Świeża krew [Trening Krzepy(+1), Tib i Imari]

[Tib]

-Dobrze kombinujesz- odparł nie porzucając swojego dobrego nastroju.
-Jednak Rada to wszystkie dorosłe osobniki a znacznie łatwiej manipulować jedną osobą niż całym stadem. I nie za bardzo wiem komu mielibyśmy tą władze oddać. Narie to dziecko a nawet jak dorośnie to i tak nie posiada niezbędnego doświadczenia i umiejętności. Oddanie jej władzy byłoby tylko nieco bardziej skomplikowaną formą samobójstwa- rzekł, po czym wysłuchał kolejnych słów Ima.
Na moment uśmiech zniknął z jego pyska a jego miejsce zajął wyraz smutku.
-Każda władza psuje, wypacza to co w nas dobre i szlachetne- odparł wzdychając przy tym ciężko- dlatego chciałbym żebyś mi obiecał, że jeżeli kiedyś spróbuję złamać któreś z lwioziemskich, to będziesz gotów mnie powstrzymać- odparł, po czym zdobył się na przyjacielski uśmiech.
-I spokojnie, ostatnio każdego rekruta proszę o to samo- dodał już wyraźnie weselszym głosem.

[Imari]

Słuchał samca i lekko nerwowo poruszył końcówką ogona. Nie wiedział co o tym myśleć. Za dużo tego wszystkiego jak na jego rozum.
-Obiecuje- Wątpiłem by bym w stanie tego dokonać. Samiec jest większy, cięższy i bardziej doświadczony. Imari to po prostu kloc, a rozumek am taki przeciętny i tyle.

[Tib]

-Doskonale- odparł szeroko sie przy tym uśmiechając- i spokojnie, wiem, że to wszystko wydaje się teraz dla ciebie obce, ale nim się obejrzysz będziesz oprowadzał rekrutów po Lwiej Skale, jednocześnie recytując lwioziemskie prawo- dodal wesoło, po czym odrobinę spoważniał.
-A wracając do naszego szkolenia, miałeś może kiedyś do czynienia z pancerzem bojowym?-

[Imari]

-Pewnie kanclerz am racje- Nie był jednak tego pewny. Czas jednak wszystko pokaże.
-Nie...- Pokręcił przecząco łbem. Nie miał do czynienia z czymś takiem. Nawet nie wiedział czym to jest? Nie chciał jednak pokazać po sobie, że nie wie o czym przywódca mówi. Nie chciał być odbierany jako idiota, który nic nie wie o życiu... co połowicznie jednak było prawda. Był niczym lwiątko we mgle. Miałem pewną wiedze, pewne ideały i inne ale nie był kształcony.

[Tib]

-W takim razie zaraz się przekonasz- rzucił wesoło i udał się za jeden z głazów. Po krótkiej chwili powrócił dzierżąc w pysku pancerz ćwiczebny.
-Ten staruszek jest już trochę wysłużony i nie nadaje się do walki ale my możemy zrobić z niego użytek. Ogólnie idea jest bardzo prosta: zamiast ciebie, obrywa pancerz. Pozwól, że zaprezentuję jak należy go założyć- powiedział pełnym entuzjazmu głosem, po czym zaczął zakładać na siebie pancerz.
Szlo mu na prawdę nieźle i tym razem nawet się nie wywalił a po chwili wyszczerzony od ucha do ucha paradował przed Imem w pancerzu.
-Skoro już wiesz jak to działa, to teraz twoja kolej- rzucił wesoło, po czym zdjął z siebie pancerz i zacisnął kilka rzemieni, żeby dopasować je do rozmiarów ciemnego. Kiedy skończył cofnął się o trzy kroki by dać młodemu pole do popisu.

[Imari]

Spoglądał na to co starszy lew pokazał samcowi. Było to dość dziwne ale cóż. Spróbuje to ogarnąć. W końcu nie jest takim leszczem jak poniektórzy.
W końcu sam podszedł do pancerza. Nastawił uszy i przyjrzał się temu co leżało na ziemi. Powąchał aby przekonać się z czego to jest zrobione.
-tak jest kanclerzu- Lew zabrał się ślamazarnie ubieranie.

[Tib]

-Wystarczy samo Tib- powiedział, uśmiechając się przy tym delikatnie, po czym zaczął obserwować jak Imari radzi sobie z pancerzem. Kiedy samiec był już gotowy, brązowogrzywy popatrzył na niego z uznaniem.
-Całkiem nieźle sobie poradziłeś młody, ale to dopiero początek zabawy. Jeżeli czujesz, ze dobrze na tobie leży to możemy przejść do kolejnej części naszego szkolenia. Wykonaj proszę kilkanaście okrążeń wokół tego placu.

[Imari]

Uniósł lekko jedną brew i zrobił cwaną minę.
-A kanclerz będzie biegł ze mną?- Zapytał i podreptał do drugiego samca. Spojrzał na kanclerza swymi niebieskimi oczkami i pacnął go ogonem w bok. Nie czekał na odpowiedz i zaczął truchtać tak jak starszy samiec mu powiedział.

[Tib]

-Ja będę kontrolował, czy dobrze założyłeś pancerz i czy żaden element nie będzie odstawał w trakcie biegu- odparł, jednocześnie uśmiechając się do Ima. Oczywiście była to tylko jedna strona medalu, bo prawdę mówiąc brązowogrzywemu najzwyczajniej w świecie nie chciało się biegać. Cóż, kiedy przyszło do wysiłku fizycznego, samiec sprawiał wrażenie aż nazbyt radosnego. W sumie to nawet lepiej.
Kanclerz obserwował Imariego, a gdy uznał, że nadszedł już czas, dał mu znak, żeby się zatrzymał.
-Dobrze synu, wystarczy, teraz czas na kolejny etap naszego szkolenia a mianowicie sparing- oznajmił, szczerząc się przy tym od ucha do ucha.
-Twoim celem, jest powalenie mnie, albo wypchnięcia poza obręb tego okręgu- mówiąc, wskazał łapą linie na piachu.
-Nie będziemy używać ani kłów ani pazurów a na dodatek, jeżeli uderzę cię łapą w miejsce nieosłonięte pancerzem to z automatu przegrywasz, alles klar?- zapytał, spoglądając na ciemnego samca.

[Imari]

-No dobra- Wzruszył lekko "ramionami" skoro ten nie chciał to nie. Brązowy truchtał sobie spokojnie z zadowoleniem.
-no nie wiem kanclerzu, powalenie kogoś tak....- aby nie powiedzieć grubego- majestatycznego nie będzie na pewno łatwą spraw, w końcu twój blask niczym blask słońca może oślepić już przy samej próbie parząc łapy i karząc za bezczelność- Rzucił do przywódcy i lekko wyszczerzył kiełki.