x
Newsy
  • 07.04.2024
  • Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
  • 06.04.2024
  • Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
  • 07.03.2024
  • Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
  • 04.02.2024
  • Postacią Miesiąca został Tauro
  • 31.01.2024
  • Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
  • Aktualności fabularne
  • > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
  • Przewrót na Lwiej Ziemi
  • > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
  • Gniew Przodków
  • > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
  • Epidemia w dżungli
  • > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
  • Szkarłatne Grzywy
  • > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Suwak
Lwia Skała
Wodopój Las Kanion Termitiery Jezioro ZZ Wulkan Góry LS Jaskinie Kilimandżaro Upendi Drzewo życia Wielki Wodospad Zakątek Przodków Oaza Ruiny Pustynia Ciernisko Cmentarz Pole bitwy Zarośla Bagno Słone jezioro Gejzery Góry ZZ Wielka woda Jezioro szmaragdowe Jezioro flamingów Kaskada Grobowiec Rzeka Wąwóz Dżungla Pustkowia Równina Rzeka 2 Sawanna 2 Rzeka 3 Las namorzynowy Dolina wichrów Nadrzecze Dolina LS Drzewo życia Sawanna LZ Skała Wolności Wschodnia Oaza Wydmy Las MB Jezioro MB Wybrzeże

Ach ta dzisiejsza młodzież! [Ushindi, Malahir]

Awatar użytkownika
Malahir
Posłaniec
Posłaniec
Posty: 320
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 sty 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Waleczność: 55
Zręczność: 50
Percepcja: 45
Kontakt:

Ach ta dzisiejsza młodzież! [Ushindi, Malahir]

#1

Post autor: Malahir » 23 sty 2020, 0:36

Tereny Lwiej Ziemi, krótko przed spotkaniem Malahira z ojcem i Shadowem w lesie.

Od jakiegoś czasu zielonooki po prostu chciał być sam. Potrzebował tego, by co nieco przemyśleć, uporządkować sobie parę rzeczy w głowie i odnaleźć jakąś tam namiastkę wewnętrznego spokoju. Co było o tyle trudne, że wciąż jakby nie patrzeć był młodym lwem, w którego wnętrzu kłębiły się emocje, utrudniając chwilami logiczne myślenie, jak i całkowite pogodzenie się z niektórymi sprawami. Począwszy od zaginięcia swej siostry aż do zwykłego, prostego faktu, że świat wcale nie był taki prosty i piękny, jak wydawało mu się to, kiedy był małym lwiątkiem.
Tego dnia włóczył się gdzieś po stadnych terenach, wędrując powoli przez sawannę, wzdłuż rzeki. W pewnym momencie przystanął i pochylił się nad wodną taflą, by zaspokoić pragnienie. Mimowolnie spojrzał na swoje odbicie, dostrzegając jasnofutrego osobnika z czarną grzywą w nieładzie i błyskającymi spod włosia zielonymi ślepiami. Poniekąd wciąż trudno było mu się chwilami pogodzić z tym, że nie jest już dzieckiem. Kiedy był młodszy nie mógł się doczekać, aż będzie starszy, teraz jednak czuł się zagubiony.
Westchnął i nachylił się, by się napić.

@Ushindi

Awatar użytkownika
Ushindi
Król
Król
Posty: 609
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 10 lip 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
łowca 1
Łowca 1
zebra
Zebra
Waleczność: 52
Zręczność: 60
Percepcja: 40
Kontakt:

#2

Post autor: Ushindi » 23 sty 2020, 1:01

Ushindi nadal nie potrafił poradzić sobie z utratą Sariny. I chociaż zamierzał jak najszybciej odszukać Kanclerza, chociaż powinien ruszyć od razu we wskazane przez Jasira miejsce - nie uczynił tego, oddalając się nieco od celu podróży, by finalnie znaleźć się pośród traw sawanny. Niespiesznie kroczył przed siebie, w pyszczku wciąż delikatnie trzymając ogon siostry z owiniętym dookoła medalionem stadnym. W ślepkach młodego zbierały łzy, czasami jakaś zagubiona ściekała po policzku, znacząc mokry ślad pomiędzy ciemnymi kosmykami sierści.
Przez mgłę, wywołaną słonymi kropelkami uczepionymi gałek ocznych, nie dostrzegł sylwetki Malahira. Cóż, rzeki w zasadzie również nie zauważył, na skutek czego wpakował się przednimi łapami w chłodną wodę, co nieco go orzeźwiło. Cofnął się, przecierając następnie jedną z przednich 'dłoni' oczki. Rozejrzał się, zaś jego spojrzenie wyłapało jasnego samca. Podobnego do Radcy, z którym nie tak dawno rozmawiał. Uśmiechnął się smutno do towarzysza, nie mając zaś pewności, czy ten grymas ów dostrzegł. Na pewno dostrzegł delikatne falowanie wywołane niedawnym wparowaniem młodzika do rzeki, ale czy wciąż szukał pośród delikatnych fal swojej tożsamości?
- Dzień dobry - powitał się grzecznie, odkładając wcześniej ogon na jakimś kamieniu. Łapką poprawił medalion, aby wyrzeźbione [?] nań słoneczko skierować ku niebu. Miał nadzieję, że gdziekolwiek jest teraz jego siostrzyczka, nie cierpi, jest zdrowa, jest szczęśliwa. Nawet, jeśli jest martwa... - Jestem Ushindi - przedstawił się zaraz, wszak nie kojarzył za bardzo jegomościa o szmaragdowym wejrzeniu. Pewnie dawno go nie widział; jeśli widział kiedykolwiek.
Po chwili coś mu zaświtało... Czy to nie on wspomniał o zaginięciu Sariny?

Awatar użytkownika
Malahir
Posłaniec
Posłaniec
Posty: 320
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 sty 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Waleczność: 55
Zręczność: 50
Percepcja: 45
Kontakt:

#3

Post autor: Malahir » 01 lut 2020, 12:06

Coś wyrwało go z zamyślenia. Cichy plusk wody niedaleko jego, może przywiany z podmuchem wiatru zapach. Jedno ucho Malahira drgnęło, po czym samiec podniósł łeb znad wody i rozejrzał się wokół za powodem jego rozproszenia, mimowolnie zlizując ostatnie krople wody ściekające mu po pysku. Jego spojrzenie padło na brązowego młodzika, którego szybko rozpoznał. W przeciwieństwie do niego nie zmienił się jeszcze aż tak bardzo... Zresztą, również w przeciwieństwie do niego był również znacznie ważniejszą w życiu stada personą, tak więc naturalnie większość Lwioziemców zapamiętało już jego oblicze całkiem dokładnie.
- Witam - odpowiedział na jego powitanie, siląc się na uśmiech. Trochę krzywy i nieco jakby pozbawiony wesołości, ale jednak uśmiech. Jakby nie patrzeć przybycie młodszego wyrwało go z całkiem niewesołych rozmyślań. Lecz, po bliższemu przyjrzeniu się ciemnofutremu zauważył, że nie on jeden był w nie najlepszym humorze. Czy tylko mu się zdawało, czy na policzkach samca dostrzegał ślad po niedawnych łzach?
- Wiem - odparł, kiedy się przedstawił. - Jestem Malahir - dodał po chwili, zdając sobie nagle sprawę z tego, że młodzik pewnie nie zna jeszcze jego imienia. Jakoś nie przypominał sobie, by kiedykolwiek się mu przedstawiał. Jakby nie patrzeć do tej pory jedyny raz, kiedy miał okazję z nim porozmawiać powodem tej rozmowy było zaginięcie jego siostry.
- Coś się stało? - spytał po chwili, z wyraźnym zaniepokojeniem. W końcu jakiś musiał być powód tej jego smętnej miny.

Awatar użytkownika
Ushindi
Król
Król
Posty: 609
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 10 lip 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
łowca 1
Łowca 1
zebra
Zebra
Waleczność: 52
Zręczność: 60
Percepcja: 40
Kontakt:

#4

Post autor: Ushindi » 14 lut 2020, 17:08

Ta rozpoznawalność momentami drażniła wręcz Ushindiego. Coraz częściej łapał się na myśli, że fajnie byłoby być zwyczajnym lwiątkiem. Dodatkowo śmierć (domniemywana, ale on czuł niemal pewność, iż tak właśnie było) siostry uzmysłowiła mu, jak cennym mógł być nabytkiem dla jakichś niedobrych lewków. Poza tym obawiał się, iż gdy podrośnie, kompletnie pochłoną go sprawy reprezentowania u boku matki stada, a nie przepadał za sztywnością etyki królewskiej. Chciał fikać koziołki, nie obawiać się pobrudzić, zakochać w ładnej samicy a nie w tej dobrze sytuowanej. Oczywiście nikt nigdy mu nie wyjaśnił dostatecznie, na czym miałyby polegać jego książęce obowiązki i wszystko to sam sobie wmawiał, jednak kto wie, czy nie trafnie?
Uśmiechnął się koślawo do Malahira, czując nieco głupio. Kolejny samiec, który go skojarzył; kolejna persona znająca jego imię. A on? On zapamiętał go tylko jako piewcę złej nowiny o zaginięciu Sariny... Zrobiło mu się głupio, dawno już pojął, iż przecież zielonooka, młodsza kopia Radcy Jasira, nie byla niczemu winna. Mimo wszystko na dnie serduszka czasami wciąż powracał ten obraz - obraz ust starszego od niego lewka, wypowiadającego te cholernie nieprzyjemne słowa.
Słysząc pytanie ciemnogrzywego, odruchowo spojrzał w kierunku ogona. Podsunął go delikatniej łapką, tak, aby Malahir mógł ujrzeć, co też ze sobą za makabryczne trofeum przyciągnął Ushindi.
- Jestem niemal pewien, że to ogon Sariny... Znaleziony niedaleko wodopoju, który swoją drogą też chyba ktoś zatruł. Myślisz, że to jakiś zamach na nasze stado? - zagaił, przenosząc spojrzenie nieco nieobecnych ślepek na lica samca. Cóż, jako syn polityka zapewne wiedział dużo więcej na 'te tematy', aniżeli Ushindi, któremu jak na złość nikt niczego nie mówił. A może to on nie pytał dostatecznie głośno i nie był odpowiednio upierdliwy ze swoimi zapytaniami?

Awatar użytkownika
Malahir
Posłaniec
Posłaniec
Posty: 320
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 sty 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Waleczność: 55
Zręczność: 50
Percepcja: 45
Kontakt:

#5

Post autor: Malahir » 29 lut 2020, 11:29

On sam natomiast przyzwyczaił się do bycia niezauważalnym i tak właściwie nie bardzo mu to przeszkadzało. Pogodził się z tym, że prawdopodobnie jeszcze przez długi czas, jeśli nie przez całe życie będzie znany jedynie jako syn radcy. Kiedyś, jeszcze jako małe lwiątko, pragnął być w centrum uwagi. Chciał, żeby dorośli traktowali go poważnie, marzył o byciu zauważonym. W pewnym momencie jego życia diametralnie się to zmieniło. Prawdopodobnie w tym samym momencie, kiedy pogodził się wreszcie, że życie nie jest bajką i najczęściej nie jest sprawiedliwe. Jak również z tym, iż jego siostry prawdopodobnie nie żyją i powinien wreszcie porzucić nadzieję na ich odnalezienie. Ubocznym skutkiem była jego przemiana w milczącego, ponurego lwa w głębi duszy marzącego o zemście za krzywdy wobec jego rodziny. Lecz to lepsze niż złudna nadzieja... Prawda?
Wysłuchał słów młodszego samca, mimowolnie kierując swój wzrok na oderwany ogon owinięty stadnym medalionem i... No cóż, momentalnie wszelkie ślady dotychczasowego spokoju zniknęły. Zerwał się na równe łapy, podszedł bliżej i obwąchał kitkę, czując, że robi mu się niedobrze. Nie, żeby stronił od widoku krwi, czy też to pierwszy raz, gdy widział odgryziony ogon, kłopot w tym, że ten tutaj nie należał do zwierzyny, lecz do lwa. W dodatku takiego, którego oblicze był w stanie przywołać w pamięci. To wydawało mu się złe, nienaturalne. Tak nie powinno być. Dlatego też poczuł, że zbiera mu się na mdłości, a jednocześnie gdzieś w jego wnętrzu rozpala się płomień gniewu.
Zaklął pod nosem, odsuwając się gwałtownie.
- Ja... Przykro mi - zająknął się, spoglądając na księcia, nagle czując wobec samca nagły przypływ sympatii i zrozumienia. Wiedział, jak się czuł. W końcu sam stracił rodzinę. - Oczywiście, że tak! - wypalił po chwili, wyraźnie poirytowany w odpowiedzi na jego pytanie. - Sarina nie była pierwszą, która zaginęła. Ostatni raz widziałem swoje siostry, kiedy byłem młodszy od ciebie. Porwania, morderstwa a teraz też i zatruty wodopój? To nie może być przypadek! - mówił, krążąc nerwowo dookoła. Wreszcie usiadł, chłoszcząc jednak wściekle ziemię ogonem. - Nie jestem całkowicie pewien, ale odnoszę wrażenie, że to robota tego całego Wodza. Próbuje wszystkiego, żeby nas zniszczyć.

Awatar użytkownika
Ushindi
Król
Król
Posty: 609
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 10 lip 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
łowca 1
Łowca 1
zebra
Zebra
Waleczność: 52
Zręczność: 60
Percepcja: 40
Kontakt:

#6

Post autor: Ushindi » 02 mar 2020, 21:32

Jakaś drobna fala ulgi rozlała się po ciele nastolatka, gdy nieco starszy od niego samiec wysłuchał jego zwierzenia. Skromnego, co prawda, niemniej... i tak sporym wysiłkiem dla Ushindiego było wypowiedzenie tychże słów na głos. Póki czaiły się w odmętach domniemywań, niewypowiedziane; póki nie ujrzał reakcji potwierdzającej jego obaw; póki nie dotarło do niego, iż to dzieje się naprawdę - nie dopuszczał do siebie, jak mocno rzeczywistym był ten ogon, ten medalion, ten fakt, ta rozmowa, te wydarzenia. I chociaż tym nieszczególnie rozbudowanym wyznaniem doładował ciężarów na barki i tak już obciążonego mocno Malahira, sam poczuł jakoby dźwigał tego balastu odrobinkę mniej. Coś na kształt oczyszczenia - nie mogącego co prawda odjąć cierpień, jednak sprawiającego, iż te nie wydają się już tak mocno niemożliwymi do przetrwania.
Złotooki nie miał najmniejszego pojęcia, iż jego rozmówca znajduje się w dość podobnej sytuacji. Nie wiedział przecież, przynajmniej początkowo, o zniknięciu jego sióstr i brata, nie miał też pojęcia o matce. Jak to typowy gówniarz - nie wiedział niemal niczego o otaczającym go życiu. A może nieco za bardzo skupiał się na własnym bólu, przez co nie potrafił dostrzec uczuć i zmartwień innych? Chociaż odniósł przecież wrażenie, iż jego kompan płakał chwilę przed jego przybyciem...
- Och... - wyrwało się z młodej piersi ciche westchnienie, kiedy czarnogrzywy oświecił go choć troszkę we własnej, nieciekawej, sytuacji rodzinnej. Nie bardzo wiedziął, jak się zachować, wszak do tej pory był jedynym, który kogoś stracił. Momentalnie zrobiło mu się paskudnie głupio i przykro, wszak szczytem egoizmu było aż takie skupianie się na własnych cierpieniach. Pochylił pokornie głowę. - Przepraszam, nie wiedziałem... I do tego byłem dla ciebie niemiły, gdy powiedziałeś, że Sarina... że nie odszukaliście jej. Nie byłem zły na ciebie, tylko... rozżalony, że ona zniknęła, a cały świat miał prawo dalej istnieć... - dotarło to w końcu do niego. Chociaż bowiem JEGO świat zarwał się pod nawałem tej tragedii, wszelkie inne światy nadal miały prawo trwać w stanie nienaruszonym. A on? A on tego nie dostrzegał. Czuł, jak jego serce napełnia pogarda względem własnego egocentryzmu.
- Jak myślisz, jaki Wódz ma w tym cel? Nie rozumiem, dlaczego aż tak mu zależy na tym, żeby się nas pozbyć, przecież w niczym mu nie szkodzimy... - Jak widać młody umysł księcia wciąż krył w sobie spore porcje dziecięcej naiwności. Nie było mu łatwo uwierzyć, by na świecie istniały aż tak złe istoty - chociaż przecież przed jego nosem leżał odgryziony ogon jego rodzonej siostry...

