x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Pracownia Athastana
Regulamin forum
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
- Gunter
- Posty: 788
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 06 lut 2011
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 0
- Zręczność: 0
- Percepcja: 0
- Kontakt:
Re: Pracownia Athastana
W momencie takim jak ten, Gunter mógłby dziękować Wielkim Przodom iż nie uzbroili duchów w możliwość odczytywania myśli, więc nie musiał wysłuchiwać wywodów o wierzeniach wojowników czy teoriach życia pozagrobowego i zaprzątać sobie nimi umysłu, a mógł skupić się na tym co najważniejsze, czyli jak najszybszym rozwiązaniu śledztwa a najpierw zdobyciu niezbędnych do tego narzędzi.
- Typowy objaw choroby zwanej byciem wojownikiem. Całkowite odrzucenie wszelkich działów nauki, których nie da się wykorzystać do zabijania lub sprawniejszego zadawania bólu. - skomentował jedynie, nie ukrywając swej pogardy pogłębianej latami przez osobników pokroju Tiba. Nazywanie go kanclerzem sugerowało, iż pełnić jakąś znaczącą rolę w stadzie. Nie dziwił się temu w zasadzie, osiłkom często przewodził najbardziej zapatrzony w siebie i okrutny z nich. Pytanie tylko co w takim stadzie robił Athastan, który sprawiał wrażenie lwa oświeconego i miłośnika wiedzy oraz rozsądku. Przebywanie w towarzystwie zabijaków pokroju Tiba musiało stanowić trudne przeżycie. Współczuł Athastanowi, że przypadła mu taka a nie inna rola i zapewne jego talenty marnują się na łatanie zadów wojownikom po walce zamiast wykorzystywać je na poznawanie świata i badania naukowe. Może i szaman nie należał do najbardziej przystojnych samców, lecz coś w jego filigranowej sylwetce i delikatnej grzywce przyciągało spojrzenie. Przebywając dotąd sporo czasu z Athastanem nie zauważył żadnych wskazówek ku temu, by szaman spędzał czas z innymi samicami niż własna siostra, czy uczennice które były jeszcze dziećmi. Nie zapomniał też wzroku jakim samiec zdawał się pochłaniać jego błyszczącą sylwetkę kiedy byli w towarzystwie Thax czy propozycji spotkania sam na sam w grobowcach. To dawało do myślenia.
- Rzeczywiście, kojarzę tę nazwę. - oderwał wzrok od szamana i znów skupił się na rozmowie.
- Kilka razy zawitałem do Calarn w poszukiwaniu rzadkich ziół, leżała w pobliżu mojej rodzimej krainy. - znalazł się więc na południe od ojczyzny, lecz nie wiedział jak daleko. Skoro on spotkał Gvalch'cę kiedy była dzieckiem, czy przybył tu za nią czy za Tibem? Nie wiedział, czy uratowanie życia dziecku mogło wytworzyć tak silną więź między nimi by wezwać go do tej krainy po śmierci, czy też chodziło tak jak myślał wcześniej o jego mordercę, za którego uważał miejscowego kanclerza, cokolwiek ta funkcja oznaczała.
- Proszę ją zapytać czy wie coś o Tibie. - zapewne Athastan znał także brązowego, lecz nie liczył na szczere zwierzenia od podwładnego mogącego się obawiać utraty głowy za pomówienia wobec kanclerza. Lwica nosząca symbol innego stada była pod tym względem bardziej wiarygodna i być może skłonna podzielić się zeznaniami o jego żądnej krwi i aroganckiej naturze. Zapewne będzie także okazja skonfrontować zarzuty z samym podejrzanym, który jak dobrze pamiętał miał zostać wezwany kiedy ranna odzyska przytomność.
- Typowy objaw choroby zwanej byciem wojownikiem. Całkowite odrzucenie wszelkich działów nauki, których nie da się wykorzystać do zabijania lub sprawniejszego zadawania bólu. - skomentował jedynie, nie ukrywając swej pogardy pogłębianej latami przez osobników pokroju Tiba. Nazywanie go kanclerzem sugerowało, iż pełnić jakąś znaczącą rolę w stadzie. Nie dziwił się temu w zasadzie, osiłkom często przewodził najbardziej zapatrzony w siebie i okrutny z nich. Pytanie tylko co w takim stadzie robił Athastan, który sprawiał wrażenie lwa oświeconego i miłośnika wiedzy oraz rozsądku. Przebywanie w towarzystwie zabijaków pokroju Tiba musiało stanowić trudne przeżycie. Współczuł Athastanowi, że przypadła mu taka a nie inna rola i zapewne jego talenty marnują się na łatanie zadów wojownikom po walce zamiast wykorzystywać je na poznawanie świata i badania naukowe. Może i szaman nie należał do najbardziej przystojnych samców, lecz coś w jego filigranowej sylwetce i delikatnej grzywce przyciągało spojrzenie. Przebywając dotąd sporo czasu z Athastanem nie zauważył żadnych wskazówek ku temu, by szaman spędzał czas z innymi samicami niż własna siostra, czy uczennice które były jeszcze dziećmi. Nie zapomniał też wzroku jakim samiec zdawał się pochłaniać jego błyszczącą sylwetkę kiedy byli w towarzystwie Thax czy propozycji spotkania sam na sam w grobowcach. To dawało do myślenia.
- Rzeczywiście, kojarzę tę nazwę. - oderwał wzrok od szamana i znów skupił się na rozmowie.
- Kilka razy zawitałem do Calarn w poszukiwaniu rzadkich ziół, leżała w pobliżu mojej rodzimej krainy. - znalazł się więc na południe od ojczyzny, lecz nie wiedział jak daleko. Skoro on spotkał Gvalch'cę kiedy była dzieckiem, czy przybył tu za nią czy za Tibem? Nie wiedział, czy uratowanie życia dziecku mogło wytworzyć tak silną więź między nimi by wezwać go do tej krainy po śmierci, czy też chodziło tak jak myślał wcześniej o jego mordercę, za którego uważał miejscowego kanclerza, cokolwiek ta funkcja oznaczała.
- Proszę ją zapytać czy wie coś o Tibie. - zapewne Athastan znał także brązowego, lecz nie liczył na szczere zwierzenia od podwładnego mogącego się obawiać utraty głowy za pomówienia wobec kanclerza. Lwica nosząca symbol innego stada była pod tym względem bardziej wiarygodna i być może skłonna podzielić się zeznaniami o jego żądnej krwi i aroganckiej naturze. Zapewne będzie także okazja skonfrontować zarzuty z samym podejrzanym, który jak dobrze pamiętał miał zostać wezwany kiedy ranna odzyska przytomność.
- Athastan
- Posty: 556
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 cze 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 32
- Zręczność: 50
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Widząc jak lwica zwija się w kłębek na legowisku doszedł do wniosku że może jednak przesadził. Coś w jej postawi mu mówiło, źe jej materializm jednak nie był aż tak twardy jakby wynikało z jej słów. Czyżby chodziło tu o jakieś wypadki z dzieciństwa? Czy może czuła się raczej oszukana przez duchy i dlatego twierdziła że nie uznaje ich istnienia. Albo może stał za tym jaszcze jakiś inny, zapewne skomplikowany powód?
Tak czy inaczej, niezależnie od powodów, wyglądało na to, że poruszył ten temat nie tak jak powinien i chyba przypadkiem trafił w coś co zabolało. Gdy sobie to uświadomił poczuł się dosyć głupio - w końcu jego wypowiedź była obliczona na zmiękczenie zmiękczenie opornego na racjonalne myślenie 'racjonała' wyśmiewającego się duchów i mistyki jako takiej... a dobicie psychiki pacjentki, która definitywnie miała dzisiaj za sobą parę cięższych chwil nie było częścia planu.
Nie mniej, lwica w żaden spsób nie zareagowała na jego niewyparzony język, nie próbowała się bronić ani od tego odcinać. Była wjowniczką, prawdopodobnie ze złej ziemi, i najwyraźniej mimo wszystko próbowała udowodnić im, jaka jest twarda i nieustępliwa. Postanowił nie drążyć dalej tematu (przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w podczas romowy z duchem.
Słysząc słowa Guntera rzucił w jego kierunku pełne dezaprobaty spojrzenie. Duch definitywnie nie wiedział, kiedy należy się zamknąć. Dobrze przynajmniej, że nikt poza nim nie potrafił go chwilowo usłyszeć... co niestety jednocześnie oznaczało że raczej nie da mu spokoju i nie poleci sobie szukać towarzystwa gdzie indziej. Poza tym jego stwierdzenie nijak nie przystawało do rzeczywistości. Daleko nie trzeba było szukać, wystarczyło popatrzeć na ogół lwioziemców - większości z nich ( z pewnymi wyjątkami) nie można było zarzucić jakiejś szczególnie zaawansowanej ignorancji w bardziej specjalistycznych dziedzinach. Oczywiście, wojownicy Królesywa nie zgłębiali specjalistyczych gałęzi wiedzy - w końcu to nie była ich dziedzina - ale zdecydowanie daleko brakowało im do twardogłowych troglodytów. Podobnie jak ciężko było powiedzieć że ich metody działania były jakieś szczególnie brutalne. Jasne, czasem trzeba było tak postępować, i niektórzy, jak Tib czy Than zdecydowanie to potrafili, nie mniej też miało to swoje granice. Natomiast reszty, jak choćby Jasir, Ven czy Zawi, zdecydowanie nie dało się okreslić mianem krwiożerczych brutali...
Poza tym także 'intelektualiści' nierzadko wykorzystywali swą wiedzę w spsób który bynajmniej nie kojarzył się z powszechnym szczęściem i dobrobytem. Miał juź okazję spotkać kilku takowych... Z resztą, co by nie powiedzieć, sam pod tym względem też nie miał całkowicie czystego konta.
Kolejne słowa złoziemki sprawiły że oderwał się od rozmyślań i wrócił do rzeczywistości. Calarn, Calarn... znał tą nazwę. Choć nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek ją usłyszy.
- Tak, kojarzę te ziemię. Przechodziłem kiedyś przez tamte tereny... - co prawda nie zabawił tam długo, ale wciąż mniej więcej pamiętał jak wyglądały tamte okolice. Miał nawet okazję spotkać zamieszujące tam stado, przynajmniej jego część - nie mniej, nie pamiętał żeby widział wtedy tą lwicę. Z reszta nie było to jakoś specjalnie dziwne - w tamtym momencie starał się ograniczać kontakty do niezbędnego minimum, i raczej nie zajmował się nawiązywaniem znajomości z rówieśnikami. Odpowiedź lwicy wyjaśniała jeszcze jedną kwestię, która czasem go męczła - czemu, na Przodków, nie pamiętał nazwy, którą przybrali dla siebie mieszkańcy tamtego regionu. Stwierdzenie o bezimiennym stadzie, choć nieco dziwne, stanowiło jednak dosyć wiarygodne rozwiązanie tejże zagadki - choć sam prawdopodobnie by na to nie wpadł.
Próbując określić przybliżona odległość między Calarn a Lwią Krainą poszedł do jednej z półek i wyciągnął z niej dosyć sfatygowany, pokryty kurzem zwój. Po rozwinięciu ukazał on wykreśloną na swej wewnętrznej stronie mapę - nie tak dokładną jak znajdujący się na jednej ze ścian plan okolicy, opisującą jednakże znacznie większy obszar. Były tu bowiem zaznaczone wszystkie miejsca które kiedykolwiek odwiedził - cały szlak jego wędrówki z północy, jak również terytoria które znał z opisów spotykanych niekiedy podróżników, wędrownych szamanów lub nauczycieli (aczkolwiek te obszary były raczej naniesione w formie szkiców tudzież ogólnyc zarysów).
Odruchowo spojrzał na miejsce w którym się wychował, na pustelniczą jaskinię swego opiekuna, i podążył w dół, poprzez ziemie pierwszego napotkanego stada, pustkowia na skraju pustyni, pamiętny kanion ze skalnym mostem... Gdy dotarł spojrzeniem do miejsca oznaczającego tamtą oazę poczuł ukłucie w okolicach serca. Czym prędzej odwrócił wzrok - nie czas teraz na to, czym innym miał się zajmować. Z resztą to przecież tyle czasu...
Westchnął, poczym wysuniętym pazurem zlokalizował grupę glifów oznaczających ziemię o których mówiła lwica. Zgodnie z tym co pamiętał leżały znacznie bliżej, po tej stronie Morza Piasków co Lwia Ziemia. Choć i tak zdecydowanie nie była to odległość na jednodniową wycieczkę.
- Mam. - stwierdził, głównie na użytek lwicy, jako że duch pewnie i tak unosił się nad blatem
- Powiem, że jest to kawałek stąd. - ciekawe co ją tu sprowadziło. I co sprawiło że Gunter pojawił się na tych ziemiach. Czyżby rzeczywiście przybył tu za nią?
Kolejne pytanie nieco zbiło go z tropu - co miał do tego wszystkiego Tib? Czyżby duch i jego znał? A może on też z tamtąd pochodzi?
- Pan Gunter pyta, czy wiesz coś o Tibie, naszym obecnym kanclerzu? - przekazał.
- Czy on też pochodzi z tamtych okolic? - dodał jeszcze od siebie. Historia kanclerza, a zwłaszcza jego dawniejsze losy stanowiły dosyć zagatkowe zagadnienie - Strażnikom nigdy nie udało się zdobyć na ten temat żadnych rzetelnych danych. Czyżby więc w ramach śledztwa nadarzyła się okazja, by rzucić nieco światła na tą kwestię?
Tak czy inaczej, niezależnie od powodów, wyglądało na to, że poruszył ten temat nie tak jak powinien i chyba przypadkiem trafił w coś co zabolało. Gdy sobie to uświadomił poczuł się dosyć głupio - w końcu jego wypowiedź była obliczona na zmiękczenie zmiękczenie opornego na racjonalne myślenie 'racjonała' wyśmiewającego się duchów i mistyki jako takiej... a dobicie psychiki pacjentki, która definitywnie miała dzisiaj za sobą parę cięższych chwil nie było częścia planu.
Nie mniej, lwica w żaden spsób nie zareagowała na jego niewyparzony język, nie próbowała się bronić ani od tego odcinać. Była wjowniczką, prawdopodobnie ze złej ziemi, i najwyraźniej mimo wszystko próbowała udowodnić im, jaka jest twarda i nieustępliwa. Postanowił nie drążyć dalej tematu (przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe w podczas romowy z duchem.
Słysząc słowa Guntera rzucił w jego kierunku pełne dezaprobaty spojrzenie. Duch definitywnie nie wiedział, kiedy należy się zamknąć. Dobrze przynajmniej, że nikt poza nim nie potrafił go chwilowo usłyszeć... co niestety jednocześnie oznaczało że raczej nie da mu spokoju i nie poleci sobie szukać towarzystwa gdzie indziej. Poza tym jego stwierdzenie nijak nie przystawało do rzeczywistości. Daleko nie trzeba było szukać, wystarczyło popatrzeć na ogół lwioziemców - większości z nich ( z pewnymi wyjątkami) nie można było zarzucić jakiejś szczególnie zaawansowanej ignorancji w bardziej specjalistycznych dziedzinach. Oczywiście, wojownicy Królesywa nie zgłębiali specjalistyczych gałęzi wiedzy - w końcu to nie była ich dziedzina - ale zdecydowanie daleko brakowało im do twardogłowych troglodytów. Podobnie jak ciężko było powiedzieć że ich metody działania były jakieś szczególnie brutalne. Jasne, czasem trzeba było tak postępować, i niektórzy, jak Tib czy Than zdecydowanie to potrafili, nie mniej też miało to swoje granice. Natomiast reszty, jak choćby Jasir, Ven czy Zawi, zdecydowanie nie dało się okreslić mianem krwiożerczych brutali...
Poza tym także 'intelektualiści' nierzadko wykorzystywali swą wiedzę w spsób który bynajmniej nie kojarzył się z powszechnym szczęściem i dobrobytem. Miał juź okazję spotkać kilku takowych... Z resztą, co by nie powiedzieć, sam pod tym względem też nie miał całkowicie czystego konta.
Kolejne słowa złoziemki sprawiły że oderwał się od rozmyślań i wrócił do rzeczywistości. Calarn, Calarn... znał tą nazwę. Choć nie spodziewał się, że jeszcze kiedykolwiek ją usłyszy.
- Tak, kojarzę te ziemię. Przechodziłem kiedyś przez tamte tereny... - co prawda nie zabawił tam długo, ale wciąż mniej więcej pamiętał jak wyglądały tamte okolice. Miał nawet okazję spotkać zamieszujące tam stado, przynajmniej jego część - nie mniej, nie pamiętał żeby widział wtedy tą lwicę. Z reszta nie było to jakoś specjalnie dziwne - w tamtym momencie starał się ograniczać kontakty do niezbędnego minimum, i raczej nie zajmował się nawiązywaniem znajomości z rówieśnikami. Odpowiedź lwicy wyjaśniała jeszcze jedną kwestię, która czasem go męczła - czemu, na Przodków, nie pamiętał nazwy, którą przybrali dla siebie mieszkańcy tamtego regionu. Stwierdzenie o bezimiennym stadzie, choć nieco dziwne, stanowiło jednak dosyć wiarygodne rozwiązanie tejże zagadki - choć sam prawdopodobnie by na to nie wpadł.
Próbując określić przybliżona odległość między Calarn a Lwią Krainą poszedł do jednej z półek i wyciągnął z niej dosyć sfatygowany, pokryty kurzem zwój. Po rozwinięciu ukazał on wykreśloną na swej wewnętrznej stronie mapę - nie tak dokładną jak znajdujący się na jednej ze ścian plan okolicy, opisującą jednakże znacznie większy obszar. Były tu bowiem zaznaczone wszystkie miejsca które kiedykolwiek odwiedził - cały szlak jego wędrówki z północy, jak również terytoria które znał z opisów spotykanych niekiedy podróżników, wędrownych szamanów lub nauczycieli (aczkolwiek te obszary były raczej naniesione w formie szkiców tudzież ogólnyc zarysów).
Odruchowo spojrzał na miejsce w którym się wychował, na pustelniczą jaskinię swego opiekuna, i podążył w dół, poprzez ziemie pierwszego napotkanego stada, pustkowia na skraju pustyni, pamiętny kanion ze skalnym mostem... Gdy dotarł spojrzeniem do miejsca oznaczającego tamtą oazę poczuł ukłucie w okolicach serca. Czym prędzej odwrócił wzrok - nie czas teraz na to, czym innym miał się zajmować. Z resztą to przecież tyle czasu...
Westchnął, poczym wysuniętym pazurem zlokalizował grupę glifów oznaczających ziemię o których mówiła lwica. Zgodnie z tym co pamiętał leżały znacznie bliżej, po tej stronie Morza Piasków co Lwia Ziemia. Choć i tak zdecydowanie nie była to odległość na jednodniową wycieczkę.
- Mam. - stwierdził, głównie na użytek lwicy, jako że duch pewnie i tak unosił się nad blatem
- Powiem, że jest to kawałek stąd. - ciekawe co ją tu sprowadziło. I co sprawiło że Gunter pojawił się na tych ziemiach. Czyżby rzeczywiście przybył tu za nią?
Kolejne pytanie nieco zbiło go z tropu - co miał do tego wszystkiego Tib? Czyżby duch i jego znał? A może on też z tamtąd pochodzi?
- Pan Gunter pyta, czy wiesz coś o Tibie, naszym obecnym kanclerzu? - przekazał.
- Czy on też pochodzi z tamtych okolic? - dodał jeszcze od siebie. Historia kanclerza, a zwłaszcza jego dawniejsze losy stanowiły dosyć zagatkowe zagadnienie - Strażnikom nigdy nie udało się zdobyć na ten temat żadnych rzetelnych danych. Czyżby więc w ramach śledztwa nadarzyła się okazja, by rzucić nieco światła na tą kwestię?
Każdy rytuał niewłaściwe stosowany może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Dzięki przodkom, nie musiała wysłuchiwać zbereźności, które pojawiały się w umyśle Guntera. Czy raczej w materii, która kiedyś była głową. Jak zwał, tak zwał. Gdyby spojrzeć na to łaskawszym okiem, nie można by było nazwać tego zbereźnymi myślami, a bardziej nienaturalnymi zainteresowaniami. Owszem, w naturze występowały przypadki ciepłych lwów, ale były naprawdę rzadkością. Falka nigdy nie miała styczności z osobami odmiennej orientacji. Nawet nigdy nie zastanawiała się dłużej nad tym zagadnieniem. Ani w przypadku lwów, ani w przypadku lwic. Nie miała pojęcia, jakby się zachowała, gdyby natrafiła na tak oryginalną parę, przechadzającą się sawanną. Nie wiedziała, czy emocje wzięłyby górę i zbeształaby ich permanentnie, powołując się na niszczenie Kręgu Życia, czy też zachowałaby zimną krew, otwarty umysł i życzyła im idylli. W końcu skoro ona nie mogła być szczęśliwa, to czemu ktoś inny miałby nie być?
Jak widać, jej nagła reakcja poskutkowała natychmiast. Oczywiście nie robiła niczego celowo, nie umyśliła sobie, by specjalnie zwinąć się na legowisku ze skór i udawać wystraszoną. Nie. Nadal leżała przerażona wpatrując się w coś, co można nazwać stropem jaskini. Athastan przystopował, ugryzł się w język i zaprzestał tej słownej batalii, a raczej reprymendy na obrażanie duszków. Mądry lew wie kiedy przestać, kiedy ma przewagę. Kto inny gnoiłby ją teraz jeszcze bardziej, ani myśląc kończyć. Co miałoby kiepski efekt, bowiem zielonooka ze stresu wpuszczała wszystko jednym, a wypuszczała drugim uchem. Dlatego obelgi, które normalnie na co dzień brała sobie do serca, obecnie fruwałyby jej koło zadu.
Jego następne słowa zbiły ją z pantałyku. W jednej sekundzie zapomniała o lęku i zgryzocie, po czym spojrzała na niego zdumiona, unosząc niewidzialną brew, jak to miała w zwyczaju od dłuższego czasu. Był w Calarn? Przecież to był szmat drogi stąd. Zanim dotarła do tej krainy minął rok, jak nie więcej. Zahaczała przy okazji o inne lokacje, może dlatego tak długo jej zeszło? Jeszcze bardziej zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że Gunter mieszkał w jej rodzimych okolicach. Aczkolwiek jego mogłaby zrozumieć, w końcu chodził wszędzie, w poszukiwaniu rzadszego zielska. Ale krótkogrzywy? Nie miała bladego pojęcia, czemu udawał się w tak długie wojaże. I to w dodatku przy tak lichej posturze. Patrzyła z zainteresowaniem, jak idzie do półki z księgami i zaczyna zawzięcie wertować woluminy, zapewne w poszukiwaniu jednego konkretnego. Przewijał kartki, wybijając zaległy na nich kurz, który dotarł aż do niej. Zakręcił się w jej nozdrzach, przez co kichnęła potężnie, zakrywając się przednią łapą. Następnie spoglądała dalej na niebieskookiego. Jeździł pazurem, czy też opuszkiem palca, po jednej ze stronic, omal nie robiąc przy tym dziury. Robił to bardzo flegmatycznie, dlatego po paru chwilach zaczęła się niepokoić, aż do momentu, w którym oznajmił, ze znalazł jej dom. Co ty nie powiesz. Zdawała sobie sprawę, że odległość, jaka dzieliła Lwią Ziemię, a jej dawną familię, jest konkretna. Nagle szaman wypalił o ich kanclerzu. Mógł wypytywać o jej niegdysiejsze cztery kąty, ale co do tego wszystkiego miał Tib? Zastanowiła się, czy powiedzieć im wszystko, czy tylko wybiórcze fakty.
- Poznałam go niedawno. Wiem jaką funkcję u was pełni. Wydaje się być serdeczny i taktowny. Poza tym łączy, a właściwie łączyła nas dość.. – przemieliła ozorem w pysku. – Bliska relacja. – dokończyła. Czy wywoła tym małą wojnę domową? Plotki się rozniosą? W końcu Złoziemka i Lwioziemiec? A raczej przywódca Lwioziemców? To było nie do pomyślenia, w głowie się nie mieściło! Ale nie chciała niczego zatajać. Zwłaszcza przed przybyszem zza światów. Nawet jeśli to nieszczególnie go obchodziło.
- Nie, on na pewno nie jest z moich okolic. Posługuje się żargonem, którego nigdy przedtem nie słyszałam.
Jak widać, jej nagła reakcja poskutkowała natychmiast. Oczywiście nie robiła niczego celowo, nie umyśliła sobie, by specjalnie zwinąć się na legowisku ze skór i udawać wystraszoną. Nie. Nadal leżała przerażona wpatrując się w coś, co można nazwać stropem jaskini. Athastan przystopował, ugryzł się w język i zaprzestał tej słownej batalii, a raczej reprymendy na obrażanie duszków. Mądry lew wie kiedy przestać, kiedy ma przewagę. Kto inny gnoiłby ją teraz jeszcze bardziej, ani myśląc kończyć. Co miałoby kiepski efekt, bowiem zielonooka ze stresu wpuszczała wszystko jednym, a wypuszczała drugim uchem. Dlatego obelgi, które normalnie na co dzień brała sobie do serca, obecnie fruwałyby jej koło zadu.
Jego następne słowa zbiły ją z pantałyku. W jednej sekundzie zapomniała o lęku i zgryzocie, po czym spojrzała na niego zdumiona, unosząc niewidzialną brew, jak to miała w zwyczaju od dłuższego czasu. Był w Calarn? Przecież to był szmat drogi stąd. Zanim dotarła do tej krainy minął rok, jak nie więcej. Zahaczała przy okazji o inne lokacje, może dlatego tak długo jej zeszło? Jeszcze bardziej zdziwiłaby się, gdyby okazało się, że Gunter mieszkał w jej rodzimych okolicach. Aczkolwiek jego mogłaby zrozumieć, w końcu chodził wszędzie, w poszukiwaniu rzadszego zielska. Ale krótkogrzywy? Nie miała bladego pojęcia, czemu udawał się w tak długie wojaże. I to w dodatku przy tak lichej posturze. Patrzyła z zainteresowaniem, jak idzie do półki z księgami i zaczyna zawzięcie wertować woluminy, zapewne w poszukiwaniu jednego konkretnego. Przewijał kartki, wybijając zaległy na nich kurz, który dotarł aż do niej. Zakręcił się w jej nozdrzach, przez co kichnęła potężnie, zakrywając się przednią łapą. Następnie spoglądała dalej na niebieskookiego. Jeździł pazurem, czy też opuszkiem palca, po jednej ze stronic, omal nie robiąc przy tym dziury. Robił to bardzo flegmatycznie, dlatego po paru chwilach zaczęła się niepokoić, aż do momentu, w którym oznajmił, ze znalazł jej dom. Co ty nie powiesz. Zdawała sobie sprawę, że odległość, jaka dzieliła Lwią Ziemię, a jej dawną familię, jest konkretna. Nagle szaman wypalił o ich kanclerzu. Mógł wypytywać o jej niegdysiejsze cztery kąty, ale co do tego wszystkiego miał Tib? Zastanowiła się, czy powiedzieć im wszystko, czy tylko wybiórcze fakty.
- Poznałam go niedawno. Wiem jaką funkcję u was pełni. Wydaje się być serdeczny i taktowny. Poza tym łączy, a właściwie łączyła nas dość.. – przemieliła ozorem w pysku. – Bliska relacja. – dokończyła. Czy wywoła tym małą wojnę domową? Plotki się rozniosą? W końcu Złoziemka i Lwioziemiec? A raczej przywódca Lwioziemców? To było nie do pomyślenia, w głowie się nie mieściło! Ale nie chciała niczego zatajać. Zwłaszcza przed przybyszem zza światów. Nawet jeśli to nieszczególnie go obchodziło.
- Nie, on na pewno nie jest z moich okolic. Posługuje się żargonem, którego nigdy przedtem nie słyszałam.
- Gunter
- Posty: 788
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 06 lut 2011
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 0
- Zręczność: 0
- Percepcja: 0
- Kontakt:
/Falka, może jednak opisz gdzieś historię swojej postaci? Bo ja się już zagubiłam skąd ona jest/
Nie opuszczając Athastana ani na krok podążył za nim by przyjrzeć się czego szuka. Znad ramienia szamana spoglądał na mapę. Co prawda kartografia nie była jego specjalnością, ale potrafił rozpoznać jeżeli jedno miejsce znajduje się od drugiego naprawdę daleko. Zauważył dziwną reakcję Athastana na widok jednego z miejsc na mapie, ale jego osobiste rozterki nie miały żadnego znaczenia w prowadzonej właśnie sprawie, więc lepiej nie poświęcać im nadto uwagi.
Bliska relacja... interesujące. Czyżby była wspólniczką Tiba? Niewykluczone. W innym wypadku mógłby dziwić fakt, iż samiec sprowadził ją tutaj na leczenie pomimo przynależności do obcego stada. Jednak jej kolejne słowa kompletnie nie miały sensu.
- Ona kręci. Poznałem ją gdy była dzieckiem w okolicach mojego stada. A raczej stada, z którym miałem nieszczęście sąsiadować. Stamtąd także pochodzi Tib, więc musiała kiedyś zetknąć się z miejscową mową. Nie nazwałbym także kanclerza serdecznym ani taktowym, więc wielce prawdopodobne iż mówimy o dwóch różnych osobach, lub pacjentka wciąż majaczy w wyniku utraty krwi. - orzekł. Już sam fakt podawania się lwicy za bliską znajomą kanclerza, mimo że nikt więcej jej tu nie kojarzy był na tyle podejrzany, że obrażałby inteligencję Athastana wskazując mu go palcem.
- Proszę zapytać, czy spotkała w okolicy jeszcze kogoś, kogo by znała z czasów mieszkania w Calarn. - spróbował szczęścia, bo kto wie, może podejrzanych było więcej niż początkowo przypuszczał.
Nie opuszczając Athastana ani na krok podążył za nim by przyjrzeć się czego szuka. Znad ramienia szamana spoglądał na mapę. Co prawda kartografia nie była jego specjalnością, ale potrafił rozpoznać jeżeli jedno miejsce znajduje się od drugiego naprawdę daleko. Zauważył dziwną reakcję Athastana na widok jednego z miejsc na mapie, ale jego osobiste rozterki nie miały żadnego znaczenia w prowadzonej właśnie sprawie, więc lepiej nie poświęcać im nadto uwagi.
Bliska relacja... interesujące. Czyżby była wspólniczką Tiba? Niewykluczone. W innym wypadku mógłby dziwić fakt, iż samiec sprowadził ją tutaj na leczenie pomimo przynależności do obcego stada. Jednak jej kolejne słowa kompletnie nie miały sensu.
- Ona kręci. Poznałem ją gdy była dzieckiem w okolicach mojego stada. A raczej stada, z którym miałem nieszczęście sąsiadować. Stamtąd także pochodzi Tib, więc musiała kiedyś zetknąć się z miejscową mową. Nie nazwałbym także kanclerza serdecznym ani taktowym, więc wielce prawdopodobne iż mówimy o dwóch różnych osobach, lub pacjentka wciąż majaczy w wyniku utraty krwi. - orzekł. Już sam fakt podawania się lwicy za bliską znajomą kanclerza, mimo że nikt więcej jej tu nie kojarzy był na tyle podejrzany, że obrażałby inteligencję Athastana wskazując mu go palcem.
- Proszę zapytać, czy spotkała w okolicy jeszcze kogoś, kogo by znała z czasów mieszkania w Calarn. - spróbował szczęścia, bo kto wie, może podejrzanych było więcej niż początkowo przypuszczał.
- Athastan
- Posty: 556
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 cze 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 32
- Zręczność: 50
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Wyglądało na to, że fakt zlokalizowania przez niego Calarn wywarł na lwicy dość mocne wrażenie. Na tyle mocne, by zapomniała o gnębiących ją jeszcze przed chwilą rozsterkach. A może była to zasługa kurzu, którego z powodzeniem można było używać jako substytutu tabaki...?
Tak czy inaczej, liczyło się to, że nie leżała już w kącie, wpatrując się z przestrachem w sufit.
Natomiast jeśli chodziło o jej odpowiedź dotyczącą Tiba, to zdecydowanie nie tego się spodziewał. Oczywiście, stwierdzenie 'bliska relacja' mogło mieć dużo różnych znaczeń, ale nie oszukujmy się, podstawowe skojarzenie, zwłaszcza w takim kontekście, nasuwało się samo.
Zerknął kontem oka na lwicę. Cóż, pod tym względem w zasadzie nie było mu się co dziwić. Natomiast wydawało by się, że problem powinna stanowić chociażby jej przynależność. Jasne, technicznie rzecz biorąc, obydwa stada za bardzo się nie różniły, ba, nawet aktualna Królowa dziedziczyła po linii wygnańców. Nie mniej, oficjalna wersja polityki zewnętrznej wobec tego stada nie była jakoś specjalnie przyjazna. Oczywiście oficjalna wersja nie zawsze wpływała na personalne poglądy, ale o ile on, jako szaman, dbający raczej o to, by stado zachowywało tradycje, ciągłość i było wolne od wypaczeń (oraz, jakby nie patrzeć, preferujący rządy jednostki inteligentniej, ponad władzę siły) mógł sobie pozwolić na takie a nie inne sympatie historyczno-polityczne, o tyle Tib, jako przynależący niegdyś do Pierworodnych, osobistej gwardii ślubującej wierność linii władców pochodzących od Simby, powinien mieć na ten temat inne zdanie...
- Cóż, dobrze wiedzieć. To by na przykład wyjaśniało, jak się tu znalazłaś. - tak, jeśli tak na to spojrzeć, wydzwało się to logiczne. Zasadniczo żaden z wojowników raczej nie sprowadziłby złoziemki na Lwią Skałę po cichu, nie wystawiając przy niej warty i nie raportując wszystkiego od razu zwierzchnikowi. Oczywiście mógł ją tu przyprowadzić ktoś niebędący służbistą, a kierowany chęcią bezinteresownego niesienia pomocy, (jak na przykład Ven, albo któreś z młodszych) ale w takim przypadku ów samarytanin na pewno pozostałby w jaskini, czuwając nad lwicą. Natomiast Tib... tak, to powinno się zgadzać. Mógł przywieść ją tu po cichu, a następnie oddalić się w celu spełnienia jakiś służbowych powinności, wierząc że zapewnił jej należytą opiekę. Shani powinna móc to potwierdzić, szkoda że już poszła...
Tak czy inaczej, wyglądało na to, że Kanclerz specjalnie poszukuje kontaktów z lwicami mogącymi mu przynieść problemy - patrz Datura. Właśnie, Datura...! Ciekawe, co o na to... To była jakaś stara sprawka, z której Tib zdążył się jej już wyspowiadać... czy wręcz przeciwnie?
- Niemniej, przez wzgląd na twój dobrostan, mam nadzieję że było to dość dawno... Choć i tak jest w tym stadzie osoba której pewnie niebyt by się to spodobało... a bynajmniej nie życzę ci spotkania z nią. - nie żeby miał zamiar aktywnie pomagać w ukryciu całej sprawy - jeśli faktycznie jego podejrzenia wobec Kanclerza były prawdziwe, to definitywnie należały mu się konsekwencje. Raczej chodziło mu o to, by obecna tu lwica również nie padła ofiarą Datury, gdy tamta wpadnie w szał, szczególnie że, znając temperament i możliwości fioletowookiej, jego skutki mogą być dość spektakularne. Tym bardziej, że sposób (oraz sam fakt) w jaki lwica przed chwilą o tym mówiła, dowodził że raczej nie miała pojęcia o istniejącej sytuacji.
Kolejne słowa lwicy oderwały go na chwilę od rozważania powyższej sytuacji.
- Pudło, panie Gunter. - stwierdził, wznosząc łeb ku sklepieniu. Choć tego nie pokazywał, fakt że duchowi po raz kolejny powinęła się ektoplazma sprawił mu swego rodzaju mściwą satysfakcję. Po raz kolejny jego machinacji spełzły na niczym.
Jednak gdy tylko to sobie uświadomił, mina natychmiast mu zrzedła. Znaczyło to bowiem, że szaman nie da mu spokoju i dalej będzie naprzykrzał się swoją obecnością. Znowu.
Z niepokojem zaczął przeglądać zapisane w pamięci fragment Kodeksów, szukając jakiegoś ustępu który pozwoliłby mu wyegzorcyzmować ducha w trybie natychmiastowym. Coś musiało tu być...
Niestety, w tym konkretnym momencie nie przychodziło mu na myśl nic takiego, a krążące po umyśle ducha plugawe idee nie znajowały odzwierciedlenia w jego słowach ani zachowaniu... Natomiast słowa ducha wywołały u niego potrzebę zaoponowania. To w końcu on tu cały czas kręci i miesza, dlatego nie miał prawa od razu zarzucać komuś kłamstwa.
- Nie zgodzę się z pańską opinią - to że ktoś mieszka w danym regionie z nie znaczy od razu że zna wszystkich jego mieszkańców, a zarzucanie mu w takiej sytuacji kłamstwa bynajmniej nie jest czymś wskazanym. Poza tym ja również przebywałem w tamtych okolicach, a jestem przekonany że nie spotkałem tam żadnego z was trojga. Zaś co do kanclerza, to rónież zgadzam się co do tego, że za zwyczaj stwarza on wrażenie serdecznego i taktownego. - co prawda miał świadomość że Tib, gdy wymagała tego sytuacja, potrafił być o wiele mniej przyjacielski i dobrotliwy - wystarczyło chociażby spojrzeć na przetrzymywane aktualnie w lochach stworzenie. A resztą nie było to raczej nic niezwykłego - jeśli ktoś na poważnie traktował funkcje wojownika, nie mógł być wiecznie miły fla wszystkich dookoła. Jednak przypuszczenia które zalęgły się w jego głowie pod wpływem słów złoziemki, sprawiły że zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno słusznie kładł całą 'ciemną stronę' natury przywódcy Lwiej Ziemi na karb konieczności winikającej z pełnionych obowiązków...
Po chwili przestał spoglądać w sufit i wrócił do rozmowy z lwicą.
- Przepraszam. Imć Gunter podważał twoją 'analizę' osoby Tiba i zaczął nawet rozważać, czy aby na pewno mówicie o tym samym lwie.
Oraz zapytuje, czy nie spotkałaś w tej okolicy jeszcze kogoś, kogo znasz jeszcze z Calarn.
W takich chwilach robienie za pośrednika bywało dość frustrujące. Do tego stopnia, że roważał odprawienie rytuału umożliwiającego kontakt z duchami osobom pozbawionym Daru, ewentualnie zabranie tej dwójki na Sadzawkę Przodków. Kłopot jednak w tym, że żadna z tych opcji nie była zbyt szybka w realizacji - do rytuału brakowało mu niezbędnych składników, a Sadzawka była zdecydowanie daleko - on zaś miał nadzieje na względnie szybkie zakończenie tej kwestii.
Choć, szczerze mówiąc, niektóre z tematów wydobywanych właśnie na światło dzienne wydawały się być dosyć interesujące...
Tak czy inaczej, liczyło się to, że nie leżała już w kącie, wpatrując się z przestrachem w sufit.
Natomiast jeśli chodziło o jej odpowiedź dotyczącą Tiba, to zdecydowanie nie tego się spodziewał. Oczywiście, stwierdzenie 'bliska relacja' mogło mieć dużo różnych znaczeń, ale nie oszukujmy się, podstawowe skojarzenie, zwłaszcza w takim kontekście, nasuwało się samo.
Zerknął kontem oka na lwicę. Cóż, pod tym względem w zasadzie nie było mu się co dziwić. Natomiast wydawało by się, że problem powinna stanowić chociażby jej przynależność. Jasne, technicznie rzecz biorąc, obydwa stada za bardzo się nie różniły, ba, nawet aktualna Królowa dziedziczyła po linii wygnańców. Nie mniej, oficjalna wersja polityki zewnętrznej wobec tego stada nie była jakoś specjalnie przyjazna. Oczywiście oficjalna wersja nie zawsze wpływała na personalne poglądy, ale o ile on, jako szaman, dbający raczej o to, by stado zachowywało tradycje, ciągłość i było wolne od wypaczeń (oraz, jakby nie patrzeć, preferujący rządy jednostki inteligentniej, ponad władzę siły) mógł sobie pozwolić na takie a nie inne sympatie historyczno-polityczne, o tyle Tib, jako przynależący niegdyś do Pierworodnych, osobistej gwardii ślubującej wierność linii władców pochodzących od Simby, powinien mieć na ten temat inne zdanie...
- Cóż, dobrze wiedzieć. To by na przykład wyjaśniało, jak się tu znalazłaś. - tak, jeśli tak na to spojrzeć, wydzwało się to logiczne. Zasadniczo żaden z wojowników raczej nie sprowadziłby złoziemki na Lwią Skałę po cichu, nie wystawiając przy niej warty i nie raportując wszystkiego od razu zwierzchnikowi. Oczywiście mógł ją tu przyprowadzić ktoś niebędący służbistą, a kierowany chęcią bezinteresownego niesienia pomocy, (jak na przykład Ven, albo któreś z młodszych) ale w takim przypadku ów samarytanin na pewno pozostałby w jaskini, czuwając nad lwicą. Natomiast Tib... tak, to powinno się zgadzać. Mógł przywieść ją tu po cichu, a następnie oddalić się w celu spełnienia jakiś służbowych powinności, wierząc że zapewnił jej należytą opiekę. Shani powinna móc to potwierdzić, szkoda że już poszła...
Tak czy inaczej, wyglądało na to, że Kanclerz specjalnie poszukuje kontaktów z lwicami mogącymi mu przynieść problemy - patrz Datura. Właśnie, Datura...! Ciekawe, co o na to... To była jakaś stara sprawka, z której Tib zdążył się jej już wyspowiadać... czy wręcz przeciwnie?
- Niemniej, przez wzgląd na twój dobrostan, mam nadzieję że było to dość dawno... Choć i tak jest w tym stadzie osoba której pewnie niebyt by się to spodobało... a bynajmniej nie życzę ci spotkania z nią. - nie żeby miał zamiar aktywnie pomagać w ukryciu całej sprawy - jeśli faktycznie jego podejrzenia wobec Kanclerza były prawdziwe, to definitywnie należały mu się konsekwencje. Raczej chodziło mu o to, by obecna tu lwica również nie padła ofiarą Datury, gdy tamta wpadnie w szał, szczególnie że, znając temperament i możliwości fioletowookiej, jego skutki mogą być dość spektakularne. Tym bardziej, że sposób (oraz sam fakt) w jaki lwica przed chwilą o tym mówiła, dowodził że raczej nie miała pojęcia o istniejącej sytuacji.
Kolejne słowa lwicy oderwały go na chwilę od rozważania powyższej sytuacji.
- Pudło, panie Gunter. - stwierdził, wznosząc łeb ku sklepieniu. Choć tego nie pokazywał, fakt że duchowi po raz kolejny powinęła się ektoplazma sprawił mu swego rodzaju mściwą satysfakcję. Po raz kolejny jego machinacji spełzły na niczym.
Jednak gdy tylko to sobie uświadomił, mina natychmiast mu zrzedła. Znaczyło to bowiem, że szaman nie da mu spokoju i dalej będzie naprzykrzał się swoją obecnością. Znowu.
Z niepokojem zaczął przeglądać zapisane w pamięci fragment Kodeksów, szukając jakiegoś ustępu który pozwoliłby mu wyegzorcyzmować ducha w trybie natychmiastowym. Coś musiało tu być...
Niestety, w tym konkretnym momencie nie przychodziło mu na myśl nic takiego, a krążące po umyśle ducha plugawe idee nie znajowały odzwierciedlenia w jego słowach ani zachowaniu... Natomiast słowa ducha wywołały u niego potrzebę zaoponowania. To w końcu on tu cały czas kręci i miesza, dlatego nie miał prawa od razu zarzucać komuś kłamstwa.
- Nie zgodzę się z pańską opinią - to że ktoś mieszka w danym regionie z nie znaczy od razu że zna wszystkich jego mieszkańców, a zarzucanie mu w takiej sytuacji kłamstwa bynajmniej nie jest czymś wskazanym. Poza tym ja również przebywałem w tamtych okolicach, a jestem przekonany że nie spotkałem tam żadnego z was trojga. Zaś co do kanclerza, to rónież zgadzam się co do tego, że za zwyczaj stwarza on wrażenie serdecznego i taktownego. - co prawda miał świadomość że Tib, gdy wymagała tego sytuacja, potrafił być o wiele mniej przyjacielski i dobrotliwy - wystarczyło chociażby spojrzeć na przetrzymywane aktualnie w lochach stworzenie. A resztą nie było to raczej nic niezwykłego - jeśli ktoś na poważnie traktował funkcje wojownika, nie mógł być wiecznie miły fla wszystkich dookoła. Jednak przypuszczenia które zalęgły się w jego głowie pod wpływem słów złoziemki, sprawiły że zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno słusznie kładł całą 'ciemną stronę' natury przywódcy Lwiej Ziemi na karb konieczności winikającej z pełnionych obowiązków...
Po chwili przestał spoglądać w sufit i wrócił do rozmowy z lwicą.
- Przepraszam. Imć Gunter podważał twoją 'analizę' osoby Tiba i zaczął nawet rozważać, czy aby na pewno mówicie o tym samym lwie.
Oraz zapytuje, czy nie spotkałaś w tej okolicy jeszcze kogoś, kogo znasz jeszcze z Calarn.
W takich chwilach robienie za pośrednika bywało dość frustrujące. Do tego stopnia, że roważał odprawienie rytuału umożliwiającego kontakt z duchami osobom pozbawionym Daru, ewentualnie zabranie tej dwójki na Sadzawkę Przodków. Kłopot jednak w tym, że żadna z tych opcji nie była zbyt szybka w realizacji - do rytuału brakowało mu niezbędnych składników, a Sadzawka była zdecydowanie daleko - on zaś miał nadzieje na względnie szybkie zakończenie tej kwestii.
Choć, szczerze mówiąc, niektóre z tematów wydobywanych właśnie na światło dzienne wydawały się być dosyć interesujące...
Każdy rytuał niewłaściwe stosowany może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
-
- Posty: 1090
- Gatunek: Panthera leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja: Medyk poziom 2
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 61
- Zręczność: 41
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Uśmiechnęła się niemrawo, nie do końca wiedząc, jak się zachować, czy co powiedzieć. Dla niej to było równie krępujące, jak dla nich. A właściwie tylko dla szamana, bo ciemnogrzywy najwidoczniej nie zrozumiał aluzji i pomyślał bóg wie co. Dlatego też zostawiła ten temat i nie kontynuowała go, dopóki dopóty nie będą chcieli poznać więcej pikantnych szczegółów. Biedna nie zdawała sobie sprawy, że ten poczciwiec z nadprogramowym tłuszczykiem zrobił ją w konia i miał na boku kogoś innego. A raczej nie na boku, tylko na stałe. Nie miała pojęcia również, co ją czeka, gdy fiołkowooka się o tym dowie i spotkają się, czy to na terenach niczyich, czy na tych Lwiej Ziemi. Prawdopodobnie dym będzie widać aż za Zakątkiem Przodków. No chyba, że uznają solidarność jajników i połączą swe siły przeciw szowiniście, ale szczerze wątpiłaby w taki rozwój wydarzeń.
Kolejne słowa niebieskookiego tylko potwierdziły jej rachuby. A więc faktycznie z kimś się już obracał. No chyba, że miał na myśli jakąś wybitnie zaborczą siostrzyczkę albo inną członkinię rodziny. Nie, na pewno nie, kogo chciała oszukiwać? Falka zmrużyła oczy i nabrała powietrza do płuc, po czym wypuściła je ze świstem. Kolejny raz dała się tak głupio nabrać. Sądziła, że już poznała lwy na wylot, wszystkie ich zachowania i intrygi, a tymczasem, z psychologią nadal była w lesie. A sprawiał wrażenie tak obytego, tak szarmanckiego. No nic, miała kolejną nauczkę. Poza tym, nie będzie po nim rozpaczać. Ktoś o podobnej posturze i braku dystynkcji nie był wart zachodu, nawet jeśli był przywódcą stada. Dobrze, że z tych upojnych chwil nie wyszły żadne bękarty.
Następnego monologu słuchała pobieżnie, ponieważ był dla niej kompletnie wyrwany z kontekstu. Tylko dlatego, że nie słyszała drugiej ze stron. Przekrzywiła łeb, próbując coś z tego zrozumieć. Po paru chwilach Athastan przyspieszył z wyjaśnieniami. Gunter podważał jej analizę? To, że siedział sobie teraz gdzieś na obłoczku i patrzył na nich z góry, nie oznaczało, że może czuć się bezkarny! Zmarszczyła czoło, a sierść na jej karku zjeżyła się mimowolnie. Wyglądała obecnie mniej więcej jak zdenerwowana papużka falista. Nikt nie będzie zarzucał jej kłamstwa… a przynajmniej nie wtedy, kiedy akurat mówiła prawdę!
- Mieszkałam w Calarn niecałe trzy lata. To wystarczający czas, żeby zapoznać się z okolicznymi mieszkańcami i graniczącymi areałami. I zaręczam, że nigdy nie spotkałam się z kimś, kto mówiłby podobną gwarą. – fuknęła gniewnie, zerkając to na szamana, to na powałę. Słysząc kolejne pytanie uspokoiła się nieco i przygładziła nastroszone futro na piersi i szyi, omijając nałożone bandaże.
- Na pewno mówimy o tym samym lwie. Brązowa grzywa, żółte futro, ciemne oczy, nieprzeciętna waga? – myślała, że ominie się bez takich zbędnych dupereli, ale skoro duch tak stawiał sprawę..
- Spotkałam jeszcze swoją siostrę. Przy Kościanym Szczycie.
Kolejne słowa niebieskookiego tylko potwierdziły jej rachuby. A więc faktycznie z kimś się już obracał. No chyba, że miał na myśli jakąś wybitnie zaborczą siostrzyczkę albo inną członkinię rodziny. Nie, na pewno nie, kogo chciała oszukiwać? Falka zmrużyła oczy i nabrała powietrza do płuc, po czym wypuściła je ze świstem. Kolejny raz dała się tak głupio nabrać. Sądziła, że już poznała lwy na wylot, wszystkie ich zachowania i intrygi, a tymczasem, z psychologią nadal była w lesie. A sprawiał wrażenie tak obytego, tak szarmanckiego. No nic, miała kolejną nauczkę. Poza tym, nie będzie po nim rozpaczać. Ktoś o podobnej posturze i braku dystynkcji nie był wart zachodu, nawet jeśli był przywódcą stada. Dobrze, że z tych upojnych chwil nie wyszły żadne bękarty.
Następnego monologu słuchała pobieżnie, ponieważ był dla niej kompletnie wyrwany z kontekstu. Tylko dlatego, że nie słyszała drugiej ze stron. Przekrzywiła łeb, próbując coś z tego zrozumieć. Po paru chwilach Athastan przyspieszył z wyjaśnieniami. Gunter podważał jej analizę? To, że siedział sobie teraz gdzieś na obłoczku i patrzył na nich z góry, nie oznaczało, że może czuć się bezkarny! Zmarszczyła czoło, a sierść na jej karku zjeżyła się mimowolnie. Wyglądała obecnie mniej więcej jak zdenerwowana papużka falista. Nikt nie będzie zarzucał jej kłamstwa… a przynajmniej nie wtedy, kiedy akurat mówiła prawdę!
- Mieszkałam w Calarn niecałe trzy lata. To wystarczający czas, żeby zapoznać się z okolicznymi mieszkańcami i graniczącymi areałami. I zaręczam, że nigdy nie spotkałam się z kimś, kto mówiłby podobną gwarą. – fuknęła gniewnie, zerkając to na szamana, to na powałę. Słysząc kolejne pytanie uspokoiła się nieco i przygładziła nastroszone futro na piersi i szyi, omijając nałożone bandaże.
- Na pewno mówimy o tym samym lwie. Brązowa grzywa, żółte futro, ciemne oczy, nieprzeciętna waga? – myślała, że ominie się bez takich zbędnych dupereli, ale skoro duch tak stawiał sprawę..
- Spotkałam jeszcze swoją siostrę. Przy Kościanym Szczycie.
- Gunter
- Posty: 788
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 06 lut 2011
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 0
- Zręczność: 0
- Percepcja: 0
- Kontakt:
/proponuję pisać krótsze posty ale za to częściej/
Kwestie relacji damsko-męskich nie były mu szczególnie bliskie, dlatego też w pierwszej chwili przyszła mu na myśl współpraca typowo zawodowa (o ile mordowanie znachorów można uznać za pracę zawodową). Dopiero słowa Athastana sprowadziły jego myśli na właściwe tory. Szybko jednak znów powrócił do porzuconej na chwilę idei, a mianowicie takiej iż czarna może być zamieszania w sprawę morderstwa.
Bezgrzywy samiec mógł z niego szydzić, lecz to on był górą. Zarówno dosłownie, bo wisiał właście pod sufitem, jak i w przenośni, gdyż zdawał sobie doskonale sprawę, że gdyby Athastan miał możliwość wyegzorcyzmowania go, zrobiłby to już dawno temu. Na tę myśl w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, nie metaforyczne, po prostu ektoplazma emitowała z siebie lekki poblask.
- Oczywiście, że potrafi stwarzać takie pozory. Nie zmienia to jednak faktu, iż pański serdeczny i taktowny kanclerz za swojego życia rozsiewał obrzydliwe pomówienia, które przyczyniły się zapewne do mojej nieszczęśliwej śmierci, a wcześniej do konieczności życia w odosobnieniu od stada. - wiedział iż Tib nie był jedynym żołnierzem, który plotkował na jego temat. Tak się jednak składało, że jako jedyny znajdował się obecnie w pobliżu miejsca dokąd został wezwany po śmierci przez tajemnicze siły. Nie mógł to być przypadek, tego był absolutnie pewien.
- Siostra, nie wiem czy mi to coś mówi. Proszę spytać o szczegóły, być może ją też niegdyś spotkałem. Gdzie znajduje się Kościany Szczyt? - ostatnie pytanie zadał bezpośrednio Athastanowi, zakładając że jeżeli ten nawet nie będzie znał położenia tego miejsca, to sprawdzi je na mapie.
Rozmawianie za pośrednictwem szamana robiło się z każdą chwilą coraz bardziej nużące. Gdyby mógł sam porozmawiać z lwicą, cała sprawa zostałaby załatwiona znacznie szybciej.
- Czy mógłby pan mi umożliwić rozmowę bez pośrednictwa? Należy się panu odpoczynek od roli tłumacza, a ja mógłbym swobodniej powspominać dawne czasy z obecną tu damą. Być może jakiś szybki rytuał lub trans? Wcześniej kiedy była nieprzytomna udało mi się nawiązać nić kontaktu. To dla pana wspaniała okazja na zaprezentowanie swych szamańskich zdolności. - próbował zachęcić szamana. Jaki naukowiec oparłby się możliwości przeprowadzenia własnymi łapami podobnego eksperymentu?
Kwestie relacji damsko-męskich nie były mu szczególnie bliskie, dlatego też w pierwszej chwili przyszła mu na myśl współpraca typowo zawodowa (o ile mordowanie znachorów można uznać za pracę zawodową). Dopiero słowa Athastana sprowadziły jego myśli na właściwe tory. Szybko jednak znów powrócił do porzuconej na chwilę idei, a mianowicie takiej iż czarna może być zamieszania w sprawę morderstwa.
Bezgrzywy samiec mógł z niego szydzić, lecz to on był górą. Zarówno dosłownie, bo wisiał właście pod sufitem, jak i w przenośni, gdyż zdawał sobie doskonale sprawę, że gdyby Athastan miał możliwość wyegzorcyzmowania go, zrobiłby to już dawno temu. Na tę myśl w jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, nie metaforyczne, po prostu ektoplazma emitowała z siebie lekki poblask.
- Oczywiście, że potrafi stwarzać takie pozory. Nie zmienia to jednak faktu, iż pański serdeczny i taktowny kanclerz za swojego życia rozsiewał obrzydliwe pomówienia, które przyczyniły się zapewne do mojej nieszczęśliwej śmierci, a wcześniej do konieczności życia w odosobnieniu od stada. - wiedział iż Tib nie był jedynym żołnierzem, który plotkował na jego temat. Tak się jednak składało, że jako jedyny znajdował się obecnie w pobliżu miejsca dokąd został wezwany po śmierci przez tajemnicze siły. Nie mógł to być przypadek, tego był absolutnie pewien.
- Siostra, nie wiem czy mi to coś mówi. Proszę spytać o szczegóły, być może ją też niegdyś spotkałem. Gdzie znajduje się Kościany Szczyt? - ostatnie pytanie zadał bezpośrednio Athastanowi, zakładając że jeżeli ten nawet nie będzie znał położenia tego miejsca, to sprawdzi je na mapie.
Rozmawianie za pośrednictwem szamana robiło się z każdą chwilą coraz bardziej nużące. Gdyby mógł sam porozmawiać z lwicą, cała sprawa zostałaby załatwiona znacznie szybciej.
- Czy mógłby pan mi umożliwić rozmowę bez pośrednictwa? Należy się panu odpoczynek od roli tłumacza, a ja mógłbym swobodniej powspominać dawne czasy z obecną tu damą. Być może jakiś szybki rytuał lub trans? Wcześniej kiedy była nieprzytomna udało mi się nawiązać nić kontaktu. To dla pana wspaniała okazja na zaprezentowanie swych szamańskich zdolności. - próbował zachęcić szamana. Jaki naukowiec oparłby się możliwości przeprowadzenia własnymi łapami podobnego eksperymentu?
- Datura
- Posty: 1518
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 19 paź 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 41
- Zręczność: 47
- Percepcja: 67
- Kontakt:
@Viseria wpadam już tu żeby @Uharibifu się nie wykrwawił
O tyle dobrze, że samiec się ocknął i nie musiała go ciągnąć ze sobą jak truchła. Kusiło żeby podrzucić go gdzieś po drodze do rowu i zostawić, żeby się wykrwawił. To jedyne na co zasługiwali samce. Pewnie sam się tak urządził w jakiejś bezsensownej walce i teraz ma. Ale fakt, że należał do jakiegoś stada czynił go poniekąd cennym, więc wyrzucenie go po drodze na rozszarpanie krukom mogło się okazać złym pomysłem. Zamierzała być więc dobrą samarytanką i mu pomóc, jakże by inaczej! Oczywiście nie we własnej jaskini. Jeśli komuś brudzić podłogę krwią przybłędy, to tylko Athastanowi.
Powoli, żeby obszarpaniec znowu nie zemdlał, prowadziła go prosto do pracowni. Nie musiała nawet po drodze nawigować Viserii, ranny tak sapał, że niewidoma bez problemu mogła za nimi podążać. Miała nadzieję, że szaman będzie u siebie. Jeżeli nie, to i tak skorzysta z jego zapasów ziół, jej własne były ostatnio dość skromne.
- Właź i zachowuj się grzecznie. - poleciła rannemu, niemal wpychając go do środka jaskini.
- Athastan, przyprowadziłam gościa! - zawołała, przekraczając próg. Nie spodziewała się, że zastanie w jaskini szamana samicę leżąco na jego legowisku. No, no, czyżby wreszcie Athowi znudził się celibat? Uśmiechnęła się kątem pyska. Jak widać nie chciał być gorszy od swojego kanclerza. Z tego co wiedziała, szaman nie miał jednak partnerki i kogo sobie sprowadza, a na pewno nie była to członkini Lwiej Ziemi, to była tylko jego sprawa. Chyba że była tu wbrew własnej woli, to by zmieniało postać rzeczy.
- Hmm... przeszkodziłam w czymś? - zapytała Athastana, znacząco zerkając na czarną.
O tyle dobrze, że samiec się ocknął i nie musiała go ciągnąć ze sobą jak truchła. Kusiło żeby podrzucić go gdzieś po drodze do rowu i zostawić, żeby się wykrwawił. To jedyne na co zasługiwali samce. Pewnie sam się tak urządził w jakiejś bezsensownej walce i teraz ma. Ale fakt, że należał do jakiegoś stada czynił go poniekąd cennym, więc wyrzucenie go po drodze na rozszarpanie krukom mogło się okazać złym pomysłem. Zamierzała być więc dobrą samarytanką i mu pomóc, jakże by inaczej! Oczywiście nie we własnej jaskini. Jeśli komuś brudzić podłogę krwią przybłędy, to tylko Athastanowi.
Powoli, żeby obszarpaniec znowu nie zemdlał, prowadziła go prosto do pracowni. Nie musiała nawet po drodze nawigować Viserii, ranny tak sapał, że niewidoma bez problemu mogła za nimi podążać. Miała nadzieję, że szaman będzie u siebie. Jeżeli nie, to i tak skorzysta z jego zapasów ziół, jej własne były ostatnio dość skromne.
- Właź i zachowuj się grzecznie. - poleciła rannemu, niemal wpychając go do środka jaskini.
- Athastan, przyprowadziłam gościa! - zawołała, przekraczając próg. Nie spodziewała się, że zastanie w jaskini szamana samicę leżąco na jego legowisku. No, no, czyżby wreszcie Athowi znudził się celibat? Uśmiechnęła się kątem pyska. Jak widać nie chciał być gorszy od swojego kanclerza. Z tego co wiedziała, szaman nie miał jednak partnerki i kogo sobie sprowadza, a na pewno nie była to członkini Lwiej Ziemi, to była tylko jego sprawa. Chyba że była tu wbrew własnej woli, to by zmieniało postać rzeczy.
- Hmm... przeszkodziłam w czymś? - zapytała Athastana, znacząco zerkając na czarną.
- Athastan
- Posty: 556
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 cze 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 32
- Zręczność: 50
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Lwica wydawała się być zakłopotana takim obrotem spraw... ale coś mu tu niezbyt pasowało. Jej reakcja byłą zdecydowanie słabsza, niż się spodziewał. Nie żeby był specjalistą w dziedzinie psychologi i kontaktów damsko-męskich, ale nie urodził się też wczoraj. A złoziemka zdecydowanie nie zbliżała się nawet do przewidywanego na tą okazję zachowania. Zamiast żądzy mordu w oczach, albo strumieni łez i ataku depresji pojawił się jedynie skrepowany uśmieszek. Jak gdyby zupełnie to po niej spłynęło... i nie, nie wierzył żeby to wszystko było efektem noszonej przez nią maski obojętnej wojowniczki, to nie był ten poziom emocji. Trzeba było mieć na prawdę solidnie sformatowaną psychikę (poniekąd mógł to stwierdzić z autopsji), żeby w takiej sytuacji zachować spokój, szczególnie jeśli sprawa była świeża i właśnie wyszła na jaw. Chyba że faktycznie, to 'łączyła' oznaczało dość daleką przeszłość... albo lwica była na taki obrót sprawy przygotowana. Tylko co by to w takim razie mogło oznaczać? Miała na sumieniu jakąś intrygę, mającą na celu uwiedzenie Kanclerza? Nie, w takim wypadku raczej nie siedziała by tu bez straży. To może spotykała się z Tibem, mając cały czas świadomość relacji łączących go z inną lwicą, zaś jej stan obecny był efektem spotkania, które miało miejsce między obydwoma paniami? A Tib przyprowadził ją tu, by zapewnić jej pomoc medyczną bez jednoczesnego zapewniania całej sprawie rozgłosu? To już było nieco bardziej prawdopodobne, ale wciąż coś mu tu nie pasowało... Albo naraziła się Lwioziemskiemu patrolowi gdy wracała ze schadzki a Tib... Nie, to też bez sensu. Pewien był tylko tego, że ktoś tu gra - ale kto i w co?
Przy kolejnych słowach lwicy do i tak już dość zagmatwanego obrazu całej sytuacji doszedł jeszcze jeden szczegół, a mianowicie niezgodność co do lokalnej specyfiki Calarn i kwestia tego, czy ich Tib to aby na pewno ten Tib o którego chodziło Gunterowi. A może to Falka mówiła o jakimś innym Tibie? Lub też zaraz okaże się, że Kanclerz miał ukrywającego się gdzieś w okolicy brata-bliźniaka, albo co najmniej rozdwojenie jaźni? Albo jakieś niewykryte opętanie...?
Potrząsnął lekko głową by odpędzić natłok myśli - w tym konkretnym momencie taka mnogość rozmaitych teorii raczej nie działała na jego korzyć, utrudniając mu uchwycenie rzeczywistego obrazu. Najpierw fakty.
A te były takie, że duch chyba wiedział na temat własnej śmierci coś więcej, niż to, do czego przyznał się do początku. I to chyba tyle z uczciwej wymiany informacji mającej umożliwić mu efektywne prowadzenie śledztwa.
- No proszę, a więc jednak mamy motyw. - mruknął, nie adresując jednak tych słów w żaden wyraźny sposób do kogoś konkretnego. Następnie, zamiast po raz kolejny przekazywać pytanie, wstał z nad rozłożonej na kamiennym blacie mapie i podszedł do wyrysowanego na ścianie planu, nieco prymitywniejszego pod względem wykonania (w końcu malunki na ścianach z przyczyn technicznych nie były tak dokładne jak te na zwoju), ukazującego jedynie ziemie Lwiej Krainy.
Dzięki temu ukazywał on tutejsze okolice w o wiele większej skali, a co za tym idzie umożliwiał zaznaczenie o wiele większej ilości szczegółów i nazw. Wodził przez chwilę (znacznie krótszą niż poprzednim razem) pazurem po ścianie, a zlokalizowawszy wspomniany Kościany Szczyt postukał weń i na użytek szamana, nie odwracając się, stwierdził:
- To tutaj.
Skrzywił się przy tym nieznacznie - te góry leżały niemalże dokładnie po przeciwnej stronie Lwiej Ziemi niż termitiery. Zdecydowanie poza obszarem na który powinni zapuszczać się złoziemcy. Albo więc lwica wykazywała regularnie udawała się na dalekie wyprawy poza 'swoje' tereny, albo złoziemcy ostatnimi czasy zabrali się za prowadzenie jakiś dalekodystansowych akcji. A to, mimo szacunku żywionego do nich, przez wzgląd na ich podejście do historii rządów króla Skazy, niezbyt mu się podobało. Szczególnie, że w takiej sytuacji Królestwo leżało by pomiędzy nimi, a interesującymi ich okolicami.
- Musiałaś mieć szczęście żeby spotkać ją taki kawałek od waszych terenów. - stwierdził, odwracając się w kierunku złoziemki. Przy okazji miał nadzieję, że to stwierdzenie skłoni ją do opowiedzenia jakiś dodatkowych szczegółów dotyczących tego spotkania i spełni prośbę Guntera nie zmuszając go po raz kolejny do cytowania pytania ducha - funkcja jednostronnego medium zaczynała go powoli irytować.
Jenak nie na tyle by bezrefleksyjnie przytaknął sugestii szamana - nie mógł przecież odprawić rytuału nie mając potrzebnych do tego komponentów. To zdecydowanie było by sprzeczne z duchem i literą Kodeksów - a gdyby tego było mało, ostatnimi czasy miał okazję (podobne jak wszyscy inni w okolicy) zaobserwować wadliwy rytuał w wykonaniu Nabo. Dlatego też z miejsca zaprotestował.
- Niestety, nie jestem aktualnie w stanie czegoś takiego zorganizować. Nie mam wszystkich potrzebnych do tego składników, a moje zasady nie pozwalają mi na odprawianie niedopełnionych w należyty sposób rytuałów. - stwierdził, wykonując jednocześnie właściwy kotowatym ekwiwalent bezradnego rozłożenia rąk. Co prawda istniał sposób na ominięcie tego bez łamania zasad - teoretycznie mógł bowiem wykorzystać wyjętą już wcześniej Psoralię do wprowadzenia pacjentki w tan wymuszonego snu, jednak zdecydowanie nie chciał tego robić. Po pierwsze, jej reakcja na podany środek wciąż jeszcze mogła by nie być w pełni poprawna (a ostanie czego teraz poterzbował to powikłania), poza tym chyba nie ufał już duchowi na tyle by otworzyć przed nim czyjkolwiek umysł, pozostawiając go jednocześnie bez kontroli. To, że nie namieszał poprzednim razem, gdy miał ku temu okazję, wcale nie musiało oznaczać że tym razem też tak będzie.
Dalszą część rozmowy przerwały dobiegające z zewnątrz dźwięki i następujące po nich pojawienie się Datury. Oraz towarzyszącej jej (dość niecodziennej) eskorty.
- Witaj, a kogóż to sprowadzasz w moje skromne progi? - rzucił na powitanie. Kimkolwiek był podążający za nią lew, zdecydowanie nie widział go wcześniej na oczy. Lew miał zdecydowanie zbyt dużo 'znaków szczególnych' by dało się ten pysk łatwo wymazać z pamięci.
Krzywy uśmieszek medyczki i znaczące spojrzenie rzucone w stronę czarnej sprawiły że wyłapanie sensu jej pytania nie zajęło mu zbyt długo (choć sam fakt, że ot to pytała nieco go zdziwił - przecież unoszący się nad nimi duch dość wyraźnie wskazywał że nie jest to spotkanie towarzyskie). Nie mniej, jeśli liczyła na jakiś nowy temat do plotek, musiał ją rozczarować.
- Nieszczególnie. - stwierdził, bez cienia zażenowania, na które zapewne liczyła. Pudło, proszę pani, nie ta lwica. Właściwie to nawet cieszył się z tego wtrącenia, dawało mu bowiem one sposobność do zrobienia sobie chwili sugerowanej przez ducha przerwy i skierowania myśli na inne niż śledztwo tematy. Chociaż... w sumie Datura również mogła wiedzieć coś interesującego na temat Kanclerza.
- Właściwie to może mogłabyś nam pomóc rozwiązać pewną kwestię... - dodał po chwili namysłu - Orientujesz się może co do miejsca pochodzenia Tiba? - zapytał, zakładając dość optymistyczne, bo czterdziestoprocentowe prawdopodobieństwo otrzymania odpowiedzi.
W międzyczasie jego uwagę zwróciła sylwetka przyprowadzonego przez fioletowooką lwa. Nie zauważył tego na pierwszy rzut oka (w końcu ciało szarego było już do tego stopnia pokryte bliznami, że świeże rany niezbyt odstawały od całości obrazu) , ale nie było z nim najlepiej.
- Kolejny. Co to dzisiaj wyprawia... Westchnął i zakrzątnął się dookoła blatu, zwijając mapę i zbierając leżące nieopodal pozostałości po poprzednich zabiegach, po czym podłożył świeże liście z kurczących się coraz bardziej zapasów i skinął na lwa:
- Zapraszam tutaj.
Następnie odwrócił się w stronę Datury i spytał:
- Gdzie go znalazłaś? I co właściwie go tak urządziło? - w wypadku poprzedniej pacjentki nie było mu dane otrzymanie takowych informacji. Tym razem, gdy wreszcie było u kogo się doinformować, miał zamiar skorzystać z okazji.
Przy kolejnych słowach lwicy do i tak już dość zagmatwanego obrazu całej sytuacji doszedł jeszcze jeden szczegół, a mianowicie niezgodność co do lokalnej specyfiki Calarn i kwestia tego, czy ich Tib to aby na pewno ten Tib o którego chodziło Gunterowi. A może to Falka mówiła o jakimś innym Tibie? Lub też zaraz okaże się, że Kanclerz miał ukrywającego się gdzieś w okolicy brata-bliźniaka, albo co najmniej rozdwojenie jaźni? Albo jakieś niewykryte opętanie...?
Potrząsnął lekko głową by odpędzić natłok myśli - w tym konkretnym momencie taka mnogość rozmaitych teorii raczej nie działała na jego korzyć, utrudniając mu uchwycenie rzeczywistego obrazu. Najpierw fakty.
A te były takie, że duch chyba wiedział na temat własnej śmierci coś więcej, niż to, do czego przyznał się do początku. I to chyba tyle z uczciwej wymiany informacji mającej umożliwić mu efektywne prowadzenie śledztwa.
- No proszę, a więc jednak mamy motyw. - mruknął, nie adresując jednak tych słów w żaden wyraźny sposób do kogoś konkretnego. Następnie, zamiast po raz kolejny przekazywać pytanie, wstał z nad rozłożonej na kamiennym blacie mapie i podszedł do wyrysowanego na ścianie planu, nieco prymitywniejszego pod względem wykonania (w końcu malunki na ścianach z przyczyn technicznych nie były tak dokładne jak te na zwoju), ukazującego jedynie ziemie Lwiej Krainy.
Dzięki temu ukazywał on tutejsze okolice w o wiele większej skali, a co za tym idzie umożliwiał zaznaczenie o wiele większej ilości szczegółów i nazw. Wodził przez chwilę (znacznie krótszą niż poprzednim razem) pazurem po ścianie, a zlokalizowawszy wspomniany Kościany Szczyt postukał weń i na użytek szamana, nie odwracając się, stwierdził:
- To tutaj.
Skrzywił się przy tym nieznacznie - te góry leżały niemalże dokładnie po przeciwnej stronie Lwiej Ziemi niż termitiery. Zdecydowanie poza obszarem na który powinni zapuszczać się złoziemcy. Albo więc lwica wykazywała regularnie udawała się na dalekie wyprawy poza 'swoje' tereny, albo złoziemcy ostatnimi czasy zabrali się za prowadzenie jakiś dalekodystansowych akcji. A to, mimo szacunku żywionego do nich, przez wzgląd na ich podejście do historii rządów króla Skazy, niezbyt mu się podobało. Szczególnie, że w takiej sytuacji Królestwo leżało by pomiędzy nimi, a interesującymi ich okolicami.
- Musiałaś mieć szczęście żeby spotkać ją taki kawałek od waszych terenów. - stwierdził, odwracając się w kierunku złoziemki. Przy okazji miał nadzieję, że to stwierdzenie skłoni ją do opowiedzenia jakiś dodatkowych szczegółów dotyczących tego spotkania i spełni prośbę Guntera nie zmuszając go po raz kolejny do cytowania pytania ducha - funkcja jednostronnego medium zaczynała go powoli irytować.
Jenak nie na tyle by bezrefleksyjnie przytaknął sugestii szamana - nie mógł przecież odprawić rytuału nie mając potrzebnych do tego komponentów. To zdecydowanie było by sprzeczne z duchem i literą Kodeksów - a gdyby tego było mało, ostatnimi czasy miał okazję (podobne jak wszyscy inni w okolicy) zaobserwować wadliwy rytuał w wykonaniu Nabo. Dlatego też z miejsca zaprotestował.
- Niestety, nie jestem aktualnie w stanie czegoś takiego zorganizować. Nie mam wszystkich potrzebnych do tego składników, a moje zasady nie pozwalają mi na odprawianie niedopełnionych w należyty sposób rytuałów. - stwierdził, wykonując jednocześnie właściwy kotowatym ekwiwalent bezradnego rozłożenia rąk. Co prawda istniał sposób na ominięcie tego bez łamania zasad - teoretycznie mógł bowiem wykorzystać wyjętą już wcześniej Psoralię do wprowadzenia pacjentki w tan wymuszonego snu, jednak zdecydowanie nie chciał tego robić. Po pierwsze, jej reakcja na podany środek wciąż jeszcze mogła by nie być w pełni poprawna (a ostanie czego teraz poterzbował to powikłania), poza tym chyba nie ufał już duchowi na tyle by otworzyć przed nim czyjkolwiek umysł, pozostawiając go jednocześnie bez kontroli. To, że nie namieszał poprzednim razem, gdy miał ku temu okazję, wcale nie musiało oznaczać że tym razem też tak będzie.
Dalszą część rozmowy przerwały dobiegające z zewnątrz dźwięki i następujące po nich pojawienie się Datury. Oraz towarzyszącej jej (dość niecodziennej) eskorty.
- Witaj, a kogóż to sprowadzasz w moje skromne progi? - rzucił na powitanie. Kimkolwiek był podążający za nią lew, zdecydowanie nie widział go wcześniej na oczy. Lew miał zdecydowanie zbyt dużo 'znaków szczególnych' by dało się ten pysk łatwo wymazać z pamięci.
Krzywy uśmieszek medyczki i znaczące spojrzenie rzucone w stronę czarnej sprawiły że wyłapanie sensu jej pytania nie zajęło mu zbyt długo (choć sam fakt, że ot to pytała nieco go zdziwił - przecież unoszący się nad nimi duch dość wyraźnie wskazywał że nie jest to spotkanie towarzyskie). Nie mniej, jeśli liczyła na jakiś nowy temat do plotek, musiał ją rozczarować.
- Nieszczególnie. - stwierdził, bez cienia zażenowania, na które zapewne liczyła. Pudło, proszę pani, nie ta lwica. Właściwie to nawet cieszył się z tego wtrącenia, dawało mu bowiem one sposobność do zrobienia sobie chwili sugerowanej przez ducha przerwy i skierowania myśli na inne niż śledztwo tematy. Chociaż... w sumie Datura również mogła wiedzieć coś interesującego na temat Kanclerza.
- Właściwie to może mogłabyś nam pomóc rozwiązać pewną kwestię... - dodał po chwili namysłu - Orientujesz się może co do miejsca pochodzenia Tiba? - zapytał, zakładając dość optymistyczne, bo czterdziestoprocentowe prawdopodobieństwo otrzymania odpowiedzi.
W międzyczasie jego uwagę zwróciła sylwetka przyprowadzonego przez fioletowooką lwa. Nie zauważył tego na pierwszy rzut oka (w końcu ciało szarego było już do tego stopnia pokryte bliznami, że świeże rany niezbyt odstawały od całości obrazu) , ale nie było z nim najlepiej.
- Kolejny. Co to dzisiaj wyprawia... Westchnął i zakrzątnął się dookoła blatu, zwijając mapę i zbierając leżące nieopodal pozostałości po poprzednich zabiegach, po czym podłożył świeże liście z kurczących się coraz bardziej zapasów i skinął na lwa:
- Zapraszam tutaj.
Następnie odwrócił się w stronę Datury i spytał:
- Gdzie go znalazłaś? I co właściwie go tak urządziło? - w wypadku poprzedniej pacjentki nie było mu dane otrzymanie takowych informacji. Tym razem, gdy wreszcie było u kogo się doinformować, miał zamiar skorzystać z okazji.
Każdy rytuał niewłaściwe stosowany może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
W zasadzie wpadł do jaskini, zwłaszcza, że jego pielęgniareczka nadała mu odpowiedniego pędu, wpychając jego cielsko do środka. Chociaż może się to zdawać mało prawdopodobne - nie zdawał sobie sprawy z obecności w tym miejscu Falki. Cóż, zalany krwią nos uniemożliwiał wyłapanie i skuteczne rozpoznanie zapachów, zaś rozglądać się nie miał siły. Po prostu znalazł się w jaskini i zaległ pod jakąś ścianą, opierając się o nią grzbietem. Oddychał ciężko, a z rozległych ran na żebrach, nad poziomem ogona oraz w okolicy nosa wciąż ściekała świeża krew. Dziury po wyrwanych płatach skóry nie wyglądały ładnie, pewnie równie nieprzyjemnie zaczynały cuchnąć.
Zrezygnowanie, nasilone z powodu bólu i zmęczenia, sprawiały, że po prostu tam sterczał. Było mu wszystko jedno, czy znajduje się u wrogów czy nie oraz czy owi potencjalni wrogowie zamierzają go ukatrupić, czy to od razu czy na drodze dotkliwych tortur. Co miał do stracenia? Dalej, jak na ziemie LZ nie doszedłby w obecnym stanie. To była jedyna nadzieja, jedyny cień szansy na przetrwanie.
Dopiero po chwili przez zasłonę cierpienia i apatii przedostał się głos Athastana. Zaproszenie. Niepewnie, nadal na chwiejnych łapach, ruszył w kierunku, który - jak mu się przynajmniej zdawało - wskazał samiec o dość niecodziennej grzywie. A to jemu Lyanna dokuczała! Phi! W każdym jednak razie wstał, nie bez trudu, by za dłuższą chwilę (przemieszczanie się bez wsparcia Datury szło dość opornie) znaleźć się we wskazanym przez medyka miejscu.
Zrezygnowanie, nasilone z powodu bólu i zmęczenia, sprawiały, że po prostu tam sterczał. Było mu wszystko jedno, czy znajduje się u wrogów czy nie oraz czy owi potencjalni wrogowie zamierzają go ukatrupić, czy to od razu czy na drodze dotkliwych tortur. Co miał do stracenia? Dalej, jak na ziemie LZ nie doszedłby w obecnym stanie. To była jedyna nadzieja, jedyny cień szansy na przetrwanie.
Dopiero po chwili przez zasłonę cierpienia i apatii przedostał się głos Athastana. Zaproszenie. Niepewnie, nadal na chwiejnych łapach, ruszył w kierunku, który - jak mu się przynajmniej zdawało - wskazał samiec o dość niecodziennej grzywie. A to jemu Lyanna dokuczała! Phi! W każdym jednak razie wstał, nie bez trudu, by za dłuższą chwilę (przemieszczanie się bez wsparcia Datury szło dość opornie) znaleźć się we wskazanym przez medyka miejscu.
z powodu pewnych dolegliwości, grzywa Uhariego zaczyna wypadać gęstymi kłębami...
prowizoryczna refka
prowizoryczna refka
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości