x
Newsy
  • 07.04.2024
  • Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
  • 06.04.2024
  • Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
  • 07.03.2024
  • Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
  • 04.02.2024
  • Postacią Miesiąca został Tauro
  • 31.01.2024
  • Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
  • Aktualności fabularne
  • > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
  • Przewrót na Lwiej Ziemi
  • > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
  • Gniew Przodków
  • > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
  • Epidemia w dżungli
  • > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
  • Szkarłatne Grzywy
  • > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Suwak
Lwia Skała
Wodopój Las Kanion Termitiery Jezioro ZZ Wulkan Góry LS Jaskinie Kilimandżaro Upendi Drzewo życia Wielki Wodospad Zakątek Przodków Oaza Ruiny Pustynia Ciernisko Cmentarz Pole bitwy Zarośla Bagno Słone jezioro Gejzery Góry ZZ Wielka woda Jezioro szmaragdowe Jezioro flamingów Kaskada Grobowiec Rzeka Wąwóz Dżungla Pustkowia Równina Rzeka 2 Sawanna 2 Rzeka 3 Las namorzynowy Dolina wichrów Nadrzecze Dolina LS Drzewo życia Sawanna LZ Skała Wolności Wschodnia Oaza Wydmy Las MB Jezioro MB Wybrzeże

Zapisy

Miejsce na informacje o postaciach: zapisy, karty postaci, dzienniki umiejętności, zawieszanie postaci i zakup umiejętności.

Awatar użytkownika
Rivu
Posty: 22
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 10 lip 2019
Zdrowie: 0
Waleczność: 30
Zręczność: 50
Percepcja: 40
Kontakt:

Re: Zapisy

#141

Post autor: Rivu » 11 lip 2019, 11:18

Cóż można powiedzieć o małej kulce, która nawet nie zobaczyła jeszcze światła dziennego? A jednak ta mała kulka może okazać się dużo ważniejsza, niż się z pozoru wydaje. W końcu to jedna z potomków rodziny królewskiej. Kto wie? Może kiedyś to jej przyjdzie zasiąść na tronie? Na razie jednak dużo ważniejsze od władzy jest dla niej mamine ciepło i miarowe bicie jej kochającego serca...

Akcept

Płowa
Posty: 6
Gatunek: Sęp afrykański
Płeć: Samica
Data urodzenia: 13 lip 2010
Waleczność: 15
Zręczność: 30
Percepcja: 65
Kontakt:

#142

Post autor: Płowa » 14 lip 2019, 0:00

Wysunęłam dziób spod jej głowy i cofnęłam się kilka kroków. Moje palce zatapiały się w szorstkim piachu, byłyśmy na plaży, i musiałam rozłożyć skrzydła, żeby utrzymać równowagę, ale wtedy uderzył mnie w plecy mocny podmuch i zaskoczona nim popatrzyłam odruchowo pod nogi. Nie chciałam jej się przyglądać. Ale nie mogłam odwrócić wzroku, kiedy już na nią spojrzałam.
Przez wiele dni będę przypominać sobie, jak poruszały się wtedy jej pióra - trzepotały tak dziko, jakby moja mama leciała, choć to tylko ostry wiatr je mierzwił. Obniżyłam trochę skrzydła, żeby ją przed nim osłonić. Ziarenka piasku przestały przez nią przebiegać. Światło znad mojego ramienia padło na jej bujną kryzę i wtuloną w nią głowę. Spróbowałam tak wygiąć szyję, żeby nie wdzierało jej się do oczu, albo może tylko przestępowałam z nogi na nogę, bo dęcie wiatru podrywało mnie do lotu, sama nie wiem. Chyba płakałam. Chociaż wolałabym nie. Jakże byłoby dobrze, gdybyśmy mogły obie umrzeć w powietrzu, nigdy nie schodzić na ziemię. Byłoby tak spokojnie. Ale nawet sępice muszą pocałować przed śmiercią ziemię, by nie mieć później kłopotów. Takich, jakie sprowadziła na nas moja babka.
Babka była jedyną w swoim rodzaju anarchistką. Mama powtarzała, że jestem jak ona, ale chyba nie było tak źle. Opowieści o ekscesach babki wypełniały niemal każde rodzinne spotkanie, więc wiedziałam to i owo. To była prawdziwa wiedźma, uprzykrzała wszystkim życie. Mama, moi wujowie i ciotki nie mieli łatwo, zdarzało się, że musieli po cichu niszczyć jej zapasy suszonych ziół, żeby nie okopcała drzew sąsiadów, a potem tylko wcierali w oskubane czerwone kupry glinę. Tak czy inaczej moja babka umarła nad jeziorem. Nad jeziorem. W górze. Nikt nie wie, co się dokładnie tam wydarzyło, może w końcu wyjaśniła coś sobie z jakimś demonem, ale była już wiekową sępicą i jak kamień w wodę - no wiecie, przepadła. Nigdy nie wypłynęła na wierzch. Nie pocałowała ziemi.
Moja mama została przeklęta. Moja biedna mama. I wszyscy jej bracia i siostry. Chyba doszliśmy w końcu do tego, że był to jakiś duch ziemi, śmiertelnie zagniewany o poskąpienie mu pocałunku, ale znając babkę, mogło to być cokolwiek. Szybko straciłam dwie ciotki. Jeden wuj odleciał, by ratować skórę, i może mu się to udało, a może trafił go piorun. Inny oszalał i nim spadł mu na głowę owoc baobabu, codziennie przed wschodem słońca obdarowywał pocałunkami ziemię, przebłagując złego ducha.
Gdy wyklułam się ja i moje dwie siostry, mama postanowiła przechytrzyć demona i nazwać nas w taki sposób, żeby nie mógł nas znaleźć. Moim siostrom nadała jednakowe imię - Szybka. Nie różniłyśmy się od innych sępów i nie wyrosłyśmy na jastrzębie, dlatego nawet gdyby zły duch obserwował Szybkie, chcąc się upewnić, że to one, nie rozpoznałby żadnej Szybkiej w moich dwóch powolnych, ciężkich siostrach. Mamą kierowało coś jeszcze: chciała, żebyśmy zawsze życzyły sobie jak najlepiej. Po śmierci babki nie układało się między nią a jej rodzeństwem najlepiej, z nami miało być inaczej. Szybkie miały się nawzajem chronić, ponieważ były jak para akacji, która zrosła się pniami - ich imię było jak jedna korona dwóch drzew.
Uśmiechnęłam się do siebie, gdy pomyślałam, że moja mama umarła w tak podeszłym wieku. Siedziałam obok niej, wiatr nie przestał mocno dąć, zupełnie potargał mi pióra, siedziałam i bawiłam się piaskiem jak pisklę, przesypywałam go przez palce, wygładzałam, no i zastanawiałam się, czy zły duch da już naszej rodzinie spokój, skoro córka sępicy, która zalazła mu za skórę, oddała swój ostatni oddech ziemi, tak jak sępowi przystało. W jaki sposób mama go przechytrzyła? Na pewno ze mną jej się udało, nigdy nie dał mi o sobie znać, w końcu... szukał płowej, kiedy ja byłam ciemna jak drzewo mahoniowe, prawda, mamo? Byłaś bardzo sprytna, to ci trzeba przyznać. Na pewno sobie tam, gdziekolwiek teraz jesteś, poradzisz.
Przetarłam dziób o bark. Otrzepałam nogi z piasku już w locie.

Akcept

Awatar użytkownika
Lorraine
Posty: 45
Gatunek: Lampart Plamisty
Płeć: Samica
Data urodzenia: 17 mar 2016
Waleczność: 50
Zręczność: 50
Percepcja: 40
Kontakt:

#143

Post autor: Lorraine » 14 lip 2019, 13:24

Lorraine pochodzi z zachodu, daleko za Zachodnią Koroną. Mieszkała tam z rodziną.
Ma 2 siostry i 2 braci. Jest najstarsza z rodzeństwa. Dzieciństwo miała normalne i fajne.
Jej matka, jest bardzo podobna do niej z twarzy, a z maści nie jest podobna do nikogo z rodziny.
U niej, wszyscy w rodzinie są cali czarni, a ona ma trochę brązowego. Niedawno postanowiła rozłączyć się z rodziną i poszukać nowego domu dla siebie.
Trudno było jej się pożegnać z rodziną oraz przyjacielem, z którym zawsze razem chodziła po dżungli, chodź i tak, rozdwoiły im się drogi, przed jej odejściem. Słyszała o tej krainie od mamy. Mówiła, że tu jest bardzo fajnie, dlatego postanowiła poszukać tego miejsca.
Z charakteru jest spokojna i opanowana. Ma dużo cierpliwości. Jest bardzo miła i cieszy się z nawet najmniejszych rzeczy. Lekko strachliwa, ale potrafi być wredna dla niektórych osób. Kocha wchodzić na drzewa. Jeśli chodzi o wygląd, tak jak mówiłam na początku jest czarna z lekko brązową plamą idącą przez brzuch i z cętkami.
Ma dwukolorowe oczy, lewe zielone, prawe niebieskie (z jej perspektywy). Ma szary, trójkątny nos i duże uszy. Na twarzy ma czarne znamiona, których również nie ma nikt w rodzinie. Nie znosi gorąca. Raczej jak każdy czarny zwierz, ale ona o wiele bardziej.
Kocha towarzystwo, ale nie chciałaby angażować się w jakieś stada. (Avatar pewnie później będzie poprawiony na ciemniejszy).

Akcept

Śliwka
Posty: 40
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 19 wrz 2013
Waleczność: 40
Zręczność: 65
Percepcja: 45
Kontakt:

#144

Post autor: Śliwka » 20 lip 2019, 23:39

Wychował mnie tatulo, nie znałam mamy. Żyło nam się dobrze tak we dwoje, tatulo polował jak mistrz i nauczył mnie wielu rzeczy. Może miał jakieś wady, na przykład nie miał ćwiartki ucha, tyle wam powiem. Poza tym był idealny i nauczył mnie wielu... już mówiłam.
Tatulo i ja czasem odwiedzaliśmy naszych przyjaciół, ale raczej trzymaliśmy się sami. Przyjaciele nie zawsze byli dla mnie najmilsi i chyba przez to było właśnie tak, jak było. Czasami robiło mi się przez nich bardzo przykro, zwłaszcza jak byłam jeszcze mała. Dużo się ze mnie naśmiewali, mówili na mnie "ty cielaku" albo "grubasie", mieli bardzo bujną wyobraźnię! Ja nazywam Śliwka, tak im zawsze mówiłam. Śliwka. W różnych stronach, w których z tatulem bywaliśmy, zawsze wypytywaliśmy, jak się mówi na śliwki, tak żeby zebrać wszystkie, jakie tylko są, możliwe nazwy i nasza kolekcja urosła ogromna! Cały czas w zasadzie byliśmy w drodze, tylko czasami zatrzymywaliśmy się gdzieś u znajomych tatula, a tak to wędrowaliśmy, więc mieliśmy wiele okazji, żeby pytać nieznajomych o śliwki. Więc można na mnie mówić Safou, Atanga, Ube albo Nsafu, ale nigdy "ty cielaku" albo gorzej.
Przy okazji takiego wędrowania poznawałam cały świat. Dużo dowiadywałam się o roślinach: leśnych, pustynnych, wodnych i wielu, naprawdę wielu innych. Byłam roślinną wyjadaczką, ale to wcale nie znaczyło, że wszystkie rośliny wyjadałam, oj nie, od tego bolałby brzuszek, właśnie na tym polegała nauka: o kwiatuszkach i strączuszkach, które potrafiły uzdrawiać, czyli ZIO-ŁACH, i innych - szkaradnych i niebezpiecznych TRUCIZNACH. Niektóre łatwo było ze sobą pomylić, ale miałam swój nosek do rozpoznawania nawet najbardziej podobnych zapachów, no i na kolce jeżozwierza, mnie to naprawdę ciekawiło! Nie byłam może najbardziej spostrzegawcza na całym świecie i strasznie, ale to strasznie długo nie umiałam się nauczyć nazwy proslalajla... prososo... psoralia, ale w końcu i to pojęłam, i nawet wzięłam w zęby geranium, choć okropnie śmierdziało i oczy mi wychodziły na wierzch.
Wiem, że tatulo się bardzo martwił, czy sobie sama poradzę, kiedy go nie będzie, i dlatego tak dużo mnie uczył o ziołach. A to, że mogłoby go nie być, to w ogóle wydawało mi się zupełnie nie do wyobrażenia, ale podróżuję już bez niego od ostatniej pory deszczowej i całkiem dobrze sobie radzę. Bywają tarapaty, ale kto ich nie ma? Ciągle się uczę i pamiętam, do kogo się udać w razie naprawdę wielkich kłopotów, mój tatulo był starym wędrowcem, jak to mówił, tu i tam poznawał zwierzęta. Mam w głowie całą piosenkę, którą dla mnie ułożył na taką najgorszą konieczność. Mam w głowie dużo piosenek na różne konieczności. Piosenka na nieudane polowania mówi o poszukiwaniu sępów na niebie i o roślinach, które można bez szkody dla brzuszka zjeść. I mówi też o tym, żeby się nie poddawać. O tym są w zasadzie ostatnie słowa każdej piosenki. Tatulo nie miał wybujałej wyobraźni i nie umiał śpiewać. Ja też nie umiem, po nim, ale nie mam mu tego za złe.
Dużo bym mogła opowiadać o naszych dziejach, ale mam przed sobą ważniejsze sprawy. Marzę, że znajdę wielką miłość, o której tyle się opowiada historii. Chociaż powtarzali, że dla takich lwica jak ja nie ma miłości, ja myślę swoje. Od zawsze musiałam bardziej myśleć swoje niż innych, w przeciwnym wypadku nie dałabym rady. Nie za bardzo umiałam się zmienić, ale teraz już wiem, że nie jest to konieczne. Muszę tylko przekonać o tym kogoś, kto się we mnie zakocha.

Fajna, ciekawa forma przedstawienia postaci.
Akcept.
Ostatnio zmieniony 23 lip 2019, 19:19 przez Śliwka, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Upweke
Posty: 3
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 26 mar 2017
Waleczność: 45
Zręczność: 65
Percepcja: 40
Kontakt:

#145

Post autor: Upweke » 23 lip 2019, 12:47

Przeszłość tej lwicy nie barwi się w kolorach tęczy. Jej rodzice Kiongozi i Uzuri sami założyli stado i byli parą alfa. Przez długie lata byli najlepszą parą dowodzącą sprawiedliwie. W czasie swoich lat władzy sprowadzili na świat czwórkę lwiąt, trzech samców i samice. Kiongozi i Uzuri mieli inne wizje wychowywania lwiątek, jednakże samica musiała się poddać woli swojego męża. Przez co od najmłodszych lat lwiątka musiały sobie radzić same, by móc w przyszłości dać sobie radę z prawdziwym życiem. Upweke miała najgorzej z całej czwórki, jako jedyna nie była podobna do ojca, a do matki. Nie tylko z wyglądu, ale i charakteru. Tak więc musiała starać się dwa razy bardziej, by surowy ojciec zwrócił na nią uwagę, a nie na starszych braci, którzy robili niewiele, a byli chwaleni na każdym kroku. Miesiąc po miesiącu z sympatycznej i pomocnej samicy, stawała się podłą i bezuczuciową namiastką dawnej siebie. Przez kolejne lata sroga władza ojca dawała się we znaki nie tylko najbliższej rodzinie, ale również lwom, które dołączyły kiedyś do stada. Powoli zaczęły odchodzić, aż w końcu w stadzie zostali jedynie najbliżsi. Upweke również miała dość władzy ojca i gdy tylko ukończyła wiek, w którym mogła odejść zrobiła to bez żadnych przeszkód. Pożegnała się jedynie z matką, którą darzyła miłością i wielkim szacunkiem oraz z najmłodszym bratem, który był bliski jej sercu. Nie wiedziała tak naprawdę dokąd zmierza. Szła nocami, bowiem wiedziała, że ojciec wyśle za nią jej braci, by ci zabrali ją z powrotem do domu. Po wielu dniach, pewna, że bracia zrezygnowali z poszukiwania jej zaczęła żyć pełnią życia. Doszła do wniosku, że ucieczka z domu, podróż w nieznane sprawi, iż w końcu odkryje siebie.

Akcept

Awatar użytkownika
Kavo
Posty: 75
Gatunek: lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 23 lis 2015
Waleczność: 55
Zręczność: 55
Percepcja: 40
Kontakt:

#146

Post autor: Kavo » 29 lip 2019, 12:26

Imię: Frey'jord ale przedstawia się obcym Kavo- dla bliskich Frey lub Jord
Wygląd:
Sylwetka dobrze zbudowana, kolor ciemnego grafitu wchodzący w atramentową noc z jasnoszarymi akcentami, na których tle mienią się dwukolorowe oczy- niebieskie niczym niebo w zimowy poranek i zielone niczym świeża trawa. Mimika lwa jest skąp zazwyczaj wygląda na poważnego lub z takiego, który uśmiecha się bardzo rzadko.
Obrazek
Zachowanie:
Spokojny i zdystansowany do innych. Względem swych bliskich potrafi być dość wylewny.

Pochodzi z dalekiej krainy, posiada duże rodzeństwo jak i rodzinę. Wyruszył poszukać rodzeństwa, które również ruszyło w świat chcąc żyć swoim życiem. Kavo chciał wiedzieć czy im się udało, czy cą cali, na swój dziwny sposób tęsknił za siostrami i braćmi.

Akcept
Obrazek

Awatar użytkownika
Chester
Posty: 166
Gatunek: Hiena cętkowana (krokuta)
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 lip 2016
Zdrowie: 100
Waleczność: 30
Zręczność: 50
Percepcja: 45
Kontakt:

#147

Post autor: Chester » 29 lip 2019, 17:00

Charakter:
Chciwy, samolubny, złośliwy i wredny. Ma złośliwe poczucie humoru, przez co lubi szydzić i naśmiewać się z innych. Z nikim się nie liczy i dba tylko o siebie. Jest inteligentny, pomysłowy i sprytny, a przy tym zarozumiały i zanadto pewny siebie. Jak większość hien jest tchórzliwy. Woli uciekać zamiast stawić czoła niebezpieczeństwu.
Ozdoby i ich pochodzenie: nie posiada
Historia:
Chester urodził się i dorastał na Lwiej Ziemi pod panowaniem samozwańczego władcy i królobójcy - Skazy. Był jedynakiem przez co zawsze sądził, że wszystko mu się należało. Kiedy władzę nad Lwią Ziemią objął prawowity następca tronu, hieny zostały skazane na wygnanie, wraz z grupą lwic popierających władzę Skazy. Jego partnerka Zira objęła władzę nad tymi lwicami i urządziła hienom krwawą zemstę za zamordowanie jej partnera. Wśród jej ofiar znaleźli się rodzice Chestera, który od tamtej pory czuje najwyższą nienawiść do wszystkich lwów. Porzuciwszy Złą Ziemię zaczął szukać dla siebie bezpiecznego miejsca.

Gut
Obrazek

Hassian
Posty: 11
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 14 cze 2015
Waleczność: 65
Zręczność: 50
Percepcja: 35
Kontakt:

#148

Post autor: Hassian » 01 sie 2019, 11:41

Hassian, podobno ma ukryte znaczenie w pewnym języku.

Wygląd:
Dorosły lew może poszczycić się silną posturą i bujną, ciemną grzywą, która świetnie komponuje się z jego jasnobrązowym futrem. Ma zielone ślepia i czarny złoziemski nos.

Charakter:
Pewny siebie, z poczuciem humoru i spontanicznością, otwarty na wszelkie przygody.
Jest aż nadto rozważny i zawsze musi wszystko przemyśleć, zanim cokolwiek zrobi.

Krótka Historia:
Nie wiadomo gdzie się urodził, a wszyscy którzy mogli to wiedzieć już dawno pewnie gryzą piach, ale jedno nie ulegało wątpliwości, był synem jednej ze złoziemiskich samic rzecz jasna, było to widoczne głównie przez rysy pyska.
Miejsce jego zamieszkania to dosyć sporna kwestia, bo było bardzo często zmieniane, a to żył na Lwiej Skale pod panowaniem jakiegoś tam uzurpatora, potem na wygnaniu z szaloną, psychopatyczną lwicą, no dosyć pokręcona sprawa. Jeszcze później jakieś złączenie stad, czy coś. Tego wszystkiego było najzwyczajniej w świecie za dużo, przez co nie dało się normalnie funkcjonować. To wszystko tak bardzo nim zniechęciło, że po prostu postanowił się odizolować od intryg, polityki i tego całego śmietnika, którym żył cały dotychczasowy świat. Po prostu odszedł, odszedł w nieznane, aby wrócić jakiegoś dnia, kiedy ten cały bajzel zostanie w końcu opanowany. Mimo to, jest idealnym dowodem na to, że legitymacja nie wpływa w żadnym stopniu na osobowość, nigdy nie zdołał sobie przyswoić tych wszystkich propagandowych haseł, jacy on i jego krewni są biedni i skrzywdzeni, w sumie miał to wszystko w nosie, te wartości wydawały mu się całkowicie zbędne do bytu.
Akcept

Awatar użytkownika
Rudy
Posty: 185
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 13 cze 2016
Waleczność: 70
Zręczność: 50
Percepcja: 30
Kontakt:

#149

Post autor: Rudy » 06 sie 2019, 21:02

Rudy… czy fałszywe to, czy godne zaufania? Opowiem Wam trochę o tym osobniku, ja, ja, ja! Sam opowiem! - Jasne. Urodziłem się jakieś... trzy, cztery lata temu? Chyba cztery, tak, zdecydowanie. Oraz moje kilkusekundowe młodsze i starsze rodzeństwo, bo nie pamiętam który byłem w kolejce. Wiem tylko, że miałem trzy siostry, a ja byłem czwarty- rodzynek! Myślę, że mama była w lekkim szoku, kiedy jej oczom ukazała się kępka rudawych włosów na mym łysym czole, głowie? Dosłownie, jakby ptak tam... wiadomo co! Urodziłem się lekko rudawy, a mój ojciec wcale nie był rudy, hmmm. No, może jak słońce zaświeciło, to tak trochę. Rodzeństwo wspominam ciepło, uwielbiałem dokuczać Swoim siostrom, które były słabsze. Nie żeby mi to zostało do teraz, że lubię się nad słabszymi znęcać, ale wtedy to mnie mega bawiło! Zwłaszcza ich ryk i słodka zemsta, uroczych kotków. Dorastaliśmy tak wspólnie, jak podlewany kwiat. Szkoda mi było jedynie naszej matki, która zapewne nerwowo to już nie wyrabiała na zakręcie. No dobrze, przejdźmy moi drodzy do pamiętnego dnia w moim życiu, kiedy to jako nastoletni podrostek, uważany za najprzystojniejszego na Swojej ''wiosce'' dałem się sprowokować. Pst! Wcale nie najprzystojniejszy, a raczej wyzywany ''RUDY''. Tego dnia dowiedziałem się właśnie, że mojej siostrze dokucza jakiś burak, który ewidentnie szukał guza, a kto szuka ten znajdzie. Poszedłem do niego z kulturalnym zamiarem porozumienia się i nakłonienia go, aby przeprosił moją siostrę. Ten jednak zmienił obiekt dręczenia i uczepił się mnie! Przez kilka następnych tygodni udawałem, że jest dla mnie powietrzem, duchem, którego nawet w nocy nie widać... Jednak pewnego dnia coś we mnie pękło. Zrozumiałem, że to zupełnie inne dokuczanie niż te, które czyniłem Swoim siostrom. Bo potem przecież zasiadaliśmy wspólnie i żartowaliśmy, bawiliśmy się, płakaliśmy wspólnie, cieszyliśmy się... A przez tego gościa chodziłem ciągle zdenerwowany, spięty, nieswój, bałem się go... Nikt nie skarżył się rodzicom, to było oczywiste. Nie wiem co mnie do tego skłoniło, ale żałuje tego i będę żałował do końca życia... Sprawiliśmy sobie z Axem, bo tak się zwał Pan dokuczalski... ustawkę na stromym klifie, skale, coś takiego. Stwierdziliśmy wspólnie, co jest paradoksem, że jeśli wygram to da mi spokój. Uwierzyłem mu na słowo i chciałem tego za wszelką cenę. Zaczeliśmy się szarpać, przygryzać, zrobiło się naprawdę groźnie, jak na bójkę nastolatków. Nie wiem kiedy Ax znalazł się tak blisko krawędzi, że gdyby nie mój dziki szał, to zauważyłbym jego przeraźliwy strach w oczach. Nie dostrzegłem jednak tego w porę... i sami wiecie chyba co się stało. Uciekłem tamtego dnia... bałem się powiedzieć co się stało i tak plączę się po świecie, szukając dla siebie wytłumaczenia.

Jaki jestem?
Zdawałoby się na początku, że jestem wesoły. Bo w sumie... jestem, ale kiedy sytuacje życiowe mnie przygniotą staję się wrakiem i tego się bardzo boje. Potrzebuje wtedy w porę pomocy od innych, jak większość chyba kiedy jest smutna. Potrafię iść na kompromis, pragnę czuć się potrzebny. Czasami strach paraliżuje moje ciało i umysł. Nie potrafię wyrafinowanie kłamać, ale też i czasami nie stać mnie na szczerość. Nie cierpię hipokryzji. Skłonny do agresji? Zdarza się, kiedy zabraknie mi argumentów... Szybkie wpadanie w złość może być bardziej moją przeszłością, która jak węgiel ciągle mnie przypala.

Ogólnie to Rudy jestem!
Akcept
Obrazek

Awatar użytkownika
Rumcajs
Posty: 9
Gatunek: Lef
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 16 kwie 2017
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

#150

Post autor: Rumcajs » 07 sie 2019, 21:59

Nie tak całkiem daleko i nie tak całkiem dawno temu był sobie pewien lew i pewna lwica, mieszkająca gdzieś pomiędzy sałatką i śledziem, tj. między lwią ziemią, a domniemaną złą ziemią, chociaż tak naprawdę jego rodowodowi ciężko dowieść. Niemniej, był się urodził gdzieś tutaj, sam jeden jak palec, co i tak wystarczało w zupełności młodym rodzicom. Lwiątko było wszędzie, rozbrykane, roześmiane i chowane z dala od kogokolwiek.
Tak się wybitnie złożyło, że raz tym rodzicom przepadł. Obowiązki, może podatki, albo alimenty, trudno powiedzieć co nie upilnowało malucha, system czy może zwykła głupota i nieostrożność. Dziecię przepadło, utonęło w marzeniach i porwane nurtem wyobraźni wylądowało bardzo daleko, aż samo zapomniało gdzie jest.
Wołanie zaalarmowało mieszkającą daleko za dżunglą (a tak właściwie to niewiele dalej od granicy) hienią ferajnę. Mimo dość okrutnej i twardej tyranii samicy o dźwięcznym imieniu Sabara, młodzik przyjęty został, dość chłodno, ale został. Myślicie pewnie, że to dziwne? Te wszystkie hieny też tak myślały. Ale Sabara zamykała wszystkim mordy po kolei widząc w błękitnych ślepkach dzieciaka coś czego inne najwyraźniej nie dostrzegały.
Jak już podrósł na tyle, że mógł sam coś upolować, to go wydalono z hieniej kompanii. Po prostu. Sabara nie mogła dłużej go trzymać, a innym też się jego obecność nie podobała. No więc dzieciak, bez imienia, wałęsał się tu i ówdzie, po drodze mając mały spór z parą szopów, lampartem, mrówkojadem, dostąpiwszy zaszczytu miłości szczeniackiej w pięknej gepardzicy. Skończył, trafiając do bandyckiej grupki kilku samców, którzy chodzili tak jak on, tu i ówdzie, brali co mogli i robili co chcieli. Dali mu malunki i imię - Rumcajs, po jednym z członków jego ekipy. I tak, błazeńsko upstrzony Rumcajs dzielnie przedzierał z nimi szlaki, aż mu się znudziło bycie podnóżkiem ich wszystkich, ich rozrywką w nudne noce i robieniem za piąte koło u wozu.
Rumcajs odszedł, dumny jednak ze swego imienia, malunków, doświadczenia i miłości do tamtej gepardzicy. I choć z niego niezdara, ciamajda i rozrabiaka, to dalej był tym samym lefkiem, który przyszedł na świat gdzieś między kapustą i śledziem.

Akcept

Odpowiedz

Wróć do „Postacie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości