x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Brzeg
Regulamin forum
Kary i negatywne efekty
Kary i negatywne efekty
- podróżujące po terenach leśnych postacie mogą się zgubić
- Narie
- Posty: 551
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 06 mar 2018
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 85
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Re: Brzeg
- Och? - wyraziła uprzejme zainteresowanie odpowiedzią samca. Przez chwilę rozważała, czy nie dopytać o więcej szczegółów, ale miała wrażenie, że nieznajomy niespecjalnie ma ochotę rozwijać temat. Zamiast tego więc odpowiedziała na jego pytanie.
- Tak, w zasadzie to tak. Chociaż... zależy co przez to rozumiesz - zrobiła krótką pauzę. - Właściwie ja tak żyję. Wędrując. Poznaję nowe krainy, nowe lwy. Czasem przyłączę się do jakiejś grupy, ale nigdy na długo. Znaczy, o ile trafię na taką, która zgadza się na niezobowiązującą współpracę, po której każde z nas pójdzie w swoją stronę. Z ostatnią taką rozstałam się zaledwie kilka tygodni temu, więc jeśli o to pytasz to nie, od niedawna. Ale domu nie mam. - Może rozgadała się nieco za bardzo, ale liczyła, że ośmieli w ten sposób samca by powiedział więcej o sobie. Od kiedy opuściła tamtą grupę, nie spotkała zbyt wiele osób z którymi mogłaby porozmawiać. A nieznajomy, choć był samcem, sprawiał bardzo mile wrażenie.
- Tak, w zasadzie to tak. Chociaż... zależy co przez to rozumiesz - zrobiła krótką pauzę. - Właściwie ja tak żyję. Wędrując. Poznaję nowe krainy, nowe lwy. Czasem przyłączę się do jakiejś grupy, ale nigdy na długo. Znaczy, o ile trafię na taką, która zgadza się na niezobowiązującą współpracę, po której każde z nas pójdzie w swoją stronę. Z ostatnią taką rozstałam się zaledwie kilka tygodni temu, więc jeśli o to pytasz to nie, od niedawna. Ale domu nie mam. - Może rozgadała się nieco za bardzo, ale liczyła, że ośmieli w ten sposób samca by powiedział więcej o sobie. Od kiedy opuściła tamtą grupę, nie spotkała zbyt wiele osób z którymi mogłaby porozmawiać. A nieznajomy, choć był samcem, sprawiał bardzo mile wrażenie.
- Malahir
- Posłaniec
- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Brązowa słusznie odgadła - nie bardzo chciał podejmować temat. Nie miał ochoty mówić o sobie. Nie mógłby przecież tego tak naprawdę uczynić bez wspominania o swojej przeszłości. O stadzie, rodzinie i o tym, jak dosłownie każdy z jego najbliższych przepadł, jak kamień w wodę. Nie chciał teraz o tym wspominać, ba, nawet o tym myśleć. Wiedział, że jedyne, co przez to osiągnie, to na nowo rozbudzi w sobie ten okropny, bezsilny gniew, który niegdyś czuł tak często.
Zamiast tego skupił się na słowach brązowej. Słuchał jej, kiwając od czasu do czasu głową na znak, że przyjmuje te wszystkie informacje do wiadomości. Więc było tak, jak podejrzewał. Podróżowała. Czasami gdzieś się zatrzymując, lecz nie na stałe. A więc zapewne nic nie wiedziała. Szczerze powiedziawszy nie wiedział, czy jej współczuć, czy zazdrościć. Z jednej strony zapewne przeżyje zawód, kiedy dowie się, jak niewiele do zaoferowania ma teraz ta kraina, wyniszczona wojną. Z drugiej jednak chyba chciałby być na jej miejscu. Nieświadomy tego, co miało tu miejsce.
- Całkiem ciekawy sposób na życie - przyznał. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że być może i on powinien po prostu ruszyć w podróż i pozostawić to wszystko za sobą. Lecz czy potrafiłby tak naprawdę się na to zdobyć? Nie był pewien.
- Cóż... Szczerze powiedziawszy nie jestem pewien, czy w tych stronach znajdziesz to, czego szukasz - odezwał się raczej gorzko po chwili wahania. Uznał bowiem, że powinien pokrótce ostrzec podróżniczkę. Może w ten sposób oszczędzi jej rozczarowania. Wydawała się mu całkiem miła, więc w jego mniemaniu na to zasługiwała. - To znaczy... Nie wiem, czy pozostała tu jakakolwiek grupa... A nawet jeśli to zapewne są teraz dość... Sceptycznie nastawieni do obcych - dodał po kolejnym momencie ciszy, a grymas na pysku nieco się wykrzywił.
Zamiast tego skupił się na słowach brązowej. Słuchał jej, kiwając od czasu do czasu głową na znak, że przyjmuje te wszystkie informacje do wiadomości. Więc było tak, jak podejrzewał. Podróżowała. Czasami gdzieś się zatrzymując, lecz nie na stałe. A więc zapewne nic nie wiedziała. Szczerze powiedziawszy nie wiedział, czy jej współczuć, czy zazdrościć. Z jednej strony zapewne przeżyje zawód, kiedy dowie się, jak niewiele do zaoferowania ma teraz ta kraina, wyniszczona wojną. Z drugiej jednak chyba chciałby być na jej miejscu. Nieświadomy tego, co miało tu miejsce.
- Całkiem ciekawy sposób na życie - przyznał. Przez chwilę przeszło mu przez myśl, że być może i on powinien po prostu ruszyć w podróż i pozostawić to wszystko za sobą. Lecz czy potrafiłby tak naprawdę się na to zdobyć? Nie był pewien.
- Cóż... Szczerze powiedziawszy nie jestem pewien, czy w tych stronach znajdziesz to, czego szukasz - odezwał się raczej gorzko po chwili wahania. Uznał bowiem, że powinien pokrótce ostrzec podróżniczkę. Może w ten sposób oszczędzi jej rozczarowania. Wydawała się mu całkiem miła, więc w jego mniemaniu na to zasługiwała. - To znaczy... Nie wiem, czy pozostała tu jakakolwiek grupa... A nawet jeśli to zapewne są teraz dość... Sceptycznie nastawieni do obcych - dodał po kolejnym momencie ciszy, a grymas na pysku nieco się wykrzywił.
