Syn Setha nie patrzył już, w którym dokładnie idzie kierunku. Do niedawna starał się obierać konkretną drogę, patrzeć na gwiazdy, wschody i zachody. Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Szedł, by iść, byle naprzód, byle się nie poddawać. Każdy jego plan obracał się w niwecz, postanowił więc działać spontanicznie. Może całkowicie przypadkiem natrafi na zaginioną familię i niepotrzebne mu będą do tego żadne strategie, koncepcje i inne schematy?Miejsce: gęstwiny na północ od Rzeki Królów
Niewykluczone, że znów nieopatrznie przekroczył ziemie jakiegoś stada. Ale nie dbał o to. Póki nie natrafił na żadnego strażnika, który porachowałby mu kości, albo po prostu przepędził - nie zamierzał rezygnować z wędrówki, albo nadkładać specjalnie drogi przez ich fanaberie. Teraz na pewno znajdował się na ziemiach niczyich, nie czuł żadnej innej woni, oprócz swojej własnej. Wypadałoby coś z tym zrobić, tak bardzo zaangażował się w marsz, że z lekka się zaniedbał. Akurat szedł wzdłuż jakiejś rzeki. Jej nurt był dość silny, tak więc wszedł do niej połowicznie, nie oddalając się zbytnio od brzegu. Zanurzył się w niej i delektował chłodem jeszcze chwilę, próbując też utrzymać równowagę na śliskim podłożu. Wyszedł, otrzepał się i po krótkim namyśle podreptał ku zagajnikowi nieopodal.
Nie grzeszył swymi rozmiarami, ale roślinność rosła tu bardzo bujnie. Starał się przypomnieć, jak nazywał się ten rodzaj tropikalnej kniei, jaką niegdyś usłyszał za dzieciaka. Ach, las galeriowy. Niestety, poza nazwą ogólną nie znal niczego więcej z jego zawartości. A była tu tego cała mnogość, której nigdy wcześniej nie widział na oczy. Drzewa, krzewy, kwiaty - były dla niego zupełną nowością, tak wiec chłonął wszystko, co tylko się napatoczyło. W końcu, zmęczony, ulokował się pod kilkumetrową rośliną, która w rzeczywistości była wyrośniętą morwą i legł na jednym z boków.
@Ushindi @Ganju