Leniwe popołudnie [Ragir i Tib]

[Tib]

-Nie dość, że go znałem to jeszcze musiałem się mu kłaniać- odparł krzywiąc się na samą myśl o tym jak bardzo jego wcześniejsze zachowanie godziło w jego dumę. Tib wiele razy maił ochotę powiedzieć mu prosto w pysk co o nim myśli, jednak nie był idiotą i wiedział, że wtedy mógłby zapomnieć o jakimkolwiek awansie a i tak nic by nie zmienił.
-Co tym masz z tą przemocą, raz mówisz, że pozbawiłbyś mnie łba a potem wyskakujesz z mordowaniem dzieci i podrostków…- generał wywrócił oczyma.
-Zabijanie jest dobrą metodą tylko wtedy gdy uderzasz w kogoś kogo śmierć coś zmieni. Mordując bękarty Kovu w mig zapracowałbyś na łatkę dzieciobójcy i bardzo szybko pojawiłaby się grupa „szlachetnych mścicieli” która z przyjemnością wyładowałby się na tobie pod przykrywką sprawiedliwej zemsty- przemówił a pod koniec pokręcił łbem z dezaprobatą.
-Widać, że nie masz za sobą porządnego szkolenia, co nie synu?

[Ragir]

-Co masz na myśli mówiąc o porządnym szkoleniu?- Jakieś przeszedł ale głównie tam się szkolił. Kto miał go szkolić? Lwice? Ta stara baba? Nie było za dużo. Brat? Ten za bardzo się zaczął oddalać od Ragira. To tez go bolało. Z bratem tyle czasu już nie rozmawiał. Zlustrował samca. Oblizał pysk tak jakoś mimowolnie. Samiec jest dość pokaźnych rozmiarów i ma świetną grzywę.

[Tib]

Tib westchnął cicho i pokręcił z dezaprobatą łbem.
-Porządne szkolenie to takie które odbywa się na dwóch płaszczyznach. Z jednej strony wzmacniane jest twoje ciało, z drugiej natomiast uczysz się jak w prawidłowy sposób wykorzystać swoje umiejętności- wytłumaczył najkrócej jak tylko umiał. Przed wstąpieniem do Pierworodnych sposób w jaki postrzegał walkę był dość ograniczony. Dopiero długie miesiące poświęcone na pobieraniu nauk od zaprawionych w bojach weteranów pozwoliły Tibowi na poszerzenie swoich horyzontów, chociaż generał dalej uważał że i tak są one dość wąskie. A wracając do tematu…
-W skrócie musisz się nauczyć jak osiągać swoje cela jak najmniejszym kosztem synu, bo z tego co słyszę jak na razie zbyt duży wpływ mają na ciebie emocje-dodał.

[Ragir]

Posłuchał co jasny ma do powiedzenia i nie przerwałem mu.
-Przywalić łapa potrafię- Rzucił od niechcenia. Pary mu nie brakowało i siły. ciało miał dobrze wyszkolone a wiedzę o walce i polowaniu nabierał bardziej z własnego doświadczenia oraz patrząc i obserwując lwice.
-Na podstawie tej rozmowy sugerujesz moje niskie zdolności bojowe?- Rzucił bardziej z ciekawości, ale odpowiedź dostał wcześniej. Nie jestem smarkaczem ale też nie mam za sobą tyle jesieni aby móc pochwalić się czymś bardziej.
-wiesz pustkowia nie rozleniwiają tak jak te ziemie, tutaj łatwo o zwierzynę i inne takie, ta nie. Jeśli nie jesteś wystarczająco twardym, zdechniesz- Taka prawda tam takie swawolne leżenie nie byłoby tak spokojne.

[Tib]

- Raczej ograniczoną zdolność do wykorzystania swoich zdolności bojowych, które jak tak na Ciebie patrzę wydają się całkiem przyzwoite- odparł nie żałując przy tym uznania.
-Zaraz rozleniwiają…- rzekł, jednocześnie spoglądając na swój brzuch na którym odłożyła się już cienka warstewka tłuszczu. Może rzeczywiście coś w tym było?
-Skoro jest tam tak źle, to po jaką cholerę dalej tam siedzicie? – Tib domyślał się co może za chwilę usłyszeć.
-Nie możecie się przenieść w jakieś przyzwoite miejsce i przestać nienawidzić innych tylko dlatego że czyjś dziadek zrobił krzywdę waszemu? -
No bo ostatecznie do tego się to wszystko sprowadzało. Szukanie sobie wrogów na siłę, bo tylko wspólny przeciwnik jest w stanie utrzymać jako taką jedność w grupie.

