x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
O Boże, Boże, Boże, Bożenko [Leon i Shanteeroth]
- Leon
- Posty: 565
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 27 gru 2014
- Waleczność: 50
- Zręczność: 50
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Re: O Boże, Boże, Boże, Bożenko [Leon i Shanteeroth]
Nie ciągnął już dysputy o przeszłości i dawnych relacjach rodzinnych. Ona też nie. W końcu mogli się skupić na poszukaniu schronienia, bo na szczerym polu średnio się śpi. Wszyscy dookoła obserwują i tak dalej.
Tak jakoś wyszło, że sam zaczął ojcować lwicy, chociaż było to bardzo luźne ojcowanie. Bardziej takie małe przekomarzanki, żarty i flirciki.
- Wiesz, matki Ci raczej nie zastąpię, bo aż takich możliwości nie mam, ale postaram się nie zawieść Cię w tym matkowaniu. Zresztą chyba lepiej tak niż wcale. - podsunął nieco bliżej łeb i trącił nosem jej policzek, maszerując dalej ku niewielkim wzniesieniom w nadziei, że znajdą jakiś schron dla siebie.
Tak jakoś wyszło, że sam zaczął ojcować lwicy, chociaż było to bardzo luźne ojcowanie. Bardziej takie małe przekomarzanki, żarty i flirciki.
- Wiesz, matki Ci raczej nie zastąpię, bo aż takich możliwości nie mam, ale postaram się nie zawieść Cię w tym matkowaniu. Zresztą chyba lepiej tak niż wcale. - podsunął nieco bliżej łeb i trącił nosem jej policzek, maszerując dalej ku niewielkim wzniesieniom w nadziei, że znajdą jakiś schron dla siebie.
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Zmierzyła Leona spojrzeniem, w którym czaiła się idealnie wyważona, zdrowa dawka krytycyzmu.
- To nawet lepiej. Wiesz, głupio byłoby, gdyby matka była dla mnie taka... miła - powiedziała spokojnie, na zakończenie wypowiedzi uśmiechając się łagodnie, aczkolwiek w geście tym wyraźnie czaiła się jakaś porcja wdzięczności. - Poza tym czas dorosnąć, nie można całe życie kurczowo trzymać się matczynego ogona.
Zrobiło jej się dość ciepło w okolicy serca, a po jelitach rozpełzły się jakieś robale (bo z subtelnymi motylami Shanteeroth skojarzeń tutaj nie miała, zdecydowanie!), kiedy samiec - nie po raz zresztą pierwszy - przełamał bariery i pozwolił sobie na jakąś tam dozę fizycznego kontaktu. Cóż, jakby nie patrzeć, były to dla niej całkiem nowe uczucia.
Wzgórza, kiedy tylko dotarli bliżej, okazały się o wiele wyższe, niż Shante początkowo sądziła. Jednak nie mogła pozwolić sobie na kapryszenie oraz marudzenie, bo jeszcze gotowa spłoszyć kompana! Delektując się miękkością i soczystością tutejszych traw zmierzała w kierunku szczytu jednego z nich; oczom samicy bowiem okazała się niemała formacja kamiennych bloków i liczyła, iż pomiędzy nimi znajdzie się jakaś przytulna jaskinia.
- Myślisz, że tam - wskazała gestem głowy głazy - możemy znaleźć jakąś grotę?
- To nawet lepiej. Wiesz, głupio byłoby, gdyby matka była dla mnie taka... miła - powiedziała spokojnie, na zakończenie wypowiedzi uśmiechając się łagodnie, aczkolwiek w geście tym wyraźnie czaiła się jakaś porcja wdzięczności. - Poza tym czas dorosnąć, nie można całe życie kurczowo trzymać się matczynego ogona.
