x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Królewska Grota
Regulamin forum
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
Kary i negatywne efekty
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
Kary i negatywne efekty
- Przebywająca górach postać jest narażona na lawiny, burze albo inne przeszkody.
- Większe ryzyko złapania choroby - nie dotyczy stada zamieszkującego w tych terenach.
- Lyanna
- Valarjar
- Posty: 1021
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 wrz 2016
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 35
- Waleczność: 58
- Zręczność: 66
- Percepcja: 38
- Kontakt:
Re: Królewska Grota
Nie czekała jakoś wyjątkowo długo na uraczenie czyjąś obecnością, nie liczyło się kto to był. Ważne, że się pojawił i tyle. Nie spodziewała się nawet żadnego podarunku, ale jak się później okazało przyniósł jej co nie co na ząb. Spojrzała na niego swoim sprawnym okiem, zmusiła na delikatny uśmiech.
- Posłuchaj, w stadzie jesteśmy rodziną. Nie powinieneś się mnie bać, co najwyżej czuć respekt jako do władczyni. - przez swoją sytuację dostrzegła jak źle potraktowała miot Fedhy i samą lwicę zmuszając ich do pozostania w szeregach grupy nawet po śmierci Berghi, nadal miała wyrzuty, że wysłała Lyannę na misję samobójczą, jak bardzo była wtedy zaślepiona zazdrością. - Na pewno bez medyka nie pożyję za długo, ale masz rację ktoś musi mnie pilnować. Ragir odszedł i już nie czuję się tak bezpieczna. - wyjaśniła.
Sięgnęła łapą po zająca, wgryzła się w jego udo i zaczęła przeżuwać, posiłek powinien wzmocnić jej organizm przed regeneracją. Naprawdę była wdzięczna czarnemu młodzikowi za jego gest, skinęła głową przy przyłączył się do jedzenia. Choć była głodna jej żołądek z pewnością i tak nie przyjmie zbyt wiele za pierwszym razem.
- Powiedz mi proszę jak się odnajdujesz w stadzie? Jak ma się twoje rodzeństwo i matka? - zapytała ciekawa stanu rzeczy, nie pytała o takie coś wcześniej, więc czuła iż poniekąd zawiodła część swojej rodziny, którą współtworzą wszystkie kotowate w Szkarłatnych Grzywach.
- Posłuchaj, w stadzie jesteśmy rodziną. Nie powinieneś się mnie bać, co najwyżej czuć respekt jako do władczyni. - przez swoją sytuację dostrzegła jak źle potraktowała miot Fedhy i samą lwicę zmuszając ich do pozostania w szeregach grupy nawet po śmierci Berghi, nadal miała wyrzuty, że wysłała Lyannę na misję samobójczą, jak bardzo była wtedy zaślepiona zazdrością. - Na pewno bez medyka nie pożyję za długo, ale masz rację ktoś musi mnie pilnować. Ragir odszedł i już nie czuję się tak bezpieczna. - wyjaśniła.
Sięgnęła łapą po zająca, wgryzła się w jego udo i zaczęła przeżuwać, posiłek powinien wzmocnić jej organizm przed regeneracją. Naprawdę była wdzięczna czarnemu młodzikowi za jego gest, skinęła głową przy przyłączył się do jedzenia. Choć była głodna jej żołądek z pewnością i tak nie przyjmie zbyt wiele za pierwszym razem.
- Powiedz mi proszę jak się odnajdujesz w stadzie? Jak ma się twoje rodzeństwo i matka? - zapytała ciekawa stanu rzeczy, nie pytała o takie coś wcześniej, więc czuła iż poniekąd zawiodła część swojej rodziny, którą współtworzą wszystkie kotowate w Szkarłatnych Grzywach.
- Yakuti
- Posty: 429
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 60
- Zręczność: 60
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Skłonił nisko łbem, kiedy wspomniała o różnicy pomiędzy strachem a respektem i szacunkiem. Prawdę mówiąc pomimo tego, iż @Lyanna była Królową oraz obecnie... nie wyglądała na niewiniątko, powiedzmy... nadal chyba bardziej lękał się Nuziry. Albo raczej słów, które zasiały w jego młodym sercu niepohamowany wręcz strach o los bliskich i poczucie odpowiedzialności za ich bezpieczeństwo. Nie mógł przecież wiedzieć, że Szkarłatni nie mordują siebie nawzajem przy każdym potknięciu; Nuzira miała dobre zamiary, tylko chyba Yakuti był wtedy zbyt młody i za bardzo przerażony nową sytuacją, by nie popadać w pewnego rodzaju paranoję.
Dlatego też, kiedy Królowa zapytała o jego samopoczucie w stadzie, nie od razu wiedział, co odpowiedzieć.
- Całkiem szczerze, Wasza Wysokość... Nie bardzo mam z nimi kontakt. Dawno nie spotkałem nikogo z rodziny poza matką, Oyo czy Nuru. Nie wiem więc o ich samopoczuciu czy zdrowiu zbyt wiele - odparł zgodnie z prawdą, w pierwszej kolejności poruszając kwestię rodzinne. Cóż, pierwsza część tego pytania była dla niego o wiele bardziej kłopotliwa; w końcu miał przed sobą Królową, do tego w nie najlepszym stanie zdrowotnym. Nie powinien jej dobijać; nie wypadało jednak również kłamać. Pewnie ktoś o jej statusie bez większych trudności wychwyci fałsz, nawet w głosie Yakutiego - pozornie bezbarwnym, chłodnym, bez żadnej namiastki emocji. - Funkcjonowanie w stadzie nadal potrafi mnie czymś zaskoczyć. Powoli jednak odnajduję się w tym świecie - odparł zatem, mając nadzieję, iż ta nieco okrężna odpowiedź zadowoli Lyannę. W innym razie może mieć kłopoty, z czego zdawał sobie sprawę.
Ragir. To pytanie wciąż rozbijało się po głowie młodzika. Dawny król. Znał tę historię. Czy to właśnie on zaryczał, zwracając uwagę stada na tutejsze wydarzenia? Czy to właśnie jego spotkał na Kaskadzie? Och, tyle pytań... Nie czuł się jednak upoważniony do zadania pytań Królowej. Zresztą powinna ona odpoczywać, może innym razem. Na propozycję wspólnego posiłku skłonił z wdzięcznością głową.
- Dziękuję, Pani, jednak jestem syty. Najwyżej będziesz miała, Królowo, dwie porcje posiłku - odrzekł spokojnie, nie spoglądając Królowej w oczy... czy tam w oko... Biedna Lyanna, musiała przejść przez piekło...
Dlatego też, kiedy Królowa zapytała o jego samopoczucie w stadzie, nie od razu wiedział, co odpowiedzieć.
- Całkiem szczerze, Wasza Wysokość... Nie bardzo mam z nimi kontakt. Dawno nie spotkałem nikogo z rodziny poza matką, Oyo czy Nuru. Nie wiem więc o ich samopoczuciu czy zdrowiu zbyt wiele - odparł zgodnie z prawdą, w pierwszej kolejności poruszając kwestię rodzinne. Cóż, pierwsza część tego pytania była dla niego o wiele bardziej kłopotliwa; w końcu miał przed sobą Królową, do tego w nie najlepszym stanie zdrowotnym. Nie powinien jej dobijać; nie wypadało jednak również kłamać. Pewnie ktoś o jej statusie bez większych trudności wychwyci fałsz, nawet w głosie Yakutiego - pozornie bezbarwnym, chłodnym, bez żadnej namiastki emocji. - Funkcjonowanie w stadzie nadal potrafi mnie czymś zaskoczyć. Powoli jednak odnajduję się w tym świecie - odparł zatem, mając nadzieję, iż ta nieco okrężna odpowiedź zadowoli Lyannę. W innym razie może mieć kłopoty, z czego zdawał sobie sprawę.
Ragir. To pytanie wciąż rozbijało się po głowie młodzika. Dawny król. Znał tę historię. Czy to właśnie on zaryczał, zwracając uwagę stada na tutejsze wydarzenia? Czy to właśnie jego spotkał na Kaskadzie? Och, tyle pytań... Nie czuł się jednak upoważniony do zadania pytań Królowej. Zresztą powinna ona odpoczywać, może innym razem. Na propozycję wspólnego posiłku skłonił z wdzięcznością głową.
- Dziękuję, Pani, jednak jestem syty. Najwyżej będziesz miała, Królowo, dwie porcje posiłku - odrzekł spokojnie, nie spoglądając Królowej w oczy... czy tam w oko... Biedna Lyanna, musiała przejść przez piekło...
CAN YOU FEEL THE LOVE TONIGHT
► Pokaż Spoiler
- Lyanna
- Valarjar
- Posty: 1021
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 wrz 2016
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 35
- Waleczność: 58
- Zręczność: 66
- Percepcja: 38
- Kontakt:
Widziała już doskonale błąd jaki popełniła, nie powinna przetrzymywać w stadzie nikogo na siłę, nie kogoś nowego lub młodego, ale na odkręcenie tego wszystkiego nadal nie było za późno. Lynn zajęła się posiłkiem słuchając tego, co mówił jej czarny młokos. W spokoju przeżuwała małe kęsy wiedząc jak dużo posiłek może zdziałać w obecnej sytuacji. Gryzło ją jednak coś na zasadzie wyrzutów sumienia, a przy okazji jej serce było bardzo rozdarte i nadal myślami krążyła przy Ragirze...
- Może kiedyś zrozumiesz moją decyzję odnośnie waszej matki i ciebie, ale chcę abyś wiedział, że tutaj wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, która wspiera się niezależnie od wszystkiego. Nigdy nie miałam na zamiarze uprzykrzyć wam życia, naprawdę przykro mi jeśli się tak stało... - westchnęła, to przez co przeszła dało jej innego, świeższego spojrzenia na pewne sprawy, a najważniejsze jest przecież z każdej porażki wyciągać mądrość, którą później można wykorzystać w odpowiedni sposób.
- Chodź do mniej mój synu.. - jęknęła, wskazała miejsce obok siebie.
Chciała pokazać mu, że naprawdę jest jednym z nich, że naprawdę zależy jej na każdym lwie żyjącym w stadzie. Nikt nie był gorszy i nie miał prawa być zastraszany, nie do końca rozumiała kto albo co spowodował, że zarówno Fedha jak i jej miot były takie wypłoszone i przerażone Szkarłatnymi, ale postawiła sobie za cel wszystkiego się dowiedzieć, bo ktokolwiek to był powinien ponieść za swoje postępowanie konsekwencje. Doprowadzając do takowej sytuacji poniekąd przyczynił się do osłabienia jedności grupy, a takie zachowanie nie będzie tolerowane.
- Może kiedyś zrozumiesz moją decyzję odnośnie waszej matki i ciebie, ale chcę abyś wiedział, że tutaj wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, która wspiera się niezależnie od wszystkiego. Nigdy nie miałam na zamiarze uprzykrzyć wam życia, naprawdę przykro mi jeśli się tak stało... - westchnęła, to przez co przeszła dało jej innego, świeższego spojrzenia na pewne sprawy, a najważniejsze jest przecież z każdej porażki wyciągać mądrość, którą później można wykorzystać w odpowiedni sposób.
- Chodź do mniej mój synu.. - jęknęła, wskazała miejsce obok siebie.
Chciała pokazać mu, że naprawdę jest jednym z nich, że naprawdę zależy jej na każdym lwie żyjącym w stadzie. Nikt nie był gorszy i nie miał prawa być zastraszany, nie do końca rozumiała kto albo co spowodował, że zarówno Fedha jak i jej miot były takie wypłoszone i przerażone Szkarłatnymi, ale postawiła sobie za cel wszystkiego się dowiedzieć, bo ktokolwiek to był powinien ponieść za swoje postępowanie konsekwencje. Doprowadzając do takowej sytuacji poniekąd przyczynił się do osłabienia jedności grupy, a takie zachowanie nie będzie tolerowane.
- Yakuti
- Posty: 429
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 60
- Zręczność: 60
- Percepcja: 30
- Kontakt:
W milczeniu słuchał słów Lyanny. Wbrew temu, co można by może i pomyśleć - nie miał wobec Królowej żalu. Wcześniej - może i owszem, czuł złość. Tyle, że bardziej wymierzoną w matkę, która nie zrobiła niczego, by zmienić ich los. Dzisiaj powoli docierało do niego, że gdyby nie opieka Szkarłatnych Grzyw - być może wszystko poukładałoby się o wiele gorzej. Jeszcze gdyby towarzyszyła im Berghi... Cholera wie, komu zdążyła podpaść ona lub jej czarno-biała popleczniczka. Nie zmieniało to faktu, że nadal czuł się jak członek gorszego sortu, należący tutaj z przypadku, którego być może wcale by tu nie było, gdyby Fedha nie towarzyszyła byłej przywódczyni Końca Burzy w jej ostatniej wędrówce...
- Gdyby nie Pani decyzja, może tego życia już wcale by nie było - powiedział spokojnie. Dotąd - owszem - wiedział, jak podły i bezlitosny może być świat poza stadem. Tym bardziej martwił się o Laishię, która poza bratem nie miała przecież nikogo. Jednak dopiero widok Lyanny w tym stanie sprawił, że prawda ta stała się niemalże namacalna, dotkliwie wyrazista.
Zaskoczyło go nieco, kiedy Księżycowooka mianowała go synem. Odruchowo nawet rozejrzał się dookoła, myśląc, że przez moment nieuwagi pozwolił komuś zakraść się do nich. Dopiero po króciutkiej (chociaż w odczuciu ciemnofutrego niezmiernie się dłużącej) chwili pojął, iż słowa swoje skierowała ku niemu. Jak miałby nie wypełnić rozkazu? Nie był złym sługą czy żołnierzem - nie wiedział tylko, czy walczy w dobrej sprawie; czy walczy w sprawie mu bliskiej. Zagryzł wargę. Tylko czy powinien?
- Nie wiem, Pani, czy powinienem. Jestem... - myślał ze dwie sekundy, jak nazwać myśli kłębiące się w czaszce od dobrych tygodni. - Jestem tylko synem przybłędy.
Bo tak się czuł. Po prostu. Mimo wszystko jednak wykonał niespiesznie ze dwa kroki w jej kierunku, widocznie walcząc ze sobą. Z jednej strony polecenie (brzmiące w zasadzie jak prośba, można by odnieść wrażenie), z drugiej niskie poczucie własnej wartości.
- Gdyby nie Pani decyzja, może tego życia już wcale by nie było - powiedział spokojnie. Dotąd - owszem - wiedział, jak podły i bezlitosny może być świat poza stadem. Tym bardziej martwił się o Laishię, która poza bratem nie miała przecież nikogo. Jednak dopiero widok Lyanny w tym stanie sprawił, że prawda ta stała się niemalże namacalna, dotkliwie wyrazista.
Zaskoczyło go nieco, kiedy Księżycowooka mianowała go synem. Odruchowo nawet rozejrzał się dookoła, myśląc, że przez moment nieuwagi pozwolił komuś zakraść się do nich. Dopiero po króciutkiej (chociaż w odczuciu ciemnofutrego niezmiernie się dłużącej) chwili pojął, iż słowa swoje skierowała ku niemu. Jak miałby nie wypełnić rozkazu? Nie był złym sługą czy żołnierzem - nie wiedział tylko, czy walczy w dobrej sprawie; czy walczy w sprawie mu bliskiej. Zagryzł wargę. Tylko czy powinien?
- Nie wiem, Pani, czy powinienem. Jestem... - myślał ze dwie sekundy, jak nazwać myśli kłębiące się w czaszce od dobrych tygodni. - Jestem tylko synem przybłędy.
Bo tak się czuł. Po prostu. Mimo wszystko jednak wykonał niespiesznie ze dwa kroki w jej kierunku, widocznie walcząc ze sobą. Z jednej strony polecenie (brzmiące w zasadzie jak prośba, można by odnieść wrażenie), z drugiej niskie poczucie własnej wartości.
CAN YOU FEEL THE LOVE TONIGHT
► Pokaż Spoiler
- Lyanna
- Valarjar
- Posty: 1021
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 wrz 2016
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 35
- Waleczność: 58
- Zręczność: 66
- Percepcja: 38
- Kontakt:
- Może i by nie było, a może byłoby tylko zupełnie inne. Tego się już nie dowiesz, cieszę się chociaż z tego, że żyjecie i wyrośliście na normalne wartościowe persony. To mój mały sukces i ulga w tym wszystkim co zrobiłam niepoprawnie. - wyznała, uśmiechając się delikatnie.
Widziała problem jaki powstawał, rozumiała czarnego i dlatego nie naciskała już bardziej, ponieważ dość już wymusiła na nim, jego rodzeństwie i matce. Zdecydowanie za dużo, budowanie potęgi i rodzinnej grupy nie powinno wyglądać w podobny sposób, ale każdy popełnia błędy. Czyż nie? Otóż Lyanna uważała, że owszem popełnia się błędy, ale warto się z nich uczyć i dostrzegać w nich pozytywy i do nich zaliczało się wychowanie miotu poprzez stado. Nie zostali może jednak zaszczepieni ideą w nim panującą, ale to i tak sporo.
- Nie jesteś tylko synem przybłędy. Fedha jest jedną z nas, nawet jeśli przymuszono ją do zostania z nami po śmierci Berghi. Powiem nawet, że miała wybór... nie musiała tu przecież przychodzić ze swoją upadłą królową, ale to zrobiła. To świadczy o jej wielkim poświęceniu, może zrobiła to dla waszego dobra. Ty i twoje rodzeństwo jesteście częścią naszej rodziny i nic tego nigdy nie zmieni. - wytłumaczyła chcąc uświadomić Yakutiego jak wyglądała sprawa z jej strony.
Widziała problem jaki powstawał, rozumiała czarnego i dlatego nie naciskała już bardziej, ponieważ dość już wymusiła na nim, jego rodzeństwie i matce. Zdecydowanie za dużo, budowanie potęgi i rodzinnej grupy nie powinno wyglądać w podobny sposób, ale każdy popełnia błędy. Czyż nie? Otóż Lyanna uważała, że owszem popełnia się błędy, ale warto się z nich uczyć i dostrzegać w nich pozytywy i do nich zaliczało się wychowanie miotu poprzez stado. Nie zostali może jednak zaszczepieni ideą w nim panującą, ale to i tak sporo.
- Nie jesteś tylko synem przybłędy. Fedha jest jedną z nas, nawet jeśli przymuszono ją do zostania z nami po śmierci Berghi. Powiem nawet, że miała wybór... nie musiała tu przecież przychodzić ze swoją upadłą królową, ale to zrobiła. To świadczy o jej wielkim poświęceniu, może zrobiła to dla waszego dobra. Ty i twoje rodzeństwo jesteście częścią naszej rodziny i nic tego nigdy nie zmieni. - wytłumaczyła chcąc uświadomić Yakutiego jak wyglądała sprawa z jej strony.
- Yakuti
- Posty: 429
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 60
- Zręczność: 60
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Słuchał uważnie słów Królowej, z pokornie zwieszonym spojrzeniem chłonąc każdą z liter - może szukając w tym ukrytej krytyki, może zaś próbując jak najlepiej zapamiętać sens wypowiedzi rannej, a może po prostu ciesząc się tym, jak sprawy malowały się z jej punktu widzenia. W końcu... Dotąd jedyną równie mu przyjazną istotą była chyba tylko Laishia. No i może Nejlos, ale jego zachowania nie pojmował wcale.
Kiedy zaś Lyanna przedstawiła swoją opinię odnośnie jego rodziny oraz jego samego... Zacisnął mocno powieki. Może to się bowiem wydawać idiotyczne, ale młodziak całe dotychczasowe życie potrzebował po prostu kogoś, kto z pełnym przekonaniem opisałby jego rolę jako znaczącą i cokolwiek wnoszącą. Był częścią tej rodziny. Z jednej strony dość mocno wzruszyło go to wyznanie, z drugiej natomiast przywołało wspomnienie tych wszelkich myśli, w których przeklinał stado, uważające się za rodzinę - a, jak to odbierał, gardzące nim, przytrzymujące wbrew woli, szantażujące bezpieczeństwem matki. Możliwe, że wiele przeinaczył w swoim nazbyt młodym na tak poważne rozkminy umyśle, niemniej... teraz zrobiło mu się zwyczajnie głupio.
Po chwili podniósł więc oczy, uśmiechając się nieco koślawo do lwicy. Skinął jej również z pewną wdzięcznością głową.
- Dziękuję, Królowo. Twoje słowa... pokrzepiły zagubione serce - powiedział spokojnie, dość powoli i cicho, jakby obawiając się, iż ton jego głosu zdradzi, że ta niepozorna rozmowa zadziałała na jego emocje znacznie mocniej, aniżeli chciał przyznać. Powolutku wykonał te kilka kroków, dzielące go od Królowej, po czym usiadł we wskazanym mu chwilę temu miejscu.
- Pani, razem z nami było jeszcze jedno lwiątko, młode Berghi... - zaczął niepewnie, nie wiedząc, czy powinien kontynuować wątek. Lyanna powinna odpoczywać. Z drugiej strony... poczuł się przy niej o wiele swobodniej, niż przy Nuzirze czy własnej matce (ta miała dość specyficzne podejście do młodych, zwłaszcza płci męskiej). A kwestia zniknięcia czerwonookiej od dawna go nurtowała...
Kiedy zaś Lyanna przedstawiła swoją opinię odnośnie jego rodziny oraz jego samego... Zacisnął mocno powieki. Może to się bowiem wydawać idiotyczne, ale młodziak całe dotychczasowe życie potrzebował po prostu kogoś, kto z pełnym przekonaniem opisałby jego rolę jako znaczącą i cokolwiek wnoszącą. Był częścią tej rodziny. Z jednej strony dość mocno wzruszyło go to wyznanie, z drugiej natomiast przywołało wspomnienie tych wszelkich myśli, w których przeklinał stado, uważające się za rodzinę - a, jak to odbierał, gardzące nim, przytrzymujące wbrew woli, szantażujące bezpieczeństwem matki. Możliwe, że wiele przeinaczył w swoim nazbyt młodym na tak poważne rozkminy umyśle, niemniej... teraz zrobiło mu się zwyczajnie głupio.
Po chwili podniósł więc oczy, uśmiechając się nieco koślawo do lwicy. Skinął jej również z pewną wdzięcznością głową.
- Dziękuję, Królowo. Twoje słowa... pokrzepiły zagubione serce - powiedział spokojnie, dość powoli i cicho, jakby obawiając się, iż ton jego głosu zdradzi, że ta niepozorna rozmowa zadziałała na jego emocje znacznie mocniej, aniżeli chciał przyznać. Powolutku wykonał te kilka kroków, dzielące go od Królowej, po czym usiadł we wskazanym mu chwilę temu miejscu.
- Pani, razem z nami było jeszcze jedno lwiątko, młode Berghi... - zaczął niepewnie, nie wiedząc, czy powinien kontynuować wątek. Lyanna powinna odpoczywać. Z drugiej strony... poczuł się przy niej o wiele swobodniej, niż przy Nuzirze czy własnej matce (ta miała dość specyficzne podejście do młodych, zwłaszcza płci męskiej). A kwestia zniknięcia czerwonookiej od dawna go nurtowała...
CAN YOU FEEL THE LOVE TONIGHT
► Pokaż Spoiler
- Nuzira
- Posty: 357
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 paź 2016
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Zmierzając w stronę kaskady zastanawiała się przez pewien czas co to mógł być za ryk i do kogo należał. Wydawało się jej że był to Ragir... ale to nie możliwe, gdzie tam. Za to jednej osoby ponoć brakowało więc skierowała swe łapy właśnie do jej groty, licząc że może wróciła i opowie w końcu brązowej co tu się wydarzyło i czy kryzys zażegnany. Musiała też przekazać o tym co wydarzyło się na wysepce, jak i o dziwnym zachowaniu czarnej, nadal nie czuła się dobrze z tym że zostawiła tą dwójkę w takiej chwili... Elandir jednak wiedział co robił, przynajmniej miała taką nadzieję, a brązowa była teraz potrzebna gdzieś indziej... i to nawet nie wiedziała jak bardzo. Weszła do groty powoli i ostrożnie, rozglądając się, szybko jednak dostrzegła królową która leżała na ziemi, cała poraniona, oraz Yakutiego u jej boku. Co tu się wydarzyło? -Lyanna? - doskoczyła do lwicy, przyglądając się uważniej jej obrażeniom, nie wyglądała na pełną życia. Dlaczego czarny nadal tu siedział? -Co się stało?!- wydusiła z siebie, po czym przeniosła wzrok na czarnego. -Widziałeś gdzieś może Natakę? Trzeba sprowadzić pomoc. - dodała po chwili, wracając wzrokiem na królową. Jednak to czarna mogłaby wrócić zamiast brązowej... najwyżej po nią pobiegnie choć Nataka mogła być również gdzieś blisko i pomóc jej. Miała jednak nadzieję że nie będzie za późno.
@Lyanna @Yakuti
@Lyanna @Yakuti
- Lyanna
- Valarjar
- Posty: 1021
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 04 wrz 2016
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 35
- Waleczność: 58
- Zręczność: 66
- Percepcja: 38
- Kontakt:
Bardzo uradowało ją to, że podniosła samopoczucie Yakutiego i raz na zawsze wyjaśniła zaistniałe nieporozumienia, przy okazji pokazując czym naprawdę jest to stado. Nie rozumiała skąd wzięło się nastawienie i postawa czarnego, ale martwiło to ją na tyle, by obawiać się czy reszta rodzeństwa też przeszła coś podobnego.
- Zawsze możesz ze mną porozmawiać, taka jest moja rola w stadzie, nie obawiaj się niczego, bo nic złego przecież nie zrobiłeś. Przykro mi, że zniszczono ci dzieciństwo... - to najważniejszy moment, w jej przypadku także tak było.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że budowanie potęgi ją w tym wszystkim zgubiło, nie miała jednak przy sobie nikogo kto otrzeźwiłby jej umysł i działania. Musiało dojść do tak niechlubnego wydarzenia żeby wreszcie dostrzegła niby przyziemne, a jednak istotne sprawy.
Pytanie o córkę Berghi i Ragira zabolało ją jednak najbardziej, to tej młodej panience wyrządziła największą krzywdę, o ile jeszcze w ogóle żyje... tak młody lew na misji dla rzekomego dobra stada. Wszystko to po co? Aby pozbyć się konkurencji o tron, córka poprzednika mogłaby zyskać więcej poparcia w grupie niż jego kuzynka. Błąd nie do odwrócenia... teraz gdy Lyanna sama nie miała następcy żałowała swojego postępku, oby Szkarłatnym nie odbiła na tym punkcie palma. Nie zdążyła wyznać Yaktiemu prawdy, gdyż pojawiła się w królewskiej grocie jej kuzynka i zastępczyni. Posłała jej szeroki uśmiech.
- Yakuti da sobie radę, sprowadzi Natakę albo Gvalchę, nie wątpię w to. - rzekła jakby dla uspokojenia atmosfery. Potem przeniosła wzrok na dwuogoniastą. - Zrobiłam to co od dawna powinnyśmy zrobić. Znalazłam Ragira i chciałam go tu sprowadzić, ale nie jest on już tym samym lwem co niegdyś, straciłyśmy go. W trakcie poszukiwań natrafiłyśmy na banitów, którzy chcieli nas wykorzystać, założyć własne stado... to oni nas zaatakowali, Ragir mnie uratował. Królowa wróciła. - mówiła spokojnie, ale coraz bardziej odczuwała zmęczenie i ból jaki pozostawiły po sobie zadrapania, siniaki i dwie główne rany.
- Zawsze możesz ze mną porozmawiać, taka jest moja rola w stadzie, nie obawiaj się niczego, bo nic złego przecież nie zrobiłeś. Przykro mi, że zniszczono ci dzieciństwo... - to najważniejszy moment, w jej przypadku także tak było.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że budowanie potęgi ją w tym wszystkim zgubiło, nie miała jednak przy sobie nikogo kto otrzeźwiłby jej umysł i działania. Musiało dojść do tak niechlubnego wydarzenia żeby wreszcie dostrzegła niby przyziemne, a jednak istotne sprawy.
Pytanie o córkę Berghi i Ragira zabolało ją jednak najbardziej, to tej młodej panience wyrządziła największą krzywdę, o ile jeszcze w ogóle żyje... tak młody lew na misji dla rzekomego dobra stada. Wszystko to po co? Aby pozbyć się konkurencji o tron, córka poprzednika mogłaby zyskać więcej poparcia w grupie niż jego kuzynka. Błąd nie do odwrócenia... teraz gdy Lyanna sama nie miała następcy żałowała swojego postępku, oby Szkarłatnym nie odbiła na tym punkcie palma. Nie zdążyła wyznać Yaktiemu prawdy, gdyż pojawiła się w królewskiej grocie jej kuzynka i zastępczyni. Posłała jej szeroki uśmiech.
- Yakuti da sobie radę, sprowadzi Natakę albo Gvalchę, nie wątpię w to. - rzekła jakby dla uspokojenia atmosfery. Potem przeniosła wzrok na dwuogoniastą. - Zrobiłam to co od dawna powinnyśmy zrobić. Znalazłam Ragira i chciałam go tu sprowadzić, ale nie jest on już tym samym lwem co niegdyś, straciłyśmy go. W trakcie poszukiwań natrafiłyśmy na banitów, którzy chcieli nas wykorzystać, założyć własne stado... to oni nas zaatakowali, Ragir mnie uratował. Królowa wróciła. - mówiła spokojnie, ale coraz bardziej odczuwała zmęczenie i ból jaki pozostawiły po sobie zadrapania, siniaki i dwie główne rany.
- Yakuti
- Posty: 429
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 60
- Zręczność: 60
- Percepcja: 30
- Kontakt:
/ Nataki obecnie nie mogę sprowadzić, bo jest na innym etapie linii czasowej; u nich mniej się działo, przez co są kilka dni w tył.
Robiło się już całkiem miło oraz swobodnie. Yakuti naprawdę zaczynał czuć się całkiem... może nie dobrze, ale z pewnością lepiej, niż dotąd. Na uwagę o zniszczonym dzieciństwie nie bardzo wiedział, jak zareagować. Nie chciał zapewniać, że to nieprawda - bo faktycznie bezpowrotnie utracił kilka cennych miesięcy życia na wieczne użalanie się nad sobą, próby odszukania własnej tożsamości w obcym mu świecie. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, dlatego jedynie skinął ledwo zauważalnie pyszczkiem.
Kiedy do jaskini wpadła Nuzira, z jednej strony ucieszył się, iż nie będzie z Królową sam. Nie dlatego, że źle mu się z nią siedziało - lecz z powodu jej słabego samopoczucia oraz braku pewności siebie, który nieco go wciąż paraliżował. Nie miał pojęcia, jak obchodzić się z ranną lwicą. Owszem, sprowadziłby medyka - jednak przecież Królowa sama poprosiła, by chwilę z nią został. Teraz nic go już nie zatrzymywało. Z drugiej natomiast strony spiął się nieco, zresztą dwuogoniasta potraktowała go nieco szorstko. A może zwyczajnie przesadzał? Przecież wciąż czuł wobec niej pewien respekt i nieco się jej obawiał. Poderwał się więc na łapy, jakby gotów, by natychmiast ruszać.
- Ostatnio widziałem ją już jakiś czas temu, w Dolinie Wichrów. Ale z tego, co widziałem potem ze szczytu kaskady, miała łapy pełne roboty - przyznał. W końcu zebrało się wokół niej niemałe zbiorowisko. Nie dałby sobie łapy uciąć - bo jednak widział ich z daleka - ale chyba opatrywała już czyjeś rany. Chyba jednego z młodych Nuziry, ale może lepiej jej nie niepokoić. - Może pani Falka ma obecnie mniej na głowie? - spytał niepewnie, spoglądając na czerwonooką. W końcu to ona chyba ostatnio ruszyła w jakąś misję z czarną medyczką, chyba, że kompletnie już pomieszał, kto z kim i po co.
Skinął Królowej głową, gdy ta oznajmiła, iż poradzi sobie ze sprowadzeniem medyczki. W końcu nie mógł jej zawieść, nie po tym, jak okazała się wobec niego przyjaźniej nastawiona aniżeli jego własna rodzicielka...
Robiło się już całkiem miło oraz swobodnie. Yakuti naprawdę zaczynał czuć się całkiem... może nie dobrze, ale z pewnością lepiej, niż dotąd. Na uwagę o zniszczonym dzieciństwie nie bardzo wiedział, jak zareagować. Nie chciał zapewniać, że to nieprawda - bo faktycznie bezpowrotnie utracił kilka cennych miesięcy życia na wieczne użalanie się nad sobą, próby odszukania własnej tożsamości w obcym mu świecie. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć, dlatego jedynie skinął ledwo zauważalnie pyszczkiem.
Kiedy do jaskini wpadła Nuzira, z jednej strony ucieszył się, iż nie będzie z Królową sam. Nie dlatego, że źle mu się z nią siedziało - lecz z powodu jej słabego samopoczucia oraz braku pewności siebie, który nieco go wciąż paraliżował. Nie miał pojęcia, jak obchodzić się z ranną lwicą. Owszem, sprowadziłby medyka - jednak przecież Królowa sama poprosiła, by chwilę z nią został. Teraz nic go już nie zatrzymywało. Z drugiej natomiast strony spiął się nieco, zresztą dwuogoniasta potraktowała go nieco szorstko. A może zwyczajnie przesadzał? Przecież wciąż czuł wobec niej pewien respekt i nieco się jej obawiał. Poderwał się więc na łapy, jakby gotów, by natychmiast ruszać.
- Ostatnio widziałem ją już jakiś czas temu, w Dolinie Wichrów. Ale z tego, co widziałem potem ze szczytu kaskady, miała łapy pełne roboty - przyznał. W końcu zebrało się wokół niej niemałe zbiorowisko. Nie dałby sobie łapy uciąć - bo jednak widział ich z daleka - ale chyba opatrywała już czyjeś rany. Chyba jednego z młodych Nuziry, ale może lepiej jej nie niepokoić. - Może pani Falka ma obecnie mniej na głowie? - spytał niepewnie, spoglądając na czerwonooką. W końcu to ona chyba ostatnio ruszyła w jakąś misję z czarną medyczką, chyba, że kompletnie już pomieszał, kto z kim i po co.
Skinął Królowej głową, gdy ta oznajmiła, iż poradzi sobie ze sprowadzeniem medyczki. W końcu nie mógł jej zawieść, nie po tym, jak okazała się wobec niego przyjaźniej nastawiona aniżeli jego własna rodzicielka...
CAN YOU FEEL THE LOVE TONIGHT
► Pokaż Spoiler
- Nuzira
- Posty: 357
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 paź 2016
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Zdecydowanie nigdy nie miała zamiaru traktować czarnego szorstko, ba, uważała że był najbardziej obiecujący z całego miotu Fedhy, cieszyła się że chciał z nią rozmawiać i przykro było jej mówić o tym, jak to kiedyś wyglądało. Liczyła jednak że odnajdzie się w stadzie i nie będzie czuł się jak jakiś więzień, zresztą zamierzała jeszcze z nim porozmawiać czy też potrenować, niestety życie miało co do niej inne plany. Tak samo teraz, miała porozmawiać z białym a właśnie odnalazła królową, całą poranioną na ziemi. -Cieszę się że wróciłaś, witaj znów w stadzie królowo. - uśmiechnęła się lekko, po czym westchnęła. -Mówiłam Ci już kiedyś że to nie ten sam Ragir... chociaż miałam nadzieję że jak Ciebie zobaczy to coś sobie przypomni, widocznie za długo już był sam.- mruknęła, nadal ją to bolało, tęskniła za bratem równie mocno co Lyanna. Niestety czas był by się obie pogodziły z faktem że nie był to ten sam lew którego znały, może gdyby zaakceptowały go takim jakim był teraz... zdecydowałby się zostać w stadzie? Teraz jednak nie był to najlepszy czas na takie rozmowy. -Właśnie byłam z Gvalchą na plaży, znaleźliśmy tam dziwny kamień, rozdzieliłyśmy się jednak by sprawdzić co się działo, słyszałyśmy ryk... dam jej znak to na pewno szybko wróci.- skoro nie mieli innego wyjścia trzeba było ją tu sprowadzić a nie było czasu na bieganie ponownie w tamto miejsce, szczególnie że czarna raczej znała jej ryk i mogła się domyślić że jednak potrzebuje jej pomocy. Dlatego też wyszła przed grotę i głośno zaryczała, licząc że @Gvalch'ca jak i @Elandir usłyszą i ruszą w jej kierunku. Po chwili wróciła do środka i usiadła obok nich. -Nie wiesz gdzie teraz poszedł? Może uda się go przekonać by został?- skoro i tak mieli czekać, to czemu nie wrócić jednak do tematu. Na chwilę zerknęła również na czarnego który przecież nie miał bladego pojęcia o kim mówiły cały ten czas. -Ragir to mój brat oraz były król naszego stada. Pewnego dnia zniknął a gdy go odnalazłam, dowiedziałam się że stracił pamięć... - westchnęła ciężko po czym zmrużyła lekko oczy. -Wiesz może czy ktoś z twojego rodzeństwa się odnalazł? Z tego co mi wiadomo nikt ich ostatnio nie widział. - szkoda, liczyła że będą przyszłością stada, niestety widocznie nie czuli się tu dobrze, a może zamierzali pozwiedzać krainę, kto wie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości