x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Królewska Krew [Ushindi, Visenya]
- Visenya
- Posty: 133
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Specjalizacja:

- Zdrowie: 100
- Waleczność: 35
- Zręczność: 65
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Królewska Krew [Ushindi, Visenya]
Akcja dzieje się podczas drogi z ziem południa pod drzewo życia na Lwiej Ziemi. Młodsza część grupki została trochę w tyle za resztą.
Szła z coraz to większym trudem, po prostu najzwyczajniej w świecie czuła się nieco zmęczona i znużona zwłaszcza, że w lesie namorzynowym też nie najlepiej sypiała i mało odpoczywała. Jej zmęczone łapy zwalniały z każdym krokiem i nawet informacja, że znajdują się blisko celu nie była wystarczającą zachętą. Visenya bujała się z boku na bok odpędzając od siebie kitą natrętne robactwo, które znalazło sobie w niej bezpieczny transport. Nadal zastanawiała się, czy dobrze postąpiła decydując się na tę wycieczkę i czy aby na pewno dobrze, że powiedziała więcej niż powinna. Mimo mieszanych uczuć względem sytuacji nie potrafiła nie być szczera wobec złotookiego samczyka. Odnosiła wrażenie, że nie traktują jej poważnie na równi ze sobą, a jak zwykłe małe lwiątko, którym dawno już nie była. Rozmiarami zbliżała się do typowej lwicy, ale widocznie to nadal za mało dla Lwioziemców. Wypuściła nosem strużkę powietrza, któremu towarzyszyło charakterystyczne świszczenie.
@Ushindi hindi
Szła z coraz to większym trudem, po prostu najzwyczajniej w świecie czuła się nieco zmęczona i znużona zwłaszcza, że w lesie namorzynowym też nie najlepiej sypiała i mało odpoczywała. Jej zmęczone łapy zwalniały z każdym krokiem i nawet informacja, że znajdują się blisko celu nie była wystarczającą zachętą. Visenya bujała się z boku na bok odpędzając od siebie kitą natrętne robactwo, które znalazło sobie w niej bezpieczny transport. Nadal zastanawiała się, czy dobrze postąpiła decydując się na tę wycieczkę i czy aby na pewno dobrze, że powiedziała więcej niż powinna. Mimo mieszanych uczuć względem sytuacji nie potrafiła nie być szczera wobec złotookiego samczyka. Odnosiła wrażenie, że nie traktują jej poważnie na równi ze sobą, a jak zwykłe małe lwiątko, którym dawno już nie była. Rozmiarami zbliżała się do typowej lwicy, ale widocznie to nadal za mało dla Lwioziemców. Wypuściła nosem strużkę powietrza, któremu towarzyszyło charakterystyczne świszczenie.
@Ushindi hindi
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Ushindi z całą pewnością nie chciał, aby @Visenya czuła się tak, jakby traktowano ją jako małego dzieciaka. Sam wciąż pamiętał, jak mocno drażniło go podobne zachowanie w stosunku do niego (nasilone jeszcze tym, iż przyszedł na świat w królewskiej rodzinie - a więc Tib dbał o niego, jakby był złotym jajeczkiem o bardzo kruchej skorupce). Jednak nie zawsze chęci wystarczą - czasami i tak zachowujemy się w sposób, który inni odbierają niekoniecznie tak, jak byśmy chcieli.
Widząc jednak, jak młodsza od niego samica słania się na łapach, trącił ją delikatnie w bok.
- Chcesz się wesprzeć? Albo może wykorzystać mnie w ramach przewoźnika? - rzucił wesoło, uśmiechając się do szkarłatnookiej przyjaźnie. Nie chciał, aby odebrała jego słowa tak, jakoby uważał ją za słabszą. Złotookim bowiem kierowała zwyczajna troska o zdrowie samiczki. Nie miał pojęcia, jak wiele kilometrów mogła pokonać przed spotkaniem nad Płonącymi Wodami, tak więc mógł założyć, że miała prawo odczuwać zmęczenie. A zakwasy... no, nie są niczym przyjemnym.
Widząc jednak, jak młodsza od niego samica słania się na łapach, trącił ją delikatnie w bok.
- Chcesz się wesprzeć? Albo może wykorzystać mnie w ramach przewoźnika? - rzucił wesoło, uśmiechając się do szkarłatnookiej przyjaźnie. Nie chciał, aby odebrała jego słowa tak, jakoby uważał ją za słabszą. Złotookim bowiem kierowała zwyczajna troska o zdrowie samiczki. Nie miał pojęcia, jak wiele kilometrów mogła pokonać przed spotkaniem nad Płonącymi Wodami, tak więc mógł założyć, że miała prawo odczuwać zmęczenie. A zakwasy... no, nie są niczym przyjemnym.
- Visenya
- Posty: 133
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Specjalizacja:

- Zdrowie: 100
- Waleczność: 35
- Zręczność: 65
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Naprawdę zrobiło jej się raźniej, gdy dołączył do niej właśnie Ushindi i zainteresował się jej zmęczeniem i owszem była słabsza niż przeciętniak. Wszystko to przez chuchanie i dmuchanie na nią za każdym razem przez ciocię, za którą naprawdę tęskniła. Fedha okazała jej tyle czułości i ciepła, że naprawdę dziwnie się było bez tego obchodzić. Początkowo zawstydziła się, ale uznała, że nie warto się przemęczać. Uśmiechnęła się więc promiennie i zatrzymała na chwilkę.
- Naprawdę mogłabym na tobie jechać? Ciocia gdy uciekałam tak właśnie ze mną wracała do domu. - rzekła, wspominając dawne niesforne i problematyczne zapędy.
- Naprawdę mogłabym na tobie jechać? Ciocia gdy uciekałam tak właśnie ze mną wracała do domu. - rzekła, wspominając dawne niesforne i problematyczne zapędy.
Ostatnio zmieniony 07 gru 2020, 21:28 przez Visenya, łącznie zmieniany 1 raz.
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Roześmiał się cicho, kiedy wspomniała o ucieczkach. Troszkę jej tego zazdrościł. Samemu nigdy nie starczyło mu odwagi, aby opuścić Lwią Ziemię. I kto tutaj miał większe cojones? W sumie... Pierwszy raz w życiu znajdował się tak daleko od domu - zakładając, że w dobie nieprzychylnych wydarzeń wciąż mógł tak mówić o miejscach, które całkiem niedawno opuścili.
- Pewnie, nie krępuj się. Może nie przypominam lwicy, ale przynajmniej masz się za co złapać, w razie czego - rzucił wesoło, trzepiąc nieco łbem, na skutek czego wciąż nieco skromniejsza z racji na wiek grzywa zafalowała delikatnie targana podmuchem. Ugiął nieco łapy w stawach, by ułatwić jej dostanie się na swój grzbiet. Może nie była od niego wiele mniejsza - jednak czy lew nie jest w stanie w ten sposób przetransportować nawet lwicę własnych rozmiarów? - Następny postój - Lwia Ziemia - zawołał wesoło.
/ btw nie powinienes mieć na niej 120 stat już?
- Pewnie, nie krępuj się. Może nie przypominam lwicy, ale przynajmniej masz się za co złapać, w razie czego - rzucił wesoło, trzepiąc nieco łbem, na skutek czego wciąż nieco skromniejsza z racji na wiek grzywa zafalowała delikatnie targana podmuchem. Ugiął nieco łapy w stawach, by ułatwić jej dostanie się na swój grzbiet. Może nie była od niego wiele mniejsza - jednak czy lew nie jest w stanie w ten sposób przetransportować nawet lwicę własnych rozmiarów? - Następny postój - Lwia Ziemia - zawołał wesoło.
/ btw nie powinienes mieć na niej 120 stat już?
- Visenya
- Posty: 133
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Specjalizacja:

- Zdrowie: 100
- Waleczność: 35
- Zręczność: 65
- Percepcja: 51
- Kontakt:
// bardzo możliwe, haha jutro ogarnę
Nie wiedziała co działo się aktualnie na Lwiej Ziemi, nie wiedziała jak to jest na niej dorastać i wychowywać się widząc każdego dnia te piękne tereny. Nie żeby tereny Szkarłatnych jej się nie podobały, ale Lwia Ziemia była legendarną siedzibą jej przodków. Choć nigdy nie zagrzała tam miejsca na dłużej była pewna, że to kraina płynąca dobrodziejstwami natury, radością i dobrymi kontaktami w stadzie. Chociaż różnie się o nich mówiło ona uważała inaczej, bo po co w innym wypadku jej matka tak zawzięcie walczyłaby o to miejsce.
- Super, nigdy nie jechałam na lwie! - rzuciła podekscytowana i gdy tylko nowy znajomy umożliwił jej wspięcie się na jego grzbiet zrobiła to bez większych problemów. Głową zwiesiła z lewej strony jego silnych ramion i wtuliła prawy polik w rozwijającą się grzywę. Zawsze o takiej marzyła, ale no niestety Przodkowie jej nią nie obdarzyli co uważała za bardzo niesprawiedliwe.
- To może głupie, ale opowiedziałbyś mi więcej o tym miejscu, o jego mieszkańcach... i o sobie? - nie chciała być znowu natrętna i wścibska, ale jej ciekawość była chyba uzasadniona, w końcu zamierza tam na jakiś czas osiąść, a z Ushindim na pewno nie będzie tak źle jak mówią u Szkarłatnych.
Nie wiedziała co działo się aktualnie na Lwiej Ziemi, nie wiedziała jak to jest na niej dorastać i wychowywać się widząc każdego dnia te piękne tereny. Nie żeby tereny Szkarłatnych jej się nie podobały, ale Lwia Ziemia była legendarną siedzibą jej przodków. Choć nigdy nie zagrzała tam miejsca na dłużej była pewna, że to kraina płynąca dobrodziejstwami natury, radością i dobrymi kontaktami w stadzie. Chociaż różnie się o nich mówiło ona uważała inaczej, bo po co w innym wypadku jej matka tak zawzięcie walczyłaby o to miejsce.
- Super, nigdy nie jechałam na lwie! - rzuciła podekscytowana i gdy tylko nowy znajomy umożliwił jej wspięcie się na jego grzbiet zrobiła to bez większych problemów. Głową zwiesiła z lewej strony jego silnych ramion i wtuliła prawy polik w rozwijającą się grzywę. Zawsze o takiej marzyła, ale no niestety Przodkowie jej nią nie obdarzyli co uważała za bardzo niesprawiedliwe.
- To może głupie, ale opowiedziałbyś mi więcej o tym miejscu, o jego mieszkańcach... i o sobie? - nie chciała być znowu natrętna i wścibska, ale jej ciekawość była chyba uzasadniona, w końcu zamierza tam na jakiś czas osiąść, a z Ushindim na pewno nie będzie tak źle jak mówią u Szkarłatnych.
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Zaśmiał się serdecznie, słysząc entuzjazm w głosie Vis. Odczekał grzecznie, aż usadowiła się wygodnie, chociaż dotyk jej pyszczka w okolicy policzka w pierwszej chwili nieco go zakłopotał. To nic gorszącego, Ushindi. Tak łatwiej utrzymać jej równowagę, przekonywał sam siebie w myślach. Przecież @Visenya, chociaż piękna i wyjątkowo dzielna, z pewnością była dla niego zbyt młodą. Zresztą doskonale wiedział o tym, że tam, na terenie Lwiej Ziemi, pozostawił swoją narzeczoną i wiele by dał, by jak najszybciej do niej powrócić.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz, Vis...enyo - poprawił się szybko, wszak nie był pewien, czy mógł sobie pozwolić na zdrabnianie jej imienia. W końcu znali się raptem chwilkę, a nie każdy lubił aż takie spoufalanie się - i to od "pierwszego wejrzenia". Gdy poczuł, iż wiśniowa wygodnie się już umościła, podniósł się ostrożnie i powoli, żeby nie zafundować swojej pasażerce jakichkolwiek niewygód.
Ruszył niespiesznie, stawiając łapy wyjątkowo ostrożnie. Nie, nie dlatego by siebie nie zranić - ale by nie postawić którejś z nich nieuważnie i nierówno, tym samym skazując Vis na pewne turbulencje. W sumie chyba pierwszy raz w życiu przemieszczał się z aż taką lekkością, elegancko i wdzięcznie, jakoby sunął ponad podłożem.
- Pewnie, mamy jeszcze nieco czasu, chętnie coś opowiem. W końcu nikt nie chciałby pójść w nieznane, to może przerażać. Jesteś dzielna, wiesz? Żyłaś tam całkiem sama? Ale... Ach, wybacz - zreflektował się szybko, śmiejąc cicho pod nosem i niezbyt intensywnie, żeby nie trzepać za mocno łbem. Tak, tak, nieco nerwowy był to odruch. - Lwia Ziemia jest bardzo żyzna, nasze stado ma w posiadaniu rozległy las, ogromną sawannę pełną chowających się wśród traw zwierząt oraz wodopój, o przyjemnie orzeźwiającej wodzie. Punkt centralny naszych ziem to Lwia Skała, miejsce, gdzie znajdują się jaskinie, będące naszymi domami. Tam też odbywają się różne ceremonie czy stadne obrady - mówił, zaczynając wesoło i ochoczo, z czasem jednak w jego głosie dało się wyczuć pewną nostalgię. - Przynajmniej było tak do niedawna, póki nie pojawiła się nieprzyjazna banda i nie przegoniła nas z Lwiej Skały... Pewnie wiesz, jak to jest stracić dom? - spytał, lecz nim zdążyła odpowiedź kontynuował, nieco już poważniej i pewniej: - Nie wiem, co mógłbym opowiedzieć o sobie, widzisz... Jakoś trudno mi to przychodzi. Jestem synem Raisy i Thanatosa, jednym z czwórki pośród miotu. Posiadam dwóch braci i siostrę... - Na razie o Sarinie nie wspomniał, co nie znaczyło bynajmniej, że o niej zapomniał.
Pewnie gdyby nie otwarta postawa Tiba i zaproponowanie młódce azylu - nie udzielałby jej informacji aż tak chętnie. Jednak skoro uchodziła już - w jakiejś chociaż mierze - za jedną z nich uznał zwyczajnie, że na to zasługiwała. Zresztą lada moment i tak dowiedziałaby się przecież tego wszystkiego.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz, Vis...enyo - poprawił się szybko, wszak nie był pewien, czy mógł sobie pozwolić na zdrabnianie jej imienia. W końcu znali się raptem chwilkę, a nie każdy lubił aż takie spoufalanie się - i to od "pierwszego wejrzenia". Gdy poczuł, iż wiśniowa wygodnie się już umościła, podniósł się ostrożnie i powoli, żeby nie zafundować swojej pasażerce jakichkolwiek niewygód.
Ruszył niespiesznie, stawiając łapy wyjątkowo ostrożnie. Nie, nie dlatego by siebie nie zranić - ale by nie postawić którejś z nich nieuważnie i nierówno, tym samym skazując Vis na pewne turbulencje. W sumie chyba pierwszy raz w życiu przemieszczał się z aż taką lekkością, elegancko i wdzięcznie, jakoby sunął ponad podłożem.
- Pewnie, mamy jeszcze nieco czasu, chętnie coś opowiem. W końcu nikt nie chciałby pójść w nieznane, to może przerażać. Jesteś dzielna, wiesz? Żyłaś tam całkiem sama? Ale... Ach, wybacz - zreflektował się szybko, śmiejąc cicho pod nosem i niezbyt intensywnie, żeby nie trzepać za mocno łbem. Tak, tak, nieco nerwowy był to odruch. - Lwia Ziemia jest bardzo żyzna, nasze stado ma w posiadaniu rozległy las, ogromną sawannę pełną chowających się wśród traw zwierząt oraz wodopój, o przyjemnie orzeźwiającej wodzie. Punkt centralny naszych ziem to Lwia Skała, miejsce, gdzie znajdują się jaskinie, będące naszymi domami. Tam też odbywają się różne ceremonie czy stadne obrady - mówił, zaczynając wesoło i ochoczo, z czasem jednak w jego głosie dało się wyczuć pewną nostalgię. - Przynajmniej było tak do niedawna, póki nie pojawiła się nieprzyjazna banda i nie przegoniła nas z Lwiej Skały... Pewnie wiesz, jak to jest stracić dom? - spytał, lecz nim zdążyła odpowiedź kontynuował, nieco już poważniej i pewniej: - Nie wiem, co mógłbym opowiedzieć o sobie, widzisz... Jakoś trudno mi to przychodzi. Jestem synem Raisy i Thanatosa, jednym z czwórki pośród miotu. Posiadam dwóch braci i siostrę... - Na razie o Sarinie nie wspomniał, co nie znaczyło bynajmniej, że o niej zapomniał.
Pewnie gdyby nie otwarta postawa Tiba i zaproponowanie młódce azylu - nie udzielałby jej informacji aż tak chętnie. Jednak skoro uchodziła już - w jakiejś chociaż mierze - za jedną z nich uznał zwyczajnie, że na to zasługiwała. Zresztą lada moment i tak dowiedziałaby się przecież tego wszystkiego.
- Visenya
- Posty: 133
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Specjalizacja:

- Zdrowie: 100
- Waleczność: 35
- Zręczność: 65
- Percepcja: 51
- Kontakt:
- Jeśli chcesz możesz mówisz do mnie Vis, Ushi. - nie rozumiała dlaczego cały czas traktował ją w tak dziwny sposób, była bliska młodości, a znowu poczuła się jak lwiątko.
Faktycznie może dojrzałość fizyczna nie równała się mentalnej, ale i tak uważała się za lwiczkę prawie dorosłą, szybko przyszło jej się uczyć i zaznać straty, a zaraz potem zamierzano wykorzystać jej osobę do zamachu. Jak później się zaczęła domyślać chodziło tylko o usunięcie pretendentki na tron po ojcu, bolało ją to jak wiele dla władzy była w stanie zrobić jej prawdziwa rodzina od strony ojca, którego nawet nie zdołała poznać. Ciotkę Nuzirę wspominała bardzo dobrze chociaż przykro jej było, gdy widziała jak ona traktuje Fedhę i jej potomstwo. Widocznie tak miało być... Później zjawiła się na Lwiej Ziemi, ale ostatecznie zdecydowała udać się na południe i tak poszukać jakiejś części swojej przeszłości, matki.
- Tak, co prawda nie jakoś specjalnie długo. Może kilka tygodni... nie wiem dokładnie w samotności czas płynie inaczej to nie to co życie w stadzie, nawet jeśli traktują cię jak młodą roślinkę pośród stada roślinożerców. - machnęła ogonem, dotykając boku Ushindiego, było to dla niej nieco zabawne, ale szybko zaprzestała by nie rozpraszać swojego przewoźnika.
Z kolejnymi słowami przekonywała się, że wszyscy w Szkarłatnych Grzywach byli w wielkim błędzie tak surowo oceniając Lwią Ziemię i jej mieszkańców. Nadal nie rozumiała dlaczego obie strony nie zażegnały wieloletniego konfliktu jak na dorosłych przystało tylko zachowywali się jak dzieci tocząc wojny, nawet nie otwarte jak teraz. Rozmarzyła się, wyobrażając sobie piękną sawannę i dobrze znany sobie wodopój. Nagle jednak coś się zmieniło.
- To dlatego poszukujecie Berghi, prawda? Nie dajecie sobie rady albo chcieliście żeby zajęła się brudną robotą pokonując tę bandę? - nie mówiła tego z oburzeniem, a z smutkiem i żalem do samej siebie i do matki, której nigdy nie zapyta o to dlaczego postępowała tak, a nie inaczej skoro chciała zjednać dwie strony raz na zawsze.
- Straciłam więcej niż dom... straciłam... - pociągnęła nosem, nie płakała chociaż zapewne miałaby ochotę, ale wiedziała iż nic to już nie zmieni, a do tego co było niekoniecznie warto wracać w całości. - Ja nie mam nawet rodzeństwa, nigdy go nie miałam. - zrezygnowany ton głosu pokazał jak bardzo czuła się samotna, mimo iż teraz w teorii znalazła sobie nowy dom i lewek jej towarzyszył. Nadal będzie samotna, ale teraz otaczać będą ją obce lwy.
@Ushindi
Faktycznie może dojrzałość fizyczna nie równała się mentalnej, ale i tak uważała się za lwiczkę prawie dorosłą, szybko przyszło jej się uczyć i zaznać straty, a zaraz potem zamierzano wykorzystać jej osobę do zamachu. Jak później się zaczęła domyślać chodziło tylko o usunięcie pretendentki na tron po ojcu, bolało ją to jak wiele dla władzy była w stanie zrobić jej prawdziwa rodzina od strony ojca, którego nawet nie zdołała poznać. Ciotkę Nuzirę wspominała bardzo dobrze chociaż przykro jej było, gdy widziała jak ona traktuje Fedhę i jej potomstwo. Widocznie tak miało być... Później zjawiła się na Lwiej Ziemi, ale ostatecznie zdecydowała udać się na południe i tak poszukać jakiejś części swojej przeszłości, matki.
- Tak, co prawda nie jakoś specjalnie długo. Może kilka tygodni... nie wiem dokładnie w samotności czas płynie inaczej to nie to co życie w stadzie, nawet jeśli traktują cię jak młodą roślinkę pośród stada roślinożerców. - machnęła ogonem, dotykając boku Ushindiego, było to dla niej nieco zabawne, ale szybko zaprzestała by nie rozpraszać swojego przewoźnika.
Z kolejnymi słowami przekonywała się, że wszyscy w Szkarłatnych Grzywach byli w wielkim błędzie tak surowo oceniając Lwią Ziemię i jej mieszkańców. Nadal nie rozumiała dlaczego obie strony nie zażegnały wieloletniego konfliktu jak na dorosłych przystało tylko zachowywali się jak dzieci tocząc wojny, nawet nie otwarte jak teraz. Rozmarzyła się, wyobrażając sobie piękną sawannę i dobrze znany sobie wodopój. Nagle jednak coś się zmieniło.
- To dlatego poszukujecie Berghi, prawda? Nie dajecie sobie rady albo chcieliście żeby zajęła się brudną robotą pokonując tę bandę? - nie mówiła tego z oburzeniem, a z smutkiem i żalem do samej siebie i do matki, której nigdy nie zapyta o to dlaczego postępowała tak, a nie inaczej skoro chciała zjednać dwie strony raz na zawsze.
- Straciłam więcej niż dom... straciłam... - pociągnęła nosem, nie płakała chociaż zapewne miałaby ochotę, ale wiedziała iż nic to już nie zmieni, a do tego co było niekoniecznie warto wracać w całości. - Ja nie mam nawet rodzeństwa, nigdy go nie miałam. - zrezygnowany ton głosu pokazał jak bardzo czuła się samotna, mimo iż teraz w teorii znalazła sobie nowy dom i lewek jej towarzyszył. Nadal będzie samotna, ale teraz otaczać będą ją obce lwy.
@Ushindi
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Cóż, możliwe, że w Vis ujrzał coś na kształt młodszej siostry; kogoś, kto mu imponował, lecz jednocześnie wzbudzał w nim pewne poczucie odpowiedzialności. Zresztą... Ushindi to dobry chłopak, może czasami faktycznie przesadzał i był przewrażliwiony, niemniej... Dla swoich przyjaciół wszystko, co najlepsze, czyż nie?
- Dobrze, Vis - odparł lekkim tonem, uśmiechając się - czego prawdopodobnie nie zobaczyła, ale może poczuła, skoro znajdowała się tak blisko odpowiedzialnych za ten grymas partii mięśniowych?
Słuchał uważnie jej słów, nie przerywając ani słowem. Powoli układał sobie obraz tego, przez co przejść mogła @Visenya - nawet, jeśli niektóre kwestie przemilczała, co rozumiał doskonale. Niedawny uśmiech powoli znikał z pyska, ustępując miejsca już nie tylko trosce, lecz pewnej odmianie smutku - tej konkretnej, gdy czyjeś krzywdy i nam zadają cierpienie. Nie zasługiwała na to, by być samotna. By stracić dom i... rodzinę? Tak podejrzewał. Nie kontynuowała zaś tematu, a on nie chciał naciskać. Po co miała to przeżywać znowu? W końcu już samo to, że zmusił ją do wspomnień, nie było niczym dobrym. Nie zamierzał rozgrzebywać więcej ran - nie wiedział przecież, że rozmowa o Berghi może być właśnie drażnieniem jednej z blizn.
- Cóż... - westchnął, nie wiedząc, jak kontynuować temat misji, która przywiała Lwioziemców na teren dawnego KKB. - Będę z tobą szczery, bo uważam, że na to zasługujesz - mówił niezbyt głośno, jakby obawiając się, że Tib usłyszy i się wkurzy. - Nie ma pewności, czy te zmory nie sięgną łapy po inne ciekawe kąski Krainy. Strony, w których zamieszkiwało Królestwo Końca Burzy, było wyjątkowo atrakcyjne, nie wiadomo więc, czy i tam by nie zawitały. Więc potencjalnie jest to nasz wspólny wróg. Może więc warto pomyśleć o zażegnaniu dawnych konfliktów w imię walki z o wiele potężniejszym rywalem... Jednak, cóż, jak sama wiesz, chyba nie mamy szczęścia. Stado widocznie wyemigrowało i nie mamy pojęcia, gdzie ich szukać. I nie, nie chodzi o brudną robotę. Wbrew temu, co u nas mówią, my też potrafimy ubrudzić łapy, jeśli chodzi o dobro i bezpieczeństwo naszych bliskich - mówił spokojnie, nie mając ani krztyny żalu do Vis o to, w jaki sposób przedstawiła zagadnienie. Faktycznie można było odnieść takie wrażenie, ba, sam Ushindi nawet przez krótką chwilę zastanawiał się, czy plan Tiba nie ma drugiego dna. Ufał jednak Kanclerzowi na tyle, że szybko odgonił te myśli, ganiąc się za to, iż w ogóle dopuścił do ich pojawienia się.
- Rozumiem, Vis. Przykro mi z powodu twojej straty - rzekł szczerze, poruszając łebkiem tak, by potrzeć nieco przylegający gdzieś tam do niego policzek samicy, chcąc zapewne dodać jej nieco otuchy. - Wiem, że w takich chwilach nie ma dobrych pocieszeń, ale... też miałem kiedyś dwie siostry. Wiem, że strata stracie nierówna i pewnie utrata jednej bliskiej osoby nie może równać się twoim doświadczeniom, chcę jednak, żebyś wiedziała, że w jakiejś mierze wiem, jak to jest czuć żal, złość, gniew na otaczający świat.
Nigdy nie był dobrym w pocieszaniu innych. Czuł się nieco niewygodnie w sytuacji, kiedy komuś w jego otoczeniu było smutno - zwłaszcza, gdy nie był w stanie temu jakkolwiek zaradzić.
- Dobrze, Vis - odparł lekkim tonem, uśmiechając się - czego prawdopodobnie nie zobaczyła, ale może poczuła, skoro znajdowała się tak blisko odpowiedzialnych za ten grymas partii mięśniowych?
Słuchał uważnie jej słów, nie przerywając ani słowem. Powoli układał sobie obraz tego, przez co przejść mogła @Visenya - nawet, jeśli niektóre kwestie przemilczała, co rozumiał doskonale. Niedawny uśmiech powoli znikał z pyska, ustępując miejsca już nie tylko trosce, lecz pewnej odmianie smutku - tej konkretnej, gdy czyjeś krzywdy i nam zadają cierpienie. Nie zasługiwała na to, by być samotna. By stracić dom i... rodzinę? Tak podejrzewał. Nie kontynuowała zaś tematu, a on nie chciał naciskać. Po co miała to przeżywać znowu? W końcu już samo to, że zmusił ją do wspomnień, nie było niczym dobrym. Nie zamierzał rozgrzebywać więcej ran - nie wiedział przecież, że rozmowa o Berghi może być właśnie drażnieniem jednej z blizn.
- Cóż... - westchnął, nie wiedząc, jak kontynuować temat misji, która przywiała Lwioziemców na teren dawnego KKB. - Będę z tobą szczery, bo uważam, że na to zasługujesz - mówił niezbyt głośno, jakby obawiając się, że Tib usłyszy i się wkurzy. - Nie ma pewności, czy te zmory nie sięgną łapy po inne ciekawe kąski Krainy. Strony, w których zamieszkiwało Królestwo Końca Burzy, było wyjątkowo atrakcyjne, nie wiadomo więc, czy i tam by nie zawitały. Więc potencjalnie jest to nasz wspólny wróg. Może więc warto pomyśleć o zażegnaniu dawnych konfliktów w imię walki z o wiele potężniejszym rywalem... Jednak, cóż, jak sama wiesz, chyba nie mamy szczęścia. Stado widocznie wyemigrowało i nie mamy pojęcia, gdzie ich szukać. I nie, nie chodzi o brudną robotę. Wbrew temu, co u nas mówią, my też potrafimy ubrudzić łapy, jeśli chodzi o dobro i bezpieczeństwo naszych bliskich - mówił spokojnie, nie mając ani krztyny żalu do Vis o to, w jaki sposób przedstawiła zagadnienie. Faktycznie można było odnieść takie wrażenie, ba, sam Ushindi nawet przez krótką chwilę zastanawiał się, czy plan Tiba nie ma drugiego dna. Ufał jednak Kanclerzowi na tyle, że szybko odgonił te myśli, ganiąc się za to, iż w ogóle dopuścił do ich pojawienia się.
- Rozumiem, Vis. Przykro mi z powodu twojej straty - rzekł szczerze, poruszając łebkiem tak, by potrzeć nieco przylegający gdzieś tam do niego policzek samicy, chcąc zapewne dodać jej nieco otuchy. - Wiem, że w takich chwilach nie ma dobrych pocieszeń, ale... też miałem kiedyś dwie siostry. Wiem, że strata stracie nierówna i pewnie utrata jednej bliskiej osoby nie może równać się twoim doświadczeniom, chcę jednak, żebyś wiedziała, że w jakiejś mierze wiem, jak to jest czuć żal, złość, gniew na otaczający świat.
Nigdy nie był dobrym w pocieszaniu innych. Czuł się nieco niewygodnie w sytuacji, kiedy komuś w jego otoczeniu było smutno - zwłaszcza, gdy nie był w stanie temu jakkolwiek zaradzić.
- Visenya
- Posty: 133
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 24 sty 2020
- Specjalizacja:

- Zdrowie: 100
- Waleczność: 35
- Zręczność: 65
- Percepcja: 51
- Kontakt:
Nie miała pojęcia, że sam przechodził przez niezbyt przyjemne momenty w życiu, jakoś wydawało jej się, że życie Lwioziemców jest usłane różami i opływa miodem. Bardzo źle się jej zdawało i już za chwilkę miała zostać uświadomiona. Nie czuła jakby jego winą było jej posmutnienie, wręcz przeciwnie potrzebowała przebrnąć przez to w jego towarzystwie żeby w końcu się z tym wszystkim pogodzić, zaakceptować los i ruszyć ku przyszłości.
- Ufam ci Ushindi, naprawdę. To z twojego powodu postanowiłam się udać z wami, bije od ciebie dobro i ciepło... a co do reszty nie jestem tego taka pewna. - odparła szczerze, miała pewne obawy odnośnie Rudego i Tiba, może niesłusznie.
Przekonana była teraz jednak powagi sytuacji i pewna była także tego, że Berghi nie zastanawiałaby się długo i natychmiast zrobiłaby co w jej mocy ruszając na pomóc stad z którego się wywodziła. Visenya gdyby tylko mogła dopełniłaby tego czego chciałaby matka, ale nie miała po niej żadnego stada, żadnej świty i żadnego wsparcia, a samej siebie nie uważała za mocno pomocną w zaistniałej sytuacji. Tak bardzo źle było jej z tą świadomością, dlatego też nie wiedziała co powinna odpowiedzieć kompanowi i jego przyjaciołom.
- Naprawdę mi przykro, jak zgaduję nadal ciężko to przeżywasz. - otarła się o jego polik chcąc go wesprzeć - Powinnam być równie szczera wobec ciebie co ty...
- Ufam ci Ushindi, naprawdę. To z twojego powodu postanowiłam się udać z wami, bije od ciebie dobro i ciepło... a co do reszty nie jestem tego taka pewna. - odparła szczerze, miała pewne obawy odnośnie Rudego i Tiba, może niesłusznie.
Przekonana była teraz jednak powagi sytuacji i pewna była także tego, że Berghi nie zastanawiałaby się długo i natychmiast zrobiłaby co w jej mocy ruszając na pomóc stad z którego się wywodziła. Visenya gdyby tylko mogła dopełniłaby tego czego chciałaby matka, ale nie miała po niej żadnego stada, żadnej świty i żadnego wsparcia, a samej siebie nie uważała za mocno pomocną w zaistniałej sytuacji. Tak bardzo źle było jej z tą świadomością, dlatego też nie wiedziała co powinna odpowiedzieć kompanowi i jego przyjaciołom.
- Naprawdę mi przykro, jak zgaduję nadal ciężko to przeżywasz. - otarła się o jego polik chcąc go wesprzeć - Powinnam być równie szczera wobec ciebie co ty...
- Ushindi
- Król

- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:

- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Cóż, jeśli chodziło o obawy wobec osoby Rudego - zapewne przyznałby rację. Rudy zdawał się być nieco... specyficzny. Nie wzbudził jego zaufania. Co innego Visenya. Widocznie płeć w podobnych sytuacjach mogła odgrywać większą rolę, aniżeli młody książę przypuszczał. Poza tym, jakby nie patrzeć, @Visenya sprawiała wrażenie niewinnej. Nie wyglądała na oprawcę i krwiożerczą bestię, a raczej na pokrzywdzoną przez los istotkę, która znalazła się w złym czasie i miejscu, tracąc wszystko to, co było jej najcenniejsze.
- Miło mi to słyszeć, dziękuję - odparł szczerze, delikatnie skinąwszy łbem. Zaraz jednak powrócił nim na poprzednią pozycję, bo nie chciał, aby jego towarzyszce było niewygodnie. Słowa młódki poruszyły jego serducho i nieco zażenowały, na co policzki oblał dość ciepły rumieniec. Cieszyło go, że tak o nim powiedziała. Oznaczało to, że rozpościerał wokół siebie dokładnie taki obraz, na jakim mu zależało; chciał być dobrym, ciepłym oraz pomocnym duszkiem.
Nie bardzo wiedział też, jak odebrać jej słowa dotyczące tego, iż powinna być równie szczera. Czyżby kłamała? Nie, niemożliwe, nie miała przecież powodu. Uznał, że nie mówiła po prostu całej prawdy - być może zbyt trudnej i bolesnej. Nie miał jej tego za złe.
- Owszem, nadal za nią tęsknię. Ale kiedy przechodzę trudne chwile... Czuję, że jest obok mnie, równie uśmiechnięta jak wtedy, kiedy byliśmy lwiątkami - wyjaśnił. Drastycznych szczegółów pokroju "znalazłem jej ogon i stado położyło na niej krzyżyk, nie zrobiło nic, by poszukać reszty jej jestestwa, żywego czy martwego" postanowił jej oszczędzić. - I nie martw się. Jestem dla ciebie całkiem obcy. Kiedyś, gdy nabierzesz już do mnie przekonania, opowiesz mi wszystko, co będziesz chciała. Wszystko w swoim tempie. A nawet, jeśli nie zechcesz, nie będę miał ci za złe. Są opowieści, którymi zwyczajnie nie chcemy się dzielić. Chociaż czasami wyrzucenie ich z siebie może nam nieco pomóc, by je przetrawić. Czasami wypowiedzenie, co nas boli sprawia, że cierpienie nieco z nas ulatuje.
- Miło mi to słyszeć, dziękuję - odparł szczerze, delikatnie skinąwszy łbem. Zaraz jednak powrócił nim na poprzednią pozycję, bo nie chciał, aby jego towarzyszce było niewygodnie. Słowa młódki poruszyły jego serducho i nieco zażenowały, na co policzki oblał dość ciepły rumieniec. Cieszyło go, że tak o nim powiedziała. Oznaczało to, że rozpościerał wokół siebie dokładnie taki obraz, na jakim mu zależało; chciał być dobrym, ciepłym oraz pomocnym duszkiem.
Nie bardzo wiedział też, jak odebrać jej słowa dotyczące tego, iż powinna być równie szczera. Czyżby kłamała? Nie, niemożliwe, nie miała przecież powodu. Uznał, że nie mówiła po prostu całej prawdy - być może zbyt trudnej i bolesnej. Nie miał jej tego za złe.
- Owszem, nadal za nią tęsknię. Ale kiedy przechodzę trudne chwile... Czuję, że jest obok mnie, równie uśmiechnięta jak wtedy, kiedy byliśmy lwiątkami - wyjaśnił. Drastycznych szczegółów pokroju "znalazłem jej ogon i stado położyło na niej krzyżyk, nie zrobiło nic, by poszukać reszty jej jestestwa, żywego czy martwego" postanowił jej oszczędzić. - I nie martw się. Jestem dla ciebie całkiem obcy. Kiedyś, gdy nabierzesz już do mnie przekonania, opowiesz mi wszystko, co będziesz chciała. Wszystko w swoim tempie. A nawet, jeśli nie zechcesz, nie będę miał ci za złe. Są opowieści, którymi zwyczajnie nie chcemy się dzielić. Chociaż czasami wyrzucenie ich z siebie może nam nieco pomóc, by je przetrawić. Czasami wypowiedzenie, co nas boli sprawia, że cierpienie nieco z nas ulatuje.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość




















