x
Newsy
  • 07.04.2024
  • Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
  • 06.04.2024
  • Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
  • 07.03.2024
  • Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
  • 04.02.2024
  • Postacią Miesiąca został Tauro
  • 31.01.2024
  • Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
  • Aktualności fabularne
  • > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
  • Przewrót na Lwiej Ziemi
  • > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
  • Gniew Przodków
  • > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
  • Epidemia w dżungli
  • > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
  • Szkarłatne Grzywy
  • > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Suwak
Lwia Skała
Wodopój Las Kanion Termitiery Jezioro ZZ Wulkan Góry LS Jaskinie Kilimandżaro Upendi Drzewo życia Wielki Wodospad Zakątek Przodków Oaza Ruiny Pustynia Ciernisko Cmentarz Pole bitwy Zarośla Bagno Słone jezioro Gejzery Góry ZZ Wielka woda Jezioro szmaragdowe Jezioro flamingów Kaskada Grobowiec Rzeka Wąwóz Dżungla Pustkowia Równina Rzeka 2 Sawanna 2 Rzeka 3 Las namorzynowy Dolina wichrów Nadrzecze Dolina LS Drzewo życia Sawanna LZ Skała Wolności Wschodnia Oaza Wydmy Las MB Jezioro MB Wybrzeże

Zapisy

Miejsce na informacje o postaciach: zapisy, karty postaci, dzienniki umiejętności, zawieszanie postaci i zakup umiejętności.

Awatar użytkownika
Maer’vu
Posty: 216
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 01 gru 2016
Zdrowie: 0
Waleczność: 0
Zręczność: 0
Percepcja: 0
Kontakt:

Re: Zapisy

#51

Post autor: Maer’vu » 01 gru 2018, 11:29

Historia: Maer'vu jest młodszym o kilka minut bratem Hazira oraz synem Dakkara, lwa, który zamordował poprzedniego przywódcę Gwardzistów, Baturiego. Dakkar był przywódcą założonego przez siebie stada zwanego Legionem Seta, do którego przynależeli wyłącznie najgorsi degeneraci, albo lwy zbyt tchórzliwe, by odejść.
Matką Maer'vu i jego brata była złoziemka imieniem Hewa, dobra wojowniczka, ale niestety dość uległa. Dakkar natknął się kiedyś na nią podczas podróży, a że była ładna i potulna, uznał, że może być idealnym materiałem na matkę jego lwiątek. Zmusił ją więc by udała się razem z nim daleko od Złej Ziemi, do miejsca, gdzie wówczas zamieszkiwał ze swoim stadem; po jakimś czasie Hewa wydała na świat dwóch synów, Maer'vu i Hazira.
Dzieciństwo Maer'vu nie było zdecydowanie szczęśliwe. Jego ojciec był naprawdę okrutny i czerpał sadystyczną radość ze znęcania się nad swoimi synami dla rozrywki, a także dlatego, że uważał ich za słabych i starał się tą słabość wykorzenić poprzez mordercze treningi oraz regularne katowanie. Wiele lat temu Dakkar zamordował swoich rodziców dla zabawy, a także dopuszczał się wielu jeszcze gorszych zbrodni. Nic więc dziwnego, że nie miał oporów przed krzywdzeniem Maer'vu i Hazira. W ten sposób młody Maer'vu stracił oko, kawałek ucha i nabawił się wielu blizn. Ojciec uszkodził mu też struny głosowe, co na zawsze zmieniło głos brązowofutrego.
Gdy tylko dwaj bracia podrośli na tyle, że mogli żywić się mięsem, ich ojciec zamordował Hewę na oczach lwiątek, gdyż "spełniła już swoje zadanie"; chciał też, by jego synowie zrozumieli, jak łatwo jest odebrać komuś życie, jakie to proste i przyjemne, a także, by trauma wynikająca z tego doświadczenia poczyniła ich podatniejszymi na kształtowanie oraz bardziej posłusznymi.
Trzeba przyznać, że mu się to udało. Maer'vu przez całe swoje życie robił wszystko, co kazał mu ojciec, nieważne, jak okrutne i bestialskie by to nie było. Zabijał kiedy mu kazano, bez pytań, bez litości. Brak choć odrobiny rodzinnego ciepła czy sympatii uczynił go zimnym w środku, obojętnym na okrucieństwo i cierpienie innych.
Mijał czas, a Hazir oraz Maer'vu rośli i stawali się coraz silniejsi. Gdy nadeszła powódź, oni, ich ojciec oraz pozostali członkowie Legionu Seta pod przywództwem Dakkara udali się wysoko w góry i tam przeczekali katastrofę. Zeszli na niżej położone tereny gdy wody opadły i odkryli, że pod ich nieobecność wiele się zmieniło. Lwia Ziemia utraciła swych władców i uległa podziałowi a Złoziemcy stracili wielu swoich. Dakkar postanowił to wykorzystać do zasiania jeszcze większej trwogi w sercach mieszkańców byłej Lwiej Ziemi oraz Złoziemców, a idealna okazja nadarzyła się, gdy do uszu Dakkara doszła wieść o pojawieniu się małej grupki Gwardzistów poszukujących swych zaginionych podczas powodzi władców. Zjawił się na czele członków Legionu Seta, i razem z nimi, Maer'vu oraz jego bratem zaatakował Gwardzistów. Podczas walki Dakkar osobiście śmiertelnie ranił Baturiego i zostawił go konającego, by się wykrwawił na śmierć, przed odejściem szepcząc mu do ucha swe imię: "Dakkar...".
Walka była zacięta, lecz nieliczny odział Gwardzistów, mimo swego wyszkolenia bojowego, po utracie przywódcy, w starciu z wyszkolonymi zabójcami odniósł klęskę. Legion Seta wymordował wszystkich Gwardzistów, jacy jeszcze ocaleli ze starcia, a od jednego ze schwytanych jeńców, młodego, przerażonego rekruta, wyciągnął informację o drugim patrolu Pierworodnych. Dakkar razem ze swoim stadem ruszyli by zaatakować również ich i wkrótce dostrzegli swe ofiary, które jak najszybciej oddalały się od gór. Najwyraźniej Gwardziści już znaleźli martwe ciała swego wodza i towarzyszy.
Legion Seta podjął pościg, ale podczas pogoni zorientowali się, że Dakkar zniknął. Nikt nie wiedział, kiedy odłączył się od grupy, czy żyje, czy zginął, ani gdzie do tego doszło.
Wybuchło zamieszanie i tylko silna wola dwóch braci, którzy połączyli swe siły by utrzymać Legion Seta w jedności, zapobiegły jego rozpadowi.
Hazir i Maer'vu wiedzieli, że pod nieobecność ojca muszą sami przewodzić stadu i postanowili spróbować podjąć się tego zadania. Hazir ogłosił się nowym przywódcą, a Maer'vu został jego zastępcą. Wspólnie zdecydowali, że powinni poprowadzić stado w kierunku bardziej urodzajnych terenów i udało im się to.
Tak Maer'vu trafił tutaj.
Charakter: Maer’vu zdecydowanie nie jest typem radosnego lwa. Powszechna nietolerancja biorąca się z jego pochodzenia, oraz patologiczne wychowanie uczyniły go zimnym jak lód. Jest to milczący, posępny, nieprzepadający za towarzystwem osobnik. Rzadko się uśmiecha, a jeśli już, to tylko ironicznie. Nie brakuje mu odwagi, ale nigdy działa pochopnie i nie atakuje bez ważnego powodu. Jest opanowany i trudno wyprowadzić go z równowagi, ale kiedy już do tego dojdzie, sprawca gniewu Maer’vu długo nie pożyje. Kieruje się rozsądkiem i nigdy nie osądza innych, póki nie pozna ich nieco lepiej. Jest inteligentny i podejrzliwy, zawsze uważnie słucha rozmówcy, próbując w jego słowach wychwycić wszelkie możliwe pułapki. Nie lituje się nad nikim i zabija bez mrugnięcia okiem. Nie jest w stanie odczuwać miłości, albo tego nie potrafi; nie przywiązuje się emocjonalnie do nikogo, nawet do własnych krewnych. Lojalny wobec sojuszników, niebezpieczny dla wrogów, cechuje się uporem i nieustępliwością. Cała jego postać emanuje siłą, poczynając od budzącego grozę jaskrawozielonego oka, przez dumny, władczy sposób poruszania się i mówienia, a kończąc na umięśnionym, pokrytym bliznami cielsku. Nigdy nie okazuje słabości poprzez smutek czy wyładowywanie złości na otoczeniu, dusząc w sobie emocje.
Ozdoby: Opaska na oku wykonana pod groźbą śmierci przed pewnego szympansa, podobnie jak naszyjnik. Lwi kieł pochodzi od jednego z członków Legionu Seta, którego Maer'vu zabił w ramach treningu, gdy był młodzikiem.