[Ragir]

-Heh- Tylko tyle na jego słowa. Spojrzałem an swoje ziemie.
-wiesz zapytaj przywódczyni. Dla mnie gnicie na tych nieurodzajach to głupota ale ja jestem tylko podławym, który wykonuje polecenia. A to jest mój dom i tam jest moja rodzina- przynajmniej kilak osób, która nią była. Tak bliskie mi osoby, to była dla mnie najważniejsza rzecz na tych spalonych słońcem ziemiach- Chciałbym ich zabrać gdzieś w lepsze ziemie ale takie trzeba odszukać. Łatwiej jest wciskać na siłę nienawiść- Tak podsumował to wszystko.

[Tib]

-Tia, mam dziwne przeczucie, że gdybym się do niej wybrał, to szybko wylądowałbym w jakimś miejscu odosobnienia, bo jak zgaduję złożyłeś już raport z zajścia na cmentarzu, ja? –prawa brew generała powędrowała delikatnie ku górze. Jeżeli jego przypuszczenia były prawdziwe to oznaczało to, że na Złej Ziemi był już spalony. Troszkę szkoda.
-Ogólnie mam wrażenie, że po tej całej powodzi wszyscy psychopaci nagle wypełźli ze swoich nor i teraz jest jak jest- powiedział bardziej do siebie niż do Ragira.
powiedział uśmiechając się przy tym delikatnie. Cóż, jeżeli jednak, to zawsze można sp-Zgaduję, że ta wasza przywódczyni nie jest jakąś młodą, zadbaną lwicą, ja?-róbować nieco mniej konwencjonalnej metody zawarcia rozejmu.
-Ktoś jeszcze podziela twoje poglądy, czy może wszyscy zapatrzeni są w tą waszą liderkę?-

[Ragir]

-Ja nie, pojawił się jakiś gówniarz i do razu syn przywódczyni uznał go za swego ucznia... Co za brak myślenia. Ten szczyl mógł być dobrze maskującym się szpiegiem czy kimkolwiek a tutaj do razu bo młode...- Splunąłem an ziemię. Nie oczekuję, że tak było faktycznie ale taki naiwne to było.
-To stara lwica co znała zirę- Czy cos takiego jak dobrze pamiętałem.
-Rozmawiałem o tym tylko z kuzynką, z która byłem an cmentarzu. Takie rozmowy mogą być źle odebrane- Spojrzałem an niego dość wymownie.

[Tib]

Tib nie za bardzo wiedział co ma powiedzieć na temat zamieszania z jakimś gówniakiem, jednak wzmianka o synu przywódczyni złoziemców nieco go zaciekawiła.
-Z tego co słyszę to ten wasz następca nie należy do najbystrzejszych lwów na świecie, ja?- zapytał rozbawionym tonem.
-Największą wadą monarchii jest to, że władza bardzo często wpada w niepowołane łapy, w końcu ten cały konflikt zrodził się między innymi dlatego, że Simba obsesyjnie nienawidził mieszkańców złej ziemi, a że był królem to nikt nie mógł mu się sprzeciwić…- generał postanowił wybadać co Ragir sądzi o dawnym władcy Lwiej Ziemi. Zapewne nic dobrego, ale brązowogrzywy nie byłby sobą gdyby tego nie zrobił.
-Stara- Tib skrzywił się teatralnie. Cóż, czyli jego plan z uwodzeniem szefowej Ragira spalił na panewce. Aż tak nie będzie się poświęcać.
-Nie tylko u was- odparł wesoło- wśród Pierworodnych były osobniki których zadaniem było pilnować, by wszyscy gwardziści mieli dobre zdanie o swoim władcy. Jeżeli kogoś przyłapano na obgadywaniu któregoś z członków rodziny królewskiej to z miejsca tracił możliwość awansu i dostawał najbardziej niewdzięczną robotę. Dlatego właśnie zmuszony byłem znosić Kovu- dodał, jakby w ten sposób chciał się usprawiedliwić.
-Skoro tak tam źle, to dlaczego stamtąd nie zwiejecie? Świat jest wielki a podejrzewam, że złoziemcy mają lepsze rzeczy do roboty niż szukanie dwójki zbuntowanych dzieciaków.

[Ragir]

-Za jakiś czas spotkamy się, mamy do porozmawiania- Rzekł do samca i z pewnymi myślami wrócił na swoje ziemie. Machnął lekko ogonem i znikł gdzieś w trawach.