- waleczność: 30
- zręczność: 65
- percepcja: 55
Urodził się poza terenem objętym mapą. Sam o tamtym czasie niewiele opowiada i raczej unika tego tematu jak ognia. W każdym razie miejsce, które zamieszkiwało jego stado pewnego dnia miało okazję stać się obiektem zainteresowania H'runów. Sam Sikhanir trafił do niewoli, bo jego zdolności rzemieślnicze okazały się na tyle cenne, by uratować go od śmierci. Czuł się jak ostatnia świnia składając tym potworom rynsztunek ale wiedział, że jeśli chciał kiedykolwiek się wyrwać i pomóc swojej rodzinie, musi to robić.
Z czasem mu się poszczęściło. Typek, który go pilnował tego dnia przysnął, po czym zginął z łap jakiegoś lwa. Tamten co prawda wcale nie chciał darować życia rzemieślnikowi nieprzyjaciela, jednak finalnie udało się chłopakom dojść do porozumienia. Tak odzyskał wolność i towarzyszył swojemu wybawcy w misji przegonienia hordy. Co z rodziną? Odwiedził ją kiedyś, na szczęście jego rodzeństwo przetrwało, chociaż rodzice nie mieli już tyle szczęścia. Kiedy upewnił się, że dawny wróg już im nie zagraża odszedł z domu, by wrócić do dawnego sojusznika.
Jaki jest?
Sikhanir to lew otwarty oraz pogodny, mimo przykrych doświadczeń nie utracił dawnej pogody ducha. Lubi się bawić, bywa jowialny, frywolny, wrażliwy na piękna ciał lwów i lwic. Uwielbia przebywać w towarzystwie i chyba nie ma niczego, czego bałby się bardziej niż samotności. Oczywiście zawsze służy pomocą, chociaż jego rady bywają czasami infantylne.
Jak zaczął przygodę z rzemieślnictwem?
Nikt nie rodzi się mistrzem w żadnej dziedzinie. Sikhanir nie był wyjątkiem. Prawdę mówiąc jako lwiątko to miał cztery lewe łapy, o które wciąż się potykał. Rodzice byli już przekonani, że nic z niego nie będzie i nie pójdzie w ich ślady - ojciec był wytrawnym wojownikiem, mama przewodziła samicom podczas polowań. On sam nie potrafił ani jednego, ani drugiego. Jako podrostek podsłuchał rozmowę rodziców, w której dzielili się swoimi obawami co do tego, czy z Sikha cokolwiek sensownego wyrośnie. Podłamało go to wtedy i uciekł na pustynię, chociaż wcale nie był to jego cel. Biegł po prostu przed siebie. A kiedy się zorientował, że jest bardzo daleko od domu, zatrzymał się, nabrał gorącego powietrza w płuca i spróbował się uspokoić. Nie miał pojęcia, że już od jakiegoś czasu obserwuje go pewien dzierzbik szarogłowy. W końcu ptak wylądował przed lewkiem, a ten przekonany o tym, że go wcale nie rozumie wyrzucił wszystko co mu siedziało na wątrobie. Zawsze wolał się wygadać niż dusić w sobie. Dzierzbik jednak doskonale znał lwi język. Co więcej potrafił odpowiedzieć. Wyjaśnił, że zna kogoś, kto mu pomoże. Sikhanir był szczerze zaskoczony. Z ciekawości poszedł z ptakiem w miejsce, gdzie mieli spotkać pewnego samotnika.
Lew ten szybko stał się kimś w rodzaju mentora naszego bohatera. Sikh spędził u niego kilka dni, przechodzących nawet w tygodnie. Jego nauczyciel nie był już najmłodszy, ale wciąż miał dość sprawne łapy, nawet jeśli jego palce nie miały już czasami czucia z przepracowania. Pod okiem Glewyasa poznał podstawy pracy rzemieślniczej, w zamian taszcząc mu wodę z oazy, zdobywając wskazane przez niego surowce i uzupełniając zapasy pożywienia.
W końcu jednak musiał powrócić do domu. Nie bardzo chciał, bo obawiał się, że rodzice wciąż są nim zawiedzeni. Nauczyciel przekonał go, że na pewno za nim tęsknią (powtarzał mu to bardzo często, bo nie chciał, żeby młody lew palił za sobą mosty). W końcu Sikhanir dojrzał do decyzji o powrocie. Jak spodziewał się Glewyas, rodzice bardzo ucieszyli się na jego widok. Przeprosili, że w niego zwątpili. Udowodnił swoją wartość i pokazał, że potrafił coś, co w jego stadzie raczej nikt inny nie umiał, tworząc przepiękną sakiewkę dla samicy odpowiedzialnej za zbieranie ziół (co prawda ze skóry uprowadzonej mamie-łowczyni ale to nieważne!). Zbieraczka w końcu nie musiała targać po kilka gałązek w mordce, a mogła wyruszać na zbiory rzadziej, dalej, przynosząc więcej ziół z każdego wypadu. Wyrobił sobie pozycję w stadzie. Został po prostu stadnym rzemieślnikiem, często wspominając dawnego nauczyciela.
Pewnego dnia odwiedził go znajomy ptaszek, donosząc niestety o śmierci leciwego, poczciwego Glewyasa.
{prosiłabym o rzemieślnika p.1}
Akcept