x
Newsy
  • 07.04.2024
  • Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
  • 06.04.2024
  • Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
  • 07.03.2024
  • Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
  • 04.02.2024
  • Postacią Miesiąca został Tauro
  • 31.01.2024
  • Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
  • Aktualności fabularne
  • > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
  • Przewrót na Lwiej Ziemi
  • > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
  • Gniew Przodków
  • > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
  • Epidemia w dżungli
  • > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
  • Szkarłatne Grzywy
  • > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Suwak
Lwia Skała
Wodopój Las Kanion Termitiery Jezioro ZZ Wulkan Góry LS Jaskinie Kilimandżaro Upendi Drzewo życia Wielki Wodospad Zakątek Przodków Oaza Ruiny Pustynia Ciernisko Cmentarz Pole bitwy Zarośla Bagno Słone jezioro Gejzery Góry ZZ Wielka woda Jezioro szmaragdowe Jezioro flamingów Kaskada Grobowiec Rzeka Wąwóz Dżungla Pustkowia Równina Rzeka 2 Sawanna 2 Rzeka 3 Las namorzynowy Dolina wichrów Nadrzecze Dolina LS Drzewo życia Sawanna LZ Skała Wolności Wschodnia Oaza Wydmy Las MB Jezioro MB Wybrzeże

Mogłaś moją być kryzysową narzeczoną { Falka + Tatarak }

Awatar użytkownika
Taharaki
Posty: 67
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 04 sie 2014
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

Mogłaś moją być kryzysową narzeczoną { Falka + Tatarak }

#1

Post autor: Taharaki » 07 lis 2019, 20:16

MIEJSCE: rzeczka w pobliżu Upendi
CZAS: na krótko przed spotkaniem Kisasi


Niespiesznie kroczył wzdłuż brzegu Rzeki Królów (oczywiście nie znając nawet jej nazwy, bo i skąd?), zmierzając ku południowemu zachodowi, jak userka dobrze pamięta kierunki - ot, w dół mapy i ku jej lewej krawędzi. Chyba tak by to własnie było. Jasne łapy unosił niewysoko, stawiał je natomiast dość ociężale, co zdecydowanie sprawiało wrażenie, jakoby nie drapieżnik, lecz jakaś padlinka toczyła się do przodu, próbując nie wyzionąć ducha. Miał za sobą wiele dni wędrówki, wiele przebytych mil. Na całe szczęście znalazł wodę i idąc z prądem rzeki przemierzał kolejne rejony. Szukał. Nie miał pojęcia, iż za pomocą jakiejś czarodziejskiej różdżki podążał we właściwym kierunku.
Dotarłszy do Wielkiego Meandra postanowił zrobić sobie krótki przystanek. Rozejrzał się za odrobiną cienia, ostatecznie rozkładając cielsko nieopodal rzeki w gęstej, wysokiej trawie. Nie było źle. Przyjemnie móc odsapnąć. Problem w tym, iż im wygodniej i przyjemniej mu się leżało, tym bardziej dopadała go senność. Umęczone zmysły również nie stanowiły raczej godnego zaufania oręża. Można rzec, że obecnie był całkiem łatwym łupem.

@Gvalch'ca
Ostatnio zmieniony 08 lis 2019, 0:03 przez Taharaki, łącznie zmieniany 1 raz.

Gvalch'ca
Posty: 1090
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samica
Data urodzenia: 11 lip 2015
Specjalizacja: Medyk poziom 2
Zdrowie: 100
Waleczność: 61
Zręczność: 41
Percepcja: 51
Kontakt:

#2

Post autor: Gvalch'ca » 07 lis 2019, 20:48

Jak to miała w zwyczaju, kolejny dzień spędziła na krajoznawstwie. Była już w dżungli, na sawannie, na terenach dwóch stad, na granicy grupy własnej siostrzyczki, koło Kilimandżaro, lecz do tej pory jej drogi nie przecięły się z żadnym zbiornikiem. Nie licząc jakichś mniejszych sadzawek czy wodopojów. Zawsze jakaś świeżość. Rzeka wezbrała, w końcu zaczęła się już pora deszczowa. Weszła na niewielki fragment plaży i zanurzyła pysk w chłodnej toni. Pragnienie męczyło ją już od dłuższego czasu. Tak samo jak i głód. A cieczą raczej nie mogła zaspokoić obydwóch potrzeb. Z kapiącą z mordy wodą zaczęła rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu jakiejkolwiek zwierzyny. Los jej sprzyjał - nieopodal, po tej samej stronie rzeki, krzątała się wydra. Dziwne, zwykle te stworzenia występowały w Afryce Północnej, a nie w centrum kontynentu. Może przypłynęła tu z nurtem? Nie chciała tego roztrząsać, tylko korzystać z okazji, póki ta jej jeszcze nie zwiała. Zakradła się w szuwarach, ostrożnie stawiając swe kroki. Wiatr również jej sprzyjał. Wydra siedziała na brzegu i sama wcinała właśnie rybę. Niestety Falka musiała przerwać jej posiłek. I rozpocząć własny. Wyskoczyła z trzcin z potężnym rykiem prosto na ssaka. Rozpoczęła się szamotanina. Wydry również były drapieżnikami, więc tak łatwo nie mogły się poddać. Jej popiskiwania połączone były z warkotem lwicy. Wszędzie tryskała krew. Wszędzie widać było kły i pazury, obydwu ze stron. Ostatecznie zielonooka wgryzła się w tchawicę zwierzęcia i poczekała, aż wyda ostatnie tchnienie. Lubiła wyzwania, musiała częściej urządzać takie polowania. Rozerwała skórę na brzuchu wydry i zaczęła wyjadać wszystko, co akurat podeszło jej pod pysk. Surowe mięsko, narządy, a nawet kawałki skóry. Zostawiła resztki i uwaliła się tuż obok ofiary. Zerknęła na zdobycz nieboszczyka. Czemu miałoby się zmarnować? Ukroiła pazurem kawałek ryby, omijając ości i włożyła sobie do ust. Wypluła łuski i przegryzła resztę. Ciekawe. Była dobra, jednak nie wygrywała z czerwonym mięsem. Val strzygła uchem i obejrzała się za siebie. Na głazu w okolicy spoczywał inny lew, który cały czas bacznie przyglądał się jej poczynaniom. Czemu go wcześniej nie zauważyła? Aż tak pochłonięta była łowami?

Awatar użytkownika
Taharaki
Posty: 67
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 04 sie 2014
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

#3

Post autor: Taharaki » 07 lis 2019, 21:12

Zabij mnie, dopiero teraz się przyjrzałam jej oczom - oliwkowym, faktycznie. Cały czas żyłam w przekonaniu, że @Gvalch'ca ma brązowe ślepia ;_;

Nie zareagował na jej przybycie od razu. W zasadzie zmęczony wędrowiec nawet nie dostrzegł jej przybycia, a ze swoistego letargu wyrwały go dopiero odgłosy szamotaniny pośród zarośli. Uniósł niespiesznie spoczywający dotąd na przednich łapach czerep, by odszukać spojrzeniem uginające się trawska, następnie zaś wyłuskać spośród flory kilka ogniw łańcucha pokarmowego - w którego naturalną strukturę nieco przedwcześnie wpakowała się lwica, nie pozwalając drapieżnikowi pierwszorzędnemu dokończyć ostatniego posiłku. Ależ niekulturalne i bestialskie. Samo życie, prawa dżungli i inne takie, prawda. Obserwował w milczeniu, bo ani nie zamierzał przepłoszyć wydry, ani nie chciał stać się przypadkową ofiarą wygłodzonej samicy, ani też nie miał w planach jej przeszkadzać. On, w przeciwieństwie do zielonookiej, nie miał w zwyczaju przerywać posiłków.
Dopiero po zakończeniu przez nią uczty zastanowił się poważniej, czy powinien się ujawniać, czy raczej pozostać w ukryciu. Nie zwykł narzucać się innym jednostkom, podobnie, jak nie miał w zwyczaju inicjować rozmów. Zwyczajnie nie był dobry w pogaduszkach, przez co niejednokrotnie można odnieść jakże błędne wrażenie, iż nie jest zainteresowany konwersacją lub - co gorsza! - rozmówcą. Słuchał, rzadko mówił - a kiedy to czynił, zazwyczaj jego wypowiedzi były krótkie i węzłowate, konkretne i na temat. Trudno przychodzilo mu więc budowanie relacji - a jeszcze trudniej ich utrzymywanie. Inni oczekiwali po nim zaangażowania innego rodzaju; zaangażowania aktywnego i widocznego. A on działał skrycie, co kłóciło się z wizją przyjaźni zwyczajnych stworzeń.
A poza tym przekonanym był o tym, że nie jest nawet godzien by mieć przyjaciół. Zbyt wiele zła i cierpień spotkało jego bliskich; bliskich, których powinien był chronić i zadaniu temu nie sprostał z powodu własnej nieudolności. Wolał więc trzymać się od innych z daleka, nie przywiązywać się do nich oraz nie prowokować do przywiązania się do jego osoby. Tak było - jego zdaniem - sensowniej; tak było również prościej. Dlatego podchwyciwszy wejrzenie Falki jedynie skłonił w milczeniu głową. Bo jednak zasługiwała na szacunek, a on zwykł takimi prawidłami się kierować na co dzień.

Gvalch'ca
Posty: 1090
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samica
Data urodzenia: 11 lip 2015
Specjalizacja: Medyk poziom 2
Zdrowie: 100
Waleczność: 61
Zręczność: 41
Percepcja: 51
Kontakt:

#4

Post autor: Gvalch'ca » 07 lis 2019, 21:54

/Tym razem Cię oszczędzę
Nie czekając co zrobi czy powie - czego i tak by się pewnie nie doczekała - odwróciła łeb z powrotem i zaczęła się z grubsza oporządzać. Była groźnym drapieżnikiem, prawda, ale to nie oznaczało, że musi wyglądać jak jakaś masochistka, czy inna sadystka. Akurat w zasięgu łap miała linię brzegową wody, do której zaczęła sięgać i wycierać sobie pysk. Zadziwiające, ile krwi mieściło się w takim małym zwierzątku. Prawie cały czerep miała upaćkany w osoczu. Opuszki jeździły po skroniach, polikach i brodzie, czasem zeskrobując zakrzepłą juchę. W drugiej kolejności zaczęła czyścić swój tors. Tu już posoka była bardziej widoczna, bowiem popiersie miała oznaczone jasną szarością, a nie hebanem, jak na reszcie tułowia, z małymi wyjątkami. Na samym końcu zajęła się łapami tudzież barkami. W trakcie pojedynku krew musiała sikać na wszystkie strony, skoro doleciała aż do takich miejsc. Dodatkowo przejechała kilkukrotnie jęzorem po bliźnie na udzie. Gdy zmieniała się pogoda, ta zaczynała niemiłosiernie piec lub szczypać. Prawie jak stawy przy reumatyzmie. Podczas kąpieli, nomen omen dość intymnego zabiegu, całkiem zapomniała o obecności samca. Ale też miał widoki!
Pod tym względem byli podobni - byli treściwi w swoich wypowiedziach, nie lali zbędnie wody, lakoniczni. Nie rozwlekali się nad pierdołami, wypowiadali się tylko na konkretniejsze tematy. Ona jednak potrafiła zainicjować rozmowę. Nie uważała tego za jakiś wyczyn, przejaw kultury, czy - nie przeszłoby jej to przez gardło - przyjazne nastawienie do innych. Robiła to, na co miała aktualnie ochotę. A gdy już zaczynała jakąś rozmowę, robiła to albo z nudów, albo by zaczerpnąć kilku losowych informacji. Jedno też nie wykluczało drugiego. Tak było i tym razem, tylko cóż, niewerbalnie.
Spojrzała na lwa, później na upolowaną zdobycz. I jeszcze raz. Zwykle to lwice udawały się na łowy i polowały dla samców, tak było od pokoleń. Ci robili to tylko wtedy, kiedy naprawdę przymierali głodem, albo gdy nie obracali się w towarzystwie stadnych lwic. A sądząc po jego braku naszyjnika na pewno tak było. Nie chciała się przyczynić do śmierci głodowej niewinnego - prawdopodobnie, w jej mniemaniu - osobnika, więc westchnęła i zaprosiła go do siebie charakterystycznym ruchem łba.

Awatar użytkownika
Taharaki
Posty: 67
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 04 sie 2014
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

#5

Post autor: Taharaki » 07 lis 2019, 22:16

Kontakt ciemnogrzywego z innymi lwami ograniczany był zazwyczaj do minimum. Nie jest zatem niczym zaskakującym - a przynajmniej być nie powinno - jak niewiele doświadczenia na tej niwie posiadał. Mógł sprawiać wrażenie dziwaka i nieprzystosowanego do życia w społeczności buraka, czemu zazwyczaj i tak nie zaprzeczał, jednakże trzeba wierzyć na słowo, iż zyskiwał dośc sporo przy bliższym poznaniu. Jednak mało kogo stać na takie pokłady cierpliwości i wyrozumiałości, by podjąć się próby uszczerbienia chociażby grubej warstwy ochronnej, którą Taharaki zwykł się otaczać. Tak czy inaczej więc, obserwowanie całej tej toalety lwicy było dla samca nieco krępujące i niewygodne, toteż odwrócił czerep, pozostając jednak uważnym. Jakoś ten dzień nie wydawał mu się odpowiednim, by umierać. Ucho samca poruszało się więc nieco niespokojnie, a ogon co rusz podnosił się nieznacznie i opadał, zdradzając zapewne pewnego rodzaju podenerwowanie. Nie, śmierci się nie bał. Bał się jedynie, że zdechnie głupio. Cóż, widoki więc mógł mieć niezłe - a nie skorzystał. Naiwny, głupi, frajer? Możliwe. Przywykł do gorszych obelg.
Powrócił spojrzeniem w jej kierunku dopiero w momencie, kiedy - jak wnioskował po ustaniu wszelkiego siorbania i mlaskania - samica skończyła się oporządzać. Trafnie. Nie pomylił się ani o ułamek cennej sekundy, natrafiając spojrzeniem jasnych oczu na moment, w ktorym Falka zdawała się zastanawiać, czy bardziej nie posili się biednym Tatarakiem. On sam akurat nie tak dawno miał okazję się posilić, dlatego nie zamierzał wyjadać jej resztek. Zwłaszcza, że tych raczej nie zostało już tak wiele; typowe - zjadła co lepsze, a kości to rzucić byle dziadydze. Znaczy... Och, sam Tahi nigdy by tak nie pomyślał, toż to dżentelmen! Na jej gest jednak zareagował w sposób, jakiego - jak podejrzewał - ta się spodziewała. Niespiesznie podniósł cielsko, tym samym nieco ociężałym krokiem zmniejszając dystans pomiędzy nimi. A potem przysiadł.
- Dziękuję i doceniam chęć pomocy, jednak muszę odmówić. Niedawno jadłem - powiedział spokojnie, przyjemnym barytonem; głos jego jednak był pozbawiony emocji, zupełnie, jakby klepał wyuczone frazesy. Skinął przy tym głową. - Jestem Taharaki - przedstawił się, chociaż zaiste nie powinien - w końcu, co userkę kiedyś zaskoczyło, to kobieta powinna pierwsza podać dłoń, przedstawić się i tak dalej. Jednak dobre wychowanie momentami bywa kapryśne.

@Gvalch'ca

Gvalch'ca
Posty: 1090
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samica
Data urodzenia: 11 lip 2015
Specjalizacja: Medyk poziom 2
Zdrowie: 100
Waleczność: 61
Zręczność: 41
Percepcja: 51
Kontakt:

#6

Post autor: Gvalch'ca » 07 lis 2019, 22:38

/Nie musisz mnie oznaczać w każdym poście, widzę kiedy odpisujesz |D
Och, wbrew pozorom nie zostawiła mu samych kości! Nie była na tyle łapczywa, żeby wyżreć z wydry wszystko i pozostawić same chrząsteczki. Miała duże zapotrzebowanie w energię, owszem, w końcu posiadała duże gabaryty, ale wyjadła tylko połowę dobroci z nieboszczyka. A właściwie po dokładniejszej analizie - nieboszczki. Samice tego gatunku były nieco większe od samców i bardziej utuczone. Jak u pająków, choć to porównanie nie byłoby zbyt apetycznym. W każdym bądź razie nie dawała mu ochłapów, a porządny kąsek. Gdy odmówił, wzruszyła ramionami. Nie będzie wciskać niczego na siłę, będzie miała pożywienie dla siebie na później. O ile to wcześniej nie spleśnieje. Ale, ale, nie proponowała mu samego ssaka!
- Spróbuj chociaż tego. - powiedziała, po czym sprawnym ruchem łapy, a w zasadzie pazura, powtórzyła wcześniejszą czynność. Ukroiła filigranową część ryby, uważając na ości i łuski, po czym położyła ją przed nosem złotookiego. Jadł czy nie, mógł zmieścić taki mały kawałek w żołądku. I tym razem odmowa byłaby kompletnym faux pas. Mało który lew jadł w życiu rybę, liczyła, że on również nie wychodził przed szereg i zakosztuje dzięki niej czegoś nowego.
Teraz, gdy siedział tuż obok niej, mogła mu się bardziej przyjrzeć. Kremowe futro, brązowa grzywa, na pierwszy rzut oka przeciętny przeciętniak. W dodatku bardzo jej przypominał kanclerza Lwiej Ziemi. Różniły ich tylko oczy i ewidentnie sposób bycia. Tamten wesołek, rzucający żarcikami na prawo i lewo, a ten ponury, spokojny, jakby nic w życiu nie mogło go rozśmieszyć. Postawiła sobie za cel dokonać niemożliwego i przerwać ten smutny obraz.
- Moje imię zaś rymuje się z pałka, ulęgałka, gałka. Jestem.. - urwała. Miała o wiele lepszy pomysł. - Właśnie. Może sam zgadniesz, jak się nazywam?

Awatar użytkownika
Taharaki
Posty: 67
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 04 sie 2014
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

#7

Post autor: Taharaki » 07 lis 2019, 23:09

Próbuję sobie wyrabiać nawyk, żeby się tak dyskretnie upominać u tych, którym zdarza się zapomnieć o wątku x'D
Chlip, nie dość, że kosza dała, to jeszcze przyrównuje do tego, co wziął po dobroci D:

Wbrew jakimś głupim zdaniem niejednego zasadom, które wpoił mu jeszcze dziadek - a więc zasady mogły uchodzić za przestarzałe - nie mógłby odmówić jej po raz drugi. Zwłaszcza, że faktycznie nieduży kawałek swoistego sushi za wiele w żołądku miejsca nie zajmie, a Taharaki faktycznie wcześniej nie jadł ryby. Ba, nigdy mu nawet przez myśl nie przeszło, by zakosztować w czymś innym niż ssaki. Nie jadł więc żabich udek, zupy rybnej ani prażonych mrówek. Sporo jeszcze przed nim, a jak widać spotkanie tajemniczej zielonookiej (tak, będę pisać tak długo, aż mi się w końcu na dobre utrwali!) miało poszerzyć jego horyzonty. Uśmiechnął się zatem koślawo (bo mięśnie nienawykłe do podobnych grymasów, dawno już wyszły w jakiejkolwiek formy), skinął łbem i pochylił się powoli nad filecikiem. Najpierw powąchał, następnie niełapczywie pochwycił kąsek w pyszczydło i przez moment potrzymał. Z racji na specyfikę uzębienia kotowatych raczej nie żułby długo takiego kawałka, więc po prostu go przytrzymał w mordzie, drażniąc się z nim językiem, by jak najlepiej odszukać właściwy posmak. Nawet nie smakowała mułem, widocznie rzeki tutaj mają czyste. Po chwili przełknął, bo nie będzie siedział z pełnym pyskiem nie wiadomo jak długo.
- Dziękuję - ciekawe doznanie, nie jadłem wcześniej ryby, dokończył w myślach. Spojrzał łagodnym wejrzeniem mądrych oczu na samicę. Zdecydowanie sposób bycia miał całkiem inny aniżeli Kanclerz. Nie zdradziłby Datury z pierwszą lepszą, nawet równie interesującą i pociągającą jak Falka, sorry. Taharaki to typ z grupy do bólu lojalnych.
- Nie byłem dobry w rymowankach - przyznał uczciwie w odpowiedzi na niecodzienną propozycję ze strony tamtej. Poczuł się przez nią nieco nieswojo, niemniej - jak to miał w zwyczaju - wszystko to schował pod zgrabną, wyćwiczoną na przestrzeni ostatnich lat, maską obojętności. Niegrzecznie byłoby jednak nie spróbować. Co by to mogło... Hmm, imię nie musiało mieć znaczenia, więc mógł wysunąć się o wiele dalej poza utarte schematy i proste znaczenia odnotowanych w słowniku terminów. Prychałka. Chałka. Halka. Działka. Kałka (vel. Kupa!). Pyszałka. Fujarka nawet, jakby się uprzeć. Mnogość wyrazów oraz wymyślonych słów przetaczała się przez mózgownicę złotookiego. Żaden z tych zlepek liter jednak nijak nie pasował mu na miano. - Rusałka? Niestety, nie przychodzi mi nic sensownego do głowy. - I weź próbuj tu się z takim dziadygą bawić!

Gvalch'ca
Posty: 1090
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samica
Data urodzenia: 11 lip 2015
Specjalizacja: Medyk poziom 2
Zdrowie: 100
Waleczność: 61
Zręczność: 41
Percepcja: 51
Kontakt:

#8

Post autor: Gvalch'ca » 07 lis 2019, 23:50

/O wypraszam sobie, ja nigdy nie zapominam
Machała niecierpliwie ogonem na prawo i lewo, położyła łapę jedną na drugą, w oczekiwaniu na reakcję, jaką bądź. Widziała, jak się do ryby zabierał i widziała, jak się nią długo delektuje. To świadczyło tylko o tym, że nigdy wcześniej nie miał z nią do czynienia. Tak jak zakładała.
- I jak? - zapytała w końcu nie doczekawszy się żadnego komentarza. Mógł się wysilić chociaż na znikome "Dobre", ewentualnie "Całkiem niezłe", no chyba, ze to wykraczało poza jego zdolności krasomówcze. Mniejsza. Dla niej to i tak już był szczyt kulinarnych możliwości, jakie lew mógłby wcielić w życie. W życiu nie pomyślałaby, żeby zjeść te parchate zielone płazy, czy uprażyć mrówki. To drugie zwłaszcza. Nigdy nie przepadała za tymi insektami. Uważała je za wredne złodziejaszki, które kradły jedzenie i kąsały bez powodu. Chociaż, gdyby to było w ramach zemsty..
Słysząc, jak ją zatytułował, prawie zakrztusiła się własną śliną. Później wybuchła krótkim szczerym śmiechem.
- Prawie zgadłeś. Jestem Falka, ale bardziej podoba mi się ta Rusałka. Możesz się tak do mnie zwracać. - gdyby bardziej się nad tym zastanowić, faktycznie w gust wpadało jej to drugie miano. No i lepiej się kojarzyło. Z powabną dziewicą. A nie z pałką, czy ulęgałką.
Otaksowała nurt wody krytycznym wzrokiem i zakryła sobie łapami uszy na chwilę.
- Przez ten szum nie słyszę własnych myśli. Chodźmy gdzieś dalej. Może do tamtego zagajnika? - zapytała i nie czekając na odpowiedź już zaczęła się tam kierować miarowym krokiem. Nie miała pojęcia gdzie zmierzają. A zmierzali do najbardziej romantycznego i tkliwego miejsca w całej krainie, gdzie samiec - chcąc nie chcąc - musiałby wyjść ze swojej strefy komfortu. Dotarli tam w miarę sprawnie (ponieważ odległość na mapie nie stanowi nawet jednej kratki). Gdy znaleźli się na skraju lasu, Falka zamarła, widząc scenerię przed sobą.

Awatar użytkownika
Taharaki
Posty: 67
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 04 sie 2014
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

#9

Post autor: Taharaki » 08 lis 2019, 10:56

Akurat teraz zdecydowanie nie pisalam o Tobie ♥ Poza tym utrwalam pisownię jej imienia x'D
Taharaki był osobnikiem doprawdy oszczędnym w słowach dotyczących osądu czegokolwiek - zarówno innych jednostek, które starał się jak najlepiej poznać przed wydaniem opinii, jak i rzeczy równie trywialnych jak smak spożywanej potrawy. Wychodził zazwyczaj z założenia, iż rozmówcy i tak zapewne nie interesują poglądy dotyczące jego upodobań kulinarnych. Cóż, pewne prawidła jednak wciąż stanowiły dla niego pewną zagadkę.
Dlatego, gdy samica domagała się jakiejś reakcji i komentarza, zastrzygł uchem rozważając we łbie, co powinien jej odpowiedzieć. Prawdę; stary, z czym masz tutaj problem?! - obruszy się niejeden. Dla niego jednak najczęściej istotnym było to, by nie urazić rozmówcy. Zabawne, pod płaszczem gbura skrywał się przerażony dzieciak, obawiający się tego, aby nie sprawić komuś przykrości. A im bardziej się starał, tym bardziej nie wychodziło. Założę się, że przynajmniej jedno ze sławnych Praw Murphy'ego może stanowić fundament do potwierdzenia tego stwierdzenia. Dlatego z charakterystycznym sobie chłodem w głosie odparł tylko:
- Smaczne. - Jego zdaniem zaiste to proste słowo wyczerpywało temat.
Nienauczony do śmiechu innego, aniżeli ten zupełnie cyniczny, kpiący lub złośliwy, nie od razu zorientował się w sytuacji czy intencjach rozmówczyni. W pierwszym momencie nawet dopuścił do siebie myśl, że po raz już kolejny kompletnie się zbłaźnił. Wszystko to oczywiście zgrabnie zamiótł pod dywan obojętności, maskując pokerową twarzą. Jeśli wiesz, że coś może pójść źle i podejmiesz stosowne środki zapobiegawcze, to źle pójdzie coś innego. Po chwili jednak zrozumiał, że chociaż faktycznie fala wesołości ze strony Rusałki spowodowana była jego słowami - nie był to TEN rodzaj śmiechu, do którego przywyknął. Nie wyśmiewała personalnie jego ani nie wyśmiewała kretynizmu słów, których użył. Ona po prostu serdecznie uradowała się z tej nieszczęsnej Rusałki - jedynego z rymów, który wydał się mu na tyle odpowiedni, aby podzielić się propozycją na głos. Jak się okazało - propozycją nawet nieźle trafioną.
Nie należało również zapominać o tym, że Rusałki wodzą na pokuszenie po to, by mordować. Biedny Tib. Chociaż... zasłużył! Aczkolwiek trudno orzec, czy nie umrze na skutek działań nie Rusałki, lecz wojowniczej gwardzistki. Chyba to byłaby bardziej honorowa, mniej głupia, śmierć. Taharaki aprobuje.
Skinął jedynie głową, kiedy rozmówczyni zaproponowała, by mianował ją w taki właśnie sposób. Skoro sobie tego życzyła - nie było problemu, w końcu jaki to wysiłek wypowiedzieć jedną sylabę więcej? Ano żaden. A skoro to określenie sprawiło, iż dla odmiany ktoś przy nim choć na chwilę stał się weselszy - dlaczego miałby mu tego odmawiać?
Ruszył oczywiście za nią, kiedy zaproponowała namiastkę spaceru. W końcu popierał jej zdanie. Zresztą zagajnik oferował też nieco więcej cienia - idealne warunki, by kontynuować konwersację nie ryzykując jednocześnie usmażenia się jak jakieś jajko sadzone. No, w porządku, Taharaki dwa posiadał - jednak Rusałce mogłoby być przykro, że sama została z niczym. A kiedy ta zamarła, nie był pewien, czy po prostu klimat miejsca oddziaływał na nią jak zapewne na każdą inną kobietę, czy może zobaczyła ducha. Wiedział, że po nieznajomych należy się spodziewać absolutnie wszystkiego.
- Coś nie tak? - spytał tylko. O dziwo, zadał pytanie, niejako podtrzymując rozmowę. Czyż nie zasłużył na order z ziemniaka?

Gvalch'ca
Posty: 1090
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samica
Data urodzenia: 11 lip 2015
Specjalizacja: Medyk poziom 2
Zdrowie: 100
Waleczność: 61
Zręczność: 41
Percepcja: 51
Kontakt:

#10

Post autor: Gvalch'ca » 08 lis 2019, 12:40

Obraz przed nią wydawał się być totalnie oderwany od rzeczywistości i wycięty z jakiegoś poronionego snu. Mogła czuć się tak, jakby po całym życiu w Velen nagle trafiła do Toussaint, krainy miodem i mlekiem płynącej. Znajdował się tu prawie każdy gatunek, nie ważne, czy roślinożerny, czy też mięsożerny. Koegzystowały ze sobą jak gdyby nigdy nic, zapominając o łańcuchu pokarmowym. Pawiany siedzące na gałęzi iskały się wzajemnie, krokodyle pływały w wodzie, tworząc rozmaite figury, zwłaszcza mocno przypominające serduszka, nosorożce truchtały obok siebie, żyrafy szeptały sobie coś czule do uszu, choć to było absolutnie zbędne, biorąc pod uwagę ile metrów nad ziemią znajdowały się ich usta. Gdzieś tam jeszcze dało się zauważyć parę pieszczących się lampartów. Wszystko dopełniała czerwonawa łuna nad zagajnikiem, śpiewające ptaszyny i fruwające motylki w rozmaitych kolorach. Gdyby przyjrzeć się bardziej, dałoby się dostrzec też poukrywane jaskinie, służące zapewne zwierzętom do spektakularnego „kopcenia się” między sobą. Inne samice pewnie na ten rozczulający widok wydawałyby z siebie ochy i achy, zachwycały się jak tu nie jest pięknie, jednak czarna uważała to za.. hm, przesyt? Przesyt dobrobytu?
Stała tak jeszcze przez moment jak zamurowana. Gdy usłyszała nadchodzące pytanie spojrzała na Tataraka jak na debila. Czy coś się stało? Czy coś się STAŁO? Nie no pewnie, nic się nie stało, znaleźli się w iście idyllicznym i romantycznym miejscu, jako praktycznie dwójka obcych sobie lwów i absolutnie, nawet w najmniejszym calu, nie było właśnie niezręcznie. Co to w ogóle za wymysł? A może… jemu właśnie o to chodziło? Chciał, żeby się tu znaleźli, choć sama propozycja padła właśnie od niej? Sprytnie, bardzo sprytnie, ale nie z nią takie numery. Była też druga opcja – scenka przed nimi nie robiła na nim żadnego wrażenia, ba, nie przeszkadzała, by dalej kontynuować konwersację. Albo by to świadczyło o niezłym samozaparciu, albo o kompletnej krótkowzroczności.
Kiwnęła łbem, by podążył za nią. Odeszli kawałek od centrum tego ckliwego tałatajstwa. Val podeszła do rozłożystego drzewa z rodziny nanerczowatych i ostrożnie zapuściła żurawia do pieczary obok. Nie chciała przerwać czyichś tête-à-tête. Ten obraz zapamiętałaby do końca życia. Na szczęście jaskinia była pusta. Uwaliła się wygodnie w jej progu, wyciągając tylne łapy. Wreszcie spokój. Obok przedniej kończyny zauważyła owoc. Nie był zgniły, jednak jego zapach był bardzo intensywny, a skórka pomarszczona. Nabiła pomarańczową kulkę na pazur i obejrzała dokładnie, z czym ma do czynienia. Kojarzyła ten wybryk natury.
- Na terenach naszego stada rosło coś takiego. Niektóre lwy piły sok z tego owocu, żeby się rozluźnić, albo zrelaksować. – tu spojrzała wymownie na Tataraka. Jemu bardzo pomógłby przełamać tą irytującą nieśmiałość i powagę. Jeśli chciał kiedyś coś na to zaradzić, teraz miał ku temu wyśmienitą okazję.

Odpowiedz

Wróć do „Zakończone”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości