Już nawet duch tej lwicy, był lepszym strażnikiem niż on.
I kiedy te ponure myśli coraz bardziej pognębiały Nabo, duch Uhariego zaczął u szeptać do uszka.
Dla grubasa to już było za wiele. Wszystkie rzeczy, których Nabo tak bardzo nienawidził ogniskowały się w osobie Uharibifu. Ku swojemu zdziwieniu grubas zaczynał coś w rodzaju gniewu. Oliwy do ognia dolał jeszcze Assurbani, którego bezgraniczna głupota na dobre rozeźliła już Nabo.
To ON był tutaj szamanem, ON znał się na duchach a nie ten półgłówkowaty, lwioziemski rycerzyk.
On im jeszcze wszystkim pokaże...
Korzystając z faktu, że Assurbani osłaniał go przed wzrokiem pozostałych, Nabo wyciągnął z torby piołun, cedr oraz niewielkie naczynie, po czym zaczął rozcierać w nim zioła. Kiedy skończył, nakreślił wokół siebie krąg, który następnie zaczął przyozdabiać skomplikowanymi symbolami, mamrocząc przy tym pod nosem dziwnie brzmiącą formułkę. Kiedy symbole były gotowe, rudogrzywy wypełnił je mieszanką utartych ziół, następnie wyciągnął z torby ostatnią z tykw, jaka została mu z wyprawy z dżungli i nasypał do niej kamyków, otrzymując w ten sposób grzechotkę. Siadając w środku kręgu, Nabo chwycił i zaczął potrząsać nią w rytm słów, które w teraz stały się słyszalne dla wszystkich zebranych. Nabo próbował odprawić rytuał, który miał wypędzić stąd ducha Uharibifu.
- 1 cedr
- 1 piołun
Rzut na udany rytuał (percepcja)
31, 84, 95