Ostatnie echo jego rechotu zniknęło gdzieś w czeluściach tunelu, z którego wypadł. Znów zapanowała cisza. Cisza, która zwiastowała nieuniknione. Po chwili poczuł, jak coś rozrywa jego skórę w okolicach żeber. Duży płat skóry, który odpadł po jednym ciosie, jakby był tam przylepiony tylko na pokaz. Mieszkaniec pieczary wziął tkankę w szpony i porwał gdzieś do swego leża usytuowanego przy powale. Głośne mlaskanie jasno dawało do zrozumienia, co aktualnie z nią robi. A pożerał ją właśnie z bardzo dużym zaangażowaniem.
- Myślisz na wyrost. - niechcący wymsknęła mu się wskazówka na temat tego, w jakich kategoriach winien myśleć i nie posługiwać się takimi ogólnikami jak "świat", "wszechświat", "kosmos" i tak dalej i tak dalej.




Słoneczny odłamek










