x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Ukryta Jaskinia
Regulamin forum
Kary i negatywne efekty
Kary i negatywne efekty
- Przebywająca górach postać jest narażona na lawiny, burze albo inne przeszkody.
- Większe ryzyko złapania choroby
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Ukryta Jaskinia
Kompletnie niewidoczne z zewnątrz zagłębienie w ziemi zamaskowane przez liczne górskie ostrokrzewy i załomy skalne. Niewielka szczelina mieszcząca jednego lwa naraz w rzeczywistości prowadzi do naprawdę majestatycznej jaskini. W środku mieszczą się nieliczone przedmioty niewiadomego przeznaczenia. Ogromy zbiór ziół wszelkiego rodzaju, różnorakie minerały, kości, skóry itp. itd.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Kiedy Mane powoli zaczął odzyskiwać przytomność pierwszą rzeczą jaką poczuł był przejmujący chłód. Kryjówka Wodza nawiedzana była regularnie przez mroźne, górskie wichry. Nieco później dotarło do niego jak bardzo jest obolały, każda część jego ciała krzyczała w agonii, ale o ile potrafił stwierdzić były to jedynie mocne potłuczenia. Następnie zorientował się, że jego przednie i tylne łapy są ciasno obwiązane jakiegoś rodzaju lianą. W końcu odzyskał również wzrok, z ulgą przyjmując wiadomość, że toksyna jednak go nie zabiła. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do wnętrza jaskini, Mane ze swojej perspektywy mógł dostrzec jedynie duży głaz stojący pod jedną ze ścian pomieszczenia. Na głazie w pozycji pełnej zamyślenia, siedział najdziwniejszy osobnik jakiego Mane kiedykolwiek spotkał. Duży, czarny jak noc, lew z bujną grzywą wpatrywał się w niego ognisto pomarańczowymi ślepiami. Jego wzrok zdawał się przeszywać Mane na wskroś dostając się do najgłębszych zakamarków jego duszy. Co jeszcze dziwniejsze tułów tego majestatycznego samca odziany był w biały jak sam śnieg pancerz z kości. Nie była to jednak zbroja z normalnych kości, przy uważniejszym przyjrzeniu się można było odnieść wrażenie, że niektóre jej elementy zdają się być przeźroczyste i naelektryzowane. Połączenie głębokiej czerni futra, groźnego pomarańczu ślepi i oślepiającej bieli pancerza tworzyło wrażenie jakby osobnik nie do końca należał do tego świata. Lew właściwie się nie ruszał jedynie jego klatka piersiowa podnosiła się w rytm oddechów. Wyglądał jakby nie dostrzegł przebudzenia Mane labo to kompletnie go nie obeszło. Tak jakby słowa nie były mu potrzebne by dowiedzieć się czegoś o swoim gościu. Mane słyszał również za swoimi plecami delikatne poruszenia, więc nie byli tu sami. Od niego zależało jak zacząć rozmowę.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Ciemność. Widziałem przed sobą ciemność. Czułem… w pierwszej chwili nic nie czułem, później zaczął do mnie docierać jakby ból głowy a później wszechogarniające zimno. I dopiero na końcu ból otartej skóry, obolałe mięśnie, liczne rany na ciele. Próbowałem sobie przypomnieć, co się stało ale przez chwilę nie byłem w stanie. Dopiero po chwili zaczęły do mnie napływać wspomnienia. Spotkanie hieny, jakaś wstrętna małpa… i atak czegoś w grzbiet. Czyli… czyli jednak żyłem? Powinienem czuć radość? Raczej jej nie odczuwałem. Próbowałem ruszyć zesztywniałymi łapami ale z zaskoczenia odkryłem, że są spętane. Walczyłem chwilę z powiekami, nim w końcu udało się mi je podnieść. I… i dalej była tylko ciemność. Wzrok miałem już przyzwyczajony do wnętrza, bo dłuższą chwilę leżałem z zamkniętymi oczami, ale widok… no nie był zbyt spektakularny. Jaskinia, jakaś jaskinia. Ale… ale jak ku*wa? Przecież byłem w dżungli! Przekręciłem lekko łeb i dojrzałem… głaz. A na głazie… lew. Czarny. Duży, gęsta grzywa, przenikliwy wzrok. Ale to, co najbardziej rzucało się w oczy… to były kości, którymi był pokryty. Wyglądał… jak stereotypowa śmierć? Ku*wa, czyli jednak umarłem! Zawsze wyśmiewałem się z religii, nabijałem z naiwności lwów a jednak… jednak coś jest po śmierci! Te wszystkie brednie o kościstej śmierci z kosą… jednak nie były bredniami! Zadrżałem, zastanawiając się co zrobić, jak zareagować. Co teraz będzie? Wyrwą mi serce i położą na jakiejś wadze, porównując jego masę z piórem? I w ogóle… to śmierć była… samcem? Gdzie miała… czy tam miał kosę? Powinienem zagadać? Może wyjaśnić, że to nieporozumienie i że wcale nie chciałem umierać? Że na pewno mnie z kimś pomylił? Może… może mi zaproponują grę w szachy, czy co tam się ze śmiercią tradycyjnie robiło? Boże grzecznie poprosić, grzecznie zagadać, ze wolałbym jednak żyć dalej? Obiecać… nie wiem co, jakąś ofiarę całopalną, czy co tam wierne lwy robiły? Przywitać się? Przedstawić? Jakoś nie wypadało pytać Pana Śmierć o samopoczucie i pogodę. Z jakichś powodów wydawało mi się to niewłaściwe.
- Ja… ja umarłem? – spytałem po dłuższej chwili. Bo niestety nie byłem w stanie wymyślić lepszego sposobu zaczęcia konwersacji.
- Ja… ja umarłem? – spytałem po dłuższej chwili. Bo niestety nie byłem w stanie wymyślić lepszego sposobu zaczęcia konwersacji.
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Pan Śmierci, jak nazwał go Mane, zdawał się nie słyszeć jego pytania. Wciąż wpatrywał się tylko w swojego jeńca tym świdrującym, przenikliwym wzrokiem. Jakby zastanawiał się co dobrego może przynieść jego obecność. Pomarańczowe ślepia lśniły lekko w ciemności i kiedy samiec mrugał zdawało się jakby na sekundę znikał. W końcu czarny osobnik odziany w kościany pancerz poruszył się lekko i zauważalnie przechylił swój łeb. Westchnął ciężko i odezwał się. Jego głos robił nie mniejsze wrażenie niż aparycja. Głęboki nieco zachrypnięty baryton, brzmiący jakby jego właściciel przeżył więcej niż można sobie wyobrazić. Wódz, gdyż w oczywiście to był on, mówił powoli, ważąc każde wypowiedziane słowo. Słychać było, że wszystko to wychodzi z jego paszczy musi mieć przemyślane i dopracowane znaczenie.
- Jeszcze nie. Można powiedzieć, iż znajdujesz się w stanie pomiędzy życiem, a śmiercią. Tylko i wyłącznie od Ciebie zależy, która z tych opcji się urzeczywistni - dopiero słysząc go Mane doszedł do wniosku, że lew musi być starszy niż wygląda. Gdzieś tam w tle jego beznamiętnego głosu, prześwitywało wrażenie znudzenia. Tak jakby rozmowa ze spętanym gościem była dla niego przykrą koniecznością.
- Astrid doniosła, że wszedłeś na mój teren, obraziłeś moich przedstawicieli i próbowałeś usprawiedliwiać się religią. Obaj wiemy jak wielka to jest bzdura, więc nawet nie udawaj że rzeczywiście jesteś pielgrzymem. Potrzebuję prawdy. Przekonaj mnie czemu mam zostawić cię przy życiu -dodał po chwili z charakterystyczną dla siebie flegmą. Nie zmieniał głosu i intonacji, ale nie musiał, Mane tak czy siak czuł, że rzeczywiście jego życie wisi na włosku. To właśnie było najstraszniejsze. Ten osobnik nie musiał grozić, nie musiał przechwalać się swoją siłą, on po prostu był cholernie potężny i niebezpieczny.
- Jeszcze nie. Można powiedzieć, iż znajdujesz się w stanie pomiędzy życiem, a śmiercią. Tylko i wyłącznie od Ciebie zależy, która z tych opcji się urzeczywistni - dopiero słysząc go Mane doszedł do wniosku, że lew musi być starszy niż wygląda. Gdzieś tam w tle jego beznamiętnego głosu, prześwitywało wrażenie znudzenia. Tak jakby rozmowa ze spętanym gościem była dla niego przykrą koniecznością.
- Astrid doniosła, że wszedłeś na mój teren, obraziłeś moich przedstawicieli i próbowałeś usprawiedliwiać się religią. Obaj wiemy jak wielka to jest bzdura, więc nawet nie udawaj że rzeczywiście jesteś pielgrzymem. Potrzebuję prawdy. Przekonaj mnie czemu mam zostawić cię przy życiu -dodał po chwili z charakterystyczną dla siebie flegmą. Nie zmieniał głosu i intonacji, ale nie musiał, Mane tak czy siak czuł, że rzeczywiście jego życie wisi na włosku. To właśnie było najstraszniejsze. Ten osobnik nie musiał grozić, nie musiał przechwalać się swoją siłą, on po prostu był cholernie potężny i niebezpieczny.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Pan Śmierć wpatrywał się we mnie… co wcale ale to wcale mi się nie podobało. Nie rozumiał pytania? Nie chciał odpowiedzieć? A może po prostu czekał, aż sam dojdę do wniosku, że twierdząca odpowiedź jest oczywista i pora przygotować się na sąd, bez dalszego zadawania głupich pytań. Rozglądnąłem się dyskretnie, ale nigdzie nie dostrzegłem ani wagi szalkowej, ani pióra, mających służyć do zważenia mojego serca. Ani nawet kosy, klepsydry czy czym tam się tradycyjnie posługują Panowie Śmierć. Zawsze wydawało mi się, że bycie Śmiercią to raczej zawód dla samic… ale widocznie nawet tutaj pojawiło się to całe równouprawnienie, z którym nigdy się zbytnio nie zgadzałem.
Widziałem, jak Pan Śmierć poruszył się i przechylił swój łeb a następnie w końcu się odezwał. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że głos brzmi… jakby spod ziemi. Tak, jak powinien brzmieć Pan Śmierć. Dopiero po chwili zacząłem się skupiać na jego poszczególnych słowach, na ich znaczeniu. Pomiędzy życiem a śmiercią? To był jakiś czyściec? Jakiś szeol, otchłań, zaświaty, Fiddler's Green czy co? Nie byłem pewien. I… to w końcu umarłem? Czy żyłem dalej? Jak mogłem być między życiem i śmiercią? To nie było dyskretne? Binarne? Tylko… tylko mogły być wartości pośrednie? Niby słowa Pana Śmierć wydawały się być przemyślane, niosły wiele znaczeń… ale tak naprawdę każde generowało kolejne pytania zamiast odpowiedzieć na te, które były zadane wcześniej.
- Ja… ja nie wiedziałem, że to Pana teren – zaprotestowałem. W sumie… to czułem się tutaj odrobinę oszukany. Bo przecież wejścia do krainy Pana Śmierć powinien pilnować trzygłowy pies a nie jednogłowa hiena. Czyżby cięcia budżetowe czy co? Trzygłowe psy za wiele jedzą i taniej wychodzi wynająć hienę? I skąd on wiedział, że mówiłem o religii? Ta suka, samica hieny, wszystko mu powiedziała? Ale one sprawiała wrażenie, że mi wierzy… więc jak się on domyślił, że ja sądzę, że to bzdura? I mówił to z taką pewnością, że chyba nie było sensu zaprzeczać. Był tego… pewien. Czyli wyglądało na to, że nie umarłem? Powód? Powód by mnie zostawić przy życiu? Tylko właśnie… właśnie jaki?
- Mogę… mogę być przydatny – szybko zaproponowałem, bo to chyba jedyny możliwy powód. Tylko… tylko właśnie, w jakim sensie, w jakim stopniu mógłbym być przydatny? To było… ciężkie pytanie. Ale może nie musiałem odpowiadać? Skoro zadeklarowałem chęć bycia przydatnym, to Pan Śmierć mógł sam sobie do tego dopasować, co tylko chciał. Nawet przez chwilę nie wątpiłem, że on jest w stanie… mnie zabić. Nawet nie musiał mi grozić. Ktoś kiedyś powiedział, że grożenie komuś świadczy o byciu słabym. Że ktoś naprawdę potężny nie grozi bo nie musi. On tylko karze i morduje, bez zbędnych słów. I teraz, widząc przez sobą sporego lwa w kościstym pancerzu, zaczynałem rozumieć te słowa, ongiś usłyszane. Więc może jednak powinienem coś więcej powiedzieć? On… on oszczędnie się wysławiał. Oczekiwał odpowiedzi, być może bez zadawalania pytań i być może karząc, jeśli odpowiedzi na niezadane pytania nie padły.
- Mam wiedzę, umiejętności, doświadczenie. Mogę się przydać, mogę w czymkolwiek pomóc – zadeklarowałem głosem, który dzięki mojej samodyscyplinie i skupieniu tylko lekko zadrżał.
Widziałem, jak Pan Śmierć poruszył się i przechylił swój łeb a następnie w końcu się odezwał. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że głos brzmi… jakby spod ziemi. Tak, jak powinien brzmieć Pan Śmierć. Dopiero po chwili zacząłem się skupiać na jego poszczególnych słowach, na ich znaczeniu. Pomiędzy życiem a śmiercią? To był jakiś czyściec? Jakiś szeol, otchłań, zaświaty, Fiddler's Green czy co? Nie byłem pewien. I… to w końcu umarłem? Czy żyłem dalej? Jak mogłem być między życiem i śmiercią? To nie było dyskretne? Binarne? Tylko… tylko mogły być wartości pośrednie? Niby słowa Pana Śmierć wydawały się być przemyślane, niosły wiele znaczeń… ale tak naprawdę każde generowało kolejne pytania zamiast odpowiedzieć na te, które były zadane wcześniej.
- Ja… ja nie wiedziałem, że to Pana teren – zaprotestowałem. W sumie… to czułem się tutaj odrobinę oszukany. Bo przecież wejścia do krainy Pana Śmierć powinien pilnować trzygłowy pies a nie jednogłowa hiena. Czyżby cięcia budżetowe czy co? Trzygłowe psy za wiele jedzą i taniej wychodzi wynająć hienę? I skąd on wiedział, że mówiłem o religii? Ta suka, samica hieny, wszystko mu powiedziała? Ale one sprawiała wrażenie, że mi wierzy… więc jak się on domyślił, że ja sądzę, że to bzdura? I mówił to z taką pewnością, że chyba nie było sensu zaprzeczać. Był tego… pewien. Czyli wyglądało na to, że nie umarłem? Powód? Powód by mnie zostawić przy życiu? Tylko właśnie… właśnie jaki?
- Mogę… mogę być przydatny – szybko zaproponowałem, bo to chyba jedyny możliwy powód. Tylko… tylko właśnie, w jakim sensie, w jakim stopniu mógłbym być przydatny? To było… ciężkie pytanie. Ale może nie musiałem odpowiadać? Skoro zadeklarowałem chęć bycia przydatnym, to Pan Śmierć mógł sam sobie do tego dopasować, co tylko chciał. Nawet przez chwilę nie wątpiłem, że on jest w stanie… mnie zabić. Nawet nie musiał mi grozić. Ktoś kiedyś powiedział, że grożenie komuś świadczy o byciu słabym. Że ktoś naprawdę potężny nie grozi bo nie musi. On tylko karze i morduje, bez zbędnych słów. I teraz, widząc przez sobą sporego lwa w kościstym pancerzu, zaczynałem rozumieć te słowa, ongiś usłyszane. Więc może jednak powinienem coś więcej powiedzieć? On… on oszczędnie się wysławiał. Oczekiwał odpowiedzi, być może bez zadawalania pytań i być może karząc, jeśli odpowiedzi na niezadane pytania nie padły.
- Mam wiedzę, umiejętności, doświadczenie. Mogę się przydać, mogę w czymkolwiek pomóc – zadeklarowałem głosem, który dzięki mojej samodyscyplinie i skupieniu tylko lekko zadrżał.
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Czarny samiec westchnął po raz kolejny, tak jakby ta rozmowa była przykrą koniecznością. Mane odniósł wrażenie, że jego potężny rozmówca wie już o nim wszystko i dawno postanowił co stanie się z nim dalej, teraz po prostu to werbalizował. Wódz opanował do perfekcji sztukę odczytywania charakteru i historii zwierząt bazując jedynie na ich wyglądzie, gestach, mimice i brzmieniu głosu. Potrafił wyciągnąć z pojedynczego słowa więcej informacji niż ktoś inny z całego elaboratu. Taki się już urodził, a dziesięć lat kroczenia po świecie i wpływania na losy maluczkich tylko go zahartowały i wzmocniły te naturalne predyspozycje. Wódz nie bez przyczyny był uważany za istotę wyższego rzędu, a przede wszystkim nie bez przyczyny był uważany za najniebezpieczniejszą istotę jaka stąpała po ziemi. Niezliczone stada upadały pod wpływem jego knowań, rodziny ginęły, sawanny pustoszały, a lasy płonęły. Gdziekolwiek znalazł się Wódz tam pojawiała się śmierć i cierpienie, więc Mane właściwie miał rację.
- Każdy jest na swój sposób przydatny, po prostu niektórzy przydają mi się dopiero kiedy umrą. Nie wątpię iż mógłbyś mi pomóc. Jesteś całkiem sprytny, wyrachowany i niezły aktorsko, ale służą mi już najlepsi z najlepszych, co umiesz czego oni nie mogą mi zaoferować? -czarnofutry kontynuował dalej swoim monotonnym, chrypliwym barytonem, który nie okazywał żadnych emocji. Mane nie miał pojęcia czy rozmówca się z nim bawi, jest zły, znudzony, czy zaciekawiony, kompletnie niczego nie dało się wywnioskować z jego tonu. Tymczasem Wódz czytał nim w jak otwartej księdze. Dane jakie zgromadził podczas lat podróży, pozwalały mu w miarę łatwo przypasować cechy fizyczne do hipotetycznego charakteru, który potem potwierdzał obserwując rozmówcę i logicznie rozumując. Wiedział, że Mane nie jest głupi bo nie brnął dalej w swoje religijne kłamstwo, ponadto miał w oczach charakterystyczny błysk kalkulacji, a to że nabrał Astrid która uwierzyła w bujdę z pielgrzymką było całkiem niezłym osiągnięciem.
- A poza tym nie wyjawiłeś w końcu kim jesteś naprawdę, nie każ mi dłużej czekać -dodał i przeciągnął się lekko. W tym momencie Mane poczuł jak coś zbliża się od jego prawej strony. Po krótkiej chwili w polu widzenia pojawił się czarny szympans trzymający w ręce obłupany, zaostrzony kamień przytwierdzony do krótkiego patyka. Po uważniejszym przyjrzeniu się kamienne ostrze pokryte było jakimś śluzem, bez wątpienia trucizną. Na plecach małpy można było też dostrzec długą dmuchawkę, tę samą z której trafił Manego. Telias bez słowa stanął obok wielkiego głazu po prawicy Wodza. Nie była to groźba, gdyż Wódz nie musiał grozić, po porstu przypomnienie, że ostatnio ten szympans go uśpił w prę sekund, a teraz może go uśpić wiecznie.
- Każdy jest na swój sposób przydatny, po prostu niektórzy przydają mi się dopiero kiedy umrą. Nie wątpię iż mógłbyś mi pomóc. Jesteś całkiem sprytny, wyrachowany i niezły aktorsko, ale służą mi już najlepsi z najlepszych, co umiesz czego oni nie mogą mi zaoferować? -czarnofutry kontynuował dalej swoim monotonnym, chrypliwym barytonem, który nie okazywał żadnych emocji. Mane nie miał pojęcia czy rozmówca się z nim bawi, jest zły, znudzony, czy zaciekawiony, kompletnie niczego nie dało się wywnioskować z jego tonu. Tymczasem Wódz czytał nim w jak otwartej księdze. Dane jakie zgromadził podczas lat podróży, pozwalały mu w miarę łatwo przypasować cechy fizyczne do hipotetycznego charakteru, który potem potwierdzał obserwując rozmówcę i logicznie rozumując. Wiedział, że Mane nie jest głupi bo nie brnął dalej w swoje religijne kłamstwo, ponadto miał w oczach charakterystyczny błysk kalkulacji, a to że nabrał Astrid która uwierzyła w bujdę z pielgrzymką było całkiem niezłym osiągnięciem.
- A poza tym nie wyjawiłeś w końcu kim jesteś naprawdę, nie każ mi dłużej czekać -dodał i przeciągnął się lekko. W tym momencie Mane poczuł jak coś zbliża się od jego prawej strony. Po krótkiej chwili w polu widzenia pojawił się czarny szympans trzymający w ręce obłupany, zaostrzony kamień przytwierdzony do krótkiego patyka. Po uważniejszym przyjrzeniu się kamienne ostrze pokryte było jakimś śluzem, bez wątpienia trucizną. Na plecach małpy można było też dostrzec długą dmuchawkę, tę samą z której trafił Manego. Telias bez słowa stanął obok wielkiego głazu po prawicy Wodza. Nie była to groźba, gdyż Wódz nie musiał grozić, po porstu przypomnienie, że ostatnio ten szympans go uśpił w prę sekund, a teraz może go uśpić wiecznie.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Pan Śmierć westchnął. Czyżby moja odpowiedź mu się nie spodobała? Nie została uznana za prawidłową? Mimowolnie drgnąłem, obawiając się konsekwencji. Ale… ale czy miałem na nie jakikolwiek wpływ? Momentami miałem wrażenie, że jego palące się oczy mnie przewiercają, że przebijają mnie na wylot, że wpalają się do mojego serca, rozpoznając co w nim jest. I… i nie podobało mi się to uczucie. Czułem się… jakby on wszystko wiedział, znał moje myśli. Więc w takiej sytuacji to, co mówiłem, to w zasadzie nie miało znaczenia. Bo… bo on mnie mógł znać lepiej niż ktokolwiek inny, niż nawet ja sam. A przynajmniej takie odnosiłem wrażenie. Kim by on nie był, to mimo wszystko odnosiłem wrażenie, że niczym Pan Śmierć znany z licznych legend i opowiadań, wie On o mnie wszystko. I ta jego odpowiedź, przenikliwa, krótka ale bogata w treść. Nie pozostawiała wątpliwości, że jeśli zechce, to mnie po prostu zabije. Ponownie drgnąłem obawiając się, że… że na sugestiach się nie skończy, że nie wyjdę stąd żywy. Czułem, że ogarnia mnie panika, ale po chwili udało mi się ją zwalczyć, stłumić. Nie mogłem teraz dopuścić do tego, by ona spętała moje myśli niczym liany, wiążące mi łapy.
- Mogę zaoferować… – zacząłem powoli mówić, dając sobie więcej czasu na odpowiedź. Pytanie było nie co mogę zaoferować. Tylko co mogę zaoferować takiego, czego inni nie są w stanie. Wspomniane przez niego spryt i wyrachowanie… na pewno się tym wyróżniałem, ale nie było to coś, co miałem na wyłączność. W innych okolicznościach może bym mu podziękował za uznanie, za miły komplement, ale teraz… właśnie, nie były ku temu dobre okoliczności – Mam doświadczenie kogoś, kto był na górze, na szczycie, rządził innymi. Kogoś, kto spadł z niego na dół. Przez życie byłem władcą, sędzią, katem, wojownikiem, dowódcą, doradcą władcy – oznajmiłem mu, bo takich lwów chyba wielu nie było. Oczywiście nie dodawałem, że zabiłem władcę małego stada, którego doradcą byłem, że zająłem jego miejsce, że chciałem przejąć władzę w całej krainie i nie wyszło… i skończyło się banicją. Ale z jakichś dziwnych powodów miałem wrażenie, że on to wszystko wie – Mogę się wcielić w każdego, wiem, co inny myślą, wiem jak działają, więc jak postępują. Mogę przewidzieć ich zachowania i to wykorzystać – próbowałem się więc przedstawić w dobrym świetle licząc, że nie skończy się to wyrokiem, śmiercią. Nie miałem oczywiście pojęcia, czy to będzie miało jakikolwiek wpływ na jego wyrok. Może już dawno postanowił mnie zabić? Ale znudzenie, które zdawał się sprawiać, raczej sugerowało, że się mną nie bawi. A cała jego postawa zdawała się mówić, że gdyby mnie postanowił zabić, to już dawno by to zrobił, nie tracąc czasu na czczą gadaninę. Nie był jak ja… który przed zabiciem kogoś, skatowaniem, zgwałceniem lubiłem dawać ofierze fałszywą nadzieję na ratunek, lubiłem się napawać jej strachem, cierpieniem, bólem. On… on w tym stopniu był w pewnym sensie gorszy ode mnie. Nie potrafił czerpać rozrywki… z takich drobnych przyjemności.
Kolejne pytanie, kim jestem… spowodowało kolejne wątpliwości, co właściwie powiedzieć. On… raczej nie sprawiał wrażenia lwa, który oczekuje, że zacznę opowiadać o wychowaniu, pierwszym polowaniu, zabawach młodzieńczych, dorastaniu. On zdawał się oczekiwać krótkiej odpowiedzi. A życie żadnego lwa nie dało się streścić do kilku zdań. To znaczyło, że trzeba wybrać, wyfiltrować parę informacji. Oczywiście najlepiej takich, które nie były reprezentatywne ale reprezentacyjne – przedstawiające mnie we właściwym świetle. Tylko właśnie, czego oczekiwał? Co mogło mi zapewnić przeżycie? Szczerość? Chyba nie. Zbytnia szczerość świadczyła o naiwności.
Kątem oka dostrzegłem, że ktoś do mnie podchodzi. Szympans, ta bezczelna małpa, które mnie zaatakowała – nie miałem pojęcia jak, chociaż dziwne przedmioty, jakie miał w ręce i na plecach kazały podejrzewać, że to jakiś rodzaj broni. W miejscu, gdzie się urodziłem, inne zwierzęta znały swoje miejsce. U nas to było oczywiste, że lwy rządzą a inne zwierzęta mają im służyć. A tutaj… miałem wrażenie, że takie podejście było przez niektórych uznawane za rasistowskie. Zerknąłem na trzymane przez niego w ręku ostrze. Czyżby koniec był bliski?
- Pochodzą z odległego miejsca. Byłem wojownikiem, później doradcą wodzą, a po jego śmierci zająłem jego miejsce. Później… później stado zostało rozbite a ja przywędrowałem tutaj – oznajmiłem mu krótko. Tak krótko, jak zdawał się tego oczekiwać. Jakoś zapomniałem dodać, że to ja odpowiadałem za śmierć wodza. Że to ja skłóciłem pozostałe dwa stada, doprowadzając je na skraj wojny. Że mój spisek został odkryty, moje stado zaatakowane a ja skazany na banicję. Popełniłem w życiu wiele złych czynów? Niczego nie żałowałem – no może tego, że plan nie wyszedł. Co… co było częściowo moją winą, ale nie do końca. Pewnych rzeczy się nie przewidzi.
- Mogę zaoferować… – zacząłem powoli mówić, dając sobie więcej czasu na odpowiedź. Pytanie było nie co mogę zaoferować. Tylko co mogę zaoferować takiego, czego inni nie są w stanie. Wspomniane przez niego spryt i wyrachowanie… na pewno się tym wyróżniałem, ale nie było to coś, co miałem na wyłączność. W innych okolicznościach może bym mu podziękował za uznanie, za miły komplement, ale teraz… właśnie, nie były ku temu dobre okoliczności – Mam doświadczenie kogoś, kto był na górze, na szczycie, rządził innymi. Kogoś, kto spadł z niego na dół. Przez życie byłem władcą, sędzią, katem, wojownikiem, dowódcą, doradcą władcy – oznajmiłem mu, bo takich lwów chyba wielu nie było. Oczywiście nie dodawałem, że zabiłem władcę małego stada, którego doradcą byłem, że zająłem jego miejsce, że chciałem przejąć władzę w całej krainie i nie wyszło… i skończyło się banicją. Ale z jakichś dziwnych powodów miałem wrażenie, że on to wszystko wie – Mogę się wcielić w każdego, wiem, co inny myślą, wiem jak działają, więc jak postępują. Mogę przewidzieć ich zachowania i to wykorzystać – próbowałem się więc przedstawić w dobrym świetle licząc, że nie skończy się to wyrokiem, śmiercią. Nie miałem oczywiście pojęcia, czy to będzie miało jakikolwiek wpływ na jego wyrok. Może już dawno postanowił mnie zabić? Ale znudzenie, które zdawał się sprawiać, raczej sugerowało, że się mną nie bawi. A cała jego postawa zdawała się mówić, że gdyby mnie postanowił zabić, to już dawno by to zrobił, nie tracąc czasu na czczą gadaninę. Nie był jak ja… który przed zabiciem kogoś, skatowaniem, zgwałceniem lubiłem dawać ofierze fałszywą nadzieję na ratunek, lubiłem się napawać jej strachem, cierpieniem, bólem. On… on w tym stopniu był w pewnym sensie gorszy ode mnie. Nie potrafił czerpać rozrywki… z takich drobnych przyjemności.
Kolejne pytanie, kim jestem… spowodowało kolejne wątpliwości, co właściwie powiedzieć. On… raczej nie sprawiał wrażenia lwa, który oczekuje, że zacznę opowiadać o wychowaniu, pierwszym polowaniu, zabawach młodzieńczych, dorastaniu. On zdawał się oczekiwać krótkiej odpowiedzi. A życie żadnego lwa nie dało się streścić do kilku zdań. To znaczyło, że trzeba wybrać, wyfiltrować parę informacji. Oczywiście najlepiej takich, które nie były reprezentatywne ale reprezentacyjne – przedstawiające mnie we właściwym świetle. Tylko właśnie, czego oczekiwał? Co mogło mi zapewnić przeżycie? Szczerość? Chyba nie. Zbytnia szczerość świadczyła o naiwności.
Kątem oka dostrzegłem, że ktoś do mnie podchodzi. Szympans, ta bezczelna małpa, które mnie zaatakowała – nie miałem pojęcia jak, chociaż dziwne przedmioty, jakie miał w ręce i na plecach kazały podejrzewać, że to jakiś rodzaj broni. W miejscu, gdzie się urodziłem, inne zwierzęta znały swoje miejsce. U nas to było oczywiste, że lwy rządzą a inne zwierzęta mają im służyć. A tutaj… miałem wrażenie, że takie podejście było przez niektórych uznawane za rasistowskie. Zerknąłem na trzymane przez niego w ręku ostrze. Czyżby koniec był bliski?
- Pochodzą z odległego miejsca. Byłem wojownikiem, później doradcą wodzą, a po jego śmierci zająłem jego miejsce. Później… później stado zostało rozbite a ja przywędrowałem tutaj – oznajmiłem mu krótko. Tak krótko, jak zdawał się tego oczekiwać. Jakoś zapomniałem dodać, że to ja odpowiadałem za śmierć wodza. Że to ja skłóciłem pozostałe dwa stada, doprowadzając je na skraj wojny. Że mój spisek został odkryty, moje stado zaatakowane a ja skazany na banicję. Popełniłem w życiu wiele złych czynów? Niczego nie żałowałem – no może tego, że plan nie wyszedł. Co… co było częściowo moją winą, ale nie do końca. Pewnych rzeczy się nie przewidzi.
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Po raz pierwszy czarnofutry leciutko się uśmiechnął. Było to zaledwie, właściwie niewidoczne uniesienie kącików pyska, ale jak na niego i tak było to sporo. Widać było, że odpowiedź tym razem przypadła mu do gustu. Skinął lekko łbem Teliasowi, który wstał i ponownie zniknął gdzieś za plecami Mane, poruszając się właściwie bezszelestnie. Co prawda Wódz sam potrafiłby zabić swojego jeńca bez większego problemu, ale nie przepadał za osobistym rozlewaniem krwi i dlatego to obecność szympansa świadczyła o tym jak blisko zagłady był spętany samiec. Fakt iż, prawa ręka przywódcy oddalił się wraz ze swoimi śmiercionośnymi broniami świadczył, o tym że jak na razie Mane był bezpieczny. Oczywiście nie musiał mówić, że to on zabił władcę i skłócił stada, Wódz już się tego domyślił i to właśnie wywołało uśmieszek na jego pysku. Po chwili długiej i pełnej napięcia ciszy Wódz zmienił swoją pozycję przechodząc do siadu. Tym samym robił jeszcze większe wrażenie, ze swoimi połyskującymi ślepiami i oszałamiającym pancerzem, na którym teraz widoczne były wyraźne wyładowania elektryczne.
- Podobasz mi się - tylko tyle i aż tyle. Te dwa słowa Wodza były jak światełko gwałtownie pojawiające się na końcu tego mrocznego tunelu.
- Jesteś żądny władzy i pozbawiony skrupułów. Głupio zrobili, że skazali cię jedynie na wygnanie - mruknął pod nosem bez najmniejszego problemu pokazując, że już rozgryzł to co Mane pominął, a może wiedział już wcześniej. Z Wodzem nigdy nie było nic wiadomo. Za tymi słowami, szła też bezdźwięczna obietnica, że on nawet nie rozpatrywał by wygnania jako kary. Tych którzy zawodzili jego oczekiwania czekało coś znacznie, znacznie gorszego. Mane miał rację, Wódz nie czerpał przyjemności z torturowania i sprowadzania cierpienia, ale Telias wręcz przeciwnie. Opancerzony samiec zeskoczył z głazu, który zajmował, a jego lądowanie wzbiło w powietrze tuman drobnych kamyczków. Wódz bez słowa minął Manego i zniknął z jego pola widzenia. Musiał udać się wyżej na szczyt. Ta rozmowa go zmęczyła, musiał porozmawiać z kimś godnym jego intelektu. Z sobą samym. Dosłownie. Wódz często prowadził naukowe i filozoficzne dysputy ze swoim wewnętrznym głosem. Kiedy przywódca opuścił swoją kryjówkę, od razu zrobiło się tu jakoś weselej. Tak jakby jego obecność zabierała całą radość. Niemal natychmiast do tej pory cichutkie odgłosy za jego plecami przybrały na sile. Ponownie w polu widzenia Manego zjawił się Telias, który podszedł do niego ze swoim kamiennym ostrzem w ręce, pochylił się popatrzył mu prosto w oczy i jednym gładkim cięciem zerwał krępujące go więzy. Lew odzyskał czucie w łapach i już wkrótce był w stanie wstać. Teraz dopiero otworzyła się przed nim wspaniałość kryjówki Wodza. Ten niezliczony magazyn ziół, minerałów, kości, skór, a także innych znacznie bardziej skomplikowanych przedmiotów stojących opartych o ściany, bądź wiszących na lianach pod sklepieniem. Poza Manem w jaskini był Telias i Astrid którą zdążył już dobrze poznać i która właśnie tarzała się ze śmiechu. Cały czas obserwowała jego rozmowę od tyłu. Kiedy hiena przestała się w końcu śmiać i skinęła mu łbem z kpiącym wyrazem pyska.
- A jednak Wódz Cię nie zarżnął, trochę szkoda, ale co poradzę. Poszedł teraz medytować wróci pewnie z jakimś zadaniem dla ciebie byś udowodnił tę rzekomą przydatność. A tak przy okazji znakomite kłamstwo z tą pielgrzymką, ja dałam się nabrać nie przeczę. Nawet Telias wydawał się prawie przekonany. Zaskoczyło mnie że to bujda -odezwała się swoim irytującym głosem, a tymczasem szympans morderca podszedł do szczeliny prowadzącej na zewnątrz i ostentacyjnym gestem pokazał, że Mane nigdzie stąd nie wychodzi.
- Podobasz mi się - tylko tyle i aż tyle. Te dwa słowa Wodza były jak światełko gwałtownie pojawiające się na końcu tego mrocznego tunelu.
- Jesteś żądny władzy i pozbawiony skrupułów. Głupio zrobili, że skazali cię jedynie na wygnanie - mruknął pod nosem bez najmniejszego problemu pokazując, że już rozgryzł to co Mane pominął, a może wiedział już wcześniej. Z Wodzem nigdy nie było nic wiadomo. Za tymi słowami, szła też bezdźwięczna obietnica, że on nawet nie rozpatrywał by wygnania jako kary. Tych którzy zawodzili jego oczekiwania czekało coś znacznie, znacznie gorszego. Mane miał rację, Wódz nie czerpał przyjemności z torturowania i sprowadzania cierpienia, ale Telias wręcz przeciwnie. Opancerzony samiec zeskoczył z głazu, który zajmował, a jego lądowanie wzbiło w powietrze tuman drobnych kamyczków. Wódz bez słowa minął Manego i zniknął z jego pola widzenia. Musiał udać się wyżej na szczyt. Ta rozmowa go zmęczyła, musiał porozmawiać z kimś godnym jego intelektu. Z sobą samym. Dosłownie. Wódz często prowadził naukowe i filozoficzne dysputy ze swoim wewnętrznym głosem. Kiedy przywódca opuścił swoją kryjówkę, od razu zrobiło się tu jakoś weselej. Tak jakby jego obecność zabierała całą radość. Niemal natychmiast do tej pory cichutkie odgłosy za jego plecami przybrały na sile. Ponownie w polu widzenia Manego zjawił się Telias, który podszedł do niego ze swoim kamiennym ostrzem w ręce, pochylił się popatrzył mu prosto w oczy i jednym gładkim cięciem zerwał krępujące go więzy. Lew odzyskał czucie w łapach i już wkrótce był w stanie wstać. Teraz dopiero otworzyła się przed nim wspaniałość kryjówki Wodza. Ten niezliczony magazyn ziół, minerałów, kości, skór, a także innych znacznie bardziej skomplikowanych przedmiotów stojących opartych o ściany, bądź wiszących na lianach pod sklepieniem. Poza Manem w jaskini był Telias i Astrid którą zdążył już dobrze poznać i która właśnie tarzała się ze śmiechu. Cały czas obserwowała jego rozmowę od tyłu. Kiedy hiena przestała się w końcu śmiać i skinęła mu łbem z kpiącym wyrazem pyska.
- A jednak Wódz Cię nie zarżnął, trochę szkoda, ale co poradzę. Poszedł teraz medytować wróci pewnie z jakimś zadaniem dla ciebie byś udowodnił tę rzekomą przydatność. A tak przy okazji znakomite kłamstwo z tą pielgrzymką, ja dałam się nabrać nie przeczę. Nawet Telias wydawał się prawie przekonany. Zaskoczyło mnie że to bujda -odezwała się swoim irytującym głosem, a tymczasem szympans morderca podszedł do szczeliny prowadzącej na zewnątrz i ostentacyjnym gestem pokazał, że Mane nigdzie stąd nie wychodzi.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Pan Śmierć się uśmiechnął. Mimowolnie zadrżałem, jak to zobaczyłem. Czy to byłą zapowiedź… czegoś, co by mi się bardzo ale to bardzo nie spodobało? Czy przesadzałem i nie było się czego bać? Pan Śmierć nie wyglądał na takiego, który by się bez powodów uśmiechał i chociażby z tego powodu zacząłem się mieć na baczności. Chociaż w obecnej sytuacji i tak nie mogłem za wiele zrobić. Niby wydawałoby się, że odpowiedź mu się spodobała… ale był on dla mnie nieprzenikniony i nie mogłem mieć takiej pewności. Skuliłem się, przeraziłem, gdy ta wstrętna małpa ruszyła, zachodząc mnie od grzbietu. Przebrzydły szympans nie miał nawet tyle odwagi, by mnie zabić patrząc mi w oczy? Szarpnąłem się… ale szybko się uspokoiłem, odetchnąłem z ulgą gdy usłyszałem, że przeklęty małpiszon się oddala. No i zapadła cisza. Raczej niezręczna. Ale wolałem jej nie naruszać, nie zakłócać, nie odzywać się niepytany. Wpatrzyłem się w Pana Śmierć jak usiadł… i zadrżałem, słysząc jego słowa. W jakim znaczeniu mu się podobałem? Ja oczywiście należałem do tych, którzy jak im się podobał więzień, to mu to niejako okazywali, czy tego chciał czy nie, czy był samcem czy samicą. Ale on… no nie sprawiał wrażenie lwa lubującego się w ostrzejszych zabawach. Chociaż może moje wrażenie było błędne? Zaniepokoiłem się, gdy on… skąd on to wiedział? Domyślił się? Z moich słów, z narracji, z gestów, spojrzeń… wywnioskował to, czego nie powiedziałem? Było to możliwe i dość prawdopodobne. Bo szansa, że się od kogoś innego tego dowiedział lub by był świadkiem, osobiście lub przez szpiegów, tamtych wydarzeń, była jednak marna. Nic nie mówiłem, milczałem. Bo chyba tego ode mnie oczekiwał. Tak, miał rację, głupio zrobili, też tak uważałem. Ja tam nigdy nie okazywałem litości, która świadczyło tylko i wyłącznie o słabości danego lwa. Niewiele lwów mogło sięgnąć po potęgę ale Ci, którzy mogli, bardzo często sami się przed tym wzbraniali. Byli za słabi, by sięgnąć po władzę. Za słabi nie fizycznie, bo to często nie miało znaczenia, ale właśnie psychicznie.
Obserwowałem, jak Pan Śmierć zeskoczył z głazu, stosunkowo lekko, jak na jego budowę i ten jego pancerz. Zaniepokoiłem się, gdy mnie minął, znikając z pola mojego widzenia. Leżałem przez chwilę, zastanawiając się, co dalej, aż szympans powrócił. Teraz już się nie spodziewałem egzekucji. Bo Pan Śmierć nie sprawiał wrażenia lwa, który odchodzi, by nie widzieć zabijania, tak samo jak nie sprawiał wrażenia kogoś, komu oglądanie morderstwa sprawi radość. Był… jakby wyprany z emocji. Byłem więc już pewniejszy siebie, gdy małpa cięciem uwolniła mnie z lian. Powoli wstałem, rozważając rzucenie się na niego i pokazanie mu, że ze mną lepiej nie zadzierać… ale coś podejrzewałem, że to mógłby nie być dobry pomysł. Pan Śmierć mógł być do niego przywiązany – bardziej w znaczeniu potrzebować go, wykorzystywać i nie być zachwycony z jego straty. Obejrzałem się dookoła, przyglądając się miejscu. I piorunując wzrokiem hienę, jak ją tylko dojrzałem. Kolejna, którą miałem ochotę zabić. Ale przy niej… to bym ją najchętniej wcześniej wykorzystał a później zabijał powoli. Tak by zamiast tego jej żałosnego śmiechu słyszeć jej jęki i błaganie o szybką śmierć. Nie ukrywałem tego, wpatrzyłem się w nią z mordem w oczach. By przestała się tak chichrać i by miała świadomość, że jeśli będę miał okazję, to dużo z niej nie zostanie.
- Nie zarżnął… uważaj, by Ciebie ktoś nie zerżnął! – odpowiedziałem jej. Machnąłem ogonem, zdradzając wściekłość i irytację. Nie mówiłem już nic więcej. Jej słowotok mnie irytował. W sumie jęzor też powinno się jej wyrwać. Przestała by tyle gadać. Jak to możliwie, że tak długo przebywała z Panem Śmierć i jeszcze się nie nauczyła trzymać język za zębami? Skinąłem małpie łbem oznajmiając mu, że rozumiem i wcale ale to wcale nigdzie się nie wybieram. I zwróciłem pysk w stronę hieny, uśmiechając się złośliwie i podnosząc lekko wargi, pokazując jej kły. Jak została sama to też będzie taka pewna siebie?
Obserwowałem, jak Pan Śmierć zeskoczył z głazu, stosunkowo lekko, jak na jego budowę i ten jego pancerz. Zaniepokoiłem się, gdy mnie minął, znikając z pola mojego widzenia. Leżałem przez chwilę, zastanawiając się, co dalej, aż szympans powrócił. Teraz już się nie spodziewałem egzekucji. Bo Pan Śmierć nie sprawiał wrażenia lwa, który odchodzi, by nie widzieć zabijania, tak samo jak nie sprawiał wrażenia kogoś, komu oglądanie morderstwa sprawi radość. Był… jakby wyprany z emocji. Byłem więc już pewniejszy siebie, gdy małpa cięciem uwolniła mnie z lian. Powoli wstałem, rozważając rzucenie się na niego i pokazanie mu, że ze mną lepiej nie zadzierać… ale coś podejrzewałem, że to mógłby nie być dobry pomysł. Pan Śmierć mógł być do niego przywiązany – bardziej w znaczeniu potrzebować go, wykorzystywać i nie być zachwycony z jego straty. Obejrzałem się dookoła, przyglądając się miejscu. I piorunując wzrokiem hienę, jak ją tylko dojrzałem. Kolejna, którą miałem ochotę zabić. Ale przy niej… to bym ją najchętniej wcześniej wykorzystał a później zabijał powoli. Tak by zamiast tego jej żałosnego śmiechu słyszeć jej jęki i błaganie o szybką śmierć. Nie ukrywałem tego, wpatrzyłem się w nią z mordem w oczach. By przestała się tak chichrać i by miała świadomość, że jeśli będę miał okazję, to dużo z niej nie zostanie.
- Nie zarżnął… uważaj, by Ciebie ktoś nie zerżnął! – odpowiedziałem jej. Machnąłem ogonem, zdradzając wściekłość i irytację. Nie mówiłem już nic więcej. Jej słowotok mnie irytował. W sumie jęzor też powinno się jej wyrwać. Przestała by tyle gadać. Jak to możliwie, że tak długo przebywała z Panem Śmierć i jeszcze się nie nauczyła trzymać język za zębami? Skinąłem małpie łbem oznajmiając mu, że rozumiem i wcale ale to wcale nigdzie się nie wybieram. I zwróciłem pysk w stronę hieny, uśmiechając się złośliwie i podnosząc lekko wargi, pokazując jej kły. Jak została sama to też będzie taka pewna siebie?
- Mistrz Gry
- Posty: 2882
- Kontakt:
Astrid już zdążyła się zorientować, że pojmany przez nich lew był zdrowo rąbnięty, więc nie przejmowała się za bardzo jego żądzą mordu widoczną w ślepiach. Co prawda wiedziała, że nie może go zlekceważyć, już raz ją przecież nabrał, ale przebywanie w kryjówce Wodza napawało ją poczuciem absolutnego bezpieczeństwa. Więc tak wciąż była bardzo pewna siebie. Wiedziała, że jeśli samiec zechce zachować cudem uratowane życie, nie będzie mógł jej nic zrobić. Atak na jednego z Heroldów był atakiem na samego Wodza jak on sam często powtarzał. Była również przekonana, że lew również to rozumie i jedynie się tak popisuje. W sumie to go rozumiała, spotkanie z Wodzem potrafiło u każdego znacznie obniżyć poczucie własnej wartości, więc teraz próbował je nieco odbudować. Odwzajemniła wyszczerzone kły i mrugnęła do niego prześmiewczo.
- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. A tak patrząc prawdzie w oczy to wcale bym się nie obraziła jakby ktoś mnie zerżnął. O Wodzu można powiedzieć wiele dobrego, ale na pewno nie to że jego obecność przyciąga płeć przeciwną chętną do tego rodzaju zabaw -uśmiała się i zamachała wesoło ogonem. W ogóle Wódz miał dziwne podejście do stosunków seksualnych, uważał że jeśli nie mają politycznego sensu w postaci uzyskania dziedzica to są kompletnie nie potrzebne. Czasem czuła się jakby rzeczywiście trafiła do jakiegoś zakonu, gdzie każdy jest zdrowo stuknięty. O ile mogła jeszcze uwierzyć, że Wódz i Telias rzeczywiście nie odczuwają pożądania, o tyle pozostali na stówę oglądali się za panienkami kiedy Wodza nie było w pobliżu. Taki Azmodan miał przecież nawet żonę, o której nikt nie wspominał żeby nie budzić w nim tęsknoty.
- Poza tym jesteś teraz na łasce Wodza, więc radzę uważaj na swoje nerwy. Nie mam nic przeciwko skarżeniu. Możesz mnie uznać za konfidenta, ale no cóż jestem zaledwie głupią hieną. Gorszym gatunkiem co nie? Tak czy siak teraz kiedy Wódz zastanawia się na twoją przyszłością, jesteś prawie jak członek drużyny tylko taki na okresie próbnym. Jak masz jakieś pytania to wal śmiało, nie wiem ile mogę ci powiedzieć, ale coś tam jestem w stanie zdradzić. A tak w ogóle to jak się nazywasz? -odezwała się po chwili, wciąż uśmiechnięta od ucha do ucha. Ruszyła z miejsca i podeszła do zakątka kryjówki, w którym trzymali zapasy jedzenia. Zanurzyła pysk w koszu uplecionym przez Teliasa i wyciągnęła kawał zasolonego mięsa.
- Chcesz trochę? Wódz w trakcie jednej ze swoich podróży odkrył, że żywność w soli dłużej pozostaje zdatna do spożycia. Odkrył to kiedy zamordował jakiegoś pustelnika mieszkającego na wielką wodą i zostawił go w jaskini pełnej soli. Cholernie ciężki do zdobycia materiał, ale wart swojej ceny - mruknęła nieco niewyraźnie przez trzymany w pysku udziec antylopy. Przypomniało jej to jak cała dziewiątka męczyła się nad przenoszeniem tych wszystkich pakunków Wodza, kiedy podróżowali między krainami. Na szczęście sporo można było uzupełnić na bieżąco.
- Nie strasz, nie strasz bo się zesrasz. A tak patrząc prawdzie w oczy to wcale bym się nie obraziła jakby ktoś mnie zerżnął. O Wodzu można powiedzieć wiele dobrego, ale na pewno nie to że jego obecność przyciąga płeć przeciwną chętną do tego rodzaju zabaw -uśmiała się i zamachała wesoło ogonem. W ogóle Wódz miał dziwne podejście do stosunków seksualnych, uważał że jeśli nie mają politycznego sensu w postaci uzyskania dziedzica to są kompletnie nie potrzebne. Czasem czuła się jakby rzeczywiście trafiła do jakiegoś zakonu, gdzie każdy jest zdrowo stuknięty. O ile mogła jeszcze uwierzyć, że Wódz i Telias rzeczywiście nie odczuwają pożądania, o tyle pozostali na stówę oglądali się za panienkami kiedy Wodza nie było w pobliżu. Taki Azmodan miał przecież nawet żonę, o której nikt nie wspominał żeby nie budzić w nim tęsknoty.
- Poza tym jesteś teraz na łasce Wodza, więc radzę uważaj na swoje nerwy. Nie mam nic przeciwko skarżeniu. Możesz mnie uznać za konfidenta, ale no cóż jestem zaledwie głupią hieną. Gorszym gatunkiem co nie? Tak czy siak teraz kiedy Wódz zastanawia się na twoją przyszłością, jesteś prawie jak członek drużyny tylko taki na okresie próbnym. Jak masz jakieś pytania to wal śmiało, nie wiem ile mogę ci powiedzieć, ale coś tam jestem w stanie zdradzić. A tak w ogóle to jak się nazywasz? -odezwała się po chwili, wciąż uśmiechnięta od ucha do ucha. Ruszyła z miejsca i podeszła do zakątka kryjówki, w którym trzymali zapasy jedzenia. Zanurzyła pysk w koszu uplecionym przez Teliasa i wyciągnęła kawał zasolonego mięsa.
- Chcesz trochę? Wódz w trakcie jednej ze swoich podróży odkrył, że żywność w soli dłużej pozostaje zdatna do spożycia. Odkrył to kiedy zamordował jakiegoś pustelnika mieszkającego na wielką wodą i zostawił go w jaskini pełnej soli. Cholernie ciężki do zdobycia materiał, ale wart swojej ceny - mruknęła nieco niewyraźnie przez trzymany w pysku udziec antylopy. Przypomniało jej to jak cała dziewiątka męczyła się nad przenoszeniem tych wszystkich pakunków Wodza, kiedy podróżowali między krainami. Na szczęście sporo można było uzupełnić na bieżąco.
"Nie należy martwić się tym jak wolno idzie wątek, należy cieszyć się tym jak ciekawie rozwija się fabuła"
Lista NPC
Lista NPC
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 13 gości