Akcept

Awatar użytkownika
Hazir
Posty: 76
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 01 gru 2016
Waleczność: 50
Zręczność: 50
Percepcja: 50
Kontakt:

#52

Post autor: Hazir » 01 gru 2018, 17:28

Historia:
Hazir urodził się jako pierwszy, a brat Maer'vu drugi w jaskinii są synami Hewy i Dakkara. To właśnie ich ojciec zamordował poprzedniego przywódcę Gwardzistów, Baturiego. Dakkar był przywódcą założonego przez siebie stada zwanego Legionem Seta, do którego przynależali Ci najgorsi i zdegenerowani. Ich matka należała do Złej Ziemi, była wyśmienitą łowczynią, ale niestety miała za dobre serce. Dakkar natknął się kiedyś podczas podróży i zabrał ją siłą w swoje tereny. Po jakimś czasie Hewa wydała na świat dwójkę synów, Hazira i Maer'vu. Hazir pod okiem matki był nauczany wartości stadnych i postępowań według innych. Był wychowywany jak najlepiej żeby w przyszłości, stał się jednym z najlepszych członków tego stada. Niestety młodziak był znęcany jak i jego brat przez swojego ojca ale nic poważnego nie robił oprócz rzucania nim o ziemię chcąc mu wytłumaczyć i pokazać na czym polega znęcanie się nad słabszymi.
Gdy minął okres karmienia mlekiem i mogli jeść mięso wtedy Dakkar zabił z wielkim okrucieństwem na ich oczach matkę, bo uznał że nie ma sensu trzymać ją przyżyciu i pokazując jak kto wygląda. Hazir nie potrafił wybaczyć ojcu tego, bo bardzo kochał swoją rodzicielkę ale nie mógł ulec bo uzna go za słabe ogniwo i może zabić. Dlatego podczas snów szlochał jako lwiątko, które czuło ból w serduszku. Nastanął w końcu dzień gdy potop pokazał swoje oblicze, dlatego ruszyli w wyższe partie terenów żeby przetrwać ciężkie momenty. Hazir w tamtym czasie musiał zabijać jak kazał ojciec, tak go trenował aż do momentu nie wprawi się. Do momentu Dakkar czyli ich ojciec zrobił im egzamin czyli zauważył małą grupkę Gwardzistów poszukujących swych zaginionych podczas powodzi władców. W tatym momencie zjawili się legioniści, wtedy zaczynali mordować każdego tak jak i Hazir z bratem. Podczas walki Dakkar osobiście śmiertelnie ranił Baturiego i zostawił go wykrwawiającego na pastwę losu. Gdy złapali żyjącego jeszcze rekruta, który wyśpiewał im wszystko. To ruszyli szukając dalszych gwardzistów, ale dziwnym cudem zniknął ich przywódca. Nie wiadomo co z nim się stało, czy żyje lub zginął, ani gdzie do tego doszło. Wybuchła panika i tylko silna wola dwóch braci, którzy połączyli swe siły by utrzymać Legion Seta w jedności, zapobiegli jego rozpadowi. Dwójka braci wiedzieli doskonale, że muszą zachować spokój i przejąć władzę po swoim ojcu dlatego Hazir ogłosił się nowym przywódcą (Amonem), a jego brat został zastępcą (prawą łapą). Wtedy poprowadzili stado w żyzne tereny i im się udało. Właśnie tak znalezli się tutaj.

leci kolorek

Awatar użytkownika
Alfajiri
Posty: 360
Gatunek: Krokuta cętkowana
Płeć: Samica
Data urodzenia: 15 maja 2016
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Waleczność: 45
Zręczność: 61
Percepcja: 20
Kontakt:

#53

Post autor: Alfajiri » 03 gru 2018, 0:08

Jak wiadomo, czas płynie nieubłaganie i z każdym dniem świat ulega zmianom, czasami bardziej, kiedy indziej mniej dostrzegalnym. Dla stosunkowo licznego klanu hien do tej pory zamieszkującego sobie spokojnie skrawek sawanny w pobliżu charakterystycznych, strzelistych skał zmiana ta była diametralna. W ciągu kilku dni zwierzęta straciły bowiem swój dom.
Klan sąsiadował z lwim stadem. I choć między hienami a kotowatymi sytuacja zawsze była nieco napięta, a przypadków naruszania wspólnej granicy było dość sporo, ich przywódczyni zdołała zawrzeć pewnego rodzaju układ z tamtejszym królem, mający zapobiec wybuchowi wojny. Przez wiele lat udało się zachować względny spokój, pomijając pojedyncze, incydentalne bijatyki na granicy, czy przypadki kradzieży zdobyczy, na które jednak obie strony zdawały się przymykać oko. Jednakże, pakt obowiązywał jedynie dopóty, póki obydwoje przywódcy żyli i utrzymywali władzę. O czym hieny przekonały się wkrótce.
Otóż kiedy stary lew umarł, jego miejsce na czele stada zajął jego syn. Ten okazał się całkowitym przeciwieństwem ojca. O ile tamten był sprawnym dyplomatą, tak ten posiadał w sobie ducha zdobywcy. Zapragnął rozszerzyć swoje tereny i pierwszą jego decyzją było zagarnięcie ziem do tej pory zamieszkiwanych przez hieny.
Walki trwały długo, lecz koniec końców kotowate wyszły z nich zwycięsko, a przywódczyni hien musiała podjąć decyzję, by wraz z tym, co pozostało z jej niegdyś silnego klanu opuścić dotychczasowy dom na zawsze.

Sama Alfajiri zna te czasy jedynie z opowiadań. Przyszła bowiem na świat dużo później, kiedy klan już od wielu księżyców był w nieustannej drodze, poszukując nowego domu, lecz nigdzie nie mogąc zagrzać na dłużej miejsca. W miarę upływu czasu powoli przyzwyczajał się do koczowniczego trybu życia, stopniowo zmieniając swe obyczaje i koniec końców przekształcając w brutalną, prymitywną bandę bezwzględnych rozbójników, za jaką później powszechnie ich uważano. Młoda samiczka miała obserwować tę przemianę.

Samica nigdy nie narzekałaby na lata szczenięce i okres dorastania. Choć warunki dorastania były oczywiście niełatwe i dość nietypowe, nie znała w końcu innych. Niejednokrotnie zdarzyło się, że przymierała głodem, bądź musiała uciekać przed niebezpieczeństwem. Łapy często bolały od długiego marszu, a ciało domagało się odpoczynku, kiedy trzeba było iść dalej. Pierwsze miesiące życia były dla szczeniąt poniekąd sprawdzianem ich sił. Hieny bowiem szybko doszły do wniosku, że nie mogą tolerować słabości, jeśli chcą przetrwać w tym niełatwym położeniu. Dla najsłabszych nie było miejsca. Całe szczęście ona ten egzamin zdała. Nie można było powiedzieć tego samego o jednym z jej braci. Jego porzucone martwe ciało stało się przestrogą przed tym, by nigdy nie okazywać słabości.

Choć życie było niełatwe, Alfajiri nigdy nie mogła narzekać na brak wsparcia ze strony swej rodziny i współplemieńców. Jako córka doświadczonej wojowniczki i jednego z wyżej postawionych samców od zawsze otoczona była opieką. Matka dbała o przekazanie swemu potomstwu całej wiedzy, jaka mogłaby mu pomóc przetrwać, a niejednokrotnie wspierały ją przy tym jej najbliższe przyjaciółki. Mała Alfajiri od zawsze patrzyła na dorosłe samice z podziwem i wiele czasu poświęcała, chcąc im w jakiś sposób zaimponować. Jej relacje z rodzeństwem były dość specyficzne. Owszem, czuła, że ma z nimi silną więź, jednakże w jej oczach wiele spośród innych szczeniąt było jej rywalami, a czasami, w chwilach złości, nawet i ofiarami, na których mogła się wyżyć. Najbardziej dostawało się braciom i słabszym spośród sióstr. Inne młode hieny nie pozostawały jej zresztą dłużne i drobne bijatyki między nimi były na porządku dziennym. Starsze samice często nawet niezbyt kwapiły się z ich powstrzymywaniem, uznając, że przepychanki stanowią najlepszy trening. Słowem, relacje między rodzeństwem były dość burzliwe, lecz w gruncie rzeczy wszyscy bardzo się wspierali.

Spędziła wiele miesięcy na szkoleniu pod okiem starszych osobników. Była pojętną uczennicą, pełną energii i stawiającą przed sobą ambitne cele, lecz w miarę upływu czasu, kiedy dorastała i stawała się coraz silniejsza, budziła się w niej bardziej buntownicza natura i żądza przygód, na równi ze sporymi pokładami agresji. Na tym etapie pozostałym członkom klanu było to jak najbardziej na łapę - podobną przemianę przechodzili i starsi jego członkowie, z każdym dniem stając się bardziej bezwzględni i zuchwali. Stara przywódczyni patrzyła na Alfajiri i inne dorastające hieny z dumą, widząc w nich siłę, która pozwoli im przetrwać. Młodej samicy jak najbardziej to pasowało - mimo wszystko wiązało się to z tym, iż wielu spośród członków klanu przymykało oko na coraz to zuchwalsze jej wybryki.
Szybko okazało się, że Alfajiri to samica odważna, ambitna i żywiołowa, choć czasami mocno nerwowa i niecierpliwa, z tendencją do dominacji.

Miała niespełna dwa lata, gdy ich stara przywódczyni zmarła na skutek ran odniesionych przy polowaniu. W ciągu tych miesięcy ich grupa zdołała wyrobić sobie opinię wędrownych rozbójników, tak samo bezczelnych, jak i bezwzględnych, którzy za nic mają sobie granice czyjegokolwiek terytorium. Klan włóczęgów budził strach i niechęć, odnosił wiele zwycięstw i porażek, lecz co najważniejsze - istniał. Jednakże, miało się to skończyć zaraz po śmierci dawnej przewodniczki. Wówczas bowiem jej córki zaczęły walczyć między sobą o władzę, która, ich zdaniem, należała się każdej z nich. Zgodna kiedyś grupa teraz zmagała się z wewnętrznymi podziałami. Alfajiri, nie chcąc opowiadać się za żadną ze stron, namówiła część swego rodzeństwa do porzucenia swych dawnych towarzyszy. I tak też zrobili, ruszając w dalszą podróż na własną łapę.

Mijały miesiące i wiele się zmieniło. Alfajiri osiągnęła dojrzałość, wyrastając na sporych rozmiarów hienę, której cętkowane futro głównie w odcieniach szarości kryło pod sobą wyćwiczone przez nieustanny trud, silne mięśnie. Gdy wkraczała na te ziemie, jej fiołkowe ślepia rzuciły im wyzywające spojrzenie.

Czy możliwe, że pragnie czegoś więcej, niż jedynie odnaleźć nowy dom?

Akcept

Awatar użytkownika
Enasalin
Nowicjusz
Nowicjusz
Posty: 958
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 11 lip 2015
Specjalizacja:
wojownik 2
Wojownik 2
Niezłomna wola
Potęga Przodków
Pierwotny Szał
Szarża
Zdrowie: 100
Waleczność: 66
Zręczność: 56
Percepcja: 35
Kontakt:

#54

Post autor: Enasalin » 03 gru 2018, 2:42

Trudno tak naprawdę powiedzieć kim jest i skąd pochodzi. Nigdy też nie miała barwnego życia, nie była wystarczająco bogata, też nie za bardzo umierała z głodu. Nie miała też gigantycznego stada z bogatymi strukturami, hierarchią godną cywilizacjom, przed wejściem w dorosłość w zasadzie nie stoczyła żadnej bitwy, żadne hieny nie pożarły jej rodzeństwa.
Teoretycznie życie miała nudne jak tania nowelka, tak samo obszerne w niesamowite zwroty akcji. Nie jest w stanie wyjaśnić jak to się stało, że pewnego pięknego, słonecznego dnia obudziła się przemoknięta, na brzegu rzeki, wczepiona pazurami w pień. Ale wracając do początku.

Enasalin jest lwicą. I jak każda malutka lwica miała swoją mamusię, tatusia, parę ciotek i rodzeństwo, o którym nawet wolałaby nie wspominać. Nie dlatego, że zdechło tragicznie czy pobiła się z każdym i zwiała przy okazji. Chociaż po prawdzie, jedno z braci zmarło, albo przynajmniej nie istnieje namacalnie, co jest akurat jej na rękę. Na razie zostańmy przy tym, że dorastała i w zasadzie rosła jakby ktoś jej w antylopę drożdży napakował aż po samą skórę. Mogłaby powiedzieć, że była rodzicielską dumą, gdyby nie to, że nikt specjalnie nie był nią zainteresowany. Po prostu była, tak jak każda inna lwica. Brała już udział w grypowych polowaniach, przygotowywała się do tego co pisał jej los aż...
No, tutaj kończy się nudne życie jakiego miała doświadczyć. Teoretycznie była już dorosłą lwicą, a w parze z jej wiekiem jakby się ojcowska krzepa kończyła. Z czasem stało się jasne, że niedługo pojawi się rywal, który go pokona, przejmie stado i takie tam. Tylko nikt się nie spodziewał, że w tę rolę wpasuje się jej brat. Z poprzedniego miotu, jednak w dalszym ciągu była to krew z krwi, ta sama jaka płynęła w jej żyłach.
Skończyło się na tym, że jej własny brat posiadł Enasalin kiedy ta była już gotowa do posiadania własnego potomstwa. No, nie do końca gotowa. Ze stresu poroniła, niewiele przed tym, jak miała urodzić. Kiedy wyszło na jaw, brat się wściekł i wyładował swój gniew na niej. Po przejściach była tak osłabiona, że wynik z góry był przesądzony.

I tutaj wracamy do punktu wyjścia. Enasalin obudziła się jakimś cudem gdzieś nad rzeką, gdzie, trudno powiedzieć, o jej stanie nie warto było nawet wspominać. Przeżyła to. Dzięki wdzięczności cudaka, któremu pomogła z tym i owym, zgodził się jej bliznę na barku zasłonić szykownym malunkiem.
Nie da się ocenić jej charakteru. Kiedyś mogła o sobie powiedzieć, że była na wpół towarzyska we własnym gronie, ale jej doświadczenie, ten gnój przez jaki musiała przejść, sprawił, że stała się bardziej zgorzkniała, okrutna i licząca się jedynie z własnym zdaniem. Z obawy przed powtórką z rozrywki postanowiła, że nie nawiąże z nikim żadnych więzi, a jeśli byłaby zmuszona, to jedynie czysto ekonomiczne. Żyje marzeniami, że być może wróci kiedyś do tamtego sielskiego życia, ale robi to jedynie w snach, a na co dzień jej twarz zdobi chłód i rozgoryczenie nietypowe dla kogoś w jej wieku.
Akcept
Daddy looking at me
Will I ever be free?
Have I crossed the line?

Obrazek

Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind


Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia


Awatar użytkownika
Berghi
Posty: 388
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 31 gru 2012
Waleczność: 40
Zręczność: 70
Percepcja: 40
Kontakt:

#55

Post autor: Berghi » 08 gru 2018, 20:23

Każdy chyba jeszcze dobrze pamięta czasy, gdy Skaza po zabiciu swojego brata Mufasy przejął pod władanie jego tereny i lwice. Czarnogrzywy lew zamierzał jak najskuteczniej wykorzystać swoją władzę i jak najmocniej ją ustabilizować. Niestety siłą nie wszystko mógł osiągnąć i nawet przy pomocy hien nie był w stanie utrzymać przy sobie stada lwic. Z każdego dnia jego ekipa łowiecka zapewniająca pokarm zarówno jemu jak i jego poddanym hienom zaczęła się kurczyć. Skaza zorientował się, że lwice odchodzą z nadzieją na szansę od losu. Obmyślił wtedy też plan jak utrzymać samice u swojego boku. Sformalizował na siłę związek z partnerką swojego brata - królową Sarabi, jego miłością z młodych lat, którą stracił ze względu na wybór przez lwicę na partnera Mufasy. Od momentu ogłoszenia jej oficjalną partnerką Skazy lwice przestały znikać, wracały by pomóc swojej zaufanej władczyni, nie mogły zostawić jej samej.
Sarabi po około dwóch latach odkryła kochankę swojego partnera Niraję nakrywając ich w środku Lwiej Skały, niezbyt ją to jednak ruszyło. Zaplanowała ucieczkę, ale Skaza ją przechytrzył. Hieny złapały uciekinierkę i przyprowadziły przed oblicze władcy, który tej samej nocy po raz pierwszy siłą skonsumował swój związek z lwicą. Po tamtym wydarzeniu nie nadchodziły kolejne bunty, sprawa ucichła do momentu gdy ciążowy brzuch był widoczny nie tylko u samej Sarabi, ale też i kochanicy władcy - Niraj. Lwice podzieliły się na dwie świty, każda z nich popierała inną lwicę.
Nadejście nadziei nie było wcale przewidywane, ale właśnie miał nastąpić dzień, w którym rządy bratobójcy miały się skończyć. Część stada popierająca Niraj zwiała podczas, gdy Simba przejął Lwią Skałę i władzę na całą Lwią Ziemią.
Matka króla bardzo źle czuła się z faktem, że ostatecznie powiła potomstwo z królobójcą. Będąc w ciężkim stanie psychicznym po tym przez co przeszła zdecydowała się na odsunięcie od spraw stada i życia na uboczu wraz z swoimi siostrami. Tam też kilka dni po odejściu i przejęciu władzy przez syna, urodziła swoją córkę Berghi, którą od samego początku bardzo pokochała i zdecydowała się na jej wychowanie. Wszystkie zmartwienia lwicy odeszły w nieznane, liczyło się tylko lwiątko.
Berghi była bardzo drobną lwiczką, a na dodatek bardzo delikatną i chorowitą zwłaszcza w młodym wieku. Mała często wraz z matką odwiedzała Lwią Skałę i integrowała z stadem, ale nigdy nie było mowy o jej stałym dołączeniu do Lwiej Ziemi, wywołałoby to masę negatywnych komentarzy, a nowemu królowi były one niepotrzebne, nie gdy starał się odbudować to co zniszczył jego stryj. Młoda lwica dorastała pod czułym okiem matki i ciotek nie będąc niczego początkowo świadoma. Z czasem rozumiała coraz więcej i więcej.
Niedługo po osiągnięciu pierwszego roku życia podczas jednych z odwiedzin, stara Sarabi zaniemogła, by kilka godzin później zostawić całą swoją rodzinę. Podeszły wiek, trud jaki przeszła, wysiłek jaki włożyła w końcu upomniał się o swoje i zabrał jej duszę, pozostawiając nieświadomą świata Berghi samą sobie. Wszystkie lwice ze stada zajęły się jej szkoleniem i nauką, a ona sama stała się prawowitą członkinią rodzinnej grupy pod rządami jej przyrodniego brata. Nigdy nie wychylała się przed szereg i zazwyczaj całe dnie spędzała gdzieś na tyłach Lwiej Skały wraz z innymi dorastającymi lwami, później tworzyła świtę samej księżniczce Kiarze, której była rzecz biorąc ciotką.
Tego samego dnia, w którym Kiara polowała i została odcięta ogniem od domu na zwiadzie była Berghi. Los chciał, że i ją płomienie odcięły od możliwości powrotu, z tą różnicą, że jej nikt nie uratował. Nikt nawet nie wiedział, że nie ma jej na Lwiej Skale. Córka zmarłej królowej i byłego zmarłego króla ratowała się skokiem do rzeki, niestety straciła przytomność ze względu na zadymienie. Ocknęła się w ciemnej grocie otoczona kilkoma obcymi jej zupełnie lwami. Jednego z nich dobrze jednak znała był nim Kavahal, władca stada z którym Simba nie miał dobrych kontaktów. Kiedyś Kavahal zażądał Berghi w zamian za sojusz, ale król Lwiej Ziemi odmówił przeganiając rywala i jego stado daleko od granic. Lwica nie miała pojęcia, że kiedyś jeszcze przyjdzie jej się z tym samcem spotkać. Nie ukrywała swojego strachu, był olbrzymi, potężnie umięśniony z bujną czarną jak węgiel grzywą sięgającą po sam brzuch. Była strzeżona dniami i nocami nie mając szansy na ucieczkę. Koczowniczy tryb życia jaki prowadziło stado powodował dodatkowo, że odległość od rodzimych ziem z dnia na dzień rosła. Berghi straciła nadzieję na to, że kiedyś będzie mogła wrócić, a kłamstwo jakim karmił ją jej porywacz. Lwica była pewna, że przyrodni brat oddał ją swojemu wrogowi, by wyzbyć się problemów. Rozżalona i zrozpaczona swoim losem naiwnie łykała kolejne bajeczki.
W końcu jednak pogodziła się ze swoim losem i mimo iż wcale do stada nie pasowała zdecydowała się przypodobać swojemu oprawcy. Z trudem dotrzymywała kroku reszcie i często spowalniała podróż. Kavahal nie zamierzał jednak mieć jej tylko jako niewolnicy. Gdy uznał to za słuszne poprosił stadnego szamana o rytuał zaślubin. Nie widząc nic do stracenia, pod przymusem Berghi zgodziła się i przystała na to co ją spotkało. Początkowo nadal czuła niechęć i bała się swojego partnera, z czasem jednak przerażenie znikło, a pojawiła się wielka miłość, którą zapieczętowała jej szybka ciąża. Wtedy stała się świętością dla wszystkich poddanych lwów, którzy nie tylko za nią polowali i strzegli jej każdej pory dnia, ale niejednokrotnie też ścielili posłania i pielęgnowali jej sierść. Na nic nie mogła narzekać.
Gdy była już w zaawansowanym stanie brzemiennym jej królowi rzucone zostało wyzwanie przez jednego z niżej postawionych w pozycji stada lwów. Nie podobało mu się to całe służenie wybrance władcy, był za tym by ją pozostawić. Kavahal uważał jednak inaczej i przyjął wyzwanie, pokonując przeciwnika. Poniósł niestety śmiertelne rany, Berghi wezwała szamana, gdyż słysząc różne plotki i historie dowiedziała się o duchowym procesie, w którym można kogoś ożywić. Zgodziła się na rytuał... nie wiedziała jednak jakie będą jednak jego konsekwencje. Lwu odprawiającemu całą tą szopkę żadne z zaklęć się nie powiodło, a siły nadprzyrodzone zrobiły swoje. Uczestnicząca w całym tym procesie Berghi zaczęła krwawić, a następnie w strasznych bólach straciła syna. Miała jednak nadzieję, że jej ofiara wróci jej ukochanego i w rzeczy samej, lew przeżył, ale zapadł w śpiączkę. Lwica została opuszczona przez całe stado po ujawnieniu prawdy o przeprowadzonym rytuale i została nazwana przeklętą. Wtedy też po raz pierwszy w życiu dopuściła się zabójstwa na innym kotowatym. Ukróciła cierpienia ukochanemu, który był całym jej światem, a następnie z żalem postanowiła się spalić żywcem. Dwóch oddanych służących znalazło dla niej gejzery i za jej prośbą podpalili wzgórze, na którym się ukryła po czym odeszli. Z pewnością Berghi dawno by już nie żyła i teraz zasilała glebę gdyby nie dziwny zbieg okoliczności jakiego zastąpiła. Rozpętała się wielka deszczowa burza, która ugasiła płomienie jeszcze przed dotarciem ich do lwicy. Berghi uznała je za znak i nigdy więcej nie usiłowała ze sobą skończyć.
Latami błądziła poza rodzima krainą usiłując wrócić tam gdzie się urodziła. W międzyczasie zebrała sporą świtę lwic i lwów, na której czele dumnie stanęła będąc zdeterminowana do tego, by wrócić i zdobyć to co się jej należy. W sumie pewnie by się jej udało, ale podczas przeprawy przez górskie szlaki zaczęto ich najeżdżać, takim sposobem straciła niemal wszystkich, których wcześniej zyskała. Sama była ścigana przez grupę morderczych lwów, niemal przypłaciła to starcie własnym życiem. Leżała na ziemi, oprawcy zaczęli się nad nią śmiać i mówić zbereźne rzeczy, uratował ją jeden z zadurzonych w niej strażników. Ona uciekła i nikogo od tamtego czasu nie miała okazji spotkać, ale przynajmniej była pewna, że wróciła do rodzinnej krainy.

Akcept

? 02.01 - 24.01 ?

Awatar użytkownika
Baqiea
Posłaniec
Posłaniec
Posty: 133
Gatunek: Krokuta cętkowana
Płeć: Samica
Data urodzenia: 12 lip 2016
Specjalizacja:
medyk 1
Medyk 1
Waleczność: 20
Zręczność: 45
Percepcja: 60
Kontakt:

#56

Post autor: Baqiea » 09 gru 2018, 0:09

Stado zebr lecz coś w niem nie gra, to hiena pośród nich. Jak się tam znalazła nie jest wielką tajemnicą. Urodzona wśród hien straciła matkę ledwie jeść coś innego niż mleko zaczęła. Sama młoda często do głupot była namawiana, bo przecież jak chciała coś zjeść to musiała słuchać starszych i cóż złego mogła widzieć w wystraszeniu zebr?
Nie spodziewała się że leku nie wzbudzi ich będąc tak młodą, nie spodziewała się że kopyta niemal jej nie zgniotą i tego że jedna z nich chwyci jej kark i ją weźmie. Początkowo nawet nie była pewna co ma robić gdy te ją uwięziły myśląc że mają zakładnika. Jakże musiały się rozczarować gdy okazało się jak niechcianym ciężarem dla swej watahy było dziecko bez matki i jak ciężko zabić kogoś kto pyta "czy to jakaś zabawa?". Któraś nawet wpadła by ją zostawić. Przecież to takie naiwne szczenie lecz mało kto to popierał.
A gdy po tygodniu wypościły ją zebry i pogoniły ją hieny dawnej watahy, zrozumiała że nie ma gdzie wrócić i w swej naiwności ruszyła za zebrami. Początkowo nawet się nią przejmowano i próbowano odgonić jednakże ci nie chcieli jej się pozbyć. Nawet podczas jednej z prób gry się potknęła ktoś niemal się nie wywrócił nie chcąc nadepnąć naiwnej małej hieny jedzącej co znalazła.
Do pory deszczowej już się do przylepy przyzwyczajono i nawet zauważono jeden pozytyw, panikowała jak tylko zauważyła lwa. Chociaż było to zabawne to dodatkowa para oczu się przydała parę razy i ostatecznie pozwolono jej być bliżej stada.
Porą suchą już kroczyła między nimi i po genialnym pomyśle której z zebr starła się ich przedstawicielką tam gdzie zebrę zbyt ryzykownie posłać. Jak też się okazało gdy rosła jej zęby okazały się idealnym otwieraczem szczęk wodnych drapieżców i choć nie zawsze była na dość blisko parę istnień stado jej zawdzięcza.
Ostatecznie do niego przyjęta dostała ozdobę nieco kuriozalną czaszkę zebry, czasem noszoną na głowie razem z namalowanymi białą gliną pasami. Ozdoby te jednak nosi zazwyczaj gdy musi pozmawiać z kimś silniejszym by wiedział kto ją przysyła.
A stado i ona? Teraz jak zawsze są w drodze szukając idealnego miejsca by żyć

Chociaż boi się lwów to potrafi dla stada przezwyciężać strach. Jest mu oddana bo to przyjaciele i będzie odda innym przyjaciołom.

Akcept
Ważne uwagi wyglądu:

Jej sierść pokrywają namalowane białą gliną pasy. Na wzór umaszczenia zebr
► Pokaż Spoiler
Dziennik

Awatar użytkownika
Loki
Posty: 53
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 13 sie 2015
Waleczność: 60
Zręczność: 60
Percepcja: 30
Kontakt:

#57

Post autor: Loki » 13 gru 2018, 21:14

Imię
Loki.

Wiek
3 lata.

Ranga
Teraz żadna. Był kiedyś ("niezbyt" udanym) uczniem szamanki oraz wojownikiem.

Rodzina
Była.

Stado
Było.

Aparycja
Wielkie, białe bydlę o przerośniętych kłach i różnokolorowych oczyskach - to rzuca się w oczy.
Bardziej szczegółowo? Samiec z pewnością należący do tych największych lwów, dobrze umięśniony, nieco krępa budowa ciała, wielkie łapska. Białe futro jest nieco grubsze w niektórych miejscach ze względu na pochodzenie samca. Jego nos jest szarawo-niebieskawy, a poduszki łap są w tym samym odcieniu. Grzywa Lokiego nie jest jakoś specjalnie imponująca, ale wciąż jest młody, więc może urośnie?
Ma heterochromię - lewe oko jest niebieskie, prawe zaś ciemne. Oprócz tego jego pysk zdobią malunki - lewe oko otacza jasnoniebieski płomień, zaś na prawym policzku posiada dwie linie w tym samym kolorze.

Charakter
Ma dość zdystansowane podejście do... wszystkich i wszystkiego - lub prawie wszystkich i wszystkiego - co zresztą może rzucić się w oczy już po krótkim czasie przebywania z nim. Zdarza się, że nawet olewcze. Jego leniwy uśmiech, zerkanie bez zainteresowania na innych, odkładanie rzeczy na później i częste wylegiwanie się na pewno mówią o nim, że jest leniwy. Oczywiście, jeśli ma coś zrobić, to to zrobi - zwłaszcza, gdy jest to ważna rzecz - ale jeśli czegoś robić nie musi, to po co ma marnować cenną energię? "Jeśli możesz zrobić coś dziś, zrób to jutro. ...albo pojutrze" czy jakoś tak. Nie przejmuje się opinią innych na swój temat - wynik jego podejścia - jednak wyjątkami tutaj są bliższe mu osoby. Tutaj nieprzychylna opinia może już całkiem zaboleć.
Pod maską wyluzowanej (i rozlazłej) istoty kryje się także coś innego. Negatywne emocje, depresja gdzieś głęboko w jego duszyczce, którą stara się stłumić. Gdy jego czarne myśli i odczucia skumulują się wystarczająco, ten najprawdopodobniej zaszyje się gdzieś, odizoluje, ale też zadba, by takie zniknięcie nie wyglądało podejrzanie, bo przecież nie ma ochoty nikogo zamartwiać, prawda? Zresztą jak zawsze mu to przeminie! ...regularne koszmary, bezsenne noce pewnego dnia również znikną, prawda? Tak czy inaczej na co dzień jest po prostu leniwym lwem, który zdaje się nie mieć trosk w swym życiu. A choć mimo tej swojej całej postawy i pozornego nie zwracania uwagi na otoczenie - jest dobrym obserwatorem. A także ma całkiem niezłą pamięć.

Ozdoby i ich pochodzenie
Malunki:
Niebieski płomień otaczający lewe oko oraz dwie wygięte linie w tym samym kolorze na prawym policzku - miał zostać szamanem po zmarłej matce, zgodnie z wolą swej ciotki i ojca, jednakże jakoś się do tego nie kwapił (więcej w historii). Namalowane zostały przez jednego z człekokształtnych pomocników/asystentów szamanów jego stada.

Historia
Urodzony w jednym z północnych stad - jego stado słynęło z silnych, masywnych lwów, które... no cóż, miały trochę namieszane w genach. Jego matka (główna szamanka) chociażby - to po niej odziedziczył przerośnięte kły, a po ojcu (przywódcy stada) - różnokolorowe oczy. Gdzieś tam także zdarzyła się jakaś kuzynka albinoska.
Siła szła także w parze z dominacją i okoliczne zwierzęta, w tym inne lwy i ich stada wiedziały, że z Północnymi nie było co zadzierać - byli brutalni, jeśli doszło co do czego. Nie mordowali dla zabawy, ale zdarzały im się pokazy siły, a wszelkie polowania i walki na pewno mogłyby odbyć się z... większą dozą miłosierdzia. Ale bywa. Taki był styl bycia większości w tym stadzie.
Dzieciństwo Lokiego było całkiem przyjemne. Nie miał żadnego rodzeństwa z tego samego miotu, jednak w następnym urodził się jego brat... oraz dwa inne, martwe lwiątka. To już był zły znak. Matka zmarła po kilku tygodniach, zaś Loki na swe barki wziął opiekę nad swoim młodszym bratem, z którym szybko bardzo się zżył.
W międzyczasie stał się "szamanem na szkoleniu" - pod okiem swej ciotki. Chociaż tylko w teorii, bo jakoś nie wziął sobie tego do serca, jego zainteresowanie nie było skierowane na ten trening... i był leniwy. A ciotka wymagała od niego dużo, jako że był pierworodnym głównej szamanki. Mimo to nie mógł narzekać na te lata, jedzenia (i snu!) nie brakowało, był lubiany, a opiekowanie się nazbyt energicznym bratem było zajmujące. Rozpoczął także podstawowy trening Północnych Lwów - walki i polowania. O losie, te treningi były intensywne! Ale walka była czymś, w czym białofutry był świetny.
I tak sobie żył, dopóki jego ukochany brat nie zaginął. Wszelkie ślady wskazywały na to, że najprawdopodobniej zmarł - że został śmiertelnie poraniony - na miejscu zdarzenia było mnóstwo jego krwi, było to niezłe pobojowisko, a jeden ze świadków twierdził, że klatka piersiowa lwa została przebita przez róg bawoła - że grupa bawołów otoczyła młodego lwa i znęcała się nad nim. Trop się jednak urywał przy rzece. Ciała nigdy nie odnaleziono. Loki miał wyrzutami sumienia - on, obrońca i opiekun swego młodszego brata, puścił go samego. Teraz chce wierzyć, że jego brat przeżył i wiedzie gdzieś dobre życie, jednak wie, że jeśli by tak było, to ten na pewno by powrócił. Ciekawie, czy kiedykolwiek dowie się, co naprawdę się tam wydarzyło?
Samiec czekał i szukał przez kilka miesięcy - trzy, może cztery. Po tym wyruszył w podróż, a po kilku tygodniach dotarł tutaj. Zaczął trochę żałować, że nigdy nie przykładał się do lekcji szamańskich, zaczął zastanawiać się, czy może powinien zrobić coś w tym kierunku - wiedział, że szamani mogli rozmawiać z duchami, a wtedy może mógłby się dowiedzieć, co się stało z jego bratem... lub skontaktować się z nim. Jednak wciąż nie wie, czy jest gotowy, by dowiedzieć się prawdy.
Nigdy nie poprosił swej ciotki ani pozostałych o pomoc w tym - oni wyglądali na bardzo przyzwyczajonych do takich wydarzeń. Ich postawa także była jedną z przyczyn opuszczenia stada przez Lokiego. Teraz... świadomie lub tylko podświadomie uciekał od przeszłości i wspomnień.

Akcept

Awatar użytkownika
Nuzira
Posty: 357
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 22 paź 2016
Waleczność: 50
Zręczność: 40
Percepcja: 60
Kontakt:

#58

Post autor: Nuzira » 21 gru 2018, 21:07

Imię: Nuzira choć niektórzy mówią do niej Nutt
Wiek: 2 lata
Ranga: Łowca
Rodzina: Zira - babcia [*], Nuka - Ojciec [*], Dotty - Mama, Ragir i Tadji- starsi bracia
Stado: Zła Ziemia

Aparycja:
Obrazek

Charakter: Bezwzględna i nieobliczalna, jej humor zmienia się niczym pogoda u szczytu Kilimandżaro, ciężko przewidzieć co cię czeka. Jedno jest pewne, jeśli nadepniesz jej na odcisk nie schowasz się nigdzie przed jej gniewem. Jest lwicą szczerą, choć nie oznacza to że wszystko ci opowie, oj nie. Doskonale wie co zachować dla siebie oraz co mówić by owinąć sobie innych wokół ogona. Uwielbia wyżyć się na innych, wykrzyczeć parę słów dla rozrywki, lepiej jej unikać w takie dni. Rodzinę oraz stado oczywiście traktuje z należytym szacunkiem, choć czasem irytuje ją gdy starsi bracia uważają że trzeba się nią opiekować i włażą jej na głowę. Nie znosi być traktowana jak ktoś gorszy z powodu jej dwóch ogonów, gdy ktoś na nie patrzy bądź piśnie słowem potrafi ugryźć lub podrapać, o ile zostawi takiego osobnika przy życiu.
Jest uparta, silna i odważna, mimo odmienności daje z siebie wszystko i nie dlatego że chce pokazać innym na co ją stać. Nie, ona ma w nosie co o niej myślą i mówią, nie przejmuje się opinią cudzą opinią, choć oczywiście jeśli mowa o głowie stada bądź rodzinie bierze te słowa do serca, nie zawsze jednak coś sobie z nich robi. Ma ciężki charakter lecz gdzieś w środku ma odrobinkę dobra, jednakże już dawno przyćmił je mrok.
Ozdoby i ich pochodzenie: Stadne znamię
Historia:
Urodziła się na Złej Ziemi jako trzecie z lwiątek Nuki i Dotty. Od początku miała nieco pod górkę, martwiono się bowiem że coś z nią nie tak, gdyż posiadała dwie końcówki ogona. Z początku faktycznie nie było jej łatwo, miała ciężko złapać równowagę, bieg często kończył się upadkiem prosto na nos. Mimo wszystko starała się jak mogła, nie chciała być ciągle na czyjejś głowie, pragnęła samodzielności. Los postanowił po części jej wysłuchać sprowadzając potop i choć nie do końca jej o to chodziło, miał on znaczący wpływ na jej życie. Na szczęście była mama oraz brat bliźniak, trzymali się razem więc na szczęście nie doszło do rozdzielenia. Zabrakło jednak taty, potop zabrał go ze sobą, lecz zrodził się w niej większy upór oraz siła do dalszych treningów, które do najlżejszych nie należały. Nie zamierzała iść na skróty, uwielbiała mieć pod górkę. Z czasem udało jej się opanować ruch ogonem dzięki czemu mogła zacząć polować, jednakże jeszcze sporo przed nią.

Akcept, ale przynależność do stada i rangę należy ustalić z przywódcą stada. ZZ nie posiada znamion stadnych.
Ostatnio zmieniony 22 gru 2018, 18:40 przez Nuzira, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Hamza
Posty: 312
Gatunek: P.Leo
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 01 sty 2018
Zdrowie: 100
Waleczność: 66
Zręczność: 51
Percepcja: 35
Kontakt:

#59

Post autor: Hamza » 22 gru 2018, 12:58

Imię:Wołali na niego "EjTy"
Wiek:Około roku

Płeć i aparycja:
Samiec.
Smukły jak na lwa, dużo zwinniejszy niż silny, na to też stawiał kiedy przychodziło polować, albo stanąć pyskiem w pysk z przeciwnikiem. Grzywa dużo ciemniejsza od sierści, charakterystycznym znakiem rozpoznawczym samczyka jest białe prawe oko i tak samo jasna brew nad nim. Jak najbardziej widzi na nie i z całą pewnością nie jego kolor nie ma niczego wspólnego z urazem, mimo że ma blizne w jego okolicy.

Short story of my dog life:
Obudził się osłabiony i obolały, a nad jego głową stały te dziwne ciapate uszate istoty. Szeptały, gdzieś w tle słyszał szczekanie i tak właśnie wygląda jego pierwsze wspomnienia, jak kociaka tuż po narodzinach.
Kolejna sceneria była nieco inna, jakas jama i znowu te istoty, zadawały sporo pytań, na znaczącą większość nie umiał odpowiedzieć, samo składanie zdań w pierwszych dniach było trudne. Karmiły go, doglądały i w sumie nie wiedział czemu kim dla niego byli?
Takie też pytanie zadał szamanowi który przyszedł sprawdzić jak miewa się ich znajda. Odpowiedz którą otrzymał nie była zbyt satysfakcjonująca.
Stado, a raczej wataha dzikich psów afrykańskich znalazła go w ujsciu wielkiej rzeki. Uznano to za znak i chociaż kilku członków psiej sfory wolałoby go zostawić tam, to Alfa zarządził inaczej.
Tak od tamtej pory stał się częścią tej wspólnoty, z najniższą rangą, niższą od najmłodszych szczeniąt.
Odzyskiwał siły, a co za tym idzie skończyło się wylegiwanie i darmowe obiadki. Musiał brać czynny udział w życiu stada, bez większych oporów godził się na taki los chociaż psy często dawały mu do zrozumienia że nie jest jednym z nich.

Imię.
Nie pamięta go jak wielu rzeczy, spytany przez Alfe o to czy chciałby mieć nowe odparł że "Nie, bo to nie będę ja. Chcę odnaleźć moje wspomnienia." Partnerka przywódcy rzuciła żartobliwie że w takim razie będą wołać na niego na "Ty" i tak już pozostało do czasu aż nie opuścił ich by ruszyć w górę rzeki skąd rzekomo przybył.

Akcept pod warunkiem, że w najbliższym czasie dodasz avatar. Tymczasowo wystarczy opis wyglądu.

Awatar użytkownika
Shanteeroth
Posty: 995
Gatunek: Lew
Płeć: Samica
Data urodzenia: 04 sie 2015
Specjalizacja:
medyk 2
Medyk 2
Waleczność: 40
Zręczność: 55
Percepcja: 60

#60

Post autor: Shanteeroth » 23 gru 2018, 22:37

Shanteeroth jest sierotą. Przyszła na świat jako Camille, niemniej na pewnym etapie życia poczuła, że nie odzyska zbyt prędko utraconej tożsamości, więc w przypływie impulsu zaczęła mianować się zupełnie inaczej. Porzucona przez ojca jeszcze nim się narodziła, opuszczona przez matkę niedługo po tym, jak zaczęła względnie udolnie polować (na małą jeszcze zwierzynę, toż ledwie podrostkiem była!). O ile ojciec jednak zniknął z jej życia w pełni dobrowolnie oraz świadomie, o tyle matkę pochłonęła choroba, wysysając z niej stopniowo energię i siły witalne - co sprawiło, iż poczciwa lwica, gotowa nieba córce przychylić, umierała dosłownie na jej oczach. Miały tylko siebie, dwie samotne kobiety, z których jedna pozostała już jedynie niewyraźnym wspomnieniem.

* * *

- Matko, co się dzieje? Matko, proszę, schowajmy się przed ulewą!
- Nic, kochanie... Nic... Za stara jestem na tak długie... polowania. Muszę się troszkę przespać, Camille, chwileczkę jedynie... Pamiętasz, co mi obiecałaś kilka dni temu?
- Tak, matko. Pamiętam doskonale.
- Wiedz, że wartość lwa poznać po jego czynach można. Obietnic należy dopełniać.
- Wiem, matko. Wiem. Dlaczego o tym mówisz?
- Tak tylko, córeczko. Chcę mieć pewność, że pamiętasz...


* * *

Obiecała nie zatracić zdolności czerpania dziecięcej radość z błahych nawet rzeczy. Obiecała pozostać uśmiechniętą oraz serdeczną, niezależnie od tego, jaki los ją spotka, kogo napotka czy jakich opinii na swój temat dozna. Obiecała pozostać sobą - zawsze, wszędzie, bezapelacyjnie. Jednak już na krótko po śmierci rodzicielki pojęła, że nie jest to zadanie łatwe, a raptem kilka tygodni później zrozumiała, iż jest to wręcz ponad jej siły. Nie potrafiła już się uśmiechać, nie była w stanie z pogodą ducha kroczyć po świecie. Tułała się jakiś czas, oddalając nieco od serca dżungli, które dotąd było jej domem. Osiadła na Pustkowiach, gdzie spotkała starego, poczciwego, ślepego na jedno oko lwa. Ten zaopiekował się młodą samicą, aczkolwiek zdecydowanie trudno mówić tutaj o zwyczajnej relacji, jaka powinna była się pomiędzy nimi rozwinąć: był raczej zimnym mentorem i nieczułym na jej płacze obserwatorem niż opiekuńczym, troskliwym wujkiem. I chociaż wtedy miała mu to za złe, dzisiaj jest mu wdzięczną za zaszczepienie hartu ducha oraz wytrwałości, których sama nie byłaby w stanie u siebie wykształcić.
To właśnie jemu po raz pierwszy przedstawiła się jako Shanteeroth. Żeby było zabawniej - nawet jej o imię nie zapytał, lecz młodziutka lwica sama uznała, iż wypadałoby jakoś się zaprezentować. Odczuwając wstyd wobec nieżyjącej matki (w końcu nie dochowała obietnic, zmieniła się, stała kimś, kogo rodzicielka nie darzyłaby już takim szacunkiem...) próbowała zamazać to, kim naprawdę jest. Zupełnie, jakby z obawy, iż przedstawienie się prawdziwym imieniem sprawi, że jej winy wypełzną na wierzch, sprawiając, że samotnik zacznie postrzegać ją przez pryzmat niedotrzymanego słowa, złożonych naprędce i bez zastanowienia przyrzeczeń. Głupota, owszem... ale nie zapominajmy, że mamy do czynienia z nadal nie w pełni stabilną osobowością i kruchym poczuciem własnego "ja".

Kiedy dostatecznie dorosła, samiec wyraźnie dał jej do zrozumienia, iż pora się pożegnać. Opuściła zatem tego, którego w duchu zwała "ojcem", ruszając na poszukiwanie własnej ścieżki.


Dzisiaj próbuje odszukać nie tylko własne szczęście, lecz zagubioną gdzieś po drodze własną siebie: uśmiechniętą, pogodną lwicę, zawsze gotową służyć pomocną łapą oraz dobrym słowem. Na skutek dość intensywnie przechodzonych przez nią przeżyć oraz przebywania z wyraźnie się izolującym starcem Shanteeroth nieco spochmurniała, stała się troszkę bardziej zgryźliwa oraz kapryśna. Nadal jednak czai się w jej spojrzeniu dawne ciepło; iskra, którą - być może? - warto na nowo wzniecić?

Gut
Obrazek

Odpowiedz

Wróć do „Postacie”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości