałeś o pomoc. – mówiłem, przypatrując mu się uważnie, próbując wyszukać na jego pysku jakiekolwiek oznaki zawahania czy załamania, ale niestety kaganiec utrudniał mi ocenę mimiki jego pyska. Z wyraźnym wahaniem zacząłem się do niego zbliżać, jakoś bardziej od boku… w końcu się przemogłem i spróbowałem go chwycić pyskiem za kark, w razie sukcesu starając się go docisnąć do ziemi.
- Leżeć! To jeśli masz lwy to ile? Imiona? Powiązania rodzinne? – dopytywałem, będąc przekonanym, że presja i nawał pytań spowodują, że zacznie kręcić lub powie cokolwiek, co potwierdzi moje przekonanie, że jedynie blefuje.
- Oj, to nie dokładnie tak – zaprotestowałem – Mieli rozkaz zdobycia informacji. Ale zdobycia informacji za wszelką cenę. Jeślibyś ich udzielił… to pewnie zostawiliby Cię w spokoju. Nie jesteś, bez urazy oczywiście, na tyle cenny, by się Tobą zajmować, eskortować Cię taki kawał drogi i jeszcze ryzykować, że Twój brak ktoś zauważy, że kogoś to zaalarmuje. A jeśli informacji nie dostali… a mieli ją zdobyć, tak jak mówiłem, za wszelką cenę… to cóż, atak i ujęcie Cię było oczywiste. Przepytywanie Cię na miejscu nie miało sensu – bo po takim potraktowaniu mógłbyś mieć złośliwe podejście i nie powiedzieć za dużo, lub udzielić fałszywych informacji, a na domiar złego wspomnieć komuś, o kręcących się lwach z nie do końca przyjaznymi zamiarami. Jeśli zwiadowcy nie byli pewni, jak zareagujesz, to oczywiste, że zabezpieczyli się przed najgorszą możliwością i zaszli Cię od tyłu, przewidując potencjalny upór – wyjaśniałem mu, przybierając protekcjonalny, mentorski ton, jakbym rozmawiał z lwiątkiem, roślinożercą lub kimś niespełna rozumu. Miałem jeszcze coś złośliwego dodać… ale drgnąłem i zawahałem się, gdy zaczął mi grozić. Nerwowo przełknąłem ślinę i przecząco pokręciłem łbem.
- Nie sądzę, byś kiedykolwiek się uwolnił. Ja bym na Twoim miejscu raczej zaczął współpracować i skomleć – a może dasz radę przeżyć jeszcze z trzy pełnię – odpowiedziałem mu, po dłuższej przerwie, gdy byłem w miarę przekonany, że mój głos się nie załamie i zabrzmi w miarę pewnie. Próbowałem go przestraszyć… bo z naszej dwójki to on powinien się tutaj bać. A chyba o tym nie wiedział. No i wbrew sobie… zacząłem rzeczywiście się zastanawiać, co by było, gdyby któraś liana czy chociażby palik, do którego były one przymocowane, puściła. Nie podobały mi się te myśli i ponownie próbowałem uwagę i wzrok skupić na więźniu. Potrząsnąłem łbem, próbując wyzbyć się tych myśli i przywołać pytanie, jakie mi zadał. Zamrugałem oczami, jakby się przebudził.
- Zaszczytu? – spytałem jeszcze zamyślony, nim w końcu zrozumiałem sens pytania – Na pewno spędzić kilka pełni tutaj. Tak byś zapomniał o swoim żałosnym życiu i zrozumiał, że tylko służenie mi daje prawdziwe szczęście i radość – odpowiedziałem mu, w ogóle nie kryjąc się z ironią, będąc ciekawy, jak on na to zareaguje. Nie miałem wątpliwości, że kto jak kto… ale spory samiec, zapewne samotnik, miał wrodzoną potrzebę dominacji i raczej nie miał ochoty się nikomu podporządkowywać. A przynajmniej, póki się go nie złamie. Czas, oderwanie od starego życia, nowe otoczenie, przełożeni, powolne przywykanie do wykonywania rozkazów… z każdego dało się zrobić posłusznego niewolnika. Zdyscyplinowana armia nie potrzebowała myślących lwów wykazujących się inicjatywą. Tylko takich, którzy postępowali zgodnie z rozkazami i ustalonymi procedurami.
Ponownie spiąłem się na jego warknięcie i ciężko westchnąłem, słysząc jego odpowiedź.
- No to strasznie późno się zorientowały. Byłeś noc przetrzymywany na miejscu, kolejną noc spędziłeś tutaj. Jeśliby zauważyli Twój brak po dobie, to by właśnie dochodzili… więc musiała upłynąć przynajmniej doba. Nawet więcej, bo przez Twój opór szliście dość wolno. Po dobie ślady byłyby już słabe i łatwe do zgubienia. Szliście po pustyni a wiatr szybko przesypuje piasek, zasypując ślady, mała wilgotność usuwa zapachy. Więc może… tylko sobie wymyśliłeś lwy? Nie było innych śladów, innych zapachów, nie wołałeś o pomoc. – mówiłem, przypatrując mu się uważnie, próbując wyszukać na jego pysku jakiekolwiek oznaki zawahania czy załamania, ale niestety kaganiec utrudniał mi ocenę mimiki jego pyska. Z wyraźnym wahaniem zacząłem się do niego zbliżać, jakoś bardziej od boku… w końcu się przemogłem i spróbowałem go chwycić pyskiem za kark, w razie sukcesu starając się go docisnąć do ziemi.
- Leżeć! To jeśli masz lwy to ile? Imiona? Powiązania rodzinne? – dopytywałem, będąc przekonanym, że presja i nawał pytań spowodują, że zacznie kręcić lub powie cokolwiek, co potwierdzi moje przekonanie, że jedynie blefuje.
- Hatari
- Posty: 207
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 12 cze 2012
- Waleczność: 60
- Zręczność: 60
- Percepcja: 30
- Kontakt:
No cóż, problem był taki, że Hatari nie miał zamiaru mu takiej satysfakcji dawać. Przynajmniej jeśli chodzi o okazywanie strachu, złości w końcu nie ukrywał i od czasu do czasu wydał z siebie jakieś warknięcie. Jak na przykład słysząc ton jego głosu. Czy on ma go za idiotę? Zawarczał groźnie, ukazując kły. Choć to ostatnie pewnie przez kaganiec trudno było dostrzec.
- Jakie niby informacje mógłbym posiadać, hę? - burknął chrapliwie, łypiąc na samca z nieskrywaną złością. - Poopowiadać ci o tamtych okolicach? Na co ci to? Bo raczej nie zamierzasz tamtych terenów podbić. Wątpię, by ktokolwiek z twoich przeżyłby tam dłużej, niż kilka dni - zakończył, parsknąwszy z rozbawieniem. Może i poniekąd po prostu chciał dopiec brązowogrzywemu, może i nie do końca dużo było w tym prawdy, lecz z drugiej strony, całkiem niedaleko jego terenów mieszkało całkiem silne stado, które zapewne dałoby radę tym tutaj.
- Tak myślisz? - uniósł lekko brwi i znów szarpnął się gwałtownie, obserwując reakcję tamtego. Mimo wszystko się obawiał, co dawało mu satysfakcję. Owszem, Hatari był w trudnym położeniu, bo w końcu przed jaskinią pewnie czekała grupa jego sługusów, niemniej na chwilę obecną niepewność w ślepiach tego tutaj nieco poprawiała mu humor. Oczywiście na tyle, na ile lepszy humor może mieć ktoś związany, poirytowany, kto musi wysłuchiwać czyjejś bezsensownej paplaniny.
Warknął krótko, po czym wywrócił ślepiami.
- Jeśli chcesz, żebym ci służył, powinieneś udowodnić mi swoją siłę. Bez jakiś brudnych sztuczek i chowania się za czyimiś plecami podczas, gdy ja mam związane łapy. Wątpię, że jesteś do tego zdolny - burknął, trochę automatycznie, po prostu nie będąc w stanie się powstrzymać. Hatari był prostym lwem, w dodatku cholernie dumnym i jeśli byłby w stanie uznać czyjąś wyższość ten ktoś musiałby po prostu być od niego silniejszy bądź go przechytrzyć. I oczywiście musiałby to udowodnić podczas przynajmniej w miarę uczciwej walki. W końcu w ten sposób rozstrzygały swe spory co bardziej prymitywne lwie stada jak również i samotnicy i jak na chwilę obecną samiec tylko takie rozwiązanie uważał za słuszne.
Prychnął.
- A może po prostu ci twoi są zbyt tępi, żeby zauważyć, że od początku byli śledzeni? Może teraz ktoś właśnie obserwuje cię z ukrycia, czekając na odpowiedni moment? - odparł, chcąc zasiać w umyśle samca więcej wątpliwości.
Kiedy go okrążył, próbując chwycić go za kark ryknął i szarpnął gwałtownie głową, starając się mu wyrwać, a może nawet przy odrobinie szczęścia przywalić nawet i w nos. Poruszył także i tą łapę, której więzy zdążyły się już uprzednio nieco poluzować, starając się jak tylko mógł, by ją uwolnić. Udało mu się? Jeśli tak to postarałby się przeciąć pazurami linę krępującą drugą z przednich kończyn. Jeśli nie, to poprzestał na szarpaniu się, by utrudnić brązowogrzywemu zadanie.
- Jakie niby informacje mógłbym posiadać, hę? - burknął chrapliwie, łypiąc na samca z nieskrywaną złością. - Poopowiadać ci o tamtych okolicach? Na co ci to? Bo raczej nie zamierzasz tamtych terenów podbić. Wątpię, by ktokolwiek z twoich przeżyłby tam dłużej, niż kilka dni - zakończył, parsknąwszy z rozbawieniem. Może i poniekąd po prostu chciał dopiec brązowogrzywemu, może i nie do końca dużo było w tym prawdy, lecz z drugiej strony, całkiem niedaleko jego terenów mieszkało całkiem silne stado, które zapewne dałoby radę tym tutaj.
- Tak myślisz? - uniósł lekko brwi i znów szarpnął się gwałtownie, obserwując reakcję tamtego. Mimo wszystko się obawiał, co dawało mu satysfakcję. Owszem, Hatari był w trudnym położeniu, bo w końcu przed jaskinią pewnie czekała grupa jego sługusów, niemniej na chwilę obecną niepewność w ślepiach tego tutaj nieco poprawiała mu humor. Oczywiście na tyle, na ile lepszy humor może mieć ktoś związany, poirytowany, kto musi wysłuchiwać czyjejś bezsensownej paplaniny.
Warknął krótko, po czym wywrócił ślepiami.
- Jeśli chcesz, żebym ci służył, powinieneś udowodnić mi swoją siłę. Bez jakiś brudnych sztuczek i chowania się za czyimiś plecami podczas, gdy ja mam związane łapy. Wątpię, że jesteś do tego zdolny - burknął, trochę automatycznie, po prostu nie będąc w stanie się powstrzymać. Hatari był prostym lwem, w dodatku cholernie dumnym i jeśli byłby w stanie uznać czyjąś wyższość ten ktoś musiałby po prostu być od niego silniejszy bądź go przechytrzyć. I oczywiście musiałby to udowodnić podczas przynajmniej w miarę uczciwej walki. W końcu w ten sposób rozstrzygały swe spory co bardziej prymitywne lwie stada jak również i samotnicy i jak na chwilę obecną samiec tylko takie rozwiązanie uważał za słuszne.
Prychnął.
- A może po prostu ci twoi są zbyt tępi, żeby zauważyć, że od początku byli śledzeni? Może teraz ktoś właśnie obserwuje cię z ukrycia, czekając na odpowiedni moment? - odparł, chcąc zasiać w umyśle samca więcej wątpliwości.
Kiedy go okrążył, próbując chwycić go za kark ryknął i szarpnął gwałtownie głową, starając się mu wyrwać, a może nawet przy odrobinie szczęścia przywalić nawet i w nos. Poruszył także i tą łapę, której więzy zdążyły się już uprzednio nieco poluzować, starając się jak tylko mógł, by ją uwolnić. Udało mu się? Jeśli tak to postarałby się przeciąć pazurami linę krępującą drugą z przednich kończyn. Jeśli nie, to poprzestał na szarpaniu się, by utrudnić brązowogrzywemu zadanie.
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Zdecydowanie nie podobało mi się jego zachowanie. Lubiłem poczucie władzy, to przeświadczenie że jestem ważniejszy od innych. To dlatego sporo zaryzykowałem, by stać się tym, kim byłem. I podobało mi się więzienie innego lwa… ale jeszcze bardziej by mi pasowało, gdyby ten skomlał, błagał o litość, płaszczył się przede mną. Jego warczenie, błyskanie zza kagańce kłami było całkowicie nieakceptowalne!
- Ty mi powiedz, jakie informacje możesz posiadać! – zaprotestowałem. Co to za pomysł, bym ja je wymieniał? – Gówno Cię obchodzi, na co mi to. Masz odpowiadać na pytania a nie zadawać własne! – stwierdziłem, zirytowany jego upartością. I wbrew jego słowom, podbicie innych terenów nie było takie niepewne. Tutaj musieliśmy się mierzyć z dwoma innymi stadami – więc zamiast walczyć… równie dobrze mogliśmy uciec i zająć nowe tereny. Chociaż wtedy byłoby prawdopodobne, że pozostałe dwa stada skoczyłyby sobie do gardeł, jedno wygrałoby, urosłoby w siłę… i ruszyło by po roku czy kilku w pogoń, aby wybić tych, którzy odeszli, by Ci im nie zagrażali, sami nie urośli w siłę i nie wrócili. Ale z drugiej strony… to my moglibyśmy się w innym miejscu na tyle rozwinąć, by pewnego dnia powrócić i przejąć całą krainę. Ale to były tylko plany… lubiłem marzyć o sile, potędze i władzy nad wszystkimi. Jednak musiałem to przełożyć na później, bo obecnie to musiałem się skupić na przesłuchaniu krnąbrnego lwa. Który prawdopodobnie chciał mnie oszukać, bo mówienie, że nie przeżylibyśmy tam kilku dni było przesadą.
- Tak? Ty niby przeżyłeś, a przy pierwszym spotkaniu od razu wpadłeś w niewolę. Skoro ty byłeś w stanie tam przeżyć to pewnie i ślepe lwiątko ze złamaną łapą by sobie dało radę! – warknąłem lekceważąco. I umilknąłem, gdy tamten kolejny raz się szarpnął. Mimo wszystko… budziło to we mnie spory niepokój, który próbowałem ukrywać, ale raczej że średnim skutkiem. Ale… ale nie było w tym nic dziwnego! Przecież każdy by się obawiał sporego, silnego lwa! I spiorunowałem go wzrokiem, słysząc jego słowa.
- Wystarczy, że moje lwy Ci udowodniły swoją siłę! Jeśli chcesz, mogą Ci udowodnić kolejny raz. I kolejny. Walka na arenie? Z grupką kilku wojowników? Czemu nie. „Życie nie jest sprawiedliwe” – powinieneś się tego nauczyć! – warknąłem na niego. Chyba on był jakiś głupi jeśli myślał, że przyjmę wyzwanie! No i… gdyby nie miał związanych łap to bym pewnie nawet z nim nie rozmawiał! To oczywiste! Głupi nie byłem!
- Oj, nie sądzę. Naprawdę poprzestaliby na śledzeniu? Równie dobrze mogłeś być pierwszego dnia zabity w ramach jakichś walk na arenie, jakiegoś święta czy z dowolnego innego powodu. Albo w drodze, za samo utrudnianie – odpowiedziałem kpiąco. Chyba nie sądził, że mu uwierzę w te jego naiwne słowa. Jakby lwy były śledzone, to prawdopodobnie patrole graniczne by zauważyły tych śledzących.
Doskoczyłem do więźnia, chwytając go za kark, co nie było trudne, skoro ten był unieruchomiony… ale uzyskanie pewnego chwytu, było cięższe, z powodu grzywy. Z Fedhą czy dowolną lwicą było zdecydowanie łatwiej. Czułem, jak lew napręża mięśnie, próbuje mi się wyrwać, ale starałem się go możliwie mocno trzymać.
Nagle… nagle poczułem, że lew ma jakby więcej swobody, jakoś rzucił się mocniej… a następnie doszedł do mnie dźwięk… przecinanych lian… pazurami? Ale… ale jak? Przecież to było niemożliwe! Przecież… nie można pazurami sięgnąć lian, jak obie łapy są przywiązane? Naparłem mocniej zębami na jego kark i stojąc na prawo od niego, próbowałem przekręcić ciało, by ustawić się równolegle, w tą samą co on stronę, lewą przednią łapę starałem się chwycić go za łopatkę, wbijając w nią pazury.
- Spokój! Leżeć! – syknąłem na niego – Straż! – warknąłem następnie. Ale… ale jak go trzymałem za kark to nie miałem żadnej szansy ryknąć na tyle głośno, by ktoś mnie usłyszał… a jednocześnie nie chciałem go puścić bo… bo efekt mógłby nie być najlepszy.
- Ty mi powiedz, jakie informacje możesz posiadać! – zaprotestowałem. Co to za pomysł, bym ja je wymieniał? – Gówno Cię obchodzi, na co mi to. Masz odpowiadać na pytania a nie zadawać własne! – stwierdziłem, zirytowany jego upartością. I wbrew jego słowom, podbicie innych terenów nie było takie niepewne. Tutaj musieliśmy się mierzyć z dwoma innymi stadami – więc zamiast walczyć… równie dobrze mogliśmy uciec i zająć nowe tereny. Chociaż wtedy byłoby prawdopodobne, że pozostałe dwa stada skoczyłyby sobie do gardeł, jedno wygrałoby, urosłoby w siłę… i ruszyło by po roku czy kilku w pogoń, aby wybić tych, którzy odeszli, by Ci im nie zagrażali, sami nie urośli w siłę i nie wrócili. Ale z drugiej strony… to my moglibyśmy się w innym miejscu na tyle rozwinąć, by pewnego dnia powrócić i przejąć całą krainę. Ale to były tylko plany… lubiłem marzyć o sile, potędze i władzy nad wszystkimi. Jednak musiałem to przełożyć na później, bo obecnie to musiałem się skupić na przesłuchaniu krnąbrnego lwa. Który prawdopodobnie chciał mnie oszukać, bo mówienie, że nie przeżylibyśmy tam kilku dni było przesadą.
- Tak? Ty niby przeżyłeś, a przy pierwszym spotkaniu od razu wpadłeś w niewolę. Skoro ty byłeś w stanie tam przeżyć to pewnie i ślepe lwiątko ze złamaną łapą by sobie dało radę! – warknąłem lekceważąco. I umilknąłem, gdy tamten kolejny raz się szarpnął. Mimo wszystko… budziło to we mnie spory niepokój, który próbowałem ukrywać, ale raczej że średnim skutkiem. Ale… ale nie było w tym nic dziwnego! Przecież każdy by się obawiał sporego, silnego lwa! I spiorunowałem go wzrokiem, słysząc jego słowa.
- Wystarczy, że moje lwy Ci udowodniły swoją siłę! Jeśli chcesz, mogą Ci udowodnić kolejny raz. I kolejny. Walka na arenie? Z grupką kilku wojowników? Czemu nie. „Życie nie jest sprawiedliwe” – powinieneś się tego nauczyć! – warknąłem na niego. Chyba on był jakiś głupi jeśli myślał, że przyjmę wyzwanie! No i… gdyby nie miał związanych łap to bym pewnie nawet z nim nie rozmawiał! To oczywiste! Głupi nie byłem!
- Oj, nie sądzę. Naprawdę poprzestaliby na śledzeniu? Równie dobrze mogłeś być pierwszego dnia zabity w ramach jakichś walk na arenie, jakiegoś święta czy z dowolnego innego powodu. Albo w drodze, za samo utrudnianie – odpowiedziałem kpiąco. Chyba nie sądził, że mu uwierzę w te jego naiwne słowa. Jakby lwy były śledzone, to prawdopodobnie patrole graniczne by zauważyły tych śledzących.
Doskoczyłem do więźnia, chwytając go za kark, co nie było trudne, skoro ten był unieruchomiony… ale uzyskanie pewnego chwytu, było cięższe, z powodu grzywy. Z Fedhą czy dowolną lwicą było zdecydowanie łatwiej. Czułem, jak lew napręża mięśnie, próbuje mi się wyrwać, ale starałem się go możliwie mocno trzymać.
► Pokaż Spoiler
- Spokój! Leżeć! – syknąłem na niego – Straż! – warknąłem następnie. Ale… ale jak go trzymałem za kark to nie miałem żadnej szansy ryknąć na tyle głośno, by ktoś mnie usłyszał… a jednocześnie nie chciałem go puścić bo… bo efekt mógłby nie być najlepszy.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość
