- Narie
- Posty: 551
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 06 mar 2018
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 85
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Narie zamyśliła się na chwilę. Ciemnogrzywy nawet nie wiedział, jak trafnie udało mu się opisać sytuację. Jej podróż była niczym innym, jak właśnie „sposobem na życie”.
- Ma swoje plusy - przyznała, nie bardzo wiedząc, co innego miałaby odpowiedzieć. Rozmowa zaczynała brnąć w rejony, których lwica zdecydowanie nie zamierzała tykać. Dlatego też ucieszyła się, mogąc się skupić na innym temacie.
Zmarszczyła brwi, słysząc ostrzeżenie samca.
- Co masz na myśli? Czyżby stało się tu coś… - zawahała się, szukając odpowiedniego słowa. Nie chciała zabrzmieć jakby wtrącała się w nie swoje sprawy, ale z drugiej strony skoro już tu zawędrowała, to dobrze by było mieć więcej informacji. - o czym powinnam wiedzieć? Dla własnego bezpieczeństwa.
Nagle przyszło jej do głowy, że może fakt, że od kilku dni nie spotkała nikogo, z kim udałoby jej się porozmawiać, nie jest dziełem przypadku. Co tu się mogło stać?
- Niczego konkretnego nie szukam, przyjmuję to, na co trafię. - Wzruszyła barkami. - Ale jeśli mogę jakoś pomóc… - Pytanie było tylko w połowie grzecznościowe. I tak nie miała nic lepszego do roboty, a coraz bardziej potrzebowała się czymś zająć. W końcu czy było coś, co zapobiegało myśleniu lepiej niż praca? A i towarzystwa jej brakowało, nie miałaby nic przeciwko spędzeniu z ciemnogrzywym kilku dni więcej.
- Ma swoje plusy - przyznała, nie bardzo wiedząc, co innego miałaby odpowiedzieć. Rozmowa zaczynała brnąć w rejony, których lwica zdecydowanie nie zamierzała tykać. Dlatego też ucieszyła się, mogąc się skupić na innym temacie.
Zmarszczyła brwi, słysząc ostrzeżenie samca.
- Co masz na myśli? Czyżby stało się tu coś… - zawahała się, szukając odpowiedniego słowa. Nie chciała zabrzmieć jakby wtrącała się w nie swoje sprawy, ale z drugiej strony skoro już tu zawędrowała, to dobrze by było mieć więcej informacji. - o czym powinnam wiedzieć? Dla własnego bezpieczeństwa.
Nagle przyszło jej do głowy, że może fakt, że od kilku dni nie spotkała nikogo, z kim udałoby jej się porozmawiać, nie jest dziełem przypadku. Co tu się mogło stać?
- Niczego konkretnego nie szukam, przyjmuję to, na co trafię. - Wzruszyła barkami. - Ale jeśli mogę jakoś pomóc… - Pytanie było tylko w połowie grzecznościowe. I tak nie miała nic lepszego do roboty, a coraz bardziej potrzebowała się czymś zająć. W końcu czy było coś, co zapobiegało myśleniu lepiej niż praca? A i towarzystwa jej brakowało, nie miałaby nic przeciwko spędzeniu z ciemnogrzywym kilku dni więcej.
- Malahir
- Posłaniec
- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Gdyby nie to, że... Cóż, zwyczajnie nie potrafił tego uczynić pewnie do tej pory dawno sam ruszyłby w podróż. Czasami nawet o tym myślał w najtrudniejszych chwilach. Wtedy, kiedy niedojadał i niedosypiał, bądź był zmuszony bezsilnie obserwować, jak jego wrogowie pastwią się nad jakimś nieszczęśnikiem, który nie ukrył się przed nimi w porę. Miał wówczas wrażenie, że być może to wszystko na nic. Nie było już nadziei dla tej krainy. Może powinien po prostu ratować własną skórę póki jeszcze żyje i nie został pozbawiony wolności. Może powinien po prostu uciec stąd byle dalej, nie patrząc za siebie. Ale nie potrafił. Tak samo, gdy jako podrostek każda jego dłuższa wyprawa kończyła się niezmiennie powrotem do domu, nieważne, jak wielki miał wówczas żal do stada, przodków i całego świata. Tak i teraz czuł, że jego miejsce jest tutaj, w tej krainie.
Co więcej, jego miejsce było na Lwiej Ziemi. Nawet, jeżeli ona już nie istniała.
Nie spuszczał swych zielonych ślepi z samicy, oczekując jakiejś reakcji na jego ostrzeżenie. Jak przypuszczał, lwica chciała wiedzieć więcej. Nic w tym dziwnego. Sam pewnie też by chciał. Kłopot w tym, że nie bardzo wiedział, jak najlepiej streścić wydarzenia ostatnich miesięcy. Oraz, jak w ogóle mógł o tym mówić nadal trzymając cały swój gniew i żal na wodzy, nie pozwalając mu wypłynąć na wierzch i pozostawiając je ukryte przed oczyma swej rozmówczyni.
Milczał więc przez chwilę, zbierając myśli. Odgarnął kolejny niesforny kosmyk z pyska, ot tak, odruchowo. By zająć czymś łapy. Wreszcie westchnął i zabrał głos.
- Tak. Zdecydowanie się stało - odpowiedział poważnym tonem, starając się go pozbawić ze wszystkich smętnych, czy gniewnych nutek. - Nazwałbym to wojną, ale... Bliżej temu było do rzezi. Jakiś czas temu... Sam nie wiem, ile minęło, mówiąc szczerze... Te ziemie zostały napadnięte. Nikt nie wiedział kim tak do końca są ci najeźdźcy ani czego właściwie chcą. Wyżynali każdego, kto stał im na drodze, niszczyli co im tylko wpadło w łapy. Rozbili tutejsze stada, a ich niedobitki się rozpierzchły po całej krainie. Panoszyli się tu przez dobrą chwilę, aż... Cóż, zniknęli. Odeszli tak nagle, jak się pojawili, zostawiając za sobą zniszczoną ziemię i górę trupów - urwał na chwilę, przenosząc wzrok z oblicza samicy gdzieś w bok, w kierunku, gdzie, jak mniemał, znajdowały się niegdyś ziemie jego stada. - I wychodzi na to, że wynieśli się na dobre. Ale nikt się tak do końca jeszcze tam po tym nie pozbierał... - przynajmniej tak słyszał od kilku wędrowców, którzy zawitali ostatnio w te strony. Nie opuszczał jeszcze dżungli, jak mogło by się wydawać, zwlekając z tym, jak tylko mógł. Gdyż z tego, co słyszał, niewiele tam na niego czekało.
Choć ochota, by wyruszyć w stronę Lwiej Ziemi z każdym dniem była coraz silniejsza.
I chyba dziś przyszło mu podjąć decyzję.
Spojrzał na lwicę, gdy ta zaoferowała mu pomoc, i uśmiechnął się lekko. To naprawdę miło z jej strony.
- Szczerze powiedziawszy nie planuję zabawić tu zbyt długo. Dżungla... Chyba nie jest dla mnie - odpowiedział krótko. Nie obraziłby się, gdyby zdecydowała mu się w tej podróży towarzyszyć. Może i zazwyczaj sprawiał wrażenie małomównego mruka, ale jednak, brakowało mu czasami innej żywej istoty obok. Ale cóż, nie chciał jej się nijak narzucać.
- W ogóle... Jestem Malahir - rzucił nagle, trochę niezręcznie, znienacka uświadamiając sobie, że przecież powinien od tego zacząć. No cóż.
Co więcej, jego miejsce było na Lwiej Ziemi. Nawet, jeżeli ona już nie istniała.
Nie spuszczał swych zielonych ślepi z samicy, oczekując jakiejś reakcji na jego ostrzeżenie. Jak przypuszczał, lwica chciała wiedzieć więcej. Nic w tym dziwnego. Sam pewnie też by chciał. Kłopot w tym, że nie bardzo wiedział, jak najlepiej streścić wydarzenia ostatnich miesięcy. Oraz, jak w ogóle mógł o tym mówić nadal trzymając cały swój gniew i żal na wodzy, nie pozwalając mu wypłynąć na wierzch i pozostawiając je ukryte przed oczyma swej rozmówczyni.
Milczał więc przez chwilę, zbierając myśli. Odgarnął kolejny niesforny kosmyk z pyska, ot tak, odruchowo. By zająć czymś łapy. Wreszcie westchnął i zabrał głos.
- Tak. Zdecydowanie się stało - odpowiedział poważnym tonem, starając się go pozbawić ze wszystkich smętnych, czy gniewnych nutek. - Nazwałbym to wojną, ale... Bliżej temu było do rzezi. Jakiś czas temu... Sam nie wiem, ile minęło, mówiąc szczerze... Te ziemie zostały napadnięte. Nikt nie wiedział kim tak do końca są ci najeźdźcy ani czego właściwie chcą. Wyżynali każdego, kto stał im na drodze, niszczyli co im tylko wpadło w łapy. Rozbili tutejsze stada, a ich niedobitki się rozpierzchły po całej krainie. Panoszyli się tu przez dobrą chwilę, aż... Cóż, zniknęli. Odeszli tak nagle, jak się pojawili, zostawiając za sobą zniszczoną ziemię i górę trupów - urwał na chwilę, przenosząc wzrok z oblicza samicy gdzieś w bok, w kierunku, gdzie, jak mniemał, znajdowały się niegdyś ziemie jego stada. - I wychodzi na to, że wynieśli się na dobre. Ale nikt się tak do końca jeszcze tam po tym nie pozbierał... - przynajmniej tak słyszał od kilku wędrowców, którzy zawitali ostatnio w te strony. Nie opuszczał jeszcze dżungli, jak mogło by się wydawać, zwlekając z tym, jak tylko mógł. Gdyż z tego, co słyszał, niewiele tam na niego czekało.
Choć ochota, by wyruszyć w stronę Lwiej Ziemi z każdym dniem była coraz silniejsza.
I chyba dziś przyszło mu podjąć decyzję.
Spojrzał na lwicę, gdy ta zaoferowała mu pomoc, i uśmiechnął się lekko. To naprawdę miło z jej strony.
- Szczerze powiedziawszy nie planuję zabawić tu zbyt długo. Dżungla... Chyba nie jest dla mnie - odpowiedział krótko. Nie obraziłby się, gdyby zdecydowała mu się w tej podróży towarzyszyć. Może i zazwyczaj sprawiał wrażenie małomównego mruka, ale jednak, brakowało mu czasami innej żywej istoty obok. Ale cóż, nie chciał jej się nijak narzucać.
- W ogóle... Jestem Malahir - rzucił nagle, trochę niezręcznie, znienacka uświadamiając sobie, że przecież powinien od tego zacząć. No cóż.
- Narie
- Posty: 551
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 06 mar 2018
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 85
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Słuchała z uwagą opowieści ciemnogrzywego. To… było po prostu straszne. W głowie jej się nie mieściło, że ktokolwiek mógł zrobić coś takiego. Musiała powtórzyć sobie kilka razy w myślach, że to nie jej historia, żeby zachować spokój.
- Przykro mi… - Zabrzmiało to w jej mniemaniu wręcz śmiesznie, ale cóż innego mogłaby powiedzieć? Wiedziała, że nie ma żadnych słów, które mogłyby jakkolwiek poprawić los samca, i że nic już nie zmieni tego, co się wydarzyło. Trzeba zostawić to za sobą i nie patrzeć wstecz.
Ucieszyła się, widząc, że rozmówca w końcu się lekko uśmiechnął.
- Też nie miałam takich planów. Jeśli chcesz, możemy pójść dalej razem. Przynajmniej przez jakiś czas. Dobrze by było mieć kompana, zwłaszcza, że czasy są niespokojne. - Nie była pewna, czy samiec, po tym, co przeżył, zaufanej na tyle, by spędzić kolejne dni w jej towarzystwie. Ale może właśnie brązowa będzie dla niego pierwszym krokiem, by to zaufanie odbudować?
- Narie. Miło mi cię poznać - przedstawiła się, podchodząc krok bliżej. Lwica nie wiedziała, że być może w tym właśnie momencie popełniła duży błąd. Na jej usprawiedliwienie muszę powiedzieć, że od dawna wędrowała po terenach na tyle odległych, by nikt nie słyszał ani o niej, ani o jej rodzinie, przyzwyczaiła się więc, że może przedstawiać się prawdziwym imieniem, bo i tak dla nikogo nie ma to znaczenia. A i imię Malahira nie zapaliło w jej głowie ostrzegawczej lampki. Ostatni raz widziała go, gdy był jeszcze małym lwiątkiem, w czasach, o których usilnie próbowała zapomnieć. Nic dziwnego, że przez lata, w których spotykała się z setkami nowych nazw, imiona niektórych trzecioplanowych w jej życiu osób wyleciały jej z głowy.
- Przykro mi… - Zabrzmiało to w jej mniemaniu wręcz śmiesznie, ale cóż innego mogłaby powiedzieć? Wiedziała, że nie ma żadnych słów, które mogłyby jakkolwiek poprawić los samca, i że nic już nie zmieni tego, co się wydarzyło. Trzeba zostawić to za sobą i nie patrzeć wstecz.
Ucieszyła się, widząc, że rozmówca w końcu się lekko uśmiechnął.
- Też nie miałam takich planów. Jeśli chcesz, możemy pójść dalej razem. Przynajmniej przez jakiś czas. Dobrze by było mieć kompana, zwłaszcza, że czasy są niespokojne. - Nie była pewna, czy samiec, po tym, co przeżył, zaufanej na tyle, by spędzić kolejne dni w jej towarzystwie. Ale może właśnie brązowa będzie dla niego pierwszym krokiem, by to zaufanie odbudować?
- Narie. Miło mi cię poznać - przedstawiła się, podchodząc krok bliżej. Lwica nie wiedziała, że być może w tym właśnie momencie popełniła duży błąd. Na jej usprawiedliwienie muszę powiedzieć, że od dawna wędrowała po terenach na tyle odległych, by nikt nie słyszał ani o niej, ani o jej rodzinie, przyzwyczaiła się więc, że może przedstawiać się prawdziwym imieniem, bo i tak dla nikogo nie ma to znaczenia. A i imię Malahira nie zapaliło w jej głowie ostrzegawczej lampki. Ostatni raz widziała go, gdy był jeszcze małym lwiątkiem, w czasach, o których usilnie próbowała zapomnieć. Nic dziwnego, że przez lata, w których spotykała się z setkami nowych nazw, imiona niektórych trzecioplanowych w jej życiu osób wyleciały jej z głowy.
- Malahir
- Posłaniec
- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
W jego mniemaniu samicze "przykro mi" też zabrzmiało strasznie wręcz banalnie, ale nie przeszkadzało mu to. Co niby miała powiedzieć? Gdyby role się odwróciły najpewniej sam nie wiedziałby jak podnieść rozmówcę na duchu. Nigdy nie był w tym zbyt dobry, nawet jeszcze w tych starych, dobrych czasach, kiedy wiódł zwyczajne niemalże do bólu życie w stadzie. Inna sprawa, że zazwyczaj nawet wtedy trzymał się raczej na uboczu, stanowiąc milczące tło, które najczęściej się ignoruje. Co jemu osobiście nawet nie przeszkadzało. Nawet i fakt, iż pewnie wielu Lwioziemców nie zadało sobie nawet trudu, by zapamiętać jego imię, zamiast tego mianując go w myślach po prostu synem Jasira. Dobrze, może poza tym ostatnim. Niegdyś mocno go to irytowało, zwłaszcza w czasach, gdy czuł okropny żal do ojca, że odszedł nawet się nie pożegnawszy, zabierając jego brata ze sobą. Nawet i dziś nieco go to bolało, choć z drugiej strony odczuwał ulgę, wiedząc, iż dzięki temu Zefir przynajmniej nie musiał przeżywać tego piekła na ziemi.
W odpowiedzi na te krótkie słowa mruknął tylko jakieś krótkie zdanie zapewniające o jego wdzięczności, wzruszywszy przy tym krótko barkami. I tyle. Postanowił skończyć temat wojny, tutejszych stad i jego własnej osoby. Naprawdę nie chciał do tego wracać.
Ucieszył się, że brązowofutra zaproponowała wyruszenie z nim, choć tę radość uzewnętrznił w raczej znikomy sposób. Ot po prostu, ten lekki, nieco krzywy uśmiech na jego pysku nieco się poszerzył.
- Dobry pomysł. We dwójkę zawsze nieco raźniej - odpowiedział po prostu. Oczywiście, razem zdecydowanie było bezpieczniej no i dodatkowy zestaw pazurów przyda się przy polowaniu, czy też w razie kłopotów, lecz... Cóż. Przede wszystkim brakowało mu po prostu towarzystwa. W końcu całe życie spędził w bardzo licznym stadzie, gdzie po prostu nie sposób było być zupełnie samym, nawet jeśli się próbowało. Kiedyś nieco go to irytowało, teraz za tym tęsknił.
- Planuję wyruszyć na południe, kiedyś znajdowały się tam... Całkiem przyjemne tereny - zawahał się przez chwilę na koniec. Jakoś nie chciał wspominać, że mówił o byłych terenach jego stada, na wszelki wypadek, jeśli samica uznałaby to za zachętę do zadawania pytań. A on nie chciał na nie odpowiadać. Nie chciał bowiem myśleć o tym, jak wiele stracił. - Z tym, że trzeba będzie trochę zboczyć z drogi, jeśli chcemy ominąć pustynię. Tak więc chyba najlepiej będzie najpierw dobrze wypocząć i się najeść - powiedział, kończąc swoją wypowiedź chrząknięciem. Dawno nie mówił tak wiele, toteż porządnie zaschło mu już w gardle. Pozwolił więc sobie na ponowne nachylenie się nad sadzawką i upicie kilku łyków wody.
Cóż, imię @Narie zdecydowanie zabrzmiało mu jakoś znajomo. Do tego stopnia, że na chwilę przestał pić, podniósł głowę na wysokość barku i przyjrzał się samicy uważniej, a na czole uformowała się niewielka zmarszczka. Jednakże nie powiązał go jednoznacznie z lwioziemską księżniczką. Jak już zostało wspomniane, gdy widzieli się po raz ostatni, Malahir był małym lwiątkiem. Oboje od tamtej pory znacznie się zmienili. Zresztą, tamto spotkanie zbiegło się z zaginięciem jego siostry, co w zdecydowanie większym stopniu zaprzątało jego głowę. Jeśli w ogóle pamiętał swe spotkanie z księżniczką, to jak przez gęstą mgłę. Nie rozpoznał jej. Lecz imię kojarzył, choć nie był do końca pewien, skąd. Szczerze powiedziawszy strasznie go to intrygowało, jednakże nie wiedział za bardzo, co z tym faktem zrobić. Zapytać, czy już kiedyś się nie spotkali? A co, jeśli się mylił i wyjdzie na kompletnego idiotę?
Chyba lepiej się nie odzywać.
- Miło mi - powiedział więc tylko krótko, choć jeszcze przez chwilę na jego obliczu widniał wyraz zamyślenia.
W odpowiedzi na te krótkie słowa mruknął tylko jakieś krótkie zdanie zapewniające o jego wdzięczności, wzruszywszy przy tym krótko barkami. I tyle. Postanowił skończyć temat wojny, tutejszych stad i jego własnej osoby. Naprawdę nie chciał do tego wracać.
Ucieszył się, że brązowofutra zaproponowała wyruszenie z nim, choć tę radość uzewnętrznił w raczej znikomy sposób. Ot po prostu, ten lekki, nieco krzywy uśmiech na jego pysku nieco się poszerzył.
- Dobry pomysł. We dwójkę zawsze nieco raźniej - odpowiedział po prostu. Oczywiście, razem zdecydowanie było bezpieczniej no i dodatkowy zestaw pazurów przyda się przy polowaniu, czy też w razie kłopotów, lecz... Cóż. Przede wszystkim brakowało mu po prostu towarzystwa. W końcu całe życie spędził w bardzo licznym stadzie, gdzie po prostu nie sposób było być zupełnie samym, nawet jeśli się próbowało. Kiedyś nieco go to irytowało, teraz za tym tęsknił.
- Planuję wyruszyć na południe, kiedyś znajdowały się tam... Całkiem przyjemne tereny - zawahał się przez chwilę na koniec. Jakoś nie chciał wspominać, że mówił o byłych terenach jego stada, na wszelki wypadek, jeśli samica uznałaby to za zachętę do zadawania pytań. A on nie chciał na nie odpowiadać. Nie chciał bowiem myśleć o tym, jak wiele stracił. - Z tym, że trzeba będzie trochę zboczyć z drogi, jeśli chcemy ominąć pustynię. Tak więc chyba najlepiej będzie najpierw dobrze wypocząć i się najeść - powiedział, kończąc swoją wypowiedź chrząknięciem. Dawno nie mówił tak wiele, toteż porządnie zaschło mu już w gardle. Pozwolił więc sobie na ponowne nachylenie się nad sadzawką i upicie kilku łyków wody.
Cóż, imię @Narie zdecydowanie zabrzmiało mu jakoś znajomo. Do tego stopnia, że na chwilę przestał pić, podniósł głowę na wysokość barku i przyjrzał się samicy uważniej, a na czole uformowała się niewielka zmarszczka. Jednakże nie powiązał go jednoznacznie z lwioziemską księżniczką. Jak już zostało wspomniane, gdy widzieli się po raz ostatni, Malahir był małym lwiątkiem. Oboje od tamtej pory znacznie się zmienili. Zresztą, tamto spotkanie zbiegło się z zaginięciem jego siostry, co w zdecydowanie większym stopniu zaprzątało jego głowę. Jeśli w ogóle pamiętał swe spotkanie z księżniczką, to jak przez gęstą mgłę. Nie rozpoznał jej. Lecz imię kojarzył, choć nie był do końca pewien, skąd. Szczerze powiedziawszy strasznie go to intrygowało, jednakże nie wiedział za bardzo, co z tym faktem zrobić. Zapytać, czy już kiedyś się nie spotkali? A co, jeśli się mylił i wyjdzie na kompletnego idiotę?
Chyba lepiej się nie odzywać.
- Miło mi - powiedział więc tylko krótko, choć jeszcze przez chwilę na jego obliczu widniał wyraz zamyślenia.
- Narie
- Posty: 551
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 06 mar 2018
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 85
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Wiedziała, że ani trochę nie pocieszyła samca, ale cieszyła się, że nie ciągnął tematu. Dowiedziała się wystarczająco, a dla niego będzie lepiej, jeśli przestanie myśleć o swych strasznych przeżyciach.
Poczuła coś na kształt satysfakcji, gdy Malahir zgodził się na wspólną dalszą drogę. Niby dalej był dla niej jednym z wielu mijanych nieznajomych, ale ucieszyła się, że udało jej się go do siebie wystarczająco przekonać.
- Z tego, co mówisz, dużo lepiej znasz okoliczne tereny, więc chętnie pozwolę ci prowadzić - odparła wesoło na jego propozycję trasy. W końcu jej i tak to było wszystko jedno, a z doświadczonym przewodnikiem będzie i bezpieczniej, i wygodniej.
Patrzyła spokojnie jak samiec bierze kolejne łyki, czekając, aż serce w niej zamarło. A potem obudziło się znów, lecz tym razem pracujące zdecydowanie o wiele za szybko. Nie umknęło jej uwadze, jak ciemnogrzywy zareagował na jej imię. Nie, nie, nie, to nie może być prawda! Zbyt długo uciekała od swojej przeszłości, by ta miała ją teraz dogonić. A może sobie to tylko uroiła? Tak, z pewnością była przewrażliwiona i interpretowała zwykle gesty jako coś, czym nie były. A może po prostu samiec znał jakąś inną Narie? Przecież napewno po świecie chodziły setki lwic o tym imieniu. Niezależnie od rzeczywistych intencji samca, albo prawdopodobnie ich braku, musiała przedsięwziąć konieczne środki ostrożności. Starając się oddychać spokojnie, przekrzywiła głowę w wyrazie uprzejmego zainteresowania.
- Czyżbyś znał kogoś innego o tym imieniu? - Usiłowała nadać swojemu głosowi ton lekkiego, przyjaznego rozbawienia. Jednocześnie obserwowała rozmówcę uważnie i gorączkowo przeszukiwała swoją pamięć, starając się trafić na jakikolwiek trop związany z imieniem „Malahir”.
Poczuła coś na kształt satysfakcji, gdy Malahir zgodził się na wspólną dalszą drogę. Niby dalej był dla niej jednym z wielu mijanych nieznajomych, ale ucieszyła się, że udało jej się go do siebie wystarczająco przekonać.
- Z tego, co mówisz, dużo lepiej znasz okoliczne tereny, więc chętnie pozwolę ci prowadzić - odparła wesoło na jego propozycję trasy. W końcu jej i tak to było wszystko jedno, a z doświadczonym przewodnikiem będzie i bezpieczniej, i wygodniej.
Patrzyła spokojnie jak samiec bierze kolejne łyki, czekając, aż serce w niej zamarło. A potem obudziło się znów, lecz tym razem pracujące zdecydowanie o wiele za szybko. Nie umknęło jej uwadze, jak ciemnogrzywy zareagował na jej imię. Nie, nie, nie, to nie może być prawda! Zbyt długo uciekała od swojej przeszłości, by ta miała ją teraz dogonić. A może sobie to tylko uroiła? Tak, z pewnością była przewrażliwiona i interpretowała zwykle gesty jako coś, czym nie były. A może po prostu samiec znał jakąś inną Narie? Przecież napewno po świecie chodziły setki lwic o tym imieniu. Niezależnie od rzeczywistych intencji samca, albo prawdopodobnie ich braku, musiała przedsięwziąć konieczne środki ostrożności. Starając się oddychać spokojnie, przekrzywiła głowę w wyrazie uprzejmego zainteresowania.
- Czyżbyś znał kogoś innego o tym imieniu? - Usiłowała nadać swojemu głosowi ton lekkiego, przyjaznego rozbawienia. Jednocześnie obserwowała rozmówcę uważnie i gorączkowo przeszukiwała swoją pamięć, starając się trafić na jakikolwiek trop związany z imieniem „Malahir”.
- Malahir
- Posłaniec
- Posty: 320
- Gatunek: Lew afrykański
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 15 sty 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 55
- Zręczność: 50
- Percepcja: 45
- Kontakt:
Cóż, zdecydowanie ostatnimi czasy pogłębił swoją wiedzę o terenach poza Lwią Ziemią, przynajmniej w porównaniu do okresu sprzed wojny. Nie miał wyboru. Odkąd rozdzielił się ze swymi pobratymcami, po prostu musiał się ukrywać. W pojedynkę niewiele mógł zdziałać, otwarta walka nie wchodziła więc w grę. Wolał działać po cichu i przy każdej nadarzającej się okazji po prostu skutecznie uprzykrzać wrogom życie. Bo przecież nie mógł też siedzieć bezczynnie. Nie potrafił.
Jednakże podobny styl życia wymagał częstego przemieszczania się, by uniknąć wytropienia i uratować skórę. Tak więc nie miał innego wyboru i nieco krainy przy okazji zwiedził. Choć oczywiście nie całą. Wspomnianej pustyni nie znał praktycznie wcale, nie widział bowiem sensu zapuszczać się w tamte strony. Ekstremalne temperatury, mnogość jadowitych skorpionów i niedostatek wody nie brzmiały jak idealne warunki, by znaleźć tam bezpieczne schronienie. Zresztą, sama wielkość otwartej przestrzeni nie brzmiała też zachęcająco. Byłby stanowczo zbyt łatwym celem.
Głównie ze względu na swoją nieznajomość tamtych terenów wolał ominąć pustynię szerokim łukiem, zamiast tego odbijając najpierw w stronę gór.
Uśmiechnął się więc tylko nikle i pokiwał głową na znak, że się zgadza. Nigdy nie sądzi, iż kiedyś przyjdzie kogokolwiek gdziekolwiek prowadzić. Zazwyczaj to on był tym prowadzonym.
Wyglądało jednak na to, że jego reakcja na jej imię nie uszła uwadze samicy. Szczerze powiedziawszy poczuł się strasznie głupio, zwłaszcza, kiedy Narie zadała swoje pytanie. A więc zauważyła. I nie mógł po prostu tak tego ukryć.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale... Wydaje mi się, że tak. To imię z czymś mi się kojarzy - odparł nieco zażenowanym tonem, ledwie się zmuszając do utrzymania kontaktu wzrokowego. Choć cała ta sytuacja wydawała się mu tak okropnie niezręczna, że chętnie odwróciłby teraz wzrok.
Jednocześnie jego umysł pracował na pełnych obrotach, próbując sobie przypomnieć, gdzie i kiedy to miano słyszał.
Jednakże podobny styl życia wymagał częstego przemieszczania się, by uniknąć wytropienia i uratować skórę. Tak więc nie miał innego wyboru i nieco krainy przy okazji zwiedził. Choć oczywiście nie całą. Wspomnianej pustyni nie znał praktycznie wcale, nie widział bowiem sensu zapuszczać się w tamte strony. Ekstremalne temperatury, mnogość jadowitych skorpionów i niedostatek wody nie brzmiały jak idealne warunki, by znaleźć tam bezpieczne schronienie. Zresztą, sama wielkość otwartej przestrzeni nie brzmiała też zachęcająco. Byłby stanowczo zbyt łatwym celem.
Głównie ze względu na swoją nieznajomość tamtych terenów wolał ominąć pustynię szerokim łukiem, zamiast tego odbijając najpierw w stronę gór.
Uśmiechnął się więc tylko nikle i pokiwał głową na znak, że się zgadza. Nigdy nie sądzi, iż kiedyś przyjdzie kogokolwiek gdziekolwiek prowadzić. Zazwyczaj to on był tym prowadzonym.
Wyglądało jednak na to, że jego reakcja na jej imię nie uszła uwadze samicy. Szczerze powiedziawszy poczuł się strasznie głupio, zwłaszcza, kiedy Narie zadała swoje pytanie. A więc zauważyła. I nie mógł po prostu tak tego ukryć.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale... Wydaje mi się, że tak. To imię z czymś mi się kojarzy - odparł nieco zażenowanym tonem, ledwie się zmuszając do utrzymania kontaktu wzrokowego. Choć cała ta sytuacja wydawała się mu tak okropnie niezręczna, że chętnie odwróciłby teraz wzrok.
Jednocześnie jego umysł pracował na pełnych obrotach, próbując sobie przypomnieć, gdzie i kiedy to miano słyszał.
- Narie
- Posty: 551
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 06 mar 2018
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 85
- Waleczność: 50
- Zręczność: 40
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Speszenie Malahira w zasadzie działało na jej korzyść, w tym stanie mógł łatwiej przyjąć jej sugestię wersji wydarzeń. Podniosła łapę w uspokajającym geście.
- Nie ma w tym nic dziwnego, to popularne imię. Spotkałam już kilka swoich imienniczek, a nawet imienników. - Sama bardzo chciała wierzyć w swoje słowa. Brzmiały przecież sensownie, dokładnie tak mogło być. I prawdopodobnie było, w końcu powinna znajdować się teraz setki kilometrów od miejsca swojego urodzenia. Ale co jeśli nie?…
- Nie sądzę, żeby chodziło o mnie, ja o Malahirze słyszę po raz pierwszy, a i w tych stronach nigdy nie byłam. - Nadała swojemu uśmiechowi przepraszający wyraz. Okej, chyba już wystarczająco dużo razy dała do zrozumienia, że kimkolwiek była Narie ciemnogrzywego, ona nie miała z tym nic wspólnego. Wiedziała, że powinna w tym momencie najlepiej zmienić temat, ale serce wciąż tłukło jej jak szalone, a myśli naszedł strach, że nie uspokoi się, póki nie otrzyma potwierdzenia, że jest to zwykła pomyłka.
- Jeśli przypomnisz sobie coś więcej o swojej Narie to daj znać, być może to któraś z tych, które spotkałam po drodze - zaproponowała więc, choć jednocześnie wszystko w niej krzyczało, że nie chce wiedzieć. Chce tylko uciec, uciec, uciec! Zamiast tego, a może właśnie by powstrzymać wszystkie nagle i nie proszone odruchy, schyliła się ponownie i powoli wypiła kilka łyków, za wszelką cenę starając się nie patrzeć na swoje odbicie.
- Nie ma w tym nic dziwnego, to popularne imię. Spotkałam już kilka swoich imienniczek, a nawet imienników. - Sama bardzo chciała wierzyć w swoje słowa. Brzmiały przecież sensownie, dokładnie tak mogło być. I prawdopodobnie było, w końcu powinna znajdować się teraz setki kilometrów od miejsca swojego urodzenia. Ale co jeśli nie?…
- Nie sądzę, żeby chodziło o mnie, ja o Malahirze słyszę po raz pierwszy, a i w tych stronach nigdy nie byłam. - Nadała swojemu uśmiechowi przepraszający wyraz. Okej, chyba już wystarczająco dużo razy dała do zrozumienia, że kimkolwiek była Narie ciemnogrzywego, ona nie miała z tym nic wspólnego. Wiedziała, że powinna w tym momencie najlepiej zmienić temat, ale serce wciąż tłukło jej jak szalone, a myśli naszedł strach, że nie uspokoi się, póki nie otrzyma potwierdzenia, że jest to zwykła pomyłka.
- Jeśli przypomnisz sobie coś więcej o swojej Narie to daj znać, być może to któraś z tych, które spotkałam po drodze - zaproponowała więc, choć jednocześnie wszystko w niej krzyczało, że nie chce wiedzieć. Chce tylko uciec, uciec, uciec! Zamiast tego, a może właśnie by powstrzymać wszystkie nagle i nie proszone odruchy, schyliła się ponownie i powoli wypiła kilka łyków, za wszelką cenę starając się nie patrzeć na swoje odbicie.
- Tamu
- Posty: 163
- Gatunek: Lew
- Data urodzenia: 21 cze 2017
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 30
- Zręczność: 60
- Percepcja: 60
- Kontakt:
Gdyby ktoś spytał się Tamu jak minęły mu ostatnie lata, ciężko byłoby mu udzielić klarownej odpowiedzi. Po pierwsze byłby w szoku, że ktoś z nim rozmawia, a po drugie jego wspomnienia spowiła mgła apatii i marazmu. Niewyraźnie przypominał sobie swoją niewolę w jaskiniach, z której uciekł…. Właściwie uciekł to złe słowo, po prostu wszyscy o nim zapomnieli tak jakby nigdy nie istniał, a kiedy najbliższa okolica opustoszała zwyczajnie ruszył przed siebie. Potem spędził trochę czasu jako godny pożałowania samotny padlinożerca, który unikał jakiegokolwiek kontaktu z innymi jak ognia, albo jak wody, albo jak wyjątkowo dużego robaka. W tej sytuacji nie dziwi, że kiedy nadeszli najeźdźcy został schwytany dość szybko. Nie miał przecież żadnego stada ani nie stawiał też zaciekłego oporu. Tamu był uległy i nie zawracał nikomu grzywy, więc w praktyce póki pracował nikt nie poświęcał mu uwagi. Jasne, był czasem karany dla przyjemności jego oprawców, ale dość szybko doszli oni do wniosku, że znacznie lepszą zabawą jest męczenie niewolników, którzy nie są aż tak bierni. W końcu kiedy horda zaczęła się wycofywać, nieregularnie i niewielkimi grupkami, Tamu potulnie ruszył na północ za swoim właścicielem. Zupełny przypadek sprawił, że po kilku tygodniach wędrówki jego pana dopadła paskudna choroba i w zaledwie kilka dni odesłała go do Przodków. Tamu ponownie został sam i z braku lepszego pomysłu zawrócił po własnych śladach. Coś w nim uległo jednak zmianie. W trakcie podróży powrotnej ze sporym zdziwieniem odnotował, że gdzieś zniknął paraliżujący go od zawsze strach. Ten lodowaty cień, który spowijał jego serce ulotnił się i to bez żadnego widocznego powodu. Tamu wycierpiał już wystarczająco dużo i nic co mogłaby przynieść przyszłość nie było już dla niego nowością. To szokujące odkrycie sprawiło, że cały jego świat zachwiał się w posadach. Bo w końcu Tamu = tchórz było niepodważalną zasadą jego tożsamości odkąd pamiętał. Musiał spędzić kilka dni nad rozważeniem kwestii kim jest teraz. Niestety nie znalazł odpowiedzi na to pytanie. Zamiast tego znalazł w sobie umiejętność czerpania satysfakcji z tego, że jeszcze żyje. Po raz pierwszy pozwolił sobie na odrobinę szczęścia. Uduchowieni mogliby stwierdzić, że odnalazł w sobie mistyczną nić porozumienia z naturą, zaś realiści, że cała ta samotna niewola pomieszała mu lekko w głowie. On sam zadowolił się stwierdzeniem, że wreszcie zaadaptował się do życia które zesłał mu los. Najwyższa pora po sześciu długich latach.
W takim oto dziwnym nastroju wrócił na spustoszoną Lwią Ziemię w celu odnalezienia jakiegoś sensu w życiu. Jego całkiem niezły humor dość mocno kontrastował z wylwioną okolicą tym bardziej, że podśpiewywał sobie na cały głos nie przejmując się tym, że ktoś może go usłyszeć.
- “W krainie opuszczonej, pod złotym słońcem blask,
Lew dumny włada sercem, na wietrze grzywy ślad.”
Jak na takiego milczka Tamu miał całkiem niezły głos, o ile ktoś lubi zachrypnięte ballady. Mimo tego nawet z wesołą piosenką w pysku, nie sprawiał raczej wrażenia godnego zaufania, wręcz przeciwnie. Jego zewnętrzna aparycja, w odróżnieniu od charakteru, nie uległa zbytniej ewolucji. Choć miał już sześć lat na karku i był w pełni dorosły jego grzywa była wyliniała, przerzedzona i skołtuniona. Wychudłe z głodu ciało eksponowało żebra i grzbiet pełen blizn, zaś oczy były mętne i rozbiegane.
- "Gdzie dżungla szumi ciszą wędrować chcę bez trosk,
O kraino opuszczona, ja w łapkach mam swój los."
Dość powiedzieć, że kiedy pojawił się nad brzegiem wychodząc z zarośli stanowił bardzo specyficzny widok. Tym bardziej, że chwilę później zatrzymał się jak wryty na widok dwójki nieznajomych. To, że Tamu się bardzo zmienił nie wpłynęło nijak na to, że nie był gotowy na spotkanie z kimkolwiek tak szybko po przybyciu do krainy. O ile jednak dawny Tamu od razu podkulił by ogon i uciekł, tak nowy po prostu wgapiał się w parę przed nim swoimi wyłupiastymi oczyma nie do końca wiedząc co powiedzieć.
- Eeeeeeeeee
@Narie i @Malahir
W takim oto dziwnym nastroju wrócił na spustoszoną Lwią Ziemię w celu odnalezienia jakiegoś sensu w życiu. Jego całkiem niezły humor dość mocno kontrastował z wylwioną okolicą tym bardziej, że podśpiewywał sobie na cały głos nie przejmując się tym, że ktoś może go usłyszeć.
- “W krainie opuszczonej, pod złotym słońcem blask,
Lew dumny włada sercem, na wietrze grzywy ślad.”
Jak na takiego milczka Tamu miał całkiem niezły głos, o ile ktoś lubi zachrypnięte ballady. Mimo tego nawet z wesołą piosenką w pysku, nie sprawiał raczej wrażenia godnego zaufania, wręcz przeciwnie. Jego zewnętrzna aparycja, w odróżnieniu od charakteru, nie uległa zbytniej ewolucji. Choć miał już sześć lat na karku i był w pełni dorosły jego grzywa była wyliniała, przerzedzona i skołtuniona. Wychudłe z głodu ciało eksponowało żebra i grzbiet pełen blizn, zaś oczy były mętne i rozbiegane.
- "Gdzie dżungla szumi ciszą wędrować chcę bez trosk,
O kraino opuszczona, ja w łapkach mam swój los."
Dość powiedzieć, że kiedy pojawił się nad brzegiem wychodząc z zarośli stanowił bardzo specyficzny widok. Tym bardziej, że chwilę później zatrzymał się jak wryty na widok dwójki nieznajomych. To, że Tamu się bardzo zmienił nie wpłynęło nijak na to, że nie był gotowy na spotkanie z kimkolwiek tak szybko po przybyciu do krainy. O ile jednak dawny Tamu od razu podkulił by ogon i uciekł, tak nowy po prostu wgapiał się w parę przed nim swoimi wyłupiastymi oczyma nie do końca wiedząc co powiedzieć.
- Eeeeeeeeee
@Narie i @Malahir
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 15 gości