Nasłuchiwał także z postawionymi na sztorc uszami, starając się wychwycić szmery czy popiskiwania charakterystyczne dla większości mniejszych zdobyczy - bo na takie wciąż przecież polował. Gryzonie, zajęczaki i inna drobnica nie miała w końcu zwyczaju, w odróżnieniu od dużych kopytnych, dzikich świń i innych zwierząt podobnego kalibru, stać nieruchomo i paść się w jednym miejscu. Myszowate latały, biegały, skakały i truchtały, załatwiając wciąż swoje sprawy, szukając pożywienia i ukrywając się przed potencjalnymu drapieżnikami - takimi jak oni. Wszystko to sprawiało, że ich zapachy były dość rozmyte - wyczuwalne dla danej okolicy, ale konkretnie zlokalizowane jedynie przy wejściach do nor i w okolicach wiodących do nich ścieżek. Jednakże wszystkie te czynności generowały dźwięki - czy to roztrącanych w pośpiechu liści, czy przesypywanych ziarenek piaszczystego gruntu, czy uderzający o ziemie łapek. I w oparciu o to niejednokrotnie prościej było je wytropić.
46, 36, 50
Nie tym razem jednak - czy to ze względy na fakt, że i z tych okolic wszystko uciekło, czy może raczej chodziło o wiatr szumiący pośród traw i generujący setki sygnałów z dosłownie każdej strony - dość że nie słyszał nic, co mogło by zwiastować obiad...
// Z moją perceocją to my raczej za wiele nie znajdziemy. :P