Awatar użytkownika
Malahir
Posłaniec
Posłaniec
Posty: 320
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 sty 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Waleczność: 55
Zręczność: 50
Percepcja: 45
Kontakt:

#7

Post autor: Malahir » 22 mar 2020, 21:22

Trzeba przyznać, że słowa księcia wywołały w nim jakieś lekkie, bolesne ukłucie. Był świadom, iż młodszy nie miał na myśli niczego złego, lecz mimo wszystko... Nie wiedział. Jak wszyscy. Może i bardzo się mylił, ale Malahir od dłuższego już czasu odnosił nieprzyjemne wrażenie, że wszyscy ignorowali to, co działo się z jego rodziną. Nikt nie ruszył na poszukiwania Jojo. Nikt nie zwracał uwagi na to, że w pewnym momencie Tunu gdzieś zniknęła i nigdy nie wróciła. Nie zaszczycono nawet jedną wzmianką zniknięcia Sheili, czy jego matki. Po raz kolejny w swym życiu zielonooki poczuł to obrzydliwe uczucie niesprawiedliwości, budzące w nim głęboki, ponury gniew. W chwilach takich, jak te miał wrażenie, że cały świat się na niego uwziął, a Przodkowie z jakiegoś niewiadomego dla żyjących powodu się od niego odwrócili. Ciekawe, czy gdyby i on zginął, ktokolwiek by to zauważył? Pewnie nie. Przynajmniej póki nie potknęliby się o jego gnijące zwłoki.
Fuknął i kopnął łapą jakiś kamień, który wpadł z pluskiem do wody. Potem spojrzał na Ushindiego i nieco się uspokoił. Książę nie był niczemu winny. W końcu czuł się teraz tak samo. Tak samo było i wtedy, gdy zaginęła Sarina. Rozumiał, czemu tak na niego wtedy naskoczył, lecz z drugiej strony wciąż wspomnienie tamtych wydarzeń zostawiało mu jakiś gorzki posmak w pysku.
Westchnął i pokręcił głową.
- Nie przepraszaj, rozumiem to - powiedział, po czym uśmiechnął się krzywo. - W sumie lepiej, że byłeś niemiły a nie poszedłeś jej szukać, napadła cię jakaś banda i próbowała uwięzić, czy coś w tym stylu - rzucił, wspominając swą przygodę z Zafirem. Dopiero ostatnio w pełni zrozumiał, jak niebezpiecznie mogło się to skończyć. Choć z drugiej strony ilekroć sobie o tym przypomniał obiecywał sobie, że kiedyś tamtych znajdzie i jakoś się zemści.
Ponownie pokręcił głową i westchnął w odpowiedzi na pytanie samca.
- Nie wiem. Może chcą wywołać wojnę. Albo zwyczajnie nas osłabić. Niektórzy nie muszą mieć powodu, żeby kogoś skrzywdzić. Niektórzy... Po prostu są źli - odpowiedział krótko. Może nieco niezręcznie, ale sam nie bardzo wiedzieć, jak ująć to w słowa. - Ja... - urwał, patrząc na Ushindiego poważnie. Dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jak wiele ich łączy pomimo różnic. W końcu przeszli przez to samo. - Obiecuję, że oni wszyscy kiedyś za to zapłacą. Za to, co zrobili z moją rodziną i za to, co zrobili Sarinie - powiedział poważnie, z gniewnym błyskiem w ślepiach. Mówił całkiem serio. Wiele czasu spędził na rozmyślaniu nad tym, ile by dał za dorwanie osób odpowiedzialnych za te wszystkie krzywdy. Jak i o tym, co by im wtedy zrobił. Był pewien, że za niektóre z co brutalniejszych pomysłów na karę dla porywaczy spotkałyby się z dezaprobatą ze strony wielu lwioziemców, lecz z drugiej strony... W końcu tacy, jak oni jak najbardziej zasługiwali na cierpienie, prawda?

Awatar użytkownika
Ushindi
Król
Król
Posty: 609
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 10 lip 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
łowca 1
Łowca 1
zebra
Zebra
Waleczność: 52
Zręczność: 60
Percepcja: 40
Kontakt:

#8

Post autor: Ushindi » 26 mar 2020, 17:45

Ushindi nie miał najmniejszego pojęcia, jakie myśli błąkały się po głowie jego rozmówcy. Gdyby tylko miał jakieś pojęcie o tym, jak wiele nieprzyjemnych emocji wywołało palnięcie kilku słów, może rozegrałby to inaczej? Na pewno wyjaśniłby Malahirowi, skąd wziął się stan jego niewiedzy. Był szczylem. Prawdopodobnie ledwo opuścił łono matki, gdy zaginęła znaczna część rodzeństwa Malahira. Prawdopodobnie nie zdawał sobie nawet do końca sprawy, kim jest jego matka zważywszy na to, iż największa aktywność Shani dla stada przypada na okres, kiedy sam Ushindi jeszcze nie istniał. Sam również nie czuł się najlepiej z myślą, iż o śmierci Sariny wiedziało tak wielu ze względu na to, w jakiej rodzinie przyszła na świat - chociaż nawet w jej przypadku chyba tylko pozostała część rodzeństwa robiła cokolwiek, by dociec prawdy. Nawet książęce korzenie nie wystarczyły, by zaczęli cię szukać. Pewnego dnia ślad o Ushindim też zaginie i nikt nie dostrzeże jego zniknięcia - a ta wizja nieszczególnie mu przypadła do gustu. Nie chciał, aby całe rzesze ruszyły na ratunek jego osoby czy rozpamiętywały jego zniknięcie, niemniej... miło byłoby żyć ze świadomością, iż czasami ktoś z sympatią wspomni o tym, że kiedyś kroczyłeś po tym padole.
- Ja... Chciałem iść jej szukać. Byłem wściekły, że nikt mnie nie poparł. Na szczęście... - Tak. Chociaż wtedy był narwanym gówniarzem, dzisiaj był gówniarzem bardziej opanowanym, jakby odrobinkę bardziej pogodzonym. Wiedział, iż emocjami problemu nie rozwiąże, lecz potrzeba tu właśnie spokojnego, trzeźwego osądu. Spojrzał na Malahira z pewną wdzięcznością. Nie żywił do niego urazy, chociaż przecież miał ku temu powód.
I mogliby zaiste w nieskończoność rozpamiętywać niesprawiedliwość tego świata czy porównywać własne położenie (choć w takim zestawieniu Ushindi wychodziłby na nie lada szczęściarza), gdyby nie sprawy bardziej doczesne, teraźniejsze. Wódz. Dla Ushindiego wciąż ograniczał się do samych historii zasłyszanych od Kanclerza, rodziców bądź pozostałych członków stada. Sama postać zawładniętego żądzą władzy maniaka była dla młodego całkiem odległa, nieco jakby wręcz nierzeczywista.
- Niektórzy po prostu są źli - powtórzył głucho za starszym kolegą, marszcząc w zastanowieniu czoło. Tak, to jedno - jakże proste - zdanie idealnie podsumowywało wszelkie przemyślenia, które na ten temat kolekcjonował od dłuższego czasu. I chociaż nadal nie był w stanie pojąć takiego stanu rzeczy i zrozumieć podobnej postawy czuł, że z czasem dojrzeje i do tego.
Obietnica Malahira sprawiła, że z miejsca polubił go jeszcze bardziej. Pozwolił sobie nawet na bardzo nieśmiały uśmiech, zerkając kątem oka na ogon swojej siostry. Zaimponowało mu, iż w swoich dość niebezpiecznych planach samiec znalazł miejsce również dla tej maleńkiej męczennicy, której niedanym było nawet go jakoś bliżej poznać. A szkoda, świetny byłby z niego szwagier.
- Wiem, co masz na myśli - stwierdził, spojrzeniem złotych ślepi powracając na rejon facjaty rozmówcy. Niepotrzebnie Malahir przechodził z formy "ja" na tak mocno bezosobową. W końcu od początku wiadomo było, co konkretniejszego miał na myśli. - Daj mi nieco czasu. Podrosnę, nabiorę masy i ci pomogę. Stado... Stado zdaje się nie przejmować naszymi bliskimi, czasami mam wrażenie, że ich odejście jest dla nich całkiem obojętne skoro nie dotyczy ich bezpośrednio... - zauważył niegłośno, z pewnym rozgoryczeniem zakorzenionym w tonie swojego ogólnie miękkiego i przyjemnego dla ucha głosu. Chciał, aby Malahir wiedział, iż ma w nim wiernego druha i towarzysza, gotowego pójść u jego boku na być może samobójczą misję pomszczenia najbliższych. Dobrze, że nie było w pobliżu Raisy, Jasira czy Tiba. Na pewno średnio zadowoliłaby ich wizja tej dwójki napędzanej adrenaliną i żądzą zemsty, pchającej się na bolesną śmierć.

Awatar użytkownika
Malahir
Posłaniec
Posłaniec
Posty: 320
Gatunek: Lew afrykański
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 15 sty 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
Waleczność: 55
Zręczność: 50
Percepcja: 45
Kontakt:

#9

Post autor: Malahir » 05 kwie 2020, 10:48

Nie miał żalu do księcia. Chociaż trzeba przyznać, że w tamtym momencie porządnie się na niego wściekł teraz zrozumiał, iż nie powinien. Czy sam nie robił w przeszłości nawet większych głupot wiedziony troską o zaginione rodzeństwo i chęcią jego odnalezienia? Wciąż doskonale pamiętał ten dzień, kiedy wraz z bratem natknęli się na obcą bandę, która próbowała ich uwięzić. Oczywiście, że tego nie zapomniał, w końcu mimo wszystko było to dla niego pierwsze poważniejsze zderzenie z rzeczywistością. Po raz pierwszy dokładniej zrozumiał, jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać poza granicami Lwiej Ziemi. Dopiero teraz, gdy już nieco podrósł i dojrzał, w pełni zrozumiał jak niebezpieczna była ta sytuacja. Mogli wtedy zginąć. Jego samego emocje popchnęły do dużo bardziej nierozsądnego postępowania, a mimo to był wtedy zły na Ushindiego. A teraz strasznie było mu z tego powodu głupio.
- Nie powinienem się wtedy złościć... - powiedział po chwili, wbijając spojrzenie zielonych ślepi w oblicze młodszego samca. Skoro on zdecydował się na chwilę szczerości, tak i Malahir powinien uczynić to samo. Żeby w jakikolwiek sposób całą tę sytuację odkręcić, wyjaśnić, przekazać sobie nawzajem, czym każdy z nich się wtedy kierował. I zrozumieć się nawzajem, odrzucając to jedno, teraz z perspektywy czasu niewiele znaczące spięcie między nimi w niepamięć.
Pokiwał głową. Sam do końca nie rozumiał postawy "tych po prostu złych", no ale... No cóż, po prostu zaakceptował, że tacy istnieją. Wiedział o tym od małego, w końcu swego czasu matka ich o takich ostrzegała. I szczerze powiedziawszy nie tracił czasu na zagłębianie się zbytnio w te zagadnienia. Nie próbował ich zrozumieć. Źli po prostu byli źli i tyle. Za swoje postępowanie powinni ponieść karę, nie zasługiwali na chociażby i próby zrozumienia. Co prawda gdzieś w głębi duszy czuł, że to wszystko nie jest takie proste, niemniej... No cóż, tak jest prościej i jaśniej, po co więc miał to wszystko sobie dla siebie dodatkowo komplikować?
Odwzajemnił uśmiech rozmówcy, czując nagły przypływ sympatii względem Ushindiego. W jednej chwili przestał w jego oczach być księciem, dzieciakiem, który stracił siostrę, młodszym kolegą, czy też przestał wpasowywać się w jakąkolwiek inną kategorię w której wcześniej o nim myślał. Zamiast tego stał się kimś więcej. Kimś, kto prawdopodobnie jako jedyny w stadzie go rozumie i jest gotowy go poprzeć. Malahir nagle poczuł się lepiej. Już nie był sam w swoim postanowieniu, ani w chęci zemsty. Ta myśl dodała mu otuchy.
- Dziękuję - powiedział po prostu. Poparcie młodszego samca tak wiele dla niego znaczyło, że nie potrafił nawet ubrać tego w słowa. - Dobrze jest wiedzieć, że ktoś cię popiera. Przygotowania zajmą nieco czasu, to oczywiste. Ale... Ktoś musi wymierzyć im sprawiedliwość. A jeśli inni się do tego nie kwapią...
Oj tak, jego ojciec z całą pewnością nie byłby zadowolony z jego planów. Malahir gdzieś w głębi duszy wiedział, jak niebezpieczny może się okazać ten plan zemsty i jak tragicznie może się to skończyć. Jednak w jego mniemaniu lepiej było zginąć, próbując niż nie robić nic.

Awatar użytkownika
Ushindi
Król
Król
Posty: 609
Gatunek: Lew
Płeć: Samiec
Data urodzenia: 10 lip 2019
Specjalizacja:
wpjownik 1
Wojownik 1
łowca 1
Łowca 1
zebra
Zebra
Waleczność: 52
Zręczność: 60
Percepcja: 40
Kontakt:

#10

Post autor: Ushindi » 08 cze 2020, 14:44

@Malahir , najmocniej Cię przepraszam - zarówno za czas, jak i jakość, bo trudno po takim czasie mi się znowu wstrzelić D:

Mądry lewek po szkodzie, chciałoby się rzec. Ushindi, jako ten młodszy, niekoniecznie nawet w pełni zdawał sobie sprawę z możliwych konsekwencji swoich czynów. Pałętał się w okolicy zatrutego wodopoju, gdzie znalazł ogon siostry - a przecież sprawcy jednego lub drugiego czynu (bądź oby dwóch nawet!) mogli znajdować się w okolicy i tylko czekać na podobną okazję. Prawdopodobnie kiedyś i to do niego w pełni dotrze.
Słysząc coś na kształt wyznania padającego z pyska zielonookiego, uśmiechnął się smętnie pod nosem i skinął łbem, szeptem powtarzając, że i on nie powinien się złościć. Emocje. Zdradliwe to-to i nierzadko stanowiące cierń u poduszki łapy.
Słysząc podziękowanie ze strony starszego towarzysza (którego też nie do końca rozumiał, wszak uznał swoje podejście za całkiem naturalne oraz niewymagające wdzięczności, jednakże starał się postawić na miejscu kompana i spróbować pojąć sytuację oraz emocje Malahira) spojrzał nań spokojnie i uśmiechnął raz jeszcze - życzliwie, chociaż pewna namiastka goryczy skryła się zdradziecko w tymże grymasie. Zdecydowanie wolałby, żeby zielonooki podziękował mu za podzielenie się posiłkiem czy opowiedzenie zabawnego dowcipu. Nieczęsto jednak dostaje się od losu to, czego się pragnie. Do większości trzeba dojść samodzielnie. A mając u boku kogoś, kto stanowi ci oparcie, jest w tej walce o wiele przyjemniej oraz raźniej.
- Nie masz za co mi dziękować. Cieszę się, że będę mógł ci pomóc, to nagroda sama w sobie - odparł początkowo, skłoniwszy czerepem. Po prawdzie to pewnie on powinien podziękować synowi Jasira, iż pozwolił mu dołączyć do tej swoistej batalii. Nawet, jeśli była to walka ich dwóch przeciwko całemu światu.
- Rozumiem. Masz jakiś pomysł, od czego moglibyśmy zacząć? Ostre treningi siłowe, kondycyjne? - Wstyd przyznać, ale Ushindi kompletnie się na tym wszystkim nie znał... W końcu nie miał ojca, który by czegokolwiek go nauczył. A matka była wiecznie zajęta. Ciekawe, czy Malahir miał więcej szczęścia? Może był - zwyczajnie - bardziej doświadczony i sprytniejszy?

Odpowiedz

Wróć do „Zakończone”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość