x
Newsy
- 07.04.2024
- Nowa porcja questów czeka na śmiałków! -> Questy
- 06.04.2024
- Aktualizacja kwietniowa weszła w życie! Więcej szczegółów pod linkiem-> Aktualizacja kwietniowa
- 07.03.2024
- Wszystkie Panie zapraszamy do wzięcia udziału w Loterii z Okazji Dnia Kobiet! -> Loteria z okazji Dnia Kobiet
- 04.02.2024
- Postacią Miesiąca został Tauro
- 31.01.2024
- Dzienniki umiejętności zostały sprawdzone
Fabuła
- Aktualności fabularne
- > Świeża porcja nowości z Lwiej Krainy
- Przewrót na Lwiej Ziemi
- > Khalie przejęła władzę na Lwiej Ziemi po wypędzeniu dotychczasowych władców.
- Gniew Przodków
- > Po krainie przetoczyły się nieszczęścia i choroby. Mówi się, że to Przodkowie postanowili uprzykrzyć życie żyjącym, ale kto wie czy starzy szamani mają rację. Może po prostu przebywanie w niebezpiecznych terenach ma swoje konsekwencje.
- Epidemia w dżungli
- > Chodzą słuchy, że choroba w Dżungli przybiera na sile. Napotyka się tam wielu chorych, którzy wykazują agresję wobec nieznajomych.
- Szkarłatne Grzywy
- > Ragir odnowił dawne stado. Szkarłatni powrócili na zajmowane niegdyś ziemie.
Poszukiwania
Stada
Lwia Ziemia przywódcy: Khalie, Ushindi
Pazury Północy przywódca: Umahiri
Szkarłatne Grzywy przywódca: Ragir, Sigrun
Podnóże
Regulamin forum
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
Teren stada jest strzeżony przez członków stada i stadne NPC. W związku z tym trudno dostać się na niego niepostrzeżenie i należy odczekać 24 h po wejściu żeby opuścić teren stada.
- Ventruma
- Strażniczka
- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 10 kwie 2018
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 60
- Zręczność: 62
- Percepcja: 30
- Kontakt:
Re: Podnóże
Ven pośpiesznie dotarła do podnóża razem z Silverem. Straszny był tu tłok, jak zwykle.
-Nie wiem, ale fajny ten kamień.-Powiedziała bawiąc się nim ucieszona ucieszona i szła powoli w stronę jaskini Narie.
-Nie wiem, dość długo.-Powiedziała zamyślając się nad tym. W sumie to chyba jest tu na tyle, że sama tego w stanie nie byłaby policzyć...
-To zaraz tu.-Powiedziała i wskazała na jaskinie, po czym prawie, że na paluszkach skierowała się do jej środka.
zt
-Nie wiem, ale fajny ten kamień.-Powiedziała bawiąc się nim ucieszona ucieszona i szła powoli w stronę jaskini Narie.
-Nie wiem, dość długo.-Powiedziała zamyślając się nad tym. W sumie to chyba jest tu na tyle, że sama tego w stanie nie byłaby policzyć...
-To zaraz tu.-Powiedziała i wskazała na jaskinie, po czym prawie, że na paluszkach skierowała się do jej środka.
zt
- Silver Hunter
- Posłaniec
- Posty: 803
- Gatunek: Gepard grzywiasty
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 25 lip 2017
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 39
- Zręczność: 61
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Silver podążył za Ventrumą do jaskini zamieszkanej przez Narie i jej potomstwo.
z/t
z/t
Zaczekaj nad brzegiem rzeki - wkrótce przypłynie ciało twojego wroga.
- Kisasi
- Posty: 90
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 14 cze 2016
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
- Kontakt:
W końcu Tib skierował na nią swoją uwagę. W tym momencie Kisasi już na prawdę nie wiedziała czego oczekuje od tego spotkania. Wyprostowała się przed Kanclerzem niczym żołnierz na obchodzie generała. Stanie na baczność pomagało jej zachować spokój, a jednocześnie przestawała wyglądać jak żałosna skulona sierota.
- Jestem Kisasi, córka Kovu i Arsy. Przybyłam tu zrzec się wszelkich roszczeń po moim ojcu. - Oznajmiła niemal jednym tchem. Cały czas stała nieruchomo czekając na reakcję obecnego przywódcy Lwiej Ziemi.
- Jestem Kisasi, córka Kovu i Arsy. Przybyłam tu zrzec się wszelkich roszczeń po moim ojcu. - Oznajmiła niemal jednym tchem. Cały czas stała nieruchomo czekając na reakcję obecnego przywódcy Lwiej Ziemi.
- Tib
- Posty: 1323
- Gatunek: lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 24 paź 2014
- Specjalizacja:
- Zdrowie: 100
- Waleczność: 71
- Zręczność: 51
- Percepcja: 35
- Kontakt:
Czekając na odpowiedź zielonookiej lwicy, Tib dostrzegł zbliżających się w jego stronę nastolatków.
-Powiedzmy, że w pracowni Athastana brakowało miejsca i Datura musiała przeprowadzić zabieg w mojej jaskini. Wyleczony postanowił okazać mi wdzięczność w klasyczny dla mieszkańców zachodnich ziem sposób i rzucił się na mnie. Trochę się po przepychaliśmy ale sytuacja została opanowana- zrelacjonował dość wesołym głosem, całość zwieńczając delikatnym uśmiechem. Następnie jego wzrok skierował się ponownie na oblicze brązowej lwicy. Jej słowa....no cóż dość mocno zbiły go z tropu, bo de facto Kanclerz nigdy wcześniej nie słyszał o Kisasi. Na szczecie nauczył się jak w takich sytuacjach zachowywać pokerową twarz wiec wyraz jego pyska pozostawał niezmienny, aż nagle pojawił się na nim delikatny uśmiech.
-No w końcu ktoś normalny- rzucił wesoło.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że postanowiłaś nie iść w ślady Berghi- dodał.
-No dobra, skoro oficjalną część mamy już za sobą to pozwól, że zapytam czy nie chciałbyś się do nas przyłączyć? - powiedział po chwili.
-Oczywiście nie naciskam, a jeżeli poszukujesz kogoś z rodziny, to zawsze możesz się udać do naszej królowej Raisy. Jej matka była siostrą twojego ojca.
-Powiedzmy, że w pracowni Athastana brakowało miejsca i Datura musiała przeprowadzić zabieg w mojej jaskini. Wyleczony postanowił okazać mi wdzięczność w klasyczny dla mieszkańców zachodnich ziem sposób i rzucił się na mnie. Trochę się po przepychaliśmy ale sytuacja została opanowana- zrelacjonował dość wesołym głosem, całość zwieńczając delikatnym uśmiechem. Następnie jego wzrok skierował się ponownie na oblicze brązowej lwicy. Jej słowa....no cóż dość mocno zbiły go z tropu, bo de facto Kanclerz nigdy wcześniej nie słyszał o Kisasi. Na szczecie nauczył się jak w takich sytuacjach zachowywać pokerową twarz wiec wyraz jego pyska pozostawał niezmienny, aż nagle pojawił się na nim delikatny uśmiech.
-No w końcu ktoś normalny- rzucił wesoło.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że postanowiłaś nie iść w ślady Berghi- dodał.
-No dobra, skoro oficjalną część mamy już za sobą to pozwól, że zapytam czy nie chciałbyś się do nas przyłączyć? - powiedział po chwili.
-Oczywiście nie naciskam, a jeżeli poszukujesz kogoś z rodziny, to zawsze możesz się udać do naszej królowej Raisy. Jej matka była siostrą twojego ojca.
- Ushindi
- Król
- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Wyszczerzył się w uśmiechu, nieco niczym Simba i Nala prosząc w filmie o zezwolenie na udanie się "w ekstra miejsce przy wodopoju", gdy jego braciszek wspomniał o tym, iż - rzekomo! - Ushindi zamierzał położyć go trupem. A następnie łapką wskazał Firyę {popraw mnie błagam w odmianie...} z radosnym oznajmieniem, iż to ona jest wszystkiemu winna. No, cóż, przykładne rodzeństwo!
Na uwagę odnośnie braku lwic... Cóż, niemalże go wmurowało. Co się stało z tym nieśmiałym Tauro, który towarzyszył mu raptem kilka chwil temu? Przekrzywił łebek, przyglądając się bratu. No, nie, wyglądał tak samo, więc z pewnością nie został podmieniony. Dopiero po chwili zrozumiał, iż widocznie pojawienie się pozostałych elementów ich rodziny sprawiło, że grał kogoś innego. Nie był takim swobodnym sobą, jak to miało miejsce, kiedy byli we dwóch. Z jednej strony mu to zaimponowało, z drugiej nieco zatroskało. Wolałby, aby lodowooki nie musiał nikogo przed nikim udawać. Ale na pewno nie była to odpowiednia chwila, by dzielić się wątpliwościami!
Słuchał uważnie dalszej wymiany zdań pomiędzy rodzeństwem, wyrywając się jedynie, gdy brat przytkał mu pyszczydło łapkami. Niech się cieszy, że mu tych ślicznych jasnych paluszków nie poobgryzał! Oczywiście nie miał mu niczego za złe, podobnie, jak żadna z uwag Firyi {ponownie, popraw} ani Mkaliego nie sprawiła, by się zezłościł lub zasmucił. Cieszył się ich obecnością.
- Zawsze możesz przerzucić się na facetów, jak ci tak źle - mruknął obojętnie w odpowiedzi Tauro na uwagę odnośnie brak kobiet. Potem też spojrzał na nieco ciemniejszego z rodzeństwa: - Nie, z mamą w porządku. Martwiła się o was. Wiecie, dla niej najlepiej, jakbyście też czasami byli takimi kluchami na skale. I tak, ogon... Ktoś potwornie znęcał się nad nią chyba jeszcze... no.. pośmiertnie... Chociaż niektórzy twierdzą, że ogon nie musi świadczyć o śmierci. No, co innego głowa... - wyjaśnił spokojnie. Cóż, coraz częściej zastanawiał się, czy matka nie była czasami nadopiekuńcza. Inna rzecz, że ostatnio paskudnie go zignorowała, więc chyba nie do końca wierzył w te podejrzenia. Za babami trudno nadążyć!
Potem jego ucho wyłapało skrawek rozmowy kanclerza z obcą mu samicą. Zastrzygł radarem, odruchem odwracając głowę w tamtym kierunku. Wydawało mu się, iż tamta dwójka wspomniała o matce wesołych czworaczków. Co? Moment? Ta samica to ich... ciotka? Spojrzał po pozostałych, zastanawiając się, czy też to usłyszeli, czy raczej wyobraźnia właśnie spłatała mu - niepierwszego już zresztą - psikusa.
- Babka siostrą jej ojca? Jaki to stopień pokrewieństwa? - szepnął. Z karkołomnych obliczeń Ushindiego wychodziło, iż Kisasi była kuzynką Raisy, a więc... kim właściwie była dla nich? Przekręcił pysk, żonglując zaciekawionym spojrzeniem po siostrze i braciach. - Albo po prostu się przesłyszałem...
Na uwagę odnośnie braku lwic... Cóż, niemalże go wmurowało. Co się stało z tym nieśmiałym Tauro, który towarzyszył mu raptem kilka chwil temu? Przekrzywił łebek, przyglądając się bratu. No, nie, wyglądał tak samo, więc z pewnością nie został podmieniony. Dopiero po chwili zrozumiał, iż widocznie pojawienie się pozostałych elementów ich rodziny sprawiło, że grał kogoś innego. Nie był takim swobodnym sobą, jak to miało miejsce, kiedy byli we dwóch. Z jednej strony mu to zaimponowało, z drugiej nieco zatroskało. Wolałby, aby lodowooki nie musiał nikogo przed nikim udawać. Ale na pewno nie była to odpowiednia chwila, by dzielić się wątpliwościami!
Słuchał uważnie dalszej wymiany zdań pomiędzy rodzeństwem, wyrywając się jedynie, gdy brat przytkał mu pyszczydło łapkami. Niech się cieszy, że mu tych ślicznych jasnych paluszków nie poobgryzał! Oczywiście nie miał mu niczego za złe, podobnie, jak żadna z uwag Firyi {ponownie, popraw} ani Mkaliego nie sprawiła, by się zezłościł lub zasmucił. Cieszył się ich obecnością.
- Zawsze możesz przerzucić się na facetów, jak ci tak źle - mruknął obojętnie w odpowiedzi Tauro na uwagę odnośnie brak kobiet. Potem też spojrzał na nieco ciemniejszego z rodzeństwa: - Nie, z mamą w porządku. Martwiła się o was. Wiecie, dla niej najlepiej, jakbyście też czasami byli takimi kluchami na skale. I tak, ogon... Ktoś potwornie znęcał się nad nią chyba jeszcze... no.. pośmiertnie... Chociaż niektórzy twierdzą, że ogon nie musi świadczyć o śmierci. No, co innego głowa... - wyjaśnił spokojnie. Cóż, coraz częściej zastanawiał się, czy matka nie była czasami nadopiekuńcza. Inna rzecz, że ostatnio paskudnie go zignorowała, więc chyba nie do końca wierzył w te podejrzenia. Za babami trudno nadążyć!
Potem jego ucho wyłapało skrawek rozmowy kanclerza z obcą mu samicą. Zastrzygł radarem, odruchem odwracając głowę w tamtym kierunku. Wydawało mu się, iż tamta dwójka wspomniała o matce wesołych czworaczków. Co? Moment? Ta samica to ich... ciotka? Spojrzał po pozostałych, zastanawiając się, czy też to usłyszeli, czy raczej wyobraźnia właśnie spłatała mu - niepierwszego już zresztą - psikusa.
- Babka siostrą jej ojca? Jaki to stopień pokrewieństwa? - szepnął. Z karkołomnych obliczeń Ushindiego wychodziło, iż Kisasi była kuzynką Raisy, a więc... kim właściwie była dla nich? Przekręcił pysk, żonglując zaciekawionym spojrzeniem po siostrze i braciach. - Albo po prostu się przesłyszałem...
- Kisasi
- Posty: 90
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 14 cze 2016
- Waleczność: 40
- Zręczność: 50
- Percepcja: 60
- Kontakt:
O dziwo kanclerz przyjął jej wyznanie całkiem spokojnie.
- Berghi... - Powtórzyła zdziwiona. Oczywiście, ze musieli się znać, jej była królowa ewidentnie miała jakieś roszczenia względem Lwiej Ziemi. - Chyba nie macie się co o nią więcej obawiać. Zniknęła. Zostawiła... swoje stado. - Zostawiła mnie - chciała powiedzieć, ale pewnie brzmiałoby to zbyt dramatycznie. Z resztą Tib nie wygląda na głupiego, domyśli się po tej wypowiedzi, ze Kisasi przynajmniej przez jakiś czas była związana z Królestwem Końca Burzy.
- Nie wiem. Ani Kovu, ani Vitani nie byli mi zbyt bliscy. - Odpowiedziała na ostatnie pytanie, przy czym nie byli zbyt bliscy było łagodnym określeniem na udawanie, ze Kisasi nie istnieje i nie jest z nimi jakkolwiek spokrewniona.
- Berghi... - Powtórzyła zdziwiona. Oczywiście, ze musieli się znać, jej była królowa ewidentnie miała jakieś roszczenia względem Lwiej Ziemi. - Chyba nie macie się co o nią więcej obawiać. Zniknęła. Zostawiła... swoje stado. - Zostawiła mnie - chciała powiedzieć, ale pewnie brzmiałoby to zbyt dramatycznie. Z resztą Tib nie wygląda na głupiego, domyśli się po tej wypowiedzi, ze Kisasi przynajmniej przez jakiś czas była związana z Królestwem Końca Burzy.
- Nie wiem. Ani Kovu, ani Vitani nie byli mi zbyt bliscy. - Odpowiedziała na ostatnie pytanie, przy czym nie byli zbyt bliscy było łagodnym określeniem na udawanie, ze Kisasi nie istnieje i nie jest z nimi jakkolwiek spokrewniona.
- Firya
- Posty: 89
- Gatunek: lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Waleczność: 50
- Zręczność: 45
- Percepcja: 55
- Kontakt:
Roześmiała się złośliwie, kiedy bliski zawału Ushindi pisnął z zaskoczenia. Poklepała go łapą po plecach, jakby chciała go w ten sposób uspokoić i uśmiechnęła się niewinnie do Tauro, którego bębenki uszne chyba najbardziej ucierpiały na reakcję brązowego.
- Z godnością? Tego akurat nie mam na zbyciu, ale jak potrzebujesz badyla albo zdechłego liścia, to pewnie się jakiś znajdzie. - skomentowała, przeczesując łapą jasną grzywkę. Wygarnęła z niej (prawdopodobnie) ostatnie pozostałości po przeprawie przez krzaki, to jest - parę listków i kawałków gałązek - i zrzuciła je na ziemię.
- No i takie obgadywanie to ja rozumiem. - odparła na kolejne słowa Ushiego, po czym spojrzała na Tauro. Sama również nie spodziewała się z jego strony komentarza dotyczącego lwic, a jako starsza AŻ o parę minut siostra czuła się w obowiązku odciągnąć brata ze “złej drogi”.
- Lwice? Teeeż cooś. Po krzakach byś pobiegał, wiesz jakie to rozwijające? - zarzuciła, uśmiechając się zgryźliwie. Zaśmiała się także na komentarze Mkaliego i Ushindiego. Jak widać, rodzeństwo zawsze służy dobrą radą.
Wytłumaczenie Tiba sprawiło, że faktycznie mogła połączyć pewne wątki. Zapach obcego w legowisku kanclerza, woń ziół sugerującą obecność Datury, no i bardzo, bardzo dużo krwi. Teraz to wszystko miało sens.
- Co za półgłówek. Ale dobrze, że jesteś cały. - odparła krótko, ponieważ dostrzegła, że jakaś lwica miała sprawę do kanclerza. Nie było co zabierać mu więcej czasu, tym bardziej, że Ushindi zaczął mówić o sprawie, w jakiej tu przybyli. I wcale nie była to rzecz, którą chciała usłyszeć.
- Co?! - to jedyne, co w tym momencie udało jej się z siebie wydusić. Nie mogła w to uwierzyć. Patrzyła to na Tauro, to na Ushiego, jakby chciała sprawdzić, czy nie jest to jakiś bardzo niestosowny żart. Ale nie mógł nim być. Byli całkowicie poważni.
