x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Przejście
Regulamin forum
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
Przejście
W tym fragmencie dno jest naprawdę bardzo płytkie, a nurt wydaje się być dość spokojny. To tutaj zwierzęta najczęściej decydują się na przekroczenie wody i przedostanie na drugi brzeg. Nie daj się jednak zwieść! To jeden z ulubionych terenów krokodyli, które czekają na nieostrożny ruch.
~Lyanna
- Enasalin
- Nowicjusz
- Posty: 958
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 56
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Wędrowały już bardzo długo. Samo wydostanie się z cmentarzyska, tak, by nie poranić sobie łap bardziej niż dotychczas wymagało niezwykłych pokładów zręczności i spostrzegawczości, której niestety Enasalin brakowało bardziej niż do tej pory. Co prawda, każde potknięcie rekompensowała sobie hartem ducha i większą odpornością na ból, ale nie mogła tak w nieskończoność.
Nie mogła też przestać iść, póki nie znalazła bardziej osłoniętego terenu. Skąpe w roślinność tereny nie skłaniały ku zmianie decyzji, toteż kiedy we dwie dotarły do rzeki i jej krzewiastych zagajników - Enasalin była naprawdę zmęczona. Widać to było nawet na jej niezmordowanej mordzie - potrzebowała odpoczynku. Szczególnie, jeśli miała w najbliższej przyszłości zapolować to musiała odsapnąć. To był ponad dzień nieustannego marszu. Nawet największego kozaka na tych terenach taki spacer by wymęczył.
Oczywiście całą drogę miała na uwadze swoją nową, tymczasową towarzyszkę. Jeśli oczywiście z jakiś względów nie postanowiła się odłączyć (co byłoby głupotą) to była rad, że ta za nią podążała. To prawie jak posiadanie własnego stada. Powiedzmy.
- Czas na przerwę.
Rzuciła w eter, chociaż bardzie mówiła to do siebie, na głos, by do jej własnych uszu w końcu dotarło, że nawet ona musiała sobie czasem postój zrobić. A mówiąc to, westchnęła ciężko, klapnęła zadem tuż za wielgachnymi krzaczyskami, w zasadzie na przeciw rzeki, na brzegu.
Nie mogła też przestać iść, póki nie znalazła bardziej osłoniętego terenu. Skąpe w roślinność tereny nie skłaniały ku zmianie decyzji, toteż kiedy we dwie dotarły do rzeki i jej krzewiastych zagajników - Enasalin była naprawdę zmęczona. Widać to było nawet na jej niezmordowanej mordzie - potrzebowała odpoczynku. Szczególnie, jeśli miała w najbliższej przyszłości zapolować to musiała odsapnąć. To był ponad dzień nieustannego marszu. Nawet największego kozaka na tych terenach taki spacer by wymęczył.
Oczywiście całą drogę miała na uwadze swoją nową, tymczasową towarzyszkę. Jeśli oczywiście z jakiś względów nie postanowiła się odłączyć (co byłoby głupotą) to była rad, że ta za nią podążała. To prawie jak posiadanie własnego stada. Powiedzmy.
- Czas na przerwę.
Rzuciła w eter, chociaż bardzie mówiła to do siebie, na głos, by do jej własnych uszu w końcu dotarło, że nawet ona musiała sobie czasem postój zrobić. A mówiąc to, westchnęła ciężko, klapnęła zadem tuż za wielgachnymi krzaczyskami, w zasadzie na przeciw rzeki, na brzegu.
Daddy looking at me
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
Opuszczenie cmentarzyska okazało się nie lada wyczynem, zwłaszcza, jeśli chciało się to uczynić bez poranienia łap o pokruszone kości i ostre kamienie. Nie obeszło się bez kilku potknięć, lecz przynajmniej brązowa zdołała opuścić te niegościnne tereny bez pokaleczenia kończyn. Cieszyła się z tego - ostatnie, czego teraz potrzebowała to podobne uciążliwości.
Odczuła ulgę, gdy wreszcie opuściły okolice cmentarzyska, lecz nie cieszyła się zbyt szybko - w końcu czekała je jeszcze długa droga. Idąc, utrzymywała równe tempo, podążając jakieś dwa kroki za Enasalin. Szła we względnym milczeniu, od czasu do czasu rzucając jedynie jakieś przelotne uwagi dotyczące głównie zmieniającego się stopniowo terenu, czy niesionych z wiatrem woni. Wydawało się, iż towarzysząca jej samica nie należy do osobników zbyt gadatliwych, zresztą i ona sama wolała nie tracić czasu na czcze kłapanie paszczą.
Podróż była długa i męcząca, lecz stopniowa zmiana krajobrazu wskazywała na to, że nie bezowocna. Idąc brązowa mogła zaobserwować gęstniejące stopniowo zarośla, a w którymś momencie powietrze stało się bardziej wilgotne, wskazując na bliskość źródła wody. Dalszy marsz wzdłuż koryta rzeki był już łatwiejszy - a raczej byłby, gdyby nie dające się jej już porządnie we znak obolałe, zmęczone łapy.
W pewnym momencie miała ochotę zaproponować przystanek, lecz towarzyszka ją ubiegła.
- Popieram pomysł - rzuciła krótko, nieznacznie wzdychając z ulgą. Przystanęła, rozglądając się bacznie dookoła przez krótki moment, by następnie zbliżyć się do brzegu. Po upewnieniu się, iż nie grozi jej niebezpieczeństwo ze strony krokodyli, pochyliła się, by zaspokoić pragnienie. Następnie podeszła do Enasalin, która do tej pory zdążyła się już ułożyć. Sama zaległa w odległości kilku kroków od jasnej samicy, w cieniu pokaźnego krzewu.
Odczuła ulgę, gdy wreszcie opuściły okolice cmentarzyska, lecz nie cieszyła się zbyt szybko - w końcu czekała je jeszcze długa droga. Idąc, utrzymywała równe tempo, podążając jakieś dwa kroki za Enasalin. Szła we względnym milczeniu, od czasu do czasu rzucając jedynie jakieś przelotne uwagi dotyczące głównie zmieniającego się stopniowo terenu, czy niesionych z wiatrem woni. Wydawało się, iż towarzysząca jej samica nie należy do osobników zbyt gadatliwych, zresztą i ona sama wolała nie tracić czasu na czcze kłapanie paszczą.
Podróż była długa i męcząca, lecz stopniowa zmiana krajobrazu wskazywała na to, że nie bezowocna. Idąc brązowa mogła zaobserwować gęstniejące stopniowo zarośla, a w którymś momencie powietrze stało się bardziej wilgotne, wskazując na bliskość źródła wody. Dalszy marsz wzdłuż koryta rzeki był już łatwiejszy - a raczej byłby, gdyby nie dające się jej już porządnie we znak obolałe, zmęczone łapy.
W pewnym momencie miała ochotę zaproponować przystanek, lecz towarzyszka ją ubiegła.
- Popieram pomysł - rzuciła krótko, nieznacznie wzdychając z ulgą. Przystanęła, rozglądając się bacznie dookoła przez krótki moment, by następnie zbliżyć się do brzegu. Po upewnieniu się, iż nie grozi jej niebezpieczeństwo ze strony krokodyli, pochyliła się, by zaspokoić pragnienie. Następnie podeszła do Enasalin, która do tej pory zdążyła się już ułożyć. Sama zaległa w odległości kilku kroków od jasnej samicy, w cieniu pokaźnego krzewu.
- Enasalin
- Nowicjusz
- Posty: 958
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 56
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Ziewnęła szeroko, tak, jakby miała zaraz jej twarz się w pół rozerwać, a chyba nawet dało się słyszeć chrupnięcie dawno nie ruszanych kości. Zdecydowanie potrzebowała odpoczynku. Jak już tak sobie obie przystanęły, to dopiero zrozumiała jak ją niemiłosiernie łapy bolały. Dosłownie na każdej opuszce czuła nieznośne pulsowanie. Przy okazji sprawdziła co z tą łapą, którą sobie nacięła.
Zmarszczyła brwi. Trochę spuchło.
W międzyczasie kiedy tak Enasalin się sobie przyglądała i kontemplowała nad swoim zdrowiem, Sheeba zdążyła już wrócić ze swojej przechadzki nad brzeg. Zastanawiała się, czy nie zacząć czasem jakiejś rozmowy, w końcu przez całą drogę odbywały się jedynie skąpe rozmowy. Teraz siedziały w jednym miejscu, nic konkretnie im nie zagrażało, a nawet rzeka wydawała się jakoś dziwnie spokojna. Może powinna z nią o czymś porozmawiać. Nawiązać więzi. Jakiekolwiek. Co by w razie niebezpieczeństwa nie została wystawiona. I dla towarzystwa.
Tylko nie wiedziała czy warto. Ostatecznie nie posiadała zbytnich predyspozycji by w towarzystwie przebywać dłużej niż chwilę.
- Jak odpocznę pójdę zapolować. Okolica wygląda na przyjazną dla roślinożerców.
Poinformowała beżową lwicę o swoich nadchodzących planach. A zanim cokolwiek postanowi musi się najeść. Dyskutowanie na pusty żołądek może przynieść jedynie zawód i rozczarowanie.
Martwiła ją jedna rzecz. Sheeba wspominała o jakimś stadzie, przez moment Enasalin nawet poczuła pewną... zmianę klimatu, ale to było za mało by mówić o stadzie, bardziej... jakby gdzieś przechodził tędy inny lew. Tylko, że to może być każdy. Od przepełnionych testosteronem młodych samców, po jakieś zbłąkane duszyczki, a nawet równie dobrze mogłoby być to jakieś lwiątko. Równie dobrze też mogło się jej po prostu wydawać.
Nie chciała jednak martwić się na zapas. Swojej koleżanki też.
- Skąd pomysł na przyczepianie ptasich piór do ucha?
Enasalin przechyliła głowę by bardziej patrzeć w jej stronę.
To wcale nie tak, że ty sama masz na barku jebitne, żółte gówno. Wcale.
Zmarszczyła brwi. Trochę spuchło.
W międzyczasie kiedy tak Enasalin się sobie przyglądała i kontemplowała nad swoim zdrowiem, Sheeba zdążyła już wrócić ze swojej przechadzki nad brzeg. Zastanawiała się, czy nie zacząć czasem jakiejś rozmowy, w końcu przez całą drogę odbywały się jedynie skąpe rozmowy. Teraz siedziały w jednym miejscu, nic konkretnie im nie zagrażało, a nawet rzeka wydawała się jakoś dziwnie spokojna. Może powinna z nią o czymś porozmawiać. Nawiązać więzi. Jakiekolwiek. Co by w razie niebezpieczeństwa nie została wystawiona. I dla towarzystwa.
Tylko nie wiedziała czy warto. Ostatecznie nie posiadała zbytnich predyspozycji by w towarzystwie przebywać dłużej niż chwilę.
- Jak odpocznę pójdę zapolować. Okolica wygląda na przyjazną dla roślinożerców.
Poinformowała beżową lwicę o swoich nadchodzących planach. A zanim cokolwiek postanowi musi się najeść. Dyskutowanie na pusty żołądek może przynieść jedynie zawód i rozczarowanie.
Martwiła ją jedna rzecz. Sheeba wspominała o jakimś stadzie, przez moment Enasalin nawet poczuła pewną... zmianę klimatu, ale to było za mało by mówić o stadzie, bardziej... jakby gdzieś przechodził tędy inny lew. Tylko, że to może być każdy. Od przepełnionych testosteronem młodych samców, po jakieś zbłąkane duszyczki, a nawet równie dobrze mogłoby być to jakieś lwiątko. Równie dobrze też mogło się jej po prostu wydawać.
Nie chciała jednak martwić się na zapas. Swojej koleżanki też.
- Skąd pomysł na przyczepianie ptasich piór do ucha?
Enasalin przechyliła głowę by bardziej patrzeć w jej stronę.
To wcale nie tak, że ty sama masz na barku jebitne, żółte gówno. Wcale.
Daddy looking at me
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
Długa droga skutkowała bólem łap i ogólnym zmęczeniem, lecz nie mogła powiedzieć, że ta cała podróż w tę i z powrotem była całkiem bezowocna. Przynajmniej dowiedziała się o innym stadzie, jak również i przekonała, iż w tamtych okolicach raczej nie ma czego szukać. No, chyba, że z jakiegoś powodu potrzebuje się sterty nadgryzionych kości i kupy piachu.
Już nie wspominając o jej tymczasowej towarzyszce. Nie mogła być pewna, na jak długo będą podróżować razem, lecz na chwilę obecną było to jak najlepsze rozwiązanie. O ile uda jej się utrzymać w miarę dobre stosunki z lwicą, może wiele zyskać. Chociażby i to, że być może wreszcie będzie miała szansę na obfitszy posiłek. Samej nie byłaby w stanie upolować czegoś większego, lecz z pomocą drugiej samicy było to całkiem prawdopodobne.
Ułożyła się wygodniej i szybkim ruchem oblizała nos, jednocześnie kierując wzrok w stronę rzeki. Gdzieś tam głęboko w czeluściach łba samicy pałętała się myśl, nieprzyjemne wspomnienie słów swojej byłej opiekunki, budząc w niej coś na kształt poczucia winy. W końcu przebywając z Enasalin naraża ją na śmierć, tak jak wielu innych, których wcześniej dosięgła klątwa. Szybko jednak zagłuszyła te dziwne uczucia przekonując samą siebie, iż w gruncie rzeczy nie bardzo ją to obchodzi, co potem stanie się z samicą. Grunt, by czerpać korzyści z tej współpracy, póki trwała, chociażby tymczasowo zwiększając swoje bezpieczeństwo. Chodziło jedynie o zwykłe przetrwanie.
Głos jasnej lwicy wyrwał ją z zamyślenia. Skierowała na nią spojrzenie zdrowego oka, w duchu dziękując przodkom, iż ta nie była w stanie dowiedzieć się, co kłębiło jej się w głowie. Skinęła łbem.
- No cóż, ostatnim razem gdy tu byłam przy wodopoju kręciło się ich dość sporo - potwierdziła przypuszczenia lwicy. - Jeżeli chcesz, mogę ci towarzyszyć. Być może los poskąpił mi siły w łapach, ale mimo wszystko co dwie głowy to nie jedna - rzuciła. Co prawda te słowa miały głównie na celu poprawy ich stosunków i utwierdzenie Enasalin, że nie chciała po prostu nażreć się za darmo, lecz jakby nie patrzeć, dwa lwy mają większą szansę na wpędzenie zwierzyny w pułapkę, niż jeden.
Machnęła krótko ogonem, oganiając się od natrętnej muchy, po czym uniosła nieco brew, gdy samica zapytała o pióra. Następnie wykrzywiła pysk w czymś na kształt uśmiechu.
- Cóż, można powiedzieć, że po części wynika to z tradycji mego dawnego stada. Pióra mają w tamtych stronach interesującą symbolikę - oznajmiła, zresztą niewiele mijając się z prawdą. Wybierając ozdoby kierowała się kulturą swojego stada, lecz zarówno pióra, jak i malunek zdobią jej pysk dopiero odkąd je opuściła. Sama nie potrafiła jasno określić, co sprawiło, że zaczęła je nosić - czyżby rzeczywiście w gruncie rzeczy pragnęła podkreślić, że jest inna, naznaczona?
Już nie wspominając o jej tymczasowej towarzyszce. Nie mogła być pewna, na jak długo będą podróżować razem, lecz na chwilę obecną było to jak najlepsze rozwiązanie. O ile uda jej się utrzymać w miarę dobre stosunki z lwicą, może wiele zyskać. Chociażby i to, że być może wreszcie będzie miała szansę na obfitszy posiłek. Samej nie byłaby w stanie upolować czegoś większego, lecz z pomocą drugiej samicy było to całkiem prawdopodobne.
Ułożyła się wygodniej i szybkim ruchem oblizała nos, jednocześnie kierując wzrok w stronę rzeki. Gdzieś tam głęboko w czeluściach łba samicy pałętała się myśl, nieprzyjemne wspomnienie słów swojej byłej opiekunki, budząc w niej coś na kształt poczucia winy. W końcu przebywając z Enasalin naraża ją na śmierć, tak jak wielu innych, których wcześniej dosięgła klątwa. Szybko jednak zagłuszyła te dziwne uczucia przekonując samą siebie, iż w gruncie rzeczy nie bardzo ją to obchodzi, co potem stanie się z samicą. Grunt, by czerpać korzyści z tej współpracy, póki trwała, chociażby tymczasowo zwiększając swoje bezpieczeństwo. Chodziło jedynie o zwykłe przetrwanie.
Głos jasnej lwicy wyrwał ją z zamyślenia. Skierowała na nią spojrzenie zdrowego oka, w duchu dziękując przodkom, iż ta nie była w stanie dowiedzieć się, co kłębiło jej się w głowie. Skinęła łbem.
- No cóż, ostatnim razem gdy tu byłam przy wodopoju kręciło się ich dość sporo - potwierdziła przypuszczenia lwicy. - Jeżeli chcesz, mogę ci towarzyszyć. Być może los poskąpił mi siły w łapach, ale mimo wszystko co dwie głowy to nie jedna - rzuciła. Co prawda te słowa miały głównie na celu poprawy ich stosunków i utwierdzenie Enasalin, że nie chciała po prostu nażreć się za darmo, lecz jakby nie patrzeć, dwa lwy mają większą szansę na wpędzenie zwierzyny w pułapkę, niż jeden.
Machnęła krótko ogonem, oganiając się od natrętnej muchy, po czym uniosła nieco brew, gdy samica zapytała o pióra. Następnie wykrzywiła pysk w czymś na kształt uśmiechu.
- Cóż, można powiedzieć, że po części wynika to z tradycji mego dawnego stada. Pióra mają w tamtych stronach interesującą symbolikę - oznajmiła, zresztą niewiele mijając się z prawdą. Wybierając ozdoby kierowała się kulturą swojego stada, lecz zarówno pióra, jak i malunek zdobią jej pysk dopiero odkąd je opuściła. Sama nie potrafiła jasno określić, co sprawiło, że zaczęła je nosić - czyżby rzeczywiście w gruncie rzeczy pragnęła podkreślić, że jest inna, naznaczona?
- Enasalin
- Nowicjusz
- Posty: 958
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 56
- Percepcja: 35
- Kontakt:
- Zwykle się nie zatrzymuję przy wodopojach jeśli nie muszę. Już się nauczyłam, że wokół zbiorników wodnych kręcą się jakieś bliżej nieokreślone grupy.
Tylko o tym nieznacznie wspomniała, w zasadzie to było jak bąknięcie. Niekoniecznie chciała o tym jakoś wspominać, że przecież przez własną głupotę zbliżyła się do tamtego jeziora i trafiła tam na tych ze złej ziemi. Enasalin wciąż karciła się w myślach za to, że postąpiła tak nierozważnie i z góry założyła, że samotny samiec z lwiątkiem nie stanowią zagrożenia. I pewnie gdyby wtedy się nad nimi nie zastanawiała to nie napotkałaby tamtej grupy.
Zmarszczyła nos. Najważniejsze było to, żeby teraz odpocząć. Głupotą było przejmowanie się przeszłością, choćby nie wiadomo jak istotnej. Teraz liczyło się to, że...
- Masz rację.
Co prawda, przywykła do polowania raczej w pojedynkę, ale nauki "stadne" były w niej wciąż silne i zdecydowanie pewniej czułaby się polując z kimś. Nawet z tak... słabym. Nie ukrywała specjalnie tego, że cieszyła ją ewentualność pracy w grupie. Zawsze to była miła odmiana od obecnych przeżyć i bolączek własnej duszy.
Zdziwiło ją jednak troszkę to co później powiedziała.
- Pióra? Symbolikę? Jedyny symbol jaki do tej pory widziałam to blizny na pysku młodego samca, skłaniające ku temu, że może być wystarczająco silny by obronić twoje młode.
Wcześniej po prostu założyła, że Sheeba nosi te pióra dla ozdoby. Jakkolwiek by na to nie patrzeć wyglądały całkiem ładnie, ale podobnie jak z innymi rzeczami ładnymi - nie były zbyt praktyczne. Może dlatego była tak... niedojedzona, bo piórka utrudniały polowanie? Nie była tego od razu stwierdzić.
- Tęsknisz za nimi? Za swoim stadem?
Rzuciła by odwrócić uwagę od swojej nieprzyjemnej dygresji.
Tylko o tym nieznacznie wspomniała, w zasadzie to było jak bąknięcie. Niekoniecznie chciała o tym jakoś wspominać, że przecież przez własną głupotę zbliżyła się do tamtego jeziora i trafiła tam na tych ze złej ziemi. Enasalin wciąż karciła się w myślach za to, że postąpiła tak nierozważnie i z góry założyła, że samotny samiec z lwiątkiem nie stanowią zagrożenia. I pewnie gdyby wtedy się nad nimi nie zastanawiała to nie napotkałaby tamtej grupy.
Zmarszczyła nos. Najważniejsze było to, żeby teraz odpocząć. Głupotą było przejmowanie się przeszłością, choćby nie wiadomo jak istotnej. Teraz liczyło się to, że...
- Masz rację.
Co prawda, przywykła do polowania raczej w pojedynkę, ale nauki "stadne" były w niej wciąż silne i zdecydowanie pewniej czułaby się polując z kimś. Nawet z tak... słabym. Nie ukrywała specjalnie tego, że cieszyła ją ewentualność pracy w grupie. Zawsze to była miła odmiana od obecnych przeżyć i bolączek własnej duszy.
Zdziwiło ją jednak troszkę to co później powiedziała.
- Pióra? Symbolikę? Jedyny symbol jaki do tej pory widziałam to blizny na pysku młodego samca, skłaniające ku temu, że może być wystarczająco silny by obronić twoje młode.
Wcześniej po prostu założyła, że Sheeba nosi te pióra dla ozdoby. Jakkolwiek by na to nie patrzeć wyglądały całkiem ładnie, ale podobnie jak z innymi rzeczami ładnymi - nie były zbyt praktyczne. Może dlatego była tak... niedojedzona, bo piórka utrudniały polowanie? Nie była tego od razu stwierdzić.
- Tęsknisz za nimi? Za swoim stadem?
Rzuciła by odwrócić uwagę od swojej nieprzyjemnej dygresji.
Daddy looking at me
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
Skinęła krótko łbem.
- Masz rację. Wiele zwierząt skupia się wokół wodopojów. I wielu pragnie zagarnąć je na własność. Nic w tym zresztą dziwnego - przytaknęła. Jakby nie patrzeć, posiadanie podobnego akwenu w obrębie swoich terenów gwarantowało dostęp wody i zwiększało prawdopodobieństwo natknięcia się na zwierzynę. Sheeba ośmieliłaby się nawet stwierdzić, iż zakładanie nowego stada należałoby rozpocząć właśnie od przejęcia jakiegoś źródła wody na własność.
Lecz no cóż, tworzenie stad to nie jej zadanie. Nie była samcem, poza tym minęło wiele czasu odkąd w ogóle przynależała do jakiejkolwiek grupy. A nawet wówczas nie była jej pełnoprawnym członkiem.
Przytaknęła Enasalin kolejnym krótkim gestem. Sama od dawna nie polowała na nic większego od zająca, surykatki, czy jakiejś małej małpy. Jak jej towarzyszka słusznie się domyślała, dieta Sheeby składała się z rozmaitych niewielkich zwierząt, ptasich jaj, a czasami nawet i padliny. Niekiedy, gdy miała wyjątkowe szczęście udawało jej się przepędzić jakiegoś geparda od świeżej zdobyczy, albo wytropić młodą gazelę, która odłączyła się od stada. Kiedy należała jeszcze do swego rodzimego stada, czasami brała udział w polowaniu na większego zwierza. Jej zadaniem było spłoszyć zwierzynę i zapędzić ją w pułapkę - przy czym zazwyczaj na tym właśnie jej zadanie się kończyło. Nie była pewna, czy przekonanie co bardziej przesądnych członków stada o tym, iż ugryzione przez nią mięso samo staje się przeklęte wynikało ze słów szamanki, czy też pozostałe lwy same doszły do podobnego wniosku. Niemniej, przez to wszystko nie pozwalano jej dołączać do stadnej uczty, przez co musiała zadowalać się resztkami lub tym, co sama schwytała po drodze do swej jaskini. Kto wie, może gdyby wówczas nie skąpiono jej jedzenia, Sheeba wyrosłaby na silniejszą, niż była w tej chwili?
Uniosła lekko brew, słysząc odpowiedź Enasalin. A następnie parsknęła, jakby coś ją rozbawiło.
- Fakt, pióra znaczą mniej niż odniesione w walce szramy - mruknęła, po czym momentalnie jakby spochmurniała. - Ale kiedy wychowuje cię szamanka zmuszona jesteś godzinami wysłuchiwać o rozmaitych symbolach.
Odwróciła łeb, nie chcąc, by samica dostrzegła, że na wzmiankę o starej opiekunce jej spojrzenie nabrało bardziej gniewnego wyrazu. Lodowatą nutkę w głosie ukryć było trudniej.
Gdy ta spytała o jej stado, uszy brązowej na chwilę przylgnęły do czaszki. Odpowiedziała, wciąż patrząc w dal.
- Tęsknota nic nie zmieni. Zresztą, stało się to, co miało się stać. Nikt nie uniknie śmierci, ani nie powstrzyma szalejącej pożogi - rzuciła wymijająco.
- Masz rację. Wiele zwierząt skupia się wokół wodopojów. I wielu pragnie zagarnąć je na własność. Nic w tym zresztą dziwnego - przytaknęła. Jakby nie patrzeć, posiadanie podobnego akwenu w obrębie swoich terenów gwarantowało dostęp wody i zwiększało prawdopodobieństwo natknięcia się na zwierzynę. Sheeba ośmieliłaby się nawet stwierdzić, iż zakładanie nowego stada należałoby rozpocząć właśnie od przejęcia jakiegoś źródła wody na własność.
Lecz no cóż, tworzenie stad to nie jej zadanie. Nie była samcem, poza tym minęło wiele czasu odkąd w ogóle przynależała do jakiejkolwiek grupy. A nawet wówczas nie była jej pełnoprawnym członkiem.
Przytaknęła Enasalin kolejnym krótkim gestem. Sama od dawna nie polowała na nic większego od zająca, surykatki, czy jakiejś małej małpy. Jak jej towarzyszka słusznie się domyślała, dieta Sheeby składała się z rozmaitych niewielkich zwierząt, ptasich jaj, a czasami nawet i padliny. Niekiedy, gdy miała wyjątkowe szczęście udawało jej się przepędzić jakiegoś geparda od świeżej zdobyczy, albo wytropić młodą gazelę, która odłączyła się od stada. Kiedy należała jeszcze do swego rodzimego stada, czasami brała udział w polowaniu na większego zwierza. Jej zadaniem było spłoszyć zwierzynę i zapędzić ją w pułapkę - przy czym zazwyczaj na tym właśnie jej zadanie się kończyło. Nie była pewna, czy przekonanie co bardziej przesądnych członków stada o tym, iż ugryzione przez nią mięso samo staje się przeklęte wynikało ze słów szamanki, czy też pozostałe lwy same doszły do podobnego wniosku. Niemniej, przez to wszystko nie pozwalano jej dołączać do stadnej uczty, przez co musiała zadowalać się resztkami lub tym, co sama schwytała po drodze do swej jaskini. Kto wie, może gdyby wówczas nie skąpiono jej jedzenia, Sheeba wyrosłaby na silniejszą, niż była w tej chwili?
Uniosła lekko brew, słysząc odpowiedź Enasalin. A następnie parsknęła, jakby coś ją rozbawiło.
- Fakt, pióra znaczą mniej niż odniesione w walce szramy - mruknęła, po czym momentalnie jakby spochmurniała. - Ale kiedy wychowuje cię szamanka zmuszona jesteś godzinami wysłuchiwać o rozmaitych symbolach.
Odwróciła łeb, nie chcąc, by samica dostrzegła, że na wzmiankę o starej opiekunce jej spojrzenie nabrało bardziej gniewnego wyrazu. Lodowatą nutkę w głosie ukryć było trudniej.
Gdy ta spytała o jej stado, uszy brązowej na chwilę przylgnęły do czaszki. Odpowiedziała, wciąż patrząc w dal.
- Tęsknota nic nie zmieni. Zresztą, stało się to, co miało się stać. Nikt nie uniknie śmierci, ani nie powstrzyma szalejącej pożogi - rzuciła wymijająco.
- Hazir
- Posty: 76
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 01 gru 2016
- Waleczność: 50
- Zręczność: 50
- Percepcja: 50
- Kontakt:
Hazir kierował się jakby nic w tereny pierworodnych mając nadzieję, że nikt go nie zauważy żaden strażnik pilnujący terenów. Udawał cały czas że jest wędrownikiem który pochodzi z Laguny. Nie ma zamiaru odkrywać swojej tożsamości dlatego zawsze przedstawiał się fałszywym imieniem "Ramon". Gdy przekroczył dalszą część terenów skierował się w głąb sawanny, widząc rzekę. Miał ochotę zgasić pragnienie, ale przeszkodziły mu głosy wychodzące niedaleko przejścia widząc białą i ciemną lwicę. Kątem oka spoglądał na białą, w różnych momentach żeby nie wyglądało że jest gapicielem. Zauważył niedaleko cień przy drzewie w okolicach dwóch lwic dlatego podszedł nie zauważalnie mając nadzieję. Jeśli nie został zauważony to położył się w cieniu spoglądając na białą samicę, którą był zainteresowany ale czy na pewno? Nie lubił podsłuchiwać cudzych rozmów ale to nie jego wina, że głośno wypowiadają swoje dialogi.
- Enasalin
- Nowicjusz
- Posty: 958
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 11 lip 2015
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 66
- Zręczność: 56
- Percepcja: 35
- Kontakt:
- Całkiem zabawne imię, szamanka.
I powiedziała to całkiem poważnie. Skład, biedna, miała wiedzieć, że szaman to określenie na jakieś magiczne dewiacje, duchy i inne paranormalne bzdury, które oczywiście nie mają w ogóle miejsca w rzeczywistości. To chyba było dobre dla dzieci, żeby je wystraszyć, albo zachęcić do robienia odpowiednich lwom rzeczy.
Ją na ten przykład wyswatano kiedyś z nieznajomym lwem spoza stada. Bo, że duchy przodków. Bzdura. Do końca swojego życia tam wtedy nie spotkała nikogo kto byłby jej "nieznajomym". Głupota? Głupota. Pewnie miało ją to tylko nastawić na to, że dni jej ojca się kończą i faktycznie ktoś może się pojawić.
- Chociaż ta małpa, którą po drodze spotkałam też nazywała się szamanem, nosiła jakieś śmieszne przywiązki, pióra i miała takie dziwne coś co szeleściło. Autor tego cuda na moim ramieniu.
Pochwaliła się tym malunkiem, a co. Może Sheeba byłaby w stanie dostrzec w tym jakiś symbol, bo dla Enasalin było to jedynie takim dodatkiem w jej życiu, kompletnie niechcianym, ale fakt faktem, lepiej prezentowało się to wykidajło, niż szeroka na cały bar blizna.
- Cóż, ja czasami tęsknię. Ale domyślam się, że Ty nie masz za kim.
Wzruszyła ramionami. Ona miała kiedyś piękne, kochane stadko, normalną rodzinę, ojca, matkę, ciotki i kuzynów, dni spędzała na zabawie, a potem na obowiązkach przypadających lwicy... po prostu żyć, nie umierać, ale pech chciał, że miała wypadek i teraz jedynie mogła sobie wyobrazić co się z nimi dzieje. Co prawda, nie za często. Mając w głowie obraz własnego brata, który Cię skrzywdził, to nie można sobie ładnych rzeczy wyobrażać.
- O, z tym się nie zgodzę. Śmierci to nikt nie uniknie, ale pożodze to zdecydowanie można przeciwdziałać.
"Skradającego się" samca oczywiście nie zauważyła w międzyczasie. Chociaż coś wisiało w powietrzu i to czuła, to mimo wszystko nie widziała, ani nie słyszała, nic podejrzanego. Chyba mam przywidzenia od tego nastawiania się na najgorsze, pomyślała.
I powiedziała to całkiem poważnie. Skład, biedna, miała wiedzieć, że szaman to określenie na jakieś magiczne dewiacje, duchy i inne paranormalne bzdury, które oczywiście nie mają w ogóle miejsca w rzeczywistości. To chyba było dobre dla dzieci, żeby je wystraszyć, albo zachęcić do robienia odpowiednich lwom rzeczy.
Ją na ten przykład wyswatano kiedyś z nieznajomym lwem spoza stada. Bo, że duchy przodków. Bzdura. Do końca swojego życia tam wtedy nie spotkała nikogo kto byłby jej "nieznajomym". Głupota? Głupota. Pewnie miało ją to tylko nastawić na to, że dni jej ojca się kończą i faktycznie ktoś może się pojawić.
- Chociaż ta małpa, którą po drodze spotkałam też nazywała się szamanem, nosiła jakieś śmieszne przywiązki, pióra i miała takie dziwne coś co szeleściło. Autor tego cuda na moim ramieniu.
Pochwaliła się tym malunkiem, a co. Może Sheeba byłaby w stanie dostrzec w tym jakiś symbol, bo dla Enasalin było to jedynie takim dodatkiem w jej życiu, kompletnie niechcianym, ale fakt faktem, lepiej prezentowało się to wykidajło, niż szeroka na cały bar blizna.
- Cóż, ja czasami tęsknię. Ale domyślam się, że Ty nie masz za kim.
Wzruszyła ramionami. Ona miała kiedyś piękne, kochane stadko, normalną rodzinę, ojca, matkę, ciotki i kuzynów, dni spędzała na zabawie, a potem na obowiązkach przypadających lwicy... po prostu żyć, nie umierać, ale pech chciał, że miała wypadek i teraz jedynie mogła sobie wyobrazić co się z nimi dzieje. Co prawda, nie za często. Mając w głowie obraz własnego brata, który Cię skrzywdził, to nie można sobie ładnych rzeczy wyobrażać.
- O, z tym się nie zgodzę. Śmierci to nikt nie uniknie, ale pożodze to zdecydowanie można przeciwdziałać.
"Skradającego się" samca oczywiście nie zauważyła w międzyczasie. Chociaż coś wisiało w powietrzu i to czuła, to mimo wszystko nie widziała, ani nie słyszała, nic podejrzanego. Chyba mam przywidzenia od tego nastawiania się na najgorsze, pomyślała.
Daddy looking at me
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
Will I ever be free?
Have I crossed the line?
Mother looking at me
Tell me what do you see?
Yes, I've lost my mind
Od faleczki I Od ragirkowej I Od maerki
I Od ragirkowej I Od gunterkowej
I Encia
- Sheeba
- Posty: 390
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 22 gru 2013
- Specjalizacja:
- Waleczność: 35
- Zręczność: 55
- Percepcja: 61
- Kontakt:
Obdarzyła towarzyszkę zaskoczonym spojrzeniem. Trudno jej było uwierzyć w to, że istnieją osobniki, które nigdy nie słyszały o szamanach. Wierzenia podobne, jak te, które wyznawało jej dawne stado wydawały się być całkiem szeroko rozprzestrzenione, biorąc pod uwagę, jak wiele krain odwiedziła podczas swej tułaczki i w jak wielu dane jej było słyszeć o duchach, oddawaniu czci przodkom i znających ich tajemnice znachorach. No, może nie licząc tych bardziej prostych grup, które nad tworzenie własnej kultury przedkładały skupianie się na zwyczajnym przeżyciu. Jeżeli chodzi o samą jednooką, to o ile owszem, wierzyła w istnienie duchów, to jej podejście do sfery duchowości było dość mocno wypaczone. Była bowiem przekonana, że władzę nad światem i żywych, i zmarłych sprawuje sama śmierć, a przodkowie w gruncie rzeczy byli jedynie jej wysłannikami i poddanymi, czasami łącznikami z żyjącymi. Zapewne wielu szamanów uznałoby to za zwykłą herezję, lecz czy można się dziwić, skoro odkąd była małym lewkiem wmawiano jej, jak wielki wpływ na jej życie wywierała śmierć?
Zamrugała kilkukrotnie.
- Szaman to raczej tytuł, nie imię. Mówi się, że szamani są w stanie rozmawiać z duchami - wyjaśniła spokojnie, obojętnym tonem. - Oprócz tego zajmują się leczeniem, choć zazwyczaj do tego nie potrzeba żadnych rytuałów. Podobno są wyjątki, ale co ja tam wiem - wzruszyła barkami. Nigdy nie miała do czynienia z chorobami duchowymi, a przynajmniej stara opiekunka nie pozwalała jej pomagać podczas ich leczenia. Toteż nie była pewna, ile w tym prawdy, ile przesądów.
Spojrzała na malunek zdobiący jej bark. Oczywiście, zauważyła go wcześniej, wszak inaczej się nie dało, lecz dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się bliżej. Jednakże nie znała takiego wzoru.
- Hmm... Nie spotkałam się jeszcze z takimi malunkami. Może ma to coś wspólnego z tutejszymi zwyczajami - znów wzruszyła barkami.
Odwróciła gwałtownie łeb, wydawało jej się bowiem, że coś usłyszała. Przez chwilę wpatrywała się nieruchomo w jeden punkt, by po momencie wrócić spojrzeniem do Enasalin. Skinęła łbem na znak, że rozumie.
- Owszem. Nie ma co żałować zmarłych - co prawda nie wiedziała, czy wszyscy członkowie jej dawnego stada zginęli, lecz jak dla niej równie dobrze mogli być martwi. W sumie nawet by się ucieszyła. - No cóż, da się jej przeciwdziałać, kiedy pali się krzak, lecz gdy płonie cała sawanna, wtedy jest trudniej - dodała. Machnęła ogonem. Czy to nie była jakaś wybitnie ironiczna alegoria jej własnego życia?
Wydawało jej się, że znów usłyszała jakieś szelesty, tym razem zdążyła również pochwycić kątem oka jakąś sylwetkę. Niewątpliwie lwią i obdarzoną grzywą, toteż znikający w cieniu osobnik był z pewnością samcem. Widziała go przez chwilę, lecz kolorystycznie skojarzył się z tamtym jednookim. Tylko był jakby trochę bardziej rudy. Ale może to tylko gra światła? Śledzi mnie?
Na całe szczęście tym razem naprawdę nie była sama.
Machnęła ogonem i odwróciła się znów do lwicy, zniżając nieznacznie głos.
- Chyba mamy towarzystwo.
Zamrugała kilkukrotnie.
- Szaman to raczej tytuł, nie imię. Mówi się, że szamani są w stanie rozmawiać z duchami - wyjaśniła spokojnie, obojętnym tonem. - Oprócz tego zajmują się leczeniem, choć zazwyczaj do tego nie potrzeba żadnych rytuałów. Podobno są wyjątki, ale co ja tam wiem - wzruszyła barkami. Nigdy nie miała do czynienia z chorobami duchowymi, a przynajmniej stara opiekunka nie pozwalała jej pomagać podczas ich leczenia. Toteż nie była pewna, ile w tym prawdy, ile przesądów.
Spojrzała na malunek zdobiący jej bark. Oczywiście, zauważyła go wcześniej, wszak inaczej się nie dało, lecz dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się bliżej. Jednakże nie znała takiego wzoru.
- Hmm... Nie spotkałam się jeszcze z takimi malunkami. Może ma to coś wspólnego z tutejszymi zwyczajami - znów wzruszyła barkami.
Odwróciła gwałtownie łeb, wydawało jej się bowiem, że coś usłyszała. Przez chwilę wpatrywała się nieruchomo w jeden punkt, by po momencie wrócić spojrzeniem do Enasalin. Skinęła łbem na znak, że rozumie.
- Owszem. Nie ma co żałować zmarłych - co prawda nie wiedziała, czy wszyscy członkowie jej dawnego stada zginęli, lecz jak dla niej równie dobrze mogli być martwi. W sumie nawet by się ucieszyła. - No cóż, da się jej przeciwdziałać, kiedy pali się krzak, lecz gdy płonie cała sawanna, wtedy jest trudniej - dodała. Machnęła ogonem. Czy to nie była jakaś wybitnie ironiczna alegoria jej własnego życia?
Wydawało jej się, że znów usłyszała jakieś szelesty, tym razem zdążyła również pochwycić kątem oka jakąś sylwetkę. Niewątpliwie lwią i obdarzoną grzywą, toteż znikający w cieniu osobnik był z pewnością samcem. Widziała go przez chwilę, lecz kolorystycznie skojarzył się z tamtym jednookim. Tylko był jakby trochę bardziej rudy. Ale może to tylko gra światła? Śledzi mnie?
Na całe szczęście tym razem naprawdę nie była sama.
Machnęła ogonem i odwróciła się znów do lwicy, zniżając nieznacznie głos.
- Chyba mamy towarzystwo.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości