Jak zwykle czarna krzątała się po krainie. Wielka góra zawsze majaczyła jej gdzieś na horyzoncie, jednak dopiero teraz zdecydowała się ruszyć w jej stronę i zbadać owe monstrualne dzieło Matki Natury. Im bliżej podchodziła, tym wyżej musiała zadzierać głowę. Otoczenie zmieniało się z każdym krokiem. Równiny ustępowały nagle gęstym lasom i łąkom, znikały stada zebr, a pojawiały się małe grupki górskich kozic, a nawet jelenie. Wyglądało to tak, jakby ni z gruszki ni z pietruszki znalazła się w innej strefie klimatycznej, na całkowicie innym kontynencie. Zmęczona wspinaczką pod górę, zasnęła w jakimś opuszczonym wykrocie w ziemi, ledwo się w nim mieszcząc. Wczesnym ranem kontynuowała ekspedycję. Widząc tyle nowej roślinności, postanowiła przyjrzeć się każdej z osobna, nachylając się nad kwiatami, wąchając je i burcząc coś niezrozumiałego pod nosem.Górka łąka, Kilimandżaro
Wspinając się na szczyt Kilimandżaro, minąwszy gęsty las, można natrafić na rozległą łąkę. Kamieniste podłoże oraz stromy stok sprawiają, że nie rosną tu drzewa a jedynie iglaste krzewy oraz różnorodne zioła i kwiaty. Na odsłoniętym terenie trudno ukryć się przed drapieżnikami czy znaleźć osłonę przed deszczem. Jest tu znacznie chłodniej niż u podnóża góry, lecz zmarznięte łapy warte są ujrzenia widoku jaki roztacza się na krainę.
x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Matczyna troska - Falka, Mti
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Matczyna troska - Falka, Mti
- Mti
- Posty: 48
- Gatunek: Fenek
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 13 kwie 2015
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 15
- Zręczność: 50
- Percepcja: 20
- Kontakt:
Wędrowała już od dłuższego czasu. Droga nie była łatwa i, z racji rozmiarów, zapewne trwała dwukrotnie dłużej, niż zajęłaby jakiemukolwiek większemu zwierzęciu. Lecz Mti nawet o tym nie myślała. Nie śpieszyła się w końcu nigdzie. Ot po prostu szła przed siebie, pragnąc zwiedzić tę intrygującą krainę, w której całkiem niespodziewanie się znalazła. Czasami tęskniła za domem, lecz z drugiej strony miała wrażenie, że dostała od losu drugą szansę, którą zobowiązana była wykorzystać. Stare życie zostawiła za sobą. Nowe zaczęło się wraz z jej ocaleniem przez tajemniczego dobroczyńcę. Była wręcz zobowiązana, by dobrze je wykorzystać.
Jakiś czas temu obrała sobie za cel górujący nad okolicą, samotny szczyt. Wiedziała, że wspinaczka nie będzie najłatwiejsza, niemniej nie poddawała się, codziennie pokonując pewien odcinek trasy, odpoczywając w miarę potrzeby w jakiś w miarę bezpiecznych miejscach. Wiodła ją czysta ciekawość. Tutejsze tereny drastycznie różniły się od znanego jej od szczeniaka pustynnego krajobrazu, pełne soczyście zielonej roślinności i rozmaitych zwierząt, które widziała po raz pierwszy w życiu. Zwiedzała więc okolicę, zaintrygowana, codziennie chłonąc wzrokiem roztaczające się przed nią widoki swymi błyszczącymi z ekscytacji, dużymi ślepiami. Zapewne gdyby wielu spośród jej krewnych widziało teraz wyraz jej pyska mieliby niezły ubaw, widząc swą odważną kuzynkę z miną godną ciekawskiego szczenięcia.
Ten dzień zapowiadał się całkiem zwyczajnie. Rankiem wyszła ze szczeliny pod płaskim kamieniem, w której postanowiła przenocować. Przeciągnęła się, ziewnęła przepastnie... I zamarła, dostrzegając zbliżającą się, ciemną sylwetkę dużego zwierzęcia. Postawiła uszy na sztorc i skierowała na nią czujne spojrzenie. Zaciekawienie walczyło w niej z ochotą, by czmychnąć z powrotem pod kamień bądź umknąć w pobliskie iglaki, zanim zostanie dostrzeżona.
Jakiś czas temu obrała sobie za cel górujący nad okolicą, samotny szczyt. Wiedziała, że wspinaczka nie będzie najłatwiejsza, niemniej nie poddawała się, codziennie pokonując pewien odcinek trasy, odpoczywając w miarę potrzeby w jakiś w miarę bezpiecznych miejscach. Wiodła ją czysta ciekawość. Tutejsze tereny drastycznie różniły się od znanego jej od szczeniaka pustynnego krajobrazu, pełne soczyście zielonej roślinności i rozmaitych zwierząt, które widziała po raz pierwszy w życiu. Zwiedzała więc okolicę, zaintrygowana, codziennie chłonąc wzrokiem roztaczające się przed nią widoki swymi błyszczącymi z ekscytacji, dużymi ślepiami. Zapewne gdyby wielu spośród jej krewnych widziało teraz wyraz jej pyska mieliby niezły ubaw, widząc swą odważną kuzynkę z miną godną ciekawskiego szczenięcia.
Ten dzień zapowiadał się całkiem zwyczajnie. Rankiem wyszła ze szczeliny pod płaskim kamieniem, w której postanowiła przenocować. Przeciągnęła się, ziewnęła przepastnie... I zamarła, dostrzegając zbliżającą się, ciemną sylwetkę dużego zwierzęcia. Postawiła uszy na sztorc i skierowała na nią czujne spojrzenie. Zaciekawienie walczyło w niej z ochotą, by czmychnąć z powrotem pod kamień bądź umknąć w pobliskie iglaki, zanim zostanie dostrzeżona.
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Przystanęła i rozmasowała łapą bolącą łopatkę. Porządnie. Pociągając ją raz do dołu, a raz do góry. Zachciało jej się spać w ciasnej norze aniżeli pod gołym niebem, więc teraz musiała liczyć się z tego konsekwencjami. Mądry lew po szkodzie - więcej już tego błędu nie popełni. Wolała złapać katar niż taką kontuzję. Powróciła do wykonywanej wcześniej czynności. Gdy nie rozpoznała jakiejś byliny, brała ją za łodygę, urywała delikatnie i podnosiła, okręcając wokół własnej osi i przyglądając jej się z zapartym tchem. Prawie jak dziecko, które oglądało nową zabawkę. A to co, anyżek? E, jednak nie. Równie wysokie, płatki też białe i owłosione, ale to nie to, zapach ma inny. Zdecydowanie. Hm, a to? Rumianek, w tej części Afryki? Niemożliwe. Ałć! Cholerne kolce. Szukajmy dalej. Co to się tak jarzy tam w dole? Chaber? Bardzo dobry na oczy. Piekielna skleroza, że też nie mam niczego, by to sobie zapakować. Żadnej torby, żadnej sakwy. Absolutnie nic! Tam dalej rośnie tojad, interesujące. Rzadko spotykany. Ale nie, nie będę go lepiej dotykać. Jeszcze chcę trochę pożyć. Szlag, co tak cuchnie? Czosnek niedźwiedzi? Wszędzie fiołki, dosłownie wszędzie, ale są nieistotne. Niby działają dobrze na metabolizm, ale gdy wuj Bor zżerał to świnstwo, tylko jeszcze bardziej tył. No proszę, kocimiętka! Może skubnę kawałek.. chociaż nie, powstrzymam się. Będę twarda. Ech, tyle tu ziół, czy ja to zdążę dzisiaj wszystko przepatrzeć? Żywokost, lepszy nawet od aloesu. Ślaz dziki, stewia, nagietek, rdest, bogowie, czego tu nie ma..
Prowadziła wewnętrzny monolog, w pełni skupiając się na oglądaniu flory. Kątem oka zauważyła żółtą plamę i pewnie by ją ominęła, gdyby nie była stanowczo zbyt wielka jak na kielich kwiatu, czy jakąkolwiek inną roślinę. Zerknęła przelotnie na fenka w celu identyfikacji.
- Sio, sio stąd. Depczesz mi zioła. - odgoniła Mti czarną łapą niczym irytującą muchę, uznając ją wcześniej za niegroźną tudzież pacyfistyczną. Nie poznała jej od razu. Odeszła kawałek dalej.
- Jeszcze tu jesteś? - rzuciła przez bark, trzymając właśnie i wąchając kolejne ziele.
Prowadziła wewnętrzny monolog, w pełni skupiając się na oglądaniu flory. Kątem oka zauważyła żółtą plamę i pewnie by ją ominęła, gdyby nie była stanowczo zbyt wielka jak na kielich kwiatu, czy jakąkolwiek inną roślinę. Zerknęła przelotnie na fenka w celu identyfikacji.
- Sio, sio stąd. Depczesz mi zioła. - odgoniła Mti czarną łapą niczym irytującą muchę, uznając ją wcześniej za niegroźną tudzież pacyfistyczną. Nie poznała jej od razu. Odeszła kawałek dalej.
- Jeszcze tu jesteś? - rzuciła przez bark, trzymając właśnie i wąchając kolejne ziele.
- Mti
- Posty: 48
- Gatunek: Fenek
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 13 kwie 2015
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 15
- Zręczność: 50
- Percepcja: 20
- Kontakt:
W końcu jednak została tam, gdzie stała, obserwując zbliżającego się osobnika z zaciekawieniem. W jej rodzimych stronach nie miała okazji spotykać lwów, tak więc ich widok wciąż był dla niej nowością. Zresztą co się dziwić, wielkie koty nieczęsto zapuszczały się na pustynne tereny, gdzie jakby nie patrzeć trudno jest o pożywienie. Nie mówiąc już o tym, że czarne futro również było dla niej niemałą nowością, nawykła była w końcu do odcieni żółci i brązów, całkiem dobrze maskujących na tle złocistych piasków. Dlatego też osoba nadchodzącej samicy ją zaciekawiła. Po dłuższej obserwacji doszła do wniosku, że przybysz nie wyglądał na głodnego, toteż nie musiała się martwić, iż uzna ją za przekąskę. Oczywiście nie stanowiło to całkowitej gwarancji bezpieczeństwa, niemniej Mti poczuła się pewniej. O tyle o ile mogła się tak poczuć w towarzystwie większego i silniejszego drapieżnika.
Mimowolnie skuliła swe długie uszy, gdy lwica odpędziła ją łapą. Gdzieś w głębi ducha takie traktowanie ją nieco ubodło, lecz jednocześnie poczuła też wyrzuty sumienia. Nie chciała w końcu działać na niczyją szkodę. Zresztą w rodzimych stronach niezwykle szanowano zioła, które w końcu na piaszczystych pustkowiach stanowiły rzadkość. Ona sama co prawda nigdy nie wykazywała zbytniego zainteresowania ich właściwościami, niemniej nie zmieniało to jej podejścia.
Dlatego też na jej pyszczku zagościła zawstydzona minka.
- Przepraszam - bąknęła ze skruchą, by następnie wskoczyć na kamień, pod którym niedawno spała, odsuwając się samicy z drogi.
Kiedy lwica ją minęła, jakiś lekki powiew wiatru przyniósł ku lisicy jej woń. I ku jej zaskoczeniu zapach wydał jej się z jakiegoś powodu znajomy. Co prawda była pewna, że nigdy nie czuła go tak intensywnie, lecz nie miała wątpliwości, iż to nie pierwszy raz, kiedy się z nim spotyka.
Uniosła brwi, wpatrując się w samicę intensywnie, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Z tego powodu nie ruszyła się z miejsca, zmarłszy nieruchomo, jakby nagle stała się częścią kamienia, na którym stała.
- Czy my... Spotkaliśmy się już kiedyś? - wypaliła po chwili, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Mimowolnie skuliła swe długie uszy, gdy lwica odpędziła ją łapą. Gdzieś w głębi ducha takie traktowanie ją nieco ubodło, lecz jednocześnie poczuła też wyrzuty sumienia. Nie chciała w końcu działać na niczyją szkodę. Zresztą w rodzimych stronach niezwykle szanowano zioła, które w końcu na piaszczystych pustkowiach stanowiły rzadkość. Ona sama co prawda nigdy nie wykazywała zbytniego zainteresowania ich właściwościami, niemniej nie zmieniało to jej podejścia.
Dlatego też na jej pyszczku zagościła zawstydzona minka.
- Przepraszam - bąknęła ze skruchą, by następnie wskoczyć na kamień, pod którym niedawno spała, odsuwając się samicy z drogi.
Kiedy lwica ją minęła, jakiś lekki powiew wiatru przyniósł ku lisicy jej woń. I ku jej zaskoczeniu zapach wydał jej się z jakiegoś powodu znajomy. Co prawda była pewna, że nigdy nie czuła go tak intensywnie, lecz nie miała wątpliwości, iż to nie pierwszy raz, kiedy się z nim spotyka.
Uniosła brwi, wpatrując się w samicę intensywnie, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Z tego powodu nie ruszyła się z miejsca, zmarłszy nieruchomo, jakby nagle stała się częścią kamienia, na którym stała.
- Czy my... Spotkaliśmy się już kiedyś? - wypaliła po chwili, zanim zdążyła ugryźć się w język.
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Oj tak, czarne futro z pewnością było na pustyni rzadkością. Zresztą gdziekolwiek było mało spotykane, a każdy kto je nosił, od razu został wytykany palcami, jak nasza bohaterka. Nie miała wpływu na własne geny, a właściwie chromatofory, odpowiedzialne za tą anomalię. Nie mniej jednak pluła sobie przez to w brodę. Poza oczywistą oryginalnością, przynosiło jedynie problemy. W najgorętsze skwary skóra piekła ją dwa razy silniej niż u innych osobników jej gatunku, nie mogła polować bez dokładnego chowania się i to wyłącznie w lasach, dżunglach i wysokiej trawie. Na otwartej przestrzeni to graniczyło niemal z cudem, ponieważ od razu zostałaby zauważona. W każdym bądź razie szło się do tego przyzwyczaić, pogodzić z losem, zacisnąć pięści - a właściwie łapy - i iść dalej.
Akurat o zjedzenie fenek mógł się martwić najmniej. Co prawda koty od dawien dawna nienawidziły się z psami, ale była to nienawiść honorowa - mogli się nawzajem tłuc, zabijać, ale jedno nie ruszyłoby drugiego po śmierci, ani na odwrót. Tylko w wyjątkowych przypadkach, gdy naprawdę przymierali głodem, a w najbliższej okolicy trudno było o posiłek. Rzecz jasna nie mówimy o hienach, które zeżarłyby dosłownie wszystko, bez względu na etykę. A właściwie, mając ją w głębokim poważaniu.
Upuściła zielsko, zamknęła oczy i wzięła parę głębszych oddechów, po czym wypuściła je ze świstem, co by się nieco uspokoić. Nie trawiła, gdy ktoś jej przerywał ten swoisty rekonesans i władowywał się z czterema literami w jej życie. W ogóle nie cierpiała, gdy ktoś jej w czymkolwiek przeszkadzał, jakby nie mając własnych spraw na głowie. Spojrzała na samicę z wyrzutem, a minę miała nietęgą.
- Już giez przed burzą bywa mniej irytujący. - rzuciła w przestrzeń, niekoniecznie do fenka, ale z całą stanowczością zaznaczając, jak mocno wpływa na jej skołatane nerwy. - Wytarmosił cię ktoś kiedyś za te twoje długie usz... - urwała pod koniec, przyglądając się uważniej samiczce. Dopiero teraz do jej znieczulonych przez zioła nozdrzy doleciał zapach psowatej. Nigdy nie zapominała woni, tak było i tym razem. Szybko powiązała ją z zaistniałą kiedyś sytuacją. Pamiętała, jakby to było wczoraj. Dopiero co odeszła z kolejnego stada, po traumatycznych wydarzeniach. Przemierzała pustynię i chciała ukryć się gdzieś przed nadchodzącą burzą. Prawie przewróciła się o leżącą kulkę żółtego futra. Na pierwszy rzut oka widać było, że zasłabła bądź omdlała. W jakich okolicznościach - tego nie wiedziała po dziś dzień. Nie miała serca zostawić ją tam, by tumany piasku przykryły ją i z których później już nigdy by się nie wygrzebała. Taki matczyny instynkt. Złapała ją za kark i pobiegła do najbliżej jaskini. A właściwie kilku skał opartych o siebie, symulujących jaskinię. Przespała cały nadchodzący żywioł. Miała już nad ranem iść, gdy zauważyła liczne obrażenia na ciele fenka. Nie mogła i tego zostawić bezkarnie. Poszukała na wydmach leczniczych roślin, zrobiła z nich najprostsze maści, bandaże. Trwało to kilka dni, ponieważ ta nadal się nie wybudzała. Gdy tak się stało, a samiczka wyszła z jaskini prawdopodobnie rozprostować kości i zobaczyć, gdzie w ogóle się znalazła, Gval czmychnęła przez tylne wyjście i poszła w długą, czując, że jej zadanie tutaj już zostało wykonane. Nie chciała wiwatów, fanfar. To było jedyne, co kiedykolwiek zrobiła bezinteresownie.
Podeszła z wolna do niebieskookiej siedzącej na głazie, nachyliła się nad nią i bezceremonialnie zaczęła ją zewsząd obwąchiwać. Niuchała czerep, plecy, łapy, ogon. Musiała się w końcu upewnić, że nie pomyliła jej zapachu z nikim innym. Zdawało się, jakby zapach jej maści zrobionych X czasu temu nadal utrzymywał się na jej futrze.
- Możliwe. - nie powiedziała nic ponadto, nadal trzymając Mti w niepewności. Usiadła nieopodal głazu, udając niezainteresowaną i rozglądając się po górskiej łące.
Akurat o zjedzenie fenek mógł się martwić najmniej. Co prawda koty od dawien dawna nienawidziły się z psami, ale była to nienawiść honorowa - mogli się nawzajem tłuc, zabijać, ale jedno nie ruszyłoby drugiego po śmierci, ani na odwrót. Tylko w wyjątkowych przypadkach, gdy naprawdę przymierali głodem, a w najbliższej okolicy trudno było o posiłek. Rzecz jasna nie mówimy o hienach, które zeżarłyby dosłownie wszystko, bez względu na etykę. A właściwie, mając ją w głębokim poważaniu.
Upuściła zielsko, zamknęła oczy i wzięła parę głębszych oddechów, po czym wypuściła je ze świstem, co by się nieco uspokoić. Nie trawiła, gdy ktoś jej przerywał ten swoisty rekonesans i władowywał się z czterema literami w jej życie. W ogóle nie cierpiała, gdy ktoś jej w czymkolwiek przeszkadzał, jakby nie mając własnych spraw na głowie. Spojrzała na samicę z wyrzutem, a minę miała nietęgą.
- Już giez przed burzą bywa mniej irytujący. - rzuciła w przestrzeń, niekoniecznie do fenka, ale z całą stanowczością zaznaczając, jak mocno wpływa na jej skołatane nerwy. - Wytarmosił cię ktoś kiedyś za te twoje długie usz... - urwała pod koniec, przyglądając się uważniej samiczce. Dopiero teraz do jej znieczulonych przez zioła nozdrzy doleciał zapach psowatej. Nigdy nie zapominała woni, tak było i tym razem. Szybko powiązała ją z zaistniałą kiedyś sytuacją. Pamiętała, jakby to było wczoraj. Dopiero co odeszła z kolejnego stada, po traumatycznych wydarzeniach. Przemierzała pustynię i chciała ukryć się gdzieś przed nadchodzącą burzą. Prawie przewróciła się o leżącą kulkę żółtego futra. Na pierwszy rzut oka widać było, że zasłabła bądź omdlała. W jakich okolicznościach - tego nie wiedziała po dziś dzień. Nie miała serca zostawić ją tam, by tumany piasku przykryły ją i z których później już nigdy by się nie wygrzebała. Taki matczyny instynkt. Złapała ją za kark i pobiegła do najbliżej jaskini. A właściwie kilku skał opartych o siebie, symulujących jaskinię. Przespała cały nadchodzący żywioł. Miała już nad ranem iść, gdy zauważyła liczne obrażenia na ciele fenka. Nie mogła i tego zostawić bezkarnie. Poszukała na wydmach leczniczych roślin, zrobiła z nich najprostsze maści, bandaże. Trwało to kilka dni, ponieważ ta nadal się nie wybudzała. Gdy tak się stało, a samiczka wyszła z jaskini prawdopodobnie rozprostować kości i zobaczyć, gdzie w ogóle się znalazła, Gval czmychnęła przez tylne wyjście i poszła w długą, czując, że jej zadanie tutaj już zostało wykonane. Nie chciała wiwatów, fanfar. To było jedyne, co kiedykolwiek zrobiła bezinteresownie.
Podeszła z wolna do niebieskookiej siedzącej na głazie, nachyliła się nad nią i bezceremonialnie zaczęła ją zewsząd obwąchiwać. Niuchała czerep, plecy, łapy, ogon. Musiała się w końcu upewnić, że nie pomyliła jej zapachu z nikim innym. Zdawało się, jakby zapach jej maści zrobionych X czasu temu nadal utrzymywał się na jej futrze.
- Możliwe. - nie powiedziała nic ponadto, nadal trzymając Mti w niepewności. Usiadła nieopodal głazu, udając niezainteresowaną i rozglądając się po górskiej łące.
- Mti
- Posty: 48
- Gatunek: Fenek
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 13 kwie 2015
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 15
- Zręczność: 50
- Percepcja: 20
- Kontakt:
No cóż, trzeba przyznać, że w przeszłości Mti nie miała zbyt wiele do czynienia z innymi gatunkami niż swoim własnym oraz pustynnymi żyjątkami, na które polowała. No, może raz, czy dwa natknęła się na inne zwierzęta zatrzymujące się w pobliskiej oazie, którym to zawsze przyglądała się ciekawie, lecz z pewnym dystansem. Niewiele wiedziała o szerokim świecie poza tym znajomym skrawkiem piaszczystego lądu, stąd też i jej zdziwienie na widok czarnego futra, jak i obawa przed zjedzeniem. Ta ostatnia była zresztą całkiem naturalną reakcją na widok większego drapieżnego zwierza, wpojona od małego przez jej rodziców. Podobną odczuwała dostrzegając na horyzoncie hieny, czy drapieżne ptaki. Niemniej, niepokój ten został szybko zażegnany, gdy zorientowała się, że czarna nie widzi w niej potencjalnej ofiary.
Na nowo skuliła uszy, dostrzegając poirytowanie lwicy. Może i nie brakowało jej odwagi, przynajmniej jak na zwierzę jej rozmiarów, lecz głupia nie była i była świadoma tego, że większych i silniejszych rozsądniej jest nie drażnić. Dlatego też, słysząc jej burknięcie już miała się ulotnić, mamrocząc pod nosem jakieś przeprosiny, lecz wówczas lwica urwała w pół słowa i zmierzyła ją uważniejszym spojrzeniem. Długie uszy wróciły na swe prawowite miejsce, ślepia, do tej pory wyrażające zmieszanie zmieniły wyraz na zaciekawiony. Wreszcie łeb przekrzywił się lekko w bok, kiedy sama przyglądała się czarnofutrej uważnie, starając się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek wcześniej ją widziała. Bezskutecznie. W końcu tak właściwie nigdy wcześniej nie stanęła z lwicą twarzą w twarz. Samica opuściła norę niezauważona, gdy wciąż nieco otumaniona lisica rozglądała się po najbliższym otoczeniu samotnej nory, w której się zbudziła.
Bez sprzeciwu dała się obwąchać, samej również niuchając, by się upewnić. Może i do wybitnych tropicieli nie należała i nawet wśród jej krewnych znalazło się paru lepszych od nich, lecz nie miała problemów z rozpoznawaniem i zapamiętywaniem woni. A tą ewidentnie wcześniej już czuła. Mało prawdopodobne, by natknęła się na nią przypadkowo, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że większość czasu spędzała w całkowicie innym zakątku krainy. Nie przypominała też sobie jej oblicza. Skąd więc ją znała?
I wtedy właśnie wróciło do niej wspomnienie. Pobudka w tej samotnej, nieznanej norze. Przejmująca słabość i otępienie. Zaskoczenie, bo w końcu ostatnie, co pamiętała to szalejąca burza. Wreszcie zapach. Ziołowa woń pomieszana ze zwierzęcą, tą samą, która czuła teraz. Owszem, już kiedyś w przeszłości ją czuła. Na własnym futrze, w tamtej jamy, jak i wokół niej. Nie miała wątpliwości - tak pachniał ten tajemniczy osobnik, któremu zawdzięczała życie.
Na pysku fenka odmalował się szok.
- To ty... Ty mnie znalazłaś na pustyni. Ocaliłaś moje życie - wybąkała z bezgranicznym zdumieniem.
Na nowo skuliła uszy, dostrzegając poirytowanie lwicy. Może i nie brakowało jej odwagi, przynajmniej jak na zwierzę jej rozmiarów, lecz głupia nie była i była świadoma tego, że większych i silniejszych rozsądniej jest nie drażnić. Dlatego też, słysząc jej burknięcie już miała się ulotnić, mamrocząc pod nosem jakieś przeprosiny, lecz wówczas lwica urwała w pół słowa i zmierzyła ją uważniejszym spojrzeniem. Długie uszy wróciły na swe prawowite miejsce, ślepia, do tej pory wyrażające zmieszanie zmieniły wyraz na zaciekawiony. Wreszcie łeb przekrzywił się lekko w bok, kiedy sama przyglądała się czarnofutrej uważnie, starając się przypomnieć sobie, czy kiedykolwiek wcześniej ją widziała. Bezskutecznie. W końcu tak właściwie nigdy wcześniej nie stanęła z lwicą twarzą w twarz. Samica opuściła norę niezauważona, gdy wciąż nieco otumaniona lisica rozglądała się po najbliższym otoczeniu samotnej nory, w której się zbudziła.
Bez sprzeciwu dała się obwąchać, samej również niuchając, by się upewnić. Może i do wybitnych tropicieli nie należała i nawet wśród jej krewnych znalazło się paru lepszych od nich, lecz nie miała problemów z rozpoznawaniem i zapamiętywaniem woni. A tą ewidentnie wcześniej już czuła. Mało prawdopodobne, by natknęła się na nią przypadkowo, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że większość czasu spędzała w całkowicie innym zakątku krainy. Nie przypominała też sobie jej oblicza. Skąd więc ją znała?
I wtedy właśnie wróciło do niej wspomnienie. Pobudka w tej samotnej, nieznanej norze. Przejmująca słabość i otępienie. Zaskoczenie, bo w końcu ostatnie, co pamiętała to szalejąca burza. Wreszcie zapach. Ziołowa woń pomieszana ze zwierzęcą, tą samą, która czuła teraz. Owszem, już kiedyś w przeszłości ją czuła. Na własnym futrze, w tamtej jamy, jak i wokół niej. Nie miała wątpliwości - tak pachniał ten tajemniczy osobnik, któremu zawdzięczała życie.
Na pysku fenka odmalował się szok.
- To ty... Ty mnie znalazłaś na pustyni. Ocaliłaś moje życie - wybąkała z bezgranicznym zdumieniem.
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Nie obcowanie z kimś większym od siebie w przeszłości mogło być dla lisiczki zgubne i tragiczne w skutkach. Nie wiedziała, jak ktoś taki może się zachować, co powiedzieć, co zrobić. To nie był pustynny skarabeusz, czy agama, które na jej widok spieprzyłyby gdzie pieprz rośnie, w popłochu. Teraz na miejscu poświętnika mogła być ona. Dobrze, że trafiła na kogoś tak wyrozumiałego, jak czarna, inaczej właśnie ktoś wydłubywałby ją sobie z zębów. Widocznie rodzice nie przystosowali jej do końca do życia na sawannie, czy pustyni. Chowanie się za głazem, czy w wysokiej trawie, jak parę chwil temu, było zdecydowanie nieodpowiedzialne i niewystarczające. Zapominała, że drapieżnicy oprócz wzroku posiadają również węch i słuch.
Z każdą minutą przypominała sobie coraz więcej. Każdy mniej lub bardziej istotny szczegół. Pamiętała, jak paliła ją skóra od żalu lejącego się z nieba. Pamiętała, jak wyschły jej ślinianki od braku wody. Pamiętała, jak po policzkach spływały jej łzy, całymi strużkami i lądowały gdzieś na szczerku pod nią. Pamiętała, jak bolały ją mięśnie od nieustannej wędrówki i jak słaba była. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ale to nie przeszkodziło jej w tym, by zaopiekować się nieprzytomną. Okazać ten jeden jedyny raz w życiu skruchę, wykrzesać z siebie pierwiastek dobra. Ten mały, niewinny gest sprawił, że poczuła się potrzebna, załatała chwilowo dziurę w sercu. Potraktowała Mti jak własną niebiologiczną córkę. Dała jej wikt i opierunek. A później zniknęła, usunęła się po cichu, dalej szukając swojego miejsca na świecie, dalej szukając tego, kogo zaprzysięgła zabić.
Jeszcze przez moment przyglądała się fenkowi, który patrzył na nią z rozdziawioną gębą. Urosła, wydoroślała, nabrała kształtów. Już nie była tym trzęsącym się kościotrupem. Ale nic poza tym się nie zmieniło. Nadal miała pszeniczne futro, gdzieniegdzie rozjaśnione, a gdzieniegdzie podpalane, nadal miała czarną łatkę na końcu puchatego ogona, te brązowe łapki i pasek na grzbiecie, a przede wszystkim wielkie, modre oczyska. Westchnęła i odwróciła czym prędzej wzrok.
- Bzdura, coś musiało ci się przyśnić. - rzuciła jakby od niechcenia, cały czas usilnie starając się patrzeć przed siebie, byle nie na lisicę.
- Takie są skutki jedzenia padliny. Albo łażenia podczas burzy piaskowej. - żachnęła się, będąc niezmiernie dumną z wymyślonej riposty. Nagle zrobiła oczy jak pięć złotych i zwęziła usta w cienką szparkę, chowając pod spód wargi, gdy zdała sobie sprawę z tego, co infantylnie powiedziała. Strzeliła sobie łapą w pysk z zażenowania.
Z każdą minutą przypominała sobie coraz więcej. Każdy mniej lub bardziej istotny szczegół. Pamiętała, jak paliła ją skóra od żalu lejącego się z nieba. Pamiętała, jak wyschły jej ślinianki od braku wody. Pamiętała, jak po policzkach spływały jej łzy, całymi strużkami i lądowały gdzieś na szczerku pod nią. Pamiętała, jak bolały ją mięśnie od nieustannej wędrówki i jak słaba była. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ale to nie przeszkodziło jej w tym, by zaopiekować się nieprzytomną. Okazać ten jeden jedyny raz w życiu skruchę, wykrzesać z siebie pierwiastek dobra. Ten mały, niewinny gest sprawił, że poczuła się potrzebna, załatała chwilowo dziurę w sercu. Potraktowała Mti jak własną niebiologiczną córkę. Dała jej wikt i opierunek. A później zniknęła, usunęła się po cichu, dalej szukając swojego miejsca na świecie, dalej szukając tego, kogo zaprzysięgła zabić.
Jeszcze przez moment przyglądała się fenkowi, który patrzył na nią z rozdziawioną gębą. Urosła, wydoroślała, nabrała kształtów. Już nie była tym trzęsącym się kościotrupem. Ale nic poza tym się nie zmieniło. Nadal miała pszeniczne futro, gdzieniegdzie rozjaśnione, a gdzieniegdzie podpalane, nadal miała czarną łatkę na końcu puchatego ogona, te brązowe łapki i pasek na grzbiecie, a przede wszystkim wielkie, modre oczyska. Westchnęła i odwróciła czym prędzej wzrok.
- Bzdura, coś musiało ci się przyśnić. - rzuciła jakby od niechcenia, cały czas usilnie starając się patrzeć przed siebie, byle nie na lisicę.
- Takie są skutki jedzenia padliny. Albo łażenia podczas burzy piaskowej. - żachnęła się, będąc niezmiernie dumną z wymyślonej riposty. Nagle zrobiła oczy jak pięć złotych i zwęziła usta w cienką szparkę, chowając pod spód wargi, gdy zdała sobie sprawę z tego, co infantylnie powiedziała. Strzeliła sobie łapą w pysk z zażenowania.
- Mti
- Posty: 48
- Gatunek: Fenek
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 13 kwie 2015
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 15
- Zręczność: 50
- Percepcja: 20
- Kontakt:
Jej niezaznajomienie z niebezpieczeństwami świata poza tym niewielkim obszarem, na którym się wychowała z całą pewnością jeszcze nie raz przysporzy jej kłopotów. I najpewniej winiłaby za to własnych rodziców, którzy unikali, jak ognia wyścibiania nosa spoza tamtego stosunkowo bezpiecznego skrawka lądu i dodatkowo wpajali to swoim pociechom, gdyby... No cóż, nie była sobą, niedużą istotką o dobrym sercu przekonaną o tym, że chcieli dla niej jak najlepiej. Pod tym względem Mti była wyjątkiem na tle swego rodzeństwa i krewnych. Ciekawska i odważna, zawsze gotowa na kolejną przygodę, chętnie opuszczająca swą bezpieczną norę. I jak już historia pokazała, nie skończyło się to dla niej najlepiej.
Przez jakiś czas wpatrywała się w lwicę z rozdziawionym pyskiem i bezgranicznym zdumieniem pomieszanym ze wzruszeniem wymalowanym na obliczu. Czy naprawdę właśnie odnalazła swą wybawicielkę? Czy los nie dość, że dał jej drugą szansę, to jeszcze powtórnie postawił na jej drodze kotowatą, by mogła jakoś spłacić swój dług? Fenek był prawie pewien, że tak właśnie było... Póki nie usłyszał słów padających z ust czarnofutrej. Mina wyraźnie jej zrzedła, uszy znów powędrowały do tyłu. Czyżby się pomyliła? Na obliczu lisicy pojawił się szereg rozmaitych emocji. Najpierw zawstydzenie. Czy właśnie robiła z siebie kompletną idiotkę? Potem niedowierzanie. Nie, to nie mogła być prawda! Niemożliwe, by się pomyliła! Na końcu pysk przybrał wyraz zamyślenia, kiedy Mti po raz kolejny pociągnęła nosem. W przeciwieństwie do lwicy nie mogła rozpoznać swej rozmówczyni na podstawie wyglądu, w końcu przez cały ten czas nie była świadoma, tak więc i nigdy nie widziała jej na oczy. Lecz zapach to co innego. Nie mogła pomylić się co do woni. Postarała się bardzo dobrze, by jak najlepiej ją zapamiętać, na wszelki wypadek, gdyby miała kiedyś spotkać swego wybawcę. Mti była personą niezwykle honorową i wręcz nie do pomyślenia było, by się jakoś nie odwdzięczyć... Choć jaki pożytek większy i silniejszy drapieżnik miałby z niewielkiego lisa?
Uparte zaprzeczanie rozmówczyni wywołało jednak w jej głowie niemały mętlik. Nie była już niczego pewna i przez dłuższą chwilę rozważała, czy się może nie wynieść, lecz wówczas lwica palnęła coś o burzy piaskowej. Nie mógł być to przypadek, zwłaszcza sądząc po jej reakcji. Dlatego też Mti poczuła kolejny przypływ nadziei.
- No właśnie, burza piaskowa. Zaskoczyła mnie podczas polowania, pobłądziłam i... Najwyraźniej zemdlałam. Ktoś mnie ocalił. To byłaś ty - rzekła z pewnością, wbijając wzrok w lwicę. - W takim razie mam wobec ciebie dług.
Przez jakiś czas wpatrywała się w lwicę z rozdziawionym pyskiem i bezgranicznym zdumieniem pomieszanym ze wzruszeniem wymalowanym na obliczu. Czy naprawdę właśnie odnalazła swą wybawicielkę? Czy los nie dość, że dał jej drugą szansę, to jeszcze powtórnie postawił na jej drodze kotowatą, by mogła jakoś spłacić swój dług? Fenek był prawie pewien, że tak właśnie było... Póki nie usłyszał słów padających z ust czarnofutrej. Mina wyraźnie jej zrzedła, uszy znów powędrowały do tyłu. Czyżby się pomyliła? Na obliczu lisicy pojawił się szereg rozmaitych emocji. Najpierw zawstydzenie. Czy właśnie robiła z siebie kompletną idiotkę? Potem niedowierzanie. Nie, to nie mogła być prawda! Niemożliwe, by się pomyliła! Na końcu pysk przybrał wyraz zamyślenia, kiedy Mti po raz kolejny pociągnęła nosem. W przeciwieństwie do lwicy nie mogła rozpoznać swej rozmówczyni na podstawie wyglądu, w końcu przez cały ten czas nie była świadoma, tak więc i nigdy nie widziała jej na oczy. Lecz zapach to co innego. Nie mogła pomylić się co do woni. Postarała się bardzo dobrze, by jak najlepiej ją zapamiętać, na wszelki wypadek, gdyby miała kiedyś spotkać swego wybawcę. Mti była personą niezwykle honorową i wręcz nie do pomyślenia było, by się jakoś nie odwdzięczyć... Choć jaki pożytek większy i silniejszy drapieżnik miałby z niewielkiego lisa?
Uparte zaprzeczanie rozmówczyni wywołało jednak w jej głowie niemały mętlik. Nie była już niczego pewna i przez dłuższą chwilę rozważała, czy się może nie wynieść, lecz wówczas lwica palnęła coś o burzy piaskowej. Nie mógł być to przypadek, zwłaszcza sądząc po jej reakcji. Dlatego też Mti poczuła kolejny przypływ nadziei.
- No właśnie, burza piaskowa. Zaskoczyła mnie podczas polowania, pobłądziłam i... Najwyraźniej zemdlałam. Ktoś mnie ocalił. To byłaś ty - rzekła z pewnością, wbijając wzrok w lwicę. - W takim razie mam wobec ciebie dług.
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Mogło zawiać nieco hipokryzją, ale ona za dzieciaka także nie siedziała grzecznie w domu. Wręcz siłą musieli ją do niego zaciągać. Była żądna świata, nie rozumiała lwów, które całymi dniami jedynie wylegiwały się na słońcu. Co im przychodziło z tego lenistwa? Czarna kulka nie marnowała czasu, wiecznie gdzieś wściubiała nosa, wiecznie chodziła po terenach dawnego stada. Preferowała samotne wędrówki od dziecinnych zabaw w towarzystwie, które nabijało się z jej koloru futra oraz tuszy. Raz zwiedzała w pojedynkę sieć jaskiń pod ziemią, raz zbłądziła na pustynię, jakimś cudem nie spotykając większych od siebie drapieżników lub jadowitych gadów, a innym razem przez przypadek natknęła się przy wodopoju na grupę aligatorów, przed którymi zaczęła spektakularnie spieprzać. Nie obyło się bez ran ciętych i szarpanych tudzież oczywiście solidnego opieprzu od rodzicieli. Kiedyś też poważnie zachorowała i gdyby nie pewien druid, pewnie dziś już by nie żyła. Miała o wiele więcej przygód, ale przytoczenie ich wszystkich tu graniczyło z cudem. W każdym bądź razie - od maleńkości emanowała energią, werwą i zapałem, co zostało jej rzecz jasna do tej pory.
Rozpoznała lisiczkę w każdym calu, toteż nie musiała nadal jej się przyglądać i jej wywąchiwać. W przeciwieństwie do samej niebieskookiej, która nadal miała wątpliwości. Pewnie gdyby nie to, że już ją kiedyś widziała, w ogóle nie wiedziałaby, kto to jest. Natura niestety obdarzyła psowate większymi możliwościami zmysłów, niźli kotowate. Im przypisała większą krzepę, tężyznę. Choć według niektórych podań, wzrok w rodzinie kotów także górował nad tym psim. Ale osobiście w to nie wierzyła.
Zerknęła na fenka z pomiędzy palców tkwiącej na pysku łapy. Nie mogła już iść w zaparte, tylko przyznać się do swojej tożsamości. Gdyby nie popełniona gafa, nadal mogłaby udawać Greka. Położyła łapę z powrotem na ziemi, grzebiąc w niej jednocześnie pazurami oraz myśląc, jak ładnie ubrać w słowa kotłowaninę myśli.
- Miałaś wtedy więcej szczęścia niż rozumu. Takie małe stworzenia powinny bardziej liczyć się z nadchodzącymi żywiołami i nie kozakować. Gdy jednak głód zaślepi cię na tyle, byś zignorowała pozostałe instynkty samozachowawcze, wybierz miejsca łowów blisko domu. W drodze wyjątku, gdyby naprawdę nie było nic innego do jedzenia, nasyć się wcześniej wspomnianą padliną, w umiarkowanych porcjach. - skarciła kremową, niczym matka własną córkę, grożąc jej przy tym palcem przez całą wypowiedź.
- Nie oczekuję poklasku. Poza tym, co ty mogłabyś mi zaoferować? - była niezmiernie ciekawa jej odpowiedzi. Co prawda starała się pozostać bezinteresowną, ale skoro lisica sama zaproponowała wdzięczność, grzechem byłoby nie skorzystać. Padnie, kiedy usłyszy cokolwiek o obronie lub jakiejkolwiek innej rzeczy o defensywnym charakterze z jej strony.
- W stanach, hm, ograniczonej świadomości, bąkałaś niewyraźnie czyjeś imię zdaję się.. Mti, tak? To któryś z twoich opiekunów, druga połówka?
Rozpoznała lisiczkę w każdym calu, toteż nie musiała nadal jej się przyglądać i jej wywąchiwać. W przeciwieństwie do samej niebieskookiej, która nadal miała wątpliwości. Pewnie gdyby nie to, że już ją kiedyś widziała, w ogóle nie wiedziałaby, kto to jest. Natura niestety obdarzyła psowate większymi możliwościami zmysłów, niźli kotowate. Im przypisała większą krzepę, tężyznę. Choć według niektórych podań, wzrok w rodzinie kotów także górował nad tym psim. Ale osobiście w to nie wierzyła.
Zerknęła na fenka z pomiędzy palców tkwiącej na pysku łapy. Nie mogła już iść w zaparte, tylko przyznać się do swojej tożsamości. Gdyby nie popełniona gafa, nadal mogłaby udawać Greka. Położyła łapę z powrotem na ziemi, grzebiąc w niej jednocześnie pazurami oraz myśląc, jak ładnie ubrać w słowa kotłowaninę myśli.
- Miałaś wtedy więcej szczęścia niż rozumu. Takie małe stworzenia powinny bardziej liczyć się z nadchodzącymi żywiołami i nie kozakować. Gdy jednak głód zaślepi cię na tyle, byś zignorowała pozostałe instynkty samozachowawcze, wybierz miejsca łowów blisko domu. W drodze wyjątku, gdyby naprawdę nie było nic innego do jedzenia, nasyć się wcześniej wspomnianą padliną, w umiarkowanych porcjach. - skarciła kremową, niczym matka własną córkę, grożąc jej przy tym palcem przez całą wypowiedź.
- Nie oczekuję poklasku. Poza tym, co ty mogłabyś mi zaoferować? - była niezmiernie ciekawa jej odpowiedzi. Co prawda starała się pozostać bezinteresowną, ale skoro lisica sama zaproponowała wdzięczność, grzechem byłoby nie skorzystać. Padnie, kiedy usłyszy cokolwiek o obronie lub jakiejkolwiek innej rzeczy o defensywnym charakterze z jej strony.
- W stanach, hm, ograniczonej świadomości, bąkałaś niewyraźnie czyjeś imię zdaję się.. Mti, tak? To któryś z twoich opiekunów, druga połówka?
- Mti
- Posty: 48
- Gatunek: Fenek
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 13 kwie 2015
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 15
- Zręczność: 50
- Percepcja: 20
- Kontakt:
No cóż, wyglądało na to, że łączyło je więcej, niż początkowo mogło się wydawać. Mti również nie straciła wiele z młodzieńczej ciekawości. Co prawda daleko jej jeszcze było do starości, niemniej w podobnym wieku wielu spośród jej krewnych mieszkało już gdzieś we własnej norze i posiadali swoje rodziny. Zapewne wielu nazwałoby ją nieco niedojrzałą i nieodpowiedzialną. W końcu niewielkim zwierzętom wszędzie groziło wiele niebezpieczeństw na każdym kroku. Jedni nazwaliby to odwagą, inni głupotą. Prawda zapewne leżała gdzieś po środku.
Mała poszukiwaczka przygód swoje już zapłaciła za ciekawość i nieostrożność i była tego całkowicie świadoma. Mimo wszystko zrobiła jednak skruszoną minkę, słysząc słowa padające z pyska lwicy. Brzmiała zupełnie, jak jej matka, kiedy karciła ją za rozmaite przewinienia. Poczuła podobne uczucie wstydu, lecz z drugiej strony zbesztanie przez lwicę wzbudziło w niej małą lawinę całkiem przyjemnych wspomnień z dzieciństwa. Jej przeszłe życie było w końcu całkiem przyjemne, spokojne, lecz... No właśnie. Strasznie monotonne. To ostatnie sprawiało, iż nie myślała o powrocie. W końcu świat, wbrew zachowaniu jej rodziców, nie kończył się na niewielkim skrawku pustyni.
- Tak, popełniłam poważny błąd - przyznała krótko.
Dobre pytanie, pomyślała, marszcząc lekko czoło. W czym mogła jej się przydać? Oczywiście była od lwicy dużo mniejsza i słabsza, nie mogła więc jej pomóc swą siłą. Nie byłaby w stanie upolować nic, czym zwierzę jej rozmiarów mogłoby się najeść, a wątpiła, by zadowolona by była z małego stosu gryzoni i insektów, tak więc nie odwdzięczy jej się, przygotowując ucztę. Jednakże istniała jeszcze jedna, bardziej prawdopodobna opcja.
- Hmm... Myślę, że mogłabym zdobywać dla ciebie informacje. W końcu wiele większych zwierząt zazwyczaj ignoruje to, co kryje się w trawie póki oczywiście mają pełne brzuchy - powiedziała w końcu z lekkim uśmiechem. Niewielkie stworzonka często w końcu były lekceważone, jako, że nie stanowiły dla nikogo zagrożenia. Takim łatwiej zarówno zdobyć zaufanie, jak i gdzieś się ukryć. Czy nie była więc idealnym materiałem na informatora?
Zastrzygła uszami. Naprawdę coś mamrotała? Oczywiście nie była tego świadoma, jako, że wówczas leżała nieprzytomna, zapewne trawiona gorączką, niemniej nieco się zdziwiła. Przez chwilę zastanowiła się nad tym, co jeszcze mówiła?
- To moje imię - przyznała po chwili.
Mała poszukiwaczka przygód swoje już zapłaciła za ciekawość i nieostrożność i była tego całkowicie świadoma. Mimo wszystko zrobiła jednak skruszoną minkę, słysząc słowa padające z pyska lwicy. Brzmiała zupełnie, jak jej matka, kiedy karciła ją za rozmaite przewinienia. Poczuła podobne uczucie wstydu, lecz z drugiej strony zbesztanie przez lwicę wzbudziło w niej małą lawinę całkiem przyjemnych wspomnień z dzieciństwa. Jej przeszłe życie było w końcu całkiem przyjemne, spokojne, lecz... No właśnie. Strasznie monotonne. To ostatnie sprawiało, iż nie myślała o powrocie. W końcu świat, wbrew zachowaniu jej rodziców, nie kończył się na niewielkim skrawku pustyni.
- Tak, popełniłam poważny błąd - przyznała krótko.
Dobre pytanie, pomyślała, marszcząc lekko czoło. W czym mogła jej się przydać? Oczywiście była od lwicy dużo mniejsza i słabsza, nie mogła więc jej pomóc swą siłą. Nie byłaby w stanie upolować nic, czym zwierzę jej rozmiarów mogłoby się najeść, a wątpiła, by zadowolona by była z małego stosu gryzoni i insektów, tak więc nie odwdzięczy jej się, przygotowując ucztę. Jednakże istniała jeszcze jedna, bardziej prawdopodobna opcja.
- Hmm... Myślę, że mogłabym zdobywać dla ciebie informacje. W końcu wiele większych zwierząt zazwyczaj ignoruje to, co kryje się w trawie póki oczywiście mają pełne brzuchy - powiedziała w końcu z lekkim uśmiechem. Niewielkie stworzonka często w końcu były lekceważone, jako, że nie stanowiły dla nikogo zagrożenia. Takim łatwiej zarówno zdobyć zaufanie, jak i gdzieś się ukryć. Czy nie była więc idealnym materiałem na informatora?
Zastrzygła uszami. Naprawdę coś mamrotała? Oczywiście nie była tego świadoma, jako, że wówczas leżała nieprzytomna, zapewne trawiona gorączką, niemniej nieco się zdziwiła. Przez chwilę zastanowiła się nad tym, co jeszcze mówiła?
- To moje imię - przyznała po chwili.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 9 gości