x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Nadchodzi Burza [Athastan, Shani, Raisa, Jasir, Jinamizi]
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Re: Nadchodzi Burza [Athastan, Shani, Raisa, Jasir, Jinamizi]
Na ich nieszczęście ściana się nie kończyła. Była to wyraźna ingerencja sił nadprzyrodzonych, żadna naturalna formacja nie miała szans tak wyglądać. Obie drużyny czuły, że niezależnie jak daleko by poszły ta osobliwa pionowa skała by im towarzyszyła. Co gorsza okolica wydawała się składać jedynie z deszczu, kości i kamieni. Nikt nie znalazł nawet najmniejszego patyczka, nie mówiąc już o mchu. Zgodnie z ustaleniami Athastana po zbadaniu pięćset metrowego odcinka wszyscy ponownie spotkali się przed wejściem do podejrzanej jaskini. Co dziwne wyglądało jakby napalonych kości przybyło w trakcie ich krótkiej nieobecności. To musiało być złudzenie optyczne. Nagle z wnętrza przepastnej jamy dobiegło ich głośne wycie. Było naprawdę przerażające i tak jakby wnikało w każdą komórkę ciała zamrażając ją w lodowatym uścisku strachu. Kiedy tylko wycie ucichło mgła zaczęła gęstnieć i zbierać się nad osmalonymi kośćmi. Do uszu Strażników zaczęły dochodzić trudno odróżnialne szepty i pomruki. Wnętrze jaskini rozświetliło się lekkim niebieskawym blaskiem. To był moment decyzji, po wejściu do środka nie będzie już odwrotu i wszyscy o tym wiedzieli. Pytanie czy Strażnicy mieli dość odwagi by to zrobić.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Jinamizi
- Posty: 73
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 20 mar 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 70
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Jinamizi miała dość. Dołączyła do tej nieznanej jej grupy lwów tylko dlatego, iż łudziła się, że jakimś cudem podczas wyprawy natrafi na jakiś ślad mordercy swojej matki. Nie dość, że jak dotąd jej się to nie powiodło, to wszędzie było mokro i nieprzyjemnie, jej towarzysze nieustannie gadali, a góra bynajmniej nie wyglądała na chętną by ich wszystkich miło przywitać. No doprawdy, nawet taka kupa głazów powinna mieć trochę kultury!
Wszystko to przyprawiało Jinamizi o paskudny humor. Nie odzywała się podczas wędrówki i nie bardzo zwracała uwagę na otoczenie, dopóki nie doszedł jej głos Athastana, który proponował podzielenie się na pary. Dopiero wtedy uważniej rozejrzała się dookoła. Mroczna, ciarkogenna jaskinia? Jest. Tajemnicza skalna ściana, która zdaje się nie mieć końca? Jest. Kawałki kości? Są. Złowrogie odgłosy? Są. Istny horror. Tylko psychopatycznego zabójcy albo czarownicy brakuje.
- A niech to wszystko szlag trafi - wymamrotała do nikogo w szczególności, obrzucając wejście do jaskini i najbliższą okolicę wrogim spojrzeniem.
Wszystko to przyprawiało Jinamizi o paskudny humor. Nie odzywała się podczas wędrówki i nie bardzo zwracała uwagę na otoczenie, dopóki nie doszedł jej głos Athastana, który proponował podzielenie się na pary. Dopiero wtedy uważniej rozejrzała się dookoła. Mroczna, ciarkogenna jaskinia? Jest. Tajemnicza skalna ściana, która zdaje się nie mieć końca? Jest. Kawałki kości? Są. Złowrogie odgłosy? Są. Istny horror. Tylko psychopatycznego zabójcy albo czarownicy brakuje.
- A niech to wszystko szlag trafi - wymamrotała do nikogo w szczególności, obrzucając wejście do jaskini i najbliższą okolicę wrogim spojrzeniem.
Rozmiary
Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie.
Otoczona, obmyślaj plany.
Zagrożona śmiercią, walcz.

Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie.
Otoczona, obmyślaj plany.
Zagrożona śmiercią, walcz.

- Athastan
- Posty: 556
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 cze 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 32
- Zręczność: 50
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Szczęście bynajmniej im dziś nie dopisywało. Choć z drugiej strony, pomimo niezbyt ciekawych warunków nikt się nie uszkodził, więc może nie powinni narzekać. Z drugiej jednak strony, patrząc na niekończącą się skalną ścianę różne mało ciekawe stwierdzenia aż się cisnęły na usta. Wyglądało bowiem na to, że cały szczyt góry jest otoczony ową naturalną fortyfikacją i jedynym przejściem które istniało, przynajmniej z tych dostępnych dla nich, była droga przez jaskinię. Biorąc pod uwagę zdrowy rozsądek, to miejsce nie powinno w ogóle móc istnieć, choć akurat racjonalnego myślenia oduczył się dość dawno. Co było jak widać chyba całkiem mądrym posunięciem, zwłaszcza w kontekście tej wyprawy, która skutecznie udowadniała niefunkcjonalność czegoś takiego jak normalna, lwia logika.
Logicznie czy nie, ustalili wcześniej konkretną odległość, którą mieli zbadać w obie strony, i teraz właśnie zbliżali się do jej końca. Bez osiągnięcia żadnego sensownego efektu niestety, ba nie udało im się nawet znaleźć żadnego kija. czyli wyglądało na to, że kości będą musiały wystarczyć.
- Dobra, to by było na tyle w temacie. Miejmy nadzieję że naszym panią bardziej się poszczęściło... - powiedział do Jasira, choć nie za bardzo w to wierzył, i obydwaj powędrowali z powrotem.
Jak należało się spodziewać, lwicom również nie poszło lepiej i teraz wszyscy stali znów u wejścia do jaskini, nad stertą nadpalonych kości. Z którymi swoją drogą było coś nie tak i bynajmniej nie chodziło tu o fakt, że leżą przed wejściem do jaskini na zboczu góry, gdzie w sumie nikt normalnie się nie zapuszczał, a do najbliższego miejsca, gdzie można było znaleźć źródło ognia było kilka kilometrów skal i cieknącej wody. Chodziło raczej o pewną aurę nieoznaczoności. Dziwnym trafem kojarzącą się z tą otaczającą duchy, gdy ukazywały się oczom osób nieposiadających daru i wszelkim innym podbnym im projekcją. Rodziło się więc pytanie, czy te zwały kości istniały tu na prawdę. Fakt, przecież dotykał ich, ba jedną nawet przez chwilę trzymał, czego nie dało się zrobić ze zwyczajną iluzją, jednak biorąc pod uwagę, to co wyprawiało się w ostatnich dniach, jak również fakt, że moc która zalęgła się na szczycie góry potrafiła postawić dookoła niej litą skalną ścianę, sprawiały, że hipoteza o jakiegoś rodzaju iluzorycznośći wspomnianych szczątków stawała się nawet prawdopodobna. Ciekawe, co jeszcze z napotkanych przez nich obiektów mogło być fantomowe. Może gdyby udało odprawić im się stosowny rytuał...
Z rozmyślania wyrwało go wycie, połączone z wciskającym się do wnętrza kości, niemal materialnym strachem. Stwierdzenie, że nie miało ono nań żadnego wpływu mijało by się z prawdą, jako że chęć ogłoszenia natychmiastowego odwrotu zdusił w sobie z dosyć niemałym trudem, jednak paradoksalnie, część jego umysłu była dzięki tym zjawiskom jakby spokojniejsza. W końcu bowiem miał do czynienia z czymś, co już znał. Potępieńcze wycie (bo był niemal pewien, że ten pochodzi od jakiś udręczonych w niemożliwe sposób nieszczęśników, a nie od ruszającej na łowy bestii) podobne do tego miewał okazję usłyszeć, gdy w rzadkich chwilach sięgał rytuałem nie ku Gwiaździstemu Królestwu, lecz Tam, Gdzie Nie Ma Gwiazd. Tak brzmieli po śmierci nagorsi zwyrodnialcy i tyrani tego świata. A skoro w grę obecnie wchodziły na prawdę spore moce, mogło dojść do częściowego zatarcia granicy światów. Choć to należało na razie jedynie do swery uspokajających domysłów. (To, że żeby uznać takie przypuszczenia za uspokajające, z punktu widzenia normalnego lwa trzeba było mieć nie tak z głową. Czego był oczywiście świadom, ale też nikt nie powiedział, że szamaństwo jest dla kogoś normalnego.) Drugi czynnik, czyli obezwładniający strach, przypominał mu nieco działanie jego ulubionego Atrybutu z zasobów stada, z którymi niestety pożegnali się podczas powodzi, a mianowicie Lodowego Cienia. Oczywiście w ostro podrasowanym wydaniu.
Chwilę później wszystko ucichło, a w głębi jaskini pojawiły się płomienie. Oczywiście nie zwyczajne, lecz te charakterystyczne dla spraw nadnaturalnych. Zazwyczaj miał z nimi do czynienia w formie błędnych ogni, jedak one występowały pojedyńczo, a tu jak widać stanowiły formę regularnego oświetlenia. Chyba.
- No cóż, przynajmniej problem oświetlenia mamy z głowy. - stwierdził pod nosem, cicho, ale słyszalnie.
- Racja, ściągnięcie pioruna na to, co się tam zalęgło raczej by nam nie zaszkodziło. Obawiam się jednak że to prędzej nas może coś trafić. - mruknął do Jinamizi.
Po chwili jednak spoważniał, i powiedział już głośniej.
Powiem w prost. Mam zamiar wejść do tej jaskini, przedrzeć się przez to co tam znajdę i wejść na szczyt tej cholernej góry i nie specjalnie chciałbym to robić sam. Nie mogę jednak od was wymagać, żebyście poszli ze mną, dlatego kto uważa, że powinien zawrócić i dać sobie spokój, niech faktycznie zawróci do domu, lub ewentualnie poczeka tu. Nikt nie będzie miał o nic do nikogo żalu.
Stanął przy wejściu do jaskini i popatrzył na resztę. Nie wiedział, co kto zrobi, ba nie wiedział nawet, co chciałby, żeby zrobili.
Na przykład z jedej strony chciałby, żeby Shani bezpiecznie wróciła do domu, z drugiej jednak tylko ona miała tu poza nim wiedzę o tego typu sprawach i dysponował mocą szamańską. Jasir z kolei był dobrze zbudowanym lwem, więc gdyby przyszło do normalnej walki chciałby mieć go za swoimi placami, jednak z kwestii walki z duchami, demonami i innymi im podobnymi był kompletnie zielony, co wystawiało go na niebezpieczeństwo. No i Jinamizi, ich nowa towarzyszka. Z jednej strony nie wiedział o niej za dużo i nie chciałby jej wciągnąć w nie należąca do niej walkę, z drugiej jednak strony wydawała się być umiejącą o siebie zadbać lwicą z doświadczeniem w tej kwestii, czyli kimś, kogo definitywnie chciałby mieć po swojej stronie.
Wątpliwości nie miał jedynie w wypadku Raisy, ale skoro już zgodzili się na zabranie jej ze sobą, jakkolwiek głupie by się to teraz nie wydawało, musiał być konsekwentny i jej również dać prawo wyboru.
Logicznie czy nie, ustalili wcześniej konkretną odległość, którą mieli zbadać w obie strony, i teraz właśnie zbliżali się do jej końca. Bez osiągnięcia żadnego sensownego efektu niestety, ba nie udało im się nawet znaleźć żadnego kija. czyli wyglądało na to, że kości będą musiały wystarczyć.
- Dobra, to by było na tyle w temacie. Miejmy nadzieję że naszym panią bardziej się poszczęściło... - powiedział do Jasira, choć nie za bardzo w to wierzył, i obydwaj powędrowali z powrotem.
Jak należało się spodziewać, lwicom również nie poszło lepiej i teraz wszyscy stali znów u wejścia do jaskini, nad stertą nadpalonych kości. Z którymi swoją drogą było coś nie tak i bynajmniej nie chodziło tu o fakt, że leżą przed wejściem do jaskini na zboczu góry, gdzie w sumie nikt normalnie się nie zapuszczał, a do najbliższego miejsca, gdzie można było znaleźć źródło ognia było kilka kilometrów skal i cieknącej wody. Chodziło raczej o pewną aurę nieoznaczoności. Dziwnym trafem kojarzącą się z tą otaczającą duchy, gdy ukazywały się oczom osób nieposiadających daru i wszelkim innym podbnym im projekcją. Rodziło się więc pytanie, czy te zwały kości istniały tu na prawdę. Fakt, przecież dotykał ich, ba jedną nawet przez chwilę trzymał, czego nie dało się zrobić ze zwyczajną iluzją, jednak biorąc pod uwagę, to co wyprawiało się w ostatnich dniach, jak również fakt, że moc która zalęgła się na szczycie góry potrafiła postawić dookoła niej litą skalną ścianę, sprawiały, że hipoteza o jakiegoś rodzaju iluzorycznośći wspomnianych szczątków stawała się nawet prawdopodobna. Ciekawe, co jeszcze z napotkanych przez nich obiektów mogło być fantomowe. Może gdyby udało odprawić im się stosowny rytuał...
Z rozmyślania wyrwało go wycie, połączone z wciskającym się do wnętrza kości, niemal materialnym strachem. Stwierdzenie, że nie miało ono nań żadnego wpływu mijało by się z prawdą, jako że chęć ogłoszenia natychmiastowego odwrotu zdusił w sobie z dosyć niemałym trudem, jednak paradoksalnie, część jego umysłu była dzięki tym zjawiskom jakby spokojniejsza. W końcu bowiem miał do czynienia z czymś, co już znał. Potępieńcze wycie (bo był niemal pewien, że ten pochodzi od jakiś udręczonych w niemożliwe sposób nieszczęśników, a nie od ruszającej na łowy bestii) podobne do tego miewał okazję usłyszeć, gdy w rzadkich chwilach sięgał rytuałem nie ku Gwiaździstemu Królestwu, lecz Tam, Gdzie Nie Ma Gwiazd. Tak brzmieli po śmierci nagorsi zwyrodnialcy i tyrani tego świata. A skoro w grę obecnie wchodziły na prawdę spore moce, mogło dojść do częściowego zatarcia granicy światów. Choć to należało na razie jedynie do swery uspokajających domysłów. (To, że żeby uznać takie przypuszczenia za uspokajające, z punktu widzenia normalnego lwa trzeba było mieć nie tak z głową. Czego był oczywiście świadom, ale też nikt nie powiedział, że szamaństwo jest dla kogoś normalnego.) Drugi czynnik, czyli obezwładniający strach, przypominał mu nieco działanie jego ulubionego Atrybutu z zasobów stada, z którymi niestety pożegnali się podczas powodzi, a mianowicie Lodowego Cienia. Oczywiście w ostro podrasowanym wydaniu.
Chwilę później wszystko ucichło, a w głębi jaskini pojawiły się płomienie. Oczywiście nie zwyczajne, lecz te charakterystyczne dla spraw nadnaturalnych. Zazwyczaj miał z nimi do czynienia w formie błędnych ogni, jedak one występowały pojedyńczo, a tu jak widać stanowiły formę regularnego oświetlenia. Chyba.
- No cóż, przynajmniej problem oświetlenia mamy z głowy. - stwierdził pod nosem, cicho, ale słyszalnie.
- Racja, ściągnięcie pioruna na to, co się tam zalęgło raczej by nam nie zaszkodziło. Obawiam się jednak że to prędzej nas może coś trafić. - mruknął do Jinamizi.
Po chwili jednak spoważniał, i powiedział już głośniej.
Powiem w prost. Mam zamiar wejść do tej jaskini, przedrzeć się przez to co tam znajdę i wejść na szczyt tej cholernej góry i nie specjalnie chciałbym to robić sam. Nie mogę jednak od was wymagać, żebyście poszli ze mną, dlatego kto uważa, że powinien zawrócić i dać sobie spokój, niech faktycznie zawróci do domu, lub ewentualnie poczeka tu. Nikt nie będzie miał o nic do nikogo żalu.
Stanął przy wejściu do jaskini i popatrzył na resztę. Nie wiedział, co kto zrobi, ba nie wiedział nawet, co chciałby, żeby zrobili.
Na przykład z jedej strony chciałby, żeby Shani bezpiecznie wróciła do domu, z drugiej jednak tylko ona miała tu poza nim wiedzę o tego typu sprawach i dysponował mocą szamańską. Jasir z kolei był dobrze zbudowanym lwem, więc gdyby przyszło do normalnej walki chciałby mieć go za swoimi placami, jednak z kwestii walki z duchami, demonami i innymi im podobnymi był kompletnie zielony, co wystawiało go na niebezpieczeństwo. No i Jinamizi, ich nowa towarzyszka. Z jednej strony nie wiedział o niej za dużo i nie chciałby jej wciągnąć w nie należąca do niej walkę, z drugiej jednak strony wydawała się być umiejącą o siebie zadbać lwicą z doświadczeniem w tej kwestii, czyli kimś, kogo definitywnie chciałby mieć po swojej stronie.
Wątpliwości nie miał jedynie w wypadku Raisy, ale skoro już zgodzili się na zabranie jej ze sobą, jakkolwiek głupie by się to teraz nie wydawało, musiał być konsekwentny i jej również dać prawo wyboru.
Każdy rytuał niewłaściwe stosowany może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
- Jasir
- Posty: 436
- Gatunek: lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 lip 2015
- Waleczność: 42
- Zręczność: 73
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Jasir był już nieco poddenerwowany. Poruszyły go dziwaczne wycie dobywające się z wnętrza jaskini, sterta kości, która w nienaturalnie w tak krótkim czasie się powiększyła, a w połączeniu z gęstą mgłą i światłem, które jakby "zaprasza" ich do jaskini, sytuacja ta wyglądała jak z prawdziwego horroru. Jak dotąd, takie rzeczy występowały tylko w opowieściach dorosłych, którzy chcieli nieco nastraszyć małe lwiątka. Dziś sam tego doświadczył. A jeszcze wiele rzeczy przed nim...
Wiadomo już było, że to, co na nich czeka głęboko we wnętrzu jaskini, nie jest czymś naturalnym. Jasir wcale nie wątpił w istnienie takich sił, ale nigdy nie miał z nimi styczności. Nigdy nie fascynował go zawód szamana, nigdy nie pragnął poznawać bliżej zjawisk paranormalnych. Dlatego siły nadprzyrodzone to coś, z czym nie umiał walczyć. Nie wiedział jakim sposobem mógłby pomóc drużynie, nie wiedział, co w takiej sytuacji zrobić. Ale to nie znaczy, że w tym momencie zrezygnuje z wyprawy i opuści swoim towarzyszy.
- Oczywiście, że idę z Tobą, Athastanie. - powiedział pewnie, choć niepewny był tego, jak dalej to się potoczy. - Nie przyszedłem tutaj, żeby teraz zawracać. - na wyprawie znalazło się także jedna mała lwica. Ale rozdzielenie się i powrót do domu nie był najlepszym pomysłem. I dla powracających i dla wyprawiających się dalej, w głąb jaskini, brak części drużyny mogłoby mieć złe skutki. Dla dalszej wędrówki potrzebna będzie Shani, której szamańska wiedza bardzo się przyda, a jej i Athastana wkład może okazać się nieoceniony. Jako że Jinamizi tak samo jak on, nie miała takich umiejętności, byliby trochę mniej potrzebni, choć dorosłe i silne lwy też stanowią jakąś wartość, jeśli przyjdzie bronić reszty. Raisa była tu pewnym znakiem zapytania. To, co kryje się w jaskini, może stanowić dla niej pewne zagrożenie. Ale kto skieruje się z nią do domu ? Jasir nie myślał już w pełni sprawnie. Czuł się w tej sytuacji nieco bezradny, niezdecydowany, nie miał nic do powiedzenia...
Wiadomo już było, że to, co na nich czeka głęboko we wnętrzu jaskini, nie jest czymś naturalnym. Jasir wcale nie wątpił w istnienie takich sił, ale nigdy nie miał z nimi styczności. Nigdy nie fascynował go zawód szamana, nigdy nie pragnął poznawać bliżej zjawisk paranormalnych. Dlatego siły nadprzyrodzone to coś, z czym nie umiał walczyć. Nie wiedział jakim sposobem mógłby pomóc drużynie, nie wiedział, co w takiej sytuacji zrobić. Ale to nie znaczy, że w tym momencie zrezygnuje z wyprawy i opuści swoim towarzyszy.
- Oczywiście, że idę z Tobą, Athastanie. - powiedział pewnie, choć niepewny był tego, jak dalej to się potoczy. - Nie przyszedłem tutaj, żeby teraz zawracać. - na wyprawie znalazło się także jedna mała lwica. Ale rozdzielenie się i powrót do domu nie był najlepszym pomysłem. I dla powracających i dla wyprawiających się dalej, w głąb jaskini, brak części drużyny mogłoby mieć złe skutki. Dla dalszej wędrówki potrzebna będzie Shani, której szamańska wiedza bardzo się przyda, a jej i Athastana wkład może okazać się nieoceniony. Jako że Jinamizi tak samo jak on, nie miała takich umiejętności, byliby trochę mniej potrzebni, choć dorosłe i silne lwy też stanowią jakąś wartość, jeśli przyjdzie bronić reszty. Raisa była tu pewnym znakiem zapytania. To, co kryje się w jaskini, może stanowić dla niej pewne zagrożenie. Ale kto skieruje się z nią do domu ? Jasir nie myślał już w pełni sprawnie. Czuł się w tej sytuacji nieco bezradny, niezdecydowany, nie miał nic do powiedzenia...
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Kiedy Strażnicy w końcu zdecydowali się przekroczyć próg dziwnej jaskini z jej głębi rozległ się upiorny śmiech. Tak jakby ktoś na nich oczekiwał. Wnętrze jamy okazało się być zaledwie przedsionkiem prowadzącym do dalszych tuneli wewnątrz góry. Skalne ściany dookoła nich pokryte były dziwnego rodzaju śluzem, a podłoże zasłane jeszcze większą ilością spalonych kości. Jedyną zaletą tej dziwnej sytuacji była chwila odpoczynku od tego męczącego deszczu, który tak skutecznie uprzykrzał życie wszystkich zwierząt. Kiedy oczy wędrowców w końcu przyzwyczaiły się do półmroku, rozświetlanego jedynie blaskiem płynącym z głębi tunelu, dostrzegli dziwną zgarbioną postać siedzącą na kamieniu pod ścianą. Zamyślony pawian wyglądał jakby był przyklejony do tego podejrzanego szlamu. Zielonkawy płyn spłynął mu po ramionach kiedy odwrócił się w stronę przybyłych. Otworzył powoli oczy, które rozbłysły czerwonym blaskiem. Wyszczerzył się ukazując poczerniałe zęby i przeciągle gwizdnął.
- A kogo my tu mamy? Nowe pyski, jakże miło... - mruknął zachrypniętym głosem i skinął głową w stronę Athastana - Ty wyglądasz mi na cwaniaka, czym mogę wam służyć?
Mimo pozornie uprzejmego tonu w tym czarnym pawianie było coś przerażającego co automatycznie mroziło krew w żyłach.
- A kogo my tu mamy? Nowe pyski, jakże miło... - mruknął zachrypniętym głosem i skinął głową w stronę Athastana - Ty wyglądasz mi na cwaniaka, czym mogę wam służyć?
Mimo pozornie uprzejmego tonu w tym czarnym pawianie było coś przerażającego co automatycznie mroziło krew w żyłach.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Athastan
- Posty: 556
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 cze 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 32
- Zręczność: 50
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Ruszyli więc dalej, wciąż w pełnym składzie. Z czego cieszył się niepomiernie, bowiem nie wiedział, gdzie tak na prawdę teraz się pakują i z czym przyjdzie im się zmierzyć, a jak wiadomo, w znaczącej większości przypadków, im grupa większa, tym silniejsza. Niezbyt podobało mu się co prawda ciągnięcie ze sobą Raisy, ale w tym momencie nie było już mowy o odwrocie czy odesłani kogoś z powrotem samego. Tak więc lwiczka będzie musiała przejść przez to wraz z nimi.
Po wejściu do jaskini rozległ się upiorny śmiech, który zapewne postawił by mu wszystkie włosy na karku, gdyby nie fakt, że te już od pewnego czasu sterczały już na podobieństwo sztywnego drutu. Choć w sumie śmiech nie był najgorszym, co mogło ich powitać w takim miejscu. Nikt nie kazał im się wynosić, nie padły też żadne bezpośrednie groźby, raczej wyglądało na to, że byli oczekiwani i może ich obecność tu była... pożądana? Pytanie tylko, czy należało się z tego cieszyć, czy też, co bardziej prawdopodobne, wręcz przeciwnie.
W każdym razie, jedno było pewne - wbrew pierwotnym nadzieją, potęgowanym jeszcze przez półmrok zalegający w jaskini, nie uda im się jej przebyć bez zwracania na siebie uwagi gospodarza.
A sądząc po wystroju wnętrza, to kimkolwiek on był, miał raczej kiepski gust. Stosy kości, takich jak te przy wejściu, zaścielające podłogę, ściany obciekające podejrzanym, lepkim śluzem i do tego jakże pasujący do całości wystroju półmrok. Całość przywodziła na myśl układ trawienny jakiejś wielkiej bestii, szczególnie że korytarz wił się we wnętrzu góry niczym trzewia. Ten, kto odpowiadał za powstanie tej scenerii, na pewno nie miał dobrze we łbie, o ile go w ogóle posiadał, i pozostawało mieć nadzieję, że nie jest on aktualnym gospodarzem tegoż lokum.
Szli powoli na przód, a w miarę zagłębiania się, światło wydawało się być coraz bliższe i, Przodkom niechaj będą dzięki, jaśniejsze.
Jednak w tej chwili na ich drodze (no, może koło niej, aczkolwiek stanowczo wolałby tego osobnika na razie nie obchodzić, tym bardziej, że do koła nie było wystarczająco wiele miejsca, by dało się to zrobić wystarczająco szerokim łukiem) siedział pawian, ewidentnie będący stałym bywalcem, o ile nie mieszkańcem tego miejsca. Dość, że swym upiornym wyglądem pasował do reszty scenerii. Po chwili, gdy podeszli bliżej, zwierz poruszył się, i w tedy właśnie do szamana dotarło, co tak na prawdę najbardziej nie podobało mu się w widoku małpy. Pawian wyglądał bowiem tak, jak gdyby nie był mieszkańcem, a jednie czymś w rodzaju sprzętu domowego, czy też elementem wystroju wnętrza. Wydawał się bowiem być przyklejony, przybity, tudzież w jakiś inny sposób przytwierdzony do ściany, możliwe, że za pośrednictwem pokrywającego ją śluzu. Jednak nie to było najgorsze, lecz sposób, w jaki wykonywał ruchy - sztywno, nie do końca skoordynowanie, jakby nie były one zależne od niego, a od kogoś z zewnątrz. Trochę niczym ktoś opętany, z tą różnicą że w takich wypadkach ofiara albo stawiała opór, albo przynajmniej poruszała się płynniej, niż ten delikwent. A w jego przypadku, wyglądało to jak ruchoma kukła albo... zwłoki?! Czy to, co widzieli teraz przed sobą mogło być jednie martwym ciałem, przymocowanym w tym miejscu, którego jakaś istota używała w charakterze medium do porozumiewania się z nimi? Jak spaczony trzeba było mieć umysł, by wpaść w ogóle na pomysł użycia trupa w charakterze pośrednika?
Naturalnie, jeśli ten pawian faktycznie był martwy. Choć inne alternatywy wcale nie wydawały się o wiele urokliwsze.
W każdym razie, ktoś próbował się z nimi skontaktować, a to dawało możliwość zdobycia przynajmniej jakiś informacji. Na razie bowiem nie wiedzieli nic.
- Cóż, nam również jest ... miło. Byłbym wdzięczny, gdybyś mógł nam powiedzieć, jak dostać się na szczyt tej góry, jak również na co możemy się natknąć, gdy już tam dotrzemy. I naturalnie, czego pragniesz w zamian za te informacje.
Na to, by dowiedzieli się czegoś z powodu dobrego serca, (tudzież tego, co on tam miał) czerwonookiego nie liczył, bo prawdopodobieństwo czegoś takiego było skrajnie małe. Tym, czego nauczył się z rozmów z tymi duchami, które nie by opiekunami albo po prostu przyjaznymi żywym duszami, było to, że żadna z tych istot nie chciała współpracować, jeśli jej się to w jakiś sposób nie opłacało, lub nie została do tego zmuszona. A przy udanym porozumieniu, zazwyczaj wszyscy mniej cierpieli, choć branie udziału w takich negocjacjach wymagało nie lada skupienia, rozwagi i ostrożności.
Oczywiście to wszystko mogło nie mieć najmniejszego wpływu, jeśli ten, z którym tu rozmawiali, był czymś kompletnie innym, niż by się mogło wydawać. W takiej jednak sytuacji zakładanie czegokolwiek nie miało by większego sensu. A na razie zapowiadało się przyzwoicie, na tyle, na ile oczywiście w takich okolicznościach było to możliwe.
Po wejściu do jaskini rozległ się upiorny śmiech, który zapewne postawił by mu wszystkie włosy na karku, gdyby nie fakt, że te już od pewnego czasu sterczały już na podobieństwo sztywnego drutu. Choć w sumie śmiech nie był najgorszym, co mogło ich powitać w takim miejscu. Nikt nie kazał im się wynosić, nie padły też żadne bezpośrednie groźby, raczej wyglądało na to, że byli oczekiwani i może ich obecność tu była... pożądana? Pytanie tylko, czy należało się z tego cieszyć, czy też, co bardziej prawdopodobne, wręcz przeciwnie.
W każdym razie, jedno było pewne - wbrew pierwotnym nadzieją, potęgowanym jeszcze przez półmrok zalegający w jaskini, nie uda im się jej przebyć bez zwracania na siebie uwagi gospodarza.
A sądząc po wystroju wnętrza, to kimkolwiek on był, miał raczej kiepski gust. Stosy kości, takich jak te przy wejściu, zaścielające podłogę, ściany obciekające podejrzanym, lepkim śluzem i do tego jakże pasujący do całości wystroju półmrok. Całość przywodziła na myśl układ trawienny jakiejś wielkiej bestii, szczególnie że korytarz wił się we wnętrzu góry niczym trzewia. Ten, kto odpowiadał za powstanie tej scenerii, na pewno nie miał dobrze we łbie, o ile go w ogóle posiadał, i pozostawało mieć nadzieję, że nie jest on aktualnym gospodarzem tegoż lokum.
Szli powoli na przód, a w miarę zagłębiania się, światło wydawało się być coraz bliższe i, Przodkom niechaj będą dzięki, jaśniejsze.
Jednak w tej chwili na ich drodze (no, może koło niej, aczkolwiek stanowczo wolałby tego osobnika na razie nie obchodzić, tym bardziej, że do koła nie było wystarczająco wiele miejsca, by dało się to zrobić wystarczająco szerokim łukiem) siedział pawian, ewidentnie będący stałym bywalcem, o ile nie mieszkańcem tego miejsca. Dość, że swym upiornym wyglądem pasował do reszty scenerii. Po chwili, gdy podeszli bliżej, zwierz poruszył się, i w tedy właśnie do szamana dotarło, co tak na prawdę najbardziej nie podobało mu się w widoku małpy. Pawian wyglądał bowiem tak, jak gdyby nie był mieszkańcem, a jednie czymś w rodzaju sprzętu domowego, czy też elementem wystroju wnętrza. Wydawał się bowiem być przyklejony, przybity, tudzież w jakiś inny sposób przytwierdzony do ściany, możliwe, że za pośrednictwem pokrywającego ją śluzu. Jednak nie to było najgorsze, lecz sposób, w jaki wykonywał ruchy - sztywno, nie do końca skoordynowanie, jakby nie były one zależne od niego, a od kogoś z zewnątrz. Trochę niczym ktoś opętany, z tą różnicą że w takich wypadkach ofiara albo stawiała opór, albo przynajmniej poruszała się płynniej, niż ten delikwent. A w jego przypadku, wyglądało to jak ruchoma kukła albo... zwłoki?! Czy to, co widzieli teraz przed sobą mogło być jednie martwym ciałem, przymocowanym w tym miejscu, którego jakaś istota używała w charakterze medium do porozumiewania się z nimi? Jak spaczony trzeba było mieć umysł, by wpaść w ogóle na pomysł użycia trupa w charakterze pośrednika?
Naturalnie, jeśli ten pawian faktycznie był martwy. Choć inne alternatywy wcale nie wydawały się o wiele urokliwsze.
W każdym razie, ktoś próbował się z nimi skontaktować, a to dawało możliwość zdobycia przynajmniej jakiś informacji. Na razie bowiem nie wiedzieli nic.
- Cóż, nam również jest ... miło. Byłbym wdzięczny, gdybyś mógł nam powiedzieć, jak dostać się na szczyt tej góry, jak również na co możemy się natknąć, gdy już tam dotrzemy. I naturalnie, czego pragniesz w zamian za te informacje.
Na to, by dowiedzieli się czegoś z powodu dobrego serca, (tudzież tego, co on tam miał) czerwonookiego nie liczył, bo prawdopodobieństwo czegoś takiego było skrajnie małe. Tym, czego nauczył się z rozmów z tymi duchami, które nie by opiekunami albo po prostu przyjaznymi żywym duszami, było to, że żadna z tych istot nie chciała współpracować, jeśli jej się to w jakiś sposób nie opłacało, lub nie została do tego zmuszona. A przy udanym porozumieniu, zazwyczaj wszyscy mniej cierpieli, choć branie udziału w takich negocjacjach wymagało nie lada skupienia, rozwagi i ostrożności.
Oczywiście to wszystko mogło nie mieć najmniejszego wpływu, jeśli ten, z którym tu rozmawiali, był czymś kompletnie innym, niż by się mogło wydawać. W takiej jednak sytuacji zakładanie czegokolwiek nie miało by większego sensu. A na razie zapowiadało się przyzwoicie, na tyle, na ile oczywiście w takich okolicznościach było to możliwe.
Każdy rytuał niewłaściwe stosowany może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
- Jasir
- Posty: 436
- Gatunek: lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 lip 2015
- Waleczność: 42
- Zręczność: 73
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Upiorny tunel był upiornym tunelem, ale czuł się pewnie ze swoją drużyną. Oby tylko nie zbyt pewnie... On jednak w żadnym razie nie okazywał zbytnio swojej pewności, bo przecież nie wie, co może się czaić w głębi jaskini. Nawet jeśli zobaczą stwora, który się tam kryje, nie będzie wiedział co zrobić. Jedynym wyjściem dla niego, było bezwarunkowe trzymanie się szamanów, którzy pewnie wiedzą, co robią. W końcu to specjaliści od takich zjawisk. Oczywiście jako niewtajemniczony też pragnął przysłużyć się w tej wyprawie. Dlatego mimo wszystko będzie stał obok Athastana, zabezpieczając przód przed ewentualnym zagrożeniem.
Zgarbiona, stara małpa była dla niego chyba czymś więcej niż jakimś upiorem- mieszkańcem jaskini. Pomyślał, czy to nie on mógł mieć związki z dziwnymi zjawiskami na górze, albo w podróży.
Nie chciał wtrącać się w rozmowę Athasatana z upiorną małpą. Chociaż wspominanie o zapłacie mogłoby zrobić złe wrażenie na starym pawianie, to nie było żadnej potrzeby, żeby coś poprawił lub dopowiedział.
Zgarbiona, stara małpa była dla niego chyba czymś więcej niż jakimś upiorem- mieszkańcem jaskini. Pomyślał, czy to nie on mógł mieć związki z dziwnymi zjawiskami na górze, albo w podróży.
Nie chciał wtrącać się w rozmowę Athasatana z upiorną małpą. Chociaż wspominanie o zapłacie mogłoby zrobić złe wrażenie na starym pawianie, to nie było żadnej potrzeby, żeby coś poprawił lub dopowiedział.
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Na słowa Athastana upiorny pawian zaśmiał się wypluwając zalegający mu głęboko w płucach szlam. Powoli poruszył się odklejając od ściany, co przyszło mu z wyraźnym trudem. W końcu podniósł się z pozycji siedzącej i stanął na środku korytarza lekko się prostując, podejrzana maź spłynęła po jego futrze opadając na ziemię. Wlepił swoje przerażające, lśniące krwistą czerwienią ślepia w Athastana, nie zwracając uwagi na pozostałych. Po naporem jego natarczywego wzroku przywódca Strażników zaczął czuć się bardzo nieswojo. Miał już co prawda doświadczenie w kontaktach z duchami, ale ta mroczna małpa zdawała się prześwietlać wzrokiem całe jego życie i jestestwo, przyprawiając go o zawroty głowy.
Na szczyt góry? Obawiam się, że to niemożliwe przyjaciele. Będę zmuszony was powstrzymać. Wyglądacie mi na miłe lwy, zawróćcie póki możecie dobrze wam radzę - głos pawian zupełnie niespodziewanie stracił swój kpiący wydźwięk i zmienił się w głos zatroskanego starca. Nie dość, że ta wokalna przemiana była niezwykle zaskakująca to jeszcze kompletnie nie pasowała do jego jak by nie patrzeć upiornej aparycji. Co gorsza Strażnicy czuli, że pawian mówi szczerze.
- Nic nie poradzicie na to co wkrótce się stanie... Słowa niesione przez wiatr muszą się dopełnić. Zaklinam was odejdźcie, jakem Vagu'Shan - prorok plemienia Czarnej Grani - czarny pawian wyglądał jakby te słowa sprawiały mu wręcz fizyczny ból. Wypowiedziawszy je przyjął pozycję wskazującą na gotowość do walki. Uniósł wysoko ogon i obie ręce, co sprawiło, że ze sklepienia odpadł wielki płat szlamu rozbijając się tuż za nim.
Na szczyt góry? Obawiam się, że to niemożliwe przyjaciele. Będę zmuszony was powstrzymać. Wyglądacie mi na miłe lwy, zawróćcie póki możecie dobrze wam radzę - głos pawian zupełnie niespodziewanie stracił swój kpiący wydźwięk i zmienił się w głos zatroskanego starca. Nie dość, że ta wokalna przemiana była niezwykle zaskakująca to jeszcze kompletnie nie pasowała do jego jak by nie patrzeć upiornej aparycji. Co gorsza Strażnicy czuli, że pawian mówi szczerze.
- Nic nie poradzicie na to co wkrótce się stanie... Słowa niesione przez wiatr muszą się dopełnić. Zaklinam was odejdźcie, jakem Vagu'Shan - prorok plemienia Czarnej Grani - czarny pawian wyglądał jakby te słowa sprawiały mu wręcz fizyczny ból. Wypowiedziawszy je przyjął pozycję wskazującą na gotowość do walki. Uniósł wysoko ogon i obie ręce, co sprawiło, że ze sklepienia odpadł wielki płat szlamu rozbijając się tuż za nim.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Jinamizi
- Posty: 73
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 20 mar 2016
- Waleczność: 30
- Zręczność: 70
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Trzymała się blisko pozostałych, mniej więcej w środku grupy, tak, aby gdyby coś ich zaatakowało, nie ona pierwsza padła jego ofiarą. Szli tak i szli przez tunel, a później natknęli się na dziwnego, mrocznego pawiana z czerwonymi oczami. Jinamizi słuchała spokojnie wymiany zdań między Athastanem a tym dziwolągiem, dopóki małpiszon nie zaczął im grozić. To ją nieco... zirytowało.
Wystąpiła naprzód i stanęła obok Athastana, wbijając w naczelnego groźne spojrzenie błękitnych oczu. Jej pysk nie ukazywał żadnych emocji, po prostu patrzyła, ale w taki sposób, że mało kto nie poczułby się nieco... niepewnie pod ciężarem tego spojrzenia.
- Posłuchaj mnie uważnie, demoniczny małpiszonie, bo powiem to tylko raz - odezwała się ze złudnym spokojem w głosie. - Nie wiem, co się wkrótce stanie, ale domyślam się, że nic dobrego. Wiem za to, że mimo iż ta banda mięczaków mnie naprawdę irytuje, nie są tchórzami i nie zawrócą, zwłaszcza, jeśli nadchodzi jakieś wielkie zło. Ja też nie. Dojdziemy na szczyt góry, choćbyśmy mieli przejść po twoim trupie. Masz wybór. Albo załatwimy to szybko i bezboleśnie, albo wolno i boleśnie. Tak czy inaczej, nie zatrzymasz nas. Mówię to, jakem Jinamizi, koszmar - zakończyła na modłę Vagu'Shana i odetchnęła głęboko. Napięła mięśnie, gotowa uskoczyć w razie ataku naczelnego. Wiedziała, że nadszedł kluczowy moment tego spotkania. Nienawidzę małp.
Wystąpiła naprzód i stanęła obok Athastana, wbijając w naczelnego groźne spojrzenie błękitnych oczu. Jej pysk nie ukazywał żadnych emocji, po prostu patrzyła, ale w taki sposób, że mało kto nie poczułby się nieco... niepewnie pod ciężarem tego spojrzenia.
- Posłuchaj mnie uważnie, demoniczny małpiszonie, bo powiem to tylko raz - odezwała się ze złudnym spokojem w głosie. - Nie wiem, co się wkrótce stanie, ale domyślam się, że nic dobrego. Wiem za to, że mimo iż ta banda mięczaków mnie naprawdę irytuje, nie są tchórzami i nie zawrócą, zwłaszcza, jeśli nadchodzi jakieś wielkie zło. Ja też nie. Dojdziemy na szczyt góry, choćbyśmy mieli przejść po twoim trupie. Masz wybór. Albo załatwimy to szybko i bezboleśnie, albo wolno i boleśnie. Tak czy inaczej, nie zatrzymasz nas. Mówię to, jakem Jinamizi, koszmar - zakończyła na modłę Vagu'Shana i odetchnęła głęboko. Napięła mięśnie, gotowa uskoczyć w razie ataku naczelnego. Wiedziała, że nadszedł kluczowy moment tego spotkania. Nienawidzę małp.
Rozmiary
Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie.
Otoczona, obmyślaj plany.
Zagrożona śmiercią, walcz.

Zwyciężają ci, którzy wiedzą, kiedy walczyć, a kiedy nie.
Otoczona, obmyślaj plany.
Zagrożona śmiercią, walcz.

- Athastan
- Posty: 556
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 cze 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 0
- Waleczność: 32
- Zręczność: 50
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Pawian zastępujący im drogę podobał mu się coraz mniej. To znaczy od początku w ogóle mu się nie podobał, ale z każdą chwilą sprawiał coraz bardziej odpychające wrażenie. I przyprawiał o dreszcze, a przynajmniej stawiał na sztorc sierść na karku i grzbiecie.
Szczególnie gdy, tak jak teraz, wpatrywał się w niego swoim świdrującym wzrokiem. Działał on w sumie bardzo podobnie do jednego z jego ulubionych atrybutów, z tym że, inaczej niż w przypadku Cienia, przejmujący niepokój nie koniecznie był równie irracjonalny. Prawdę mówiąc, prawdopodobnie mieli całkiem sporo powodów do obaw.
Nie mniej, musieli przez to przebrnąć i dostać się jakoś na szczyt.
Już otworzył pysk, by poraz ostatni powiedzieć pawianowi, że nie mają innego wyjścia, jak dostać się na górę, za jego zezwoleniem, czy też bez niego, lecz ubiegała go w tym milcząca do tej pory Jinamizi, która wyłożyła niemalże dokładnie, to, co i jemu chodziło po głowie. Choć raczej nie zastanawiał się nad 'bolesnością' tegoż przejścia, przynajmniej w stosunku do małpy. Zależało mu za to, żeby zrobić to szybko.
Popatrzył na lwicę z aprobatą, po czym bez dodawania już niczego od siebie wbił wzrok w naczelnego. Poprawił delikatnie ustawienie łap, jak również spiął mięśnie, (starając się jednak by nie było to zbyt widoczne - jeśli miał walczyć, to chciał wykorzystać element zaskoczenia, jak zawsze zresztą, gdy przychodziło do fizycznej konfrontacji. Walkę w stylu honorowych pojedynków zostawiał tym dużym i silnym) tak by być gotowym do natychmiastowego ataku. Jeśli pawian nie zareaguje na słowa Jinamizi, bez dalszego ostrzeżenia zaatakuje go, z (w jego odczuciu uzasadnioną) nadzieją, że reszta ruszy za nim. Poza Raisą oczywiście, która według niego była na tyle rozsądną lwiczką, by wycofać się na rozsądną odległość.
W myślach natomiast powtarzał na podobieństwo mantry, wezwanie do przodków o wsparcie w walce przeciw siłom zła, którą wykorzystywało się do walki z demonami. Co prawda zazwyczaj szamani biorący udział w takim starciu byli odpowiednio wyposażeni, a na ich tyłach był odprawiany przez cały czas rytuał mający zapewnić im wsparcie, z użyciem tegoż właśnie tekstu. Aczkolwiek zazwyczaj demony, w przeciwieństwie do ich aktualnego przeciwnika, nie posiadały fizycznej powłoki. Co sprawiało, że tym razem w grę wchodziły nieco inne czynniki, i dało się zastosować odmienne metody, jak na przykład cios upazurzoną łapą. Dla którego znalazł już nawet cel, w postaci odsłoniętego chwilowo przez podniesione ręce podbrzusza. Martwy czy nie, wylewające się wnętrzności powinny stanowić problem dla każdego.
Stał więc, odliczając sekundy, z cichą nadzieją, że pawian albo grzecznie się odsunie(choć miał świadomość, że to niemalże nierealne) albo nie zrobi kompletnie nic i będą mogli wprowadzić w życie bardziej bezpośrednie rozwiązanie. Co prawda, jeśli zacznie dalej gadać, nie ruszając się przy tym, niczego to nie zmieni i i tak się na niego rzuci, ale z jakiegoś powodu wolał, by z jego pyska nie padły już żadne dodatkowe słowa
Test Ducha - odparcie mocy pawiana:
Szczególnie gdy, tak jak teraz, wpatrywał się w niego swoim świdrującym wzrokiem. Działał on w sumie bardzo podobnie do jednego z jego ulubionych atrybutów, z tym że, inaczej niż w przypadku Cienia, przejmujący niepokój nie koniecznie był równie irracjonalny. Prawdę mówiąc, prawdopodobnie mieli całkiem sporo powodów do obaw.
Nie mniej, musieli przez to przebrnąć i dostać się jakoś na szczyt.
Już otworzył pysk, by poraz ostatni powiedzieć pawianowi, że nie mają innego wyjścia, jak dostać się na górę, za jego zezwoleniem, czy też bez niego, lecz ubiegała go w tym milcząca do tej pory Jinamizi, która wyłożyła niemalże dokładnie, to, co i jemu chodziło po głowie. Choć raczej nie zastanawiał się nad 'bolesnością' tegoż przejścia, przynajmniej w stosunku do małpy. Zależało mu za to, żeby zrobić to szybko.
Popatrzył na lwicę z aprobatą, po czym bez dodawania już niczego od siebie wbił wzrok w naczelnego. Poprawił delikatnie ustawienie łap, jak również spiął mięśnie, (starając się jednak by nie było to zbyt widoczne - jeśli miał walczyć, to chciał wykorzystać element zaskoczenia, jak zawsze zresztą, gdy przychodziło do fizycznej konfrontacji. Walkę w stylu honorowych pojedynków zostawiał tym dużym i silnym) tak by być gotowym do natychmiastowego ataku. Jeśli pawian nie zareaguje na słowa Jinamizi, bez dalszego ostrzeżenia zaatakuje go, z (w jego odczuciu uzasadnioną) nadzieją, że reszta ruszy za nim. Poza Raisą oczywiście, która według niego była na tyle rozsądną lwiczką, by wycofać się na rozsądną odległość.
W myślach natomiast powtarzał na podobieństwo mantry, wezwanie do przodków o wsparcie w walce przeciw siłom zła, którą wykorzystywało się do walki z demonami. Co prawda zazwyczaj szamani biorący udział w takim starciu byli odpowiednio wyposażeni, a na ich tyłach był odprawiany przez cały czas rytuał mający zapewnić im wsparcie, z użyciem tegoż właśnie tekstu. Aczkolwiek zazwyczaj demony, w przeciwieństwie do ich aktualnego przeciwnika, nie posiadały fizycznej powłoki. Co sprawiało, że tym razem w grę wchodziły nieco inne czynniki, i dało się zastosować odmienne metody, jak na przykład cios upazurzoną łapą. Dla którego znalazł już nawet cel, w postaci odsłoniętego chwilowo przez podniesione ręce podbrzusza. Martwy czy nie, wylewające się wnętrzności powinny stanowić problem dla każdego.
Stał więc, odliczając sekundy, z cichą nadzieją, że pawian albo grzecznie się odsunie(choć miał świadomość, że to niemalże nierealne) albo nie zrobi kompletnie nic i będą mogli wprowadzić w życie bardziej bezpośrednie rozwiązanie. Co prawda, jeśli zacznie dalej gadać, nie ruszając się przy tym, niczego to nie zmieni i i tak się na niego rzuci, ale z jakiegoś powodu wolał, by z jego pyska nie padły już żadne dodatkowe słowa
Test Ducha - odparcie mocy pawiana:
Mistrz Gry wyrzuca 3d100:
48, 95, 60
48, 95, 60
Każdy rytuał niewłaściwe stosowany może zagrażać twojemu życiu lub zdrowiu.
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Pierwszy Szaman przypomina - nigdy nie używaj cebuli w celach magicznych!
Cały Ath
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości

















