x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Jaskinia Omszałej Matki
Regulamin forum
Kary i negatywne efekty
Kary i negatywne efekty
- Przebywająca górach postać jest narażona na lawiny, burze albo inne przeszkody.
- Większe ryzyko złapania choroby
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
Re: Jaskinia Omszałej Matki
Nie była pewna, jak długo przebywała poza granicami Bractwa, straciła bowiem całkiem rachubę czasu. I nieważne, jak bardzo będzie później zapewniać, że po prostu wyszła zbierać ziół i pobłądziła, nie było to prawdą. Lecz zdradzenie tej wymagałoby też wspomnienia o ciążącej na nią klątwie, czego wolałaby nie czynić. W najlepszym przypadku zwyczajnie uznano by ją za wariatkę, w najgorszym przeżyłaby powtórkę z tego, co przeszła w młodości. No, ale po kolei.
Pewnego dnia Sheeba ot po prostu wyniosła się ze swojej jaskini, kierując się w doliny. Mijanym strażnikom rzuciła coś o wyprawie po zioła i żeby jej nie przeszkadzali. Lecz to nie żadna roślinność tudzież obowiązki medyka były tym, co skłoniło ją do takiego postępowania. Kierowało ją trudne do wytłumaczenia przeczucie. Czasami miewała takowe, niektórzy zapewne nazwaliby je wytworem chorego umysłu, dla niej były głosem samej śmierci, jej przewodniczki od czasów samych narodzin, którą na równi czciła, jak i nienawidziła. Ot po prostu pewnego dnia obudziła się z postanowieniem, że musi coś zrobić. Inaczej ciążące na niej przekleństwo przyniesie zniszczenie stadu. A wtedy znów zostanie sama na pastwę losu, tracąc wygodną jaskinię i ochronę silniejszych od siebie. Do dzisiaj pamiętała słowa starej szamanki, jej opiekunki. Tak długo, jak przemierzała ziemię, tak długo śmierć będzie zabierać każdego, do kogo bardziej się zbliży. Śmierć jest chciwa, niezaspokojona, nieustannie pragnie krwi i cierpienia. Ona, przeklęta przy narodzinach, była tylko narzędziem zniszczenia.
Tego dnia obudziła się z przekonaniem, że jeśli nie chce, by klątwa dosięgła członków Bractwa, po prostu musi zabić. Nie ważne, kogo i jak. Ważne, żeby przelać krew. Z takim też postanowieniem opuściła wówczas tereny stada.
Oczywiście warunki fizyczne nie pozwalały jej wdawać się w bijatyki, czy rzucać na dużą zwierzynę. Dlatego też jej ofiarą padły drobne, te najbardziej bezbronne istoty. Włóczyła się więc, siejąc spustoszenie wśród niewielkiej zwierzyny, póki nie poczuła, że czas to skończyć. Było to, jak obudzenie się z głębokiego snu. A także i odczuła niesamowitą ulgę.
Przekonana, że właśnie odroczyła przynajmniej na jakiś czas działanie klątwy ruszyła więc w drogę powrotną.
Tak właśnie pojawiła się i tutaj. Wędrując nieustannie w stronę znajomych gór, przystając jedynie, by zaspokoić głód, czy odpocząć. Przedłużająca tułaczka dawała jej się we znaki, co było widać. Straciła nieco na wadze, znów wracając tym samym do swej kościstej sylwetki sprzed dołączenia do stada. Malunki na pysku sporo już przyblakły. Gdzieś po drodze zgubiła jedno z piór za uchem, a drugie zwisało jakoś tak smętnie. Sierść gdzieniegdzie przybrudzona. Oraz wyraz zmęczenia w jedynym złotym oku. W takim oto stanie wracała w rodzinne strony, nie będąc nawet pewną, czy na nowo ją przyjmą, czy może potraktują jak intruza i każą się wynosić, bądź też uczynią niewolnikiem. Co prawda liczyła jeszcze na to, iż członkowie Bractwa doskonale rozumieją, jak trudno będzie im poradzić sobie bez medyczki, lecz wątpliwości co i rusz powracały. Nie żałowała jednak swej decyzji. Wiedziała, że było to coś, co musiała zrobić. Bolało ją tylko, iż nie mogła wytłumaczyć nikomu, że czyniła to tylko dla ich dobra.
Zawitawszy u progu jaskini przystanęła, spoglądając na całkiem niedalekie już górskie szczyty. Nie przerywając marszu doszłaby tam całkiem niebawem. Lecz zarówno doskwierało jej zmęczenie, jak i wciąż dręczył pewien niepokój. Dlatego też odpoczynek w jaskini, którą właśnie zauważyła, wydawał jej się nad wyraz kuszący. Z tego też powodu podeszła bliżej i już wstawiła nawet łeb do środka, kiedy nagle zdała sobie sprawę z tego, iż najpewniej nie jest sama. Bardziej usłyszała, niż zobaczyła w środku jakieś poruszenie, którego źródła nie była w stanie jeszcze ustalić. Zatrzymała się więc chwilę na progu, niezdecydowana, czy powinna na wszelki wypadek się wynosić, czy też może sprawdzić grotę. Być może ten ktoś wcale nie był groźny, a może nawet i nie istniał, ot tylko zmęczony umysł płata jej figla?
Pewnego dnia Sheeba ot po prostu wyniosła się ze swojej jaskini, kierując się w doliny. Mijanym strażnikom rzuciła coś o wyprawie po zioła i żeby jej nie przeszkadzali. Lecz to nie żadna roślinność tudzież obowiązki medyka były tym, co skłoniło ją do takiego postępowania. Kierowało ją trudne do wytłumaczenia przeczucie. Czasami miewała takowe, niektórzy zapewne nazwaliby je wytworem chorego umysłu, dla niej były głosem samej śmierci, jej przewodniczki od czasów samych narodzin, którą na równi czciła, jak i nienawidziła. Ot po prostu pewnego dnia obudziła się z postanowieniem, że musi coś zrobić. Inaczej ciążące na niej przekleństwo przyniesie zniszczenie stadu. A wtedy znów zostanie sama na pastwę losu, tracąc wygodną jaskinię i ochronę silniejszych od siebie. Do dzisiaj pamiętała słowa starej szamanki, jej opiekunki. Tak długo, jak przemierzała ziemię, tak długo śmierć będzie zabierać każdego, do kogo bardziej się zbliży. Śmierć jest chciwa, niezaspokojona, nieustannie pragnie krwi i cierpienia. Ona, przeklęta przy narodzinach, była tylko narzędziem zniszczenia.
Tego dnia obudziła się z przekonaniem, że jeśli nie chce, by klątwa dosięgła członków Bractwa, po prostu musi zabić. Nie ważne, kogo i jak. Ważne, żeby przelać krew. Z takim też postanowieniem opuściła wówczas tereny stada.
Oczywiście warunki fizyczne nie pozwalały jej wdawać się w bijatyki, czy rzucać na dużą zwierzynę. Dlatego też jej ofiarą padły drobne, te najbardziej bezbronne istoty. Włóczyła się więc, siejąc spustoszenie wśród niewielkiej zwierzyny, póki nie poczuła, że czas to skończyć. Było to, jak obudzenie się z głębokiego snu. A także i odczuła niesamowitą ulgę.
Przekonana, że właśnie odroczyła przynajmniej na jakiś czas działanie klątwy ruszyła więc w drogę powrotną.
Tak właśnie pojawiła się i tutaj. Wędrując nieustannie w stronę znajomych gór, przystając jedynie, by zaspokoić głód, czy odpocząć. Przedłużająca tułaczka dawała jej się we znaki, co było widać. Straciła nieco na wadze, znów wracając tym samym do swej kościstej sylwetki sprzed dołączenia do stada. Malunki na pysku sporo już przyblakły. Gdzieś po drodze zgubiła jedno z piór za uchem, a drugie zwisało jakoś tak smętnie. Sierść gdzieniegdzie przybrudzona. Oraz wyraz zmęczenia w jedynym złotym oku. W takim oto stanie wracała w rodzinne strony, nie będąc nawet pewną, czy na nowo ją przyjmą, czy może potraktują jak intruza i każą się wynosić, bądź też uczynią niewolnikiem. Co prawda liczyła jeszcze na to, iż członkowie Bractwa doskonale rozumieją, jak trudno będzie im poradzić sobie bez medyczki, lecz wątpliwości co i rusz powracały. Nie żałowała jednak swej decyzji. Wiedziała, że było to coś, co musiała zrobić. Bolało ją tylko, iż nie mogła wytłumaczyć nikomu, że czyniła to tylko dla ich dobra.
Zawitawszy u progu jaskini przystanęła, spoglądając na całkiem niedalekie już górskie szczyty. Nie przerywając marszu doszłaby tam całkiem niebawem. Lecz zarówno doskwierało jej zmęczenie, jak i wciąż dręczył pewien niepokój. Dlatego też odpoczynek w jaskini, którą właśnie zauważyła, wydawał jej się nad wyraz kuszący. Z tego też powodu podeszła bliżej i już wstawiła nawet łeb do środka, kiedy nagle zdała sobie sprawę z tego, iż najpewniej nie jest sama. Bardziej usłyszała, niż zobaczyła w środku jakieś poruszenie, którego źródła nie była w stanie jeszcze ustalić. Zatrzymała się więc chwilę na progu, niezdecydowana, czy powinna na wszelki wypadek się wynosić, czy też może sprawdzić grotę. Być może ten ktoś wcale nie był groźny, a może nawet i nie istniał, ot tylko zmęczony umysł płata jej figla?
- Elandir
- Posty: 219
- Gatunek: Panthera leo spelaea
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 14 sie 2017
- Specjalizacja: Szaman poziom 1
- Zdrowie: 92
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
I kiedy miał już udać się na zasłużony spoczynek. Nagle jego wyczulone zmysły pochwyciły szmer czyiś łap i zarazem tajemniczą woń, całkowicie obcej mu persony. Która mogła być kolejnym zbłąkanym wędrowcem bądź, jak to zresztą trafnie podpowiadał mu intelekt. Prawowitym domownikiem owej groty. Co też bardzo szybko potwierdziło się tuż po tym, kiedy białolicy duch, który niczym kropla w kroplę. Zdawać się mogło, iż był do kogoś poza kilkoma wyjątkami, bardzo podobny. Zwrócił ku obcej swoje ametystowe soczewki. Momentalnie dostrzegając na jej licu misterne malunki oraz pozostałe ozdobne akcenty, świadczące jedynie o tym, z kim tak naprawdę miał do czynienia. Przy czym pozostałe wyposażenie obecnej izby było niczym dwa plus dwa, aby błyskawicznie potwierdzić w swoim jestestwie jakże trafne założenie. Z którego musiał teraz wyjść w jakikolwiek sposób obronną łapą. Toteż zachowując stoicki spokój, niczym niezmącone jezioro. Po krótkiej chwili odparł jakże uprzejmym tonem – Wybacz mi Pani owe najście. Lecz całkowicie strudzony wędrówką, postanowiłem odszukać bezpieczny azyl na odpoczynek. I tak oto trafiłem aż tutaj. Do miejsca, które zdawać się mogło, iż zostało dawno temu opuszczone – mówiąc to, wciąż obserwował nieznajomą. Której każdy nawet najmniejszy gest, bądź krótkotrwałe napięcie jakichkolwiek mięśni, mogło zdradzić tak wiele. A poza tym nieustannie spoglądał w jej zwierciadła duszy. Lecz nie po to, aby rzucić jej wyzwanie, co to to nie!
Ale czynił to, wobec tego co niegdyś wyjawiła mu nestorka. Iż bezpośredniego kontaktu wzrokowego unikali jedynie ci, którzy byli kłamcami bądź jestestwami bez honoru. Toteż białolicy nie zamierzał wdawać się z nią w jakikolwiek konflikt. Co też postanowił jakże treściwie wyrazić stoickim tonem – Tym samym nie szukam zwady i jeżeli pozwolisz, to czym prędzej opuszczę Twą grotę – Po czym zamilczał i również skinął jej pyskiem w geście szacunku. Tym samym wyczekując sędziowskiego werdyktu w sprawie swojej przewiny.
Ale czynił to, wobec tego co niegdyś wyjawiła mu nestorka. Iż bezpośredniego kontaktu wzrokowego unikali jedynie ci, którzy byli kłamcami bądź jestestwami bez honoru. Toteż białolicy nie zamierzał wdawać się z nią w jakikolwiek konflikt. Co też postanowił jakże treściwie wyrazić stoickim tonem – Tym samym nie szukam zwady i jeżeli pozwolisz, to czym prędzej opuszczę Twą grotę – Po czym zamilczał i również skinął jej pyskiem w geście szacunku. Tym samym wyczekując sędziowskiego werdyktu w sprawie swojej przewiny.
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
Zanim się zdecydowała, została zauważona. Zresztą sama też wkrótce dostrzegła sprawcę tego zamieszania. I kiedy jej wzrok padł na okrytą białym futrem sylwetkę przed nią, znieruchomiała. Rysy pyska naraz wydały jej się bardzo znajome, co więcej przypominały osobę, o której wiele myślała przez tę całą drogę. Lwicę, u boku której przebyła niegdyś długą drogę i teraźniejszą władczynię Bractwa. Przez jakąś krótką chwilę była nawet pewna, że właśnie przez jakieś dziwne zrządzenie losu właśnie ot tak po prostu natknęła się na Enasalin, lecz wkrótce iluzja prysła. Może i brakowało jej oka, lecz drugie przez lata wyczuliło się na wyłapywanie niewielkich szczegółów. Dlatego też po chwili zauważyła pewne niezgodności z zapamiętanym przez nią obliczem białofutrej. Pierwszym, co rzucało się w oczy to inny kolor ślepi, które zdecydowanie nie były jadowicie zielone. Drugim fakt, że osobnik przed nią ewidentnie posiadał grzywę, może i nie tak bujną, jak w przypadku wiele innych samców, lecz jednak. Wystarczyło to, by orzec, iż właśnie nie patrzy na dobrze znaną jej lwicę, a lwa łudząco do niej podobnego. Co samo w sobie było intrygujące. Nie wiedziała wiele o przeszłości Enasalin. Nigdy o to nie pytała, tak samo, jak i biała nie wypytywała o nią. Sheeba mówiąc szczerze była całkiem zadowolona z takiego układu rzeczy, zresztą odnosiła wrażenie, że druga z samic czuła tak samo. Teraz jednak widok nieznajomego, a jednak wyglądającego dziwnie znajomo samca obudził w jej głowie wiele pytań, na które odpowiedzi nie znała.
Dlatego też przez dłuższą chwilę wbijała w osobnika przed nią badawcze spojrzenie, które być może wielu uznałoby za nieco zbyt natrętne. No cóż. Sheeba nigdy nie mogła się pochwalić dobrymi manierami.
Po chwili nieznajomy zabrał głos, odzywając się, ku jej uldze, uprzejmie i spokojnie. Znachorka jak wiadomo unikała zwady, o ile nie była w stu procentach pewna, że ma zdecydowaną przewagę, dlatego też w tej chwili, będąc już poważnie zmęczoną, również wolałaby jej uniknąć. Wyglądało na to, iż samiec myśli podobnie. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że być może powinna skłamać, podając się rzeczywiście za mieszkankę jaskini. Porzuciła jednak ją po chwili. W końcu kto wie, czy przypadkiem nie natknąłby się tu na coś, co zdradziłoby jej oszustwo? Kępkę jaśniejszej sierści, legowisko przesiąknięte innym zapachem?
Uśmiechnęła się przyjaźnie. A przynajmniej postarała się, by wyglądało to nieco bardziej przyjaźnie i nieco mniej szaleńczo, niż zazwyczaj.
- Nie mieszkam tutaj. Jestem tylko wędrowcem, który postanowił wracając do domu odpocząć w tej grocie - przyznała. - Tak więc wydaje się, iż oboje jesteśmy w tej samej sytuacji, Panie - dodała, bezwiednie naśladując jego uprzejmy ton.
Dlatego też przez dłuższą chwilę wbijała w osobnika przed nią badawcze spojrzenie, które być może wielu uznałoby za nieco zbyt natrętne. No cóż. Sheeba nigdy nie mogła się pochwalić dobrymi manierami.
Po chwili nieznajomy zabrał głos, odzywając się, ku jej uldze, uprzejmie i spokojnie. Znachorka jak wiadomo unikała zwady, o ile nie była w stu procentach pewna, że ma zdecydowaną przewagę, dlatego też w tej chwili, będąc już poważnie zmęczoną, również wolałaby jej uniknąć. Wyglądało na to, iż samiec myśli podobnie. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że być może powinna skłamać, podając się rzeczywiście za mieszkankę jaskini. Porzuciła jednak ją po chwili. W końcu kto wie, czy przypadkiem nie natknąłby się tu na coś, co zdradziłoby jej oszustwo? Kępkę jaśniejszej sierści, legowisko przesiąknięte innym zapachem?
Uśmiechnęła się przyjaźnie. A przynajmniej postarała się, by wyglądało to nieco bardziej przyjaźnie i nieco mniej szaleńczo, niż zazwyczaj.
- Nie mieszkam tutaj. Jestem tylko wędrowcem, który postanowił wracając do domu odpocząć w tej grocie - przyznała. - Tak więc wydaje się, iż oboje jesteśmy w tej samej sytuacji, Panie - dodała, bezwiednie naśladując jego uprzejmy ton.
- Elandir
- Posty: 219
- Gatunek: Panthera leo spelaea
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 14 sie 2017
- Specjalizacja: Szaman poziom 1
- Zdrowie: 92
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
Tuż po jego słowach, które rozległy się delikatnym echem w owej, wszakże dość sporej grocie. Która mogła bez najmniejszego problemu pomieścić ich dwójkę. Białolicy tak samo nie widział palącej potrzeby, zbędnego skakania sobie do gardeł z tego powodu. Tym samym po krótkiej chwili, w czasie sporej ciszy jaka pomiędzy nimi nastała. Spostrzegł jakże znajomą reakcję, póki co nieznajomej lwicy. Która niegdyś zapewne wprawiłaby go w niemałe zakłopotanie. Lecz nie dzisiaj, kiedy całkowicie już przywykł do tego ówdzie lustrującego go spojrzenia. Jakie zapewne nie wierzyło w to, co właściwie postrzegało. Albowiem cóż miał poradzić na to, iż samemu przez kilka ładnych (lat) sezonów deszczowych głowił się tuż nad tym, dlaczego wyglądał tak a nie inaczej. I co lub kto, równocześnie było przyczyną takiego wizerunku. Ale nad owym zagadnieniem mógłby zachodzić w głowę po kres swoich dni i tak zapewne nie uzyskałby żadnej sensownej odpowiedzi. Póki nie odnalazłby tej bądź tego, którzy byli architektami jego obecnej cielesnej okowy – Zwą mnie Elandir mości Pani – odparł tym samym grzecznym tonem, zaraz tuż po tym, kiedy nieznajoma skończyła mówić. Bowiem zwrot grzecznościowy Panie w stosunku do niego z pyska jakże wiekowej lwicy, zabrzmiał dość nieswojo. Po czym, jak to miewał zresztą w swoim zwyczaju. Obdarował nieznajomą szarmanckim ukłonem. Aby zaraz po nim, dodać tym samym uprzejmym dla ucha tonem – W takim razie, jeśli były gospodarz nie miałby nic przeciwko. Możemy na chwilę obecną podzielić się jego grotą. Abyśmy spoczęli w spokoju. – Po czym futrzany szaman zamilczał. Nadal bacznie obserwując nieznajomą pod kątem jakiejkolwiek reakcji bądź choćby gestu. Której wszelakie detale spoczywające na niej, mogły sporo powiedzieć mu o niej samej. Choćby to, iż niemało w swoim życiu musiała wycierpieć. Na co wskazywały choćby blizny oraz tęczówka skryta za mgielną zasłoną. Ale jego uwadze nie umknął również sam fakt, znajomych jemu ornamentów. Jakie świadczyły zarazem o tym, jaką rolę niewątpliwie ona sama pełniła. Nie zdając sobie jeszcze sprawy z tego, iż oprócz szamanów istnieli również medycy.
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
- Mam na imię Sheeba. Miło mi - odparła, gdy rozmówca się przedstawił, odpowiadając mu również lekkim ukłonem. Jej uprzejmość względem młodszego samca zapewne wydałaby się dziwna w oczach każdego, kto zdołał poznać ją jeszcze w górach, niemniej wynikała ona tylko z jednego, prostego powodu. Ot po prostu tutaj, będąc sama z dala od bezpiecznej, wypełnionej kościanymi ozdobami groty czuła się zdecydowanie mniej pewnie. Była boleśnie świadoma, iż do najsilniejszych nie należy, a w dodatku posiada oczywisty słaby punkt w postaci oślepionego oka. Co prawda to ostatnie nieco rekompensowały inne zmysły, które stały się bardziej wyostrzone, niż u niejednego w pełni zdrowego osobnika, niemniej nie zmieniało to faktu, iż zapewne całkiem łatwo byłoby wykorzystać jej ograniczone pole widzenie w walce. I nawet, jeśli białofutry samiec nie wydawał się jakoś szczególnie silny (przynajmniej wnioskując ze smukłej sylwetki), wolała nie ryzykować i w żaden sposób go do siebie nie zrażać.
- Skoro poprzedni właściciel widocznie nie dbał już dawno o tę jaskinię, wątpię, żeby miał coś przeciwko - stwierdziła, rozglądając się przy tym po grocie. Wnioskując z ilości kurzu i pajęczyn oraz braku jakiegokolwiek świeżego zapachu od dłuższego czasu nikt tutaj nie przebywał, tak więc można by śmiało orzec, że ktokolwiek wcześniej tu mieszkał, najpewniej się przeniósł. Swoją drogą może przydałoby się rozejrzeć, sprawdzić, czy nie zostawił tu czegoś przydatnego? Nie chciała tego jednak robić przy Elandirze, kto wie, jaki ma stosunek do przywłaszczania sobie nieswoich rzeczy. Zresztą, była zmęczona. Dlatego też ruszyła się wreszcie z progu, przeszła kilka kroków i przycupnęła pod jedną ze ścian. Pośpiesznie wylizała sobie łapy, pozbywając się z grubsza nieco brudu. Przez tych kilka chwil zerkała na samca. Wrażenie, że spogląda na niemalże dokładną kopię jakże znanego jej oblicza uderzało ją z taką samą siłą za każdym razem. Nie mogła nijak odpędzić tej myśli, wciąż powracała, rodząc pytania i podsycając ciekawość. Nie wiedziała niczego o przeszłości Enasalin, tak jak i jej rodzinie. A takie podobieństwo nie mogło być przypadkiem. Co innego, gdyby była mowa o jakiś przeciętnych lwach o płowej sierści, jakich wszędzie pełno. Jednakże kiedy był to biały kot o jakże charakterystycznych rysach pyska? Trudno było mówić o przypadku.
Co więc, jeśli rzeczywiście byli spokrewnieni?
W końcu ciekawość wzięła górę.
- Wybacz mi proszę bezpośredniość, lecz... Przypominasz mi kogoś - wyznała po chwili, przerywając ciszę. - Zastanawiam się, czy nie masz, Panie, rodziny w okolicy...
- Skoro poprzedni właściciel widocznie nie dbał już dawno o tę jaskinię, wątpię, żeby miał coś przeciwko - stwierdziła, rozglądając się przy tym po grocie. Wnioskując z ilości kurzu i pajęczyn oraz braku jakiegokolwiek świeżego zapachu od dłuższego czasu nikt tutaj nie przebywał, tak więc można by śmiało orzec, że ktokolwiek wcześniej tu mieszkał, najpewniej się przeniósł. Swoją drogą może przydałoby się rozejrzeć, sprawdzić, czy nie zostawił tu czegoś przydatnego? Nie chciała tego jednak robić przy Elandirze, kto wie, jaki ma stosunek do przywłaszczania sobie nieswoich rzeczy. Zresztą, była zmęczona. Dlatego też ruszyła się wreszcie z progu, przeszła kilka kroków i przycupnęła pod jedną ze ścian. Pośpiesznie wylizała sobie łapy, pozbywając się z grubsza nieco brudu. Przez tych kilka chwil zerkała na samca. Wrażenie, że spogląda na niemalże dokładną kopię jakże znanego jej oblicza uderzało ją z taką samą siłą za każdym razem. Nie mogła nijak odpędzić tej myśli, wciąż powracała, rodząc pytania i podsycając ciekawość. Nie wiedziała niczego o przeszłości Enasalin, tak jak i jej rodzinie. A takie podobieństwo nie mogło być przypadkiem. Co innego, gdyby była mowa o jakiś przeciętnych lwach o płowej sierści, jakich wszędzie pełno. Jednakże kiedy był to biały kot o jakże charakterystycznych rysach pyska? Trudno było mówić o przypadku.
Co więc, jeśli rzeczywiście byli spokrewnieni?
W końcu ciekawość wzięła górę.
- Wybacz mi proszę bezpośredniość, lecz... Przypominasz mi kogoś - wyznała po chwili, przerywając ciszę. - Zastanawiam się, czy nie masz, Panie, rodziny w okolicy...
- Elandir
- Posty: 219
- Gatunek: Panthera leo spelaea
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 14 sie 2017
- Specjalizacja: Szaman poziom 1
- Zdrowie: 92
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
Natomiast kiedy padło miano z pyska, do tej pory całkowicie obcej mu lwicy. Białofutry duch jedynie skinął jej swym licem, w geście podziękowania oraz aprobaty. Bowiem z chwilą ich poznania, mogli nieco bardziej sobie zaufać, aniżeli przedtem. O ile ktoś taki nie skrywał się pod fałszywym aliasem. Jednakże białolicy, dzięki ponadprzeciętnej zdolności wnikliwej obserwacji. Potrafił dostrzec pewne niuanse, które mogłyby nazbyt wiele zdradzić mu o danym jestestwie rozmówcy. W końcu musiał cały czas doszkalać się w tejże subtelnej zdolności. Na jakiej w głównej mierze samemu polegał, niźli sile własnych mięśni. Za którymi akurat nie załapał się do kolejki przed swymi narodzinami. Co poradzić, nie mógł we wszystkim być dobry ani tym bardziej najlepszy. A nawet jeśli, to wówczas ktoś taki byłby w każdym calu do niczego. Zgodnie z pewną życiową mądrością, jaką to niegdyś, gdzieś zasłyszał.
Następnie, słysząc kolejną wypowiedź sędziwej lwicy, która de facto mogłaby dla niego uchodzić za nowego mentora. Przy czym, przemknęła również owa myśl przez jego makówkę nie od parady, niczym zbłąkany grom z jasnego nieba. Jaki w obecnej chwili go trafił. Lecz w tym samym momencie białolicy nie ozwał się ani słowem z tego powodu. Choć skwitował jej, jakże celną anegdotę delikatnym uśmiechem. Po czym zajął się samym sobą, doglądając odpowiedniego miejsca, które posłużyłoby mu za wygodne leże. Jednocześnie na jakiś czas, nieco zignorował poczynania wiekowej lwicy, która nawet jeśli zaczęłaby buszować po grocie za pozostawionymi skarbami. To samemu, nie miałby nic a nic przeciwko. W końcu życie w dziczy bez stada było na tyle ciężkie, iż należało wykorzystywać każdą napotkaną szansę. Być może zesłaną przez samych przodków lub też boginie. A skoro ten ktoś, o czymś tutaj zapomniał. To dla nich było znalezione, niźli kradzione.
Poza tym w końcu znalazł, zdawać się mogło, jakże wygodne miejsce pokryte mchem. Do którego czym prędzej się zbliżył, aby szybko je zaklepać oraz legnąć z gromkim łoskotem. I kiedy miał już udać się na zasłużony oraz tym bardziej spokojny spoczynek i być może życzyć to samo lwicy nieopodal. Wówczas padło pewne pytanie, które mogłoby zbudzić ze snu choćby nieżywego. Albowiem białolicy szaman, momentalnie jakby rażony piorunem. Poderwał się ku górze, aby postać na wszystkie łapy – Doprawdy?! – Odparł czym prędzej. Jedynie to, co w obecnej chwili przypływu tak wielkiej adrenaliny mógł z siebie wykrztusić. Po czym zastygł w całkowitym bezruchu, niczym ociosany marmur w kształcie równie ekscentrycznego lwa. W jakim to, ktoś inny postrzegał kogoś równie podobnego. Czyżby jego ojca a może matkę, brata lub siostrę?! I mógłby tak długo wymieniać, póki nie pozna prawdy.
Następnie, słysząc kolejną wypowiedź sędziwej lwicy, która de facto mogłaby dla niego uchodzić za nowego mentora. Przy czym, przemknęła również owa myśl przez jego makówkę nie od parady, niczym zbłąkany grom z jasnego nieba. Jaki w obecnej chwili go trafił. Lecz w tym samym momencie białolicy nie ozwał się ani słowem z tego powodu. Choć skwitował jej, jakże celną anegdotę delikatnym uśmiechem. Po czym zajął się samym sobą, doglądając odpowiedniego miejsca, które posłużyłoby mu za wygodne leże. Jednocześnie na jakiś czas, nieco zignorował poczynania wiekowej lwicy, która nawet jeśli zaczęłaby buszować po grocie za pozostawionymi skarbami. To samemu, nie miałby nic a nic przeciwko. W końcu życie w dziczy bez stada było na tyle ciężkie, iż należało wykorzystywać każdą napotkaną szansę. Być może zesłaną przez samych przodków lub też boginie. A skoro ten ktoś, o czymś tutaj zapomniał. To dla nich było znalezione, niźli kradzione.
Poza tym w końcu znalazł, zdawać się mogło, jakże wygodne miejsce pokryte mchem. Do którego czym prędzej się zbliżył, aby szybko je zaklepać oraz legnąć z gromkim łoskotem. I kiedy miał już udać się na zasłużony oraz tym bardziej spokojny spoczynek i być może życzyć to samo lwicy nieopodal. Wówczas padło pewne pytanie, które mogłoby zbudzić ze snu choćby nieżywego. Albowiem białolicy szaman, momentalnie jakby rażony piorunem. Poderwał się ku górze, aby postać na wszystkie łapy – Doprawdy?! – Odparł czym prędzej. Jedynie to, co w obecnej chwili przypływu tak wielkiej adrenaliny mógł z siebie wykrztusić. Po czym zastygł w całkowitym bezruchu, niczym ociosany marmur w kształcie równie ekscentrycznego lwa. W jakim to, ktoś inny postrzegał kogoś równie podobnego. Czyżby jego ojca a może matkę, brata lub siostrę?! I mógłby tak długo wymieniać, póki nie pozna prawdy.
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
No cóż, nie spodziewała się ze strony samca tak żywiołowej reakcji. Poniekąd nie spodziewała się nawet żadnej innej, niż pojedynczego zaskoczonego spojrzenia. Przynajmniej na tę chwilę mogła się cieszyć wystarczającą czystością umysłu, by zdawać sobie sprawę z tego, jak nieprawdopodobnie brzmiało, iż być może zdołała poznać krewnych młodszego samca, którego właśnie dzisiaj, zupełnie przypadkowo widziała po raz pierwszy. Jednakże myśl o jego niesamowitym podobieństwie do tak dobrze jej znajomej osoby nie dawał jej spokoju. To nie mógł być przypadek. Pomijając już nawet to, że ogólnie wierzyła, iż nic nie dzieje się przypadkiem, a jest jedynie częścią wyrafinowanego planu samej Śmierci, prawdziwej pani tego świata, który był zbyt zawiły dla prostego zwierzęcego umysłu, by go pojąć. Być może gdyby podzieliłaby się tymi poglądami z rozmówcą uznałaby je za bluźnierstwo. Lecz w chwili obecnej nawet o tym nie pomyślała. Ani razu nie przeszło jej jeszcze przez myśl, że Elandir mógłby być szamanem. Z którym spotkania swoją drogą wciąż w głębi duszy pragnęła.
O nie, teraz skupiła się tylko na jego gwałtownej dość reakcji. Mogła świadczyć o wielu sprawach, lecz wśród nich istniała taka możliwość, że właśnie się nie pomyliła. Być może rzeczywiście rozmawiała z krewnym białofutrej? To stwarzałoby idealną okazję, by nieco więcej się o niej dowiedzieć. Ponieważ owszem, z jednej strony Sheeba szanowała, iż zielonooka nie zwykła jest rozmawiać o przeszłości, z drugiej strony... No cóż, nawet i ona nie wyzbyła się jeszcze zwyczajnej, prostej ciekawości.
Przez myśl przeszło jej jeszcze, że być może nawet o ile ma do czynienia z rodziną Enasalin, nie powinna nic o niej wspominać dla jej dobra. Kto wie, jakie stosunki miała ona z krewnymi i w jakim celu samiec mógłby jej szukać - o ile oczywiście w ogóle to czynił. Zorientowała się jednak szybko, że trochę zbyt późno już, by jakoś to odkręcić. Zresztą, być może i w tym wypadku będzie w stanie wyciągnąć z młodszego lwa nieco informacji, dowiedzieć się czegoś więcej, by później w razie kłopotów ostrzec samicę. Dlatego postanowiła po prostu powiedzieć, co myślała.
- Owszem - odparła więc, utkwiwszy badawcze spojrzenie w samcu, wytężając zdrowe oko, by dostrzec jego reakcję. - Mogę co prawda się mylić, lecz z rysów pyska i umaszczenia strasznie przypominasz mi lwicę, u której boku dane mi było przeżyć ostatnie kilka księżyców. Ma na imię Enasalin - wyjaśniła.
O nie, teraz skupiła się tylko na jego gwałtownej dość reakcji. Mogła świadczyć o wielu sprawach, lecz wśród nich istniała taka możliwość, że właśnie się nie pomyliła. Być może rzeczywiście rozmawiała z krewnym białofutrej? To stwarzałoby idealną okazję, by nieco więcej się o niej dowiedzieć. Ponieważ owszem, z jednej strony Sheeba szanowała, iż zielonooka nie zwykła jest rozmawiać o przeszłości, z drugiej strony... No cóż, nawet i ona nie wyzbyła się jeszcze zwyczajnej, prostej ciekawości.
Przez myśl przeszło jej jeszcze, że być może nawet o ile ma do czynienia z rodziną Enasalin, nie powinna nic o niej wspominać dla jej dobra. Kto wie, jakie stosunki miała ona z krewnymi i w jakim celu samiec mógłby jej szukać - o ile oczywiście w ogóle to czynił. Zorientowała się jednak szybko, że trochę zbyt późno już, by jakoś to odkręcić. Zresztą, być może i w tym wypadku będzie w stanie wyciągnąć z młodszego lwa nieco informacji, dowiedzieć się czegoś więcej, by później w razie kłopotów ostrzec samicę. Dlatego postanowiła po prostu powiedzieć, co myślała.
- Owszem - odparła więc, utkwiwszy badawcze spojrzenie w samcu, wytężając zdrowe oko, by dostrzec jego reakcję. - Mogę co prawda się mylić, lecz z rysów pyska i umaszczenia strasznie przypominasz mi lwicę, u której boku dane mi było przeżyć ostatnie kilka księżyców. Ma na imię Enasalin - wyjaśniła.
- Nuzira
- Posty: 357
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 paź 2016
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Wędrówka zajęła jej dłużej niż sądziła, niestety momentami czuła jakby się zagubiła, ostatecznie jednak znalazła trop jasnego. Doskonale pamiętała jego zapach więc szła za nim aż do gejzerów, a konkretnie do jaskini, gdzie dostrzegła zarówno jego jak i brązową lwicę. Czyżby jego partnerka? Stanęła w wejściu i machnęła ogonami nerwowo, nie miała za dużo czasu. -Witajcie.- przywitała się, kiwnęła również głową po czym skierowała wzrok ku białemu. -Elandirze, czy mógłbyś poświęcić mi chwilę?- nie chciała im przeszkadzać i ogólnie przyszłaby później, jednakże już sporo czasu zmarnowała na wędrówkę za nim, nie mogła tracić kolejnych dni na oczekiwania. Musiała jak najszybciej wrócić do stada i liczyła że ten pójdzie razem z nią.
- Elandir
- Posty: 219
- Gatunek: Panthera leo spelaea
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 14 sie 2017
- Specjalizacja: Szaman poziom 1
- Zdrowie: 92
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
Nawet w najśmielszych oraz najbardziej nieprawdopodobnych marzeniach sennych nie potrafiłbym wyśnić tejże chwili. W jakiej byłoby mu dane poznać kogoś, kto znałby jego matkę osobiście bądź z imienia. Czy zatem, nigdy nie wierzył w powodzenie swojej jakże życiowej misji? A może po prostu wiedział, że takowe poszukiwania były zdane na klęskę, skoro znał tylko jej miano i nic poza tym. Zawsze mogła odejść przedwcześnie do przodków, bądź zmienić swoje miano, jeśli uciekała przed przeszłością. Możliwości było aż nadto, aby wszystkie je zliczyć. A zatem samo poszukiwanie było bliskie temu, w którym ktoś zdesperowany postanowiłby odszukać pazur (igłę) w stogu trzciny (siana). Toteż, kiedy białolicy posłyszał jakże znane mu miano, które znaczyło dla niego tak wiele i zarazem nic. Pierwszym co nastąpiło w jego reakcji, było niedowierzanie. Bowiem pierwotną odpowiedzią umysłu na to, kiedy postrzega coś, co zdawać się może niemożliwe. Jest całkowite wyparcie. Lecz fakty, jakie mu przedstawiła wiekowa już lwica, były na tyle solidne w posadach, iż ciężko było je czymkolwiek podważyć. W końcu nie zdradził jej miana matki, a ta jednakowoż o niej wiedziała. Tym samym sugerując spore ich podobieństwo a co za tym idzie, pokrewieństwo.
Po tak długim czasie niezręcznej ciszy, jaka niewątpliwie pomiędzy nimi zapanowała. Białofutry szaman z tego wszystkiego, jedynie westchnął jakby z ulgą. Po czym runął bezwiednie na swoim zadzie, aby zebrać wszystkie myśli do jakże spójnej całości. Następnie, odzyskując w pełni obecną świadomości nowego porządku wszechrzeczy. Postanowił czym prędzej odpowiedzieć, lecz…
Tajemna siła, sprawka przodków lub praojca, bądź jednej z bogiń, którzy mieli nad nim do tego czasu pieczę. Być może wspólnie postanowili po raz kolejny z niego jakby zakpić, tym co wydarzyło się niecałą chwilę później. Zapewne zaskakując nie tylko jego ale również jestestwo sędziwej jednookiej. Niespodziewaną wizytą jakże znajomej dwu ogoniastej lwicy, jaka w tymże wiekopomnym momencie dla białolicego, akurat teraz postanowiła go nawiedzić. Co też wprawiło go w niemałe zdumienie, którego wszakże starał się po sobie nie okazywać, choć wytrawne oko, potrafiło owy szczegół wychwycić.
Po czym słysząc jej słowa, tym samym mając świadomość tego, dotyczącą powodu jej niespodziewanej wizyty, która wszakże odbyła się na drugim krańcu tejże krainy. Białofutry nad wyraz dobrze wiedział, iż musiała to być sprawa iście paląca. Choć wieści o jego matce również takimi były. Co też spotęgowało uczucie irytacji w nim samym, wyborem jakiego czym prędzej musiał dokonać. Który wszakże nie należał do tych nazbyt łatwych. Lecz głęboko zakorzeniony w nim honor, nie pozwalał pozostawić Szkarłatnej lwicy samej sobie. Zwłaszcza tuż po tym, kiedy złożył jej pewne przyrzeczenie – Pani na chwilę wybaczy. – Po tym wszystkim co tutaj zaszło, wreszcie zabrał swój głos. Zwracając się w kierunku Sheeby na tyle spokojnie, na ile w obecnej chwili potrafił trzymać emocje na wodzy. Po czym zbliżył się do dwu ogoniastej lwicy, na tyle blisko aby w czasie ich rozmowy zachować jako taką dyskrecję. W końcu może sobie nie życzyła, aby wszystkim rozpowiadać to, z czym akurat do niego przybyła – Słucham? – odparł tym samym co wcześniej, spokojnym tonem. Choć w jego ametystowych tęczówkach, wytrawne oko, lub nieco bliższa znajomość jego jestestwa. Mogło wychwycić prawdziwe żywy ogień, sugerujący choćby o tym, iż jemu w identyczny sposób grunt płonął pod łapami. I każdy poświęcony jej oddech, był na wagę kości słoniowej.
Po tak długim czasie niezręcznej ciszy, jaka niewątpliwie pomiędzy nimi zapanowała. Białofutry szaman z tego wszystkiego, jedynie westchnął jakby z ulgą. Po czym runął bezwiednie na swoim zadzie, aby zebrać wszystkie myśli do jakże spójnej całości. Następnie, odzyskując w pełni obecną świadomości nowego porządku wszechrzeczy. Postanowił czym prędzej odpowiedzieć, lecz…
Tajemna siła, sprawka przodków lub praojca, bądź jednej z bogiń, którzy mieli nad nim do tego czasu pieczę. Być może wspólnie postanowili po raz kolejny z niego jakby zakpić, tym co wydarzyło się niecałą chwilę później. Zapewne zaskakując nie tylko jego ale również jestestwo sędziwej jednookiej. Niespodziewaną wizytą jakże znajomej dwu ogoniastej lwicy, jaka w tymże wiekopomnym momencie dla białolicego, akurat teraz postanowiła go nawiedzić. Co też wprawiło go w niemałe zdumienie, którego wszakże starał się po sobie nie okazywać, choć wytrawne oko, potrafiło owy szczegół wychwycić.
Po czym słysząc jej słowa, tym samym mając świadomość tego, dotyczącą powodu jej niespodziewanej wizyty, która wszakże odbyła się na drugim krańcu tejże krainy. Białofutry nad wyraz dobrze wiedział, iż musiała to być sprawa iście paląca. Choć wieści o jego matce również takimi były. Co też spotęgowało uczucie irytacji w nim samym, wyborem jakiego czym prędzej musiał dokonać. Który wszakże nie należał do tych nazbyt łatwych. Lecz głęboko zakorzeniony w nim honor, nie pozwalał pozostawić Szkarłatnej lwicy samej sobie. Zwłaszcza tuż po tym, kiedy złożył jej pewne przyrzeczenie – Pani na chwilę wybaczy. – Po tym wszystkim co tutaj zaszło, wreszcie zabrał swój głos. Zwracając się w kierunku Sheeby na tyle spokojnie, na ile w obecnej chwili potrafił trzymać emocje na wodzy. Po czym zbliżył się do dwu ogoniastej lwicy, na tyle blisko aby w czasie ich rozmowy zachować jako taką dyskrecję. W końcu może sobie nie życzyła, aby wszystkim rozpowiadać to, z czym akurat do niego przybyła – Słucham? – odparł tym samym co wcześniej, spokojnym tonem. Choć w jego ametystowych tęczówkach, wytrawne oko, lub nieco bliższa znajomość jego jestestwa. Mogło wychwycić prawdziwe żywy ogień, sugerujący choćby o tym, iż jemu w identyczny sposób grunt płonął pod łapami. I każdy poświęcony jej oddech, był na wagę kości słoniowej.
- Nuzira
- Posty: 357
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 paź 2016
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Całą drogę zastanawiała się co mu powiedzieć, jak tą sprawę załatwić. Kiedyś pewnie wzięłaby go za fraki i prosto do stada by pomógł je uratować... jednakże po ich spotkaniu trochę jej się poprzestawiało w głowie, zaczęła inaczej patrzeć na życie i nie zmierzała brać wszystkiego siłą. Oczywiście czasem robiła to odruchowo, tak ją wychowano, lecz zamierzała nieco wyluzować i więcej rozmawiać, próbować zrozumieć. Narzucanie własnej woli najczęściej było krótkotrwałe i tak jak mówił, mogło się z czasem odwrócić przeciw nim.
Teraz, gdy stała i patrzyła w jego ślepia, które przecież miała dwójka jej dzieci, przypomniała sobie jak mało czasu mieli by cokolwiek zrobić i choć starała się nie panikować, fakt że miała młode tego nie ułatwiał. Zastanawiała się czy powinna w ogóle mówić mu o tym że był ojcem, miała bowiem pewność że to on, nie miała nikogo w rodzinie z takimi ślepiami, chyba że ktoś naprawdę daleki ale wątpiła. Wystarczyło spojrzeć na niego i dwójkę tych szkrabów... po prostu to czuła. Czy to jednak wystarczyło? A może go to nie interesowało? Za dużo miała teraz myśli i ciężko było ułożyć to wszystko w jasną całość. -Mamy problem w stadzie... do tej pory nie mam pojęcia jak coś takiego mogło się wydarzyć...- westchnęła, po czym w zerknęła ukradkiem na lwicę za nim, musiała mieć pewność że nie podsłuchuje, to co się działo w stadzie było tajne, przynajmniej na razie. -Jakaś małpa wskrzesiła antylopę w grobowcu świetlików... z tym że to coś... zabija wszystko co dotknie, przynajmniej roślinność bo póki co żaden z naszych się do niej nie zbliżył. Nasza szamanka Nataka poszła to sprawdzić, jednakże przydałaby się jej twoja pomoc, nigdy dotąd nie mierzyliśmy się z takim problemem...- nie chciała go do niczego zmuszać, czuła jednak że jeśli z nią nie pójdzie, zawiedzie nie tylko stado ale i swoje dzieci. Najchętniej uciekłaby, nie chciała ryzykować że komuś się coś stanie, jednakże reszta wolała walczyć. Fakt, że nie tak dawno została matką swoje robił.
Teraz, gdy stała i patrzyła w jego ślepia, które przecież miała dwójka jej dzieci, przypomniała sobie jak mało czasu mieli by cokolwiek zrobić i choć starała się nie panikować, fakt że miała młode tego nie ułatwiał. Zastanawiała się czy powinna w ogóle mówić mu o tym że był ojcem, miała bowiem pewność że to on, nie miała nikogo w rodzinie z takimi ślepiami, chyba że ktoś naprawdę daleki ale wątpiła. Wystarczyło spojrzeć na niego i dwójkę tych szkrabów... po prostu to czuła. Czy to jednak wystarczyło? A może go to nie interesowało? Za dużo miała teraz myśli i ciężko było ułożyć to wszystko w jasną całość. -Mamy problem w stadzie... do tej pory nie mam pojęcia jak coś takiego mogło się wydarzyć...- westchnęła, po czym w zerknęła ukradkiem na lwicę za nim, musiała mieć pewność że nie podsłuchuje, to co się działo w stadzie było tajne, przynajmniej na razie. -Jakaś małpa wskrzesiła antylopę w grobowcu świetlików... z tym że to coś... zabija wszystko co dotknie, przynajmniej roślinność bo póki co żaden z naszych się do niej nie zbliżył. Nasza szamanka Nataka poszła to sprawdzić, jednakże przydałaby się jej twoja pomoc, nigdy dotąd nie mierzyliśmy się z takim problemem...- nie chciała go do niczego zmuszać, czuła jednak że jeśli z nią nie pójdzie, zawiedzie nie tylko stado ale i swoje dzieci. Najchętniej uciekłaby, nie chciała ryzykować że komuś się coś stanie, jednakże reszta wolała walczyć. Fakt, że nie tak dawno została matką swoje robił.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość





















