x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Ach ta dzisiejsza młodzież! [Ushindi, Malahir]
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Re: Ach ta dzisiejsza młodzież! [Ushindi, Malahir]
/Również przepraszam za zamulenie ;-;
A on za to uważał, że z całą pewnością właśnie powinien mu podziękować. Od długiego już czasu zielonooki odnosił wrażenie, iż nikt do końca go nie rozumie. Choć zapewne brzmiało to, jak typowe marudzenie dorastającego młodzieńca, tak właśnie się czuł. Wiecznie ignorowany, pozostawiony samemu sobie ze swoimi myślami i problemami. Odepchnięty od ważnych spraw ze względu na wiek, zmuszony do bezczynnego wyczekiwania na to, że wreszcie usłyszy jakieś wieści o swojej rodzinie. Kiedyś z pewnością zrozumie, że wszyscy w ten sposób pragnęli go chronić. Zapewne doceni, jak i odczuje głęboką skruchę na samą myśl, iż kiedyś miał im to za złe. Teraz jednak nie widział w takiej postawie nic dobrego. Największą dobrocią, z jaką mógł się spotkać była ta oto rozmowa ze stojącym przed nim młodszym samcem, który jako jedyny podzielał jego zdanie. Przekonanie, że nie mogą ot tak siedzieć bezczynnie i udawać, iż nic się nie stało.
Dlatego też obdarzył księcia uśmiechem. Szerszym i cieplejszym, niż gościł na jego obliczu ostatnimi czasy. Nie powiedział już jednak nic więcej, nie chcąc wpadać w błędne koło nieskończonych podziękowań. Zresztą... W końcu nie potrzeba było więcej słów. Był pewien, że obaj i bez tego odczuwali tę samą nić porozumienia.
Spoważniał zaraz, gdy rozmówca spytał o najbliższe plany. No cóż... Szczerze mówiąc jeszcze takowych nie miał. Choć chęć zemsty nosił w sobie długo, ostateczną decyzję podjął tu i teraz, pod wpływem impulsu. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać, że zdecydowanie potrzebowali jakiegoś planu.
Co mogłoby im pomóc w walce z groźnym przeciwnikiem? Mimowolnie wrócił myślami do wydarzeń sprzed wielu miesięcy, kiedy na jego i brata napadnięto. Przypomniał sobie tę bezsilność i strach. Nie mogli doprowadzić, by ponownie stało się to samo...
- Musimy trenować walkę, to na pewno. Nie wiem, jak ty, ale oprócz przepychanek z rodzeństwem jako dzieciak i polowaniem to do tej pory nie miałem okazji się w tym kierunku wykazać. A lepiej zawczasu poznać nieco techniki - odezwał się po chwili. - Przydałoby się przekonać kogoś, by nas szkolił... Ale jednocześnie zrobić to tak, żeby niczego się nie domyślił. Nie sądzę, by komukolwiek podobał się nasz pomysł - dodał po chwili, z lekkim skrzywieniem.
A on za to uważał, że z całą pewnością właśnie powinien mu podziękować. Od długiego już czasu zielonooki odnosił wrażenie, iż nikt do końca go nie rozumie. Choć zapewne brzmiało to, jak typowe marudzenie dorastającego młodzieńca, tak właśnie się czuł. Wiecznie ignorowany, pozostawiony samemu sobie ze swoimi myślami i problemami. Odepchnięty od ważnych spraw ze względu na wiek, zmuszony do bezczynnego wyczekiwania na to, że wreszcie usłyszy jakieś wieści o swojej rodzinie. Kiedyś z pewnością zrozumie, że wszyscy w ten sposób pragnęli go chronić. Zapewne doceni, jak i odczuje głęboką skruchę na samą myśl, iż kiedyś miał im to za złe. Teraz jednak nie widział w takiej postawie nic dobrego. Największą dobrocią, z jaką mógł się spotkać była ta oto rozmowa ze stojącym przed nim młodszym samcem, który jako jedyny podzielał jego zdanie. Przekonanie, że nie mogą ot tak siedzieć bezczynnie i udawać, iż nic się nie stało.
Dlatego też obdarzył księcia uśmiechem. Szerszym i cieplejszym, niż gościł na jego obliczu ostatnimi czasy. Nie powiedział już jednak nic więcej, nie chcąc wpadać w błędne koło nieskończonych podziękowań. Zresztą... W końcu nie potrzeba było więcej słów. Był pewien, że obaj i bez tego odczuwali tę samą nić porozumienia.
Spoważniał zaraz, gdy rozmówca spytał o najbliższe plany. No cóż... Szczerze mówiąc jeszcze takowych nie miał. Choć chęć zemsty nosił w sobie długo, ostateczną decyzję podjął tu i teraz, pod wpływem impulsu. Dopiero teraz zaczynało do niego docierać, że zdecydowanie potrzebowali jakiegoś planu.
Co mogłoby im pomóc w walce z groźnym przeciwnikiem? Mimowolnie wrócił myślami do wydarzeń sprzed wielu miesięcy, kiedy na jego i brata napadnięto. Przypomniał sobie tę bezsilność i strach. Nie mogli doprowadzić, by ponownie stało się to samo...
- Musimy trenować walkę, to na pewno. Nie wiem, jak ty, ale oprócz przepychanek z rodzeństwem jako dzieciak i polowaniem to do tej pory nie miałem okazji się w tym kierunku wykazać. A lepiej zawczasu poznać nieco techniki - odezwał się po chwili. - Przydałoby się przekonać kogoś, by nas szkolił... Ale jednocześnie zrobić to tak, żeby niczego się nie domyślił. Nie sądzę, by komukolwiek podobał się nasz pomysł - dodał po chwili, z lekkim skrzywieniem.
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Samemu Ushindiemu równie mocno brakowało kogoś, kto zrozumie jego ból oraz frustrację. Cieszył się, że danym mu było bliższe poznanie Malahira; wszak dotąd był dla niego tylko "synem Jasira", piewcą złych wieści, który wpada z informacją i znika, jeszcze karcąc cię niczym ostatniego szczeniaka. Dzisiaj patrzył na niego zupełnie inaczej; jak na przyjaciela, może nawet starszego brata. Kogoś, z kim dzielisz światopogląd i kogoś, z kim wspólnie będziesz tego za kilka miesięcy żałować.
W reakcji na uśmiech Malahira odwzajemnił się tym samym, przywołując na pysk serdeczny i szeroki uśmiech - grymas, którego również dawno nie miał okazji okazać, a za którym, co tu kryć, tęsknił. Brakowało mu poczucia, iż istnieje w tym świecie ktokolwiek, kto nie odgania cię niczym niechcianą muchę za każdym razem, kiedy tylko odważył się otworzyć pysk i wspomnieć o własnych uczuciach czy opiniach. Brakowało mu kogoś, kto będzie traktować go poważnie, jak równego sobie.
Słuchał uważnie słów towarzysza, jedynie raz za razem potakująco skinąwszy głową. Więc, jak widać, wielkie umysły myślały podobnie. Trzeba się przygotować, należy odbyć morderczy trening, z którego wyciągną jak najwięcej. Słysząc zaś ostatnie zdanie lwa, podrapał się po łbie, zupełnie, jakby dopiero teraz w pełni dotarła do niego powaga sytuacji. Odchrząknął zaraz i wyprostował się dumnie, coby nie pokazywać kompanowi własny brak pewności siebie (nad wyplewieniem którego również będzie musiał ostro popracować!).
- Myślę, że nie powinno być z tym kłopotów, w końcu straszą nas cały czas Wodzem i innymi niebezpieczeństwami, chcemy potrafić obronić siebie i bliskich... Nie powinno to wzbudzać podejrzeń... Mam taką nadzieję... Myślisz, że Kanclerz będzie odpowiednim nauczycielem? Z tego, co wiem, ma sporo sukcesów wojennych na koncie? - zapytał, bo nieszczególnie do głowy przyszedł mu ktokolwiek inny, kto mógłby zostać mentorem w kwestii walk i bijatyk. Wstyd przyznać, ale jego doświadczenie w tej dziedzinie było jeszcze skromniejsze, aniżeli w przypadku zielonookiego - Ushindi nie polował. Zazwyczaj dostawał gotowe pod nos, bo w końcu wielu próbowało królewskiej rodzinie się przypodobać, a on jakoś nigdy tymi podarkami nie gardził...
/ żaden problem; ważne, że odpisałaś ♥
W reakcji na uśmiech Malahira odwzajemnił się tym samym, przywołując na pysk serdeczny i szeroki uśmiech - grymas, którego również dawno nie miał okazji okazać, a za którym, co tu kryć, tęsknił. Brakowało mu poczucia, iż istnieje w tym świecie ktokolwiek, kto nie odgania cię niczym niechcianą muchę za każdym razem, kiedy tylko odważył się otworzyć pysk i wspomnieć o własnych uczuciach czy opiniach. Brakowało mu kogoś, kto będzie traktować go poważnie, jak równego sobie.
Słuchał uważnie słów towarzysza, jedynie raz za razem potakująco skinąwszy głową. Więc, jak widać, wielkie umysły myślały podobnie. Trzeba się przygotować, należy odbyć morderczy trening, z którego wyciągną jak najwięcej. Słysząc zaś ostatnie zdanie lwa, podrapał się po łbie, zupełnie, jakby dopiero teraz w pełni dotarła do niego powaga sytuacji. Odchrząknął zaraz i wyprostował się dumnie, coby nie pokazywać kompanowi własny brak pewności siebie (nad wyplewieniem którego również będzie musiał ostro popracować!).
- Myślę, że nie powinno być z tym kłopotów, w końcu straszą nas cały czas Wodzem i innymi niebezpieczeństwami, chcemy potrafić obronić siebie i bliskich... Nie powinno to wzbudzać podejrzeń... Mam taką nadzieję... Myślisz, że Kanclerz będzie odpowiednim nauczycielem? Z tego, co wiem, ma sporo sukcesów wojennych na koncie? - zapytał, bo nieszczególnie do głowy przyszedł mu ktokolwiek inny, kto mógłby zostać mentorem w kwestii walk i bijatyk. Wstyd przyznać, ale jego doświadczenie w tej dziedzinie było jeszcze skromniejsze, aniżeli w przypadku zielonookiego - Ushindi nie polował. Zazwyczaj dostawał gotowe pod nos, bo w końcu wielu próbowało królewskiej rodzinie się przypodobać, a on jakoś nigdy tymi podarkami nie gardził...
/ żaden problem; ważne, że odpisałaś ♥
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Widok pyska Ushindiego wykrzywiającego się w uśmiechu wzbudził w nim coś na kształt ulgi, której towarzyszyło rosnące z każdą chwilą przekonanie, że w końcu nie jest sam z własnym gniewem i bólem, a także iż nie jest jedyną osobą, która nie miała zamiaru siedzieć spokojnie na zadzie i udawać, że tragedia wcale nie dotknęła ich rodzin. Czy też czekać, aż ktoś inny łaskawie zajmie się tą sprawą, co zapewne nigdy się nie zdarzy. Nawet, jeśli w głębi duszy czuł, że plan zemsty jest szalony i bardzo wiele może pójść w nim nie tak, czuł się lepiej ze świadomością, iż młody książę również ma zamiar przyczynić się do jego realizacji. O którym zresztą już dawno przestał myśleć po prostu jako o "księciu" - teraz w jego oczach stał się kimś o wiele bliższym. Być może nawet bliższym od ojca, wiecznie zajętego stadną polityką. Może nawet i bliższy niż matka, która w pewnym momencie również przepadła. Może i bliższym od zaginionego rodzeństwa, które było źródłem tego całego zamieszania. W tym momencie w końcu uważał zaginionych za martwych, których pamięć domaga się pomsty za ich krzywdy, a w Zafirze widział raczej osobę, którą powinien chronić. Co prawda nigdy nie przyznałby się przed nikim do tych uczuć, lecz skłamałby, twierdząc, że nie poczuł jakiejkolwiek więzi z Ushindim, młodszym samcem, z którym nicią zrozumienia połączyła go tragedia.
Zmarszczył brwi, słuchając słów młodszego i pokiwał powoli głową. Był świadom tego, że jeszcze wiele pracy przed nimi i nieco go to frustrowało, lecz był na to gotów. Musieli stać się silniejszymi, nauczyć się walczyć, jeśli pragnęli osiągnąć cokolwiek. Oznaczało to wiele pracy, dużo ciężkich treningów i opracowanie dobrego planu działania. I to wszystko nie zwracając na siebie uwagi starszych, którzy zapewne by ich zamiarów nie popierali.
- Myślę, że kanclerz będzie najlepszym mentorem. Jest silny i spędził wiele lat na polu bitwy. No i jestem pewien, że chętnie się zgodzi nas szkolić - przytaknął. Co prawda nie znał Tiba zbyt dobrze, lecz jego przyjazne usposobienie połączone z oczywistym doświadczeniem w wojaczce czyniło go odpowiednim nauczycielem. Nie był w stanie myśleć o kimkolwiek innym poza swoim ojcem, którego nie chciałby prosić o trening z wiadomych względów.
- Zawsze możemy też iść na jakiegoś większego zwierza, to też dobry trening - dodał po chwili. Jakoś nie pomyślał nad tym, że Ushindi mógłby nigdy w życiu nie polować. Sam robił to tylko od czasu do czasu, w końcu stado posiadało własną grupę doświadczonych łowczyń, których podstawowym zadaniem było zapełnienie ich spiżarni, no i nigdy nie schwytał nic innego niż jakaś mniejsza gazela.
Zmarszczył brwi, słuchając słów młodszego i pokiwał powoli głową. Był świadom tego, że jeszcze wiele pracy przed nimi i nieco go to frustrowało, lecz był na to gotów. Musieli stać się silniejszymi, nauczyć się walczyć, jeśli pragnęli osiągnąć cokolwiek. Oznaczało to wiele pracy, dużo ciężkich treningów i opracowanie dobrego planu działania. I to wszystko nie zwracając na siebie uwagi starszych, którzy zapewne by ich zamiarów nie popierali.
- Myślę, że kanclerz będzie najlepszym mentorem. Jest silny i spędził wiele lat na polu bitwy. No i jestem pewien, że chętnie się zgodzi nas szkolić - przytaknął. Co prawda nie znał Tiba zbyt dobrze, lecz jego przyjazne usposobienie połączone z oczywistym doświadczeniem w wojaczce czyniło go odpowiednim nauczycielem. Nie był w stanie myśleć o kimkolwiek innym poza swoim ojcem, którego nie chciałby prosić o trening z wiadomych względów.
- Zawsze możemy też iść na jakiegoś większego zwierza, to też dobry trening - dodał po chwili. Jakoś nie pomyślał nad tym, że Ushindi mógłby nigdy w życiu nie polować. Sam robił to tylko od czasu do czasu, w końcu stado posiadało własną grupę doświadczonych łowczyń, których podstawowym zadaniem było zapełnienie ich spiżarni, no i nigdy nie schwytał nic innego niż jakaś mniejsza gazela.
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Słuchał uważnie odpowiedzi starszego kompana, raz za razem potwierdzająco skinąwszy czerepem. Ucieszył się w duchu, kiedy Malahir poparł jego wybór najlepszego z najlepszych w kwestii nauczyciela. Młody Ushindi bowiem nadal przepełniony był podziwem nie tylko względem osiągnięć Tiba, lecz również samego jego sposobu bycia. Chociaż bowiem był Kanclerzem - zawsze znajdował chwilę, by pogawędzić. Przykro jedynie, że w tym natłoku brakło czasu na dogłębniejsze poszukiwania sióstr naszej dwójki... O to miał żal, jednak nie wymierzył go w samego Generała, a raczej w system - chociaż nie miał pojęcia nawet, co pod tym pojęciem na dobrą sprawę rozumiał. Powtarzał, co usłyszał, dorabiając zaiste własną teorię. Jak to nastolatek.
- Dobrze, postaram się zatem o szkolenie u Kanclerza - rzekł spokojnie, marszcząc w zastanowieniu nos. W odróżnieniu od Malahira sam Ushindi nie pomyślał ani przez chwilę o swoim ojcu, chociaż przecież i on w wojaczce miał spore doświadczenie. Jakby jednak nie patrzeć na raczej chłodne relacje złotookiego do Thana wpłynęło w głównej mierze to, iż ojca... nigdy nie było, a kiedy już był - średnio starał się o budowę poprawnej relacji z synem.
Propozycja, która padła później, sprawiła, iż zmarszczka przesunęła się z regionu pudrowego noska księcia i zasnuła niemalże całe czoło, a w złocie jego spojrzenia zamajaczyła nieco chłodniejsza nutka zakłopotania. Bo jakże miałby powiedzieć teraz, że jest tak nieużytecznym gamoniem, iż nawet zająca złapać nie potrafi bez co najmniej jednego potknięcia się o własne łapy? Odchrząknął, przywołując na pyszczydło wyraz chłodnej i poważnej obojętności, co nie przyszło mu nazbyt łatwo.
- Tttt... Tak, możemy. Tylko... No, wiesz... To będzie mój pierwszy raz - skapitulował w końcu, bo przecież jego brak doświadczenia i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw. Lepiej więc nie pozostawiać niepowodzeń, które mogłyby obrócić się pewnego dnia przeciwko niemu samemu. Zresztą... Jeszcze by się Malahir poczuł oszukanym, a tego zdecydowanie nie chciał!
- Dobrze, postaram się zatem o szkolenie u Kanclerza - rzekł spokojnie, marszcząc w zastanowieniu nos. W odróżnieniu od Malahira sam Ushindi nie pomyślał ani przez chwilę o swoim ojcu, chociaż przecież i on w wojaczce miał spore doświadczenie. Jakby jednak nie patrzeć na raczej chłodne relacje złotookiego do Thana wpłynęło w głównej mierze to, iż ojca... nigdy nie było, a kiedy już był - średnio starał się o budowę poprawnej relacji z synem.
Propozycja, która padła później, sprawiła, iż zmarszczka przesunęła się z regionu pudrowego noska księcia i zasnuła niemalże całe czoło, a w złocie jego spojrzenia zamajaczyła nieco chłodniejsza nutka zakłopotania. Bo jakże miałby powiedzieć teraz, że jest tak nieużytecznym gamoniem, iż nawet zająca złapać nie potrafi bez co najmniej jednego potknięcia się o własne łapy? Odchrząknął, przywołując na pyszczydło wyraz chłodnej i poważnej obojętności, co nie przyszło mu nazbyt łatwo.
- Tttt... Tak, możemy. Tylko... No, wiesz... To będzie mój pierwszy raz - skapitulował w końcu, bo przecież jego brak doświadczenia i tak prędzej czy później wyjdzie na jaw. Lepiej więc nie pozostawiać niepowodzeń, które mogłyby obrócić się pewnego dnia przeciwko niemu samemu. Zresztą... Jeszcze by się Malahir poczuł oszukanym, a tego zdecydowanie nie chciał!
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
O ile Ushindi miał żal do samego systemu, Malahir mimo swych starań, by tego nie robić miał żal do stada. I z jednej strony strasznie mu było z tego powodu głupio, lecz co i rusz łapał się na wyrzucaniu lwioziemcom, iż nawet nie próbowali dociec, co się stało z jego rodziną. Po części wiedział, jak bardzo jest to głupie, samolubne rozumowanie. W końcu groziła im wojna z Wodzem, a to w końcu ważniejsze, niż kilka zaginionych lwów. To oczywiste. Jednak z drugiej strony... No cóż, często nie mógł powstrzymać napływu ponurych, pełnych goryczy i złości myśli o tym, jak to pojedynczy, szary członek stada nikogo tak naprawdę nie obchodzi, jak pełniący władzę są gotowi poświęcić dobre, uczciwe lwy dla sprawy i że w ogóle przodkowie najwyraźniej się od niego odwrócili i teraz robią wszystko, by uczynić z jego życia jakiś kiepski, nieśmieszny żart. Zawsze, kiedy łapał się na podobnych myślach ogarniało go poczucie winy. Wiedział, że nie powinien był nawet tak myśleć i był świadom, jak wiele osób by skrzywdził wypowiadając którąkolwiek z tych myśli na głos. Jednak te wciąż wracały, wracał też i gniew. Który teraz postanowił w końcu ukierunkować w stronę mordercy Sariny i kimkolwiek był ten, kto skrzywdził jego rodzinę, o co teraz podejrzewał podwładnych Wodza. No cóż... Zawsze to lepsze, niż wściekanie się na cały świat, prawda? Dlatego też plan zemsty przynosił mu pewną ulgę i spokój.
Pokiwał głową na słowa samca, obdarzając go kolejnym uśmiechem.
- Postaram się zrobić to samo - odpowiedział. Nie sądził, że umówienie się z Tibem na szkolenie będzie jakoś szczególnie trudne. Oczywiście, kanclerz miał dużo innych rzeczy do roboty, jednakże był niemalże pewien, iż ucieszy się widząc, jak młody członek stada chce trenować, by w przyszłości dobrze się mu przysłużyć. I chociaż z pewnością nie poparłby jego prawdziwych planów... Na dłuższą metę zabicie paru wrogów Lwiej Ziemi tylko przysłużyłoby się stadu jako całości, prawda?
Mina mu zrzedła, kiedy Ushindi przyznał się, że nigdy nie polował. Chociaż przed chwilą nawet o tym nie myślał, teraz wydało mu się to tak oczywiste, iż poczuł się jak idiota. Wiadomo, że nie polował. Nie tylko był samcem, lecz również i księciem. Książęta zazwyczaj nie muszą brudzić sobie łap. Ba, on sam nauczył się polować tylko dlatego, że od dłuższego czasu był niepokornym dzieciakiem lubiących włóczyć się samotnie po okolicy, w innym przypadku pewnie uzależniłby się całkiem od stadnej grupy łowieckiej dostarczającej zawsze świeżej zwierzyny.
Zaraz jednak uśmiechnął się na nowo, chcąc jakoś rozmówcę pocieszyć.
- Zawsze mogę cię nauczyć! No... Chyba. Nie mówię, że jestem mistrzem jeśli chodzi o polowanie, na pewno nie dorastam do pięt żadnej ze stadnych łowczyń, no ale... - rzucił, wzruszając niedbale barkami.
Pokiwał głową na słowa samca, obdarzając go kolejnym uśmiechem.
- Postaram się zrobić to samo - odpowiedział. Nie sądził, że umówienie się z Tibem na szkolenie będzie jakoś szczególnie trudne. Oczywiście, kanclerz miał dużo innych rzeczy do roboty, jednakże był niemalże pewien, iż ucieszy się widząc, jak młody członek stada chce trenować, by w przyszłości dobrze się mu przysłużyć. I chociaż z pewnością nie poparłby jego prawdziwych planów... Na dłuższą metę zabicie paru wrogów Lwiej Ziemi tylko przysłużyłoby się stadu jako całości, prawda?
Mina mu zrzedła, kiedy Ushindi przyznał się, że nigdy nie polował. Chociaż przed chwilą nawet o tym nie myślał, teraz wydało mu się to tak oczywiste, iż poczuł się jak idiota. Wiadomo, że nie polował. Nie tylko był samcem, lecz również i księciem. Książęta zazwyczaj nie muszą brudzić sobie łap. Ba, on sam nauczył się polować tylko dlatego, że od dłuższego czasu był niepokornym dzieciakiem lubiących włóczyć się samotnie po okolicy, w innym przypadku pewnie uzależniłby się całkiem od stadnej grupy łowieckiej dostarczającej zawsze świeżej zwierzyny.
Zaraz jednak uśmiechnął się na nowo, chcąc jakoś rozmówcę pocieszyć.
- Zawsze mogę cię nauczyć! No... Chyba. Nie mówię, że jestem mistrzem jeśli chodzi o polowanie, na pewno nie dorastam do pięt żadnej ze stadnych łowczyń, no ale... - rzucił, wzruszając niedbale barkami.
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
W złotych ślepiach Ushindiego pojawiła się zadziorna iskierka; skoczny blask, którego dawno u niego zaobserwować nie można było, bo i dlaczegoż miałby się cieszyć, kiedy ostatnie miesiące przypominały bardziej długie pasmo niepowodzeń i porażek? Jednak świadomość posiadania w oparciu w całkiem sympatycznym i inteligentnym - jak się podczas tego spotkania okazało - synu radcy oraz jego chęć pomocy w kwestii nie tylko niesienia zemsty, lecz i nauce polowania, działały niczym plasterek na jego duszę. Co prawda rany nie wyleczy, ale pozwoli mniej krwawić i nie ubrudzić szkarłatem wszystkiego wkoło.
- Znaczy, że polujesz o wiele lepiej ode mnie - przyznał, z pozoru lekkim i beztroskim tonem, chociaż w duchu aż dławiło go od tłumionego zażenowania. Nie chciał jednak, by Malahir uznał go za słabeusza bądź mięczaka, bo jeszcze gotów wyłączyć go z tego całego planu, który na razie przypominał bardziej zbiór luźnych sugestii aniżeli faktyczny plan - jednak czy to ważne? Młodzi byli, niepokorni, świat stał przed nimi otworem! Co mieli do stracenia, poza własnym zdrowiem, może nawet życiem? Niska cena, jak za ukojenie własnych serc oraz wywalczenie spokoju dla Sariny.
- Co największego udało ci się upolować? Byłeś sam, czy próbowałeś z kimś? - spytał. A zaraz potem, jakby nie całkiem pytanie to przemyślawszy, wyparował: - Co sądzisz o Firyi, wiesz, tej mojej bardziej żywej siostrze?
- Znaczy, że polujesz o wiele lepiej ode mnie - przyznał, z pozoru lekkim i beztroskim tonem, chociaż w duchu aż dławiło go od tłumionego zażenowania. Nie chciał jednak, by Malahir uznał go za słabeusza bądź mięczaka, bo jeszcze gotów wyłączyć go z tego całego planu, który na razie przypominał bardziej zbiór luźnych sugestii aniżeli faktyczny plan - jednak czy to ważne? Młodzi byli, niepokorni, świat stał przed nimi otworem! Co mieli do stracenia, poza własnym zdrowiem, może nawet życiem? Niska cena, jak za ukojenie własnych serc oraz wywalczenie spokoju dla Sariny.
- Co największego udało ci się upolować? Byłeś sam, czy próbowałeś z kimś? - spytał. A zaraz potem, jakby nie całkiem pytanie to przemyślawszy, wyparował: - Co sądzisz o Firyi, wiesz, tej mojej bardziej żywej siostrze?
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Szczerze mówiąc Malahirowi nie przeszło przez myśl, by uznać go za bezużytecznego, czy też za mięczaka. Prędzej w chwili, gdy Ushindi przyznał, iż w życiu nie polował, wydało mu się to jak najbardziej oczywiste. W końcu był nie tylko samcem, ale również i księciem. Zdobywanie pożywienia w żadnym stopniu nie należało do jego głównych obowiązków, zresztą wiadomo, że rodzinie królewskiej przysługują specjalne przywileje. W tej samej chwili przypomniał sobie na nowo, iż rozmawia z potomkiem wielkich władców Lwiej Ziemi, o czym szczerze powiedziawszy zdążył już zapomnieć podczas tej rozmowy, dostrzegając w młodszym samcu ot po prostu, kolegę w podobnym wieku, z którym, jak się okazało, dość sporo go łączyło. Poniekąd zrobiło mu się z tego powodu strasznie głupio i poczuł się jak ostatni idiota. W końcu jak mógł nie pomyśleć o czymś tak prostym i oczywistym?
Z drugiej strony, z wiadomych względów takie stan rzeczy nie był idealny, i Malahir nie był z tego do końca zadowolony. Oznaczało to, że czeka ich jeszcze więcej pracy. W końcu kto wie, czy w poszukiwaniu morderców nie będą musieli wyruszyć na jakąś dłuższą wyprawę i przebywać z dala od stada? Przecież jemu samemu trudno by było wyżywić ich dwójkę. Z drugiej jednak strony gotów był pomóc Ushindiemu w nauce. Nie miał serca ot tak mu odmówić, zmienić zdania i nagle stwierdzić, że nie chce, by był częścią ich planu. Nie tylko dlatego, iż był świadom jak bardzo potrzebuje sojuszników. Po prostu wiedział, że książę ma takie samo, jak on prawo do zemsty.
- Hmm... Może jakaś gazela? - odpowiedział na jego pytanie po chwili, marszcząc przy tym nieco zabawnie czoło w geście zastanowienia. - I nie, nie polowałem w grupie. Teoretycznie to nie moja robota, więc nikt mnie tego nie uczył, no ale... Przydaje się wiedzieć, jak złapać obiad, kiedy czasami masz ochotę ot tak po prostu powłóczyć się samemu z daleka od wszystkich... - przyznał. Jego techniki łowieckie zapewne do najlepszych nie należały, biorąc pod uwagę, że uczył się głównie poprzez zabawę, jako lwiątko, a później obserwując z daleka polujące lwice. Jak na razie niekoniecznie brał pod uwagę to, iż od przeciętnej samicy zaczynał już być większy i cięższy, co oczywiście oznaczało, że niektóre stosowane przez nich strategie nie będą tak efektowne w jego wykonaniu.
Kolejne pytanie sprawiło, że zamarł. Ot po prostu, bo zwyczajnie się go nie spodziewał. Spojrzał na Ushindiego ze szczerym zdumieniem, po czym zmarszczył czoło w zamyśleniu, zastanawiając się, co rzeczywiście sądzi o księżniczce. Chyba po raz pierwszy w życiu, nie przypominał sobie bowiem wcześniej rozmyślania nad tę kwestią.
Szczerze mówiąc, nie miał zbytnio okazji z nią porozmawiać, znał ją głównie z widzenia i głównie kojarzył jako młodą, jasnofutrą lwicę biegającą zazwyczaj gdzieś ze swoim bratem, o dość oryginalnej, jak na lwioziemskie standardy, urodzie.
- Nie miałem okazji bliżej ją poznać, ale wydaje się całkiem... Urocza - odpowiedział po chwili. Czy wypadało mu nawet dyskutować na temat księżniczki? Szczerze mówiąc nie był pewien, jednak postanowił się nad tym nie zastanawiać.
Z drugiej strony, z wiadomych względów takie stan rzeczy nie był idealny, i Malahir nie był z tego do końca zadowolony. Oznaczało to, że czeka ich jeszcze więcej pracy. W końcu kto wie, czy w poszukiwaniu morderców nie będą musieli wyruszyć na jakąś dłuższą wyprawę i przebywać z dala od stada? Przecież jemu samemu trudno by było wyżywić ich dwójkę. Z drugiej jednak strony gotów był pomóc Ushindiemu w nauce. Nie miał serca ot tak mu odmówić, zmienić zdania i nagle stwierdzić, że nie chce, by był częścią ich planu. Nie tylko dlatego, iż był świadom jak bardzo potrzebuje sojuszników. Po prostu wiedział, że książę ma takie samo, jak on prawo do zemsty.
- Hmm... Może jakaś gazela? - odpowiedział na jego pytanie po chwili, marszcząc przy tym nieco zabawnie czoło w geście zastanowienia. - I nie, nie polowałem w grupie. Teoretycznie to nie moja robota, więc nikt mnie tego nie uczył, no ale... Przydaje się wiedzieć, jak złapać obiad, kiedy czasami masz ochotę ot tak po prostu powłóczyć się samemu z daleka od wszystkich... - przyznał. Jego techniki łowieckie zapewne do najlepszych nie należały, biorąc pod uwagę, że uczył się głównie poprzez zabawę, jako lwiątko, a później obserwując z daleka polujące lwice. Jak na razie niekoniecznie brał pod uwagę to, iż od przeciętnej samicy zaczynał już być większy i cięższy, co oczywiście oznaczało, że niektóre stosowane przez nich strategie nie będą tak efektowne w jego wykonaniu.
Kolejne pytanie sprawiło, że zamarł. Ot po prostu, bo zwyczajnie się go nie spodziewał. Spojrzał na Ushindiego ze szczerym zdumieniem, po czym zmarszczył czoło w zamyśleniu, zastanawiając się, co rzeczywiście sądzi o księżniczce. Chyba po raz pierwszy w życiu, nie przypominał sobie bowiem wcześniej rozmyślania nad tę kwestią.
Szczerze mówiąc, nie miał zbytnio okazji z nią porozmawiać, znał ją głównie z widzenia i głównie kojarzył jako młodą, jasnofutrą lwicę biegającą zazwyczaj gdzieś ze swoim bratem, o dość oryginalnej, jak na lwioziemskie standardy, urodzie.
- Nie miałem okazji bliżej ją poznać, ale wydaje się całkiem... Urocza - odpowiedział po chwili. Czy wypadało mu nawet dyskutować na temat księżniczki? Szczerze mówiąc nie był pewien, jednak postanowił się nad tym nie zastanawiać.
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
To była jedna z tych - jakże zresztą licznych! - chwil, kiedy nie lubił być księciem. Może były to szczenięce fanaberie i godne nieodpowiedzialnego dzieciaka wymysły, niemniej z racji na swoje pochodzenie czuł się czasami... napiętnowany. Jako książę nie powinien zachowywać się tak czy owak, lecz każdy dzień - niczym od linijki, której jako lewek nie znał - był idealnie odmierzony. Cały szereg zasad, etykieta i inne mądre słowa dotyczące kultury, wymogi, na które nie miał ochoty. I chociaż co prawda nigdy nikt jakoś szczególnie nie naciskał na niego (ach, wiecznie nieobecni rodzice...), o tyle podskórnie czuł, iż tego właśnie się od niego oczekuje. Był potencjalnym kandydatem na króla. Powinien o siebie dbać, nie narażać na niebezpieczeństwa. Najlepiej byłoby go zapakować niczym cenną porcelanę w pudełko i schować w sejfie. A im bardziej czuł, że nie powinien zachowywać się jak zwyczajne lwiątko - tym bardziej tego pragnął i tym mocniej go do tego ciągnęło. Zakazany owoc zawsze najlepszy ma smak, prawda?
Na szczęście los postawił na jego drodze kogoś, kto dostrzegł coś więcej aniżeli powłoka tych wszelkich ciążących konwenansów. Tym bardziej było mu głupio, że nie potrafił takich "zwyczajnych" rzeczy, jak chociażby polowanie. Czuł, że przez jego nieudolność dołożył im więcej pracy, wszak nie powinien liczyć na kompana nawet w takich błahych rzeczach jak łowy i żywienie. W końcu sam też musiał coś od siebie włożyć, sam też powinien troszczyć się o ich team. Przyobiecał sobie zatem, iż zrobi wszystko, by nabrać jak najlepszych zdolności. Trening czyni mistrza, tak przynajmniej mawiają mądre głowy.
Pokiwał z aprobatą głową, kiedy Malahir wspomniał o swoich osiągnięciach w polowaniu oraz o opinii względem tej materii. Fakt, dotąd nigdy nie zastanawiał się, czy byłby w stanie zadbać o siebie, gdyby znalazł się z daleka od domu. W końcu cały czas wmawiano mu, aby - broń Praprzodku! - nie oddalał się nazbyt od Lwiej Skały. Znajomość z Malahirem coraz bardziej otwierała mu oczy na rzeczy, których albo faktycznie nie widział, albo starał się nie widzieć, albo inni dbali, by ich nie dostrzegał.
- Czy z pewnością masz jakieś wskazówki, które mogą się przydać? Pokażesz mi jakieś sztuczki? Wiesz, ja upolowałem kiedyś jaszczurkę... Tylko dlatego, że wylegiwała się w słońcu na kamieniu i mnie nie zauważyła... - oczywiście potem ją wypuścił... Prawie... Nie powie przecież, że zwierzak ostatecznie wymsknął się spomiędzy łap lwiątka i uciekł, przy okazji dostarczając przy okazji lewkowi traumy w postaci wijącego się jeszcze przez chwilę ogona. Tak, czuł, że zepsuł jaszczurkę i nie było mu z tym nazbyt szczęśliwie.
A potem padła odpowiedź na pytanie, które pojawiło się znikąd; znikąd bowiem zrodziło się chwilę temu w głowie księcia. Firya. Wiecznie rozbiegana, roześmiana, psotna - tak widział ją sam Ushindi, chociaż prawdę powiedziawszy dawno nie miał okazji z nią porozmawiać. Wysłuchał uważnie słów Malahira. Hmm, więc nie znali się zbyt dobrze. A szkoda, bo fajnie byłoby mieć zielonookiego w rodzinie. Niezły byłby z niego szwagier. Skinął potakująco głową.
- Jak chcesz, mogę was kiedyś poznać. Na pewno byście się polubili - rzucił pogodnie, z przekonaniem, posyłając rozmówcy całkiem ciepły, chociaż może nieco zbyt szeroki, uśmiech.
Na szczęście los postawił na jego drodze kogoś, kto dostrzegł coś więcej aniżeli powłoka tych wszelkich ciążących konwenansów. Tym bardziej było mu głupio, że nie potrafił takich "zwyczajnych" rzeczy, jak chociażby polowanie. Czuł, że przez jego nieudolność dołożył im więcej pracy, wszak nie powinien liczyć na kompana nawet w takich błahych rzeczach jak łowy i żywienie. W końcu sam też musiał coś od siebie włożyć, sam też powinien troszczyć się o ich team. Przyobiecał sobie zatem, iż zrobi wszystko, by nabrać jak najlepszych zdolności. Trening czyni mistrza, tak przynajmniej mawiają mądre głowy.
Pokiwał z aprobatą głową, kiedy Malahir wspomniał o swoich osiągnięciach w polowaniu oraz o opinii względem tej materii. Fakt, dotąd nigdy nie zastanawiał się, czy byłby w stanie zadbać o siebie, gdyby znalazł się z daleka od domu. W końcu cały czas wmawiano mu, aby - broń Praprzodku! - nie oddalał się nazbyt od Lwiej Skały. Znajomość z Malahirem coraz bardziej otwierała mu oczy na rzeczy, których albo faktycznie nie widział, albo starał się nie widzieć, albo inni dbali, by ich nie dostrzegał.
- Czy z pewnością masz jakieś wskazówki, które mogą się przydać? Pokażesz mi jakieś sztuczki? Wiesz, ja upolowałem kiedyś jaszczurkę... Tylko dlatego, że wylegiwała się w słońcu na kamieniu i mnie nie zauważyła... - oczywiście potem ją wypuścił... Prawie... Nie powie przecież, że zwierzak ostatecznie wymsknął się spomiędzy łap lwiątka i uciekł, przy okazji dostarczając przy okazji lewkowi traumy w postaci wijącego się jeszcze przez chwilę ogona. Tak, czuł, że zepsuł jaszczurkę i nie było mu z tym nazbyt szczęśliwie.
A potem padła odpowiedź na pytanie, które pojawiło się znikąd; znikąd bowiem zrodziło się chwilę temu w głowie księcia. Firya. Wiecznie rozbiegana, roześmiana, psotna - tak widział ją sam Ushindi, chociaż prawdę powiedziawszy dawno nie miał okazji z nią porozmawiać. Wysłuchał uważnie słów Malahira. Hmm, więc nie znali się zbyt dobrze. A szkoda, bo fajnie byłoby mieć zielonookiego w rodzinie. Niezły byłby z niego szwagier. Skinął potakująco głową.
- Jak chcesz, mogę was kiedyś poznać. Na pewno byście się polubili - rzucił pogodnie, z przekonaniem, posyłając rozmówcy całkiem ciepły, chociaż może nieco zbyt szeroki, uśmiech.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość




















