x
Newsy
  • 07.04.2024
  • Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
  • 06.04.2024
  • Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
  • 07.03.2024
  • Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
  • 04.02.2024
  • Postacią Miesiąca został Tauro
  • 31.01.2024
  • Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
  • Aktualności fabularne
  • > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
  • Przewrót na Lwiej Ziemi
  • > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
  • Gniew Przodków
  • > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
  • Epidemia w dżungli
  • > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
  • Szkarłatne Grzywy
  • > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Suwak
Lwia Skała
Wodopój Las Kanion Termitiery Jezioro ZZ Wulkan Góry LS Jaskinie Kilimandżaro Upendi Drzewo życia Wielki Wodospad Zakątek Przodków Oaza Ruiny Pustynia Ciernisko Cmentarz Pole bitwy Zarośla Bagno Słone jezioro Gejzery Góry ZZ Wielka woda Jezioro szmaragdowe Jezioro flamingów Kaskada Grobowiec Rzeka Wąwóz Dżungla Pustkowia Równina Rzeka 2 Sawanna 2 Rzeka 3 Las namorzynowy Dolina wichrów Nadrzecze Dolina LS Drzewo życia Sawanna LZ Skała Wolności Wschodnia Oaza Wydmy Las MB Jezioro MB Wybrzeże

Zapisy

Miejsce na informacje o postaciach: zapisy, karty postaci, dzienniki umiejętności, zawieszanie postaci i zakup umiejętności.

Awatar użytkownika
Sikhanir
Posty: 74
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 lut 2021
Specjalizacja:
rzemieślnik 1
Rzemieślnik 1
Zdrowie: 100
Waleczność: 30
Zręczność: 65
Percepcja: 55
Kontakt:

Re: Zapisy

#351

Post autor: Sikhanir » 03 sie 2023, 20:44

Statystyki:
  • waleczność: 30
  • zręczność: 65
  • percepcja: 55
Skąd się tutaj wziął?
Urodził się poza terenem objętym mapą. Sam o tamtym czasie niewiele opowiada i raczej unika tego tematu jak ognia. W każdym razie miejsce, które zamieszkiwało jego stado pewnego dnia miało okazję stać się obiektem zainteresowania H'runów. Sam Sikhanir trafił do niewoli, bo jego zdolności rzemieślnicze okazały się na tyle cenne, by uratować go od śmierci. Czuł się jak ostatnia świnia składając tym potworom rynsztunek ale wiedział, że jeśli chciał kiedykolwiek się wyrwać i pomóc swojej rodzinie, musi to robić.
Z czasem mu się poszczęściło. Typek, który go pilnował tego dnia przysnął, po czym zginął z łap jakiegoś lwa. Tamten co prawda wcale nie chciał darować życia rzemieślnikowi nieprzyjaciela, jednak finalnie udało się chłopakom dojść do porozumienia. Tak odzyskał wolność i towarzyszył swojemu wybawcy w misji przegonienia hordy. Co z rodziną? Odwiedził ją kiedyś, na szczęście jego rodzeństwo przetrwało, chociaż rodzice nie mieli już tyle szczęścia. Kiedy upewnił się, że dawny wróg już im nie zagraża odszedł z domu, by wrócić do dawnego sojusznika.

Jaki jest?

Sikhanir to lew otwarty oraz pogodny, mimo przykrych doświadczeń nie utracił dawnej pogody ducha. Lubi się bawić, bywa jowialny, frywolny, wrażliwy na piękna ciał lwów i lwic. Uwielbia przebywać w towarzystwie i chyba nie ma niczego, czego bałby się bardziej niż samotności. Oczywiście zawsze służy pomocą, chociaż jego rady bywają czasami infantylne.

Jak zaczął przygodę z rzemieślnictwem?
Nikt nie rodzi się mistrzem w żadnej dziedzinie. Sikhanir nie był wyjątkiem. Prawdę mówiąc jako lwiątko to miał cztery lewe łapy, o które wciąż się potykał. Rodzice byli już przekonani, że nic z niego nie będzie i nie pójdzie w ich ślady - ojciec był wytrawnym wojownikiem, mama przewodziła samicom podczas polowań. On sam nie potrafił ani jednego, ani drugiego. Jako podrostek podsłuchał rozmowę rodziców, w której dzielili się swoimi obawami co do tego, czy z Sikha cokolwiek sensownego wyrośnie. Podłamało go to wtedy i uciekł na pustynię, chociaż wcale nie był to jego cel. Biegł po prostu przed siebie. A kiedy się zorientował, że jest bardzo daleko od domu, zatrzymał się, nabrał gorącego powietrza w płuca i spróbował się uspokoić. Nie miał pojęcia, że już od jakiegoś czasu obserwuje go pewien dzierzbik szarogłowy. W końcu ptak wylądował przed lewkiem, a ten przekonany o tym, że go wcale nie rozumie wyrzucił wszystko co mu siedziało na wątrobie. Zawsze wolał się wygadać niż dusić w sobie. Dzierzbik jednak doskonale znał lwi język. Co więcej potrafił odpowiedzieć. Wyjaśnił, że zna kogoś, kto mu pomoże. Sikhanir był szczerze zaskoczony. Z ciekawości poszedł z ptakiem w miejsce, gdzie mieli spotkać pewnego samotnika.
Lew ten szybko stał się kimś w rodzaju mentora naszego bohatera. Sikh spędził u niego kilka dni, przechodzących nawet w tygodnie. Jego nauczyciel nie był już najmłodszy, ale wciąż miał dość sprawne łapy, nawet jeśli jego palce nie miały już czasami czucia z przepracowania. Pod okiem Glewyasa poznał podstawy pracy rzemieślniczej, w zamian taszcząc mu wodę z oazy, zdobywając wskazane przez niego surowce i uzupełniając zapasy pożywienia.
W końcu jednak musiał powrócić do domu. Nie bardzo chciał, bo obawiał się, że rodzice wciąż są nim zawiedzeni. Nauczyciel przekonał go, że na pewno za nim tęsknią (powtarzał mu to bardzo często, bo nie chciał, żeby młody lew palił za sobą mosty). W końcu Sikhanir dojrzał do decyzji o powrocie. Jak spodziewał się Glewyas, rodzice bardzo ucieszyli się na jego widok. Przeprosili, że w niego zwątpili. Udowodnił swoją wartość i pokazał, że potrafił coś, co w jego stadzie raczej nikt inny nie umiał, tworząc przepiękną sakiewkę dla samicy odpowiedzialnej za zbieranie ziół (co prawda ze skóry uprowadzonej mamie-łowczyni ale to nieważne!). Zbieraczka w końcu nie musiała targać po kilka gałązek w mordce, a mogła wyruszać na zbiory rzadziej, dalej, przynosząc więcej ziół z każdego wypadu. Wyrobił sobie pozycję w stadzie. Został po prostu stadnym rzemieślnikiem, często wspominając dawnego nauczyciela.
Pewnego dnia odwiedził go znajomy ptaszek, donosząc niestety o śmierci leciwego, poczciwego Glewyasa.

{prosiłabym o rzemieślnika p.1}


Akcept

Awatar użytkownika
Taira
Posty: 1
Gatunek: Lampart (czarna pantera)
Płeć: Samica
Data urodzenia: 07 lis 2021
Specjalizacja:
rzemieślnik 1
Rzemieślnik 1
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 50
Percepcja: 50
Kontakt:

#352

Post autor: Taira » 17 sie 2023, 22:03

Dawno, dawno temu...

"2 lata temu, w dalekiej krainie, przyszło na świat małe lamparciątko o imieniu Taira.
Samiczka wychowała się w przyjaznym stadzie, pod opieką swoich kochanych rodziców, mentorowana przez najlepszych przedstawicieli stada, czekała na swojego księcia z bajki..."


...no to sobie jeszcze poczeka!

Taira. Faktycznie urodzona w dalekiej krainie, ale była to kraina głodu i zarazy. Rodzice nieznani. Jej matka zaniosła noworodka innym lamparcicom i uznała, że tu jej rola dobiegła końca. Mała miała szczęście, że została zaakceptowana, bo inaczej byłby to koniec historii. Podczas swojego pobytu w stadzie zdobyła umiejętności waleczne i dobrą zręczność, i nie, nie dzięki swoim mentorom, bo ich nie miała. Jest samoukiem. W czasie podróży do Zachodniej Afryki podjęła się rzemieślnictwa, aby zarobić na życie.

Jak dotarła na Zachód?

Zawsze uważała, że lider stada był idiotą. Nawet trochę było jej go szkoda.
Do czasu, gdy obwieścił, że zaprowadzi zwierzęta do "zielonej wyspy", ale nie zaznaczył tego, że trzeba będzie odbyć podróż przez pustynię, aby w ogóle się tam dostać. Oczywiście, nikt nie podważył słów wielkiego wodza, nawet wtedy, gdy kazał wygnać biednego pawiana Hałabałę za ekshibicjonizm w stadzie. Wszyscy wiecie, jakie pawiany mają dupy... Po prostu się nie da nie być ekshibicjonistą. Wracając do tematu... Pół stada wymarło w wyniku braku surowców potrzebnych do życia. Taira, ze względu na swoje cholerne szczęście, i zupełnie przypadkowy kanibalizm, zdołała dojść do Gejzerów. Tam mogła się napić i zjeść.


Parę ciekawostek o niej.

Jeżeli któreś ze zwierząt miałoby pobić rekord Guinessa w byciu łasym na paciorki, to byłaby to Taira. Nigdy nie działa w sposób, który nie przynosi jej korzyści. A jeżeli tak jest, to sprawdźcie, czy piekło nie zamarzło. W każdym razie, jest postacią, która lubi podejmować się ciężkich robót i zazwyczaj wychodzi jej to dobrze.

Co wyrabiała?

Zazwyczaj miała do czynienia ze skórą. Głównie oprawiała ją, ale bywało też, że jakieś wyroby z niej robiła takie jak mieszki, łańcuchy czy paski. Czasami pojawiały się zlecenia na nietypowe wyroby np. z rogu nosorożca czy innych kości.

Statystyki:

Waleczność 40
Zręczność 50
Percepcja 50

Akcept

Awatar użytkownika
Subira
Posty: 4
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Zdrowie: 100
Waleczność: 40
Zręczność: 60
Percepcja: 50
Kontakt:

#353

Post autor: Subira » 18 wrz 2023, 18:03

Statystyki:
  • waleczność: 40
    zręczność: 60
    percepcja: 50
Historia
Lwica przyszła na świat na północnym zachodzie od Lwiej Ziemi, gdzie zasadniczo wiecznie brakowało pożywienia, a każdą nadwyżkę gęb do wykarmienia wyganiano ze stada jeszcze w młodym wieku. Nie pamięta tak naprawdę swoich rodziców, bowiem i oni musieli opuścić grupę, gdy nadszedł ich czas. Czy miała rodzeństwo? Całe mnóstwo, aczkolwiek nigdy nie była pewna na ile łączyły ich więzy krwi, a na ile wspólnie spędzone dzieciństwo.

Gdy podrosła, miała perspektywę zostać w stadzie jako jedna z najbardziej obiecujących młodych łowczyń. Niestety dla grupy (ale stety dla niej), nie zamierzała więcej gnić pośród piachu i skał. Nie raz słyszała opowieści o sąsiedniej krainie, gdzie zieleń nie była czymś, co traktowano jak cud Przodków. Zresztą wszystkie obfitości świata nie zmusiłyby Subiry do pozostania tam, gdzie władzę nad stadem przejął niezbyt roztropny samiec. Nie zamierzała oglądać jak przez swoją rozpasaną obsceniczność doprowadza grupę do ruiny, więc któregoś dnia zwyczajnie się wymknęła i ruszyła na południe, chcąc nauczyć się być protagonistką swojej własnej historii.

Co można o niej powiedzieć?
Jest pragmatyczna. Stara się nie przywiązywać do innych i uważa, że uczucia to zwyczajna słabość. Tak naprawdę w głębi ducha jest niepoprawną idealistką, żeby nie powiedzieć romantyczką, jednak wypiera tę część osobowości, nie chcąc się rozczarować. Praktyczniej jest nie czuć nic.

Unika konfliktów, za wszelką cenę. Słaby z niej wojak, choć pewnie potrafiłaby się odgryźć, tak zdecydowanie nie widzi nic haniebnego w ucieczce. Przetrwanie jest ważniejsze od blizn na honorze czy dumie.

Ok, tylko dodaj opis wyglądu zanim nie będziesz miała avka

Awatar użytkownika
Crimson
Posty: 82
Gatunek: Lampart
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 25 mar 2021
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Zdrowie: 86
Waleczność: 60
Zręczność: 45
Percepcja: 35
Kontakt:

#354

Post autor: Crimson » 19 wrz 2023, 15:26

Statystyki:
Waleczność: 60
Zręczność: 45
Percepcja: 35

Historia:

Wychował się poza krainą, gdzie należał do stada. Niby lamparty nie są zbytnio stadne, lecz wyjątek potwierdza regułę. Jego rodzice przynależeli do stada zwanego Krwawą Hordą, brzmi groźnie i tak właśnie ma być. To nie było byle grzeczna zbieranina zwierząt śpiewających piosenki o kręgu życia czy miłości w Upendi. Miłości było tam nieco, ale nie stanowiła porządku dnia powszedniego. Crimson miał w miarę normalne dzieciństwo, w miarę, gdyż wymagano od niego, zupełnie tak jak od każdego innego brzdąca, całkowitego posłuszeństwa i dyscypliny. Kiedy stawia się takie wymagania to dzieciństwo, będące kwistesencją młodzieńczego szaleństwa i beztroski, staje się rozkazem do wykonania. Nic dziwnego, gdyż żelazna dyscyplina była filarem stada. Wymaganie jej od lat najmłodszych pozwalało trzymać w ryzach całą Krwawą Hordę. Niestety, a może i stety, takie życie nie spodobało się młodemu buntownikowi, czyli Panu Crimson. Postanowił on, że sprzeciwi się całej grupie, a do tego ściągnie innych młodycj na "niby zgubną" ścieżkę, tak jak określała to starszyzna Hordy. Udało mu się przekonać pięciu z dziesięciu nastolatków, a to całkiem sporo. Szkoda tylko, że reszta, co to się nie zgodziła z Crimson, postanowiła zaskarżyć plany do przełożonych. Wtedy też wszyscy odwrócili się od niego, rodzina, piątka przyjaciół i tak dalej. Młodemu lwu groziła kara śmierci, jednak prawo stadne pozwalało mu walczyć o swoje prawa do życia, o ile pokona najlepszego wojownika w Hordzie - lwa Bezimiennego, który cieszył się tytułem mistrza. Na szczęście ojciec zdołał, nim doszło do złapania Crimson, przygotować syna do walki, wpoił mu całą wiedzę oraz umiejętności.
Tak też Crimson zwyciężył, kiedy to wybrał jako teren do walki dżunglę. Ojciec pokazywał mu silne strony dżungli. Możliwość ukrycia się wśród gęstych roślin to zdecydowany atut, podobnie przemieszczanie się bezszelestne i uderzenia z ukrycia. Drzewa zamiast bycia przeszkodą stają się niezłym sojusznikiem. Crimson dzięki drodze wojownika stał się na tyle szybki, że wyprowadzał więcej ciosów niż jego oponent, a do tego potrafił atakować silnymi ciosami, jak na lamparta, atakując między innymi kark, choć tutaj bywało różnie z racji na grzywę przeciwnika utrudniającą atak. Może na sawannie nie miałby szans, ale wśród drzew lampart przewyższał swojego oponenta. Najpierw udało mu się doprowadzić do głębokiego krwawienia, a potem Crimson czekał aż jego cel się wykrwawi i stanie na tyle słaby, że będzie niezdolny do dalszej obrony. Za sprawą swojej wiedzy i umiejętności wojownicznych zabił go, i wywalczył sobie prawo do życia, jednak nie było dla niego miejsca w stadzie, więc został wygnany, tak też trafił miesiąc temu na tutejsze ziemie


Specjalizacja: Wojownik

Do poprawienia statystyki + coś więcej o wojowaniu

Teraz ok
► Pokaż Spoiler

Awatar użytkownika
Viktor
Posty: 103
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 07 lip 2021
Specjalizacja:
medyk 2
Medyk 2
Zdrowie: 100
Waleczność: 21
Zręczność: 60
Percepcja: 72
Kontakt:

#355

Post autor: Viktor » 24 wrz 2023, 17:57

Viktor nie pochodzi z doliny. Wywodzi się zza dżungli, czyli można powiedzieć, że z północy. Właśnie tam narodził się jako syn przywódcy lwiego stada, jednak nie był jedynakiem. Na nieszczęście z miotu było jeszcze cztery osobniki. Czwórka rodzeństwa na głowę to zdecydowanie zbyt wiele, a dodajmy do tego, że Viktor był karłowaty i najsłabszy. Wszystko pokazały następne lata młodości, kiedy jego rodzeństwo opanowywało sztukę polowania to Viktor uczył się jak chodzić, żeby nie upaść na cztery łapy, jednak wszystko miało się wkrótce zmienić. Wielka susza, która nawiedziła tereny stada doprowadziła do wielkiego głodu i zaburzenia kręgu życia. Brak wody dawał się we znaki i nie wyglądałoby na to, że wszystko miałoby ulec zmianie na lepsze. Dodajmy do tego, że przywódca stada zmarł ze starości i pozostawił władzę pomiedzy piątkę dzieci, a każde z nich ciągnęło w swoją stronę, jednak Viktor pociągnął najmocniej. Szybko znalazł opanowania głodu, przez który cierpiało stado, więc nakazał jedno "niech silniejsi zjedzą słabszych" i co prawda kanibalizm wśród lwów pozwolił przetrwać suszę, tak kiedy klimat wrócił do normy, a zwierzęta zaczęły wracać do doliny - nagle wszyscy odwrócili się Viktora. Teraz już nikt nie pochwalał jego pomysłu, a wręcz przeciwnie, zaczęła się obława, dlatego też Viktor ratował się ucieczką do obcych ziem, gdzie trafił do dżungli, a tam poznał szympansa medyka. Viktor zaciekawiony rzemiosłem wykonywanym przez szympansa poprosił o lekcje nauki medycyny. Szło mu całkiem nieźle kiedy to zwierzęta przychodziły z ranami po polowaniach lub innej maści chorobami. Wreszcie szympans pozwolił Viktorowi samodzielnie leczyć pacjentów. Potrafił zakładać opatrunki na rany, a także posiadł umiejętność tworzenia eliksirów. Jego pierwszym samodzielnym zabiegiem było wyleczenie przeziębienia, akurat nic trudnego Viktor zapewnił choremu ciepło poprzez użycie futer małych zwierząt. Innym razem musiał wyleczyć zatrucie pokarmowe, kiedy to przyszedł do szympansa lew co to zjadł nieświeże mięso, tutaj Viktor zastosował węgiel oraz dał lwu pić dużo wody. Ogólnie wiele przeminęło przypadków przez "szpital" szympansa wiele się Viktor naiczył, a kiedy wreszcie karzeł opanował do perfekcji sztukę medycyny to zjadł szympansa bo nie był mu już do niczego potrzebny, a wiadomo że zaspokajanie głodu to rzecz bardzo ważna. Wszystko w ramach przyjaźni


Statystyki

Waleczność 20
Zręczność 60
Percepcja 70

Jeśli ma być medykiem, to konieczny jest dokładniejszy opis

Akcept
► Pokaż Spoiler

Awatar użytkownika
Fakhm
Posty: 35
Gatunek: lew
Data urodzenia: 15 sty 2017
Specjalizacja:
łowca 1
Łowca 1
survivalista
Arui grzywiasta
Zdrowie: 96
Waleczność: 35
Zręczność: 60
Percepcja: 55
Kontakt:

#356

Post autor: Fakhm » 27 wrz 2023, 21:11

P O C H O D Z E N I E
Fakhm pochodzi z Ostatniej Gwiazdy, potężnego stada od wielu pokoleń żyjącego na skraju rozległego łańcucha górskiego a sawanny. Jest jedynym synem rzemieślnika i łowczyni, Mahira i Rakhy, których związek szybko się rozpadł. Po ojcu odziedziczył wysoką samoocenę, lekkomyślność i potężną brew, po matce — pasję do polowania i impulsywność. Mieszanka tychże przymiotów wraz z niestabilnym życiem rodzinnym wielokrotnie sprowokowała go do podejmowania złych, często dziwacznych decyzji, które ostatecznie postawiły go przed samą Radą Starszych.
Sąd ostateczny; po ponad roku na światło dzienne wyszły nowe informacje dotyczące tragicznej śmieci jego przyjaciela, Alfajra. Zeznania trzeciego łowcy uczestniczącego w polowaniu na zebrę, w którym przeszkodziło stado hien, nie tylko obciążały Fakhma winą za opóźnienie w udzieleniu pomocy medycznej rannemu Alfajrowi, lecz także stawiały pod znakiem zapytania jego lojalność wobec stada — jego zachowanie w walce wskazywało na to, że współpracował z hienami. Dojście do ostatecznego wyroku zajęło zajęło Radzie dobre kilka godzin, lecz nie okazał się on szczególnie przychylny: Fakhm mógł wybierać między karą oślepienia lub wygnaniem. Zdecydowanie nie uśmiechało mu się prowadzenia życia kaleki, jakkolwiek byłby ono bezpieczne w porównaniu z błąkaniem się po świecie z piętnem zdrajcy.

Przez następne lata stopniowo oddalał się od rodzinnych stron, raz po raz zaciągając się do niewielkich grup o niejasnej moralności. O ile zdążył przywyknąć do pracy pod raczej okrutnym zarządem, o tyle nie mógł przemóc się i obdarzyć zaufaniem któregokolwiek z nich. Opuszczał bandy często po ledwie paru miesiącach, z żadną nie będąc w stanie zbudować głębszej więzi. Wielokrotnie zarzekał się, że jego priorytetem jest łatwa, przyjemna egzystencja przepełniona rozrywkami, przygodami i bogactwem, wciąż jednak szukał czegoś więcej. Na te ziemie przybył zwabiony plotkami o próżni sił, która powstała po odejściu H’runów.

O P I S
Fakhm to rosły lew o solidnej, ciężkiej w okolicy ramion sylwetce barwionej na jasny, ciepły brąz przez krótką sierść, szorstką tak jak jego donośny głos. Ma bujną, rozczochraną grzywę, która porasta nie tylko jego szyję i czubek łba, ale również solidną część grzbietu i przednich łap. Jego wiecznie podkrążone oczy są pomarańczowe.
Posiada kilka większych blizn, które sobie niezwykle ceni; jedna z nich znajduje się z lewej strony nosa. Na prawym udzie wypalony ma przekreślony okrąg — symbol zdrajcy. Jego poszarpane krawędzie sugerują, że bez powodzenia próbował zmienić jego kształt. Na jego szyi wisi dziurawa sakwa z rzemieniem, stary prezent od ojca na jego pierwsze urodziny.

S P E C J A L I Z A C J A
Ze względu na skomplikowaną relację między zapracowanymi rodzicami, młody Fakhme większość czasu spędzał pod opieką swojego wuja Hashida, jednego z Zarządców kasty żywicieli w jego stadzie. Od dzieciństwa przysłuchiwał się jego opowieściom o długich pogoniach, brawurowych bojach i błyskotliwych strategiach, poźniej z zaskakującym zaangażowaniem uczył się podstaw polowania. Swoje lata młodzieńcze spędził szlifując swoje umiejętności tropienia, ścigania i powalania wpierw drobnej, później średniej zwierzyny. Gdy oficjalnie został już adeptem Ścieżki Łowcy, począł uczestniczyć w pierwszych grupowych polowaniach. Przed wygnaniem ze stada zdążył już zdobyć znaczące doświadczenie, natomiast po nim — dzięki swoim zdolnościom zdołał zaciągnąć się do kilku pomniejszych grup bandyckich. Bez wyjątku pełnił w nich rolę żywiciela, unikając podjęcia porządnego treningu walki i stroniąc od wszelkich bitek.

Krótki opis polowania:
Wciąż pamięta jego pierwsze prawdziwie samotne polowanie. Minęły ledwo trzy dni od ostatecznego pożegnania z rodzicami, lecz, nawet mimo przygniatającego go smutku, głód wypalał mu dziurę w żołądku. Ledwo świtało, gdy wypełznął spomiędzy drzew na sawannę, szukając śladów czegoś, co miałoby na sobie więcej mięsa, niż żylaste nogi zająca.
Nie minęło wiele czasu, nim między zżółkłymi trawami zoczył ściernisko wydeptane przez niewielką grupę gazelopek. Zupełnie zignorował większe ślady kopy zebr, za którymi poruszały się antylopy; wiedział, że nie będzie w stanie sprostać teraz zwierzynie takiego kalibru. Cierpliwie poruszał się ścieżką wyznaczoną przez około osiem dorosłych osobników preferowanego gatunku. Gdy trop był już na tyle świeży, że wiedział, że w ciągu może połowy godziny będzie w stanie zobaczyć sylwetki gazelop, ostrożnie skręcił, aby podejść do nich pod wiatr. Pewnym, spokojnym krokiem, na ugiętych łapach i z brzuchem przy ziemi, podchodził do stadka, które skubało resztki zjadliwych kęp trawy, od czasu do czasu odganiając się od much nagłym zarzuceniem rogatymi łbami. Z trudem trzymał ogon w spoczynku; niezmiennie drażniło go skradanie się, ale wiedział, że brak cierpliwości był jego najczęstszym błędem.
Gdy od ciężarnej samicy dzieliło go jedynie kilkadziesiąt metrów, pobiegł ku niej. Nim zerwała się do ucieczki, zdążył jeszcze zaczepić pazurami za jej zad, niemalże zwalając ją z jej drobnych raciczek. Po krótkim pościgu zdołał dosięgnąć antylopy po raz drugi - tym razem uwiesił się jej grzbietu, prędko posyłając ją na ziemię. Wierzgała, zawodziła, ale on doskonale wiedział, że nie powinien puszczać niezależnie od tego, ile razy kopnie go w nos. Przygniótł ją ciężarem swojego ciała i w ciągu może dwóch minut udało mu się dźwignąć na tyle blisko jej gardła, żeby się w nie wgryźć. Zacisnął szczęki, miażdżąc jej tchawicę. Później tylko czekał, aż się udusi.
Zadowolony z siebie, odciągnął zdobycz w krzaki, rozglądając się kilka razy za nadciągającymi hienami. Horyzont wydawał się zupełnie czysty; nadeszła pora, żeby zacząć ucztę.

S T A T Y S T Y K I
WALECZNOŚĆ: 35
ZRĘCZNOŚĆ: 60
PERCEPCJA: 55
SPECJALIZACJA: Łowca [1]


Akcept

Jeśli chcesz się umówić na grę lub coś ustalić, pisz do mnie na Discordzie! — nick: yekuggon

W Y G L Ą D
► Pokaż Spoiler
Ś C I Ą G A
► Pokaż Spoiler

Awatar użytkownika
Bastet
Tarcza
Tarcza
Posty: 60
Gatunek: Lampart
Płeć: Samica
Data urodzenia: 01 lis 2020
Specjalizacja:
łowca 2
Łowca 2
ptak
Ptak
krokodyl
Krokodyl
survivalista
Survivalista
rzemieślnik 1
Rzemieślnik 1
Zdrowie: 93
Waleczność: 50
Zręczność: 50
Percepcja: 40
Kontakt:

#357

Post autor: Bastet » 03 paź 2023, 9:17

Nie jest stąd. Pochodzi spoza tych krain, ze wschodu, a przybyła tu stosunkowo niedawno.
Ale zaczynając od początku...
Urodziła się na sawannie. Miała tylko matkę i dwójkę rodzeństwa - ojciec ulotnił się wkrótce po poczęciu. Klasyczne lamparcie rzeczy. A przynajmniej klasyczne w jej stronach. Co nie było jednak klasycznym? Dziwna mieszanka genów. Bastet otrzymała po rodzicach zarówno melanizm jak i heterochromię, gdy jej rodzeństwo zostało obdarowane tylko jednym z tych "darów" na głowę. Melanizm nie rzucał się w oczy aż tak - w tamtych regionach był całkiem rozpowszechniony, jednak w połączeniu z jej czerwono-żółtą barwnością oczysk... Lamparcica dobrych kilka razy przykuła uwagę, za czym niezbyt przepada.
W każdym razie kocięta rosły i rozwijały się prawidłowo, a ich matka uczyła je tego, czego jej własna rodzicielka ją nauczyła - przetrwania. Jak się obronić, skradać, polować. Wspomogła je także w opanowaniu wspinania się na drzewa do samego mistrzostwa, gdzie rzadko kto mógłby ukraść ich zdobycz.
Nie było im jednak długo pozostać pod opieką matki... a przynajmniej nie dwójce rodzeństwa Bastet. Gdy tylko weszli oni w dojrzałość i poczuli się na siłach, opuścili rodzinę. Na ciemnofutrą też nadszedł czas - a przynajmniej tak mówiła jej rodzicielka - jednak ta postanowiła z nią pozostać jeszcze trochę dłużej. Wizja samotniczego przemierzania świata przerażała młodą Bastet, do czego ta oczywiście nie chciała się przyznać. Została pod pretekstem doszlifowania swoich zdolności łowieckich - i wyszło jej to na dobre, bowiem jej matka była doskonałą łowczynią. Ich pierwsze wspólne polowanie - tylko ich, bez rodzeństwa - było na flaminga, by podszkolić się w łapaniu ptactwa.
Bastet do dzisiaj pamięta, jak razem przekradały się w pewnej odległości od dużej grupy tych ptaków, starając się zajść upatrzoną zdobycz z dwóch różnych stron. Powtarzała w głowie wszystko to, czego matka ją nauczyła - idź pod wiatr, stąpaj miękko, uważaj gdzie stawiasz łapy, bądź cierpliwa, obserwuj, skup się na swej zdobyczy lecz wciąż zachowuj czujność... Bastet była coraz bliżej. Aż w pewnym momencie flamingi zaczęły podrywać się do lotu - jej matka spłoszyła je w jej stronę! Młodsza samica poderwała się i wyskoczyła na jednego z nich - dała radę ściągnąć go w dół za nogę, gdzie już obie samice dobiły ptaka. Po najedzeniu się, matka Bastet "wplotła" córce różowe pióra za ucho. Stało się to ich małą tradycją za każdym razem, gdy polowały na flamingi czy też po prostu natknęły się na ich pióra. Starsza samica zawsze miała jakiś nostalgiczny wyraz pyska, gdy to robiły... Bastet jednak o to nie pytała. Tak czy inaczej przez ten mały rytuał, ptactwo stało się jej ulubioną zdobyczą. Więź lamparcic wzmacniała się. Wkrótce jednak samice zaczęły polować więcej na większe zwierzęta, w końcu były we dwie. Antylopy, zebry... I tak czas mijał, aż w końcu Bastet musiała przestać odwlekać opuszczenie boku matki. Lamparcica nie mogła nawet wybrać sąsiadującego terytorium - w jej rodzinnych stronach zrobiło się całkiem tłoczno od lamparcich ziem. Samica zdecydowała udać się w podróż. Mogła też przy tym zobaczyć trochę więcej świata, co dodatkowo ją ciekawiło po życiu na jednym skrawku ziemi przez tak długi czas. Chciała przekonać swą rodzicielkę, by ta jej towarzyszyła, jednak ta stwierdziła, że jest już zbyt stara na takie podróże.
Po drodze Bastet nawiązała krótką przyjaźń i jeszcze krótszy romans... który skończył się zniknięciem jej niedoszłego partnera i ciążą Bastet, która niestety... zakończyła się przedwcześnie, gdy lamparcica otrzymała solidnego kopa od antylopy. Ta koszmarna noc śniła jej się przez długi czas.
Po drodze otrzymała także blizny biegnące przez lewy polik i oko, gdy dostała po łbie od lwa, który okradł ją z jej zdobyczy. Cholerny złodziej.
...zdarzyło się jeszcze kilka innych rzeczy. A gdy nagła nostalgia dopadła samicę - ta wypatrywała flamingów.
I tak w pewnym momencie znalazła się na tych ziemiach. Jest tutaj od niedawna. Poznała już nieco terenów, usłyszała kilka rzeczy, jednak wciąż wie niewiele.

Jest samotniczką z natury, jednak po opuszczeniu matki nigdy jej nie przeszło to całe chorobliwe wręcz "poczucie osamotnienia", które jeszcze nasiliło się po pewnych wydarzeniach. Do czego wciąż się nie chce przyznać. Jakby jednocześnie chciała i nie chciała być w czyimś towarzystwie. A nieufność i podejrzliwość w stosunku do innych na pewno nie pomagają jej w zawieraniu znajomości, które byłyby czymś więcej niż tylko przelotnymi. Nie wchodziła w zbyt wiele interakcji z innymi gatunkami w ciągu swojego życia, a na pewno nie z obcymi drapieżnikami - unikała ich jak tylko mogła (to przecież konkurencja!), jednak nie zawsze skutecznie. Większość czasu po opuszczeniu rodzinnych stron spędziła sama. Tkwi w niej też pewne uprzedzenie do lwów - zwłaszcza lwich samców - a także lampartów płci męskiej. Na to wpływ miały incydenty podczas jej podróży.
Bastet jest też... pragmatyczna - jak większość zwierząt z jej starego miejsca zamieszkania - co także nie przysparza jej przyjaciół. Nie widzi sensu we wchodzeniu w jakieś bliższe relacje, w spoufalaniu się, no chyba, że ma w tym jakąś korzyść. ...a tracenie istot po zaufaniu im, bycie zmuszonym do życia w samotności raz jeszcze po tym, gdy znów do kogoś się zbliżysz, boli za każdym razem coraz bardziej. ...więc jest w tym też ta obawa. W większości przypadków bezpośrednia - a gdy czegoś chce, to nie będzie owijać w bawełnę. Potrafi jednak ugryźć się w język. Nie cierpi kłamstw, jednak w ostateczności sama może skłamać. W ostateczności.
Czasami może wydawać się bardziej nieprzyjemna, zgorzkniała czy nawet opryskliwa w zależności od tego, jaki ma dzień.

Wygląd:
Przeciętnie zbudowana młoda lamparcica - może tylko z odrobiną bonusowej muskulatury, bo przecież lamparty i tak są muskularne już z natury. Poza wyraźnie rysującymi się mięśniami jest przeciętnej wagi, raczej smukła i porusza się z kocią gracją... jak to kot. Ale na tym jej gatunkowa przeciętność się kończy, bowiem samica odziedziczyła dwie cechy - melanizm oraz heterochromię. Czerwone oraz bladożółte oczy są charakterystyczne na ciemnym tle jej futra, na którym wciąż widoczne są cętki i gdzieniegdzie przebicia złotawego, przygaszonego koloru. Ślepia otoczone są przez złote obwódki, złotej barwy są też powieki. Przy żółtym oku znajdują się blizny po pazurach, a jedna z nich przebiega przez samo oko. Bastet nigdy nie roztaje się z różowymi piórami flaminga, które trzyma jako pamiątkę i ozdobę za jednym z uszu.

Statystyki:
Waleczność 50
Zręczność 50
Percepcja 40

Specjalizacja:
Łowca
Ulubiony biom: Sawanna
Ulubiona zdobycz: Ptaki

Brakuje avka lub opisu wyglądu w profilu


Akcept
► Pokaż Spoiler
Obrazek

Awatar użytkownika
Zeus
Posty: 38
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 07 lip 2020
Specjalizacja:
rzemieślnik 1
Rzemieślnik 1
Zdrowie: 86
Waleczność: 55
Zręczność: 65
Percepcja: 30
Kontakt:

#358

Post autor: Zeus » 06 paź 2023, 15:44

P O C H O D Z E N I E
Urodziłam się daleko stąd. Moi rodzice byli przeciętnymi zjadaczami antylop nic królewskiego czy zaskasującego. Żyło się nam dobrze, a zwłaszcza kiedy wkroczyłam w wiek samodzielności. Wszystko to brzmi jak sielanka, gdyby nie jeden czynnik. Krainą, w której żyliśmy władał niepodzielny władca zwany Ogniołamaczem, który z pomocą ognia zdobył swój tytuł i zasiał strach w sercach nawet najbardziej egoistycznych zwierząt, takich co nie interesują się losem innych też. Któregoś dnia Ogniołamacz stwierdził, że mu się nudzi i ustanawia walki gladiatorów, a żeby było ciekawiej walczyć będą samice. Przymusem zaciągnął mnie i resztę samic do walki. Niestety chciałabym opowiedzieć jak bardzo wygrywałam, jak bardzo udało się jej stworzyć rebelię.i że przejęła władzę nad krainą, ale tak nie było. Życie to nie bajka i co prawda udało się uciec z łap Ogniołamacza przypłacając to życiem kilku samic, które umyślnie i egoistycznie skazałam na stracenie już w samym planie swojej ucieczki. Błąkałam się od dnia do nocy. Bez własnego stada i bez samca, który mógłby mi pomóc. Któregoś dnia zrozumiałam, że ogień - niezwykle potężna broń jest w stanie zapewnić mi bezpieczeństwo. Usłyszałam, że na zachodzie żyje mandryl, który potrafi tworzyć rzeczy wszelakie i rozpalać ogień. Zawitałam do niego, opowiedziawszy swą historię wybłakałam lekcje. Przez następne kilka miesięcy pobierałam praktyki u mandryla, jednak ten nie zdradził mi źródła ognia. Powiedział, że dopiero kiedy nabiorę doświadczenie to posiąde mądrość na temat ognia i jego tworzenia. Kiedy ukończyła szkolenie z mandrylem podążała na wschód aż dotarła na tutejsze ziemie.


S P E C J A L I Z A C J A
Zeus została rzemieślnikiem i pobierała praktyki u mandryla z zachodu. Nauczyła się rzemieślnictwa od podstaw, a to znaczy, że od oskórowania. Na początek dostała surykatki do oskórowania. Dużo mięsa to one nie.miały, ale niektóre były albinosami co świadczyło na ich korzyść ponieważ były cenne dla szamanów. Kiedy Zeus została nauczona pozyskiwania zasobów ze zwierząt to przeszła do tworzenia rzeczy wszelakich. Na początek dostawała w swoje łapy sakiewki, ale pomagała też ze stworzeniem toreb mandrylowi. Ciekawa pozostawała biżuteria, wszelkie naszyjniki stworzone dzięki rzemieniom i choćby bursztynom. Mandryl zdradził Zeus jak tworzyć twardą gline dzięki dużemu glinaniemu urządzeniu nazwanym piecem. Wkładało się do niego lepką i mokrą glinę a wyciągało się twarde ozdoby czy naczynia.

S T A T Y S T Y K I
WALECZNOŚĆ: 55
ZRĘCZNOŚĆ: 65
PERCEPCJA: 30
SPECJALIZACJA: Rzemieślnik [1]


Akcept

Awatar użytkownika
Nyota
Posty: 59
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 10 lip 2017
Specjalizacja:
medyk 2
Medyk 2
czyste łapy
Czyste łapy
Zdrowie: 100
Waleczność: 45
Zręczność: 45
Percepcja: 62
Kontakt:

#359

Post autor: Nyota » 15 paź 2023, 14:48

Nyota został urodzony w cywilizowanym, zorganizowanym stadzie, które przez swą kulturę jak i swoją liczebność zwane było "Królestwem". Pełną nazwą było Królestwo Srebrzystego Nieba, a w bardziej odległych czasach Królestwo Kamiennego Szczytu. Miało ono ścisłą hierarchię i podziały. Panował tam system kast. Kasta Strażników znajdowała się na samym szczycie i przewodziła stadem, Kasta Uzdrowicieli oraz Kasta Szamanów były ze sobą na równi tuż za Strażnikami, a Kasta Myśliwych, Wojowników oraz Budowniczych znajdowały się poniżej nich. Każda kasta miała własnego przywódcę, który odpowiadał przed liderem Strażników. Po ewaluacji dorastającego lwa, który skończył podstawowy trening (walki, tropienia, polowania, etc), ten zostawał uczniem jednej z kast i rozpoczynał wyspecjalizowane szkolenie.
Nyota i jego rodzeństwo nie byli inni pod tym względem. Jeden z jego braci został uczniem wojownika, drugi z nich został uczniem myśliwego, a siostra została uczennicą szamana. Sam Nyota stał się adeptem uzdrowicieli i otrzymał ozdoby-pióra odpowiadającego jego zajęciu i pozycji. Po przypisaniu mistrza rozpoczął się długi trening samca. Najpierw teoria - wszelkie zioła, ich zastosowanie i jak je zbierać, później choroby od tych drobnych do tych groźniejszych i jak je leczyć. W praktyce zamiast leczyć najpierw przyszło mu zbierać medykamenty oraz ważyć eliksiry lecznicze.
Pierwszym pacjentem z prawdziwego zdarzenia, do którego pozwolono mu się w pełni dotknąć była ranna lwica - nie jakoś poważnie, jednak nie były to tylko zadrapania i samica krwawiła z rany. Musiała zostać opatrzona, inaczej mogła wdać się infekcja. Nyota uwijał się z tym zręcznie - najpierw oczyścił ranę przy użyciu soku ze sfermentowanej maruli, następnie roztarł aloes wraz z czarcim pazurem na papkę, by przygotować okład na ranę samicy, najpierw wcierając go ostrożnie w uraz i wokół niego. Na końcu użył pajęczynę jak bandaża, by zabezpieczyć ranę. Uważał przy tym, by nie owinąć lwicy za ciasno, bo mogłoby zablokować to przepływ krwi. Samica dostała jeszcze miksturę i polecenia co ma robić - a miała odpoczywać, a także przyjść, gdyby zaczęła czuć się gorzej - i mogła opuścić uzdrowicielską komnatę.
Miesiące... ba, ponad rok minął, i Nyota w końcu stał się pełnoprawnym uzdrowicielem. Otrzymał swoje finalne niebieskie pióra - z czym wiązało się złożenie przysięgi, w której skład między innymi wchodziła pomoc współbratymcom, a także utrzymywanie celibatu. To ostatnie tak długo, aż uzdrowiciel nabierze znacznie więcej doświadczenia - więc tylko najwyżsi rangą uzdrowiciele mogli mieć partnerki, gdyż poznali już trudy uzdrowicielstwa i "dojrzeli" do akceptacji, że leczenie ma być ich głównym celem w życiu.
Minęło sporo czasu, a stado jeszcze bardziej się rozrastało. Nyota pewnego dnia zdecydował, że zostanie wędrownym uzdrowicielem, zobaczy trochę świata i kulturę panującą poza jego domem - wciąż był spragniony wiedzy, a poza tym polityka Królestwa zdążyła go już znudzić i zmęczyć. W Królestwie była wystarczająca ilość uzdrowicieli plus jeszcze kilku na dodatek. Samiec wybrał się ze swą decyzją do głowy swojej kasty, która wstępnie to zatwierdziła. A głowa kasty wybrała się do Strażników po ostateczną decyzję. I nie było problemu dzięki urodzajowi, jaki panował w ich lwiej cywilizacji.
Wkrótce po tym lew przygotował się do podróży i wyruszył w nieznane sobie tereny. Podróżuje tak do dzisiaj.

Wyważony lew o łagodnym usposobieniu, który może się popisać dobrymi manierami. Używa wszelkich tytułów i zwrotów grzecznościowych - tak jak panowało to w jego stronach. Wyprowadzenie go z równowagi graniczy z cudem - nawet w walce zachowuje zimną krew i analizuje, zamiast oddawać się gorącym emocjom. Stoik, którym prawie nigdy nie targały silne emocje. Chętny do pomocy innym, biorący swoją przysięgę uzdrowicielską na poważnie. Mimo swojej miłej, dobrze ułożonej natury posiada jednak swoje granice i godność, więc jak ktoś mu przysłowiowo (lub nie) napluje w pysk, to nie uzna go za "współbratymca" z przysięgi i taka osoba może szukać sobie pomocy gdzieś indziej. Nie boi się ubrudzić łap walką, jednak zrobi to tylko, gdy uzna to za absolutną konieczność, ostateczność - jest pacyfistą, przekłada dyplomację ponad agresję. Potrafi być surowy kiedy trzeba.
Kto wie jednak co lew może skrywać za swoim typowym, przyjaznym uśmiechem. Może... eksperymenty medyczne na straconych przypadkach lub tych, którzy wybitnie zaszli mu za skórę w trakcie podróżowania...?

Wygląd:
Samiec w kwiecie wieku - całkiem dobrze zbudowany, o atletycznej sylwetce, jednak nie wykracza swym wzrostem ponad przeciętnego samca swojego gatunku. Ma bardzo bujną, długą, kremową ("blond") grzywę. Jego ciało jest głównie białe, ale posiada gdzieniegdzie ciemniejsze znaczenia. Ma srebrno-złote oczy. Przywdziewa pióra jako ozdoby i symbol pochodzenia, a ich ilość oraz kolor muszą zawsze się zgadzać z rangą, jaką miał w swej kaście.

Statystyki:
Waleczność: 45
Zręczność: 45
Percepcja: 60

Specjalizacja:
Medyk

Akcept
► Pokaż Spoiler
Obrazek

Awatar użytkownika
Vulkana
Posty: 57
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 08 sie 2021
Specjalizacja:
szaman 1
Szaman 1
Zdrowie: 100
Waleczność: 51
Zręczność: 40
Percepcja: 60
Kontakt:

#360

Post autor: Vulkana » 16 paź 2023, 19:19

Historia
Vulkana, jak same jej imię na to wskazuje, urodziła w stadzie mieszkającym nieopodal wulkanu, a dokładniej na wschód od tutejszej krainy. Swoje dzieciństwo miała normalne, ale jako córka szamana była przygotowywana do przejęcia roli ojca w momencie jego śmierci bądź choroby. Ojciec był aktywnym szamanem i często zasięgał opinią u zmarłych duchów, które pomagały dobrą radą oraz swą mądrością. W tychże rytuałach brała udział jako obserwator mała Vulkana, którą ojciec zawsze otaczał ochronnym okręgiem w razie jakiegoś incydentu i przyzwania złego ducha. W ten sposób świetnie przygotowywał ją do roli szamana, ale istniała druga strona medalu, znacznie mroczniejsza nim się początkowo zdawało. Prawdą jest, że stado mieszkało blisko wulkanu, żeby móc składać do niego swoje ofiary. Raz w roku jeden samiec i jedna samica zostały wrzucone do wulkanu w celu uspokojenia złych duchów zamieszkujących go. Nie był to najlepszy sposób rozwiązania problemu, ale był najłatwiejszym. Ojciec Vulkany nie miał tak dużej wiedzy oraz umiejętności, żeby pozbyć się wulkanicznych duchów. Vulkana prędko przekonała się, że to ona będzie wrzucać ofiary do wulkanu i składać modły do wulkanicznych duchów. Kiedy tylko młoda szamanka dowiedziała się o tym, to postanowiła uciec. I bardzo dobrze, gdyż chcąc zostać stadnym szamanem musiałaby pożreć serce byłego szamana jako rzecze tradycja. Na tak ciężkie praktyki Vulkana nie była gotowa, dlatego uciekła na zachód i dotarła do tutejszej krainy.

Specjalizacja:
Vulkana nieźle radzi sobie z szamaństwem. Jej szkolenie obejmowało obserwowanie sesji z duchami, które służyły dobrą radą i słownym wsparciem. W pewnym momencie szkolenia to właśnie Vulkana samodzielnie przygotowywała rytuały, jednak pod czujnym okiem ojca, który nadzorował czy aby błędy nie zostały popełnione. Vulkana pamięta też lekcje o ziołach oraz ich zastosowaniu, a przede wszystkim występowaniu. Najlepiej szamanka radziła sobie z udzielaniem błogosławieństw oraz zbieraniem zasobów niezbędnych do rytuałów.

Wygląd
Obrazek

Statystyki
Waleczność: 50
Zręczność: 40
Percepcja: 60

Akcept

Odpowiedz

Wróć do „Postacie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość