x
Newsy
  • 07.04.2024
  • Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
  • 06.04.2024
  • Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
  • 07.03.2024
  • Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
  • 04.02.2024
  • Postacią Miesiąca został Tauro
  • 31.01.2024
  • Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
  • Aktualności fabularne
  • > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
  • Przewrót na Lwiej Ziemi
  • > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
  • Gniew Przodków
  • > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
  • Epidemia w dżungli
  • > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
  • Szkarłatne Grzywy
  • > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Suwak
Lwia Skała
Wodopój Las Kanion Termitiery Jezioro ZZ Wulkan Góry LS Jaskinie Kilimandżaro Upendi Drzewo życia Wielki Wodospad Zakątek Przodków Oaza Ruiny Pustynia Ciernisko Cmentarz Pole bitwy Zarośla Bagno Słone jezioro Gejzery Góry ZZ Wielka woda Jezioro szmaragdowe Jezioro flamingów Kaskada Grobowiec Rzeka Wąwóz Dżungla Pustkowia Równina Rzeka 2 Sawanna 2 Rzeka 3 Las namorzynowy Dolina wichrów Nadrzecze Dolina LS Drzewo życia Sawanna LZ Skała Wolności Wschodnia Oaza Wydmy Las MB Jezioro MB Wybrzeże

Zapisy

Miejsce na informacje o postaciach: zapisy, karty postaci, dzienniki umiejętności, zawieszanie postaci i zakup umiejętności.

Awatar użytkownika
Abraham
Posty: 14
Gatunek: Wielbłąd arabski
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 11 lis 2016
Zdrowie: 100
Waleczność: 35
Zręczność: 55
Percepcja: 50
Kontakt:

Re: Zapisy

#301

Post autor: Abraham » 17 sie 2020, 13:32

Historia:

Abraham należał do tego samego stada co Zbigniew i niestety wywodził się z chłopskiej rodziny. Ojciec pewnego pięknego dnia kopnął w kalendarz, matka uciekła chwilę po urodzeniu dziecka. Nieszczęśliwszy żywot spotkałby go, gdyby dwójka rodziców nie zjawiła się na porodzie. Abraham rósł w normalnym tempie do czasu osiągnięcia dorosłości i mrocznego wieku, kiedy władzę w stadzie przejął Magnat Zbigniew. Tak się złożyło, że coś stało się ze stadnym znachorem, zaginął niespodziewanie z dnia na dzień. P{lotki głosiły o porwaniu i sprzedaniu jako pokarm dla hien, ale inne wielbłądy nie chciały w to wierzyć zwłaszcza Abraham. Dalej wszystko ułożyło się następująco Abraham bez wiedzy oraz doświadczenia objął funkcję medyka. Metodą prób lub błędów uczył się fachu, trzeba przyznać, że pierwszych dziesięciu pacjentów posłał na tamten świat podając im niewłaściwe zioła lub myląc choroby. Najczęściej zwalał winę na bóstwa albo kłamał o beznadziejnym przypadku, czasami było trudno. Ktoś przychodził z problemami natury rozmnażania i następnego dnia lądował martwy. Wystarczy o medycynie, z czasem Abraham opanował skomplikowaną sztukę leczenia i z dziesięciu na dziesięciu martwych pacjentów zszedł do dziewięciu. Niestety pewnego dnia zaparzył sobie wywar na uspokojenie i doznał halucynogennych wizji! Pomylił zioła, więc biegał wokół kamienia na środku pustyni aż przywalił w niego łbem. Od tamtej pory zmienił się na zawsze, o wiele spadła jego inteligencja, a także nazywano go chorym na głowę. Do tego wszystkiego zaczął seplenić i usunięto go z funkcji znachora, ale nie ma tego złego. Sam Magnat Zbigniew zaproponował mu nową pracę poza teren stada, które obaj opuścili nocą.


Cechy:
- wykształcenie wyższe medyczne specjalność znachorstwo: brak
- wykształcenie średnie specjalność farmakologia: brak
- wykształcenie: brak
- samouk specjalność medycyna/znachorostwo: jest
- seplenienie i głupota większa od ziemniaka: jest

Statystyki:
Krzepa = 35
Zręczność: 55
Percepcja = 50

Sam rozumiesz z pewnością, że nie dostaniesz tytułu medyka z zapisu. Możesz doszkolić się na fabule żeby zostać prawdziwym medykiem. Poza tym akcept

Awatar użytkownika
Semyazza
Posty: 57
Gatunek: Fenek.
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 28 paź 2017
Zdrowie: 100
Waleczność: 15
Zręczność: 35
Percepcja: 35
Kontakt:

#302

Post autor: Semyazza » 17 sie 2020, 17:55

Jestem Shadyia. Wyrzutek.
Na terenach pustynnych przyszedł na świat nietypowy lis pustynny - koloru czarnego. Był ewenementem, był podziwiany przez niewielu, zaś gnębiony przez większość. Nienaturalna barwa oraz kolor oczu, bo fioletowe, zwabiały drapieżniki. Od narodzin rodzice musieli walczyć z plagą wrogów, którzy łatwo ich namierzali, nieważne jak często zmieniali kryjówkę, zawsze ich odnajdywano, dzięki czarnej owcy. Matka nie miała serca porzucić młodego, ojciec wpadł w sidła umysłu tłumu, chciał go porzucić, by żyć jak dawniej. Z biegiem czasu dorastał, stawał się bardziej samodzielny, a matka traciłq już siły okalając go troską i bezpieczeństwem, ojciec spoglądał złowrogim okiem na syna, jednak nic nie mówił, bo wiedział, że zrani jego matkę. Nieurodzaj i wieczna gonitwa to było wyczerpujące i odbijało się piętnem na zdrowiu samicy. Samiec przeklinał w myślach dlaczego ich to spotkało, mimo to, wciąż walczył o przetrwanie całej trójki. Przynosił jadło każdego dnia, nawet jeśli był to ochłap. Zawsze młody jadł pierwszy, tak nakazała samica. Ich miana nie były znane czasu, po prostu byli lisami pustynni jak ich wielu. Entego dnia kiedy samiec niósł pożywienie zastał obraz którego się nie spodziewał, syn uciekający przed - przed wężem który właśnie dobijał jego matkę. Już nic nie dało się zrobić. Nienawiść grzmiała w oczach rodzica gdy wpaytrywał się w cień gasnący na widnokręgu. Nie wiedział, że partnerka nakazała młodemu uciec, a sama poświęciła swe życie walcząc z drapieżnikiem. Samiec nie podszedł do niej, z niewielkiej odległości spojrzał na nią ostatni raz, po czym się wycofał. Piętno które nosił będzie go prześladować do końca. Młodzieniec gnał przed się ile sił nie patrząc wstecz. Utuliły go drzewa do których dobrnął po tułaczce, rzekomo tam, gdzie łatwiej się schronić. Uczony przez siebie samodzielności, dorastał w cieniu drzew wspominają czasem swe dawne życie.

Krzepa: 15.
Zręczność: 35.
Percepcja: 35.








Akcept

Awatar użytkownika
Hexados
Posty: 75
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 20 maja 2017
Zdrowie: 100
Waleczność: 65
Zręczność: 55
Percepcja: 30
Kontakt:

#303

Post autor: Hexados » 17 sie 2020, 21:07

Historia Exar, tak ochrzczono syna zwiadowcy w Mroźnych Szczytach. Nie dostawał względem innych dzieciąt miotu rozmiarem, siłą czy uzębieniem. Do czasów nastoletnich miał spokojne sielankowe życie typowego brzdąca. Pierwsze problemy pojawiły się w momencie przekroczenia magicznego progu wejścia w nastoletność, podczas niej kły Hexadosa zaczęły rosnąć jak na drożdżach, szpecąc jego całokształt. W moment zajął miejsce wyrzutka, a chwilę później pełnił rolę dziwadła i żywej deformacji, z której należało się głośno śmiać, wytykając ją przy tym palcami. Dłuższe kły nie sprawiały młodemu lwu tak dużych problemów, jakby zdawać się mogło. Racja, nie miał z ich powodu łatwiej przy rozszarpywaniu mięsa, ale z czasem po prostu nauczył się pewnych rzeczy. Poniekąd okazywały się pomocne kiedy przychodziło zatopić zęby w uciekającej ofierze, wtedy jako tako wchodziły głębiej w tkankę. Reszta stada nie podzieliła mocnych ani słabych stron, dla nich Hexados był dziwolągiem i wyrzutkiem. Co z rodziną? Na początku podchodzili do sprawy sceptycznie, zachowywali dystans do pierwszej wizyty szamana i znachora. Obaj specjaliści jednomyślnie stwierdzili brak innej możliwości wyleczenia zębów niż wyrwanie. Przez niemal cały czas dojrzewania Exar jest wystawiony na szykany tak wielkie , że nabawił się depresji. Smutny, odrzucony przez wszystkich skończyłby ze sobą, gdyby nie lew, który pojawił się w jego życiu. Pełen deformacji, chodzące dziwadło z podwójnymi uszami i podwójnym ogonem. Stał się dla samotnego Hexadosa oparciem, ojcem, przy nim zaspokojone pozostały podstawowe potrzeby społeczne młodego dorosłego. Niejaki Hexados – tak nazywał się lew, który podał pomocną dłoń długokiełowemu – opuścił swojego wychowanka, podczas osiągnięcia przez niego pełnej dorosłości. Na pamiątkę i ku wiecznemu pożegnaniu dawnego życia, lew Exar przyjął imię Hexados, właśnie tak nazywany przemierza tutejszą krainę. Statystyki ___________________________________________________________ _ Krzepa: 65
Percepcja: 30
Zręczność: 55




Akcept
Ostatnio zmieniony 17 sie 2020, 23:40 przez Hexados, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Lokatt
Posty: 107
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samica
Data urodzenia: 22 lip 2016
Zdrowie: 95
Waleczność: 60
Zręczność: 60
Percepcja: 30
Kontakt:

#304

Post autor: Lokatt » 17 sie 2020, 23:38

Krzepa: 60
Zręczność:60
Percepcja:30


Historia

Wielu zapewne uznałoby, iż przyszła na świat w najgorszych z możliwych okoliczności. Urodziła się bowiem w stadzie, które nieumiejętne rządy młodego króla sprowadziły na skraj upadku, podczas przedłużającej się niemiłosiernie suszy, skutkującej niedostatkiem pożywienia. Zdecydowanie nie był to idealny czas na powiększenie rodziny, co matce bursztynowookiej krewni i przyjaciele niejednokrotnie wytykali. Mieli całkowitą rację i niebawem wszyscy zainteresowani mieli przekonać się o tym na własnej skórze, w najbardziej bolesny sposób.

Cudem było, iż niedożywiona lwica nie poroniła. Nie zaskoczyło nikogo, że nie przeżyła porodu, pozostawiając kilka nowo narodzonych, mizernych lwiątek na pastwę losu. Nie mogąc liczyć na pomoc ze strony ojca, który nigdy nie poczuwał się do obowiązku opieki nad potomstwem, z całą pewnością nie dożyłyby nawet świtu. Na szczęście z pomocą przyszły krewne i przyjaciółki zmarłej lwicy. Szczególną troską otoczyła je siostra ich matki, powszechnie szanowana samica o imieniu Tala. Choć sama posiadała już liczne potomstwo, postanowiła zaopiekować się kolejnym miotem, wychowując lwiątka, jak swoje własne. Można by przypuszczać, że od tej pory ich los się odmieni, lecz ktokolwiek by tak pomyślał, grubo by się pomylił.
Warunki życia wciąż nie należały do najlepszych, tak więc i na najmłodszych członków stada wciąż czyhało wiele niebezpieczeństw. Głód, rozmaite choroby, czy też tak samo, jak i lwy głodne inne drapieżniki szukające łatwego łupu były tylko jednymi z wielu zagrożeń. I pech chciał, że prędzej, czy później takie niebezpieczeństwa doprowadziły do śmierci kolejnych potomków nieszczęśliwej lwicy. Wszystkich, oprócz jednego. Pierworodnej córki, największej z miotu, o futrze w odcieniach srebra i charakterystycznych ciemnych znaczeniach na pysku, przywodzących na myśl ślady, jakie na policzkach pozostawiają świeże łzy. Samicy nazwanej przez opiekunkę Lokatt.

Los się do niej uśmiechnął, a może ot po prostu jej opiekunka starała się, jak mogła, by ocalić ostatnie dziecko swej zmarłej siostry. Tak, czy owak samica przeżyła kolejne niełatwe miesiące, choć czasami było trudno. Szybko była zmuszona nauczyć się walczyć o swoje i wyrywać kawały mięsa z pysków słabszych od siebie. A kiedy nie było takiej możliwości, uciekać się do podstępnej kradzieży. Nie do końca takie postępowanie podobało się jej ciotce, lecz nie kwapiła się zbytnio, by ją strofować, wciąż w głębi ducha pragnąc, by samica dożyła dorosłości. I choć w końcu, po długich miesiącach, które wydawały się ciągnąć w nieskończoność, z nieba wreszcie spadł deszcz, kończąc okres suszy i niedostatku, dawne nawyki pozostały już na zawsze.

Klęska pozostawiła stado osłabione i poważnie przetrzebione, lecz również zasiała w sercach sporej większości jego członków ziarno niechęci wobec króla. Coraz częściej i ostrzej szeptano, że nie nadaje się on, by przewodzić grupie i że nie dba o dobro swych podwładnych. Czy wysłuchał głosów doświadczonych łowczyń i wojowników, by wypuścić się dalej w poszukiwaniu zwierzyny? Czy też całkowicie opuścić skaliste wzgórza i przenieść się w doliny, nad rzekę, gdzie łatwiej o zwierzynę? Dlaczego tego nie uczynił? Czy nie dlatego ze zwykłego samolubstwa? Królowi przysługiwał przywilej pożywiania się jako pierwszy, tak więc on sam nigdy głodny nie chodził. A tak przynajmniej powtarzali jego przeciwnicy, coraz głośniej namawiając innych do buntu. Oczywiście z czasem ich słowa dotarły do niewłaściwych uszu osobników wciąż lojalnych wobec władcy, którzy zapragnęli powstrzymać spiskowców za wszelką cenę. Stado stanęło przed kolejnym wyzwaniem. Wybuchła wojna domowa.

Walki były krwawe, nikt nie szczędził kłów i pazurów. W ciągu zaledwie kilku tygodni niegdysiejsi przyjaciele obrócili się przeciwko sobie, rodzeni bracia rzucali się sobie do gardeł. Wydawać by się mogło, że wszyscy wokół w jednej chwili zupełnie stracili rozum, zmieniając się w wiedzione nienawiścią, okrutne potwory. Pozostanie neutralnym było najgorszą opcją, wówczas bowiem szybko stawano się celem obydwu grup. Na domiar złego wielu obawiało się jeszcze dodatkowo inwazji z zewnątrz. W końcu jeśli ktokolwiek dowiedziałby się o podzielonym stadzie, z pewnością by to wykorzystał. Tych, którzy by to przeżyli czekałaby niewola. W sercach i umysłach wszystkich panował strach i gniew.

Wiadomym było, że cokolwiek by się nie stało, stado nie przetrwa. Dlatego też wielu decydowało się na ucieczkę. Co noc ktoś wymykał się ze swego legowiska, odchodząc w siną dal. Nikt nawet nie trudził się, by posłać za nimi pogoń. Dla dorastającej już Lokatt ta perspektywa wydawała się z dnia na dzień coraz bardziej kusząca. Nie czuła już wobec żadnego z nich niczego więcej, jak pogardy i nienawiści. Nie mogła nikomu ufać, w końcu jak można ufać komuś, kto gotów jest w każdej chwili zdradzić swych przyjaciół? Nawet i osoba jej ciotki coraz mniej w jej oczach zasługiwała na szacunek. Co wobec tego ogromu śmierci i nienawiści znaczyły te tradycje, które tak uparcie kultywowała? Czym były jej piękne opowieści o miłości i przyjaźni, jak nie zbiorem szczeniackich bajek, skoro wszyscy wokół te wartości mieli za nic? Z osoby najbliższej jej sercu stawała się coraz bardziej żałosną, starzejącą się, naiwną lwicą w oczach Lokatt. Coraz bardziej coś ją w niej odrzucało. Tak bardzo, jak coraz mocniej, oglądając po raz kolejny, jak dawni członkowie jednego stada obracają się przeciwko sobie, miała wrażenie, że to nie życie dla niej. Zasługuje na więcej. Należało jej się więcej, skoro przez tak długi czas to wszystko znosiła i tak ciężko walczyła o przeżycie każdego kolejnego dnia.
Dlatego też pewnego dnia odeszła, nie oglądając się nawet za sobą.

Następne dni, tygodnie, miesiące, nawet i lata, spędziła na wędrówce. Głównie samotnej, choć od czasu do czasu przyłączyła się do kogoś. Lecz nie na długo i bynajmniej nie z dobroci serca. Po tym wszystkim, co przeszła w jej wnętrzu trudno znaleźć jest choć okruch miłości. Tymczasowi towarzysze byli dla niej, jak narzędzia, które wykorzystywała dla swej wygody, bądź zabawki, by umilić sobie podróż. Wszystkich bez wyjątku koniec końców porzucała, często w trudnej sytuacji, czasami nawet i na pewną śmierć. Nie obchodził jej ich los. Tak, jak od małego, liczyło się tylko jej dobro, jej przeżycie. Przez ten czas przeszła wiele, nauczyła się dużo, nabrała siły i wytrwałości. A wszędzie, gdzie się przewinęła pozostawiała za sobą złamane serca i urażone dumy. Niejednego zdradziła, wielu zraniła, czy wykorzystała. Niejeden padł ofiarą jakiejś skomplikowanej intrygi. Niejeden także i zasmakował jej zębów i pazurów. Jednak wciąż, nieustannie miała wrażenie, że należy jej się więcej. Lepsze, wygodniejsze życie. Jako wynagrodzenie za wszystkie nieszczęścia, jakie spotkały ją w przeszłości.
W taki oto sposób dotarła i tutaj, w poszukiwaniu sposobu, by zmienić swoje życie. A może i przy okazji wpłynąć również na życie wielu innych istnień...

Charakter

Lokatt jest lwicą skrajnie egoistyczną, skupioną tylko i wyłącznie na własnych potrzebach. Niełatwa przeszłość przyzwyczaiła ją do dbania jedynie o własną skórę i nic się w tej kwestii nie zmieniło. Z tego samego powodu stała się bardzo zachłanna i zazdrosna. Zawsze gotowa jest walczyć o swoje, zazwyczaj dąży do celu po trupach i nie boi się w razie konieczności nieco ubrudzić sobie łapek. Lecz trzeba przyznać, iż często lubi iść na łatwiznę, jak i uciekać się do podstępów i kłamstw, byle by tylko osiągnąć swój cel. Lokatt to bezwzględna manipulantka, gotowa wykorzystać innych do swoich celów. Nie obchodzi ją los innych, przynajmniej jeśli w żaden sposób nie są dla niej użyteczni. Z tego powodu stara się, jak tylko może, by się do nikogo nie przywiązywać. Jeśli wobec kogokolwiek wydaje się serdeczna, najpewniej coś próbuje przez to osiągnąć. A w chwili, kiedy będzie już miała to coś w garści, najpewniej zdradzi, zrani i odejdzie, pozostawiając po sobie tylko ból i gorycz.
Bywa strasznie zaborcza, prawie nigdy nie jest szczera i zraniona będzie dążyć do zemsty.
Pomimo jej wad nie można jej odmówić inteligencji i konsekwencji w dążeniu do celu. Zawsze przykłada też dużą wagę do samodoskonalenia i chętnie poszerza swą wiedzę.

Wygląd

Ci, którzy znali ją z młodości zapewne poznaliby ją teraz jedynie po umaszczeniu. Niegdyś, choć zawsze stosunkowo rosła, była też dosyć szczupła i smukła. Dziś posiada masywną, silną sylwetkę, wyćwiczoną przez lata trudów i samotnych wędrówek. W porównaniu do tamtej siebie (która, jak lubi powtarzać, umarła po opuszczeniu rodzimych terenów), porusza się też inaczej, dużo pewniej i śmielej. Nikt nie musi wiedzieć, że każdy z jej ruchów jest doskonale wyćwiczony i przemyślany i stanowi większą część składającą się na fałszywą maskę, którą zwykła przywdziewać.
Ciało samicy pokrywa sierść w odcieniach szarości, srebra i bieli. Z uwagi na nietypowe umaszczenie ma nieco problemów z wtopieniem się w teren, co zazwyczaj rozwiązuje poprzez zwyczajne wytarzanie się w błocie.
Znakiem rozpoznawczym Lokatt jest ciemne znaczenie na pysku - przypominające nieco to, jakie zwykle zdobi oblicza geparda. Podobieństwo jednakże jest zupełnie przypadkowe, samica bowiem nie ma nic wspólnego z mniejszymi kotami.
Ślepia lwicy mają kolor bursztynu. I zapewne niejeden nazwałby je pięknymi, gdyby nie fakt, iż mają one zwyczaj rzucać wokół lodowate, beznamiętne spojrzenia.


Akcept

Awatar użytkownika
Aku-Aku
Posty: 9
Gatunek: Pawian albinos
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 28 mar 2015
Specjalizacja: Medyk poziom 1
Zdrowie: 100
Waleczność: 20
Zręczność: 40
Percepcja: 60
Kontakt:

#305

Post autor: Aku-Aku » 21 sie 2020, 18:43

Wyszkolony za dawnego życia do do niesienia pomocy innym na różne sposoby, przede wszystkim walcząc z chorobami. Najmłodsze lata Aku-Aku spędził z innymi pawianami albinosami w osadzie Hiki. Grupa zwierząt zjednoczona sto lat temu na terenach dzisiejszego Mozabiku, złożona z samych pawianów albinosów, którzy żyją za pan brat z duchami i uznawani są za niezwykle przyjaźnie nastawionych. Fundament stada Hiki stanowiła wiedza. Zaawansowane techniki zależne od predyspozycji kandydata, co się tyczy członkostwa przysługiwało wyłącznie narodzonym. Wielka Rada przewodząca osadzie Hiiki za wszelką cenę strzegła porządku, w tym wyznawała zasadę o nie ilości a jakości. Dlatego w danym miesiącu rzadziej roku na świat mogła przyjść określona liczba pawianów o określonym przez radę wyglądzie. Każdy musiał być albinosem oraz być zdrowy, brak spełnienia warunków równał się porzuceniu młodego na pożarcie. Aku-Aku miał szczęście nie zostać zjedzonym przez lamparta, no bo narodził się w pełni sprawnym albinosem. Rozpoczął naukę niesienia pomocy, która rzeczywiście wcale na pomocy nie polegała. Cel Hiki stanowiło zebranie jak największej wiedzy, a pomoc to wyłącznie przykrywka.
Aku-Aku dorastał kształcąc się z medycyny i szamaństwa. Dnia któregoś trafił pod oko Wielkiego Lecznika razem z inną uczennicą co zwała się Eki-Eki. Podczas wspólnego procesu kształcenia, na które przypadało: poznanie budowy ciał zwierząt, poznanie chorób i sposobie walki z nimi, przeciwdziałaniu chorobom. Wydawałoby się nic szkodliwego, ale Lecznik kazał roznosić im choroby lub truć swoich pacjentów, aby następnie wyleczyć zarażonych lub posiąść wiedzę o śmiertelności danego sposobu Między tą dwójką Aku-Aku i Eki-Eki narodziło się uczucie. Obaj byli w sobie zakochani i nie zgadzali się z kłamstwami wpajanymi od urodzenia. Zaplanowali ucieczkę od potwornego stada, która udała się dla Aku-Aku, jego miłość zginęła, a on z dala od rodzimych ziem popadł w alkoholizm.


Charakter: Sprzeda każdego i wszystko za odrobinę alkoholu. Brak alkoholu uruchamia w nim pokłady agresji, które w jednej chwili uwolnione są groźne dla otoczenia. Po alkoholu jest uczuciowym, przyjemnym pawianem.

K__Z__P
20/40/60

Akcept

Awatar użytkownika
Nonomaru
Posty: 1
Gatunek: Gnu pręgowane
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 13 mar 2017
Zdrowie: 100
Waleczność: 60
Zręczność: 60
Percepcja: 20
Kontakt:

#306

Post autor: Nonomaru » 22 sie 2020, 11:35

Na imię mam Nonomaru i jestem mistrzem walk. Mój ojciec walczył, mój dziadek też i ja również walczę. W życiu nie przegraliśmy żadnej walki dzięki tajnikom cienia. Mój sukces i mojego rodu, bo pochodzę ze szlacheckiej wśród gnu rodziny, polega na ucieczce i tratowaniu wszystkiego. Za każdym razem uciekam przed wrogiem i tratuję wszystko na drodze. Tak wygrywam walkę. Kiedyś żyłem w stadzie któremu dowodziłem ale hazard wciągnął mnie po brzegi. Ze strachu przed komornikiem, którymi były hieny chcące odzyskać paciory, uciekłem w gąszcz. Tam znowu zasmakowałem hazardu i narobiłem sobie długów większych niż zadłużenie ZuS w roku 2020. Inni roślinożercy chcieli dobrać się do mojej dupy i sprzedać ją zboczeńcom byleby odzyskać część paciorków. Ze strachu przed utratą życia uciekłem jeszcze raz i tym razem nakradłem tyle paciorków, że wynająłem ochroniarza lwa imieniem Bob. Jest trochę głupi i powiedziałem mu swoją historię. Nie wiem chyba się zlitował nade mną albo uwierzył, że mu zapłacę. Ważne, że jest mądrzejszy ode mnie i przy nim nie zginę.
K: 60
Z: 60
P: 20

Akcept, ale zważaj na język i porównania jakich używasz.

Awatar użytkownika
Bambo
Posty: 7
Gatunek: Szympans
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 27 gru 2016
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 65
Percepcja: 25
Kontakt:

#307

Post autor: Bambo » 23 sie 2020, 0:26

Jako mały szkrab był energicznym szympansem który uwielbiał przygody. Wpychał wszędzie mały nosek i był ogólnie bardzo uroczą młodą małpką, bardzo ciekawą świata. Jednak był dość słaby psychicznie przez co przeszedł kilka załamań, ale to temat na inną opowieść. Był bardzo grzeczny, gdy był młodszy nie często płakał i dlatego rodzice mówili, że jest małym aniołkiem, stąd jego imię Bambo.
Jako wyrośnięta już bardziej szympans, gotowy do rozpoczęcia nauki majsterkowania, jego zapał i ciekawość trochę się wycofały, lecz nie zanikły zupełnie. Nie lubił się uczyć i to głównie dlatego. Polowanie i walka przychodziły mu bardzo trudno przez wstręd do krwi
Jako w pełni już dorosły szympans stał się bardziej poważny. Jednak to, że jest zbyt ufny, co miał od małego nadal nie znikło i jest to jedna z jego wad. Jednak niecierpliwość która niegdyś wiecznie jemu towarzyszyła znikła zupełnie i zastąpiły ją duże pokłady cierpliwości. Jako dorosły szympans bardzo lubi pomagać, lubi też widzieć na pyskach kogokolwiek, bo innych ras też, uśmiech.
Percepcja: 25
Krzepa: 40
Zręczność: 65
.


Akcept

Awatar użytkownika
Bob
Posty: 1
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 05 maja 2016
Zdrowie: 100
Waleczność: 60
Zręczność: 60
Percepcja: 30
Kontakt:

#308

Post autor: Bob » 23 sie 2020, 12:08

Poprzedni post z seksapilem można usunąć.

Wygląd: Bob to postawny lew, którego budowy niejeden może mu pozazdrościć. Masywne przednie łapy zakończone ostrymi, czarnymi pazurami mogą wyrządzić sporą krzywdę. Jest on dość duży, nawet jak na lwa, co dodaje mu tylko monarchicznego wyglądu - jak na syna króla przystało. Jego sierść głównie jest biała, a pod odpowiednim światłem zdaje się być siwa... Obrazek Charakter: Na co dzień stara się być wyrozumiałym i spokojnym, aby nie siać terroru w sercach innych tak jak jego ojciec. Z powodu przeżyć w młodości jest dojrzały. Wszystkich traktuje równo. Nawet największych odmieńców toleruje, gdyż wie, że nie wybrali sobie takiego losu. Nie okazuje tego jednak często przy innych, gdyż nie chce aby inni myśleli, że jest słaby. Dba o swoich przyjaciół zawsze śpiesząc im na pomoc, jeśli takowej potrzebują. Większość czasu jest spięty, a co za tym idzie i nerwowy z powodu przeszłości, jaką nosi. Sprowokowany może zaatakować, co może skończyć się źle dla jego przeciwnika. Ciężko sprawić, aby się szczerze uśmiechnął, częściej udaje uśmiech, aby nie martwić bliskich, ale też dlatego, że nie potrafi się zbytnio cieszyć. Obrazek Historia: Urodził się jako drugi potomek ówczesnego króla Palącej Ziemi (daleko na północ od miejsca akcji pbfa), a co za tym idzie - był Księciem. Od zawsze był krytykowany i poniżany przez ojca.. Jedynie od matki doświadczał miłości i troski, co jednak nie wystarczało. Chciał być lepszy od pierworodnego, pokazać ojcu, że to on byłby dobrym królem. Często dochodziło między rodzeństwem do walk, w które ojciec zabraniał interweniować nawet Królowej. Uważał, że w ten sposób okaże się, kto jest silniejszy, wytrzymalszy. I przeważnie wygrywał Bob, a mimo to dalej był 'tym drugim'. Jakiś czas później urodziła się pierwsza księżniczka, a zarazem najmłodsza z rodzeństwa - Hekima. I wtedy to ona stała się oczkiem w głowie rodziców, mało kto zwracał już uwagę na wrogie stosunki braci.
W końcu, mając dwa lata, doszło do tragedii. Zmarł Król Palącej Ziemi przez ugryzienie jadowitego węża.. Wtedy księżniczka nie widziała już sensu, aby pozostać wśród rodziny, więc uciekła, po czym zaczęło się piekło między książętami. Zaczęli tak zajadle walczyć o tron, że nikt nie był w stanie ich powstrzymać. To była walka na śmierć i życie, o czym oboje dobrze wiedzieli. Mrithi - brat Boba - chciał kontynuować rządy ojca, a Bob uważał, że pora na zmiany. Chciał dać oparcie członkom stada, którego nie uzyskali od zmarłego króla. W końcu jednak pierworodny z braci wygrał, i w akcie łaski (a także za błaganiem matki) wygnał Boba zamiast go zabić. Tak teraz biały lew błąka się po świecie.
Obrazek Statystyki:
Krzepa: 60
Zręczność: 60
Percepcja: 30

Akcept

Tacitus
Posty: 112
Gatunek: Panthera leo
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 01 sty 2015
Specjalizacja: Rzemieślnik poziom 1
Zdrowie: 100
Waleczność: 60
Zręczność: 60
Percepcja: 30
Kontakt:

#309

Post autor: Tacitus » 27 sie 2020, 21:11

Wygląd
Z całą pewnością nigdy nie widziałeś podobnego lwa. Jest chodzącą skrajnością. Taką, która normalnie nie miałaby prawa bytu. Nie dziwota, w końcu jest owocem zakazanej miłości – ojca i jego biologicznej córki, toteż ma całą gamę wad i defektów, których nijak nie da się ukryć. Zaczynając jednak od początku. Na pewno nieproporcjonalnie zbudowany. Tułów jest ponadprzeciętnie długi, tak samo jak i wszystkie cztery kończyny. Pysk również wykracza poza ustalone normy i bardziej przypomina kufę, aniżeli kocie lico. Na nogach i podbrzuszu rośnie nadprogramowe włosie, poza tym pazury przednich łap zawsze wyposażone są w pazury, jakich nie potrafi schować. Ponadto samiec nie ma ogona, a właściwie posiada w tamtym miejscu wyłącznie przerośnięty pędzelek. Górne kły wystają spoza warg, wykrzywione, czasem ranią go samego. Uszy są nader szpiczaste, a na końcu zwieńczone ciemniejszymi kępkami włosia. Kolejnym i ostatnim wybrykiem natury jest jego grzywa, która rośnie wyłącznie na czole i karku, spływając długimi falami na resztę ciała. Co się tyczy palety barw – ta jest zdecydowanie bardziej stonowana i normalna. Korpus na samej górze jest brzoskwiniowy, zmierzając na dół staje się cielisty, aż ostatecznie kończy się na jasnej irsze. Całość tworzy swego rodzaju gradient, podobnie jak na grzywie, tam jednak dominuje piaskowy tudzież orzech. Na torsie lew ma białą krawatkę. Nos przypomina róż wenecką, która upstrzona jest wszędzie szarymi elementami, opuszki łap są jednolite. Na koniec jego oczy – najbardziej charakterystyczne i najbardziej przerażające. Białko jest pożółkłe, zaś tęczówki karmazynowe, choć można odnieść wrażenie, że prawa jest ciemniejsza od lewej. Nie są wynikiem mutacji, wręcz przeciwnie, całe odziedziczył po rodzicielu. Podsumowując samiec jest bardzo osobliwą jednostką, która na pierwszy rzut oka mogłaby przypomnieć ci typowego krwiopijcę.
Historia
Na całym Kontynencie występuje bez liku różnych ugrupowań jego gatunku. Jego biografia zaczyna się w jednym z nich, na terenach jałowych i ponurych. Hersztowi grupy to nie przeszkadzało – i tak napadał na okoliczne stada i rabował wszystko, co tylko zdołał. Łącznie z lwicami. Dołączały do niego, walczyły z nim ramię w ramię, polowały. Robił to tak długo, aż zgromadził pod sobą wcale pokaźny oddział. Odwdzięczał im się dając dach nad głową, przydzielając racje żywieniowe, a także spładzając im potomków. Musiał w końcu kiedyś przekazać schedę. Ale jemu to nie wystarczało, koniec końców znudziły mu się grabieże i nieustanne bitki. Szukał nowych doznań, zastrzyku adrenaliny. I tym sposobem zaczął zalecać się do jednej z własnych cór, które zrobił z jedną z branek. Kiedy ta odrzuciła jego zaloty, wziął ją siłą, niestety skończyła jako brzemienna. Z tego kazirodczego związku po trzech miesiącach wyszedł na świat Tacitus. Gdy wódz zobaczył zdeformowanego syna, zaczął się go wstydzić. Nie przyznawał się do niego, a matce nakazał trzymać go z dala od innych. Całe dzieciństwo i okres nastoletni spędził w jaskini, widząc się wyłącznie z rodzicielką, która przynosiła mu posiłek lub wodę. Ona również nie chciała mieć z nim nic wspólnego. Ale gdyby nie ona, pewnie dawno by już nie żył. Kilka dni po porodzie ojciec przyszedł do jaskini z zamiarem uduszenia niechcianego potomka, lecz jego córa przepędziła go, raniąc jedno z jego trzeszczy. Nigdy więcej już nie próbował go zgładzić, ani we śnie, ani na jawie.
Pokrótce lider doczekał się kolejnego syna, z inną lwicą, niespokrewnioną z nim w żadnym calu. Był z niego dumny, szkolił go w walce, uczył taktyk i strategii, jak zdobywać i uwodzić. Mimo wszystko młody samiec przychodził po kryjomu do przyrodniego brata i rozmawiał z nim, jak równy z równym. Opowiadał mu jak wyglądał świat zewnętrzny, czego nauczył go ich ojciec, a potem próbował wpoić to czerwonookiemu. Gdyby nie on, Tacitus nie wiedziałby niczego o życiu. Możliwe, że nie znałby podstawowych czynności, jak choćby umiejętności mówienia.
Któregoś dnia stanął w progu jaskini, czekając, aż matka rutynowo przyniesie mu strawę. Czekał i czekał, lecz rodzicielka spóźniała się. Gdy następnego ranka nadal nie było jej widać, postanowił przełamać się i wyjść z groty, w której spędził całe doczesne życie. Światło oślepiło go na tyle, że jego przekrwione oczy zaczęły łzawić. Kiedy przyzwyczaiły się do aury, rozejrzał się niepewnie po okolicy. Nigdzie nie krzątał się żaden lew, panowała zupełna cisza, choć codziennie słyszał wrzawę, śmiechy, krzyki. Nie było ich tu, odeszli, nawet go nie uprzedzając. No tak, pozbyli się niepotrzebnego balastu, w tym i jego brat, którego traktował jak przyjaciela. Nie wiedział, co ze sobą począć, był załamany, jednak głód i pragnienie zmusiły go do tego, by opuścił rodzinną równię i poszedł przed siebie. Instynkt i wskazówki Arkhantessa okazały się być niezbędnymi do przeżycia. Wiedział już, jak zabijać, a także by mierzyć siły na zamiary i lepiej upatrzyć sobie niewinną gazelę, aniżeli dorodnego nosorożca. Dola wszystko weryfikowała, nie raz bardzo brutalnie, przekonał się o tym na własnej skórze.
Natrafił na dżunglę, a w niej – na zgraję człekokształtnych. Pomógł jednej wyplątać się z własnych sideł i tak te przyjęły go do swojego grona. One nie widziały w nim potwora, nie uważały go za takiego, dla nich był bohaterem. Małpy nauczyły go jak się bawić oraz jak używać podstępów, udało mu się nawet skosztować wywaru ze sfermentowanych marul. Spędził u nich równe trzy lata. Uratowany przezeń goryl okazał się być majstrem, kiedy odwiedził jego leże tak bardzo spodobały mu się jego wyroby, że również postanowił nim zostać. Zaczynał na dziurawieniu i przecinaniu tykw, a skończył tworząc porządne skórzane torby. Czynność na pewno uławiały mu jego długie łapy tudzież palce. Oczywiście nie raz się przy tym pokaleczył, a nawet poparzył, jednak do dziś twierdzi, że było warto. Poza polowaniem to był drugi najbardziej przydatny według niego artyzm, czy kunszt. Nie danym mu było dotrzymać im towarzystwa na stałe. Pewnej nocy zbudził go harmider. Inna banda człekokształtnych napadła na jego przyjaciół. Chciał im pomóc, lecz goryle były o wiele silniejsze od niego i bez problemu mogły skręcić mu kark. Przywódca sprzymierzonych nakazał mu uciekać, co też uczynił, z niemałym wahaniem. Po dziś dzień słyszy lament i odgłosy brutalnej rzezi, które dudniły w tle.
Bardzo tęsknił za smakiem mięsa. Będąc u goryli jadł wyłącznie owoce, od czasu do czasu zajadał się wiewiórką lub innym gryzoniem, gdy nikt nie patrzył. Ale to nie było to samo. Na jednej z sawann udało mu się dorwać młodą antylopę. Zraniona w szyję i konająca na ziemi ostatecznie wyzionęła ducha. Tacitus jednakowoż zamiast dobrać się do jej brzucha, patrzył z zainteresowaniem na kapiącą posokę. Z ciekawości liznął jej trochę, potem zaczął ją chłeptać, a na koniec wbił długie zębiska w kark, wysysając resztki. Był zaskoczony smakiem juchy, nigdy przedtem nie zwrócił na to specjalnej uwagi. I to był początek jego obsesji, którą spełniał po każdych łowach. Sprawiało mu to niewyobrażalną radość.
Szlajając się po traktach i duktach, spotkał inną samotniczkę, też wędrującą bez celu po bezkresnych krainach. Nie wystraszył jej, podobnie jak małpy, ona nie widziała w nim kaleki, tylko powszedniego, normalnego lwa. Kontynuowali podróż już wspólnie. Zwiedził z nią ogromną ilość miejsc, których już później nigdy nie zobaczył, ale każde z nich na dobre utkwiło w jego pamięci. Po kilku miesiącach zwykła znajomość przerodziła się w zauroczenie. A zauroczenie w miłość. Leżąc wspólnie nad wodospadem i oddając się w intymnej tête-à-tête, Tacitus pieszcząc okolice jej szyi popełnił najgorszy możliwy błąd. Nie mógł oprzeć się pokusie, nabytej fanaberii i po chwili zatopił kły w okolicach jej grdyki, na szczęście płytko. Wystraszona takim stanem rzeczy uciekła stamtąd, przeklinając samca od wariatów niebezpiecznych dla otoczenia. To również odbiło piętno na jego jestestwie, jednak nie zlikwidowało nienormalnych zapędów.
I tak o to po pięciu latach od opuszczenia dawnego stada, znalazł się tutaj. Bez planów na przyszłość, bez konkretnego celu. Czekał, co przyniesie mu los i czy uda mu się ułożyć bezpieczny, bez jakichkolwiek ekscesów żywot.

Dodatkowe
- będąc w dżungli wyposażył się w niecodzienną ozdobę – duży okrągły kolczyk wykonany z kości słoniowej i pociągnięty żółtą farbką; sądził, że to w jakimś stopniu go „upiększy”
- 125cm wzrostu
- 190kg wagi
- obecnie panuje nad swoją przypadłością i nie rzuca się na każdą żywą istotę

Statystyki
Krzepa - 60
Zręczność - 60
Percepcja - 30
Akcept
Ostatnio zmieniony 07 wrz 2020, 0:53 przez Tacitus, łącznie zmieniany 2 razy.

Awatar użytkownika
Kalaren
Posty: 45
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 23 mar 2015
Specjalizacja: Szaman poziom 1
Zdrowie: 100
Waleczność: 30
Zręczność: 65
Percepcja: 55
Kontakt:

#310

Post autor: Kalaren » 27 sie 2020, 23:07

Kalaren ar, Przewodniczka Dusz, wielka szamanka zachodniego przylądka. Tak, kiedyś nią była. Pozbawiona okrutnie tego, co zesłał na nią los bóstwa Porządku i Chaosu. Ci, za którymi tak nieustępliwie podążała, wystawili ją na próbę. Kalaren urodziła się w krainie, której nieobce były waśnie z sąsiadami. Jednakże od czasów panowania miłościwej Rei, w stadzie zapanowała harmonia i spokój. Stadne tradycje nakazywały aktu "zaręczyn" lwu, reprezentującego Chaos - drugie z bóstw wyznawanych przez ich oraz okoliczne ugrupowania. Porządek, za którym stała Rei,nie mógł trwać wiecznie bez obecności Chaosu. Pomimo nacisku członków stada, przywódczyni tkwiła nieugięta, twierdząc, że Chaos sam ześle na nią odpowiedniego kandydata, a kiedy poczuje coś do niego - będzie to znak od bóstwa. I można powiedzieć, że przeszło. Wiele miesięcy tkwili beztrosko w szczęściu. Kalaren, bliska przyjaciółka Rei, rozumiała jej decyzję, ale tradycje stanowiły dla niej równie ważną wartość co wręcz siostrzana miłość. Zastępczyni przywódczyni starała się nakierować ją odpowiednio. Prawa ręka, doradczyni. Tak, to była ona. Ta wielka szamanka, która utraciła wszystko, co miała.
Chaos przybył tak, jak go oczekiwano - z dnia na dzień. Dobrze zbudowany lew o ciemnej grzywie i przerażająco ciepłym spojrzeniu. Nowy przewodnik zachodniego sąsiada zażądał wydania Rei za "małżonkę" w ramach dopełnienia tradycji. To, co działo się w stadzie wzbudzało wiele kontrowersji. I kiedy z pyska Rei padła odmowa - krainą zapanował chaos. Zachodni przejęli tereny stada, Rei została wydana za Taurusa, przewodnika zachodnich, część lwic siłowo wcielono w szeregi, drugą połowę wyprowadzono z terenów z zamiarem odsprzedania i nabrania dobrych kontaktów z dalszymi krainami.
Dawna Przewodniczka Dusz miała to szczęście znaleźć się w tej drugiej grupie. Pchana dumą nie była w stanie zaakceptować swojego losu. Wielokrotnie w ciągu marszu usiłowała uciec, wydostać się na wolność i uwolnić swą kochaną Rei. Na próżno.
Sama nie zdawała sobie sprawy jak długo są już w trasie. Gdzie są. Kiedy odpoczną. Kiedy to wszystko zakończy się raz na dobre. I kiedy nie poddawała się, z uniesionym łbem stale brnąc przed siebie, spotkała go - lwa, widzącego w tej jednej, konkretnej lwicy materiał na sługuskę. Mane, bo i tak nazywał się ów osobnik, nie miał z nią łatwo. Miesiącami stawiała opór, odgryzała się, robiła wszystko, by ten odpuścił sobie i puścił ją wolno. Fizycznie była słaba, to fakt. Nie potrafiła ugryźć tak samo mocno, uderzyć, zwalić z nóg za pomocą siły. Cały ten ból potrafiła przetrwać wyłącznie dzięki swej silnej woli. Szamański duch walki, napędzający do pojedynku o przetrwanie. I po tych miesiącach, wymęczona, bez dalszych perspektyw i pogodzona z tym, kim się stała, oddała się w ręce nieprzyjaciela.
Niewola nie trwała przerażająco długo. Wszystko zakończyło się wraz z rozbiciem stada Manea, wtedy też uciekła, zostawiając brudy przeszłości za sobą. Nauczyć się żyć na nowo było niezwykle ciężkim zadaniem. Momentami nie wiedziała co ze sobą zrobić, gdzie udać się, jak funkcjonować. Teraz postanowiła odnowić to, co straciła. Dopóki na jej drodze nie stanie ktoś z przeszłości.


Jest Gut

STATYSTYKI
Krzepa 30
Zręczność 65
Percepcja 55
Obrazek

Odpowiedz

Wróć do „Postacie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości