x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Zapisy
- Hatim
- Posty: 7
- Gatunek: Karakal
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 30 paź 2016
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 25
- Zręczność: 60
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Re: Zapisy
Urodził się tutaj - w Królestwie Lwiej Ziemii. Był dość… chorowity, jednak to nie przeszkadzało mu w psotach z rodzeństwem. Często wymykał się od matki, jednak szybko któryś ze Zwiadowców, bądź innych matek go przyłapywały.
Dorastał… jak każdy. Patrole, treningi, mianowanie na dojrzałego i tak dalej. Życie jednak nie mogło być takie kolorowe. Podczas jednego ze zwiadów, napotkał na agresywną hybrydę, leopona. Jego charakter i nieprzemyślana decyzja, szybko spowodowała krwawą bitwę. “Mieszaniec” został zabity, jednak dwójka z braci Hatima również poniósł śmierć. Jego najmłodszy i jedyny pozostały po starciu z hybrydą brat, to jest Sarranid, powiedział że trzeba zapomnieć i żyć dalej. Tak teraz podróżują obaj, a raczej w czwórkę.
Hatim to dosyć… niepoważny lider. Jest ruchliwy i dosyć często (aż zbytnio) porywczy. Jest często roztrzepany. Dysponuje nadmiarem sprytu i odwagi, jaką udowadniał wiele razy. Jego największą zaletą charakteru jest empatia. Nawet tych słabszych, kalekich, czy innej mocy traktuje równo.
25 krzepy
60 zręczności
35 percepcji
Akcept
Dorastał… jak każdy. Patrole, treningi, mianowanie na dojrzałego i tak dalej. Życie jednak nie mogło być takie kolorowe. Podczas jednego ze zwiadów, napotkał na agresywną hybrydę, leopona. Jego charakter i nieprzemyślana decyzja, szybko spowodowała krwawą bitwę. “Mieszaniec” został zabity, jednak dwójka z braci Hatima również poniósł śmierć. Jego najmłodszy i jedyny pozostały po starciu z hybrydą brat, to jest Sarranid, powiedział że trzeba zapomnieć i żyć dalej. Tak teraz podróżują obaj, a raczej w czwórkę.
Hatim to dosyć… niepoważny lider. Jest ruchliwy i dosyć często (aż zbytnio) porywczy. Jest często roztrzepany. Dysponuje nadmiarem sprytu i odwagi, jaką udowadniał wiele razy. Jego największą zaletą charakteru jest empatia. Nawet tych słabszych, kalekich, czy innej mocy traktuje równo.
25 krzepy
60 zręczności
35 percepcji
Akcept
-
- Posty: 7
- Gatunek: Karakal
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 30 paź 2016
- Zdrowie: 85
- Waleczność: 30
- Zręczność: 65
- Percepcja: 25
- Kontakt:
Sarranid, brat Hatima z jednego miotu. Dorastał razem z nim na terenach Królestwa Lwiej Ziemi i jest całkowitym przeciwieństwem swojego bliźniaka. W przeciwieństwie do ruchliwego, porywczego i roztrzepane Hatima, Sarranid preferuje mniej impulsywne działania. Nie zawsze tak było, bo jeszcze przed walką z mieszańcem wszyscy czterej bracia, w tym Sarranid, znani byli ze swojej porywczości. To właśnie śmierć dwójki podczas walki zmieniła charakter Sarranida, który pod wpływem impulsu przeszedł metamorfozę. Działa rozważniej, jednak wciąż ma w sobie impulsywnego karakala gotowego obudzić się w najmniej oczekiwanym momencie.
Sarranid był najmłodszy z całego rodzeństwa. Na uwagę zasługuje tu wiadomość, że był młodszy od najstarszego brata, to jest Hatim, o niecałą minutę i dziewięć sekund. Niestety to wystarczyło, aby brat się nad nim wywyższał podkreślając większą wiedzę lub doświadczenie z tytułu wcześniejszego wyjścia z łona matczynego. Co mógł poradzić Sarranid, że miał tam tak wygodnie. Gdyby mógł to wcale nie wychodziłby stamtąd i dalej siedział.
Krzep. 30
Zręcz. 65
Per. 25
Akcept
Sarranid był najmłodszy z całego rodzeństwa. Na uwagę zasługuje tu wiadomość, że był młodszy od najstarszego brata, to jest Hatim, o niecałą minutę i dziewięć sekund. Niestety to wystarczyło, aby brat się nad nim wywyższał podkreślając większą wiedzę lub doświadczenie z tytułu wcześniejszego wyjścia z łona matczynego. Co mógł poradzić Sarranid, że miał tam tak wygodnie. Gdyby mógł to wcale nie wychodziłby stamtąd i dalej siedział.
Krzep. 30
Zręcz. 65
Per. 25
Akcept
- Zhin
- Posty: 3
- Gatunek: Gepard saharyjski
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 02 paź 2015
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 30
- Zręczność: 70
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Zhin był zaledwie młodzieńcem kiedy to się stało. Kiedy uczył się wraz z ojcem polować jego wioska została napadnięta przez barbarzyńców. Ojciec w akcie ratowania dziecka poświęcił swoje życie aby go ratować. Kiedy Zhin zobaczył umierającą matkę ze łzami w oczach ostatni raz trzymając ją na rękach przytulił ją a ta mu rzekła. Zhin synku pamiętaj ja nie umieram Ja tylko odchodzę z tego świata Zawsze z tobą będę.. Kocham cię synku Po tych słowach zmarła. Widząc dowódcę odpowiedzialnego za śmierć jego matki śmiejącego mu się w twarz uciekł bezsilny. Stara się żyć jak normalny gepard i wymazał z pamięci obraz tamtych dni. Podróżuje z dwójką kotów i może będą z tego jakie przygody.
Na co dzień zobaczysz go z kamienną twarzą. Inteligentny oraz nieugięty wojownik. Ukształtowały go tragedie i straty dlatego rozumie przez co niektórzy mogli przejść po stracie kogoś bliskiego. Nienawidzi złodziei oraz plugawiacych szamanów dobre imię zmarłych.
Statystyki:
Zręczność 70
Krzepa: 30
Percepcja: 30
Akcept
Na co dzień zobaczysz go z kamienną twarzą. Inteligentny oraz nieugięty wojownik. Ukształtowały go tragedie i straty dlatego rozumie przez co niektórzy mogli przejść po stracie kogoś bliskiego. Nienawidzi złodziei oraz plugawiacych szamanów dobre imię zmarłych.
Statystyki:
Zręczność 70
Krzepa: 30
Percepcja: 30
Akcept
- Giza
- Posty: 39
- Gatunek: Lew Afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 15 paź 2012
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 50
- Zręczność: 30
- Percepcja: 70
- Kontakt:
Charakter: Nie należy sugerować się jej wyglądem - posturą i muskulaturą jaką może się pochwalić niejeden silny samiec, dziwnymi oczami o żółtych tęczówkach i czarnych białkach oraz szkarłatnych malunkach na hebanowym futrze - Giza nie jest bestią pożerającą niewinne duszyczki. Jest dość zmienna w nastrojach, a jej zachowanie zależy od tego, jaki ma akurat humor. Potrafi na kogoś nakrzyczeć, a potem uspokoić się i prowadzić całkiem normalną rozmowę. Czasem zdarza jej się znienacka zacząć skakać i bawić się jak małe lwiątko, innym razem leży ponuro, łypiąc na wszystkich niechętnie. Mimo wszystko, rzadko stosuje przemoc a tym bardziej nie atakuje pierwsza, gdyż uważa walkę za zwykłą stratę czasu, skoro może po prostu przekląć tego, kto jej zajdzie za skórę. Ciężko przewidzieć, co za chwilę zrobi, lecz o dziwo, potrafi być zaskakująco stała w relacjach i jeśli ktoś jej przypadnie do gustu, to będzie z nim trzymać (choć raczej nie obejdzie się bez sprzeczek). Nie brakuje jej inteligencji, chociaż dla własnej rozrywki udaje czasem, że czegoś nie rozumie, gdyż zauważyła, że niektórzy z góry zakładają, że jeśli ktoś jest duży, to musi być niezbyt bystry.
Historia: Giza przyszła świat w krainie, gdzie istniały trzy rywalizujące pomiędzy sobą stada, jako członkini najmniejszego i najsłabszego z nich. Od samego początku różniła się od braci i sióstr z miotu, gdyż przypadek bądź przeznaczenie obdarzyły lwiczkę melanizmem, przez co jej sierść, skóra, nos i poduszki łap były czarne jak węgiel. Do tego wyróżniała się na tle rówieśników znacznym wzrostem i dużymi łapami, wskazującymi na to, że w przyszłości zapewne osiągnie znaczne rozmiary - tę cechę akurat odziedziczyła po ojcu, podobnie, jak niecodzienny kolor oczu.
Dzieciństwo miała raczej spokojne, chociaż często stawała się obiektem kpin pozostałych lwiątek, ze względu na to, że ciągle potykała się o własne łapy i oraz z powodu jej nietypowego wyglądu. Nie tylko inne lwiątka zwracały uwagę na jej odmienność, rodzice Gizy także się o nią martwili. Chociaż matka od najmłodszych lat próbowała wyuczyć córkę poruszania się z gracją, nic z tego nie wychodziło, gdyż lwiczka była po prostu zbyt niezdarna. Z tego powodu nie nadawała się na łowczynię, tym bardziej, że zwierzyna łatwo by ją dostrzegła z powodu koloru futra. Ojciec nie widział też w Gizie wojowniczki - ponownie, z powodu jej niezgrabności, przez którą tylko szczęśliwy traf pozwoliłby jej zadać w walce celny cios, nie krzywdząc nikogo przypadkowego. Oboje też czuli, że raczej niewielu samców będzie nią zainteresowanych gdy podrośnie, ze względu na muskulaturę i rozmiar nietypowy dla większości lwic, oraz tendencję do potykania się o własne łapy.
Wtedy jednak z pomocą przyszedł stadny szaman, Mwezi. Dostrzegł on w Gizie dużą pojętność i ciekawość świata i zaproponował, że weźmie ją na nauki. Może zdoła nauczyć się poprawnie zbierać zioła i kreślić magiczne znaki, albo przynajmniej zyska wgląd do świata duchów i będzie mogła być ich łączniczką ze światem żywych.
Rodzice Gizy z ulgą przystali na te propozycję i oddali córkę pod opiekę szamana. Tam czarnofutra całymi dniami uczyła się Starego Języka, którego używano do rzucania zaklęć, rozpoznawania, które zioło jest potrzebne do którego rytuału, oraz ich zbierania. Poza tym uczyła się też specjalnych tańców (a przynajmniej próbowała, Mwezi uznał, że to nie dla niej), oraz co najważniejsze, poznała tajniki rzucania zaklęć i klątw. Trwało to parę lat, ale w końcu umiejętności Gizy wzrosły dostatecznie, by jej nauczyciel uznał, że jest gotowa zakończyć naukę. Tradycja nakazywała obdarzyć ucznia, który skończył szkolenie podarunkiem i tak też uczynił Mwezi, ofiarowując żółtookiej bransoletkę z dwoma ptasimi piórkami, którą ta po dziś dzień nosi na ogonie.
Giza czuła ogromną dumę. Udało jej się. Była gotowa służyć stadu, wbrew temu, co powtarzały jej w dzieciństwie złośliwe lwiątka.
Jak się okazało, roboty za wiele nie miała. Stado było małe, niewiele się w nim działo. Żadni wędrowcy obłożeni klątwami nie przybywali na jego ziemie, a chociaż czasem ktoś umierał, na ogół jego krewni po prostu godzili się ze śmiercią bliskiej osoby, zamiast chcieć porozmawiać z jej duchem. Oczywiście, zdarzały się wyjątki. Pewnego dnia Giza musiała przemówić w imieniu cudzego dziadka, rozsądzając spór, który toczył się między jego wnukami, o piękną skórę zebry, która każdy chciał mieć dla siebie.
Ale podobne sytuacje rzadko miały miejsce i egzystencja Gizy była dość nudna. Czarnofutrej niezbyt to odpowiadało. Pragnęła udowodnić sobie i innym, że naprawdę jest przydatna, że jest potężną szamanką, ale nie miała okazji się wykazać. Zbierała zioła, gdy było to konieczne i cały czas chodziła, oczekując dnia swojej wielkiej chwili, ale ta nie nadchodziła.
Aż nagle, niemal z dnia na dzień, wszystko stanęło na głowie.
W stadzie istniały dwa stronnictwa, które cały czas rywalizowały ze sobą. Gdy nagle w podejrzanych okolicznościach zmarł następca tronu, a krótko po nim Władca stada, dwie grupy rzuciły się sobie do gardeł. Zapanował chaos i wszystko wskazywało na to, że dojdzie do wojny domowej. Giza była zdezorientowana. Uznała, że to właśnie jej szansa na pokazanie, na co ją stać, ale kompletnie nie wiedziała, co zrobić, by zaprowadzić pokój, gdyż dotychczas żyła nie zwracając większej uwagi na oba stronnictwa i nie wiele na ich temat wiedząc. W końcu zaczęła przygotowywać się do rytuału, który miał na celu przywołanie ducha zmarłego Władcy, licząc na to, że ten powie jej, kto go zabił.
Ale nim zdążyła odprawić swe czarny, konflikt zakończył się równie nagle, jak się zaczął i został wyłoniony nowy przywódca. Mane, lew ponad rok młodszy od Gizy.
Wydawało się, że wszystko wróciło do normy, wówczas na lwicę spadł niespodziewany cios: zmarł jej stary nauczyciel Mwezi i to ona została jedyną szamanką stada. Odtąd zgłaszały się do niej wszystkie lwy, które miały jakąś sprawę wagi duchowej i Giza pracowała ciężej, niż kiedykolwiek.
Wtedy właśnie zupełnie niespodziewanie Mane wydał rozkaz uwięzienia żółtookiej. Oficjalnie pod zarzutem próby rzucenia na niego klątwy, prawdziwego powodu nie znała nawet Giza. Szamanka stała się jego niewolnicą we wszystkim, prócz nazwy.
Początkowo starała się walczyć i okazywała Mane'owi otwarcie swą pogardę. Z czasem jednak, zaczęło ją to nudzić, a lew okazywał się niekiedy nawet zabawny. Spędzanie czasu w jego towarzystwie przestało sprawiać lwicy dyskomfort, mimo, że wiedziała, że w ten sposób zdradza wszystkie ideały, jakich uczył ją mistrz. Jednak Giza już o to nie dbała. Po raz pierwszy w życiu robiła to, co jej sprawiało przyjemność, zamiast cięgle myśleć o obowiązkach wobec innych.
Trwało to przez jakiś czas, aż nagle znowu zapanował chaos. Okazało się, że Mane cały czas próbował podburzyć przeciw sobie dwa silniejsze stada, a gdy jego podstęp wykryto, obie grupy wspólnie zaatakowały stado Gizy i je pokonały. W trakcie zamieszania, szamanka uciekła, uznając, że nadszedł czas na zmianę otoczenia.
Tak rozpoczęła się jej podróż.
Przez ten czas, żyła na wysokich obrotach, przeżywając wiele przygód i wielokrotnie ocierając się o śmierć. Była przywódczynią sekty (to wtedy nabrała zwyczaju ozdabiania swego ciała malunkami, aby dodać sobie majestatu), członkinią zbójnickiej bandy, a nawet matką.
W końcu łapy zaniosły ją tutaj i postanowiła zostać, póki okolica jej się nie znudzi.
Statystyki:
Krzepa - 50
Zręczność - 30
Percepcja - 70
Akcept
Historia: Giza przyszła świat w krainie, gdzie istniały trzy rywalizujące pomiędzy sobą stada, jako członkini najmniejszego i najsłabszego z nich. Od samego początku różniła się od braci i sióstr z miotu, gdyż przypadek bądź przeznaczenie obdarzyły lwiczkę melanizmem, przez co jej sierść, skóra, nos i poduszki łap były czarne jak węgiel. Do tego wyróżniała się na tle rówieśników znacznym wzrostem i dużymi łapami, wskazującymi na to, że w przyszłości zapewne osiągnie znaczne rozmiary - tę cechę akurat odziedziczyła po ojcu, podobnie, jak niecodzienny kolor oczu.
Dzieciństwo miała raczej spokojne, chociaż często stawała się obiektem kpin pozostałych lwiątek, ze względu na to, że ciągle potykała się o własne łapy i oraz z powodu jej nietypowego wyglądu. Nie tylko inne lwiątka zwracały uwagę na jej odmienność, rodzice Gizy także się o nią martwili. Chociaż matka od najmłodszych lat próbowała wyuczyć córkę poruszania się z gracją, nic z tego nie wychodziło, gdyż lwiczka była po prostu zbyt niezdarna. Z tego powodu nie nadawała się na łowczynię, tym bardziej, że zwierzyna łatwo by ją dostrzegła z powodu koloru futra. Ojciec nie widział też w Gizie wojowniczki - ponownie, z powodu jej niezgrabności, przez którą tylko szczęśliwy traf pozwoliłby jej zadać w walce celny cios, nie krzywdząc nikogo przypadkowego. Oboje też czuli, że raczej niewielu samców będzie nią zainteresowanych gdy podrośnie, ze względu na muskulaturę i rozmiar nietypowy dla większości lwic, oraz tendencję do potykania się o własne łapy.
Wtedy jednak z pomocą przyszedł stadny szaman, Mwezi. Dostrzegł on w Gizie dużą pojętność i ciekawość świata i zaproponował, że weźmie ją na nauki. Może zdoła nauczyć się poprawnie zbierać zioła i kreślić magiczne znaki, albo przynajmniej zyska wgląd do świata duchów i będzie mogła być ich łączniczką ze światem żywych.
Rodzice Gizy z ulgą przystali na te propozycję i oddali córkę pod opiekę szamana. Tam czarnofutra całymi dniami uczyła się Starego Języka, którego używano do rzucania zaklęć, rozpoznawania, które zioło jest potrzebne do którego rytuału, oraz ich zbierania. Poza tym uczyła się też specjalnych tańców (a przynajmniej próbowała, Mwezi uznał, że to nie dla niej), oraz co najważniejsze, poznała tajniki rzucania zaklęć i klątw. Trwało to parę lat, ale w końcu umiejętności Gizy wzrosły dostatecznie, by jej nauczyciel uznał, że jest gotowa zakończyć naukę. Tradycja nakazywała obdarzyć ucznia, który skończył szkolenie podarunkiem i tak też uczynił Mwezi, ofiarowując żółtookiej bransoletkę z dwoma ptasimi piórkami, którą ta po dziś dzień nosi na ogonie.
Giza czuła ogromną dumę. Udało jej się. Była gotowa służyć stadu, wbrew temu, co powtarzały jej w dzieciństwie złośliwe lwiątka.
Jak się okazało, roboty za wiele nie miała. Stado było małe, niewiele się w nim działo. Żadni wędrowcy obłożeni klątwami nie przybywali na jego ziemie, a chociaż czasem ktoś umierał, na ogół jego krewni po prostu godzili się ze śmiercią bliskiej osoby, zamiast chcieć porozmawiać z jej duchem. Oczywiście, zdarzały się wyjątki. Pewnego dnia Giza musiała przemówić w imieniu cudzego dziadka, rozsądzając spór, który toczył się między jego wnukami, o piękną skórę zebry, która każdy chciał mieć dla siebie.
Ale podobne sytuacje rzadko miały miejsce i egzystencja Gizy była dość nudna. Czarnofutrej niezbyt to odpowiadało. Pragnęła udowodnić sobie i innym, że naprawdę jest przydatna, że jest potężną szamanką, ale nie miała okazji się wykazać. Zbierała zioła, gdy było to konieczne i cały czas chodziła, oczekując dnia swojej wielkiej chwili, ale ta nie nadchodziła.
Aż nagle, niemal z dnia na dzień, wszystko stanęło na głowie.
W stadzie istniały dwa stronnictwa, które cały czas rywalizowały ze sobą. Gdy nagle w podejrzanych okolicznościach zmarł następca tronu, a krótko po nim Władca stada, dwie grupy rzuciły się sobie do gardeł. Zapanował chaos i wszystko wskazywało na to, że dojdzie do wojny domowej. Giza była zdezorientowana. Uznała, że to właśnie jej szansa na pokazanie, na co ją stać, ale kompletnie nie wiedziała, co zrobić, by zaprowadzić pokój, gdyż dotychczas żyła nie zwracając większej uwagi na oba stronnictwa i nie wiele na ich temat wiedząc. W końcu zaczęła przygotowywać się do rytuału, który miał na celu przywołanie ducha zmarłego Władcy, licząc na to, że ten powie jej, kto go zabił.
Ale nim zdążyła odprawić swe czarny, konflikt zakończył się równie nagle, jak się zaczął i został wyłoniony nowy przywódca. Mane, lew ponad rok młodszy od Gizy.
Wydawało się, że wszystko wróciło do normy, wówczas na lwicę spadł niespodziewany cios: zmarł jej stary nauczyciel Mwezi i to ona została jedyną szamanką stada. Odtąd zgłaszały się do niej wszystkie lwy, które miały jakąś sprawę wagi duchowej i Giza pracowała ciężej, niż kiedykolwiek.
Wtedy właśnie zupełnie niespodziewanie Mane wydał rozkaz uwięzienia żółtookiej. Oficjalnie pod zarzutem próby rzucenia na niego klątwy, prawdziwego powodu nie znała nawet Giza. Szamanka stała się jego niewolnicą we wszystkim, prócz nazwy.
Początkowo starała się walczyć i okazywała Mane'owi otwarcie swą pogardę. Z czasem jednak, zaczęło ją to nudzić, a lew okazywał się niekiedy nawet zabawny. Spędzanie czasu w jego towarzystwie przestało sprawiać lwicy dyskomfort, mimo, że wiedziała, że w ten sposób zdradza wszystkie ideały, jakich uczył ją mistrz. Jednak Giza już o to nie dbała. Po raz pierwszy w życiu robiła to, co jej sprawiało przyjemność, zamiast cięgle myśleć o obowiązkach wobec innych.
Trwało to przez jakiś czas, aż nagle znowu zapanował chaos. Okazało się, że Mane cały czas próbował podburzyć przeciw sobie dwa silniejsze stada, a gdy jego podstęp wykryto, obie grupy wspólnie zaatakowały stado Gizy i je pokonały. W trakcie zamieszania, szamanka uciekła, uznając, że nadszedł czas na zmianę otoczenia.
Tak rozpoczęła się jej podróż.
Przez ten czas, żyła na wysokich obrotach, przeżywając wiele przygód i wielokrotnie ocierając się o śmierć. Była przywódczynią sekty (to wtedy nabrała zwyczaju ozdabiania swego ciała malunkami, aby dodać sobie majestatu), członkinią zbójnickiej bandy, a nawet matką.
W końcu łapy zaniosły ją tutaj i postanowiła zostać, póki okolica jej się nie znudzi.
Statystyki:
Krzepa - 50
Zręczność - 30
Percepcja - 70
Akcept
- Kioo
- Posty: 56
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 35
- Zręczność: 50
- Percepcja: 65
- Kontakt:
Kioo urodziła się oraz wychowywała poza granicami Krainy, w której rozgrywa się akcja forum. Wychowywała się wraz z trójką rodzeństwa. Matka Kioo była uznanym medykiem. Nasza bohaterka towarzyszyła jej podczas zbierania roślin leczniczych oraz asystowała jej podczas drobniejszych zabiegów. Na poważniejsze się nie odważyła, siedziała z boczku oraz obserwowała chcąc jak najwięcej się nauczyć. Była najpilniejszą uczennicą, bo matka przyjmowała co rusz nowych pomocników oraz uczniów. Poznawała nowe stworzenia, nie tylko lwy, bo poza członkami jej rodzimego stada ze swoimi problemami zdrowotnymi zgłaszały się też inne zwierzaki. Lekarka była bardzo pomocna i altruistyczna. I tak mijały kolejne dni, miesiące.
Aż do TEGO dnia. Dnia, w którym matka uznała, że powinna powiedzieć jej prawdę. Ulegając sugestiom ze strony partnera, ojca Kioo, poprosiła córkę o rozmowę. Ta oczywiście zgodziła się, przekonana, że matka chce jej udzielić kolejnych lekcji z zakresu leczenia. Jednak tym razem było inaczej. Spojrzała na nią i ujrzała wzbierające w jej oczach łzy. Nie rozumiała, dlaczego. Co zrobiła źle? Mama wyjaśniła, że dla niej to też bardzo trudna rozmowa i bardzo długo przez to z nią zwlekała.
- Kocham cię, Kioo, i nic tego nie zmieni. Proszę, pamiętaj o tym - powiedziała.
- Wiem, wiem mamo. Ale... Coś się dzieje? Coś cię boli? - spytała nasza bohaterka zatroskana.
- Nie, kochanie, wszystko dobrze. Posłuchaj... Jesteś moją córeczką, zawsze będziesz...
- Eee.... Tak? Wiem o tym, mamo - powiedziała i wtuliła się w jej ciepłą sierść.
- Posłuchaj, słoneczko - matka się odsunęła, spoglądając na nią poważnie.
Coś było nie tak. Czuła to.
Podczas tej rozmowy matka wyjaśniła nieco ponad rocznej Kioo, że tak naprawdę to nie ona ją urodziła. Pewnego dnia, podczas zbierania ziół, ujrzała pałętającą się niedaleko lwicę. Widać po niej było, że jest przy nadziei, w zasadzie nie była pewna czy czasami nie miała się ku rozwiązaniu. Chciała jej pomóc, jednak tamta odmówiła przyjęcia pomocy.
Jak się okazało wcale się nie pomyliła w kwestii zaawansowania ciąży tamtej, bo kiedy wracała tą samą drogą znalazła w miejscu, gdzie ją widziała, maleńkie lwiątko. Jednak samicy nigdzie nie było. Z racji na to, że sama miała obecnie młode bez zastanowienia przygarnęła nowonarodzoną, wykarmiła jak swoją. Podobno z wyglądu w Kioo niewiele matki, w zasadzie chyba tylko oczy.
- Zrozumiem, jeśli będziesz odczuwała złość... W końcu może powinnam powiedzieć ci o tym wszystkim wcześniej, jednak... Bałam się, Kioo. Bałam, że przestaniesz widzieć w nas swoją rodzinę.
Nie przestała. Jednak ta myśl nie dawała jej spokoju. Chciała wiedzieć, dlaczego matka ją porzuciła. Gdzie był ojciec? Kim był? Kim była rodzicielka? Z każdym dniem pojawiało się coraz więcej pytań. Po kolejnej niełatwej rozmowie postanowiła ruszyć na poszukiwanie biologicznych rodziców jednak zapewniła matkę, że zawsze będzie ją kochać i to ją za mamę uważa, nieważne od tego, kto ją urodził. Liczyło się, kto ją wychował i obdarzył miłością. Zgarnęła kilka ziół, które mogłyby przydać się w wędrówce i ruszyła na poszukiwanie rodziców.
Kioo jest pewna siebie. Na skutek wychowywania pod okiem bardzo oddanej pomaganiu innym matki także stała się dość ofiarna, chociaż nie była aż tak bezinteresowna jak ona. Kiedy czegoś chce to jest w stanie wiele zrobić, by to osiągnąć. W kwestii intelektu raczej się nie wychyla, jest jednak dość spostrzegawcza i względnie szybko wiąże fakty. Nie jest mistrzynią planowania i woli działać spontanicznie, czasami popełniając głupie błędy.
Krzepa - 35
Zręczność - 50
Percepcja - 65
Gut
Aż do TEGO dnia. Dnia, w którym matka uznała, że powinna powiedzieć jej prawdę. Ulegając sugestiom ze strony partnera, ojca Kioo, poprosiła córkę o rozmowę. Ta oczywiście zgodziła się, przekonana, że matka chce jej udzielić kolejnych lekcji z zakresu leczenia. Jednak tym razem było inaczej. Spojrzała na nią i ujrzała wzbierające w jej oczach łzy. Nie rozumiała, dlaczego. Co zrobiła źle? Mama wyjaśniła, że dla niej to też bardzo trudna rozmowa i bardzo długo przez to z nią zwlekała.
- Kocham cię, Kioo, i nic tego nie zmieni. Proszę, pamiętaj o tym - powiedziała.
- Wiem, wiem mamo. Ale... Coś się dzieje? Coś cię boli? - spytała nasza bohaterka zatroskana.
- Nie, kochanie, wszystko dobrze. Posłuchaj... Jesteś moją córeczką, zawsze będziesz...
- Eee.... Tak? Wiem o tym, mamo - powiedziała i wtuliła się w jej ciepłą sierść.
- Posłuchaj, słoneczko - matka się odsunęła, spoglądając na nią poważnie.
Coś było nie tak. Czuła to.
Podczas tej rozmowy matka wyjaśniła nieco ponad rocznej Kioo, że tak naprawdę to nie ona ją urodziła. Pewnego dnia, podczas zbierania ziół, ujrzała pałętającą się niedaleko lwicę. Widać po niej było, że jest przy nadziei, w zasadzie nie była pewna czy czasami nie miała się ku rozwiązaniu. Chciała jej pomóc, jednak tamta odmówiła przyjęcia pomocy.
Jak się okazało wcale się nie pomyliła w kwestii zaawansowania ciąży tamtej, bo kiedy wracała tą samą drogą znalazła w miejscu, gdzie ją widziała, maleńkie lwiątko. Jednak samicy nigdzie nie było. Z racji na to, że sama miała obecnie młode bez zastanowienia przygarnęła nowonarodzoną, wykarmiła jak swoją. Podobno z wyglądu w Kioo niewiele matki, w zasadzie chyba tylko oczy.
- Zrozumiem, jeśli będziesz odczuwała złość... W końcu może powinnam powiedzieć ci o tym wszystkim wcześniej, jednak... Bałam się, Kioo. Bałam, że przestaniesz widzieć w nas swoją rodzinę.
Nie przestała. Jednak ta myśl nie dawała jej spokoju. Chciała wiedzieć, dlaczego matka ją porzuciła. Gdzie był ojciec? Kim był? Kim była rodzicielka? Z każdym dniem pojawiało się coraz więcej pytań. Po kolejnej niełatwej rozmowie postanowiła ruszyć na poszukiwanie biologicznych rodziców jednak zapewniła matkę, że zawsze będzie ją kochać i to ją za mamę uważa, nieważne od tego, kto ją urodził. Liczyło się, kto ją wychował i obdarzył miłością. Zgarnęła kilka ziół, które mogłyby przydać się w wędrówce i ruszyła na poszukiwanie rodziców.
Kioo jest pewna siebie. Na skutek wychowywania pod okiem bardzo oddanej pomaganiu innym matki także stała się dość ofiarna, chociaż nie była aż tak bezinteresowna jak ona. Kiedy czegoś chce to jest w stanie wiele zrobić, by to osiągnąć. W kwestii intelektu raczej się nie wychyla, jest jednak dość spostrzegawcza i względnie szybko wiąże fakty. Nie jest mistrzynią planowania i woli działać spontanicznie, czasami popełniając głupie błędy.
Krzepa - 35
Zręczność - 50
Percepcja - 65
Gut
- Back
- Posty: 4
- Gatunek: Krokuta cętkowana
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 24 gru 2017
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 40
- Zręczność: 40
- Percepcja: 65
- Kontakt:
Back żyła w małej rodzince hien rządzonej przez wielką matkę. Razem z czwórką rodzeństwa miała przyjemne dzieciństwo pełne zabaw i jako pierworodna zapewnioną posadę zastępczyni przywódczyni. Wszystko szło dobrze do czasu aż nie uderzył jej piorun. Wyobrażacie sobie? Tak po prostu w deszczową noc z silnymi chmurami szła przez sawannę i stanęła pod drzewem jak gdyby nigdy nic huknęło gromnęło a ona budzi się ni stąd ni zowąd. Niczego nie pamięta po przebudzeniu ale na szczęście znajduje ją rodzina. Która po tygodniu porzuca Back bo ma jej dosyć! Zaczęła myśleć, że jest lwem i musi pokonać złego wujka Skazę aby zażegnać konflikt na lwiej ziemi. Dziwne nie? Próbowali jej przez tydzień wybić to z głowy ale ona dzie tam. Nie dała sobie do tego śmieje się często bez powodu i wydaje się stanęła poziomem inteligencji na dziecku. Dojrzałością też.
Rodzina porzuciła Back i po dwóch tygodniach znowu ją przyjęła za sprawą matki i że jej przeszło. Ale wiecie co? Teraz wmówiła sobie, że jest rybą i zaczęła dusić się na lądzie co kiepsko jej wychodziło bo traciła przytomność. Średnio co tydzień zmieniała swoją orientację rasową aż została przy lwie. Teraz jest sama jak palec i nie ma tego złego. Znajdzie nowych przyjaciół napewno!
Krzepa - 20
Zręczność - 40
Percepcja - 65
Akcept
Rodzina porzuciła Back i po dwóch tygodniach znowu ją przyjęła za sprawą matki i że jej przeszło. Ale wiecie co? Teraz wmówiła sobie, że jest rybą i zaczęła dusić się na lądzie co kiepsko jej wychodziło bo traciła przytomność. Średnio co tydzień zmieniała swoją orientację rasową aż została przy lwie. Teraz jest sama jak palec i nie ma tego złego. Znajdzie nowych przyjaciół napewno!
Krzepa - 20
Zręczność - 40
Percepcja - 65
Akcept
- Felix
- Posty: 17
- Gatunek: Serwal
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 07 maja 2020
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 20
- Zręczność: 35
- Percepcja: 37
- Kontakt:
Imię: Felix
Charakter: Wciąż się rozwija. Na teraz jest ciekawą poznającą świat kotką z dużym pokładem pozytywnej energi.
Historia:
Niedawno przyszła na świat i spotkała się z wielką tragedią. Jest jedynaczką i ma silnie egoistycznych rodziców. Wychowali ją, nauczyli polować, a potem radź sobie sama jako nastolatek. Prawdziwy horror!
Stat:
80% statystyk
Krzepa~ 20
Zręczność~ 35
Percepcja~ 37
Powinno być 92 pkt stat
Charakter: Wciąż się rozwija. Na teraz jest ciekawą poznającą świat kotką z dużym pokładem pozytywnej energi.
Historia:
Niedawno przyszła na świat i spotkała się z wielką tragedią. Jest jedynaczką i ma silnie egoistycznych rodziców. Wychowali ją, nauczyli polować, a potem radź sobie sama jako nastolatek. Prawdziwy horror!
Stat:
80% statystyk
Krzepa~ 20
Zręczność~ 35
Percepcja~ 37
Powinno być 92 pkt stat
Ostatnio zmieniony 09 wrz 2020, 15:26 przez Felix, łącznie zmieniany 1 raz.
- Maelvius
- Valarjar
- Posty: 114
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 13 paź 2013
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Krzepa: 40
Zręczność:50
Percepcja:60
Historia:
Wszystko zaczęło się daleko stąd, w pewnym niewielkim, niewyróżniającym się niczym szczególnym stadzie. Jego członkowie na ogół wiedli spokojny, zwyczajny żywot. Czasami tak spokojny i zwyczajny, że zakrawał nawet i na nudny i monotonny. Nic dziwnego, że skandal, jaki miał niebawem wybuchnąć, wstrząsnął tą grupą dogłębnie.
Cała ta historia zaczyna się od związku, który nie miał prawa bytu i który niebawem miał być okrzyknięty wynaturzeniem. Uczucie zrodziło się bowiem między kuzynostwem. Przez dłuższy czas młoda szamanka i jeden z wojowników ukrywali swój romans przed resztą stada, lecz wkrótce niemalże pewne było, iż wszystko wyjdzie na jaw. Bowiem po pewnym czasie samica zaszła w ciążę. Co prawda starała się ona, jak mogła, by ukryć prawdziwą tożsamość ojca lwiątek, lecz miała przeczucie, że prędzej, czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw. Cały okres ciąży spędziła na zamartwianiu się nad tym, co będzie, stanowczo zbyt późno żałując swej decyzji.
Lwica miała na tyle szczęścia, że mimo wszystko lwiątka urodziły się zdrowe - a przynajmniej wydawało się tak na razie. W przyszłości trójka braci miała już na zawsze pozostać drobnej budowy i słabowita, ponadto mieć problemy natury hormonalnej, objawiające się przede wszystkim niepełnym wykształceniem grzywy i niepłodnością. Na razie jednak trójka maluchów nie różniła się jednak niczym od innych nowo narodzonych kociąt. No, prawie. Każde jedno z nich urodziło się pokryte czarnym, jak noc futrem, które w stadzie posiadał tylko jeden samiec. Oprócz tego rysy pysków młodych samczyków także były niebywale podobne. Na tej podstawie stado szybko doszło do wniosku, iż nowo narodzone lwiątka były owocem kazirodczego związku. Wieść ta spotkała się z ogólnym oburzeniem ze strony członków stada, co skończyło się publicznym poniżeniem owej pary a następnie jej wygnaniem. Ich potomstwo jednakże nie podzieliło ich losu. Ówczesny król zdecydował, że dzieci nie są winni przewinień ich rodziców, a skoro byli zdrowi, nie miał powodów, by pozbawić stada trójki członków, którzy w przyszłości mogli się im przydać. Bracia trafili pod opiekę jednej z lwic, co nie wszystkim się podobało, lecz w tamtejszych stronach słowo władcy było świętością, tak więc nikt nie ośmielił się mu sprzeciwiać.
Maelvius i jego dwaj bracia dorastali więc, nie znając swojej rodziny, ani też nie mając pojęcia, dlaczego tak wielu miało w zwyczaju gapić się na nich jak na dziwadła i szeptać za ich plecami. Nikt nigdy nie raczył im niczego wyjaśnić, dlatego przez jakiś czas czuli, że taka jest po prostu kolej rzeczy. Co nie sprawiało jednak, iż nie trawiła ich nieraz złość i zazdrość i że nie pomstowali pod nosem na wszystko to, co znali.
Maelvius był z tej trójki najmniejszy i najszczuplejszy, lecz jednocześnie najbystrzejszy, co sprawiło, że szybko udało mu się owinąć sobie pozostałą dwójkę wokół łapy. Bracia zawsze trzymali się razem, a on od zawsze był mózgiem każdej operacji. Było tak już od czasów dziecięcych i nie miało się to zmienić kiedy dorastali. Zmieniły się jedynie pomysły, jakie wpadały mu do głowy. Te dotyczące zwykłych, szczeniackich zabaw jakiś czas później zmieniły się w propozycje drobnych złośliwości, stanowiących niejako odwet za wszystkie te wścibskie spojrzenia i nieprzyjemne słowa. Na tym etapie nie było w tym jeszcze nic szczególnie groźnego, lecz z pewnością uciążliwego. Wielu członków stada znosiło to cierpliwie tylko dlatego, że mimo wszystko wywiązywali się ze swych obowiązków - co swoją drogą również było pomysłem Meala, który chciał się upewnić, że nieważne jak bardzo złośliwi i uciążliwi wobec innych by nie byli, nie dadzą nikomu prawdziwych powodów, by ich ukarać.
Nikt jednak, nawet jego bracia, nie wiedzieli o jednym. O jego dziwnych snach, które nawiedzały go co jakiś czas, w których wydawać by się mogło, że jest kimś zupełnie innych i znajduje się w miejscu nie przypominającym nijak znajomą sawannę. Od zawsze zastanawiał się nad znaczeniem owych snów, lecz nikomu nie ufał wystarczająco, by o to zapytać. Dziwaczne wizje stały się więc jego osobistym sekretem.
Los braci odmienił się dłuższy czas później, gdy byli już wystarczająco samodzielni, by tak, jak inne samce w ich wieku, patrolować teren. Zazwyczaj czynili to razem, jak zresztą niemalże wszystko. Pewnego razu natknęli się na pewną starą lwicę, której pysk wydawał się im dziwnie znajomy. Owszem, była to ich matka - do tej pory trzymająca się na uboczu, teraz przypadkowo natknęła się na dorastających synów. Od tamtego czasu spotykali się z nią regularnie, początkowo nie podejrzewając niczego, niesamowicie szczęśliwi, że w końcu znaleźli kogoś, kto rozumie ich o wiele lepiej, niż członkowie stada. Któregoś razu, podczas spaceru wyznała im prawdę, w którą początkowo trudno im było uwierzyć. Jednakże prędzej, czy później ją zaakceptowali.
Matka była również pierwszym nauczycielem Maelviusa. Stara szamanka dostrzegła w jednym ze swych synów pewien potencjał i zaczęła go potajemnie uczyć swego fachu. Młody wówczas lew był pojętnym uczniem. Trzeba przyznać również, że świadomość, iż ktokolwiek go w jakikolwiek docenił sprawiała mu niesamowitą przyjemność. Stara lwica była jedyną osobą, która dowiedziała się z czasem o dziwnych snach jej syna. Wytłumaczyła mu, że są one prawdziwym darem, wizjami zesłanymi przez duchy i że jeśli kiedykolwiek będzie pragnął odkryć ich znaczenie, będzie musiał zrobić to na własną łapę. Z jakiegoś powodu stało się to dla niego powodem dla dumy, która z biegiem czasu miała się przerodzić w pychę.
Szybko okazało się, że wygnana samica nie spotkała się ze swym potomstwem przez przypadek, ani też nie utrzymywała z nimi kontaktu z dobroci serca, lub ponieważ za nimi tęskniła. Lwica szybko zaczęła podczas ich lekcji podrzucać swemu ulubionemu synowi pomysły o zemście. Zemście na stadzie wypełnionym lwami, które traktowały ich jak dziwadła i szeptali za ich plecami, wyśmiewali się z ich nędznych namiastek grzyw i nie darzyli szacunkiem przez te wszystkie księżyce. Jak również i na królu, który wygnał ich rodziców oraz podjął decyzję o ich rozdzieleniu z nimi. Maelvius, przepełniony tłamszonym przez długi już czas gniewem i goryczą, szybko te pomysły podchwycił i namówił swych braci do pomocy.
Plan był stosunkowo prosty - zakraść się do stadnej spiżarni i zatruć przetrzymywane tu mięso ziołami, jakie miała zdobyć ich matka. Niemniej, nie powiódł się. Dzień przed realizacją swego planu, gdy po raz ostatni naradzali się, co czynić zostali podsłuchani przez jednego z młodzików, który wkrótce później powiadomił o ich planach innych. Kiedy nazajutrz udali się więc zgodnie z planem do spiżarni, czekała na nich grupa wojowników, która wprawnie obezwładniła spiskowców i zaprowadziła przed oblicze władcy. Za zdradę zazwyczaj groziła śmierć, król jednakże postanowił zlitować się nad trójką samców i zamiast tego kazał ich wygnać. Ścigani więc przez wściekły tłum, obrzucani wyzwiskami i groźbami, byli więc zmuszeni do opuszczenia terytorium stada.
Nie wiedząc, co czynić, ruszyli przed siebie. Bracia początkowo pragnęli wrócić do matki, lecz Maelvius zaprotestował. Kto wie, czy członkowie stada nie wiedzieli, że przebywa w okolicy i czy nie zaczną jej podejrzewać o udział w spisku. Bądź też, czy ktoś nie dostrzeże ich powracających, by ją odnaleźć, i czy nie sprowadzą na nią kłopotów. Zresztą, czy naprawdę chcieli wracać w te okolice? Pozostać tak blisko ziemi, gdzie nikt ich nie szanował, teraz wypełnionej lwami, które ich nienawidziły? Nie, musieli zacząć nowe życie. Musieli iść dalej, gdzie łapy poniosą. Gdzieś na pewno znajdą dla siebie lepszy dom.
Podróż niesamowicie się dłużyła, a gdzie okiem nie sięgnąć tam pustkowia. Taki stan rzeczy utrzymywał się już od dłuższego czasu, przez co bracia Mealviusa zaczęli się niecierpliwić. Przyzwyczajeni byli do pokornego słuchania każdego słowa brata, lecz teraz po raz pierwszy w życiu zaczęli mieć wątpliwości. Czy naprawdę wiedział co robi, czy może właśnie prowadził ich na pewną śmierć? Któregoś dnia ktoś nie wytrzymał i rzucił kilka nieprzyjemnych słów. Wybuchła kłótnia, która koniec końców przerodziła się w bójkę. Bracia, wściekli i mający serdecznie dosyć jego pomysłów, rzucili się na Maelviusa i powalili go na ziemię. Nie wiadomo, któremu udało się zranić go w szyję, a który widząc, co się stało spanikował i podjął decyzję o ucieczce. Tak, czy owak, obaj odeszli, przekonani, że właśnie zabili swego brata, którego każdego polecenia słuchali przez większość swego życia.
On jednak przeżył. Zadana rana nie okazała się wystarczająco głęboka, by być śmiertelna. Podniósł się z trudem i ruszył przed siebie, przeklinając w myślach swych braci na milion sposobów, poniekąd pewien, że w pewnym momencie po prostu łapy odmówią mu posłuszeństwa. Cudem udało mu się jednak dotrzeć nad brzeg jeziorka, nad którym mieszkał pewien stary szaman pustelnik. Podstarzały samiec postanowił zająć się nim w zamian za obietnicę pomocy w codziennym życiu. W taki też sposób wrócił do zdrowia. Wkrótce został on również drugim z jego nauczycieli, który zdołał nauczyć go tego, czego nie przekazała mu matka. Stał się także jedną z niewielu osób, jakie spotkał w przeszłości, jakie do tej pory miło wspomina.
Pozostał u jego boku do końca jego życia, szkoląc się pod jego okiem na szamana. Gdy starzec umarł, po odprawieniu rytuału pogrzebowego opuścił jego dotychczasowy dom, na nowo ruszając w świat, sam nie wiedząc, czego właściwie szuka. Być może jedynie pragnąc zostawić przeszłość za sobą, może gnany chęcią odkrycia odwiecznej tajemnicy jego dziwnych snów.
W taki oto sposób dotarł i tutaj.
Wygląd:
Z całą pewnością prezentuje się dość niecodziennie. Z daleka całkiem nietrudno wziąć go za lwicę, co prawda niezbyt urodziwą, ale jednak, bądź samca ledwie wkraczającego w dorosłość. Dopiero z bliska można dojść do wniosku, iż patrzy się starszego samca, któremu z jakiegoś powodu nigdy nie wyrosła grzywa, zastąpiona tylko jakimiś nędznymi dłuższymi kłaczkami na czubku głowy i karku. Jest również stosunkowo nieduży, rozmiarem zbliżony bardziej do przeciętnej samicy, o szczupłej sylwetce. Ciało pokrywa czarne włosie, choć o nieco nieregularnym odcieniu, bowiem gdzieniegdzie przez lata zdążyło już nieco spłowieć do ciemnobrunatnej barwy. Ślepia ma ciemnoniebieskie, niemalże granatowe.
Ostatnimi rzucającymi się w oczy cechami jest nadgryzione ucho i brzydka blizna na szyi, która odróżnia się wyraźnie od jego ciemnej sierści.
W przeciwieństwie do co niektórych lwów trudniących się tą samą, co on profesją na co dzień nie nosi zbyt wielu ozdób, być może nie chcąc dodatkowo zwracać na siebie uwagi. Jednakże na potrzeby co niektórych rytuałów lub podczas większych uroczystości pokrywa swe ciało rozmaitymi malowidłami, zazwyczaj w odcieniach krwistej czerwieni.
Charakter:
Choć przez lata nieco złagodniał i zdecydowanie się wyciszył, gdzieś w jego wnętrzu wciąż tli się ponury płomień gniewu na dosłownie wszystko i wszystkich, który od czasu do czasu może niespodziewanie zmienić się w pożar i skutkować wybuchem złości. Na co dzień wydaje się osobnikiem ponurym i zgorzkniałym, szorstkim w obejściu i szczerym do bólu. Zapewne wielu uzna go za nieprzyjemnego dziwaka i zapewne ci zbytnio by się nie pomylili.
To, co zdecydowanie się nie zmieniło, to przed laty obudzona przez jego matkę pycha, którą wciąż można dostrzec w postępowaniu czarnofutrego. W przeciwieństwie do wielu innych szamanów, w tym i swego dawnego nauczyciela, którzy wiodą skromny żywot, Maelvius chełpi się swymi nadzwyczajnymi zdolnościami. Uważa, że możliwość kontaktu z duchami jest powodem do dumy i niewyobrażalną potęgą, z której powinien być dumny. Skutkuje to często nadmierną pewnością siebie i złudnym poczuciem jakoby był panem życia i śmierci.
Akcept
Zręczność:50
Percepcja:60
Historia:
Wszystko zaczęło się daleko stąd, w pewnym niewielkim, niewyróżniającym się niczym szczególnym stadzie. Jego członkowie na ogół wiedli spokojny, zwyczajny żywot. Czasami tak spokojny i zwyczajny, że zakrawał nawet i na nudny i monotonny. Nic dziwnego, że skandal, jaki miał niebawem wybuchnąć, wstrząsnął tą grupą dogłębnie.
Cała ta historia zaczyna się od związku, który nie miał prawa bytu i który niebawem miał być okrzyknięty wynaturzeniem. Uczucie zrodziło się bowiem między kuzynostwem. Przez dłuższy czas młoda szamanka i jeden z wojowników ukrywali swój romans przed resztą stada, lecz wkrótce niemalże pewne było, iż wszystko wyjdzie na jaw. Bowiem po pewnym czasie samica zaszła w ciążę. Co prawda starała się ona, jak mogła, by ukryć prawdziwą tożsamość ojca lwiątek, lecz miała przeczucie, że prędzej, czy później i tak wszystko wyjdzie na jaw. Cały okres ciąży spędziła na zamartwianiu się nad tym, co będzie, stanowczo zbyt późno żałując swej decyzji.
Lwica miała na tyle szczęścia, że mimo wszystko lwiątka urodziły się zdrowe - a przynajmniej wydawało się tak na razie. W przyszłości trójka braci miała już na zawsze pozostać drobnej budowy i słabowita, ponadto mieć problemy natury hormonalnej, objawiające się przede wszystkim niepełnym wykształceniem grzywy i niepłodnością. Na razie jednak trójka maluchów nie różniła się jednak niczym od innych nowo narodzonych kociąt. No, prawie. Każde jedno z nich urodziło się pokryte czarnym, jak noc futrem, które w stadzie posiadał tylko jeden samiec. Oprócz tego rysy pysków młodych samczyków także były niebywale podobne. Na tej podstawie stado szybko doszło do wniosku, iż nowo narodzone lwiątka były owocem kazirodczego związku. Wieść ta spotkała się z ogólnym oburzeniem ze strony członków stada, co skończyło się publicznym poniżeniem owej pary a następnie jej wygnaniem. Ich potomstwo jednakże nie podzieliło ich losu. Ówczesny król zdecydował, że dzieci nie są winni przewinień ich rodziców, a skoro byli zdrowi, nie miał powodów, by pozbawić stada trójki członków, którzy w przyszłości mogli się im przydać. Bracia trafili pod opiekę jednej z lwic, co nie wszystkim się podobało, lecz w tamtejszych stronach słowo władcy było świętością, tak więc nikt nie ośmielił się mu sprzeciwiać.
Maelvius i jego dwaj bracia dorastali więc, nie znając swojej rodziny, ani też nie mając pojęcia, dlaczego tak wielu miało w zwyczaju gapić się na nich jak na dziwadła i szeptać za ich plecami. Nikt nigdy nie raczył im niczego wyjaśnić, dlatego przez jakiś czas czuli, że taka jest po prostu kolej rzeczy. Co nie sprawiało jednak, iż nie trawiła ich nieraz złość i zazdrość i że nie pomstowali pod nosem na wszystko to, co znali.
Maelvius był z tej trójki najmniejszy i najszczuplejszy, lecz jednocześnie najbystrzejszy, co sprawiło, że szybko udało mu się owinąć sobie pozostałą dwójkę wokół łapy. Bracia zawsze trzymali się razem, a on od zawsze był mózgiem każdej operacji. Było tak już od czasów dziecięcych i nie miało się to zmienić kiedy dorastali. Zmieniły się jedynie pomysły, jakie wpadały mu do głowy. Te dotyczące zwykłych, szczeniackich zabaw jakiś czas później zmieniły się w propozycje drobnych złośliwości, stanowiących niejako odwet za wszystkie te wścibskie spojrzenia i nieprzyjemne słowa. Na tym etapie nie było w tym jeszcze nic szczególnie groźnego, lecz z pewnością uciążliwego. Wielu członków stada znosiło to cierpliwie tylko dlatego, że mimo wszystko wywiązywali się ze swych obowiązków - co swoją drogą również było pomysłem Meala, który chciał się upewnić, że nieważne jak bardzo złośliwi i uciążliwi wobec innych by nie byli, nie dadzą nikomu prawdziwych powodów, by ich ukarać.
Nikt jednak, nawet jego bracia, nie wiedzieli o jednym. O jego dziwnych snach, które nawiedzały go co jakiś czas, w których wydawać by się mogło, że jest kimś zupełnie innych i znajduje się w miejscu nie przypominającym nijak znajomą sawannę. Od zawsze zastanawiał się nad znaczeniem owych snów, lecz nikomu nie ufał wystarczająco, by o to zapytać. Dziwaczne wizje stały się więc jego osobistym sekretem.
Los braci odmienił się dłuższy czas później, gdy byli już wystarczająco samodzielni, by tak, jak inne samce w ich wieku, patrolować teren. Zazwyczaj czynili to razem, jak zresztą niemalże wszystko. Pewnego razu natknęli się na pewną starą lwicę, której pysk wydawał się im dziwnie znajomy. Owszem, była to ich matka - do tej pory trzymająca się na uboczu, teraz przypadkowo natknęła się na dorastających synów. Od tamtego czasu spotykali się z nią regularnie, początkowo nie podejrzewając niczego, niesamowicie szczęśliwi, że w końcu znaleźli kogoś, kto rozumie ich o wiele lepiej, niż członkowie stada. Któregoś razu, podczas spaceru wyznała im prawdę, w którą początkowo trudno im było uwierzyć. Jednakże prędzej, czy później ją zaakceptowali.
Matka była również pierwszym nauczycielem Maelviusa. Stara szamanka dostrzegła w jednym ze swych synów pewien potencjał i zaczęła go potajemnie uczyć swego fachu. Młody wówczas lew był pojętnym uczniem. Trzeba przyznać również, że świadomość, iż ktokolwiek go w jakikolwiek docenił sprawiała mu niesamowitą przyjemność. Stara lwica była jedyną osobą, która dowiedziała się z czasem o dziwnych snach jej syna. Wytłumaczyła mu, że są one prawdziwym darem, wizjami zesłanymi przez duchy i że jeśli kiedykolwiek będzie pragnął odkryć ich znaczenie, będzie musiał zrobić to na własną łapę. Z jakiegoś powodu stało się to dla niego powodem dla dumy, która z biegiem czasu miała się przerodzić w pychę.
Szybko okazało się, że wygnana samica nie spotkała się ze swym potomstwem przez przypadek, ani też nie utrzymywała z nimi kontaktu z dobroci serca, lub ponieważ za nimi tęskniła. Lwica szybko zaczęła podczas ich lekcji podrzucać swemu ulubionemu synowi pomysły o zemście. Zemście na stadzie wypełnionym lwami, które traktowały ich jak dziwadła i szeptali za ich plecami, wyśmiewali się z ich nędznych namiastek grzyw i nie darzyli szacunkiem przez te wszystkie księżyce. Jak również i na królu, który wygnał ich rodziców oraz podjął decyzję o ich rozdzieleniu z nimi. Maelvius, przepełniony tłamszonym przez długi już czas gniewem i goryczą, szybko te pomysły podchwycił i namówił swych braci do pomocy.
Plan był stosunkowo prosty - zakraść się do stadnej spiżarni i zatruć przetrzymywane tu mięso ziołami, jakie miała zdobyć ich matka. Niemniej, nie powiódł się. Dzień przed realizacją swego planu, gdy po raz ostatni naradzali się, co czynić zostali podsłuchani przez jednego z młodzików, który wkrótce później powiadomił o ich planach innych. Kiedy nazajutrz udali się więc zgodnie z planem do spiżarni, czekała na nich grupa wojowników, która wprawnie obezwładniła spiskowców i zaprowadziła przed oblicze władcy. Za zdradę zazwyczaj groziła śmierć, król jednakże postanowił zlitować się nad trójką samców i zamiast tego kazał ich wygnać. Ścigani więc przez wściekły tłum, obrzucani wyzwiskami i groźbami, byli więc zmuszeni do opuszczenia terytorium stada.
Nie wiedząc, co czynić, ruszyli przed siebie. Bracia początkowo pragnęli wrócić do matki, lecz Maelvius zaprotestował. Kto wie, czy członkowie stada nie wiedzieli, że przebywa w okolicy i czy nie zaczną jej podejrzewać o udział w spisku. Bądź też, czy ktoś nie dostrzeże ich powracających, by ją odnaleźć, i czy nie sprowadzą na nią kłopotów. Zresztą, czy naprawdę chcieli wracać w te okolice? Pozostać tak blisko ziemi, gdzie nikt ich nie szanował, teraz wypełnionej lwami, które ich nienawidziły? Nie, musieli zacząć nowe życie. Musieli iść dalej, gdzie łapy poniosą. Gdzieś na pewno znajdą dla siebie lepszy dom.
Podróż niesamowicie się dłużyła, a gdzie okiem nie sięgnąć tam pustkowia. Taki stan rzeczy utrzymywał się już od dłuższego czasu, przez co bracia Mealviusa zaczęli się niecierpliwić. Przyzwyczajeni byli do pokornego słuchania każdego słowa brata, lecz teraz po raz pierwszy w życiu zaczęli mieć wątpliwości. Czy naprawdę wiedział co robi, czy może właśnie prowadził ich na pewną śmierć? Któregoś dnia ktoś nie wytrzymał i rzucił kilka nieprzyjemnych słów. Wybuchła kłótnia, która koniec końców przerodziła się w bójkę. Bracia, wściekli i mający serdecznie dosyć jego pomysłów, rzucili się na Maelviusa i powalili go na ziemię. Nie wiadomo, któremu udało się zranić go w szyję, a który widząc, co się stało spanikował i podjął decyzję o ucieczce. Tak, czy owak, obaj odeszli, przekonani, że właśnie zabili swego brata, którego każdego polecenia słuchali przez większość swego życia.
On jednak przeżył. Zadana rana nie okazała się wystarczająco głęboka, by być śmiertelna. Podniósł się z trudem i ruszył przed siebie, przeklinając w myślach swych braci na milion sposobów, poniekąd pewien, że w pewnym momencie po prostu łapy odmówią mu posłuszeństwa. Cudem udało mu się jednak dotrzeć nad brzeg jeziorka, nad którym mieszkał pewien stary szaman pustelnik. Podstarzały samiec postanowił zająć się nim w zamian za obietnicę pomocy w codziennym życiu. W taki też sposób wrócił do zdrowia. Wkrótce został on również drugim z jego nauczycieli, który zdołał nauczyć go tego, czego nie przekazała mu matka. Stał się także jedną z niewielu osób, jakie spotkał w przeszłości, jakie do tej pory miło wspomina.
Pozostał u jego boku do końca jego życia, szkoląc się pod jego okiem na szamana. Gdy starzec umarł, po odprawieniu rytuału pogrzebowego opuścił jego dotychczasowy dom, na nowo ruszając w świat, sam nie wiedząc, czego właściwie szuka. Być może jedynie pragnąc zostawić przeszłość za sobą, może gnany chęcią odkrycia odwiecznej tajemnicy jego dziwnych snów.
W taki oto sposób dotarł i tutaj.
Wygląd:
Z całą pewnością prezentuje się dość niecodziennie. Z daleka całkiem nietrudno wziąć go za lwicę, co prawda niezbyt urodziwą, ale jednak, bądź samca ledwie wkraczającego w dorosłość. Dopiero z bliska można dojść do wniosku, iż patrzy się starszego samca, któremu z jakiegoś powodu nigdy nie wyrosła grzywa, zastąpiona tylko jakimiś nędznymi dłuższymi kłaczkami na czubku głowy i karku. Jest również stosunkowo nieduży, rozmiarem zbliżony bardziej do przeciętnej samicy, o szczupłej sylwetce. Ciało pokrywa czarne włosie, choć o nieco nieregularnym odcieniu, bowiem gdzieniegdzie przez lata zdążyło już nieco spłowieć do ciemnobrunatnej barwy. Ślepia ma ciemnoniebieskie, niemalże granatowe.
Ostatnimi rzucającymi się w oczy cechami jest nadgryzione ucho i brzydka blizna na szyi, która odróżnia się wyraźnie od jego ciemnej sierści.
W przeciwieństwie do co niektórych lwów trudniących się tą samą, co on profesją na co dzień nie nosi zbyt wielu ozdób, być może nie chcąc dodatkowo zwracać na siebie uwagi. Jednakże na potrzeby co niektórych rytuałów lub podczas większych uroczystości pokrywa swe ciało rozmaitymi malowidłami, zazwyczaj w odcieniach krwistej czerwieni.
Charakter:
Choć przez lata nieco złagodniał i zdecydowanie się wyciszył, gdzieś w jego wnętrzu wciąż tli się ponury płomień gniewu na dosłownie wszystko i wszystkich, który od czasu do czasu może niespodziewanie zmienić się w pożar i skutkować wybuchem złości. Na co dzień wydaje się osobnikiem ponurym i zgorzkniałym, szorstkim w obejściu i szczerym do bólu. Zapewne wielu uzna go za nieprzyjemnego dziwaka i zapewne ci zbytnio by się nie pomylili.
To, co zdecydowanie się nie zmieniło, to przed laty obudzona przez jego matkę pycha, którą wciąż można dostrzec w postępowaniu czarnofutrego. W przeciwieństwie do wielu innych szamanów, w tym i swego dawnego nauczyciela, którzy wiodą skromny żywot, Maelvius chełpi się swymi nadzwyczajnymi zdolnościami. Uważa, że możliwość kontaktu z duchami jest powodem do dumy i niewyobrażalną potęgą, z której powinien być dumny. Skutkuje to często nadmierną pewnością siebie i złudnym poczuciem jakoby był panem życia i śmierci.
Akcept
- Yeti
- Posty: 34
- Gatunek: Szympans
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 28 kwie 2020
- Specjalizacja: Rzemieślnik poziom 1
- Zdrowie: 95
- Waleczność: 15
- Zręczność: 55
- Percepcja: 34
H I S T O R I A
Na świat przyszła daleko na wschód, żyjąc w tamtejszych górach niczym pączek w maśle. Urodzona w poważanej rodzinie jako córka szanowanego w lwim stadzie małpiego rzemieślnika oraz szamana samego króla. Dorastała w dostatku, niczego nigdy jej nie brakowało, nie była celem drapieżników. Jako młode pomagała ojcu w pracy, a jako jedyna dziedziczka miała przejąć po nim posadę. Na początku od rana do wieczora szyła sakiewki albo skręcała z nici sznurki. Nie było to specjalnie ciekawe zajęcie! Wymarzyło jej się tworzyć wielkie dzieła. Zawsze po pracy potajemnie rzeźbiła w drewnie przy użyciu kamienia lub mieszała barwniki i malowała jaskinie w świetle z księżyca. Wiecznie ukrywać swoich ambicji nie zamierzała to poprosiła ojca o odpowiedzialniejszą fuchę. Przeliczyła się i pomimo drygu oraz nabytych po pracy umiejętności ojciec w nią nie wierzył. Miała skręcać sznurki aż dorośnie czyli jeszcze przez jakieś pół roku. Niedoczekanie, ona potrafiła stworzyć broń a ojciec chce ją przy sznurkach trzymać.
Za jedyny przełom uchodzić może w jej dotychczasowym życiu ucieczką od ojca. Udała się w podróż z zamiarem rozpoczęcia życia na własny rachunek. Już jako młode bywała niepokorna i oddalała się, czasami - zdaniem nieco przewrażliwionych rodziców - za daleko i w zbyt niebezpieczne rejony. Mimo wszystko w większe tarapaty nigdy nie wpadła.
C H A R A K T E R
Yeti ma złote serduszko. Niejednokrotnie pomaga innym, zapominając o samej sobie i własnych uczuciach. Jest przy tym naprawdę sympatyczna oraz towarzyska, choć nie lubi się jednocześnie komukolwiek narzucać. Nie pcha się zatem tam, gdzie otwarcie jej powiedzą, iż jej nie chcą. Aluzje nie zawsze łapie, bo nie jest osobnikiem ponadprzeciętnie inteligentnym, choć do kompletnej kretynki też jej daleko.
S T A T Y S T Y K I
Piętnaście krzepy, pięćdziesiąt pięć zręczności, trzydzieści cztery percepcji,
Okej
Na świat przyszła daleko na wschód, żyjąc w tamtejszych górach niczym pączek w maśle. Urodzona w poważanej rodzinie jako córka szanowanego w lwim stadzie małpiego rzemieślnika oraz szamana samego króla. Dorastała w dostatku, niczego nigdy jej nie brakowało, nie była celem drapieżników. Jako młode pomagała ojcu w pracy, a jako jedyna dziedziczka miała przejąć po nim posadę. Na początku od rana do wieczora szyła sakiewki albo skręcała z nici sznurki. Nie było to specjalnie ciekawe zajęcie! Wymarzyło jej się tworzyć wielkie dzieła. Zawsze po pracy potajemnie rzeźbiła w drewnie przy użyciu kamienia lub mieszała barwniki i malowała jaskinie w świetle z księżyca. Wiecznie ukrywać swoich ambicji nie zamierzała to poprosiła ojca o odpowiedzialniejszą fuchę. Przeliczyła się i pomimo drygu oraz nabytych po pracy umiejętności ojciec w nią nie wierzył. Miała skręcać sznurki aż dorośnie czyli jeszcze przez jakieś pół roku. Niedoczekanie, ona potrafiła stworzyć broń a ojciec chce ją przy sznurkach trzymać.
Za jedyny przełom uchodzić może w jej dotychczasowym życiu ucieczką od ojca. Udała się w podróż z zamiarem rozpoczęcia życia na własny rachunek. Już jako młode bywała niepokorna i oddalała się, czasami - zdaniem nieco przewrażliwionych rodziców - za daleko i w zbyt niebezpieczne rejony. Mimo wszystko w większe tarapaty nigdy nie wpadła.
C H A R A K T E R
Yeti ma złote serduszko. Niejednokrotnie pomaga innym, zapominając o samej sobie i własnych uczuciach. Jest przy tym naprawdę sympatyczna oraz towarzyska, choć nie lubi się jednocześnie komukolwiek narzucać. Nie pcha się zatem tam, gdzie otwarcie jej powiedzą, iż jej nie chcą. Aluzje nie zawsze łapie, bo nie jest osobnikiem ponadprzeciętnie inteligentnym, choć do kompletnej kretynki też jej daleko.
S T A T Y S T Y K I
Piętnaście krzepy, pięćdziesiąt pięć zręczności, trzydzieści cztery percepcji,
Okej
- Ishumi'Ikati
- Posty: 101
- Gatunek: Kot Czarnołapy
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 17 lut 2018
- Specjalizacja: Rzemieślnik poziom 1
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 15
- Zręczność: 45
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Imię: Ishumi Indodana Yomndeni Ikati - co w ceremonialnym języku jego klanu oznacza: 'Dziesiąty syn Domu Kota'.
Ponieważ jednak prawdopodobnie nikt będący w pełni przy zdrowych zmysłach nie używałby podobnego imienia na co dzień, zazwyczaj przedstawia się po prostu jako Ishumi, bądź nieco bardziej oficjalnie: Ishumi'Ikati.
Historia: Gdzieś na wschód od Lwiej Krainy leżą ziemie Klanu Szarego Drzewa - organizacji w skład której wchodzą różne gatunki zwierząt, podzielonej na cztery grupy zwane Domami, skupiające już nieco bardziej konkretne zwierzęta: Dom Pantery, składający się z wielkich kotów - wojowników, łowców i on obrońców Klanu, Dom Sokoła, którego członkami byli przedstawiciele drapieżnych gatunków ptaków - urodzeni zwiadowcy, posłańcy i obdarzeni tajemnymi mocami szamani, Dom Kota, zrzeszający pomniejsze rodzaje kotowatych, w tym i jego rodzinę - z niego to wywodzili się medycy, rzemieślnicy, oraz uwieczniający historię w naściennych malowidłach artyści, i ostatni, przez większość niechętnie wspominany Dom Weża, przyjmujących w swe szeregi każdego, kto udowodnił swą gotowość do służby Klanowi bez zważania na honor i obyczaje, wykonując zadania, których nie podjąłby się żaden żyjący w zgodzie ze swym kodeksem wojownik.
W tym właśnie Klanie miała początek jego historia - urodził się jako jeden (ale zdecydowanie nie jedyny) z synów tytularnego zwierzchnika Domu Kota, i zarazem wysokiej klasy rzemieślnika, i jego partnerki, niegdyś parającej się medycyną, obecnie jednak poświęcającej się wychowywaniu następngo pokolenia.
Pierwsze miesiące życia upłynęły mu w radosnej atmosferze, pośród zabaw z rówieśnikami, pod okiem kochających, choć nie mających zbyt wiele czasu rodziców. Potem zaś nadszedł moment podjęcia nauki - wtedy to, decydując się pójść w ślady ojca, rozpoczął naukę u jednego z mistrzów rzemiosła.
Jednak mimo iż czas upływał mu pracowicie, na nauce nowych technik i ćwiczeniach, z rzadka tylko przetykanych spędzanych z przyjaciółmi dniami odpoczynku, dręczyła go świadomość, że czegoś w tym wszystkim brakuje. Z początku było to jedynie mętne wrażenie, jednak po kilku tygodniach wiedział już w czym rzecz - jako syn szanującej się rodziny, w dodatku w zasadzie pozbawiony szansy na sprawowanie, i tak dość mocno teoretycznej, funkcji Zwierzchnika, rozciągająca się przed nim perspektywa prezentowała życie może nie nudne, ale dość przewidywalne, pozbawione elementu niepewności i swoistego tajemniczego uroku.
Gdy więc osiągnął wiek dwóch lat, i kończąc wszystkie egzaminy uzyskał tytuł młodszego rzemieślnika, inspirowany opowieściami o czynach swego pradziadka, wyruszył w podróż...
... której ciąg dalszy odbywa się w tej krainie.
Charakter: Jest wesołym, wciąż wykazującym się typowo młodzieńczymi cechami kotem, który pełen ambicji i dobrych chęci przemierza świat w poszukiwaniu przygód.
Jednak jeśli chodzi o kwestie zawodowe, to mimo iż jako idealista chciałby wykonywać wspaniały osprzęt jedynie dla honorowych wojowników, pięknych dam i dostojnych mędrców, trwająca już niemal pół roku podróż nauczyła go pewnego realizmu (i samokrytyki wobec swoich umiejętności) - z tego też powodu zazwyczaj przyjmuje większość zleceń, nawet te, które nie do końca przypadają mu do gustu - choć zdarzały się również przypadki, gdy powodowany wyznawanymi zasadami po prostu odmawiał - dla bezpieczeństwa nierzadko wynosząc się w trybie przyśpieszonym poza zasięg wzroku niedoszłego klienta.
Ozdoby: Posiada wykonany z pomarańczowego drewna wisiorek w kształcie kota, oznaczony dziesięcioma nacięciami - symbol przynależność do danego Domu.
Statystyki: K:15 Z:45 P:30 (Rzemieślnik poziomu 1)
Akcept
Ponieważ jednak prawdopodobnie nikt będący w pełni przy zdrowych zmysłach nie używałby podobnego imienia na co dzień, zazwyczaj przedstawia się po prostu jako Ishumi, bądź nieco bardziej oficjalnie: Ishumi'Ikati.
Historia: Gdzieś na wschód od Lwiej Krainy leżą ziemie Klanu Szarego Drzewa - organizacji w skład której wchodzą różne gatunki zwierząt, podzielonej na cztery grupy zwane Domami, skupiające już nieco bardziej konkretne zwierzęta: Dom Pantery, składający się z wielkich kotów - wojowników, łowców i on obrońców Klanu, Dom Sokoła, którego członkami byli przedstawiciele drapieżnych gatunków ptaków - urodzeni zwiadowcy, posłańcy i obdarzeni tajemnymi mocami szamani, Dom Kota, zrzeszający pomniejsze rodzaje kotowatych, w tym i jego rodzinę - z niego to wywodzili się medycy, rzemieślnicy, oraz uwieczniający historię w naściennych malowidłach artyści, i ostatni, przez większość niechętnie wspominany Dom Weża, przyjmujących w swe szeregi każdego, kto udowodnił swą gotowość do służby Klanowi bez zważania na honor i obyczaje, wykonując zadania, których nie podjąłby się żaden żyjący w zgodzie ze swym kodeksem wojownik.
W tym właśnie Klanie miała początek jego historia - urodził się jako jeden (ale zdecydowanie nie jedyny) z synów tytularnego zwierzchnika Domu Kota, i zarazem wysokiej klasy rzemieślnika, i jego partnerki, niegdyś parającej się medycyną, obecnie jednak poświęcającej się wychowywaniu następngo pokolenia.
Pierwsze miesiące życia upłynęły mu w radosnej atmosferze, pośród zabaw z rówieśnikami, pod okiem kochających, choć nie mających zbyt wiele czasu rodziców. Potem zaś nadszedł moment podjęcia nauki - wtedy to, decydując się pójść w ślady ojca, rozpoczął naukę u jednego z mistrzów rzemiosła.
Jednak mimo iż czas upływał mu pracowicie, na nauce nowych technik i ćwiczeniach, z rzadka tylko przetykanych spędzanych z przyjaciółmi dniami odpoczynku, dręczyła go świadomość, że czegoś w tym wszystkim brakuje. Z początku było to jedynie mętne wrażenie, jednak po kilku tygodniach wiedział już w czym rzecz - jako syn szanującej się rodziny, w dodatku w zasadzie pozbawiony szansy na sprawowanie, i tak dość mocno teoretycznej, funkcji Zwierzchnika, rozciągająca się przed nim perspektywa prezentowała życie może nie nudne, ale dość przewidywalne, pozbawione elementu niepewności i swoistego tajemniczego uroku.
Gdy więc osiągnął wiek dwóch lat, i kończąc wszystkie egzaminy uzyskał tytuł młodszego rzemieślnika, inspirowany opowieściami o czynach swego pradziadka, wyruszył w podróż...
... której ciąg dalszy odbywa się w tej krainie.
Charakter: Jest wesołym, wciąż wykazującym się typowo młodzieńczymi cechami kotem, który pełen ambicji i dobrych chęci przemierza świat w poszukiwaniu przygód.
Jednak jeśli chodzi o kwestie zawodowe, to mimo iż jako idealista chciałby wykonywać wspaniały osprzęt jedynie dla honorowych wojowników, pięknych dam i dostojnych mędrców, trwająca już niemal pół roku podróż nauczyła go pewnego realizmu (i samokrytyki wobec swoich umiejętności) - z tego też powodu zazwyczaj przyjmuje większość zleceń, nawet te, które nie do końca przypadają mu do gustu - choć zdarzały się również przypadki, gdy powodowany wyznawanymi zasadami po prostu odmawiał - dla bezpieczeństwa nierzadko wynosząc się w trybie przyśpieszonym poza zasięg wzroku niedoszłego klienta.
Ozdoby: Posiada wykonany z pomarańczowego drewna wisiorek w kształcie kota, oznaczony dziesięcioma nacięciami - symbol przynależność do danego Domu.
Statystyki: K:15 Z:45 P:30 (Rzemieślnik poziomu 1)
Akcept
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości