x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Serce Dżungli
Regulamin forum
Kary i negatywne efekty
Kary i negatywne efekty
- podróżujące po terenach leśnych postacie mogą się zgubić
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Re: Serce Dżungli
Samej Shanteeroth natomiast wcale nie przeszkadzał styl, w jakim zaprezentował się Benjamin. W sumie uważała to nawet za całkiem urocze, a przy okazji sama czuła się nieco mniej niezdarną - bo w końcu, jak widać, nie tylko jej zdarzały się podobne wejścia smoka. Jednak zanim wspomniała chociażby najkrócej o podobnych przygodach w jej wykonaniu, spojrzała pytająco na - jak przypuszczała - najmłodszego z ich grona.
- EjTy? Trochę... dziwne, jak na imię - zauważyła. Oczywiście nie chciała go w jakikolwiek sposób urazić i w zasadzie nawet przez króciutką chwilę nie pomyślała, że mogłaby poruszyć jakąś delikatną strunę, urażając tym samym samca czy sprawiając mu przykrość. - Brzmi tak, jakby miało zastępować imię... Jakby ktoś cię wołał, wcale go nie znając. Nie myślałeś nigdy o tym, żeby je zmienić? O! Albo wymyślić sobie jakąś fajną ksywkę?
Nie chcąc jednak skupiać się na jednym tylko z rozmówców (po raz pierwszy od dawien dawna miała do czynienia z większą ilością kompanów w jednej chwili i jednym czasie!) powróciła spojrzeniem na otrzepującego się przed momentem Benjamina. Również wyglądał na młodziutkiego, jednak Shanteeroth wcale nie przeszkadzało, iż ma do czynienia z kimś młodszym. Przeciwnie, czuła się przy nich swobodniej niż przy staruszku, pod którego okiem notabene dorastała.
- Przesadzasz. Potwarzą byłoby wyrwanie wygłodniałemu lwiątku skrawka mięsa, jedynego który mógłby utrzymać je przy życiu. Jesteś cały? - spytała, obrzucając spojrzeniem sylwetkę tamtego, jakby w poszukiwaniu jakichś oznak doznanych urazów. Mogło się to wydać nieco krępujące, w końcu obca baba pożera cię wzrokiem milimetr po milimetrze, niemniej sama Shante zdecydowanie nie miała pojęcia o tym, iż tak nie wypada.
- EjTy? Trochę... dziwne, jak na imię - zauważyła. Oczywiście nie chciała go w jakikolwiek sposób urazić i w zasadzie nawet przez króciutką chwilę nie pomyślała, że mogłaby poruszyć jakąś delikatną strunę, urażając tym samym samca czy sprawiając mu przykrość. - Brzmi tak, jakby miało zastępować imię... Jakby ktoś cię wołał, wcale go nie znając. Nie myślałeś nigdy o tym, żeby je zmienić? O! Albo wymyślić sobie jakąś fajną ksywkę?
Nie chcąc jednak skupiać się na jednym tylko z rozmówców (po raz pierwszy od dawien dawna miała do czynienia z większą ilością kompanów w jednej chwili i jednym czasie!) powróciła spojrzeniem na otrzepującego się przed momentem Benjamina. Również wyglądał na młodziutkiego, jednak Shanteeroth wcale nie przeszkadzało, iż ma do czynienia z kimś młodszym. Przeciwnie, czuła się przy nich swobodniej niż przy staruszku, pod którego okiem notabene dorastała.
- Przesadzasz. Potwarzą byłoby wyrwanie wygłodniałemu lwiątku skrawka mięsa, jedynego który mógłby utrzymać je przy życiu. Jesteś cały? - spytała, obrzucając spojrzeniem sylwetkę tamtego, jakby w poszukiwaniu jakichś oznak doznanych urazów. Mogło się to wydać nieco krępujące, w końcu obca baba pożera cię wzrokiem milimetr po milimetrze, niemniej sama Shante zdecydowanie nie miała pojęcia o tym, iż tak nie wypada.
- Hamza
- Posty: 312
- Gatunek: P.Leo
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 sty 2018
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 51
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Mimo że nie dostał odpowiedzi to oboje nie wygladali na złych, więc założył że wszystko gra i buczy.
- Bo to nie jest imię. - Stwierdził tak zwyczajnie jak było to możliwe, fakt że nie znał swojego prawdziwego miana sprawiał mu sporo goryczy, szczyptę irytacji i małą miarkę smutku, ale prawdopodobnie ani szara, ani Ben nie ponosili za to winy, więc czemu miał być na nich zły?
- Nie chcę ksywki, wolałbym poznać swoje prawdziwe imię i... może dopiero wtedy jak będzie beznadziejne zmienić je nie wiem, na coś bardzo z pazurem.- Już od dawna wiedział że zwierzęta z imionami patrzyły na tą sprawę inaczej niż on. Dość o nim jednak.
- Albo gdyby pod Tobą był placek bawoła i wpadłbyś w niego pyskiem.- Dorzucił swoją garścią paciórkow, zagryzając potem wargi żeby nie parsknać z własnego żartu i czekał niecierpliwie aż Shante skończy swoje szczegółowe oględziny.
- Bo to nie jest imię. - Stwierdził tak zwyczajnie jak było to możliwe, fakt że nie znał swojego prawdziwego miana sprawiał mu sporo goryczy, szczyptę irytacji i małą miarkę smutku, ale prawdopodobnie ani szara, ani Ben nie ponosili za to winy, więc czemu miał być na nich zły?
- Nie chcę ksywki, wolałbym poznać swoje prawdziwe imię i... może dopiero wtedy jak będzie beznadziejne zmienić je nie wiem, na coś bardzo z pazurem.- Już od dawna wiedział że zwierzęta z imionami patrzyły na tą sprawę inaczej niż on. Dość o nim jednak.
- Albo gdyby pod Tobą był placek bawoła i wpadłbyś w niego pyskiem.- Dorzucił swoją garścią paciórkow, zagryzając potem wargi żeby nie parsknać z własnego żartu i czekał niecierpliwie aż Shante skończy swoje szczegółowe oględziny.
- Benjamin
- Posty: 50
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 05 paź 2017
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Sposób w jaki się przedstawił Benjamin zdecydowanie można było nazwać Wejściem Smoka, w końcu jego ksywka "Ryuu" w tłumaczeniu oznaczała smoka, kreaturę w której istnienie wierzono w stadzie, w którym się "wychowywał". Stworzenie to cechowało się inteligencją, siłą i majestatem. Uważano, że smoki utrzymywały pokój między stadami i rządziły sprawiedliwą łapą, ale Benjamin nigdy nie słyszał, żeby ktoś nazwał je "uroczymi". Znając go oburzył by się i to dość mocno, także może to i lepiej, że nie słyszy co siedzi w głowie lwicy.
- Żeby było śmieszniej obie sytuacje mi się kiedyś zdarzyły... - powiedział zrezygnowanym głosem.
- A co jest nie tak z twoim obecnym imieniem? Faktycznie brzmi obraźliwie i głupio, ale to twoje imię - powiedział patrząc się na nieco młodszego od siebie samca. Gdy tylko skończył mówić poczuł na sobie wzrok Shanteeroth, napiął mięśnie po czym spojrzał się na samicę pytającym wzrokiem.
- Żeby było śmieszniej obie sytuacje mi się kiedyś zdarzyły... - powiedział zrezygnowanym głosem.
- A co jest nie tak z twoim obecnym imieniem? Faktycznie brzmi obraźliwie i głupio, ale to twoje imię - powiedział patrząc się na nieco młodszego od siebie samca. Gdy tylko skończył mówić poczuł na sobie wzrok Shanteeroth, napiął mięśnie po czym spojrzał się na samicę pytającym wzrokiem.
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Shanteeroth wysłuchała uważnie młodziutkiego, czerwonookiego samczyka, skinąwszy na koniec jego wypowiedzi ze zrozumieniem. No, tak, najlepsza nawet ksywa nie zastąpi tożsamości, utraconej dawno temu. Sama wiedziała o tym doskonale, rezygnując wiele miesięcy temu z przedstawiania się swoim prawdziwym imieniem, zupełnie, jakby miano miało być zarezerwowanym jedynie dla zmarłej matki. W zasadzie coś w tym było, w końcu wraz z odejściem rodzicielki, umarła także część naszej bohaterki...
- Rozumiem - powiedziała spokojnie, uśmiechając się łagodnie w kierunku tamtego. - Nie łam się, na pewno wkrótce spotkasz kogoś, kto będzie w stanie ci pomóc. W zasadzie dlaczego nie pamiętasz imienia? Jakiś wypadek? - zagaiła, chociaż z pewnością nie powinna rozdrapywać wszelkich ran. Cóż, brakowało jej nieco ogłady oraz wyczucia, którego brakiem właśnie się popisała. Nie po raz pierwszy i zapewne też nie ostatni podczas tego spotkania.
- Och - zareagowała w pierwszym odruchu na słowa Benjamina, cudem chyba jedynie nie parsknąwszy śmiechem. Zamiast tego pokiwała siwym łebkiem, mrużąc w pewnym rozbawieniu fioletowe ślepka. - Masz więcej doświadczenia ode mnie. Mnie jak dotąd zdarzyło się tylko zaliczyć bawole placki. I to nie tylko pyskiem... - skrzywiła się wymownie, jakby samo wspomnienie lądowania w odchodach kopytnych stworzeń wywoływało odruchy wymiotne. Na szczęście pyskiem wylądowała w podobnym miejscu jedynie raz. Na wszelki wypadek nie chwaliła się raczej, że to przez kompletnie nieporadne łapy, nad którymi nie zapanowała, lecąc z gałęzi szerokiej jak trzy gnu razem wzięte wprost w placek. No, cóż, bywa.
I chociaż Shante już nie taksowała samców spojrzeniem, chociaż nie zdawała się już zachłannie pożerać ich wzrokiem, nie sprawiała wrażenia, jakby choć nieco zbiło ją z tropu to, że chwilę temu poniekąd obraziła nieświadomie Benjamina gardząc wyrywaniem pokarmu słabszym. Nie wyglądała również na w jakimkolwiek stopniu przejętą pytającymi spojrzeniami Smoka czy drobnymi oznakami zniecierpliwienia Bezimiennego. Zupełnie, jakby tego nie zauważyła.
- Rozumiem - powiedziała spokojnie, uśmiechając się łagodnie w kierunku tamtego. - Nie łam się, na pewno wkrótce spotkasz kogoś, kto będzie w stanie ci pomóc. W zasadzie dlaczego nie pamiętasz imienia? Jakiś wypadek? - zagaiła, chociaż z pewnością nie powinna rozdrapywać wszelkich ran. Cóż, brakowało jej nieco ogłady oraz wyczucia, którego brakiem właśnie się popisała. Nie po raz pierwszy i zapewne też nie ostatni podczas tego spotkania.
- Och - zareagowała w pierwszym odruchu na słowa Benjamina, cudem chyba jedynie nie parsknąwszy śmiechem. Zamiast tego pokiwała siwym łebkiem, mrużąc w pewnym rozbawieniu fioletowe ślepka. - Masz więcej doświadczenia ode mnie. Mnie jak dotąd zdarzyło się tylko zaliczyć bawole placki. I to nie tylko pyskiem... - skrzywiła się wymownie, jakby samo wspomnienie lądowania w odchodach kopytnych stworzeń wywoływało odruchy wymiotne. Na szczęście pyskiem wylądowała w podobnym miejscu jedynie raz. Na wszelki wypadek nie chwaliła się raczej, że to przez kompletnie nieporadne łapy, nad którymi nie zapanowała, lecąc z gałęzi szerokiej jak trzy gnu razem wzięte wprost w placek. No, cóż, bywa.
I chociaż Shante już nie taksowała samców spojrzeniem, chociaż nie zdawała się już zachłannie pożerać ich wzrokiem, nie sprawiała wrażenia, jakby choć nieco zbiło ją z tropu to, że chwilę temu poniekąd obraziła nieświadomie Benjamina gardząc wyrywaniem pokarmu słabszym. Nie wyglądała również na w jakimkolwiek stopniu przejętą pytającymi spojrzeniami Smoka czy drobnymi oznakami zniecierpliwienia Bezimiennego. Zupełnie, jakby tego nie zauważyła.
- Hamza
- Posty: 312
- Gatunek: P.Leo
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 sty 2018
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 51
- Percepcja: 35
- Kontakt:
- Ough..- Nie umiał opanować odruchowej krzywizny na pyszczku, starał się naprawdę, ale myśl lądowania w miękkiej ciepłej, parującej kupie bawołu wrażliwym nosem... uhh nie to za wiele nawet dla niego.
- EjTy to raczej też ksywka, nie przywiązuje do niej wagi, ale wiem dzięki niej że ktoś zwraca się do mnie. - Taki praktyczny przymus bardziej.
Pytanie Shante nie ugodziło go zbyt mocno, nie był typem dramatycznej osoby rozpaczającej nad swoim marnym losem, przecież zawsze mogło być gorzej, los zabrał mu wspomnienia, ale miał cztery łapy i łeb nie od parady, więc i szanse na odzyskanie dawnego życia były spore.
- Musiałem wpaść do rzeki, nie pamiętam tego, ani jak trafiłem do watahy dzikich psów, ale one mi o tym opowiedziały. Znaczy się, o tym że znalazły mnie nieprzytomnego na brzegu w delcie. Poszedłem tą samą rzeką w górę licząc że dotrę do domu czy coś. Ale nic mi tu nie wygląda znajomo.- Dopiero teraz się pokwasił, był rozczarowany tym faktem, westchnął ciężko, może nigdy nie będzie mu dane wrócić do rodziny, oj nie, nie! Pokręcił głowa, co to za bzdurne myśli?!
- EjTy to raczej też ksywka, nie przywiązuje do niej wagi, ale wiem dzięki niej że ktoś zwraca się do mnie. - Taki praktyczny przymus bardziej.
Pytanie Shante nie ugodziło go zbyt mocno, nie był typem dramatycznej osoby rozpaczającej nad swoim marnym losem, przecież zawsze mogło być gorzej, los zabrał mu wspomnienia, ale miał cztery łapy i łeb nie od parady, więc i szanse na odzyskanie dawnego życia były spore.
- Musiałem wpaść do rzeki, nie pamiętam tego, ani jak trafiłem do watahy dzikich psów, ale one mi o tym opowiedziały. Znaczy się, o tym że znalazły mnie nieprzytomnego na brzegu w delcie. Poszedłem tą samą rzeką w górę licząc że dotrę do domu czy coś. Ale nic mi tu nie wygląda znajomo.- Dopiero teraz się pokwasił, był rozczarowany tym faktem, westchnął ciężko, może nigdy nie będzie mu dane wrócić do rodziny, oj nie, nie! Pokręcił głowa, co to za bzdurne myśli?!
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Shanteeroth, chociaż wiecznie sama i oddalona na ogół od innych istot, w jakiś sposób wykształciła w sobie równie sporo empatii jak równoważącego ją braku wyczucia. Tak więc to, czy palnęła coś czy raczej wolała przemilczeć w sporej mierze zależało od tego, bliżej którego bieguna znajdowała się w danej chwili. Jako jednak istotka, która sama porzuciła swoje imię z powodu irracjonalnego poczucia wstydu i zażenowania pod nim skrytych, znała doskonale moc tej pozornie niepozornej, zwyczajnie zwyczajnej cząstki tożsamości, którą było nadane miano. Dlatego skinęła jedynie łbem, już darując sobie czepianie pokroju ale jak jesteśmy tutaj w trójkę i ktoś zawoła "ej ty", to odwrócimy się wszyscy. Zresztą młodziutki lewek z pewnością gdzieś tam musiał zdawać sobie z tego sprawę... Chyba...
- Dzikich psów? W sensie jakichś likaonów? - zapytała. Cóż, Shanteeroth nie do końca orientowała się w gatunkach zwierząt, aczkolwiek była w stanie rozpoznać drapieżnika od potencjalnego posiłku, więc nie było aż takiej tragedii znowuż. - Kurczę, to faktycznie nieciekawie. Trudno cokolwiek znaleźć, jak nawet nie wiadomo, gdzie szukać - powiedziała nieco niepewnie, z autentyczną nutą zatroskania w tonie jej delikatnie brzmiącego, całkiem nadal dziewczęcego, głosu.
- Dzikich psów? W sensie jakichś likaonów? - zapytała. Cóż, Shanteeroth nie do końca orientowała się w gatunkach zwierząt, aczkolwiek była w stanie rozpoznać drapieżnika od potencjalnego posiłku, więc nie było aż takiej tragedii znowuż. - Kurczę, to faktycznie nieciekawie. Trudno cokolwiek znaleźć, jak nawet nie wiadomo, gdzie szukać - powiedziała nieco niepewnie, z autentyczną nutą zatroskania w tonie jej delikatnie brzmiącego, całkiem nadal dziewczęcego, głosu.
- Benjamin
- Posty: 50
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 05 paź 2017
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Samiec nieco skrzywił się przypominając sobie przykre zdarzenia ze swojego dotychczasowego krótkiego życia. Szybko jednak wątek zszedł na samca, który w sumie nawet przypominał Benjamina z wyglądu.
- Nie brałeś pod uwagę tego, że twoje stado mogło zostać zaatakowane i tylko ty przeżyłeś? - zapytał jakby myśląc na głos, nie wziął wcale pod uwagę tego, że mógł urazić tym młodego lwa. Nie zrobił tego, ponieważ sam uważał, że to byłoby błogosławieństwo gdyby tylko mógł zapomnieć o tym, że wymordowano mu rodzinę. Zamiast tego Ben pamiętał każdy szczegół i nawiedzało go to w snach, nie miłe to jest uczucie.
- Chociaż faktycznie coś takiego może doprowadzić do kryzysu tożsamości - używając tych trudnych słów Ben dalej krążył we własnych myślach jakby miał tam znaleźć historię życia EjTy.
- Nie brałeś pod uwagę tego, że twoje stado mogło zostać zaatakowane i tylko ty przeżyłeś? - zapytał jakby myśląc na głos, nie wziął wcale pod uwagę tego, że mógł urazić tym młodego lwa. Nie zrobił tego, ponieważ sam uważał, że to byłoby błogosławieństwo gdyby tylko mógł zapomnieć o tym, że wymordowano mu rodzinę. Zamiast tego Ben pamiętał każdy szczegół i nawiedzało go to w snach, nie miłe to jest uczucie.
- Chociaż faktycznie coś takiego może doprowadzić do kryzysu tożsamości - używając tych trudnych słów Ben dalej krążył we własnych myślach jakby miał tam znaleźć historię życia EjTy.
- Hamza
- Posty: 312
- Gatunek: P.Leo
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 sty 2018
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 51
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Pokiwał potwierdzająco głową.
- Tak, dokładnie o nie mi chodzi. No i nie jest tak źle, idąc w górę rzeki powinienem w końcu trafić do domu. - Naiwnie w to wierzył, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, że rzeka jest naprawdę długa, a tereny do niej przylegające są jeszcze większe. Pytanie Benjamina zbiło go nieco z tego pozytywnego myślenia, cofnął łeb i obrzucił samczyka wiele mówiącym spojrzeniem. - Na pewno nie?! - Zaprzeczył prawie natychmiast oburzony lekko, dlaczego on tak powiedział?! Oczy EjTy biegału z Shante na Bena, niech ona mu coś powie, żeby nie gadał takich nonsenów!
- Była powódź, to dość duża tragedia, dlaczego ktoś miałby jeszcze robić taką rzecz. Nie, moje stado na pewno jest całe i zdrowe, z pewnością też czekają na mój powrót. - Uniósł nieświadomie głos, chciał udowodnić mu że bardzo się myli i nie powinien mówić w ten sposób.
Po kilku kolejnych chwilach doszedł do wniosku że to już pora na niego.
- Przepraszam was. Ale będę już szedł. Muszę odnaleźć swoją rodzinę. - I to czym prędzej, zwłaszcza teraz kiedy Ben napełnił mu serce dodatkowym strachem. Skinął im lekko głową i ruszył na południe.
ZT
- Tak, dokładnie o nie mi chodzi. No i nie jest tak źle, idąc w górę rzeki powinienem w końcu trafić do domu. - Naiwnie w to wierzył, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, że rzeka jest naprawdę długa, a tereny do niej przylegające są jeszcze większe. Pytanie Benjamina zbiło go nieco z tego pozytywnego myślenia, cofnął łeb i obrzucił samczyka wiele mówiącym spojrzeniem. - Na pewno nie?! - Zaprzeczył prawie natychmiast oburzony lekko, dlaczego on tak powiedział?! Oczy EjTy biegału z Shante na Bena, niech ona mu coś powie, żeby nie gadał takich nonsenów!
- Była powódź, to dość duża tragedia, dlaczego ktoś miałby jeszcze robić taką rzecz. Nie, moje stado na pewno jest całe i zdrowe, z pewnością też czekają na mój powrót. - Uniósł nieświadomie głos, chciał udowodnić mu że bardzo się myli i nie powinien mówić w ten sposób.
Po kilku kolejnych chwilach doszedł do wniosku że to już pora na niego.
- Przepraszam was. Ale będę już szedł. Muszę odnaleźć swoją rodzinę. - I to czym prędzej, zwłaszcza teraz kiedy Ben napełnił mu serce dodatkowym strachem. Skinął im lekko głową i ruszył na południe.
ZT
- Shanteeroth
- Posty: 995
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 sie 2015
- Specjalizacja:
- Waleczność: 40
- Zręczność: 55
- Percepcja: 60
Shanteeroth miała to do siebie, iż emocje odczuwała dość mocno, była całkiem wrażliwa i... zapominała, że czasami należy nad nimi panować. Dlatego skrzywiła się wyraźnie, kiedy tylko starszy lew wspomniał o tragedii, jaka mogła dotknąć stada tego młodszego. Spiorunowała go przy tym spojrzeniem zupełnie, jakoby w nadziei, iż usmaży mu tyłek laserami, którymi miałaby z nich strzelać. Laserów nie było. Nie te czasy, nie to miejsce, nie ten stopień rozwoju. Na szczęście dla Benjamina. Może dożyje kilku kolejnych wschodów słońca.
- Zawsze tak tryskasz optymizmem? - spytała jedynie do przesady słodko, uśmiechając się oczywiście adekwatnie do tonu wypowiedzi. Może z powodu zwyczajnego faktu, iż EjTy jest całkiem młodziutkim lewkiem (choć podczas tego jednego spotkania strzeliło kilka latek, ha!) i odczuwała irracjonalną potrzebę zaopiekowania się nim. Załączył jej się tryb starszej siostry, ot co. W końcu dotąd nie miała na kogo przelewać swoich instynktów około-macierzyńskich, o kogo się troszczyć czy kim opiekować.
Nie zdążyła jednak zareagować, uspokoić młodego, cokolwiek motywującego mu "podrzucić", bo ten pospiesznie udał się przed siebie, żegnając z ich dwójką. Wypuściła głośno nagromadzone w płucach powietrze.
- I żeś spłoszył chłopaka - skwitowała tylko, podnosząc pupę z podłogi, po czym uśmiechnęła się w nieco przyblakły sposób do Benjamina. - Też będę znikać. Do zobaczenia.
I tyle jej było. Skinęła łebkiem i także ruszyła przed siebie. Jednak, aby nie zostać posądzoną o śledzenie dzieciaka lub jakieś zapędy pedolewskie, udała się ku północy.
/ zt.
- Zawsze tak tryskasz optymizmem? - spytała jedynie do przesady słodko, uśmiechając się oczywiście adekwatnie do tonu wypowiedzi. Może z powodu zwyczajnego faktu, iż EjTy jest całkiem młodziutkim lewkiem (choć podczas tego jednego spotkania strzeliło kilka latek, ha!) i odczuwała irracjonalną potrzebę zaopiekowania się nim. Załączył jej się tryb starszej siostry, ot co. W końcu dotąd nie miała na kogo przelewać swoich instynktów około-macierzyńskich, o kogo się troszczyć czy kim opiekować.
Nie zdążyła jednak zareagować, uspokoić młodego, cokolwiek motywującego mu "podrzucić", bo ten pospiesznie udał się przed siebie, żegnając z ich dwójką. Wypuściła głośno nagromadzone w płucach powietrze.
- I żeś spłoszył chłopaka - skwitowała tylko, podnosząc pupę z podłogi, po czym uśmiechnęła się w nieco przyblakły sposób do Benjamina. - Też będę znikać. Do zobaczenia.
I tyle jej było. Skinęła łebkiem i także ruszyła przed siebie. Jednak, aby nie zostać posądzoną o śledzenie dzieciaka lub jakieś zapędy pedolewskie, udała się ku północy.
/ zt.
- Benjamin
- Posty: 50
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 05 paź 2017
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Samiec nie był zdziwiony reakcją młodszego od niego samca. Jeszcze niedawno pewnie sam by zareagował w podobny sposób. Jednak świat nie jest tak łaskawy jak myślał EjTy, a im szybciej to zrozumie tym lepiej dla niego. Benjamin nie bardzo przejął się reakcjami obecnych lwów. W końcu od samego początku nie miał zamiaru się z nimi przyjaźnić. Wkrótce po nich sam ruszył tyłek i spacerkiem poszedł przed siebie.
/zt
/zt
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 14 gości