Zrobiło jej się dość ciepło w okolicy serca, a po jelitach rozpełzły się jakieś robale (bo z subtelnymi motylami Shanteeroth skojarzeń tutaj nie miała, zdecydowanie!), kiedy samiec - nie po raz zresztą pierwszy - przełamał bariery i pozwolił sobie na jakąś tam dozę fizycznego kontaktu. Cóż, jakby nie patrzeć, były to dla niej całkiem nowe uczucia.
Wzgórza, kiedy tylko dotarli bliżej, okazały się o wiele wyższe, niż Shante początkowo sądziła. Jednak nie mogła pozwolić sobie na kapryszenie oraz marudzenie, bo jeszcze gotowa spłoszyć kompana! Delektując się miękkością i soczystością tutejszych traw zmierzała w kierunku szczytu jednego z nich; oczom samicy bowiem okazała się niemała formacja kamiennych bloków i liczyła, iż pomiędzy nimi znajdzie się jakaś przytulna jaskinia.
- Myślisz, że tam - wskazała gestem głowy głazy - możemy znaleźć jakąś grotę?

- Leon
- Posty: 565
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 27 gru 2014
- Waleczność: 50
- Zręczność: 50
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Zastygł nieco uchem na te słowa.
- Chcesz się oderwać od matczynego ogona? A to nie jest tak, że już dawno temu to zrobiłaś, a później aby miałaś mentora, który uczył przeróżnych rzeczy, no czasami nakarmił, ale nic więcej poza tym? Rola matki chyba nie ogranicza się do tych kilku rzeczy? A co z takim czymś jak uczucia, potrzeba bliskości, ciepła, ciszy, spokoju? Komfort ducha i umysłu? Któż tego lepiej nie zapewni jak właśnie matka? - jak to jest, że lwy często zapominają o duchowym aspekcie? Wiadomo, że większość liczyła tylko na siłę i spryt, ale stan umysłu też jest potrzebny. Bez tego surowa siła jest niczym.
Niemniej oboje wspięli się na górkę i spostrzegli grupkę skał. Zerknął znacząco na Shante.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. - ochoczo i wesoło ruszył w tamtym kierunku.
- Chcesz się oderwać od matczynego ogona? A to nie jest tak, że już dawno temu to zrobiłaś, a później aby miałaś mentora, który uczył przeróżnych rzeczy, no czasami nakarmił, ale nic więcej poza tym? Rola matki chyba nie ogranicza się do tych kilku rzeczy? A co z takim czymś jak uczucia, potrzeba bliskości, ciepła, ciszy, spokoju? Komfort ducha i umysłu? Któż tego lepiej nie zapewni jak właśnie matka? - jak to jest, że lwy często zapominają o duchowym aspekcie? Wiadomo, że większość liczyła tylko na siłę i spryt, ale stan umysłu też jest potrzebny. Bez tego surowa siła jest niczym.
Niemniej oboje wspięli się na górkę i spostrzegli grupkę skał. Zerknął znacząco na Shante.
- Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. - ochoczo i wesoło ruszył w tamtym kierunku.
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Poruszył czułej struny. Poza tym Shanteeroth nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, iż zrozumiał jej słowa nieco inaczej, niż chciała przekazać, jednak postanowiła tego nie roztrząsać. Za dobrze jej się rozmawiało z Leonem i niekoniecznie chciała poddać się nadmiernej porcji emocji, bo w końcu nietrudno wtedy o głupoty i wyrzucenie tych kilku słów za dużo. Kurczowo zacisnęła szczęki.
- Powiedzmy, że utraciłam matkę na tyle dawno, że nie pamiętam, jak to jest ją mieć - skwitowała tylko. Głupio było jej przyznać, iż na skutek nauk mentora nabrała przekonania, że tego typu uczucia prędzej czynią jednostkę słabą, niż dodają jej sił. Matka kojarzyła jej się tylko z opieką i troskliwością, których - jak uważała - obecnie już nie potrzebowała, bo była w stanie zadbać o siebie samodzielnie.
Na szczęście nie miała zbyt wiele czasu, aby roztrząsać temat czy powracać myślami do tamtych wydarzeń, bo czekało ją kolejne wyzwanie. Napięte przed momentem mięśnie puściły nieco, kiedy - tuż przy boku Leona, bo jakżeby inaczej? - podążała w kierunku wypatrzonych skał.
Liczyła, że temat rodzicielki nieszybko powróci. Jednocześnie wiedziała, że los jest przewrotny i właśnie to, czego nie chcemy, najprędzej nas nawiedzi. Wiedziała, że błękitnooki nie miał złych zamiarów, niemniej... to wcale nie czyniło tej sytuacji znacznie łatwiejszą dla Shante.
- Powiedzmy, że utraciłam matkę na tyle dawno, że nie pamiętam, jak to jest ją mieć - skwitowała tylko. Głupio było jej przyznać, iż na skutek nauk mentora nabrała przekonania, że tego typu uczucia prędzej czynią jednostkę słabą, niż dodają jej sił. Matka kojarzyła jej się tylko z opieką i troskliwością, których - jak uważała - obecnie już nie potrzebowała, bo była w stanie zadbać o siebie samodzielnie.
Na szczęście nie miała zbyt wiele czasu, aby roztrząsać temat czy powracać myślami do tamtych wydarzeń, bo czekało ją kolejne wyzwanie. Napięte przed momentem mięśnie puściły nieco, kiedy - tuż przy boku Leona, bo jakżeby inaczej? - podążała w kierunku wypatrzonych skał.
Liczyła, że temat rodzicielki nieszybko powróci. Jednocześnie wiedziała, że los jest przewrotny i właśnie to, czego nie chcemy, najprędzej nas nawiedzi. Wiedziała, że błękitnooki nie miał złych zamiarów, niemniej... to wcale nie czyniło tej sytuacji znacznie łatwiejszą dla Shante.

- Leon
- Posty: 565
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 27 gru 2014
- Waleczność: 50
- Zręczność: 50
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Raczej ten temat szybko nie powróci, bo trochę olał jej krótkie zdanie, a skupił się na wspinaczce. Skał było tutaj co niemiara, a gdzieś spomiędzy nich dało się zauważyć niewielką jamę. Nie była to co prawda jaskinia marzeń, ale ze trzy lwy spokojnie mogłyby się zmieścić w środku, tak więc jemu i Shante nie będzie tam zbyt ciasno. Skinął ku niej głową i zdecydował się obadać znalezisko nieco bliżej. Ani śladu żadnych węży, ani tym bardziej innych lwów w środku. Wszedł pierwszy i rozejrzał się dookoła, gdy już wzrok mu się przyzwyczaił do ciemności. Ściany były gładkie i suche, a na podłodze nie walały się żadne kości i inne szczątki, zatem kolejna obawa minęła. Teraz stanął przodem do wejścia zapraszając do środka lwicę.
- Chyba można powiedzieć, że witam w tymczasowym legowisku. Niezbyt duże, ale wygląda na przytulne i da schronienie przed Słońcem i deszczem.
- Chyba można powiedzieć, że witam w tymczasowym legowisku. Niezbyt duże, ale wygląda na przytulne i da schronienie przed Słońcem i deszczem.
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Było jej odrobinę niezręcznie, kiedy pomiędzy nią a Leona wdarło się milczenie - nawet, jeśli naprawdę nie trwało ono długo, jednak poczuła się dziwnie z tym, że tak gwałtownie temat ucięła. Chociaż przecież wcale nie chciała kontynuować pogaduszek o jej życiu rodzinnym... Ach, i zrozum tutaj kobiety!
Na szczęście mimo wszystko lew nie sprawiał wrażenia, jakoby w jakikolwiek sposób go uraziła, co pozwoliło jej choć odrobinę zażegnać poczucie winy i zagłuszyć wyrzuty sumienia. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, kiedy jej kompan rozeznawał się wewnątrz jaskini, niczym prawdziwy dżentelmen nie pozwalając damie na narażanie własnego zdrowia, gdyby faktycznie w środku znajdować się miało nieprzyjaźnie nastawione stadko jakichś szczurów czy innych węży. Skinęła łebkiem, gdy zaprosił ją do środka, jednocześnie oczywiście z owego zaproszenia korzystając. Usiadła nieco niepewnie pod równolegle do wejścia położoną ścianą, próbując wbić się w jakiś kącik, chcąc zajmować jak najmniej przestrzeni, aby i Leon miał dość miejsca i by żadne z nich nie czuło się osaczone czy - zwyczajnie - postawione w niezręcznej sytuacji.
- Im większe pomieszczenie, tym mieszkańcy bardziej oddaleni od siebie - rzuciła, nie zastanowiwszy się nawet jakoś szczególnie nad tym, jak jej słowa mogą zostać odebrane. Przecież nie planowała starzeć się z jasnym samcem, widząc w tej norce rodzinny dom!
Na szczęście mimo wszystko lew nie sprawiał wrażenia, jakoby w jakikolwiek sposób go uraziła, co pozwoliło jej choć odrobinę zażegnać poczucie winy i zagłuszyć wyrzuty sumienia. Uśmiechnęła się z wdzięcznością, kiedy jej kompan rozeznawał się wewnątrz jaskini, niczym prawdziwy dżentelmen nie pozwalając damie na narażanie własnego zdrowia, gdyby faktycznie w środku znajdować się miało nieprzyjaźnie nastawione stadko jakichś szczurów czy innych węży. Skinęła łebkiem, gdy zaprosił ją do środka, jednocześnie oczywiście z owego zaproszenia korzystając. Usiadła nieco niepewnie pod równolegle do wejścia położoną ścianą, próbując wbić się w jakiś kącik, chcąc zajmować jak najmniej przestrzeni, aby i Leon miał dość miejsca i by żadne z nich nie czuło się osaczone czy - zwyczajnie - postawione w niezręcznej sytuacji.
- Im większe pomieszczenie, tym mieszkańcy bardziej oddaleni od siebie - rzuciła, nie zastanowiwszy się nawet jakoś szczególnie nad tym, jak jej słowa mogą zostać odebrane. Przecież nie planowała starzeć się z jasnym samcem, widząc w tej norce rodzinny dom!

- Leon
- Posty: 565
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 27 gru 2014
- Waleczność: 50
- Zręczność: 50
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Siedział spokojnie w oczekiwaniu aż znajdzie swój kat. Zdaje się, że nawet jej się udało. Trwał w milczeniu, aby przyglądając się jak stara się zadomowić w tymczasowej kwaterce. Na jej słowa zareagował radosnym śmiechem.
- Oj Shante, bo jeszcze odbiorę to zbyt dosłownie i będzie... ekhem... no wiesz, pszczółki. - mimo wszystko nie zamierzał przekraczać pewnych barier, a w każdym razie jeszcze nie teraz. Ułożył się wygodnie pod przeciwną ścianą i legł na brzuchu, podwijając tylne łapy na bok, zerkając kątem oka na lwicę.
- Brrr... trochę zimna, ale chyba da się wytrzymać. - zamachnął się ogonem i jego też ułożył równolegle do tylnych łap. Jego jasne futro dość mocno wyróżniało się na ciemnej ścianie jaskini, dając szarej doskonały widok na ułożenie jego ciała, no i to gdzie patrzy. Wszak kocie oczy świecą w ciemności.
- Oj Shante, bo jeszcze odbiorę to zbyt dosłownie i będzie... ekhem... no wiesz, pszczółki. - mimo wszystko nie zamierzał przekraczać pewnych barier, a w każdym razie jeszcze nie teraz. Ułożył się wygodnie pod przeciwną ścianą i legł na brzuchu, podwijając tylne łapy na bok, zerkając kątem oka na lwicę.
- Brrr... trochę zimna, ale chyba da się wytrzymać. - zamachnął się ogonem i jego też ułożył równolegle do tylnych łap. Jego jasne futro dość mocno wyróżniało się na ciemnej ścianie jaskini, dając szarej doskonały widok na ułożenie jego ciała, no i to gdzie patrzy. Wszak kocie oczy świecą w ciemności.
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Przekrzywiła nieco zadziornie czerep, spoglądając w dość wyzywający sposób w oczy samca. Zakładając oczywiście, iż ten jej to umożliwił, nie uciekając spojrzeniem czy nie podziwiając koloru ścian zastanawiając się, z jakiego owocu sokiem najlepiej je pociągnąć, aby nieco odświeżyć wnętrze.
- Przypomnę tylko: gryzę - położyła dość mocny nacisk na ostatnie, stanowiące notabene ostrzeżenie (a może groźbę?) słowo. Oczywiście nie uważała, by faktycznie zaszła konieczność do bronienia się przed nim, aczkolwiek dopiero teraz faktycznie dotarło do niej, iż może być zagrożona. Na wszelki wypadek odrobinę przysunęła się w kierunku wejścia, jednak obecne położenie i tak średnio umożliwiało jej ewentualną ucieczkę. - I to mocno, zobacz te kły! - rzuciła niby żartem, rozdziawiając pysk i wydając z siebie dość donośny warkot. Na wszelki wypadek, niech sobie nie myśli, że złapał naiwną (tsaa, może nie?!), bezbronną gąskę!
Zaraz jednak popisówki zaprzestała, widząc, jak ten umościł się względnie wygodnie na chłodnym (o czym nie zapomniał wspomnieć) podłożu. W sumie nie chciałoby mu się teraz na nią rzucać, skoro już się położył, prawda? I ona spróbowała nieco się rozluźnić, niemniej wciąż pozostawała w pozycji siedzącej. Licho nigdy nie śpi!
- Proszę, nie wiedziałam, że jesteś aż tak delikatny - rzuciła lekko, z uśmiechem na pysku. Powstrzymała się przed uwagą: "uważaj, bo sobie odmrozisz i tyle będzie z twoich pszczółek". Lepiej nie drażnić lwa!
- Przypomnę tylko: gryzę - położyła dość mocny nacisk na ostatnie, stanowiące notabene ostrzeżenie (a może groźbę?) słowo. Oczywiście nie uważała, by faktycznie zaszła konieczność do bronienia się przed nim, aczkolwiek dopiero teraz faktycznie dotarło do niej, iż może być zagrożona. Na wszelki wypadek odrobinę przysunęła się w kierunku wejścia, jednak obecne położenie i tak średnio umożliwiało jej ewentualną ucieczkę. - I to mocno, zobacz te kły! - rzuciła niby żartem, rozdziawiając pysk i wydając z siebie dość donośny warkot. Na wszelki wypadek, niech sobie nie myśli, że złapał naiwną (tsaa, może nie?!), bezbronną gąskę!
Zaraz jednak popisówki zaprzestała, widząc, jak ten umościł się względnie wygodnie na chłodnym (o czym nie zapomniał wspomnieć) podłożu. W sumie nie chciałoby mu się teraz na nią rzucać, skoro już się położył, prawda? I ona spróbowała nieco się rozluźnić, niemniej wciąż pozostawała w pozycji siedzącej. Licho nigdy nie śpi!
- Proszę, nie wiedziałam, że jesteś aż tak delikatny - rzuciła lekko, z uśmiechem na pysku. Powstrzymała się przed uwagą: "uważaj, bo sobie odmrozisz i tyle będzie z twoich pszczółek". Lepiej nie drażnić lwa!

- Leon
- Posty: 565
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 27 gru 2014
- Waleczność: 50
- Zręczność: 50
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Spojrzał doń jak na wariatkę, przekrzywiając przy tym wargi niczym Bolesław Krzywousty. Machnął przy tym ogonem w jej kierunku, a nawet dwa razy dla podkreślenia efektu. Teatralnie ułożył łapę na czole, jak ciężko chory facet, mający temperaturę 37,1.
- Ranisz mnie tymi słowyma. Po prosty jak cierń w samo serce, Shantee. Lwice to kwiaty piękności, lilije unoszące się na wodzie, które należy pielęgnować z najwyższą starannością, a ty mi takie rzeczy zarzucasz. Naprawdę mnie to ubodło głęboko we mnie i teraz będzie tkwić aż do kresu mych dni. I tak tam będzie gnić jak gangrena w ranie. Po prostu aż mi to przez gardło przejść nie może, że mnie, tak delikatnego lwa, tak potraktowano. O matuchno, trzymaj moją łapę, ja chyba zaraz zemdleję. - przez chwilę wachlował się swoją łapą, ale niezbyt długo, bo zaraz potem padł na bok wywalając przy tym jęzor i bardzo kiepskim ukradkiem spoglądając na lwicę jednym okiem, póki go nie zamknął i zamarł w bezruchu.
- Ranisz mnie tymi słowyma. Po prosty jak cierń w samo serce, Shantee. Lwice to kwiaty piękności, lilije unoszące się na wodzie, które należy pielęgnować z najwyższą starannością, a ty mi takie rzeczy zarzucasz. Naprawdę mnie to ubodło głęboko we mnie i teraz będzie tkwić aż do kresu mych dni. I tak tam będzie gnić jak gangrena w ranie. Po prostu aż mi to przez gardło przejść nie może, że mnie, tak delikatnego lwa, tak potraktowano. O matuchno, trzymaj moją łapę, ja chyba zaraz zemdleję. - przez chwilę wachlował się swoją łapą, ale niezbyt długo, bo zaraz potem padł na bok wywalając przy tym jęzor i bardzo kiepskim ukradkiem spoglądając na lwicę jednym okiem, póki go nie zamknął i zamarł w bezruchu.
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Trudno wyrazić słowami, jak trudno było Shanteeroth zachować spokój oraz powagę, kiedy oto stała się świadkiem kunsztownego, teatralnego przedstawienia. W zasadzie w pierwszym odruchu w ramach szacunku względem zdolności samca chciała zacząć klaskać w łapy. Zamiast tego ruszyła w kierunku "truchła".
- O ja nieszczęsna, dlaczegóż losie podły takżeś mnie ukrzywdził? Dlaczegóż odebrał tegoż oto wspaniałego przyjaciela mego, kochanka niedoszłego, rycerza... eee... morowego?! - zawodziła, zataczając się wokół niego, by ostatecznie paść niczym w odrętwieniu na jego ciało. - Leonie! Me serce ku Tobie ucieka! Leonie! Czemuż ty jesteś Leon? Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę! Lub jeśli tego nie możesz uczynić, To przysiąż wiernym być mojej miłości, a ja przestanę być z krwi.. krwi... eeee... krwistej krwi!
Następnie również wywaliła ozór, zalegając sobie przednią częścią ciała na jego boku. Bo czemu nie?
- O ja nieszczęsna, dlaczegóż losie podły takżeś mnie ukrzywdził? Dlaczegóż odebrał tegoż oto wspaniałego przyjaciela mego, kochanka niedoszłego, rycerza... eee... morowego?! - zawodziła, zataczając się wokół niego, by ostatecznie paść niczym w odrętwieniu na jego ciało. - Leonie! Me serce ku Tobie ucieka! Leonie! Czemuż ty jesteś Leon? Wyrzecz się swego rodu, rzuć tę nazwę! Lub jeśli tego nie możesz uczynić, To przysiąż wiernym być mojej miłości, a ja przestanę być z krwi.. krwi... eeee... krwistej krwi!
Następnie również wywaliła ozór, zalegając sobie przednią częścią ciała na jego boku. Bo czemu nie?

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość
