- Kimkolwiek jest ten zwyrol, należy mu się to samo! Jeśli moją siostrę spotkało coś gorszego niż pozbawienie ogona, to zapewniam, że znajdę go i uduszę. - rzuciła, nie mogąc powstrzymać nerwowego drżenia w głosie. Podobna deklaracja przy jej młodym wieku i dość przeciętnej krzepie mogła brzmieć absurdalnie, lecz w tym momencie naprawdę czuła, że byłaby do tego zdolna. Bardziej niż sam strach, czuła złość. Trochę jeszcze działało w niej wyparcie, zwyczajnie nie mogła wyobrazić sobie, że ich siostry już nie ma. Podobnie jak Mkali, miała wrażenie, że nadal żyje. A jakiś psychol pastwi się nad nią i szydzi z Lwioziemców, podrzucając im jedynie ogon księżniczki ze stadnym medalionem.
/ Ushi, nie mam czego poprawiać - dobrze odmieniasz jej imię :3 /
- Z godnością? Tego akurat nie mam na zbyciu, ale jak potrzebujesz badyla albo zdechłego liścia, to pewnie się jakiś znajdzie. - skomentowała, przeczesując łapą jasną grzywkę. Wygarnęła z niej (prawdopodobnie) ostatnie pozostałości po przeprawie przez krzaki, to jest - parę listków i kawałków gałązek - i zrzuciła je na ziemię.
- No i takie obgadywanie to ja rozumiem. - odparła na kolejne słowa Ushiego, po czym spojrzała na Tauro. Sama również nie spodziewała się z jego strony komentarza dotyczącego lwic, a jako starsza AŻ o parę minut siostra czuła się w obowiązku odciągnąć brata ze “złej drogi”.
- Lwice? Teeeż cooś. Po krzakach byś pobiegał, wiesz jakie to rozwijające? - zarzuciła, uśmiechając się zgryźliwie. Zaśmiała się także na komentarze Mkaliego i Ushindiego. Jak widać, rodzeństwo zawsze służy dobrą radą.
Wytłumaczenie Tiba sprawiło, że faktycznie mogła połączyć pewne wątki. Zapach obcego w legowisku kanclerza, woń ziół sugerującą obecność Datury, no i bardzo, bardzo dużo krwi. Teraz to wszystko miało sens.
- Co za półgłówek. Ale dobrze, że jesteś cały. - odparła krótko, ponieważ dostrzegła, że jakaś lwica miała sprawę do kanclerza. Nie było co zabierać mu więcej czasu, tym bardziej, że Ushindi zaczął mówić o sprawie, w jakiej tu przybyli. I wcale nie była to rzecz, którą chciała usłyszeć.
- Co?! - to jedyne, co w tym momencie udało jej się z siebie wydusić. Nie mogła w to uwierzyć. Patrzyła to na Tauro, to na Ushiego, jakby chciała sprawdzić, czy nie jest to jakiś bardzo niestosowny żart. Ale nie mógł nim być. Byli całkowicie poważni.
- Kimkolwiek jest ten zwyrol, należy mu się to samo! Jeśli moją siostrę spotkało coś gorszego niż pozbawienie ogona, to zapewniam, że znajdę go i uduszę. - rzuciła, nie mogąc powstrzymać nerwowego drżenia w głosie. Podobna deklaracja przy jej młodym wieku i dość przeciętnej krzepie mogła brzmieć absurdalnie, lecz w tym momencie naprawdę czuła, że byłaby do tego zdolna. Bardziej niż sam strach, czuła złość. Trochę jeszcze działało w niej wyparcie, zwyczajnie nie mogła wyobrazić sobie, że ich siostry już nie ma. Podobnie jak Mkali, miała wrażenie, że nadal żyje. A jakiś psychol pastwi się nad nią i szydzi z Lwioziemców, podrzucając im jedynie ogon księżniczki ze stadnym medalionem.
/ Ushi, nie mam czego poprawiać - dobrze odmieniasz jej imię :3 /
<ref>
Uśmiechnął się, słysząc komentarz wychwalający zalety latania po zaroślach - niedawno sam miał okazję się co do tego przekonać. Zdecydowanie powinni kiedyś zabrać resztę na podobny spacer.
Przenosząc na chwilę uwagę na Tiba, pokiwał głową, słuchając jego wyjaśnień - tak, to zdecydowanie miało sens. Choć prócz odpowiedzi pojawiły się nowe pytania - przede wszystkim co takiego się stało że pracownia szamana była aż tak zapchana? No i skąd na Skale wziął się ktoś z zachodu? - wbił w kanclerza pytające spojrzeniez jednak ten jednak zajął się już brązową lwicą, rozmawiając z nim o jakiś prawach i stopniach pokrewieństwa - jednak nie znając całego kontekstu, urywane fragmentu jej wypowiedzi nie przykuły w tym momencie jego uwagi, którą zamiast tego poświęcił słową brata...
- Nie... to nie możliwe... - stwierdził po prostu gdy jego świadomość odmówiła przyjęcia do wiadomości możliwości iż Sariny nie ma już między żywymi. W tym przekonaniu utwierdziły go jeszcze słowa Ushindiego, a także, a właściwe przede wszystkim, sposób w jaki je wypowiadał - spokojnie, niczym zasłyszane od kogoś analizy dotyczące nie siostry, a kogoś odległego. Z tego powodu uznał, że brat również nie brało na poważnie możliwości jej śmierci - w przeciwnym wypadku nie mówił by o tym z takim spokojem.
Z pewnością to wszystko było jakimś nieporozumieniem - może Sarina zgubiła gdzieś medalion, a ktoś postanowił sobie zrobić na tej kanwie makabryczny żart. W ostateczności mogło może się nawet zdarzyć tak, że siostrę faktycznie uwięził jakiś psychopata... I biada mu, jeśli rzeczywiście odważył się ją tknąć.
Nie dokładał już kolejnych gróźb do tego co powiedziała Firya - wszak opisała dokłdnie i jego odczucia, więc spojrzał tylko na nią i przytaknął łbem jej słowom, następnie zaś czując budzącą się złość, zgrzytnął zębami.
Może dla kogoś z zewnątrz wypowiedziana przed chwilę deklaracja siostry brzmiała by śmiesznie - on jednak miał świadomość, że rzeczywiście jest w stanie to uczynić. Zakładając oczywiście że zdąży, zamiast on sam wepchnie temu zwyrodnialcowi do gardła jego własny, odcięty ogon - co w tej sytuacji wydawało się być właściwym sposobem wymierzenia sprawiedliwości.
Wysłuchawszy braci miał jednak poczucie, że powinni jeszcze porozmawiać z mamą - niemym ruchem głowy zasugerował więc siostrze wyruszenie w kierunku ich rodzinnej jaskini, po czym sam obrócił we wskazanym przez siebie kierunku.
~Zt.
Przenosząc na chwilę uwagę na Tiba, pokiwał głową, słuchając jego wyjaśnień - tak, to zdecydowanie miało sens. Choć prócz odpowiedzi pojawiły się nowe pytania - przede wszystkim co takiego się stało że pracownia szamana była aż tak zapchana? No i skąd na Skale wziął się ktoś z zachodu? - wbił w kanclerza pytające spojrzeniez jednak ten jednak zajął się już brązową lwicą, rozmawiając z nim o jakiś prawach i stopniach pokrewieństwa - jednak nie znając całego kontekstu, urywane fragmentu jej wypowiedzi nie przykuły w tym momencie jego uwagi, którą zamiast tego poświęcił słową brata...
- Nie... to nie możliwe... - stwierdził po prostu gdy jego świadomość odmówiła przyjęcia do wiadomości możliwości iż Sariny nie ma już między żywymi. W tym przekonaniu utwierdziły go jeszcze słowa Ushindiego, a także, a właściwe przede wszystkim, sposób w jaki je wypowiadał - spokojnie, niczym zasłyszane od kogoś analizy dotyczące nie siostry, a kogoś odległego. Z tego powodu uznał, że brat również nie brało na poważnie możliwości jej śmierci - w przeciwnym wypadku nie mówił by o tym z takim spokojem.
Z pewnością to wszystko było jakimś nieporozumieniem - może Sarina zgubiła gdzieś medalion, a ktoś postanowił sobie zrobić na tej kanwie makabryczny żart. W ostateczności mogło może się nawet zdarzyć tak, że siostrę faktycznie uwięził jakiś psychopata... I biada mu, jeśli rzeczywiście odważył się ją tknąć.
Nie dokładał już kolejnych gróźb do tego co powiedziała Firya - wszak opisała dokłdnie i jego odczucia, więc spojrzał tylko na nią i przytaknął łbem jej słowom, następnie zaś czując budzącą się złość, zgrzytnął zębami.
Może dla kogoś z zewnątrz wypowiedziana przed chwilę deklaracja siostry brzmiała by śmiesznie - on jednak miał świadomość, że rzeczywiście jest w stanie to uczynić. Zakładając oczywiście że zdąży, zamiast on sam wepchnie temu zwyrodnialcowi do gardła jego własny, odcięty ogon - co w tej sytuacji wydawało się być właściwym sposobem wymierzenia sprawiedliwości.
Wysłuchawszy braci miał jednak poczucie, że powinni jeszcze porozmawiać z mamą - niemym ruchem głowy zasugerował więc siostrze wyruszenie w kierunku ich rodzinnej jaskini, po czym sam obrócił we wskazanym przez siebie kierunku.
~Zt.
- Ushindi
- Król
- Posty: 609
- Gatunek: Lew
- Płeć: Samiec
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Specjalizacja:
- Waleczność: 52
- Zręczność: 60
- Percepcja: 40
- Kontakt:
Każda żałoba ma swoje etapy. Ushindi był już na tym, kiedy brakuje łez, by płakać. Oczy piekły już niemalże bez przerwy - paradoksalnie obecnie paskudnie wysuszone na skutek niedoboru snu. Może faktycznie sprawiał wrażenie spokojnego i pogodzonego z tym, jaki los spotkał małą Sarinę. Może faktycznie wyglądał, jakby nie wierzył w jej śmierć. Jednak wszelkie nadzieje już się rozpierzchły jakiś czas temu, zakładając, iż Haki czy nawet sam Kanclerz był w stanie takowe rozniecić w jego niewinnym, dziecięcym przecież nadal, serduszku. On już swoje światu nawyrzucał. On już wyklął jego niesprawiedliwość. On już się nawygrażał temu, kto tak boleśnie zakomunikował, iż miał do czynienia z ich siostrzyczką. Doskonale więc wiedział, przez co przechodzili właśnie ci, na których ta wieść spadła nieco później. Współczuł im, jednocześnie wspierał oraz świetnie rozumiał. Emocje mają to do siebie, iż z czasem męczą organizm i wygasają. Pozostawało czekać, aż ta fala zdradzieckiego, nieprawdziwego spokoju zaleje Mkaliego i Firyę.
Spojrzał na siostrę, próbując za pomocą spojrzenia tego przesłać jej jak najwięcej siły, aby wytrwała w nowej sytuacji, z nową informacją ciążącą na jej duszy.
- Od patyka wolałbym kawałek mięsa. Nie uwierzę, że w tych krzaczorach nie trafiłaś na nic jadalnego? - oczywiście nie mówił poważnie, wszak syty był po wierzchołek łba. Niemniej liczył, iż jakoś odwróci chociaż część myśli od tej przykrości, na którą żadne z nich nie było przygotowanym; na którą chyba nie można być gotowym, wszak mimo wszystko raczej nie dopuszzca się do świadomości tego, jak realną może okazać się śmierć.
Ushindi uznał, iż zaproponowanie, że rozprawi się z tym ogonoodgryzaczem wraz z nimi uznał za zbędną - przecież to było oczywiste! W sumie jako ten, który natrafił się na makabryczne znalezisko, jako pierwszy wpadł na taką myśl. Jednak emocje nie były najlepszym doradcą, co zrozumiał nie bez trudu. Potrzebowali planu.
- Najpierw trzeba by ustalić, kto to był. I czy miało to jakiś związek z podtruciem wodopoju - powiedział rzeczowym tonem, niczym sprzedawca ubezpieczeń klepie wyuczone formułki.
Zaraz też zauważył sygnał, który Mkali posłał siostrze. Skinął łbem, jakoby z przyzwoleniem, chociaż przecież nie miał prawa decydować o dalszych poczynaniach brata. W końcu byli prawie dorośli, wiedzieli co robią! Byleby tylko nie skończyli tak, jak Sarina... Martwił się o nich, gdy ich nie było; teraz, kiedy się zjawili, wcale nie martwił się mniej.
- Ostatnio widziałem ją w Królewskiej. Do zobaczenia - rzekł, skinąwszy głęboko łbem w ramach pożegnania. A potem spojrzał na Tauro, jakby chcąc za pomocą wejrzenia spytać, co dalej robią? Skoro plany spełniły się, nim je zaczęli w ogóle wdrażać... W sumie świetni byli! Znaleźli rodzeństwo, nawet go nie szukając!
Spojrzał na siostrę, próbując za pomocą spojrzenia tego przesłać jej jak najwięcej siły, aby wytrwała w nowej sytuacji, z nową informacją ciążącą na jej duszy.
- Od patyka wolałbym kawałek mięsa. Nie uwierzę, że w tych krzaczorach nie trafiłaś na nic jadalnego? - oczywiście nie mówił poważnie, wszak syty był po wierzchołek łba. Niemniej liczył, iż jakoś odwróci chociaż część myśli od tej przykrości, na którą żadne z nich nie było przygotowanym; na którą chyba nie można być gotowym, wszak mimo wszystko raczej nie dopuszzca się do świadomości tego, jak realną może okazać się śmierć.
Ushindi uznał, iż zaproponowanie, że rozprawi się z tym ogonoodgryzaczem wraz z nimi uznał za zbędną - przecież to było oczywiste! W sumie jako ten, który natrafił się na makabryczne znalezisko, jako pierwszy wpadł na taką myśl. Jednak emocje nie były najlepszym doradcą, co zrozumiał nie bez trudu. Potrzebowali planu.
- Najpierw trzeba by ustalić, kto to był. I czy miało to jakiś związek z podtruciem wodopoju - powiedział rzeczowym tonem, niczym sprzedawca ubezpieczeń klepie wyuczone formułki.
Zaraz też zauważył sygnał, który Mkali posłał siostrze. Skinął łbem, jakoby z przyzwoleniem, chociaż przecież nie miał prawa decydować o dalszych poczynaniach brata. W końcu byli prawie dorośli, wiedzieli co robią! Byleby tylko nie skończyli tak, jak Sarina... Martwił się o nich, gdy ich nie było; teraz, kiedy się zjawili, wcale nie martwił się mniej.
- Ostatnio widziałem ją w Królewskiej. Do zobaczenia - rzekł, skinąwszy głęboko łbem w ramach pożegnania. A potem spojrzał na Tauro, jakby chcąc za pomocą wejrzenia spytać, co dalej robią? Skoro plany spełniły się, nim je zaczęli w ogóle wdrażać... W sumie świetni byli! Znaleźli rodzeństwo, nawet go nie szukając!
Ostatnio zmieniony 30 sty 2020, 1:38 przez Ushindi, łącznie zmieniany 1 raz.
- Firya
- Posty: 89
- Gatunek: lew
- Płeć: Samica
- Data urodzenia: 10 lip 2019
- Waleczność: 50
- Zręczność: 45
- Percepcja: 55
- Kontakt:
Myśli, które zagnieździły się teraz w jej głowie, nie dawały jej spokoju. Czy to w porządku tak stać bezczynnie, podczas gdy jej siostra właśnie siedzi gdzieś zamknięta, torturowana i, być może, umierająca? Chciała natychmiast wiedzieć, kim ten psychol jest i gdzie jest. Lecz wtedy uderzała ją chłodna rzeczywistość, w której przecież prawdy nie znał nikt. I nie wiadomo, czy ktokolwiek ją odkryje. Czuła frustrację, ale czuła też niepokój. Czy to możliwe, że tamten dzień, w którym Sarina zniknęła, był ostatnim, w którym mogła ją jeszcze zobaczyć? Znała ją tak krótko, a przecież była jej siostrą... Dlaczego?
Próba zażartowania ze strony Ushindiego nie rozdrażniła jej, ale też nie ucieszyła. W zasadzie trudno powiedzieć, żeby czuła cokolwiek. Spojrzała jednak na niego, starając się również obdarzyć go chociaż odrobiną normalności. Wiedziała, że musiał przetrwać już te gorsze momenty, a widok podłamanego rodzeństwa z pewnością przypominał mu tamten stan.
- Jeśli gustujesz w pająkach, to było ich tam całkiem sporo. - odparła, siląc się na głupkowaty uśmiech, ale ten prędko zmył się z jej pyska. Spojrzała na Mkaliego, który już nawet nic nie mówił. Ale i bez tego rozumiała go doskonale. Wszyscy się rozumieli.
Poczuła to szczególnie, gdy Ushindi zaczął nakreślać im plan działania.
- Zajmiemy się tym. Ale teraz musimy zobaczyć się z mamą - spotkajmy się później. - zaproponowała, zerkając na Mkaliego i odczytując jego gest. Po tym dogoniła go i razem z nim udała się do jaskini.
/ zt
Próba zażartowania ze strony Ushindiego nie rozdrażniła jej, ale też nie ucieszyła. W zasadzie trudno powiedzieć, żeby czuła cokolwiek. Spojrzała jednak na niego, starając się również obdarzyć go chociaż odrobiną normalności. Wiedziała, że musiał przetrwać już te gorsze momenty, a widok podłamanego rodzeństwa z pewnością przypominał mu tamten stan.
- Jeśli gustujesz w pająkach, to było ich tam całkiem sporo. - odparła, siląc się na głupkowaty uśmiech, ale ten prędko zmył się z jej pyska. Spojrzała na Mkaliego, który już nawet nic nie mówił. Ale i bez tego rozumiała go doskonale. Wszyscy się rozumieli.
Poczuła to szczególnie, gdy Ushindi zaczął nakreślać im plan działania.
- Zajmiemy się tym. Ale teraz musimy zobaczyć się z mamą - spotkajmy się później. - zaproponowała, zerkając na Mkaliego i odczytując jego gest. Po tym dogoniła go i razem z nim udała się do jaskini.
/ zt
<ref>
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości