x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Zapisy
- Assurbani
- Posłaniec
- Posty: 118
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 03 paź 2017
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 70
- Zręczność: 50
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Re: Zapisy
Historia:
Pewnej wiosennej nocy, przyszedł na świat kolejny młody członek stada, któremu po dłuższej debacie nadano imię Assurbani. Młody lew dorastała wraz z jego rówieśnikami i starał się za bardzo nie wychylać zza niego, zawsze był gdzieś z tyłu, zdecydowanie bycie liderem, w tamtym czasie nie było jego chlebem powszednim. Typ tego lwa, można określić mianem poszukującego przygód, zdecydowanie wolał krzątać się z grupą, która miała takie same poglądy na życie, świat. Pomimo jego marginalizowania, zawsze wykazywał się w pomniejszych problemach swoją zaciętością i sprytem. Choć mimo tego, że nienawidził On pojedynków, musiał asymilować się, ponieważ dana grupa, z którą się zadawał, stawiała na siłę. Od małego wpajano mu do głowy, jako iż 'im więcej zdobędziesz doświadczenia w walce, tym lepiej w późniejszym czasie wykorzystasz to w prawdziwym życiu.'. W większości sytuacji, kiedy przychodziło mu się mierzyć z drugim osobnikiem, wygrywał. Uobecniała się tutaj jego dalekosiężność, która była gdzieś w jego genach głęboko zapisana. Pomimo tego, zdarzały się momenty, sprawiające, że zostawał zesłany na porażkę, w głównej mierze, było to przez to, że brakowało mu spostrzegawczości. Lwa bez żadnego problemu można było łatwo podejść z zaskoczenia, w wielu przypadkach właśnie tak kończyły się przegrane potyczki. Czas pokazał, że zwierzę nie za bardzo interesowało się rodziną, było to dla niego coś w rodzaju przeszkody do dalszego rozwijania się. Matka i ojciec troszczyli się o niego, kochali, z racji, że był to ich jedyny syn, chcieli dla niego jak najlepiej. Od samego początku, byli oni przeciwko jego koleżkom, nigdy nie zaakceptowali, aż do samego końca, że niedoszły nastolatek znalazł sobie takie towarzystwo. Metody, które oni stosowali byli zdecydowanie dla nich zbyt radykalne, chcieli, aby prawie młody dorosły wyrósł na kogoś, kto będzie czynił dobro. Właśnie tak się stało, czasy mijały, a młody dojrzewał wraz ze swoimi kompanami, aż do czasu, gdy osiągnął wiek odpowiadający pełnoletności lwów, wtedy nastał dzień, który już na zawsze zapamiętał, wraz ze szczegółami. Dzień sądu, w którym totalnie nieznajome dotychczas stado postanowiło uiścić atak na jego rodzimą czeredę. Bez jakiegokolwiek powiadomienia, zostali zaatakowani, wybijającym tym samym zdecydowanie większą część społeczeństwa w którym on sam począł dojrzewać. To był okropny widok, wszędzie truchła, krew, a najgorszym widokiem, była śmierć jego własnych rodziców. Assurbani widząc swoich martwych rodzicieli, w płaczu i lamencie postanowił pomścić to, co zostało mu odebrane. Od razu po wszystkim, nadażyła się do tego okazja. Dołączając do jednej z grup niedobitków, pod przewodnictwem pewnego dzielnego lwa, wyruszyli, by szukać bandytów, którzy zgotowali im takowy los. Nie trzeba było długo szukać, przecież wszędzie można było znaleźć krwawe ślady ich stóp, czy poszlaki pozostawione przez wziętych do niewoli. Totalnie nie bacząc na przeszłość młody w agonii wraz z innymi lwami, wystąpił do walki. Bitwa była zażarta, wszyscy walczyli jak mogli. Ostatecznie wygrała strona dobra, lecz kosztem żyć sprawiedliwych. Postanowił On po wszystkim podziękować liderowi za to, że poprowadził go ku zwycięstwu i mógł dzięki temu w jakiś sposób odbić się na tych, którzy wyryli mu taki los. Wyruszył on w świat przemierzając góry, doliny, nie spotykając zbyt wielu osób na swoim horyzoncie. Żył tak przez pewien okres czasu, aż dotarł On całkiem przypadkiem na Lwią Ziemię i tutaj cała historia się zaczyna...
będzie Gut
Pewnej wiosennej nocy, przyszedł na świat kolejny młody członek stada, któremu po dłuższej debacie nadano imię Assurbani. Młody lew dorastała wraz z jego rówieśnikami i starał się za bardzo nie wychylać zza niego, zawsze był gdzieś z tyłu, zdecydowanie bycie liderem, w tamtym czasie nie było jego chlebem powszednim. Typ tego lwa, można określić mianem poszukującego przygód, zdecydowanie wolał krzątać się z grupą, która miała takie same poglądy na życie, świat. Pomimo jego marginalizowania, zawsze wykazywał się w pomniejszych problemach swoją zaciętością i sprytem. Choć mimo tego, że nienawidził On pojedynków, musiał asymilować się, ponieważ dana grupa, z którą się zadawał, stawiała na siłę. Od małego wpajano mu do głowy, jako iż 'im więcej zdobędziesz doświadczenia w walce, tym lepiej w późniejszym czasie wykorzystasz to w prawdziwym życiu.'. W większości sytuacji, kiedy przychodziło mu się mierzyć z drugim osobnikiem, wygrywał. Uobecniała się tutaj jego dalekosiężność, która była gdzieś w jego genach głęboko zapisana. Pomimo tego, zdarzały się momenty, sprawiające, że zostawał zesłany na porażkę, w głównej mierze, było to przez to, że brakowało mu spostrzegawczości. Lwa bez żadnego problemu można było łatwo podejść z zaskoczenia, w wielu przypadkach właśnie tak kończyły się przegrane potyczki. Czas pokazał, że zwierzę nie za bardzo interesowało się rodziną, było to dla niego coś w rodzaju przeszkody do dalszego rozwijania się. Matka i ojciec troszczyli się o niego, kochali, z racji, że był to ich jedyny syn, chcieli dla niego jak najlepiej. Od samego początku, byli oni przeciwko jego koleżkom, nigdy nie zaakceptowali, aż do samego końca, że niedoszły nastolatek znalazł sobie takie towarzystwo. Metody, które oni stosowali byli zdecydowanie dla nich zbyt radykalne, chcieli, aby prawie młody dorosły wyrósł na kogoś, kto będzie czynił dobro. Właśnie tak się stało, czasy mijały, a młody dojrzewał wraz ze swoimi kompanami, aż do czasu, gdy osiągnął wiek odpowiadający pełnoletności lwów, wtedy nastał dzień, który już na zawsze zapamiętał, wraz ze szczegółami. Dzień sądu, w którym totalnie nieznajome dotychczas stado postanowiło uiścić atak na jego rodzimą czeredę. Bez jakiegokolwiek powiadomienia, zostali zaatakowani, wybijającym tym samym zdecydowanie większą część społeczeństwa w którym on sam począł dojrzewać. To był okropny widok, wszędzie truchła, krew, a najgorszym widokiem, była śmierć jego własnych rodziców. Assurbani widząc swoich martwych rodzicieli, w płaczu i lamencie postanowił pomścić to, co zostało mu odebrane. Od razu po wszystkim, nadażyła się do tego okazja. Dołączając do jednej z grup niedobitków, pod przewodnictwem pewnego dzielnego lwa, wyruszyli, by szukać bandytów, którzy zgotowali im takowy los. Nie trzeba było długo szukać, przecież wszędzie można było znaleźć krwawe ślady ich stóp, czy poszlaki pozostawione przez wziętych do niewoli. Totalnie nie bacząc na przeszłość młody w agonii wraz z innymi lwami, wystąpił do walki. Bitwa była zażarta, wszyscy walczyli jak mogli. Ostatecznie wygrała strona dobra, lecz kosztem żyć sprawiedliwych. Postanowił On po wszystkim podziękować liderowi za to, że poprowadził go ku zwycięstwu i mógł dzięki temu w jakiś sposób odbić się na tych, którzy wyryli mu taki los. Wyruszył on w świat przemierzając góry, doliny, nie spotykając zbyt wielu osób na swoim horyzoncie. Żył tak przez pewien okres czasu, aż dotarł On całkiem przypadkiem na Lwią Ziemię i tutaj cała historia się zaczyna...
będzie Gut
- Kamui
- Posty: 9
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 31 maja 2013
- Waleczność: 30
- Zręczność: 65
- Percepcja: 55
- Kontakt:
Zawsze była wyrzutkiem. Miała to nieszczęście urodzić się w rodzinie, która nade wszystko ceniła siłę, dobrą walkę, więzy krwi, honor i dumę. Właściwie jej los został przesądzony już w chwili narodzin: niewielka postura, jasne, popielato-srebrne futerko i patykowate łapki - co tu dużo mówić, obok piątki silnych, ciemno-płowych braci i sióstr wypadała po prostu żałośnie.
Kamui miała za to silne, zdrowe płuca i głośnym miauczeniem nadrabiała swoje niedostatki podczas karmienia, dzięki czemu przeżyła pierwsze tygodnie.
Z biegiem czasu, nader głośny koci płacz przekształcił się w potok słów, złożony wówczas głównie z złośliwych uwag i uszczypliwych replik.
To stanowiło jej linię obrony - Dla rodziny była nikim, ale dzięki ciętemu językowi przynajmniej ktoś zwracał na nią uwagę.
Niestety wyszczekana mowa nie pomagała jej na Placu Krwi, na którym odbywały się walki. Ilekroć nadchodził jej czas, tylekroć po starciu z którąś z sióstr jej życie wisiało na włosku.
Z polowaniem za to radziła sobie całkiem nieźle, co chwiejnie uplasowało ją w hierarchii stada - na najniższym szczeblu, ale lepsze to, niż wygnanie. Wiedziała jednak, że ta umiarkowanie piękna bajka w końcu się skończy. Nieubłaganie zbliżał się dzień piątych urodzin, gdy jej dalszy los miał się rozstrzygnąć - w walce, która decydowała o tym, czy przeżyje i będzie mogła posiadać potomstwo... Czy też nie.
Jako przeciwnika wyznaczono jej Nauru - najstarszą siostrę z miotu. Gdy lwice znalazły się na Placu, kurz wzbity podczas wstępnej ceremonii opadł, a Kamui stanęła naprzeciw potężnej rywalki, dotarło do niej, że ma dwa wyjścia - spróbować walczyć po raz setny i pogodzić się z tym, co ma się wydarzyć, lub... Nie dać się zabić.
Nauru zaatakowała jako pierwsza, jednak wyciągnięte pazury, zamiast zatopić się w skórze siostry, trafiły w pustkę. Kamui odskoczyła błyskawicznie i natychmiast rzuciła się na przeciwniczkę, celując w odsłonięte gardło. Być może dlatego, że miała tylko jedną szansę, a może po prostu zaważyła trenowana przez lata umiejętność zadawania szybkich, śmiertelnych ran... Lub też zwyczajny fart...
Wokół placu zapadła nagle cisza, przerywana jedynie gardłowym powarkiwaniem zataczającej się i słaniającej na łapach Nauru.
Kamui przez chwilę stała zdezorientowana na sztywnych łapach, z krwią ściekającą po brodzie. Przez krótki moment zajaśniała jej w głowie myśl, że teraz wszystko się zmieni... Lecz nagle w niebo wzbił się przeciągły, skowyczący ryk, który słyszała parokrotnie w ciągu swojego życia, a który mógł oznaczać tylko jedno. Sprzeczność z honorem. Działanie przeciw sile rodziny. Zła walka. Zła śmierć. Ten ryk miał pamiętać do końca życia każdy wygnaniec.
Ostatecznie stroniąca od samotności lwica stała się outsiderem, bez należności i rodziny.
Do dziś stroni od walki. Dobrze czuje się polując i będąc w ruchu. Pozostał w niej niepokorny duch i nie jest to lwica, której łatwo dogryźć, czy wejść na głowę. Potrafi pokazać pazurki. Energiczna i bezpośrednia, umie walczyć o siebie, a jej pierwsza zasada mówi - nie daj się skrzywdzić.
Akcept
Kamui miała za to silne, zdrowe płuca i głośnym miauczeniem nadrabiała swoje niedostatki podczas karmienia, dzięki czemu przeżyła pierwsze tygodnie.
Z biegiem czasu, nader głośny koci płacz przekształcił się w potok słów, złożony wówczas głównie z złośliwych uwag i uszczypliwych replik.
To stanowiło jej linię obrony - Dla rodziny była nikim, ale dzięki ciętemu językowi przynajmniej ktoś zwracał na nią uwagę.
Niestety wyszczekana mowa nie pomagała jej na Placu Krwi, na którym odbywały się walki. Ilekroć nadchodził jej czas, tylekroć po starciu z którąś z sióstr jej życie wisiało na włosku.
Z polowaniem za to radziła sobie całkiem nieźle, co chwiejnie uplasowało ją w hierarchii stada - na najniższym szczeblu, ale lepsze to, niż wygnanie. Wiedziała jednak, że ta umiarkowanie piękna bajka w końcu się skończy. Nieubłaganie zbliżał się dzień piątych urodzin, gdy jej dalszy los miał się rozstrzygnąć - w walce, która decydowała o tym, czy przeżyje i będzie mogła posiadać potomstwo... Czy też nie.
Jako przeciwnika wyznaczono jej Nauru - najstarszą siostrę z miotu. Gdy lwice znalazły się na Placu, kurz wzbity podczas wstępnej ceremonii opadł, a Kamui stanęła naprzeciw potężnej rywalki, dotarło do niej, że ma dwa wyjścia - spróbować walczyć po raz setny i pogodzić się z tym, co ma się wydarzyć, lub... Nie dać się zabić.
Nauru zaatakowała jako pierwsza, jednak wyciągnięte pazury, zamiast zatopić się w skórze siostry, trafiły w pustkę. Kamui odskoczyła błyskawicznie i natychmiast rzuciła się na przeciwniczkę, celując w odsłonięte gardło. Być może dlatego, że miała tylko jedną szansę, a może po prostu zaważyła trenowana przez lata umiejętność zadawania szybkich, śmiertelnych ran... Lub też zwyczajny fart...
Wokół placu zapadła nagle cisza, przerywana jedynie gardłowym powarkiwaniem zataczającej się i słaniającej na łapach Nauru.
Kamui przez chwilę stała zdezorientowana na sztywnych łapach, z krwią ściekającą po brodzie. Przez krótki moment zajaśniała jej w głowie myśl, że teraz wszystko się zmieni... Lecz nagle w niebo wzbił się przeciągły, skowyczący ryk, który słyszała parokrotnie w ciągu swojego życia, a który mógł oznaczać tylko jedno. Sprzeczność z honorem. Działanie przeciw sile rodziny. Zła walka. Zła śmierć. Ten ryk miał pamiętać do końca życia każdy wygnaniec.
Ostatecznie stroniąca od samotności lwica stała się outsiderem, bez należności i rodziny.
Do dziś stroni od walki. Dobrze czuje się polując i będąc w ruchu. Pozostał w niej niepokorny duch i nie jest to lwica, której łatwo dogryźć, czy wejść na głowę. Potrafi pokazać pazurki. Energiczna i bezpośrednia, umie walczyć o siebie, a jej pierwsza zasada mówi - nie daj się skrzywdzić.
Akcept
- Lapis
- Posty: 291
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 kwie 2017
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 55
- Zręczność: 65
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Lapis jest dorosłym lwem. Bardzo przystojnym, ale przypomina lwa z ZZ. Ma długą czarną grzywę, jest umięśniony i kiedyś miał rodzinę, ale bóg wie co się z nimi stało. Ma ciemnobrązowe futro, lekką brodę, i bufiaste policzki. Ma cętki.
- Ashachi
- Posty: 28
- Gatunek: Karakal
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 15 lut 2015
- Waleczność: 25
- Zręczność: 45
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Smutne jest to, że nie pamięta swojej przeszłości. Nie ma żadnych wspomnień z dzieciństwa, nie zna swojej rodziny. Pamięta tylko tyle, że obudziła się na pustyni przy Oazie, całkiem sama. Prawdopodobnie straciła pamięć z nieznanych jej przyczyn. Miała wtedy z trzy lata i od tamtej pory wędruje sama obmyślając jakiś plan.
~~~
Tak naprawdę nikt do końca nie potrafi określić jej charakteru. Wiadomo, że jest nieprzewidywalna i niepoukładana. Nie ma w zwyczaju się poddawać. Uwielbia podejmować wyzwania i wygląda na taką, która niczego się nie boi. Jednak to jest jej wadą, przez to często wpada w kłopoty.
Akcept
~~~
Tak naprawdę nikt do końca nie potrafi określić jej charakteru. Wiadomo, że jest nieprzewidywalna i niepoukładana. Nie ma w zwyczaju się poddawać. Uwielbia podejmować wyzwania i wygląda na taką, która niczego się nie boi. Jednak to jest jej wadą, przez to często wpada w kłopoty.
Akcept
Minxies
Ashachi jest nieco przerośniętym karakalem o ciemnoszarym futrze. Na łapach posiada czarne, tygrysie znaczenia. Jej prawe oko mieni się szkarłatem, a lewe, przecięte blizną, wyblakłym błękitem. Ma charakterystyczne dwa, wystające kły z pyska. W całości prezentuje się imponująco, wygląda na dumną kocicę.
Ashachi jest nieco przerośniętym karakalem o ciemnoszarym futrze. Na łapach posiada czarne, tygrysie znaczenia. Jej prawe oko mieni się szkarłatem, a lewe, przecięte blizną, wyblakłym błękitem. Ma charakterystyczne dwa, wystające kły z pyska. W całości prezentuje się imponująco, wygląda na dumną kocicę.
- Arjana
- Posty: 64
- Gatunek: lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 29 maja 2014
- Waleczność: 50
- Zręczność: 70
- Percepcja: 30
- Kontakt:
♦ Imie: Arjana
♦ Gatunek: Lew
♦ Wiek: Dorosła
♦ Słabe Strony:
Niezbyt silna
Ciekawska
Uparta
Potrafi być wybuchowa
Wygadana
♦ Mocne Strony:
Wysoki próg bólu
Zwinna
Czujna
Wesoła
Dobra w polowaniach
♦ Aparycja:
Typowa budowa. Jest smukła. Jej futro ma odcień między czekoladowy brązem a wiśniowym, oczy są zaś czerwone.
♦ Charakter:
Wesoła ale potrafi być wybuchowa. Lubi nabywać nowa wiedzę. Jest dobra łowczynią i uważa to za jej atut. Nie wyjawia swoich planów innych, woli trzymać je głęboko ukryte i iść do celu nawet po trupach. Nie jest sentymentalna jeśli może coś uzyskać. Śmierć jednego czy kilku istnień jest niczym jeśli to ma sprawić, że dojdzie do celu. Nie lubi słabości u innych. Samiec, z którym miałby się związać musiałby być silnym lwem z mocna łapą. Nie przepada za tymi, którzy są za miękcy. Jej ciało to jej królestwo i dysponuje nim tak aby również coś zyskać. Lubi ostrzejsze zabawy.
♦ Historia:
Przybyła tutaj z innej krainy wiedziona opowieściami i chęcią poznania spadkobierców słynnych króli tych ziem. Spotkała tutaj kilka samców z którymi spędziła miło czas. Dowiadywała się o sytuacji w jakich znajdowały się stada oraz o tym co w trawie piszczy. będzie gut
♦ Gatunek: Lew
♦ Wiek: Dorosła
♦ Słabe Strony:
Niezbyt silna
Ciekawska
Uparta
Potrafi być wybuchowa
Wygadana
♦ Mocne Strony:
Wysoki próg bólu
Zwinna
Czujna
Wesoła
Dobra w polowaniach
♦ Aparycja:
Typowa budowa. Jest smukła. Jej futro ma odcień między czekoladowy brązem a wiśniowym, oczy są zaś czerwone.
♦ Charakter:
Wesoła ale potrafi być wybuchowa. Lubi nabywać nowa wiedzę. Jest dobra łowczynią i uważa to za jej atut. Nie wyjawia swoich planów innych, woli trzymać je głęboko ukryte i iść do celu nawet po trupach. Nie jest sentymentalna jeśli może coś uzyskać. Śmierć jednego czy kilku istnień jest niczym jeśli to ma sprawić, że dojdzie do celu. Nie lubi słabości u innych. Samiec, z którym miałby się związać musiałby być silnym lwem z mocna łapą. Nie przepada za tymi, którzy są za miękcy. Jej ciało to jej królestwo i dysponuje nim tak aby również coś zyskać. Lubi ostrzejsze zabawy.
♦ Historia:
Przybyła tutaj z innej krainy wiedziona opowieściami i chęcią poznania spadkobierców słynnych króli tych ziem. Spotkała tutaj kilka samców z którymi spędziła miło czas. Dowiadywała się o sytuacji w jakich znajdowały się stada oraz o tym co w trawie piszczy. będzie gut
- Furaha
- Posty: 164
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 14 cze 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 30
- Zręczność: 50
- Percepcja: 72
- Kontakt:
Imię: Furaha
Wygląd:
Samiec o pomarańczowej sierści z jasnymi beżowo- żółtymi elementami na pysku, łapach i brzuchu. Ja czarne uszy i białą nie pełną grzywę. Na jego łapach znajdują się brązowe cętki. Na jednym oku- lewym- ma niebieską plamę.
Na pysku ma namalowane pasy oraz dwa piórka przywiązane do jego grzywy za uchem.
Furaha urodził się na innych terenach ale podobnych to istniejących tutaj. Nie pamięta już swojej matki, a ojca nigdy nie poznał. Jego matka przygarnęła starsze lwiątko i w trójkę stanowili rodzinę. Ich stado nie było duże a przewodziła nim lwica o imieniu Vasanti Vei.
Furaha zawsze był wesoły może temu dostał takie imię? Miał marzenie aby spotkać ojca i przyprowadzić go do mamy. Nikt w stadzie nie miał białej grzywy, więc szukał poza swoimi. Jego osobowości zaczęła się kształtować, samczyk nie znał strachu ani prawidłowego życia w stadzie. Po zaginięciu jego matki i brata młody samczyk obwiniał siebie za taki stan rzeczy. Został przygarnięty przez królową i widział dzieci królewskie jak były małymi szkrabami. Traktował ich jak rodzinę ale szczególna wieź nawiązał z lwiczką- Sigrun. Była niemową ale za to Furaha zawsze mocno rozgadany sam dopowiadał sobie co trzeba. Oboje jakoś się dogadywali. Biało grzywy często z kimś rozmawiał, śmiał się. Dla innych wyglądało to dziwnie i traktowali go nie raz z tego powodu z politowaniem. Samczyk traktował Imira jak kogoś żyjącego, nie zdając sobie sprawy, że ta istota nie należy do świata żywych. Nie zrażało go to jak inni na niego spoglądali. Zawsze uśmiechnięty. Poszukiwał matkę i coraz mniej czasu spędzał na ziemiach stada. W końcu pewnego dnia odszedł wiedziony słowami swego duchowego przewodnika.
Odszedł z lwiej krainy i niesiony głosem swego towarzysza trafił w całkiem inne miejsce. Nie wiedział gdzie jest ale też jakoś szczególnie nie interesowało go to. Tam spotkał lampardzice, która zainteresowała się nim i jego towarzyszem. Furaha jakoś nie zorientował się zbytnio, że ona widzi Imira. Jakoś nigdy nie zwracam uwagi na widzialność towarzysza. Ayo- bo tak zwała się lampardzica- postanowiła zabrać młodego lwa ze sobą. Białogrzywy jako, że zawsze był łatwowierny poszedł za nią bez zbędnych pytań. Zabrała go do potężnej dżungli. W trakcie drogi wypytywała młodzika o jego przeszłość o Imira, kiedy go zaczął widzieć i inne rzeczy, o których Furaha mówił otwarcie. Ayo przedstawiła lwiaka przed radą szamanów. Młodzik uważnie przyjrzał się każdemu z nich. Ich członkami byli już całkiem wiekowi szamani. Zadawali różne pytanie Furaszy, jeden z nich nawet podszedł do białogrzywego aby mu się przyjrzeć. Mieli wątpliwości ze względu ns wiek. Uważali, że jest już za duży aby przejść pełne szkolenie. Według nich najpóźniej w wieku jednego roku można zacząć szkolenie duchowe. Dali jednak przyzwolenie zaznaczając, że całość nauk i odpowiedzialności za zdane później próby spadną na nią.
Tak zaczęło się szkolenie, które dla młodego lwa było drogowskazem.
Szkolenie nie zaczęło się tak fascynująco jakby mogło. Furaha był żywym dzieciakiem i nie lubił siedzieć w jednym miejscu. Nie miał ten wpojonego respektu do starszych. Pierwsze lepieje opierały się na sprawdzeniu tego co pomarańczowy wie. Po tym zaczęła się cięzka praca.
Ayo zaczęła od wytłumaczeniu Furaszy, że w trakcie szukania ziół ale nie tylko ich musi skupić się na wielu zmysłach. Musi zrozumieć gdzie rośnie dana roślina, dlaczego preferuje taka ziemie, taka pogodę tyle i tyle cienia i inne rzeczy, które były dla niego.. nudne. Musiał pojąć jak zrywać zioła, nauczyć się rozpoznawać nie tylko po wyglądzie ale także po zapachu. Każda roślina pachnie inaczej, jeśli ma kwiaty to także inaczej, po przekwitnięciu i tak dalej. Tłumaczyła lwu, że zioło szybciej poczuje niż zobaczy. Roślina może być ukryta za krzewem,kamieniem czy inną przeszkodą. Przez co wzrok jej nie dostrzeże ale węch... Nawet będąc ukrytym da się roślinę wyczuć. Lew nie rozumiem czemu jako szaman ma uczyć się nudnych roślin, przecież to głupie? Białogrzywy zrywał się z lekcji albo spóźniał. Przez to nie jednokrotnie dostała różnorakie kary. Rada obserwowała jego postępy. Furaha mieszkał z nimi, traktował Ayo jak matkę i nauczył się chodzić po drzewach. Przez to był bardziej zwinny niż silny. Czas mijał a młody lew zaczynał poważniej podchodzić do nauk. Nie łatwo było mu nauczyć się ziół ale musiał jeśli chciał zacząć zagłębiać duchową wiedzę.
Wraz z Ayo i Imirem nie jednokrotnie siedział na szczycie ruin. Spoglądali w niebo i rozmawiali. Zawsze między wierszami Ayo sprawdzała ile zapamiętał z lekcji. Nadal jednak głupoty chodziły mu po głowie. Był takim lekkoduchem. Zawsze uśmiechnięty. Członkowie rady przywykli do psikusów jakie robił im młodzik. Dodał życia do tego ciche i spokojnego miejsca. Furaha lubił słuchać opowieści Ayo i innych szamanów. Były to opowieści o Ognistym wielkim Lwie, który za dnia ogrzewa nas i rozjaśnia drogę i o Srebrnej Lwicy, która wieczorem otula swoje dzieci do snu i wskazuje właściwą drogę. Tych opowieści było wiele. Furaha zaczynał pojmować, że to właśnie ta wielka para jest jego prawdziwymi rodzicami. Wsłuchiwał się w muzykę nocy i spoglądał w niebo. Nie pamiętał nauk o wielkich władcach. Jego świat był tutaj, z szamanami z rodziną.
W końcu nastał czas na pierwsza próbę. Było podzielony na dwa etapy. Furaha musiał odnaleźć kilak ziół. Nie były to zwykłe ale każdy z rady wybrał jedno. Młody lew miał odnaleźć je nim Słoneczny Lew zaśnie i Srebrna Lwica wyjrzy za drzew. Furaha stał przed radą i lekko skinął łbem. Ruszył aby wykonać zadanie i przejść próbę. Miał ja wykonać sam ale Imir zawsze jest z nim. Nie prosił go o pomoc. Lew chciał udowodnić innym, że da radę. Jako pierwsza z roślin postanowił odszukać żywokost. Udał się nad pobliska rzekę. Wiedział jak wygląda roślina. Było tutaj jednak wiele krzewów. Trudno było dostrzec cokolwiek. Widział wiele roślin ale nie tą, która potrzebował. Przeszukiwał brzegi i zaczynał się denerwować. Nie chciał zawieść swojej mentorki. Przymknął powieki i wsłuchał się w szum wiatru i odgłosy rzeki. Musiałem skupić się. Przypomnieć sobie nauki. Nie szedłem na drogę duchową ale Ayo między lekcjami o ziołach opowiadała o tej strefie duchowej. Mówiła, że czasem wystarczy zamknąć oczy i wsłuchać się w szepty. Trawa, drzewa, woda, wszystko to ma w sobie cząstkę życia, którą ofiarowała im wielka para. Mimo starań jedyne co słyszał to szepty, których nie rozumiał. W końcu jednak poczuł coś. Tak ten zapach. To było to. Otworzył lekko powieki i ruszył za zapachem. Znalazł, marna roślinę ale nikt nie mówił w jakim ma być stanie. Ostrożnie zerwał ją i włożył do nie dużego woreczka, który dostał na to zadanie. Za kolejny cel obrał sobie rącznik. W tym miejscu nie znajdzie go. Spojrzał na niebo aby zorientować się w porze. Chciał wiedzieć ile ma na to wszystko jeszcze czasu. Ruszył biegiem i skoczył na jedno z powalonych drzew aby móc przemieszczać się bardziej jak lampart niż lew. Jego budowa zresztą nie była typowo lwia. Przez wychowanie się z Ayo wypracował sobie trochę inne mięśnie niż lwy i nie był tak ciężki jak one. Zaczął rozglądać się za tymi śmiesznymi roślinami. Podszedł ostrożnie do rośliny. Zawsze bawiło go to jak wyglądały kwiaty. Zebrał ostrożnie co trzeba i ruszył po ostatnią z roślin. Był nią imbir. Najtrudniejsza z tych wszystkich. Tutaj jej nie znajdzie tak prosto. Furaha ruszył na wolna przestrzeń, na sawannę. Wahał się. Od dawana przebywał głownie na terenie pokrytym drzewami. Musiał jednak ruszyć, chciał przejść na kolejny etap zdobywania wiedzy. Kładł łapy spokojnie, tak aby nie wdepnąć w nic. Znał zapach korzenia imbiru ale kwiaty to co innego. W tej trawie nie było to takie proste. Tyle traw i innych takich. Furaha poświęcił na znalezienie tego duża większość czasu. Zaczął lekko wpadać w panikę. Czas zaczynał mu się kończyć. Starał się jednak nie tracić spokoju, panika to ostatnie co było mu potrzebne. Wziął głębszy wdech i wydech. Zaczął mocniej powietrze wciągać do nozdrzy. Chciał wyczuć chociaż delikatną woń kwiatów albo liści imbiru. Przymknął powieki i szedł bardzo powoli. Chciał bodźce wzrokowe odciąć aby nie zakłócały skupienia. W końcu poczuł. Było to bardzo subtelne ale lepsze to niż nic. Otworzył powieki i ruszył w to miejsce. Szedł tam aż w końcu dostrzegł ów roślinę. Zaczął kopać aby dobrać się do korzenia. W końcu wyrwał tyle ile trzeba i schował do woreczka. Musiał się śpieszyć. Czas mu się kończył. Kiedy dotarł Srebrna Lwica już od jakiegoś czasu górował nad drzewami. Furaha wiedział, że nie zdążył. Samiec wbiegł na plac, na którym rada nadal czekała. Nikt nic nie mówił. Furaha spojrzał na mentorkę tylko przez ułamek sekundy. Wiedział, że oblał. Stanął przed radę i zdjął woreczek. Wysypał z niego rośliny. Woreczek położył obok. Zrobił trzy kroki do tyłu i usiadł. Czekał na werdykt. Nikt z rady nic nie mówił. Byli niewzruszeni jak głaz. Lew nie wiedział co powinien zrobić. Siedział tak przed niemi. Dopiero kiedy nastał kolejny dzień a promienie Ognistego Lwa okalało sutro białogrzywego, tamci wstali. Furaha całą noc siedział, nie zmrużył ani na moment oczu. Rada spojrzała na zbiory. Nim wydali weredyk, odeszli i rozmówili się ze sobą. Zadecydowali, że Furaha zaliczył. Nie zdążył ale przyniósł wszystko. Nie prosił nikogo o pomoc nawet Imira, co ułatwiłoby mu poszukiwania. Do tego oddał szacunek radzie i potrafił z cierpliwością bez słowa wyczekać w jednym miejscu cała noc. Było to zaskoczenie, lew zawsze był pełny energii i nie potrafił usiedzieć tak długo. Furaha nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Cieszył się i to strasznie. Jak przystało na niego podbiegł w lekkich podskokach do rady i otarł łeb o każdego członka. Kazano mu się uspokoić pod groźba cofnięcia zaliczenia. Młodzieniec usiadł i wypiął z duma pierś. Jeden z rady, małpa, przyniósł bordowy barwnik i naznaczył lwa jedną gruba linia na głowie jako symbol zaliczenia i wejścia na kolejny próg wtajemniczenia.
Od tego momentu Lew zaczął pobierać nauki na drodze duchowej. Była powiązana z ziołami. Nie skupiało się ono tylko na obcowaniu z duchami ale także na tworzeniu różnych mikstur i mieszankę. Musiał nauczyć się jak łączyć zioła, jak je ścierać, czym to robić i jak tworzyć lekarstwa na trucizny. To były te przyziemne aspekty. Kiedy zdołała je opanować Ayo zaczęła nauczać go rozmowy z duchami. Jak wejśc w wyższy stan skupienia i komunikować się z nimi. Jak wezwać przodków. Tłumaczyła jednocześnie o zachowaniu szacunku dla zmarłych i nie wzywania bez powodu. Same duchy mogą nie chcieć odpowiedzieć na wezwanie i trzeba to uszanować. Ci mogą się manifestować poprzez wiatr i mówić przez niego. Przez to, że Furaha obcował od małego z duchami nauki przychodziły mu łatwo. Miał otwarty umysł. Imir pomagał mu w zrozumieniu pewnych aspektów. W końcu nastał czas na kolejną próbę. Po jej przejściu miał otrzymać oficjalnie tytuł szamana.
Furaha wstawił się przed radą. Był gotowy na wyzwanie jakie mu dadzą. Nie był już tym szczylem co wcześniej był o wiele starszy. Jego nauki trawy kilka lat. Ayo jednak stwierdziła, że już jest gotowy. Członkowie rady zaprowadzili młodego lwa do Jaskini Przodków. Zatrzymali się w jej głębi. powietrze było tutaj ciężkie. Jaskinia wewnątrz oświetlona była przez kryształy. Rada wytłumaczyła mu, że probie poddadzą go przodkowie. Będzie musiał zmierzyć się z tym na co oni go wystawią. Zostawili lwa samego. Furaha wyciągnął ze swego woreczka kilka ziół. Roztarł je dokładnie na kamieniu. Ich woń unosiła się w powietrzu. Białogrzywemu lekko zakręciło się w głowie. Potrząsnął nią. Nakreślił na ziemi jakieś znaki. Usiadł na środku i zaczął wzywać duchy tego miejsca. Te jednak nie chciały odpowiadać na wezwanie. Lew jednak nie ustawał w swojej czynności. W końcu przed młodym lwem pojawiła się postać. Furaha uniósł lekko łeb. Stanął przed nim potężny lew. Białogrzywy w pierwszym momencie cofnął się o kilka kroków. Szybko jednak się opamiętał. Skłonił się duchowi. Nie bał się istoty, raczej zaskoczyło go to jak blisko i jak nagle się pojawi. Ze spokojem spojrzał i przyznał po co tutaj jest. Zadanie jakie otrzymał trochę zaskoczyło Furahę. Dostał zadanie aby uwolnić ducha gepardzicy, która wiele księżyców temu została zamordowana przez lwa, który obiecał, że pozwoli im opuścić swe ziemie. Wskazał lokalizacje. Nie zdradził czy chodzi o ducha, który jest przykuty do miejsca czy do przedmiotu czy to wolny duch czy co. Furaha nie zdołał zapytać. Po otrzymaniu zadania Przodek znikł. Lew wyszedł z jaskini i nic nie mówić ruszył w wskazane miejsce. Dokładnie je przeszukał i wybadał. Chciał wiedzieć co się tutaj stało. Dostrzegł jakieś kości. Nie były duże, nie mogły należeć ani do lamparta ani lwa. Czyżby były to tej gepardzicy? Położył na nich łapę i przymknął oczy. Chciał się upewnić w swoich przypuszczeniach. Panował cisza. Wiatr lekko powiewał i rozwiewał mu grzywę. Słyszał szepty. Zadał pytanie czy to ona. Otrzymał twierdząca odpowiedź. Nie pojawiał się jednak w dzień. Furaha otworzył oczy. Skoro ona nadal tutaj jest coś musi ją trzymać. Miejsce ale przedmiot? Tylko jaki? Najpierw postanowił odprawić ducha w nocy. Sprawdzić czy przykuty jest do miejsca. Przygotował zioła i siedział. Kiedy zapadł zmrok a Srebrna Lwica otulała lwa swym laskiem usłyszał coś. Zastrzygł lekko uchem. Rozejrzał się dookoła. Z ciemności zauważył dwoje mieniących się oczu. Zjawa ukazał się po chwili. Gepardzica była w bojowej pozycji. Furaha skłonił się jej. Zapytał czy ona wie dlaczego on tu jest i czemu tu jest. Duch jednak nie zdawał sobie sprawy, że nie żyje. Zachowywał się tak jakby to Furaha był jej morderca. Lew zastrzygł lekko uchem. Obserwował jak duch okrąża go i obserwuje. Starał się nie wykonywać żadnych zbędnych ruchów. W głowie rozmyślał jak te sytuacje zamknąć i uwolnić jej ducha. Próbował skomunikować się się z zamordowaną. Nie było to proste. Ta nie była zbyt rozmowna. Furaha próbował przyjrzeć się czy nie ma na sobie czegoś co by ja tutaj trzymało, jakiegoś przedmiotu. Jednak tak nie wyglądało. Białogrzywy zrobił krok i pożałował tego. Ducha zaatakował przyszłego szamana. Nie był w stanie zrobić mu fizycznej krzywdy. Zetknięcie się jednak z niefizyczną postać było bardzo nieprzyjemne. Przez jego ciało przeszło takie zimno jakiego nigdy nie odczuł. Czuł jakby jego dusza była kłuta milionem lodowych igiełek. Starał się przemówić do ducha ale ten zachowywał się jakby walczył o swoje życie. Lew musiał uciec. Oddalił się od miejsca jak tylko szybko umiał. W trakcie ucieczki czuł za każdym razem ten chłód ale i ból samej istoty. Postanowił rano popytać się tutejszych zwierząt na temat tego upiora. Przekonał się, że był przy kotwiczony do tego miejsca. Jednak nim on zdoła jej pomóc musi wiedzieć więcej. Trudno było się dowiedzieć o tym kim była gepardzica. Dopiero dopytując starą słonice, Furaha otrzymał jakieś informacje. Zginęła dawno temu zamordowana przez własnego partnera, tyrana. Lwa, który władał tymi terenami. Ona chciał uciec chciała być wolna. Ten jednak nie miał zamiaru jej to umożliwić. Zabił jej młode, a następnie ją. Jednak nie szybko. Ponoć pastwił się nad nią, gwałcił, bił kilka dni. Ostatecznie kazał związać jej łapy i pysk i zostawić tak aby umarła. Dla Furahy były to ważne informacje ale i zarazem straszne. Trudno było mu sobie coś takiego wyobrazić. Podziękował za informacje i wrócił na miejsce. Pozbierał kości w jedno miejsce. Starał się odnaleźć wszystkie, które nie zostały pożarte. Zaraz potem ułożył je na małym stosiku. Wykopał w twardej ziemi dół. Nie było to proste ale jakoś dał rade. Złożył w dole szczątki gepardzicy i dołożył do nich kilka ziół. Zakopał wszystko i czekał na wieczór. Kiedy ujrzał ponownie zjawę odezwał się nim ta wyłoniła się z mroku. Roztarł kilka ziół aby ich zapach unosił się w powietrzu. Skłonił się okazując tym samym szacunek duchowi. Ten jednak mimo to zaatakował Furahę. Lew nie miał zamiaru się poddać. Zaczął mówić słowa i kreślić znaki. Przekazał duchowi, że jest wolny i ma odejść w końcu z tego świata. Był w swych słowach stanowczy i nieugięty. Chciał dotrzeć do zjawy. Ta w końcu jakby się uspokoiła. Wtedy Furaha wyjawił, że wie co się stało i zapewnił, że została pochowana z szacunkiem, a jej tyran już dawno nie żyje i nie ma powodu tutaj tkwić. Powinna odejść i dołączyć do swych dzieci, które na nią czekają już za długo. Zjawa spoglądała swymi mieniącymi się oczyma i znikła. Furaha poczuła taki dziwny chłód, a zaraz po nim spokój jaki go ogarnia. Był pewny, że odeszła. Wolał się jednak upewnić i poczekał do kolejnej nocy. Było spokojnie. Wrócił do jaskini przodków. Był zmęczony i trochę już głodny ale odsuwał to wszystko na bok. Zrobił co wcześniej i kiedy pojawił się potężny lew u jego boku siedziała gepardzica. Był ciekawy czy się znali za życia? Czy to ten tyran? Czy żałował tego co zrobił? Nie pytał jednak o to. Mógł się jedynie domyślać. Oboje jednak zdawali się na pogodzonych. Rozpłynęli się we mgle. Furaha czuł się mimo wszystko jakby pełny i dorosły? Dziwne było to dla niego. Wyszedł z jaskini.
Na zewnątrz czekała już rada. Lew usiadł z nimi. Nie z dumą, a pokorą. To co doznał było niby niczym ale dla młodego lwa stało się głębokim doznaniem. Otrzymał ostatnie znaczenia an pysku jako dowód, że jest jednym z nich, jest szamanem. Zdał próbę. Umie komunikować się z duchami i stara się je zrozumieć. Każdy szaman był inny.
Ayo po ostatniej próbie zabrała Furahę ze sobą na kolacje. W nocy siedzieli na drzewie i patrzyli an niebo. Białogrzywy nie mógł nie zapytać. Spojrzał na mentorkę. Zapytał czy wie kim mógł być ten lew, którego widział. Ayo wytłumaczyła mu, że każdy otrzymuje inne zadanie od innego ducha. Jedni widzą rodziców inni przodków a jeszcze inni duchy, które potrzebują pomocy, wybaczenia. Mieszkała jednak w okolicy długo i postanowiła, że coś słyszała. Zapytał się o lwa i gepardzice i to co słyszał o nich. Po tym co opowiedział Furaha, Ayo spojrzała na niebo. Wytłumaczyła mu, że wszystko co się wydarzyło to skutki intryg, zawiści innych. Władca po tym jak potraktował ukochaną dowiedział się, że wszystko o co oskarżył gepardzice to było kłamstwo wymierzone w ich obu. Nie potrafił sobie wybaczyć tego co zrobił. Nie miał odwagi pójść i przeprosić ukochaną. Zrozpaczony otruł się pewnej nocy jedna z trujących roślin. Duchy mówiły, że póki ona nie zrozumie i nie odejdzie i on nie zazna spokoju po śmierci. Rożnicą było, że ona była upiorem, straszyła i pragnęła krzywdy, a on był pokutnikiem. Nie chciał odejść póki ona nie zazna spokoju. Nikt do tej pory nie chciał mu pomóc, tutaj każdy zna to z opowiadań czy innych słownych historii. Wybrał go bo był spoza tej krainy. Furaha uznał, że to smutna historia ale cieszył się, że mógł pomoc. Nie wnikał już co to były za spiski i co niby mogła zrobić gepardzica by zostać aż tak surowo ukarana.
Samiec zasnął wtulony w mentorkę, która polizał po głowie i zasnęła obok. W spokoju minęły kolejne dnie. W końcu jednak Rada wraz z Ayo wezwali Furahę. Był z innych krain, pożegnali go. Ten nie wiedział czemu on i Imir należeli do tego miejsca. Ayo wystąpiła i powiedziała mu, że on nie jest stąd. Powinien ruszyć w drogę, jest jak wiatr, wolnym duchem, który nie lubi skrepowania. Więcej go nie nauczą, musi sam poszerzać wiedze. Furaha nie chciał ale w końcu przekonali go do tego, w końcu czuł się trochę jak wiatr, który go niósł. Na pamiątkę aby nie zapomniał skąd jest dali mu dwa piórka i przyczepili mocno. Pochodził z dalekich krain ale tutaj są ci, którzy będą zawsze mieć go w sercu i am gdzie wrócić. Ostatnie słowa jakie powiedziała mu mentorka były dla niego ważne. Pożegnał wszystkich z wielka czułością niczym młody on. Ruszył.
Niech Wiatr cię prowadzi
Akcept
Wygląd:
Samiec o pomarańczowej sierści z jasnymi beżowo- żółtymi elementami na pysku, łapach i brzuchu. Ja czarne uszy i białą nie pełną grzywę. Na jego łapach znajdują się brązowe cętki. Na jednym oku- lewym- ma niebieską plamę.
Na pysku ma namalowane pasy oraz dwa piórka przywiązane do jego grzywy za uchem.
Furaha urodził się na innych terenach ale podobnych to istniejących tutaj. Nie pamięta już swojej matki, a ojca nigdy nie poznał. Jego matka przygarnęła starsze lwiątko i w trójkę stanowili rodzinę. Ich stado nie było duże a przewodziła nim lwica o imieniu Vasanti Vei.
Furaha zawsze był wesoły może temu dostał takie imię? Miał marzenie aby spotkać ojca i przyprowadzić go do mamy. Nikt w stadzie nie miał białej grzywy, więc szukał poza swoimi. Jego osobowości zaczęła się kształtować, samczyk nie znał strachu ani prawidłowego życia w stadzie. Po zaginięciu jego matki i brata młody samczyk obwiniał siebie za taki stan rzeczy. Został przygarnięty przez królową i widział dzieci królewskie jak były małymi szkrabami. Traktował ich jak rodzinę ale szczególna wieź nawiązał z lwiczką- Sigrun. Była niemową ale za to Furaha zawsze mocno rozgadany sam dopowiadał sobie co trzeba. Oboje jakoś się dogadywali. Biało grzywy często z kimś rozmawiał, śmiał się. Dla innych wyglądało to dziwnie i traktowali go nie raz z tego powodu z politowaniem. Samczyk traktował Imira jak kogoś żyjącego, nie zdając sobie sprawy, że ta istota nie należy do świata żywych. Nie zrażało go to jak inni na niego spoglądali. Zawsze uśmiechnięty. Poszukiwał matkę i coraz mniej czasu spędzał na ziemiach stada. W końcu pewnego dnia odszedł wiedziony słowami swego duchowego przewodnika.
Odszedł z lwiej krainy i niesiony głosem swego towarzysza trafił w całkiem inne miejsce. Nie wiedział gdzie jest ale też jakoś szczególnie nie interesowało go to. Tam spotkał lampardzice, która zainteresowała się nim i jego towarzyszem. Furaha jakoś nie zorientował się zbytnio, że ona widzi Imira. Jakoś nigdy nie zwracam uwagi na widzialność towarzysza. Ayo- bo tak zwała się lampardzica- postanowiła zabrać młodego lwa ze sobą. Białogrzywy jako, że zawsze był łatwowierny poszedł za nią bez zbędnych pytań. Zabrała go do potężnej dżungli. W trakcie drogi wypytywała młodzika o jego przeszłość o Imira, kiedy go zaczął widzieć i inne rzeczy, o których Furaha mówił otwarcie. Ayo przedstawiła lwiaka przed radą szamanów. Młodzik uważnie przyjrzał się każdemu z nich. Ich członkami byli już całkiem wiekowi szamani. Zadawali różne pytanie Furaszy, jeden z nich nawet podszedł do białogrzywego aby mu się przyjrzeć. Mieli wątpliwości ze względu ns wiek. Uważali, że jest już za duży aby przejść pełne szkolenie. Według nich najpóźniej w wieku jednego roku można zacząć szkolenie duchowe. Dali jednak przyzwolenie zaznaczając, że całość nauk i odpowiedzialności za zdane później próby spadną na nią.
Tak zaczęło się szkolenie, które dla młodego lwa było drogowskazem.
Szkolenie nie zaczęło się tak fascynująco jakby mogło. Furaha był żywym dzieciakiem i nie lubił siedzieć w jednym miejscu. Nie miał ten wpojonego respektu do starszych. Pierwsze lepieje opierały się na sprawdzeniu tego co pomarańczowy wie. Po tym zaczęła się cięzka praca.
Ayo zaczęła od wytłumaczeniu Furaszy, że w trakcie szukania ziół ale nie tylko ich musi skupić się na wielu zmysłach. Musi zrozumieć gdzie rośnie dana roślina, dlaczego preferuje taka ziemie, taka pogodę tyle i tyle cienia i inne rzeczy, które były dla niego.. nudne. Musiał pojąć jak zrywać zioła, nauczyć się rozpoznawać nie tylko po wyglądzie ale także po zapachu. Każda roślina pachnie inaczej, jeśli ma kwiaty to także inaczej, po przekwitnięciu i tak dalej. Tłumaczyła lwu, że zioło szybciej poczuje niż zobaczy. Roślina może być ukryta za krzewem,kamieniem czy inną przeszkodą. Przez co wzrok jej nie dostrzeże ale węch... Nawet będąc ukrytym da się roślinę wyczuć. Lew nie rozumiem czemu jako szaman ma uczyć się nudnych roślin, przecież to głupie? Białogrzywy zrywał się z lekcji albo spóźniał. Przez to nie jednokrotnie dostała różnorakie kary. Rada obserwowała jego postępy. Furaha mieszkał z nimi, traktował Ayo jak matkę i nauczył się chodzić po drzewach. Przez to był bardziej zwinny niż silny. Czas mijał a młody lew zaczynał poważniej podchodzić do nauk. Nie łatwo było mu nauczyć się ziół ale musiał jeśli chciał zacząć zagłębiać duchową wiedzę.
Wraz z Ayo i Imirem nie jednokrotnie siedział na szczycie ruin. Spoglądali w niebo i rozmawiali. Zawsze między wierszami Ayo sprawdzała ile zapamiętał z lekcji. Nadal jednak głupoty chodziły mu po głowie. Był takim lekkoduchem. Zawsze uśmiechnięty. Członkowie rady przywykli do psikusów jakie robił im młodzik. Dodał życia do tego ciche i spokojnego miejsca. Furaha lubił słuchać opowieści Ayo i innych szamanów. Były to opowieści o Ognistym wielkim Lwie, który za dnia ogrzewa nas i rozjaśnia drogę i o Srebrnej Lwicy, która wieczorem otula swoje dzieci do snu i wskazuje właściwą drogę. Tych opowieści było wiele. Furaha zaczynał pojmować, że to właśnie ta wielka para jest jego prawdziwymi rodzicami. Wsłuchiwał się w muzykę nocy i spoglądał w niebo. Nie pamiętał nauk o wielkich władcach. Jego świat był tutaj, z szamanami z rodziną.
W końcu nastał czas na pierwsza próbę. Było podzielony na dwa etapy. Furaha musiał odnaleźć kilak ziół. Nie były to zwykłe ale każdy z rady wybrał jedno. Młody lew miał odnaleźć je nim Słoneczny Lew zaśnie i Srebrna Lwica wyjrzy za drzew. Furaha stał przed radą i lekko skinął łbem. Ruszył aby wykonać zadanie i przejść próbę. Miał ja wykonać sam ale Imir zawsze jest z nim. Nie prosił go o pomoc. Lew chciał udowodnić innym, że da radę. Jako pierwsza z roślin postanowił odszukać żywokost. Udał się nad pobliska rzekę. Wiedział jak wygląda roślina. Było tutaj jednak wiele krzewów. Trudno było dostrzec cokolwiek. Widział wiele roślin ale nie tą, która potrzebował. Przeszukiwał brzegi i zaczynał się denerwować. Nie chciał zawieść swojej mentorki. Przymknął powieki i wsłuchał się w szum wiatru i odgłosy rzeki. Musiałem skupić się. Przypomnieć sobie nauki. Nie szedłem na drogę duchową ale Ayo między lekcjami o ziołach opowiadała o tej strefie duchowej. Mówiła, że czasem wystarczy zamknąć oczy i wsłuchać się w szepty. Trawa, drzewa, woda, wszystko to ma w sobie cząstkę życia, którą ofiarowała im wielka para. Mimo starań jedyne co słyszał to szepty, których nie rozumiał. W końcu jednak poczuł coś. Tak ten zapach. To było to. Otworzył lekko powieki i ruszył za zapachem. Znalazł, marna roślinę ale nikt nie mówił w jakim ma być stanie. Ostrożnie zerwał ją i włożył do nie dużego woreczka, który dostał na to zadanie. Za kolejny cel obrał sobie rącznik. W tym miejscu nie znajdzie go. Spojrzał na niebo aby zorientować się w porze. Chciał wiedzieć ile ma na to wszystko jeszcze czasu. Ruszył biegiem i skoczył na jedno z powalonych drzew aby móc przemieszczać się bardziej jak lampart niż lew. Jego budowa zresztą nie była typowo lwia. Przez wychowanie się z Ayo wypracował sobie trochę inne mięśnie niż lwy i nie był tak ciężki jak one. Zaczął rozglądać się za tymi śmiesznymi roślinami. Podszedł ostrożnie do rośliny. Zawsze bawiło go to jak wyglądały kwiaty. Zebrał ostrożnie co trzeba i ruszył po ostatnią z roślin. Był nią imbir. Najtrudniejsza z tych wszystkich. Tutaj jej nie znajdzie tak prosto. Furaha ruszył na wolna przestrzeń, na sawannę. Wahał się. Od dawana przebywał głownie na terenie pokrytym drzewami. Musiał jednak ruszyć, chciał przejść na kolejny etap zdobywania wiedzy. Kładł łapy spokojnie, tak aby nie wdepnąć w nic. Znał zapach korzenia imbiru ale kwiaty to co innego. W tej trawie nie było to takie proste. Tyle traw i innych takich. Furaha poświęcił na znalezienie tego duża większość czasu. Zaczął lekko wpadać w panikę. Czas zaczynał mu się kończyć. Starał się jednak nie tracić spokoju, panika to ostatnie co było mu potrzebne. Wziął głębszy wdech i wydech. Zaczął mocniej powietrze wciągać do nozdrzy. Chciał wyczuć chociaż delikatną woń kwiatów albo liści imbiru. Przymknął powieki i szedł bardzo powoli. Chciał bodźce wzrokowe odciąć aby nie zakłócały skupienia. W końcu poczuł. Było to bardzo subtelne ale lepsze to niż nic. Otworzył powieki i ruszył w to miejsce. Szedł tam aż w końcu dostrzegł ów roślinę. Zaczął kopać aby dobrać się do korzenia. W końcu wyrwał tyle ile trzeba i schował do woreczka. Musiał się śpieszyć. Czas mu się kończył. Kiedy dotarł Srebrna Lwica już od jakiegoś czasu górował nad drzewami. Furaha wiedział, że nie zdążył. Samiec wbiegł na plac, na którym rada nadal czekała. Nikt nic nie mówił. Furaha spojrzał na mentorkę tylko przez ułamek sekundy. Wiedział, że oblał. Stanął przed radę i zdjął woreczek. Wysypał z niego rośliny. Woreczek położył obok. Zrobił trzy kroki do tyłu i usiadł. Czekał na werdykt. Nikt z rady nic nie mówił. Byli niewzruszeni jak głaz. Lew nie wiedział co powinien zrobić. Siedział tak przed niemi. Dopiero kiedy nastał kolejny dzień a promienie Ognistego Lwa okalało sutro białogrzywego, tamci wstali. Furaha całą noc siedział, nie zmrużył ani na moment oczu. Rada spojrzała na zbiory. Nim wydali weredyk, odeszli i rozmówili się ze sobą. Zadecydowali, że Furaha zaliczył. Nie zdążył ale przyniósł wszystko. Nie prosił nikogo o pomoc nawet Imira, co ułatwiłoby mu poszukiwania. Do tego oddał szacunek radzie i potrafił z cierpliwością bez słowa wyczekać w jednym miejscu cała noc. Było to zaskoczenie, lew zawsze był pełny energii i nie potrafił usiedzieć tak długo. Furaha nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Cieszył się i to strasznie. Jak przystało na niego podbiegł w lekkich podskokach do rady i otarł łeb o każdego członka. Kazano mu się uspokoić pod groźba cofnięcia zaliczenia. Młodzieniec usiadł i wypiął z duma pierś. Jeden z rady, małpa, przyniósł bordowy barwnik i naznaczył lwa jedną gruba linia na głowie jako symbol zaliczenia i wejścia na kolejny próg wtajemniczenia.
Od tego momentu Lew zaczął pobierać nauki na drodze duchowej. Była powiązana z ziołami. Nie skupiało się ono tylko na obcowaniu z duchami ale także na tworzeniu różnych mikstur i mieszankę. Musiał nauczyć się jak łączyć zioła, jak je ścierać, czym to robić i jak tworzyć lekarstwa na trucizny. To były te przyziemne aspekty. Kiedy zdołała je opanować Ayo zaczęła nauczać go rozmowy z duchami. Jak wejśc w wyższy stan skupienia i komunikować się z nimi. Jak wezwać przodków. Tłumaczyła jednocześnie o zachowaniu szacunku dla zmarłych i nie wzywania bez powodu. Same duchy mogą nie chcieć odpowiedzieć na wezwanie i trzeba to uszanować. Ci mogą się manifestować poprzez wiatr i mówić przez niego. Przez to, że Furaha obcował od małego z duchami nauki przychodziły mu łatwo. Miał otwarty umysł. Imir pomagał mu w zrozumieniu pewnych aspektów. W końcu nastał czas na kolejną próbę. Po jej przejściu miał otrzymać oficjalnie tytuł szamana.
Furaha wstawił się przed radą. Był gotowy na wyzwanie jakie mu dadzą. Nie był już tym szczylem co wcześniej był o wiele starszy. Jego nauki trawy kilka lat. Ayo jednak stwierdziła, że już jest gotowy. Członkowie rady zaprowadzili młodego lwa do Jaskini Przodków. Zatrzymali się w jej głębi. powietrze było tutaj ciężkie. Jaskinia wewnątrz oświetlona była przez kryształy. Rada wytłumaczyła mu, że probie poddadzą go przodkowie. Będzie musiał zmierzyć się z tym na co oni go wystawią. Zostawili lwa samego. Furaha wyciągnął ze swego woreczka kilka ziół. Roztarł je dokładnie na kamieniu. Ich woń unosiła się w powietrzu. Białogrzywemu lekko zakręciło się w głowie. Potrząsnął nią. Nakreślił na ziemi jakieś znaki. Usiadł na środku i zaczął wzywać duchy tego miejsca. Te jednak nie chciały odpowiadać na wezwanie. Lew jednak nie ustawał w swojej czynności. W końcu przed młodym lwem pojawiła się postać. Furaha uniósł lekko łeb. Stanął przed nim potężny lew. Białogrzywy w pierwszym momencie cofnął się o kilka kroków. Szybko jednak się opamiętał. Skłonił się duchowi. Nie bał się istoty, raczej zaskoczyło go to jak blisko i jak nagle się pojawi. Ze spokojem spojrzał i przyznał po co tutaj jest. Zadanie jakie otrzymał trochę zaskoczyło Furahę. Dostał zadanie aby uwolnić ducha gepardzicy, która wiele księżyców temu została zamordowana przez lwa, który obiecał, że pozwoli im opuścić swe ziemie. Wskazał lokalizacje. Nie zdradził czy chodzi o ducha, który jest przykuty do miejsca czy do przedmiotu czy to wolny duch czy co. Furaha nie zdołał zapytać. Po otrzymaniu zadania Przodek znikł. Lew wyszedł z jaskini i nic nie mówić ruszył w wskazane miejsce. Dokładnie je przeszukał i wybadał. Chciał wiedzieć co się tutaj stało. Dostrzegł jakieś kości. Nie były duże, nie mogły należeć ani do lamparta ani lwa. Czyżby były to tej gepardzicy? Położył na nich łapę i przymknął oczy. Chciał się upewnić w swoich przypuszczeniach. Panował cisza. Wiatr lekko powiewał i rozwiewał mu grzywę. Słyszał szepty. Zadał pytanie czy to ona. Otrzymał twierdząca odpowiedź. Nie pojawiał się jednak w dzień. Furaha otworzył oczy. Skoro ona nadal tutaj jest coś musi ją trzymać. Miejsce ale przedmiot? Tylko jaki? Najpierw postanowił odprawić ducha w nocy. Sprawdzić czy przykuty jest do miejsca. Przygotował zioła i siedział. Kiedy zapadł zmrok a Srebrna Lwica otulała lwa swym laskiem usłyszał coś. Zastrzygł lekko uchem. Rozejrzał się dookoła. Z ciemności zauważył dwoje mieniących się oczu. Zjawa ukazał się po chwili. Gepardzica była w bojowej pozycji. Furaha skłonił się jej. Zapytał czy ona wie dlaczego on tu jest i czemu tu jest. Duch jednak nie zdawał sobie sprawy, że nie żyje. Zachowywał się tak jakby to Furaha był jej morderca. Lew zastrzygł lekko uchem. Obserwował jak duch okrąża go i obserwuje. Starał się nie wykonywać żadnych zbędnych ruchów. W głowie rozmyślał jak te sytuacje zamknąć i uwolnić jej ducha. Próbował skomunikować się się z zamordowaną. Nie było to proste. Ta nie była zbyt rozmowna. Furaha próbował przyjrzeć się czy nie ma na sobie czegoś co by ja tutaj trzymało, jakiegoś przedmiotu. Jednak tak nie wyglądało. Białogrzywy zrobił krok i pożałował tego. Ducha zaatakował przyszłego szamana. Nie był w stanie zrobić mu fizycznej krzywdy. Zetknięcie się jednak z niefizyczną postać było bardzo nieprzyjemne. Przez jego ciało przeszło takie zimno jakiego nigdy nie odczuł. Czuł jakby jego dusza była kłuta milionem lodowych igiełek. Starał się przemówić do ducha ale ten zachowywał się jakby walczył o swoje życie. Lew musiał uciec. Oddalił się od miejsca jak tylko szybko umiał. W trakcie ucieczki czuł za każdym razem ten chłód ale i ból samej istoty. Postanowił rano popytać się tutejszych zwierząt na temat tego upiora. Przekonał się, że był przy kotwiczony do tego miejsca. Jednak nim on zdoła jej pomóc musi wiedzieć więcej. Trudno było się dowiedzieć o tym kim była gepardzica. Dopiero dopytując starą słonice, Furaha otrzymał jakieś informacje. Zginęła dawno temu zamordowana przez własnego partnera, tyrana. Lwa, który władał tymi terenami. Ona chciał uciec chciała być wolna. Ten jednak nie miał zamiaru jej to umożliwić. Zabił jej młode, a następnie ją. Jednak nie szybko. Ponoć pastwił się nad nią, gwałcił, bił kilka dni. Ostatecznie kazał związać jej łapy i pysk i zostawić tak aby umarła. Dla Furahy były to ważne informacje ale i zarazem straszne. Trudno było mu sobie coś takiego wyobrazić. Podziękował za informacje i wrócił na miejsce. Pozbierał kości w jedno miejsce. Starał się odnaleźć wszystkie, które nie zostały pożarte. Zaraz potem ułożył je na małym stosiku. Wykopał w twardej ziemi dół. Nie było to proste ale jakoś dał rade. Złożył w dole szczątki gepardzicy i dołożył do nich kilka ziół. Zakopał wszystko i czekał na wieczór. Kiedy ujrzał ponownie zjawę odezwał się nim ta wyłoniła się z mroku. Roztarł kilka ziół aby ich zapach unosił się w powietrzu. Skłonił się okazując tym samym szacunek duchowi. Ten jednak mimo to zaatakował Furahę. Lew nie miał zamiaru się poddać. Zaczął mówić słowa i kreślić znaki. Przekazał duchowi, że jest wolny i ma odejść w końcu z tego świata. Był w swych słowach stanowczy i nieugięty. Chciał dotrzeć do zjawy. Ta w końcu jakby się uspokoiła. Wtedy Furaha wyjawił, że wie co się stało i zapewnił, że została pochowana z szacunkiem, a jej tyran już dawno nie żyje i nie ma powodu tutaj tkwić. Powinna odejść i dołączyć do swych dzieci, które na nią czekają już za długo. Zjawa spoglądała swymi mieniącymi się oczyma i znikła. Furaha poczuła taki dziwny chłód, a zaraz po nim spokój jaki go ogarnia. Był pewny, że odeszła. Wolał się jednak upewnić i poczekał do kolejnej nocy. Było spokojnie. Wrócił do jaskini przodków. Był zmęczony i trochę już głodny ale odsuwał to wszystko na bok. Zrobił co wcześniej i kiedy pojawił się potężny lew u jego boku siedziała gepardzica. Był ciekawy czy się znali za życia? Czy to ten tyran? Czy żałował tego co zrobił? Nie pytał jednak o to. Mógł się jedynie domyślać. Oboje jednak zdawali się na pogodzonych. Rozpłynęli się we mgle. Furaha czuł się mimo wszystko jakby pełny i dorosły? Dziwne było to dla niego. Wyszedł z jaskini.
Na zewnątrz czekała już rada. Lew usiadł z nimi. Nie z dumą, a pokorą. To co doznał było niby niczym ale dla młodego lwa stało się głębokim doznaniem. Otrzymał ostatnie znaczenia an pysku jako dowód, że jest jednym z nich, jest szamanem. Zdał próbę. Umie komunikować się z duchami i stara się je zrozumieć. Każdy szaman był inny.
Ayo po ostatniej próbie zabrała Furahę ze sobą na kolacje. W nocy siedzieli na drzewie i patrzyli an niebo. Białogrzywy nie mógł nie zapytać. Spojrzał na mentorkę. Zapytał czy wie kim mógł być ten lew, którego widział. Ayo wytłumaczyła mu, że każdy otrzymuje inne zadanie od innego ducha. Jedni widzą rodziców inni przodków a jeszcze inni duchy, które potrzebują pomocy, wybaczenia. Mieszkała jednak w okolicy długo i postanowiła, że coś słyszała. Zapytał się o lwa i gepardzice i to co słyszał o nich. Po tym co opowiedział Furaha, Ayo spojrzała na niebo. Wytłumaczyła mu, że wszystko co się wydarzyło to skutki intryg, zawiści innych. Władca po tym jak potraktował ukochaną dowiedział się, że wszystko o co oskarżył gepardzice to było kłamstwo wymierzone w ich obu. Nie potrafił sobie wybaczyć tego co zrobił. Nie miał odwagi pójść i przeprosić ukochaną. Zrozpaczony otruł się pewnej nocy jedna z trujących roślin. Duchy mówiły, że póki ona nie zrozumie i nie odejdzie i on nie zazna spokoju po śmierci. Rożnicą było, że ona była upiorem, straszyła i pragnęła krzywdy, a on był pokutnikiem. Nie chciał odejść póki ona nie zazna spokoju. Nikt do tej pory nie chciał mu pomóc, tutaj każdy zna to z opowiadań czy innych słownych historii. Wybrał go bo był spoza tej krainy. Furaha uznał, że to smutna historia ale cieszył się, że mógł pomoc. Nie wnikał już co to były za spiski i co niby mogła zrobić gepardzica by zostać aż tak surowo ukarana.
Samiec zasnął wtulony w mentorkę, która polizał po głowie i zasnęła obok. W spokoju minęły kolejne dnie. W końcu jednak Rada wraz z Ayo wezwali Furahę. Był z innych krain, pożegnali go. Ten nie wiedział czemu on i Imir należeli do tego miejsca. Ayo wystąpiła i powiedziała mu, że on nie jest stąd. Powinien ruszyć w drogę, jest jak wiatr, wolnym duchem, który nie lubi skrepowania. Więcej go nie nauczą, musi sam poszerzać wiedze. Furaha nie chciał ale w końcu przekonali go do tego, w końcu czuł się trochę jak wiatr, który go niósł. Na pamiątkę aby nie zapomniał skąd jest dali mu dwa piórka i przyczepili mocno. Pochodził z dalekich krain ale tutaj są ci, którzy będą zawsze mieć go w sercu i am gdzie wrócić. Ostatnie słowa jakie powiedziała mu mentorka były dla niego ważne. Pożegnał wszystkich z wielka czułością niczym młody on. Ruszył.
Niech Wiatr cię prowadzi
Akcept
Głos Karta Postaci Dziennik
Niektórzy ludzie stają się duchami, jeszcze zanim umrą.
Niektórzy ludzie stają się duchami, jeszcze zanim umrą.
- Lapis
- Posty: 291
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 kwie 2017
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 55
- Zręczność: 65
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Lapis jest głodomorem, ale nie jest gruby, lecz wysportowany. Ma błyszczącą czarną, grubą grzywę i ciemną sierść, podobną do Ventrumy. Jest szorstki, a miły tylko dla przyjaciół. Jest samotnikiem. Nie wie jak się tu znalazł. Za wiele nie pamięta. Z twarzy nie jest chudy, ale też nie gruby. Taki w sam raz. Ma czarny nos, ale w kształcie takim, jakie mają zwykle lwioziemcy. Ma również lekko ciemniejsze niż futro kropki na nogach. Miał jakąś tam rodzinę, ale nie miał za dobrych kontaktów. Ojca nie znał, a matka się nim nie interesowała, więc uciekł z domu około rok temu. Teraz polega na sobie i swoim instynkcie. Miał też młodszego brata, ale był tak wkurzający, że przy ucieczce go nie zabrał. Przez te 2 lata swojego życia chodził sam, dużo polował, bo jak mówiłam kocha jeść. Zwykle spał na drzewach. Nie preferował skał lub trawy. Nie łatwo jest z nim się zaprzyjaźnić tym bardziej jak jest się samcem. Nie mówię, że nie lubi mieć znajomych tylko mieć same dziewczyny, tylko, że woli przyjaźnić się z dziewczynami, albo chłopakami od niego starszymi, ale to rzadziej. Nie lubi mieć stałych miejsc za mieszkania, woli się przenosić, ponieważ chcę obejść cały świat, a potem ocenić gdzie by chciał zostać. Ciekawe jest to, że na pędzelku od ogona ma białą plamkę.
Akcept
Akcept
- Ukatili
- Posty: 112
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 16 gru 2016
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Historia:
Ukatili urodził się w stadzie, którego terytorium znajdowało się bardzo daleko na północ. Jego rodzice władali tym stadem. Lew dobrze dogadywał się z rodzicami i innymi członkami stada. Był normalnym lwem.
Niestety problemy zaczęły się, kiedy matka Ukatili urodziła jego rodzeństwo - brata i siostrę. Od tego momentu wszystko się zepsuło. Kontakt z rodzicami pogorszył się przez to, że byli teraz zajęci tylko młodszym rodzeństwem a jego mieli gdzieś. Niestety później, zaczynało być coraz gorzej.
Rodzice za wszytko obwiniali Ukatili. Nie mógł tego zrozumieć, bo zawsze był posłuszny rodzicom, przecież to brat i siostra byli niesforni. Nie słuchali się rodziców, robili wszystko pod prąd, a potem obwiniali za to starszego brata. Próbował wiele razy tłumaczyć rodzicom, że to nie jego wina, lecz oni go nie słuchali. Nikt go nie słuchał, bo pozostałe osobniki w stadzie też wierzyli młodszemu rodzeństwu.
Z tygodnia na tydzień czuł, że rośnie w nim nienawiść do rodziców, do rodzeństwa i do stada. Czuł się bardzo odrzucony, coraz bardziej sobie z tym nie radził.
W pewnym monecie, gdy rodzice znów mówili, że to jego wina on mówił, że to nieprawda i próbował się z nimi kłócić, co kończyło się walnięciem w pysk ze strony ojca. Starał się opanowywać, ale niesetny pewnego dnia, gdy znowu była jego wina, został uderzony przez ojca tak ze poczuł, że z policzka leci mu krew. Wtedy nie wytrzymał i krzyknął na całe gardło. - Mam was wszystkich dość. Nienawidzę was. - zaczął powoli zbliżać się do rodziców, był w takim szale, że nikt jeszcze go takie nie widział. Rodzeństwo też stał niedaleko rodziców i przypatrywało się całej sytuacji. Po chwili też doszło kilku osobników ze stada, było ich mało, ponieważ większość akurat wtedy poszła na polowanie.
Nagle rozpędził się i wskoczył na ojca, złapał go za szyje i zaczął gryźć najbardziej jak potrafił, przyciskając go do ziemi. Matka, która stała obok odskoczyła do tyłu i pewnie nie wiedziała co ma teraz zrobić.
Gdy ojciec już nie żył, odwrócił się do matki i powiedział. - Ciebie też nienawidzę... dlaczego nigdy nie zareagowałaś, gdy on mnie bił. - patrzył jej się w oczy, a z kłów kapała mu krew ojca. Następnie rzucił się na nią i ją też zagryzł. Po chwili również nie żyła.
Dziwił się, że nikt ze stada nawet nie zareagował. Wtedy odwrócił się do brata i siostry i popatrzył na nich. Cali się trzęśli. Oblizał językiem pysk z krwi i podszedł do nich. Złapał ich i przycisnął do ziemi pyskami. Przez chwile tak trzymał, aż się udusili.
Wtedy zauważył, że wróciła reszta stada z polowania. Wszyscy się na niego patrzyli oraz na ciała reszty jego rodziny. Wszędzie była krew rodziców.
Nagle kilka lwów zaczęło iść w jego stronę, zdał sobie sprawę, że nie da sobie z nimi rady. Odwrócił się i zaczął. Popatrzył do tyłu i zauważył, że lwy zaczęły go gonić. Wtedy zaczął biec najszybciej jak umiał. Bo długiej ucieczce udało mu się ich zgubić w Dżungli. Gdy z niej wyszedł ujrzał wielką pustynie a na horyzoncie góry. - Tutaj zacznę życie na nowo.
Wygląd:
Ukatili ma ciemno szarą sierść na całym ciele. Ma krwisto czerwone oczy.
Charakter:
Gdy był młodszy był normalnym nastolatkiem, ale zabicie rodziny odcisnęło się na jego psychice.
Akcept
Ukatili urodził się w stadzie, którego terytorium znajdowało się bardzo daleko na północ. Jego rodzice władali tym stadem. Lew dobrze dogadywał się z rodzicami i innymi członkami stada. Był normalnym lwem.
Niestety problemy zaczęły się, kiedy matka Ukatili urodziła jego rodzeństwo - brata i siostrę. Od tego momentu wszystko się zepsuło. Kontakt z rodzicami pogorszył się przez to, że byli teraz zajęci tylko młodszym rodzeństwem a jego mieli gdzieś. Niestety później, zaczynało być coraz gorzej.
Rodzice za wszytko obwiniali Ukatili. Nie mógł tego zrozumieć, bo zawsze był posłuszny rodzicom, przecież to brat i siostra byli niesforni. Nie słuchali się rodziców, robili wszystko pod prąd, a potem obwiniali za to starszego brata. Próbował wiele razy tłumaczyć rodzicom, że to nie jego wina, lecz oni go nie słuchali. Nikt go nie słuchał, bo pozostałe osobniki w stadzie też wierzyli młodszemu rodzeństwu.
Z tygodnia na tydzień czuł, że rośnie w nim nienawiść do rodziców, do rodzeństwa i do stada. Czuł się bardzo odrzucony, coraz bardziej sobie z tym nie radził.
W pewnym monecie, gdy rodzice znów mówili, że to jego wina on mówił, że to nieprawda i próbował się z nimi kłócić, co kończyło się walnięciem w pysk ze strony ojca. Starał się opanowywać, ale niesetny pewnego dnia, gdy znowu była jego wina, został uderzony przez ojca tak ze poczuł, że z policzka leci mu krew. Wtedy nie wytrzymał i krzyknął na całe gardło. - Mam was wszystkich dość. Nienawidzę was. - zaczął powoli zbliżać się do rodziców, był w takim szale, że nikt jeszcze go takie nie widział. Rodzeństwo też stał niedaleko rodziców i przypatrywało się całej sytuacji. Po chwili też doszło kilku osobników ze stada, było ich mało, ponieważ większość akurat wtedy poszła na polowanie.
Nagle rozpędził się i wskoczył na ojca, złapał go za szyje i zaczął gryźć najbardziej jak potrafił, przyciskając go do ziemi. Matka, która stała obok odskoczyła do tyłu i pewnie nie wiedziała co ma teraz zrobić.
Gdy ojciec już nie żył, odwrócił się do matki i powiedział. - Ciebie też nienawidzę... dlaczego nigdy nie zareagowałaś, gdy on mnie bił. - patrzył jej się w oczy, a z kłów kapała mu krew ojca. Następnie rzucił się na nią i ją też zagryzł. Po chwili również nie żyła.
Dziwił się, że nikt ze stada nawet nie zareagował. Wtedy odwrócił się do brata i siostry i popatrzył na nich. Cali się trzęśli. Oblizał językiem pysk z krwi i podszedł do nich. Złapał ich i przycisnął do ziemi pyskami. Przez chwile tak trzymał, aż się udusili.
Wtedy zauważył, że wróciła reszta stada z polowania. Wszyscy się na niego patrzyli oraz na ciała reszty jego rodziny. Wszędzie była krew rodziców.
Nagle kilka lwów zaczęło iść w jego stronę, zdał sobie sprawę, że nie da sobie z nimi rady. Odwrócił się i zaczął. Popatrzył do tyłu i zauważył, że lwy zaczęły go gonić. Wtedy zaczął biec najszybciej jak umiał. Bo długiej ucieczce udało mu się ich zgubić w Dżungli. Gdy z niej wyszedł ujrzał wielką pustynie a na horyzoncie góry. - Tutaj zacznę życie na nowo.
Wygląd:
Ukatili ma ciemno szarą sierść na całym ciele. Ma krwisto czerwone oczy.
Charakter:
Gdy był młodszy był normalnym nastolatkiem, ale zabicie rodziny odcisnęło się na jego psychice.
Akcept
Wojna ze mną?
Gratuluje odwagi,
współczuje głupoty...
- Koto
- Posty: 53
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 17 kwie 2018
- Waleczność: 20
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Historią postaci ingeruje nieco w fabułę jeśli nie forum to chociaż stad, dlatego proszę rzucić okiem uważniej czy coś takiego jest okej.
Imię: Koto
Wiek: 17 Kwiecień 2018
Ranga: -
Rodzina: Reg, Annais – rodzice pochodzący z Legionu Seta. Być może ma młodsze rodzeństwo.
Stado: Samotnik
Aparycja: Smukły lew, który dopiero co wkracza w swoje młodzieńcze lata. Ma dość ciemne umaszczenie ale nie jest to brąz. Raczej coś pomiędzy złotem i brązem. Ciało pokrywa trochę blizn co jest o tyle dziwne, że lew jest jeszcze młody. Ma też zielone oczy a końcówka ogona wydaje się nieco wystrzępiona.
Charakter: Koto wydaje się nieco zagubiony. Nie kojarzy skąd się wziął na sawannie i ma to ogromny wpływ na jego charakter. Jest też podejrzliwy względem wszystkich. Jakby spodziewał się jakiegoś ataku. Łatwo dostrzec, że jest stonowany i kalkulujący. Widać to w każdym jego kroku. Nie ma masy swoich rówieśników więc nadrabia to ostrożnością i sprytem. Lubuje się też w okrucieństwie, objawia się to szczególnie w czasie polowań gdy bawi się jeszcze żywym jedzeniem pławiąc w jego cierpieniu.
Ozdoby i ich pochodzenie:Piętno na lewej łopatce – „Żywa blizna” w kształcie Hieroglifu – historia.
Historia:
Kiedyś zrodził się plan. Wszak wiedza to potęga a tego najbardziej pragnął Legion. Pragnął tego również Set. Jednakże coraz ciężej było o tę monetę. Inne stada stały się podejrzliwe, ostrożne. Szpiedzy coraz częściej wracali z pustymi łapami, coraz częściej wogóle nie wracali.
Ta waluta, nigdy jeszcze nie była tak cenna. Dlatego powstał plan.
Lwica o czarnym umaszczeniu bardziej przypominała panterę niż lwa. Wpatrywała się w lwiątko pracując nad nim w ciszy. Mały nie mógł mieć więcej niż kilka miesięcy. Miał ciemne umaszczenie a wokół szyi nie było widać najmniejszych śladów zarostu. Leżał na boku nie dając żadnych oznak życia.
Matrona pracowała nad nim wyobrażając na nim jakiś symbol. Pracowała uważnie i powoli ale z pewnością która nadawała każdemu jej ruchowi cel. Nie był to przyjemny widok.
Przy młodym samcu kręciło się jeszcze kilka lwic, powolnym krokiem zataczały kręgi mijając się co jakiś czas. Czaiły się jakby gotowe skoczyć w jego obronie. Chociaż może czekały na okrzyk bólu by ukrócić cierpienia stworzenia.
Gotowe? Rozległ się ochrypły głos gdzieś spoza kręgu światła.
Skończę kiedy skończę, nie popędzaj mnie.
Jedyną odpowiedzią był cichy warkot dochodzący z cieni. Teraz nieco wyraźniej rozlegał się też chrzest łap gdy postać krążyła poza zasięgiem światła wyraźnie zniecierpliwiona. Czekał na to tyle czasu...
Niecierpliwisz się, to zrozumiałe. Wszystko jednak idzie zgodnie z planem, twoja obecność jest tu zbędna.
To moj syn, jak zechce tu być to nie zmusisz mnie do odejścia.
Lwica po raz pierwszy przerwała swoją pracę odwracając pysk w kierunku otaczającej ją ciemności. Przez nozdrza przechodził jej kościany kolczyk a z jednego z uszu zwisały rzemyki z drewnianymi talizmanami. Rzuciła karcące spojrzenie w ciemność.
Uzgodniliśmy to już, odezwała się władczym tonem. To dziecko ma być jedynie narzędziem, sposobem na osiągnięcie celu.
Prychnęła odwracając się do nieprzytomnego kociaka. W jej oczach nie było ani krzty łagodności, były zimne jak stal.
Czyżbyś miał wątpliwości co do losu naszego dziecka?
Była to dziwna sugestia. Ostatecznie to samiec ponaglał kapłankę ale Annais nie dała się naprać. Stary lew krążący poza światłem był doświadczony i cierpliwy. Wiedział kiedy czekać a kiedy zadać cios. Nie dawal ponieść się emocjom. Teraz jednak wyraźnie był strzepkiem nerwow, choć nie każdy mogłby to dostrzec.
Nie bądź śmieszna! Warknął na Reg na tyle głośno, że samice krażące wokół młodeko nastroszyły się sycząc. Przez ostatnie miesięce dopatrywał tego lwiątka, uczył je, uodparniał je. W tak krótkim czasie miał osiągnąć perfekcję a teraz ryzykowali to wszystko co do tej pory zdołał w młodym zbudować. Oczywiście znał plan, już dawno się na niego zgodził. Czuł jednak pewien żal. Nie, nie po swym synu a po pracy, którą własnie mieli zmarnować.
Zainwestować, nie zmarnować. Poprawił się w myślach lew przysiadając na skraju ukryty w półmroku.
Wydali na świat to dziecko w jednym tylko celu. Miało zostać idealnym szpiegiem, być może ukrytą bronią. Taką, która nawet nie wie, że ktoś ją dzierży, nie wie że dopuszcza się zdrady. Miał być szkolony, przygotowany, zarówno mentalnie jak i fizycznie. Tego jednak nie można było ukończyć, mogli jedynie zbudować podstawy.
Koto miał zostać przeklęty znakiem samego Seta tak by odpowiedział na wezwanie Legionu. Tak by zawsze się go słuchał, tak by bezwarunkowo wykonał każdy rozkaz a potem o tym zapomniał. Uśpiony pośród wrogów, będącym jednym z nich pozna ich tajemnice, zaskarbi sobie ich zaufanie tylko po to by wydać ich na pastwę Legionu, nieświadomy swej zdrady. Nawet Set rozciągał pysk w uśmiechu słysząc tak snute plany. Reg czuł jednak żal.
Dokonało się... Powiedziała Annais odsuwając się od młodego lwa. Na jego skórze, pośród krwawych śladów widniał wyraźny Hieroglif, jakby pulsujący jeszcze magią.
Przebudził się czując smak ziemi w pysku. Głowa odrazu mu zaciążyła i pozwolił sobie nie otwierać oczu przez jeszcze moment. Kolejnym bodźcem były dźwięki. Ciche szmery i bzyczenie, szelest trawy na wietrze. Potem zapach, ktory wywołał głosne burczenie w jego brzuchu. Koto podniósł sie na cztery łapy i rozejrzał. Otaczała go wysoka trawa sięgająca chyba po sam horyzont. Nie zwietrzył niczego.
Halo? Zapytał gardłowo. Miał sucho w pysku. Mlasnął językiem i podniósł się. Spojrzał za siebie. Było tam coś przypominające dżunglę. Wiedział, że nie mógł tam pójść. Potrzasnął łbem. Jak mógł to wiedzieć, skoro nawet nie wiedział skąd się tu wziął. Odwrócił łeb przed siebie widząc w oddali samotną skałę. Przypominała mu tron. Bez zastanowienia podniósł się i ruszył w jej kierunku.
Czy będzie pamiętać?Zapytał Reg. Razem z lwicą spoczywali pomiędzy trawami obserwując oddalającego się Koto.
Będzie pamiętać to czego go nauczyłeś, jak się skradać, jak unikac niebezpieczeństwa. Będzie pamiętać co lubi, czego nienawidzi i czego się boi. Będzie nadal sobą, tak długo jak do niego nie Przemówimy. Odpowiedziała kapłanka unosząc wyżej łeb, jakby chciała się upewnić, że młode trafi tam gdzie powinno.
A nas?
Nie. Odpowiedziała beznamiętnie. Nas już nigdy nie będzie pamiętać, tego co się tu wydarzył, tego skąd pochodzi.
Lew nie wydał z siebie rzadnego dźwięku, ciężko było powiedzieć co myśli. Lwica natomiast podniosła się i przeszła obok Rega miziając go okonem figlarnie po pysku.
Dobrze się spisałeś, ale jesli chcesz potomka to zapomnij o nim. Mogę Ci dać kolejnego. Odeszła po tych słowach w gęstwiny a lew zrobił to samo stąpając ciężko.
Akcept
Imię: Koto
Wiek: 17 Kwiecień 2018
Ranga: -
Rodzina: Reg, Annais – rodzice pochodzący z Legionu Seta. Być może ma młodsze rodzeństwo.
Stado: Samotnik
Aparycja: Smukły lew, który dopiero co wkracza w swoje młodzieńcze lata. Ma dość ciemne umaszczenie ale nie jest to brąz. Raczej coś pomiędzy złotem i brązem. Ciało pokrywa trochę blizn co jest o tyle dziwne, że lew jest jeszcze młody. Ma też zielone oczy a końcówka ogona wydaje się nieco wystrzępiona.
Charakter: Koto wydaje się nieco zagubiony. Nie kojarzy skąd się wziął na sawannie i ma to ogromny wpływ na jego charakter. Jest też podejrzliwy względem wszystkich. Jakby spodziewał się jakiegoś ataku. Łatwo dostrzec, że jest stonowany i kalkulujący. Widać to w każdym jego kroku. Nie ma masy swoich rówieśników więc nadrabia to ostrożnością i sprytem. Lubuje się też w okrucieństwie, objawia się to szczególnie w czasie polowań gdy bawi się jeszcze żywym jedzeniem pławiąc w jego cierpieniu.
Ozdoby i ich pochodzenie:Piętno na lewej łopatce – „Żywa blizna” w kształcie Hieroglifu – historia.
Historia:
Kiedyś zrodził się plan. Wszak wiedza to potęga a tego najbardziej pragnął Legion. Pragnął tego również Set. Jednakże coraz ciężej było o tę monetę. Inne stada stały się podejrzliwe, ostrożne. Szpiedzy coraz częściej wracali z pustymi łapami, coraz częściej wogóle nie wracali.
Ta waluta, nigdy jeszcze nie była tak cenna. Dlatego powstał plan.
Lwica o czarnym umaszczeniu bardziej przypominała panterę niż lwa. Wpatrywała się w lwiątko pracując nad nim w ciszy. Mały nie mógł mieć więcej niż kilka miesięcy. Miał ciemne umaszczenie a wokół szyi nie było widać najmniejszych śladów zarostu. Leżał na boku nie dając żadnych oznak życia.
Matrona pracowała nad nim wyobrażając na nim jakiś symbol. Pracowała uważnie i powoli ale z pewnością która nadawała każdemu jej ruchowi cel. Nie był to przyjemny widok.
Przy młodym samcu kręciło się jeszcze kilka lwic, powolnym krokiem zataczały kręgi mijając się co jakiś czas. Czaiły się jakby gotowe skoczyć w jego obronie. Chociaż może czekały na okrzyk bólu by ukrócić cierpienia stworzenia.
Gotowe? Rozległ się ochrypły głos gdzieś spoza kręgu światła.
Skończę kiedy skończę, nie popędzaj mnie.
Jedyną odpowiedzią był cichy warkot dochodzący z cieni. Teraz nieco wyraźniej rozlegał się też chrzest łap gdy postać krążyła poza zasięgiem światła wyraźnie zniecierpliwiona. Czekał na to tyle czasu...
Niecierpliwisz się, to zrozumiałe. Wszystko jednak idzie zgodnie z planem, twoja obecność jest tu zbędna.
To moj syn, jak zechce tu być to nie zmusisz mnie do odejścia.
Lwica po raz pierwszy przerwała swoją pracę odwracając pysk w kierunku otaczającej ją ciemności. Przez nozdrza przechodził jej kościany kolczyk a z jednego z uszu zwisały rzemyki z drewnianymi talizmanami. Rzuciła karcące spojrzenie w ciemność.
Uzgodniliśmy to już, odezwała się władczym tonem. To dziecko ma być jedynie narzędziem, sposobem na osiągnięcie celu.
Prychnęła odwracając się do nieprzytomnego kociaka. W jej oczach nie było ani krzty łagodności, były zimne jak stal.
Czyżbyś miał wątpliwości co do losu naszego dziecka?
Była to dziwna sugestia. Ostatecznie to samiec ponaglał kapłankę ale Annais nie dała się naprać. Stary lew krążący poza światłem był doświadczony i cierpliwy. Wiedział kiedy czekać a kiedy zadać cios. Nie dawal ponieść się emocjom. Teraz jednak wyraźnie był strzepkiem nerwow, choć nie każdy mogłby to dostrzec.
Nie bądź śmieszna! Warknął na Reg na tyle głośno, że samice krażące wokół młodeko nastroszyły się sycząc. Przez ostatnie miesięce dopatrywał tego lwiątka, uczył je, uodparniał je. W tak krótkim czasie miał osiągnąć perfekcję a teraz ryzykowali to wszystko co do tej pory zdołał w młodym zbudować. Oczywiście znał plan, już dawno się na niego zgodził. Czuł jednak pewien żal. Nie, nie po swym synu a po pracy, którą własnie mieli zmarnować.
Zainwestować, nie zmarnować. Poprawił się w myślach lew przysiadając na skraju ukryty w półmroku.
Wydali na świat to dziecko w jednym tylko celu. Miało zostać idealnym szpiegiem, być może ukrytą bronią. Taką, która nawet nie wie, że ktoś ją dzierży, nie wie że dopuszcza się zdrady. Miał być szkolony, przygotowany, zarówno mentalnie jak i fizycznie. Tego jednak nie można było ukończyć, mogli jedynie zbudować podstawy.
Koto miał zostać przeklęty znakiem samego Seta tak by odpowiedział na wezwanie Legionu. Tak by zawsze się go słuchał, tak by bezwarunkowo wykonał każdy rozkaz a potem o tym zapomniał. Uśpiony pośród wrogów, będącym jednym z nich pozna ich tajemnice, zaskarbi sobie ich zaufanie tylko po to by wydać ich na pastwę Legionu, nieświadomy swej zdrady. Nawet Set rozciągał pysk w uśmiechu słysząc tak snute plany. Reg czuł jednak żal.
Dokonało się... Powiedziała Annais odsuwając się od młodego lwa. Na jego skórze, pośród krwawych śladów widniał wyraźny Hieroglif, jakby pulsujący jeszcze magią.
Przebudził się czując smak ziemi w pysku. Głowa odrazu mu zaciążyła i pozwolił sobie nie otwierać oczu przez jeszcze moment. Kolejnym bodźcem były dźwięki. Ciche szmery i bzyczenie, szelest trawy na wietrze. Potem zapach, ktory wywołał głosne burczenie w jego brzuchu. Koto podniósł sie na cztery łapy i rozejrzał. Otaczała go wysoka trawa sięgająca chyba po sam horyzont. Nie zwietrzył niczego.
Halo? Zapytał gardłowo. Miał sucho w pysku. Mlasnął językiem i podniósł się. Spojrzał za siebie. Było tam coś przypominające dżunglę. Wiedział, że nie mógł tam pójść. Potrzasnął łbem. Jak mógł to wiedzieć, skoro nawet nie wiedział skąd się tu wziął. Odwrócił łeb przed siebie widząc w oddali samotną skałę. Przypominała mu tron. Bez zastanowienia podniósł się i ruszył w jej kierunku.
Czy będzie pamiętać?Zapytał Reg. Razem z lwicą spoczywali pomiędzy trawami obserwując oddalającego się Koto.
Będzie pamiętać to czego go nauczyłeś, jak się skradać, jak unikac niebezpieczeństwa. Będzie pamiętać co lubi, czego nienawidzi i czego się boi. Będzie nadal sobą, tak długo jak do niego nie Przemówimy. Odpowiedziała kapłanka unosząc wyżej łeb, jakby chciała się upewnić, że młode trafi tam gdzie powinno.
A nas?
Nie. Odpowiedziała beznamiętnie. Nas już nigdy nie będzie pamiętać, tego co się tu wydarzył, tego skąd pochodzi.
Lew nie wydał z siebie rzadnego dźwięku, ciężko było powiedzieć co myśli. Lwica natomiast podniosła się i przeszła obok Rega miziając go okonem figlarnie po pysku.
Dobrze się spisałeś, ale jesli chcesz potomka to zapomnij o nim. Mogę Ci dać kolejnego. Odeszła po tych słowach w gęstwiny a lew zrobił to samo stąpając ciężko.
Akcept
Wygląd:
Smukły lew, który dopiero co wkracza w swoje młodzieńcze lata. Ma dość ciemne umaszczenie ale nie jest to brąz. Raczej coś pomiędzy złotem i brązem. Ciało pokrywa trochę blizn co jest o tyle dziwne, że lew jest jeszcze młody. Przez to sierść nie rośnie na nim równomiernie i wydaje się jakby miał dziurki w swym poszyciu. Największa z blizn umieszczona jest na lewej łopatce i wygląda jakby była tam celowo. Sierść jest w niektórych miejscach wytarta jakby się obtarł lub nie miał zbyt dobrej diety. Ma też zielone oczy a końcówka ogona wydaje się nieco wystrzępiona.
Smukły lew, który dopiero co wkracza w swoje młodzieńcze lata. Ma dość ciemne umaszczenie ale nie jest to brąz. Raczej coś pomiędzy złotem i brązem. Ciało pokrywa trochę blizn co jest o tyle dziwne, że lew jest jeszcze młody. Przez to sierść nie rośnie na nim równomiernie i wydaje się jakby miał dziurki w swym poszyciu. Największa z blizn umieszczona jest na lewej łopatce i wygląda jakby była tam celowo. Sierść jest w niektórych miejscach wytarta jakby się obtarł lub nie miał zbyt dobrej diety. Ma też zielone oczy a końcówka ogona wydaje się nieco wystrzępiona.
- Kalahari
- Posty: 90
- Gatunek: P.Leo Leo
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 15 cze 2017
- Specjalizacja: Rzemieślnik poziom 1
- Waleczność: 30
- Zręczność: 70
- Percepcja: 50
Czy kiedy przychodzimy na świat nasze role są już nam przypisane? Każda jaskółka musi całe swoje życie spędzić w przestworzach, tak jak każdy lew winien być łowcą i na mordowaniu się skupić.
Stado w którym Kalahari przyszła na świat i wychowała się było dość specyficzne, władca miał obsesję na punkcie czystości krwi, dlatego też za partnerki obierał sobie kuzynki i siostry, a nawet własne córki. Władca ten był jej ojcem i kuzynem matki, no cóż, mogło trafić się jej znacznie gorzej.
I tak poza małym defektem związanym z uszami jest nawet całkiem zdrową lwicą o brązowo-beżowym umaszczeniu i bystrych zielonych oczach. Można by powiedzieć że całkiem przeciętna z niej samica, bo ich większość w jej stadzie ma podobne kolory. Na tym jednak kończy się przeciętność Kalahari.
Charakter: Jest nadwyraz złożoną istotą, o własnym kodeksie moralnym i wartościach. Powiedzieć można, że jest panią swojego życia i z pewnością nie tylko nie da sobie wejść na łeb, ale też znajdzie wyjście z wielu sytuacji. Niezwykła spostrzegawczość i pedantyczna drobiazgowość pozwala jej na dogłębną ocenę sytuacji, niestety odbija się to trochę na szybkości działań i czasem gdy wpadnie w swój wynalazczy trans wydaje się być flegmatyczna, ale czy świat powstał w jeden dzień?
Otóż to.
___________
Dlaczego by nie zastosować tych kilku składników razem i zapanować nad światem?
Samicy żyjącej w stadzie jest przypisane kilka konkretnych obowiązków. Polowania, opieka nad dziećmi i oczywiście rodzenie tych dzieci. Nieszczególnie czuła pociąg do tego utartego szlaku, chociaż w pierwszych miesiącach swojego dorosłego życia wypełniała dwa pierwsze obowiązki należycie. Dobry z niej myśliwy, za dziećmi nie przepada, chociaż wspaniale nadają się do przeprowadzenia różnych badań, bo berbecie za myszkę zrobią dosłownie wszystko.
Wolny czas spędzała na zgłębianiu tajemnic wszelkiej maści, począwszy od tego czemu wszystko co podrzucone spada, kończywszy na tym dlaczego raki chodzą tyłem. Ciekawość, niebywała chłonność umysłu i zręczność kotki została spostrzeżona przez stadnego ekscentryka wynalazcę. Podstarzały lew uznał że ma wszystkie niezbędne cechy by zostać jego uczennicą, dlatego przejął nad nią pieczę na co Król zgodził się od ręki, być może miał na to wpływ fakt, że w międzyczasie wynikły nieprzyjemne konsekwencje jego obsesji i nie chciał kolejnego karła w królewskiej rodzinie?
Uwolniona od obowiązków podjęła szkolenie i chociaż bez przeciwstawnych kciuków ciężej było jej dokonać niektórych rzeczy, radziła sobie wybornie zdobywając dość szybko tytuł rzemieślnika.
Ostrożnie z tą siarką, węglem i tym...tam takim białym proszkiem.
Prace nad kolejnym projektami zajmowały mistrza na długie godziny, miała więc sporo czasu dla siebie i swoje wynalazki, albo sen. Bo wyspany umysł to efektywny umysł i właśnie podczas poobiedniej drzemki jaskinią wstrząsnął potężny grzmot. Jakby uderzył w nią piorun, tyle tylko że żadnego pioruna, ani burzy nie było. Lwicy udało się uciec z walącej się groty, czego nie dało się powiedzieć o ekscentryku, Kalahari wiedziała że ten pracował nad czymś, co miało pozwolić lwu zapanować nad ogniem, ale cały sekretny projekt mentor zabrał ze sobą do grobu, z zawaliska uratowała tylko kilka swoich szpargałow, w tym niewielką torbę z patyczkami do liczenia, twarde igły do szycia, kłębek rzemyka, mieszek siarki, kilka skórzanych zwojów z notatkami, między innymi przepis na faszerowaną figami rybę i skrzydlate nakrycie łba, wykonane ze skrzydeł sroki, oraz kości czaszkowej bawołu.
Po trwającej tydzień żałobie pożegnała się z rodziną i wyruszyła w podróż.
Ciekawostki:
- Umie wykonywać niektóre rzemieślnicze wyroby, chociaż wymaga to sporo czasu ze względu na mało zgrabne lwie łapy.
- Potrafi liczyć, opanowała prostą obrazkową formę zapisywania notatek.
- Zna właściwości siarki, węgla, wapna i krzemienia.
gut
Stado w którym Kalahari przyszła na świat i wychowała się było dość specyficzne, władca miał obsesję na punkcie czystości krwi, dlatego też za partnerki obierał sobie kuzynki i siostry, a nawet własne córki. Władca ten był jej ojcem i kuzynem matki, no cóż, mogło trafić się jej znacznie gorzej.
I tak poza małym defektem związanym z uszami jest nawet całkiem zdrową lwicą o brązowo-beżowym umaszczeniu i bystrych zielonych oczach. Można by powiedzieć że całkiem przeciętna z niej samica, bo ich większość w jej stadzie ma podobne kolory. Na tym jednak kończy się przeciętność Kalahari.
Charakter: Jest nadwyraz złożoną istotą, o własnym kodeksie moralnym i wartościach. Powiedzieć można, że jest panią swojego życia i z pewnością nie tylko nie da sobie wejść na łeb, ale też znajdzie wyjście z wielu sytuacji. Niezwykła spostrzegawczość i pedantyczna drobiazgowość pozwala jej na dogłębną ocenę sytuacji, niestety odbija się to trochę na szybkości działań i czasem gdy wpadnie w swój wynalazczy trans wydaje się być flegmatyczna, ale czy świat powstał w jeden dzień?
Otóż to.
___________
Dlaczego by nie zastosować tych kilku składników razem i zapanować nad światem?
Samicy żyjącej w stadzie jest przypisane kilka konkretnych obowiązków. Polowania, opieka nad dziećmi i oczywiście rodzenie tych dzieci. Nieszczególnie czuła pociąg do tego utartego szlaku, chociaż w pierwszych miesiącach swojego dorosłego życia wypełniała dwa pierwsze obowiązki należycie. Dobry z niej myśliwy, za dziećmi nie przepada, chociaż wspaniale nadają się do przeprowadzenia różnych badań, bo berbecie za myszkę zrobią dosłownie wszystko.
Wolny czas spędzała na zgłębianiu tajemnic wszelkiej maści, począwszy od tego czemu wszystko co podrzucone spada, kończywszy na tym dlaczego raki chodzą tyłem. Ciekawość, niebywała chłonność umysłu i zręczność kotki została spostrzeżona przez stadnego ekscentryka wynalazcę. Podstarzały lew uznał że ma wszystkie niezbędne cechy by zostać jego uczennicą, dlatego przejął nad nią pieczę na co Król zgodził się od ręki, być może miał na to wpływ fakt, że w międzyczasie wynikły nieprzyjemne konsekwencje jego obsesji i nie chciał kolejnego karła w królewskiej rodzinie?
Uwolniona od obowiązków podjęła szkolenie i chociaż bez przeciwstawnych kciuków ciężej było jej dokonać niektórych rzeczy, radziła sobie wybornie zdobywając dość szybko tytuł rzemieślnika.
Ostrożnie z tą siarką, węglem i tym...tam takim białym proszkiem.
Prace nad kolejnym projektami zajmowały mistrza na długie godziny, miała więc sporo czasu dla siebie i swoje wynalazki, albo sen. Bo wyspany umysł to efektywny umysł i właśnie podczas poobiedniej drzemki jaskinią wstrząsnął potężny grzmot. Jakby uderzył w nią piorun, tyle tylko że żadnego pioruna, ani burzy nie było. Lwicy udało się uciec z walącej się groty, czego nie dało się powiedzieć o ekscentryku, Kalahari wiedziała że ten pracował nad czymś, co miało pozwolić lwu zapanować nad ogniem, ale cały sekretny projekt mentor zabrał ze sobą do grobu, z zawaliska uratowała tylko kilka swoich szpargałow, w tym niewielką torbę z patyczkami do liczenia, twarde igły do szycia, kłębek rzemyka, mieszek siarki, kilka skórzanych zwojów z notatkami, między innymi przepis na faszerowaną figami rybę i skrzydlate nakrycie łba, wykonane ze skrzydeł sroki, oraz kości czaszkowej bawołu.
Po trwającej tydzień żałobie pożegnała się z rodziną i wyruszyła w podróż.
Ciekawostki:
- Umie wykonywać niektóre rzemieślnicze wyroby, chociaż wymaga to sporo czasu ze względu na mało zgrabne lwie łapy.
- Potrafi liczyć, opanowała prostą obrazkową formę zapisywania notatek.
- Zna właściwości siarki, węgla, wapna i krzemienia.
gut
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości