x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Spotkanie [Mane, Malahir]
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Spotkanie [Mane, Malahir]
Miejsce: okoliczne tereny
Czas: kilka tygodni temu (?)
Minęło już ponad rok od przybycia do krainy. Poznałem wiele lwów, parę stad a nawet Pana Śmierć, o którym coś ostatnio nie słyszałem. I generalnie moja sytuacja nie była za dobra. Wciąż nie przyłączyłem się do żadnego stada a co gorsza… słyszałem, czy może raczej odniosłem wrażenie, że kilka z nich zdecydowanie nie pałała do mnie miłością, eufemistycznie mówiąc. Będąc bardzo dosadnym chcieli mnie po prostu zaje*ać. Ciekawe czemu? Bo zaatakowałem ich członków? To było bardzo małostkowe podejście z ich strony! Ale no nic… skoro tak było, to musiałem się trzymać daleko od innych lwów, raczej spędzając czas w pewnej odległości od terenów stad, a tylko czasami zapuszczając się bliżej, tak by zdobyć jakieś aktualne informacje, próbować dowiedzieć się, co się w ogóle dzieje. Sam przebywałem raczej dalej, na skraju Krainy, przenosząc się pomiędzy kilkoma niedużymi jaskiniami, zależnie od tego, gdzie aktualnie dało się znaleźć jakieś zwierzęta. Inny plus częstej zmiany miejsca przebywania był taki, że mogło to utrudnić ewentualnym innym lwom wyśledzenie i dorwanie mnie. Chociaż odnosiłem wrażenie, że nie byłem ich głównym celem, nie zależało im na mnie jakoś bardzo, bo gdyby było inaczej… to już by mnie pewnie dawno dorwali robiąc jakąś większą obławę.
Właśnie byłem na kolejnej krótkiej wyprawie. Na razie nie dostrzegłem ani nie wyczułem niczego podejrzanego, chociaż się nie poddawałem i wciąż zachowywałem czujność, rozglądając się uważnie i wdychając oraz dokładnie analizując wszelkie zapachy. Wszedłem na jakiś pagórek, z którego był dobry widok i położyłem się w cieniu w trawie, by nie być zbytnio widocznym, ale by samemu mieć dobry widok na okoliczne tereny.
@Malahir
Czas: kilka tygodni temu (?)
Minęło już ponad rok od przybycia do krainy. Poznałem wiele lwów, parę stad a nawet Pana Śmierć, o którym coś ostatnio nie słyszałem. I generalnie moja sytuacja nie była za dobra. Wciąż nie przyłączyłem się do żadnego stada a co gorsza… słyszałem, czy może raczej odniosłem wrażenie, że kilka z nich zdecydowanie nie pałała do mnie miłością, eufemistycznie mówiąc. Będąc bardzo dosadnym chcieli mnie po prostu zaje*ać. Ciekawe czemu? Bo zaatakowałem ich członków? To było bardzo małostkowe podejście z ich strony! Ale no nic… skoro tak było, to musiałem się trzymać daleko od innych lwów, raczej spędzając czas w pewnej odległości od terenów stad, a tylko czasami zapuszczając się bliżej, tak by zdobyć jakieś aktualne informacje, próbować dowiedzieć się, co się w ogóle dzieje. Sam przebywałem raczej dalej, na skraju Krainy, przenosząc się pomiędzy kilkoma niedużymi jaskiniami, zależnie od tego, gdzie aktualnie dało się znaleźć jakieś zwierzęta. Inny plus częstej zmiany miejsca przebywania był taki, że mogło to utrudnić ewentualnym innym lwom wyśledzenie i dorwanie mnie. Chociaż odnosiłem wrażenie, że nie byłem ich głównym celem, nie zależało im na mnie jakoś bardzo, bo gdyby było inaczej… to już by mnie pewnie dawno dorwali robiąc jakąś większą obławę.
Właśnie byłem na kolejnej krótkiej wyprawie. Na razie nie dostrzegłem ani nie wyczułem niczego podejrzanego, chociaż się nie poddawałem i wciąż zachowywałem czujność, rozglądając się uważnie i wdychając oraz dokładnie analizując wszelkie zapachy. Wszedłem na jakiś pagórek, z którego był dobry widok i położyłem się w cieniu w trawie, by nie być zbytnio widocznym, ale by samemu mieć dobry widok na okoliczne tereny.
@Malahir
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
W głębi duszy czuł, że wiadomość o losie księżniczki nie powinna wywrzeć na nim aż tak dużego wrażenia. A przynajmniej nie stanowić impulsu do podjęcia kolejnej głupiej decyzji. W końcu nie był już małym lwiątkiem i był świadom tego, że świat nie do końca jest tak prosty, jak w opowiadanych przez matkę bajkach, życie jest nieustanną walką o przetrwanie i nigdzie do końca nie jest bezpiecznie. A jednak mimo tego wszystkiego, był tutaj, włócząc się samotnie poza granicami stada. Sytuacja z Sariną po prostu przypomniała mu dobitnie o tym, co stało się z jego własną rodziną, co było nie do zniesienia. I nakłoniło młodego samca do opuszczenia rodzimych stron, bez jakiegoś większego powodu oprócz tego, że zapragnął pobyć sam z własnymi myślami i poprzeklinać sobie w spokoju w duchu na ten okrutny, niesprawiedliwy świat. Odchodząc nie myślał o tym, że może tego pożałować. Ani o tym, czy ktokolwiek będzie się o niego martwił.
Dni spędzał na bezcelowym włóczeniu się po okolicy, wylegiwaniu się w cieniu, spaniu i polowaniu. Co samo w sobie byłoby całkiem przyjemne, gdyby właśnie nie fakt, że pozwalało mu się skupić na swoich ponurych myślach, które ostatnio coraz częściej przepełnione były gniewem na dosłownie wszystko.
Pewnego dnia zawitał na kolejnym skrawku lądu, szczerze mówiąc niedokładnie zwracając uwagę na to, co się wokół niego znajduje. Ot przelotnie spojrzał na najbliższe kępki traw i parę drzew, nawet do końca nie rejestrując na co właściwie patrzy. Zbyt zajęty był przeklinaniem w myślach świata i przodków, którzy najwyraźniej go nienawidzili, skoro doprowadzili do tego wszystkiego. Nieświadomy, że nie był sam ot po prostu szedł powoli przed siebie, lekko zgarbiony, w milczeniu, od czasu do czasu kopiąc łapą jakiś kamień, czy strząsając nerwowym gestem przydługi kosmyk grzywy z pyska.
@Mane
Dni spędzał na bezcelowym włóczeniu się po okolicy, wylegiwaniu się w cieniu, spaniu i polowaniu. Co samo w sobie byłoby całkiem przyjemne, gdyby właśnie nie fakt, że pozwalało mu się skupić na swoich ponurych myślach, które ostatnio coraz częściej przepełnione były gniewem na dosłownie wszystko.
Pewnego dnia zawitał na kolejnym skrawku lądu, szczerze mówiąc niedokładnie zwracając uwagę na to, co się wokół niego znajduje. Ot przelotnie spojrzał na najbliższe kępki traw i parę drzew, nawet do końca nie rejestrując na co właściwie patrzy. Zbyt zajęty był przeklinaniem w myślach świata i przodków, którzy najwyraźniej go nienawidzili, skoro doprowadzili do tego wszystkiego. Nieświadomy, że nie był sam ot po prostu szedł powoli przed siebie, lekko zgarbiony, w milczeniu, od czasu do czasu kopiąc łapą jakiś kamień, czy strząsając nerwowym gestem przydługi kosmyk grzywy z pyska.
@Mane
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Leżałem na pagórku, spokojnie przypatrując się okolicy, gdy dojrzałem… lwa. Samotnego. Nie było to nic dziwnego, bo w takim opustoszałym terenie, gdzie nie było zbyt wielu osobników, pojedynczy samiec nie powinien mnie dziwić… z wyjątkiem jednego faktu. On był… stosunkowo młody, jak zdążyłem się zorientować przede wszystkim po jego grzywie, bo ta była lepiej widoczna niż postura i proporcję ciała z odległości, w jakiej go dostrzegłem. Dziwne, bardzo, bardzo dziwne. Co on tutaj robił? Spodziewałbym się, że nie będzie sam ale nie dostrzegłem innych osobników. Ruszyłem w jego stronę, próbując też wychwycić jego zapach. Szczęście mi sprzyjało, wiatr wiał od niego, i rzeczywiście doszła do mnie jego woń… ale tylko jego. Rzeczywiście był sam? Jeśli tak… to się świetnie składało. Wolno, powoli, krok za krokiem, łapa za łapą, ruszyłem w jego kierunku, to znaczy w kierunku miejsca, gdzie bym spodziewał się go spotkać, gdyby utrzymywał kierunek i prędkość, którymi się poruszał, gdy go widziałem z pagórka. Sam go straciłem z oczu z powodu traw i swojej obniżonej sylwetki właściwej dla skradającego się lwa. Możliwie cicho się do niego zbliżałem… by w pewnym momencie rzucić się w jego stronę, próbując pokonać dzielącą nas odległość kilkoma susami, wybijając się z ziemi i próbując na niego skoczyć, w razie sukcesu starając się chwycić go zębami za kark, powalić i docisnąć do ziemi. Udało mi się? Miałem go?
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Zupełnie się nie spodziewał, że jego złoszczenie się na cały świat zostanie przerwane w tak nagły i brutalny sposób. Zamyślony, szczerze powiedziawszy nie bardzo patrzył, gdzie idzie, a jak na złość wiatr postanowił również mu nie sprzyjać, tak więc nie wyczuł niczyjego zapachu. Później, kiedy będzie miał już okazję nieco ochłonąć, zapewne będzie wyrzucał sobie, że pozwolił na taką utratę czujności. Lecz w tym momencie... No cóż, nie rozważał możliwości ataku. O ile dobrze się orientował nie naruszał niczyjego terenu, ani też nie posiadał jakiś wrogów, którzy chcieliby go z jakiegokolwiek powodu ukatrupić, napadnięcie przez jakiegoś obcego było więc ostatnią rzeczą jaka przyszłaby mu do głowy.
Przez te wszystkie czynniki kiedy zorientował się, że nie jest sam i co więcej, ten drugi wcale nie ma przyjaznych zamiarów, było już za późno. Jego uwagę przykuł jakiś hałas w pobliskich trawach, więc się odwrócił, tylko po to, by dostrzec pędzącego ku niemu starszego samca. Owszem, rzucił się do ucieczki, lecz o jakiś ułamek sekundy za późno. Uniknął co prawda złapania za kark, lecz zderzenie z rozpędzonym lwem do najprzyjemniejszych nie należało i wytrąciło go z równowagi. Upadł głucho, zamroczyło go na chwilę. Przez głowę przemknęło mu mnóstwo wypełnionych niepokojem myśli, dotyczących głównie mordercy Sariny bądź też jednego ze sługusów Wodza, który właśnie go dopadł i zapewne teraz zabije, jeśli nic nie zrobi. Świadomość, że prawdopodobnie walczył teraz o życie dodała mu sił, by wydać z siebie warknięcie i wierzgnąć tylnymi łapami w stronę samca, który - jak podejrzewał - znajdował się teraz przy jego tyłach. Nie był do końca pewien, czy miał nadzieję go odepchnąć, czy po prostu liczył na sypnięcie mu piachem po oczach. Jedno i drugie by podziałało i pozwoliło na pozbieranie się z gleby, by w następnej kolejności albo rzucić się do ucieczki, albo przynajmniej przyjąć jakąś dogodniejszą do obrony pozycję. Cokolwiek wydawałoby się bardziej prawdopodobne do wykonania.
Przez te wszystkie czynniki kiedy zorientował się, że nie jest sam i co więcej, ten drugi wcale nie ma przyjaznych zamiarów, było już za późno. Jego uwagę przykuł jakiś hałas w pobliskich trawach, więc się odwrócił, tylko po to, by dostrzec pędzącego ku niemu starszego samca. Owszem, rzucił się do ucieczki, lecz o jakiś ułamek sekundy za późno. Uniknął co prawda złapania za kark, lecz zderzenie z rozpędzonym lwem do najprzyjemniejszych nie należało i wytrąciło go z równowagi. Upadł głucho, zamroczyło go na chwilę. Przez głowę przemknęło mu mnóstwo wypełnionych niepokojem myśli, dotyczących głównie mordercy Sariny bądź też jednego ze sługusów Wodza, który właśnie go dopadł i zapewne teraz zabije, jeśli nic nie zrobi. Świadomość, że prawdopodobnie walczył teraz o życie dodała mu sił, by wydać z siebie warknięcie i wierzgnąć tylnymi łapami w stronę samca, który - jak podejrzewał - znajdował się teraz przy jego tyłach. Nie był do końca pewien, czy miał nadzieję go odepchnąć, czy po prostu liczył na sypnięcie mu piachem po oczach. Jedno i drugie by podziałało i pozwoliło na pozbieranie się z gleby, by w następnej kolejności albo rzucić się do ucieczki, albo przynajmniej przyjąć jakąś dogodniejszą do obrony pozycję. Cokolwiek wydawałoby się bardziej prawdopodobne do wykonania.
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Wyglądało na to, że szczęście mi sprzyjało, zgodnie ze starą, lwią maksymą „Fortuna favet fortibus”. Udało mi się niepostrzeżenie podkraść do nieznajomego lwa, bo ten nie zmienił kierunku i prędkości, więc był tam, gdzie się go spodziewałem, żaden suchy patyk mnie nie zdradził, nawet wiatr nie ostrzegł go przed moją obecnością… więc szybkimi susami skoczyłem na niego, dostrzegając że nieznajomy rzuca się do ucieczki… ale za późno. Drań niestety co prawda dał radę uskoczyć, przez co moje zęby o dosłownie grubość pazura minęły jego kark… ale nie miałem co rozpaczać. On upadł, więc nie zdążył się odsunąć, nie dał rady rzucić się do ucieczki… a że leżał to wciąż miałem szansę go dorwać i spacyfikować. Zignorowałem jego warknięcie i ryknąłem z bólu, gdy mnie trafił zadnimi łapami w łopatkę. Było to bardzo nieprzyjemne zadrapanie… ale oczywiście było zdecydowanie niewystarczające, by mnie zniechęcić do dalszej walki. Wciąż leżał, ja stałem, więc szybko skoczyłem trochę dalej, robiąc dosłownie krok, ignorując jego ewentualne kolejne kopnięcia, by się rzucić na niego, przygnieść leżącego lwa, nie pozwalając mu wstać i w razie sukcesu starając się chwycić go zębami za kark, w miarę mocno, przyciskając go do ziemi i praktycznie uniemożliwiając mu odwrócenie łba i ugryzienie mnie.
- Spokój! Leżeć! Nie wstawaj! Jeszcze raz mnie kopniesz czy ugryziesz… a zabiję Cię! – zagroziłem mu, mając nadzieję, że on uwierzy w mój blef. W końcu gdybym chciał go zabić, to już bym to zrobić. A po tym, że starałem się go chwycić i przycisnąć, łatwo było się domyślić, że próbuję go schwytać żywego.
- Spokój! Leżeć! Nie wstawaj! Jeszcze raz mnie kopniesz czy ugryziesz… a zabiję Cię! – zagroziłem mu, mając nadzieję, że on uwierzy w mój blef. W końcu gdybym chciał go zabić, to już bym to zrobić. A po tym, że starałem się go chwycić i przycisnąć, łatwo było się domyślić, że próbuję go schwytać żywego.
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Pewnie w normalnych okolicznościach poczułby mściwą satysfakcję, kiedy udało mu się napastnika trafić i zadrapać na tyle dotkliwie, by ryknął z bólu. Lecz teraz nie myślał o tym. Liczyło się tylko uwolnienie się od tego drania, który mimo jego szarpaniny nie zrezygnował, zamiast tego uparcie starając się go unieruchomić. Skupił się więc na utrudnieniu mu tego tak bardzo, jak tylko był w stanie. Wił się więc wściekle na tyle, na ile pozwalało mu to przygniatające go cielsko, starając się przeszkadzać, jak tylko mógł w złapaniu go za kark. Nie zważał na groźby wroga - owszem, mimo ogarniającej go mieszaniny emocji gdzieś w głębi jego umysłu pojawiła się myśl, że przecież gdyby chciał go zabić, to prędzej starałby się właśnie sięgnąć jego gardzieli, czy podbrzusza, w podobny sposób, jak uśmierca się zazwyczaj zwierzynę. Napastnik musiał mieć inny cel. Ale jaki? Mimowolnie wrócił wspomnieniami do czasu, kiedy nieopatrznie znalazł się w podobnej sytuacji, gdy wiele miesięcy temu wraz z bratem zostali zaatakowani przez grupę lwów poza granicami Lwiej Ziemi. Wówczas omal nie wylądował w jakimś cuchnącym lochu. Lecz... No cóż, wtedy udało mu się uciec. A wtedy był dzieciakiem, sporo mniejszym i słabszym, niż teraz, prawda? Nie był więc całkiem bez szans.
Taka myśl wystarczyła, by się nie poddawał. Zresztą, wspomnienie o tamtych wydarzeniach wzbudziło w nim nowe pokłady wściekłości. Miał serdecznie dość ciągłych niepowodzeń i lądowania na pylistej glebie z czyimiś brudnymi zębami na karku.
- Puszczaj mnie, zapchlona kanalio! - warknął przez zęby.
Nagły przypływ złości dodał mu sił na ponowne, mocniejsze szarpnięcie i zarzucenie wściekle łbem do tyłu, licząc na to, że uda mu się przyrżnąć potylicą prosto w zębiska napastnika. Jako, że koci łeb jest z reguły dość twardy, z pewnością takie uderzenie do przyjemnych by nie należało. Może nawet zamroczyłoby go na tyle, by dał radę go z siebie zrzucić przy kolejnym, gwałtowniejszym ruchu?
No cóż, Malahir nie był wybitnym taktykiem, jak i nie posiadał zbyt wielkiego doświadczenia w walkach, toteż jego plan z pewnością miał wiele luk i stanowczo zbyt wiele zależało w nim od zwykłego szczęścia. Bo kto wie, czy starszy samiec nie przejrzy jego zamiarów i nie udaremni jego próby?
Taka myśl wystarczyła, by się nie poddawał. Zresztą, wspomnienie o tamtych wydarzeniach wzbudziło w nim nowe pokłady wściekłości. Miał serdecznie dość ciągłych niepowodzeń i lądowania na pylistej glebie z czyimiś brudnymi zębami na karku.
- Puszczaj mnie, zapchlona kanalio! - warknął przez zęby.
Nagły przypływ złości dodał mu sił na ponowne, mocniejsze szarpnięcie i zarzucenie wściekle łbem do tyłu, licząc na to, że uda mu się przyrżnąć potylicą prosto w zębiska napastnika. Jako, że koci łeb jest z reguły dość twardy, z pewnością takie uderzenie do przyjemnych by nie należało. Może nawet zamroczyłoby go na tyle, by dał radę go z siebie zrzucić przy kolejnym, gwałtowniejszym ruchu?
No cóż, Malahir nie był wybitnym taktykiem, jak i nie posiadał zbyt wielkiego doświadczenia w walkach, toteż jego plan z pewnością miał wiele luk i stanowczo zbyt wiele zależało w nim od zwykłego szczęścia. Bo kto wie, czy starszy samiec nie przejrzy jego zamiarów i nie udaremni jego próby?
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Ryknąłem z bólu, gdy oberwałem pazurem, ale nie zamierzałem się poddawać, wycofywać czy jakkolwiek zmieniać plan po czymś, co w zasadzie było drobną niedogodnością. Rzuciłem się więc na niego, próbując go przycisnąć, przygnieść i jakoś się wyciągnąć, jakoś się przesunąć po nim, starając się sięgnąć do jego karku. Czułem, jak młody lew się wije, rzuca, szarpie na wszystkie strony, ale nie zamierzałem przerywać. Był co prawda dość zwinny i silny, mimo swojego wieku, ale chyba wciąż mu brakowało doświadczenia, a ja sytuację miałem naprawdę dobrą, skoro udało mi się go przewrócić i przygnieść. Z każdą chwilą przybliżałem się do celu, jakim był teraz jego kark. Kompletnie zignorowałem jego słowa… i szybkim ruchem w końcu chwyciłem go za kark, jako że leżący lew nie był w stanie mi tego zbytnio utrudnić. Niestety nim zdążyłem ustabilizować, bardziej pewnie przytrzymać kark, gówniarz zarzucił łbem, uderzając mnie w pysk, czego nie mogłem za bardzo uniknąć, o ile nie chciałem puszczać jego karku. Gdyby był lwicą, to by to pewnie było znacznie bardziej bolesne, na szczęście grzywa zaczęła mu rosnąć, a to w pewnym stopniu zamortyzowało uderzenie. Przesunąłem się trochę, by ustabilizować swoją pozycję na nim, przygniatając go całym ciałem, po czym mocniej chwyciłem go zębami za kark i docisnąłem do podłoża, próbując go pewniej kontrolować. Nie kojarzyłem lwa, a jego zapach nie wydawał mi się znajomy. Prawdopodobnie był samotnikiem, albo należał do nieznanego mi stada… ale to nie, bo bym wtedy wyczuwał zapachy innych osobników. Więc tak, był samotnikiem. Młody lew, który opuścił terytorium, zapragnąć żyć na własną rękę? Walczyć umiał, więc na pewno nie został oddzielony od matki po urodzeniu, skoro musiał dorastać w jakiejś grupie, bo matki zwykle samodzielnie nie żyły. Ciąże nie brały się w końcu z powietrza.
- Spokój! Nie ruszaj się bo Cię zabiję! Troszkę grzeczniej! – ostrzegłem go wściekłym warczeniem. Niestety jak go trzymałem zębami za kark, to nie mogłem ryczeć zbyt głośno. Ale chyba głuchy nie był. Chociaż słuchu też nie miał idealnego, skoro udało mi się go podejść.
- Co młody lew bez stada tutaj robi? Kim ty w ogóle jesteś? – dopytywałem się go uważnie.
- Masz do wyboru… albo pójdziesz ze mną grzecznie, posłusznie, bez kombinowania… albo Cię do tego zmuszę. Co wybierasz? – spytałem się go wprost.
- Spokój! Nie ruszaj się bo Cię zabiję! Troszkę grzeczniej! – ostrzegłem go wściekłym warczeniem. Niestety jak go trzymałem zębami za kark, to nie mogłem ryczeć zbyt głośno. Ale chyba głuchy nie był. Chociaż słuchu też nie miał idealnego, skoro udało mi się go podejść.
- Co młody lew bez stada tutaj robi? Kim ty w ogóle jesteś? – dopytywałem się go uważnie.
- Masz do wyboru… albo pójdziesz ze mną grzecznie, posłusznie, bez kombinowania… albo Cię do tego zmuszę. Co wybierasz? – spytałem się go wprost.
- Malahir
- Posłaniec

- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Szarpał się, jak tylko mógł, ale niewiele mu to pomogło, bo po chwili wylądował na dobre na ziemi, przygnieciony przez ciężkie cielsko starszego samca i okropnie rozzłoszczony. W chwili obecnej miał ochotę tylko wściekle warczeć bądź też boleśnie pokąsać lub podrapać napastnika. Jako, że zaciśnięte na karku kły znacznie utrudniały mu to drugie, ograniczył się więc tylko do tego pierwszego. No i okazjonalnie do kilku gwałtowniejszych szarpnięć.
Po głowie nadal krążyła mu myśl o tym, że być może jego życie jest w niebezpieczeństwie, lecz... No cóż, narastająca wściekłość zdecydowanie przeważała nad strachem. Był strasznie zły na cały świat i los, który widać się na niego uwziął, skoro nic mu się nie powodzi. Nie mógł nawet przejść przez tę przeklętą przez przodków sawannę, żeby nie napadł go jakiś zwyrodnialec! To już była jawna niesprawiedliwość!
Warknął głośniej.
- Jak chcesz mnie zabić, to czemu do jasnej dżumy jeszcze tego nie zrobiłeś?! - palnął, niewiele myśląc nad tym, co mówi. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział i uświadomił, że być może popełnił okropny błąd. Co, jeśli napastnik rzeczywiście postanowi zakończyć jego żywot tu i teraz? Przez chwilę oczyma wyobraźni ujrzał własne zwłoki rozszarpane jak zwyczajna zwierzyna, leżące gdzieś tu w trawie. Niezbyt przyjemna perspektywa. Choć z drugiej strony, jeszcze mniej przyjemna była myśl o tym, że najpewniej nikt nawet nie pokwapi się, by go poszukać. Jeśli teraz umrze, zostanie zapomniany tak, jak jego własna siostra.
Przez chwilę odczuł ukłucie strachu i nawet siedział cicho... Dopóki drań znowu nie postanowił zabrać głosu, co na nowo rozdrażniło go jeszcze bardziej. A wściekły Malahir nie potrafił ugryźć się w język.
- Gówno cię obchodzi kim jestem i co tu robię! A co niby TY tu robisz poza rzucaniem się na każdego, kogo widzisz?! - wybuchnął... Przynajmniej na tyle głośno, na ile pozwoliło mu jego obecne położenie i wpadające do pyska kłaki z grzywy. - Może małe lwiątka też porywasz, co?! - dodał po chwili, pod wpływem impulsu. W końcu całkiem możliwe, że ten wariat stoi za zniknięciem Sariny... A może nawet i za zaginięciem Jojo? Ta myśl sprawiała, że jeszcze bardziej miał ochotę wydrapać mu oczy.
W odpowiedzi na jego ostatnie słowa tylko warknął i szarpnął się mocniej, próbując się jakoś przekręcić na tyle, by dosięgnąć go łapami. Co oczywiście do łatwych zadań nie należało, lecz nie myślał teraz o tym. Nie miał zamiaru nigdzie za nim chodzić, jak grzeczny dzieciak.
Po głowie nadal krążyła mu myśl o tym, że być może jego życie jest w niebezpieczeństwie, lecz... No cóż, narastająca wściekłość zdecydowanie przeważała nad strachem. Był strasznie zły na cały świat i los, który widać się na niego uwziął, skoro nic mu się nie powodzi. Nie mógł nawet przejść przez tę przeklętą przez przodków sawannę, żeby nie napadł go jakiś zwyrodnialec! To już była jawna niesprawiedliwość!
Warknął głośniej.
- Jak chcesz mnie zabić, to czemu do jasnej dżumy jeszcze tego nie zrobiłeś?! - palnął, niewiele myśląc nad tym, co mówi. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział i uświadomił, że być może popełnił okropny błąd. Co, jeśli napastnik rzeczywiście postanowi zakończyć jego żywot tu i teraz? Przez chwilę oczyma wyobraźni ujrzał własne zwłoki rozszarpane jak zwyczajna zwierzyna, leżące gdzieś tu w trawie. Niezbyt przyjemna perspektywa. Choć z drugiej strony, jeszcze mniej przyjemna była myśl o tym, że najpewniej nikt nawet nie pokwapi się, by go poszukać. Jeśli teraz umrze, zostanie zapomniany tak, jak jego własna siostra.
Przez chwilę odczuł ukłucie strachu i nawet siedział cicho... Dopóki drań znowu nie postanowił zabrać głosu, co na nowo rozdrażniło go jeszcze bardziej. A wściekły Malahir nie potrafił ugryźć się w język.
- Gówno cię obchodzi kim jestem i co tu robię! A co niby TY tu robisz poza rzucaniem się na każdego, kogo widzisz?! - wybuchnął... Przynajmniej na tyle głośno, na ile pozwoliło mu jego obecne położenie i wpadające do pyska kłaki z grzywy. - Może małe lwiątka też porywasz, co?! - dodał po chwili, pod wpływem impulsu. W końcu całkiem możliwe, że ten wariat stoi za zniknięciem Sariny... A może nawet i za zaginięciem Jojo? Ta myśl sprawiała, że jeszcze bardziej miał ochotę wydrapać mu oczy.
W odpowiedzi na jego ostatnie słowa tylko warknął i szarpnął się mocniej, próbując się jakoś przekręcić na tyle, by dosięgnąć go łapami. Co oczywiście do łatwych zadań nie należało, lecz nie myślał teraz o tym. Nie miał zamiaru nigdzie za nim chodzić, jak grzeczny dzieciak.
- Mane
- Posty: 865
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 mar 2014
- Zdrowie: 81
- Waleczność: 60
- Zręczność: 50
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Po chwili w końcu przygniotłem gówniarza do ziemi mając nadzieję, że to go uspokoi. Nie, nie wyszło. Ale w sumie mnie to nie dziwiło. Bardziej czułbym zaskoczenie czy nawet podejrzewał podstęp, gdyby zaprzestał dalszych prób i grzecznie leżał. A to, że wściekle warczał i co jakiś czas się mocniej rzucał, było całkiem normalne, biorąc pod uwagę jego wiek. Mogłem w sumie mocniej zacisnąć kły na jego karku, ale tak szczerze, to jego próby mnie trochę bawiły. Może dlatego wolałem chwytać lwy a nie lwicę? Zawsze się ostrzej szarpały.
- Oj, dobre pytanie – odpowiedziałem mu – Jak się łatwo domyślić, są… w zasadzie trzy możliwości. Albo nie chcę Cię zabić, albo przed zabiciem Cię chcę się chociażby czegoś od Ciebie dowiedzieć, albo… po prostu chcę, byś umierał powoli. Może jestem z tych, którzy lubią się napawać śmiercią innych, patrzyć jak się ktoś wykrwawia, jak powoli umiera, jak uchodzi z niego życie? Czy to nie wspaniały widok? – spytałem swobodnym tonem, jakbym rozmawiał o pogodzie. I w sumie o tyle nie kłamałem, że rzeczywiście były tego typu lwy, chociaż ja do nich nie należałem. Nie bawiło mnie oglądanie bólu innych… ale już obserwowanie ich strachu, prób buntu, wściekłości… tak, to było zabawne. Mniej ciekawa była rozpacz, bo ona z kolei była po prostu żałosna.
- Obawiam się pyskaty gówniarzu, że chyba nie do końca orientujesz się… w sytuacji, w której się znalazłeś. Lepiej uważaj co mówisz – ostrzegłem go, chociaż nie byłem wściekły… bardziej rozbawiony. Lubiłem pyskujących więźniów.
- Mamusia Ci nie mówiła, że należy być grzecznym w stosunku do starszych? – spytałem – Zdziwiłbyś się, co jeszcze robię i kogo porywam. Zresztą… czy wiek nie jest tylko liczbą? – dodałem, nie wyjaśniając mu więcej. W końcu lwy najbardziej boją się czegoś nieznanego… jeśli on nie wiedział, co robię z innymi, to pewnie sobie wyobrażał najgorsze. I o to mi chodziło.
Cóż, wyglądało na to, że gówniarz nie zamierzał się podporządkować. Może nawet lepiej? Zdecydowanie ciekawiej. Spędzałem samotnie czas na tych terenach od kilku tygodni, więc… więc spotkanie lwa można było rozpatrywać w kategorii rozrywki. I tak to odbierałem. Nie spieszyło mi się, nie spodziewałem się, by ktoś się kręcił dookoła, nie wyczuwałem od niego zapachów innych osobników. Chwytając kogoś na granicy terenów, trzeba było się spieszyć, trzeba było być ostrożnym i podejrzliwym. A teraz? Teraz mi się nie spieszyło.
- Spokój! – warknąłem, gdy znowu zaczął się wyrywać. Musiałem przyznać, że był silny, zwinny i uparty. Czułem, jak się wił pode mną, jak się coraz zacieklej rzucał. Trzymałem go za kark, więc w pewnej chwili pociągnąłem go mocno w górę… tylko po to, by prawie natychmiast naprzeć i spróbować uderzyć jego łbem o podłoże. Powtórzyłem to jeszcze drugi raz, trzeci… aż do momentu, gdy ten podstawił łapy pod łeb, by nie uderzać jego głową o podłoże.
- Uspokoisz się nie? – ponownie spytałem.
- Oj, dobre pytanie – odpowiedziałem mu – Jak się łatwo domyślić, są… w zasadzie trzy możliwości. Albo nie chcę Cię zabić, albo przed zabiciem Cię chcę się chociażby czegoś od Ciebie dowiedzieć, albo… po prostu chcę, byś umierał powoli. Może jestem z tych, którzy lubią się napawać śmiercią innych, patrzyć jak się ktoś wykrwawia, jak powoli umiera, jak uchodzi z niego życie? Czy to nie wspaniały widok? – spytałem swobodnym tonem, jakbym rozmawiał o pogodzie. I w sumie o tyle nie kłamałem, że rzeczywiście były tego typu lwy, chociaż ja do nich nie należałem. Nie bawiło mnie oglądanie bólu innych… ale już obserwowanie ich strachu, prób buntu, wściekłości… tak, to było zabawne. Mniej ciekawa była rozpacz, bo ona z kolei była po prostu żałosna.
- Obawiam się pyskaty gówniarzu, że chyba nie do końca orientujesz się… w sytuacji, w której się znalazłeś. Lepiej uważaj co mówisz – ostrzegłem go, chociaż nie byłem wściekły… bardziej rozbawiony. Lubiłem pyskujących więźniów.
- Mamusia Ci nie mówiła, że należy być grzecznym w stosunku do starszych? – spytałem – Zdziwiłbyś się, co jeszcze robię i kogo porywam. Zresztą… czy wiek nie jest tylko liczbą? – dodałem, nie wyjaśniając mu więcej. W końcu lwy najbardziej boją się czegoś nieznanego… jeśli on nie wiedział, co robię z innymi, to pewnie sobie wyobrażał najgorsze. I o to mi chodziło.
Cóż, wyglądało na to, że gówniarz nie zamierzał się podporządkować. Może nawet lepiej? Zdecydowanie ciekawiej. Spędzałem samotnie czas na tych terenach od kilku tygodni, więc… więc spotkanie lwa można było rozpatrywać w kategorii rozrywki. I tak to odbierałem. Nie spieszyło mi się, nie spodziewałem się, by ktoś się kręcił dookoła, nie wyczuwałem od niego zapachów innych osobników. Chwytając kogoś na granicy terenów, trzeba było się spieszyć, trzeba było być ostrożnym i podejrzliwym. A teraz? Teraz mi się nie spieszyło.
- Spokój! – warknąłem, gdy znowu zaczął się wyrywać. Musiałem przyznać, że był silny, zwinny i uparty. Czułem, jak się wił pode mną, jak się coraz zacieklej rzucał. Trzymałem go za kark, więc w pewnej chwili pociągnąłem go mocno w górę… tylko po to, by prawie natychmiast naprzeć i spróbować uderzyć jego łbem o podłoże. Powtórzyłem to jeszcze drugi raz, trzeci… aż do momentu, gdy ten podstawił łapy pod łeb, by nie uderzać jego głową o podłoże.
- Uspokoisz się nie? – ponownie spytałem.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości

















